czwartek, 9 kwietnia 2015

289. Krew i kartofle, czyli konspiracja w cieniu Pałacu Kultury (cz. 1/2)

Szanowni Czytelnicy!
Pamiętacie Nazi Opko i to, jak wyglądał Kraków podczas okupacji? Kawiarnie pełne ludzi, słodycze, telewizory i żel pod prysznic? Dzisiaj dowiemy się, jak w tym samym czasie żyło się w okupowanej Warszawie…
Nad tym opkiem unosi się duch naiwnej bezmyślności (albo bezmyślnej naiwności) oraz braku wyobraźni. Ałtorka nie jest mianowicie w stanie wyobrazić sobie, w jaki sposób wychowanie i wdrażany od dziecka system wartości wpływa na sposób myślenia - dlatego bohaterkami swego fanfika do “Kamieni na szaniec” uczyniła najmniej prawdopodobne osoby… Za chwilę je poznacie.
Dowiemy się też tego i owego o warszawskiej architekturze, o rozrywkach i menu mieszkańców, a także poznamy ciekawe okazy ulicznej fauny.
Indżojcie!


Analizują: Kura, Dzidka, Babatunde Wolaka, Mikan, Gabs i Jasza.  




Prolog: "Pijalnia czekolady Wedla"

Na ulicy Szpitalnej numer 8 w Warszawie od wielu lat ulokowana była pijalnia czekolady Wedla. Każdego dnia liczba klientów była tak porażająca, że właściciel musiał co chwila zatrudniać kolejnych pracowników, bo brakowało mu rąk do pomocy.
Jak to w czasie wojny - ludzie nic, tylko się bawią i piją czekoladę.
Chleba nie ma, to się pije czekoladę i je ciastka.
W każdym razie można posiedzieć w towarzystwie.


I to właśnie ten mały lokal na swoje ulubione miejsce obrała niska, filigranowa brunetka – Nina Dresner,
Zapamiętajmy, że Nina jest brunetką, ok?


młoda Niemka, która Warszawę znała niczym własną kieszeń w ukochanym, czarnym płaszczyku.
Nie, aŁtorko, związki frazeologiczne typu “znać jak własną kieszeń” nie potrzebują żadnych dodatkowych dopisków.


Siedziała właśnie przy stoliku obok okna, z którego rozciągał się widok na zatłoczoną warszawską ulicę i Pałac Kultury i Nauki w oddali.
Gdyż Pałac Kultury i Nauki był w Warszawie od zawsze. Zbudował go jeszcze król Zygmunt, po powrocie z Ameryki, gdzie zobaczył Empire State Building i stwierdził, że stać nas na lepszy.


Gromki śmiech rozniósł się po sali, gdy jej młodsza siostra, Eden, opowiedziała jej jakiś żart.
Eden? A skąd, na litość, takie imię - hebrajskie!!! - u młodej Niemki?!
To musi być skrót od “ewig deutsch, ewig national”.


Obydwie zaczęły śmiać się tak donośnie i wesoło, że wszyscy w pomieszczeniu musieli chociaż na chwilę na nie spojrzeć. Musieli spojrzeć na te trzy młode dziewczyny, bo ostatnia zawtórowała im trochę później, gdyż popijała gorącą czekoladę i mało brakowało, a oblałaby się napojem.
Z opóźnieniem zrozumiała dowcip.
Musiała sobie najpierw przetłumaczyć.


Ta trzecia, spóźniona, to była Zofia Pałasz, ich najlepsza przyjaciółka.
AŁtorko droga, proszę, przybliż nam okoliczności, w jakich młoda Polka w okupowanej Warszawie mogła zaprzyjaźnić się z rówieśniczkami - Niemkami. A także stan umysłu, który pozwalał jej wesoło spędzać z nimi czas w pijalni czekolady, podczas gdy być może tuż za rogiem trwała łapanka…
To nie ją łapali, więc zero powodów do zmartwień.
AŁtorka sobie wymyśliła romantyczny wątek przyjaźni “wojna wojną, a my jesteśmy ponad podziałami”. Nie ma najwyraźniej pojęcia, że Polacy jako obywatele trzeciej kategorii nie mieliby specjalnie możliwości nawiązania bliższej znajomości z Niemcami, pomijając już to, że się do tego nie palili, a Niemcy… A czy ty, droga aŁtorko, zaprzyjaźniłabyś się na przykład ze starą łopatą? Polak dla Niemca był przedmiotem użytkowym, niczym więcej.
Aha, bo może tego też nie wiesz: w czasie okupacji Polacy nie chodzili do szkoły.
Taka ciekawostka: Polaków pod okupacją obowiązywał ze strony Państwa Podziemnego zakaz utrzymywania stosunków towarzyskich z Niemcami (kodeks moralności). Tymczasem w tzw. Kraju Warty Niemcy mieli oficjalny, prawny zakaz utrzymywania takich stosunków z Polakami (źródło).
Tak sobie myślę… Jeżeli znała Warszawę jak kieszeń płaszczyka, czy jak tam to szło, to może bywała w mieście przed wojną i wtedy zaprzyjaźniła się z Polką? Względnie jest Niemką warszawską?
Dobrze kombinujesz, ale w dalszej akcji wyjaśni się, że jednak nie.
Szkoda. To by ułatwiało parę kwestii.


To trio było widywane wszędzie razem, nigdy oddzielnie. A teraz, chociaż wokół nich ponoć toczyła się wojna, one śmiały się wesoło w pijalni czekolady, jakby nic innego jak słodycze się dla nich nie liczyło.
Ok, mamy dwie Niemki i folksdojczkę - interesujący pomysł, by wybrać akurat takie bohaterki do fanfika do “Kamieni na szaniec”. Ciekawe, jak aŁtorka z tego wybrnie.
Drżę.
Ja bym tu widział potencjał do niezłej finałowej rzezi, większej niż w oryginale.


Tadeusz Zawadzki zwykle w pijalni Wedla nie bywał – uznawał takie wizyty za kompletną stratę czasu.
Fakt - po pierwsze, jako Polak, mógł kupić na kartki tylko podstawowe produkty żywnościowe, żadnych słodyczy, a po drugie, pijalnia Wedla, jak większość eleganckich lokali, prawdopodobnie była nur für Deutsche.
Wyroby cukiernicze kupowało się od pań z inteligenckich domów, które wypiekami nieraz zarabiały na utrzymanie. Proces produkcji w okupacyjnych warunkach był trudny, więc i ciasta nie tanie.


Tam jednak pracował Zygmunt Kaczyński, jego kolega, znany także jako Wesoły,
Wesoły nie pracował jako kelner, tylko jako akwizytor, dzięki temu miał wstęp do różnych niemieckich instytucji, m. in. do siedziby Gestapo w Alei Szucha.
Ojtam, uprawiał sabotaż, rozpuszczając w czekoladzie pastylki na sraczkę für Deutsche.


a Tadek musiał odebrać prezent dla młodszej siostry, Ani, bo miała tego dnia urodziny.
– Ptasie mleczko, tak, jak chciałeś
Wesoły, miejże trochę przyzwoitości, tak na oczach szefa okradasz firmę?
Lepiej by kiełbasy skombinował.


(Znaczy: Tadeusz mu za to ptasie mleczko zapłacił, ale tak czy inaczej - mógł je nabyć tylko “spod lady”)


Tadeusz dopytuje się, kim są dziewczyny przy stoliku, a wychodząc, wymienia spojrzenia z Niną. Brace yourselves, Tró Loff is coming!


Gdyby to tylko od tej dwójki zależało, to już nigdy by nie myśleli o tej nic nie znaczącej chwili. Ot, dwójka nieznajomych przez chwilę na siebie popatrzyła, no to co? To się dzieje na ulicy każdego dnia.
Ale to nie od nich zależało, o nie.
Nikt nie powiedział, że będzie łatwo! - zarechotał Imperatyw Narracyjny.
Rudy i Zośka mają zdecydowanie przerąbane: mało, że okupacja, mało, że konspiracja, to jeszcze są w opku!


Tadeusz wyszedł ze sklepu i natychmiast wpadł na swojego najlepszego przyjaciela, Janka Bytnara, którego jak zwykle rozczochrana czupryna była już tak poplątana przez wiatr, że tylko fryzjer mógłby tu zaradzić – i jedyną radą na tą katastrofę byłoby ścięcie tych kudłów.
– Widzisz, mówiłem, że Wesoły wszystko potrafi załatwić – Janek mrugnął do kolegi, jakby dumny z siebie. Tadeusz machnął wymijająco ręką, jakby chciał go zbyć. – Oj no weź, Zośka, coś ty ostatnio taki markotny? Zachowujesz się tak, jakbym ci ojca łopatą zabił.
Uśmiechnij się, życie jest piękne, ludzie tacy mili, słoneczko świeci...


Nazwany Zośką Tadeusz zaśmiał się cicho pod nosem. Dobry humor przyjaciela i jemu się udzielał.
– A tak swoją drogą, to ciągle zapominam zapytać, kiedy poznamy tą twoją tajemniczą narzeczoną – zażartował Tadeusz, popychając lekko kolegę tak, że oparł się o ścianę budynku.
Na czym polegał tu żart? W rzeczywistości Zośka bez przerwy zamęczał Rudego pytaniami o narzeczoną?


Janek, zwany także Rudym, zaśmiał się nerwowo, drapiąc się po karku.
Złapał gdzieś wszy?


Rzucił jeszcze jedno tęskne spojrzenie w stronę pijalni Wedla. Jakby coś tam zostawiał, jakby coś opuszczał, jakby czegoś zapomniał [portfel] i chciał się po to wrócić [zdecydowanie portfel], ale prędko minął mu ten stan, kiedy napotkał zaciekawione spojrzenie Zośki. – No? To co? Chłopaki też się już niecierpliwią.
I Nowy Pudelek Warszawski nie ma o czym pisać.


– Niedługo – zapewnił go Rudy. – Już niedługo… muszę tylko… porozmawiać z nią o tym. No wiesz, przygotować na szok. Żeby nie padła na zawał, jak ją wprowadzę do małego pomieszczenia wypełnionego po brzegi chłopakami z bronią. Sam rozumiesz dylemat.
Rozumiem, że absolutnie nie było takiej opcji, żeby Rudy przedstawił dziewczynie swoich kolegów, nie wspominając o ich konspiracyjnej robocie?
(btw, jeśli to lato 1942, to chłopaki wciąż jeszcze działają w małym sabotażu, ich bronią jest farba, kreda, ulotki i podziemne gazetki)
Gdyby nic nie wspominał o konspiracji, straciłby sporo z lansu. Podobnie koledzy, gdyby chociaż na moment schowali broń.


Na tym ich rozmowa się skończyła; skręcając w boczną uliczkę, obrali kurs na siedzibę Orszy, swojego dowódcy.
Gdyby tylko wiedzieli, że taka zwykła pijalnia czekolady Wedla na ulicy Szpitalnej numer 8 zmieni ich życia na zawsze…
Tja. Tak jakby wojna nie dość je zmieniła. Ale co tam wojna wobec Tró Loff!


Rozdział 1: "Warszawskie kotwiczki"

Lipiec roku 1942 był upalny. Tak upalny, że na Starym Mieście ludzie zamawiali szklankę wody, aby przemyć twarz. Warszawa umierała z gorąca. Tak samo jak i każdy jej mieszkaniec.
Przy okazji znajdowała się w środku wojny, ale nikt już na nią nie zwracał uwagi.
Przyzwyczaili się.


Był już wieczór, kiedy Nina i Eden Dresner, wraz ze swoją przyjaciółką Zosią, szły ulicą Marszałkowską. Zmierzały w stronę mieszkania młodej Pałasz, która żyła blisko Parku Saskiego.
Pod trzecim krzaczkiem od lewej.


Zdecydowały się przenocować u niej, sądząc, że nie zdążą przed godziną policyjną wrócić do domu na ulicy Mickiewicza, a Zosia natychmiast się zgodziła.
Godzina policyjna obowiązywała Polaków i Żydów, a panny są Niemkami. Ok, Zosia jest Polką, ale stawiam szampana przeciw jabolowi, że folksdojczką - w opisanych okolicznościach po prostu nie może być nikim innym. Zwłaszcza, że mieszka w pobliżu Ogrodu Saskiego - znaczy, w Śródmieściu, którego spora część przeznaczona była nur für Deutsche.
(Oraz stawiam drugiego szampana, że aŁtorce nawet przez sekundę nie przyszło do głowy, jakie wnioski nasuwa zachowanie Zosi. Btw, powinna nazywać się raczej Sophie Palasch albo jakoś podobnie - nie po to człowiek podpisuje volkslistę, żeby potem obnosić się z nazwiskiem w języku podludzi.)


Nina nagle zatrzymała się jak wryta i cmoknęła cicho.
– Wracam po ptasie mleczko – mruknęła pod nosem zdecydowanie, a Eden wzniosła ręce ku niebu, jakby prosiła Boga o pomoc i litość. – Cicho, zdążę.
– Nina, zlituj się – Eden zajęczała cicho, lekko poirytowana zachowaniem siostry. – Zośka, powiedz jej coś.
Zosia jednak tylko wyjęła z portmonetki kilka monet i włożyła je w dłonie Niny.
– Weź dwie tabliczki mlecznej dla mnie – dodała.
Taka ciekawostka: w GG monety kończyły się na pięćdziesięciogroszówce, złotówka już była banknotem. A że czekolada, jako towar luksusowy, musiała być droga, to za “kilka monet” kupiła sobie chyba dwie kostki a nie dwie tabliczki ;)
Jedno z konspiracyjnych pism podawało, że za cieniutki kawałek tortu płaciło się od sześciu do piętnastu złotych, czekolada nie mogła być dużo tańsza.


Eden poddała się i machnęła wymijająco ręką, jakby już w pewnym sensie przyzwyczajona była do takich akcji. – Tylko wróć na czas, będziemy czekały na klatce, dobrze?
Nina mrugnęła do nich porozumiewawczo i w podskokach ruszyła w przeciwnym do swoich przyjaciółek kierunku.
Dziewczęta ile mają lat? Pałasz ma mieszkanie, znaczy się pracuje i jest w stanie sama się utrzymać. A Nina to dziesięcioletnie dzieciątko, co sobie tak beztrosko podskakuje na ulicy?
Według opisu w zakładce o bohaterach, Nina i Zosia mają po 20, Eden - 18. Ale nie oczekuj od nich zachowania zgodnego z wiekiem.


Wracała do pijalni czekolady Wedla na ulicy Szpitalnej, pewna swego. Jej czerwona sukienka w białe grochy przywoływała uśmiechy na twarzach przechodniów. Niektórzy kłaniali jej się grzecznie, bo była w końcu panienką Dresner.
Znaną w całej Warszawie, bo…?
Bo przemierzała ulice w podskokach. Od Bielan po Służew powtarzano z ust do ust opowieści o dziewczynie znanej jako Kanguroniemka.
Kangurek Sieg Heil.


Czasami chciałaby być po prostu… Ninką.
Och, to ciężkie życie celebrytki!


Myśląc, jakby tutaj skrócić sobie drogę, skręciła w ulicę Rysią, by potem obrać kurs na Jasną. Bóg jeden wiedział, że to był zły pomysł. Kiedy tylko za plecami zniknął jej widok na Marszałkowską, usłyszała kroki.
A trzeba się było trzymać tej durnej Marszałkowskiej…
Tam jest cicho, pusto i żadnych kroków.


Dwie pary kroków.
Co to jest “para kroków”?
Krok lewą nogą i krok prawą.


Robiło się nieciekawie. Nina zacisnęła pięści, przyspieszając kroku, ale ci, którzy szli za nią, zrobili to samo. Westchnęła, niezbyt tym faktem zadowolona. W końcu odwróciła się i spojrzała w oczy dwóm wyższym od siebie mężczyznom, którzy jak na zawołanie także się zatrzymali. I to kilka metrów przed nią.
Czyli dość daleko, niezbyt dobry punkt wyjścia do ataku.


Nina się nie bała – ona potrafiła o siebie zadbać.
Zanim jednak miała szansę wyjąć z torebki swoją broń od ojca, oprychy się na nią rzuciły, a ona krzyknęła krótko. Nie ze strachu. Po prostu ją zaskoczyli.
Ups! Musieli się poruszać z prędkością Edka Cullena startującego do Belli, skoro jednak nie zdążyła wyciągnąć broni.
Bo to jest logiczne, że broń palną nosi się w torebce, w razie napadu przeszukuje tę torebkę zamiast zwyczajnie zaprawić torebką napastnika w skroń.


A Warszawa tylko wydawała się takim dużym miastem, naprawdę.
Los chciał, żeby ten krótki krzyk usłyszał przechodzący właśnie obok młody mężczyzna, który zmierzał prosto do domu przed godziną policyjną. Coś jednak kazało mu zawrócić i pomóc tej dziewczynie – nie tylko obowiązek, ale i przeczucie.
Imperatyw Narracyjny kopnął go w dupę.


I zdziwił się, kiedy zauważył, że ta mała istotka uporała się z jednym z mężczyzn. Jej złote włosy nie były już związane w warkocz – a tą misterną fryzurę miała na głowie dosłownie chwilę temu – ale opadały na ramiona.
Sorry, że wcinam się z tak prozaiczną uwagą w tę jakże emocjonującą scenę - ale czy pamiętamy, że na początku opowieści Nina była brunetką?
Jej włosy miały odcień ropy naftowej, zwanej czarnym złotem.


Stała naprzeciwko drugiego oprawcy, z uniesionymi pięściami, kiedy ten drugi kulił się w kącie, trzymając się jedną dłonią za nos a drugą za krocze.
A co w tym czasie robił ten pierwszy?


Tadeusz Zawadzki zmarszczył czoło i przechylił delikatnie głowę. To małe… coś, załatwiło dwa razy większego faceta? Małe to coś. Ale silne jak diabli.
Niekoniecznie. Skoro przyrżnęła napastnikowi w nos i krocze to zwyczajnie umiała szybko walnąć tam, gdzie trzeba. Nie trzeba mocno, wystarczy precyzyjnie.
Cóż, kangur potrafi nieźle przyłożyć.


Lepiej temu czemuś nie podpadać, pomyślał. A potem ocknął się z transu i podbiegł do dziewczyny, rzucając się na jej napastnika. W kilka minut się z nim uporał, i obydwaj uciekli, zostawiając Tadeusza sam na sam z tajemniczą dziewczyną.
Kto z kim uciekł i kto kogo z kim zostawił? Albo muszę to sobie rozrysować, albo koleś uciekł z jednym z napastników.


– Sama bym sobie poradziła – warknęła, zbierając z ziemi swoją rozerwaną torebkę i zniszczoną bransoletkę. Tadeusz prychnął z niedowierzaniem, obserwując ją uważnie.
– W moim towarzystwie wystarczyłoby zwykłe dziękuję – powiedział spokojnie, splatając ręce na piersi. Nina podniosła wzrok, aby na niego spojrzeć, ale żadnym przyjaznym wyrazem twarzy go nie zaszczyciła. Wręcz przeciwnie: skrzywiła się niemiłosiernie, myśląc o nim jako o jednym z takich, co to pomagają i też zapłaty oczekują.
A niektórzy znowuż są tak skąpi, że nawet “dziękuję” im żal...


– O pomoc nie prosiłam – odparowała nieprzyjemnie Nina, podnosząc się z kolan. Otrzepała je z ziemi i dumnym krokiem ruszyła przed siebie, zdeterminowana, aby jednak swoje ptasie mleczko kupić, a i Zosi dostarczyć jej czekoladę. Tadeusz uniósł brwi, niedowierzając, kiedy dziewczyna wyminęła go szerokim łukiem.
Tak się zastanawiam nad priorytetami. Owszem, to są Niemki, więc w zajętej wojną Warszawie jest im zdecydowanie łatwiej niż komukolwiek innemu. Zastanawia mnie tylko, czy naprawdę zdecydowanym priorytetem w trakcie wojny dla kogokolwiek były słodycze, a nie troska o własne bezpieczeństwo.
Jeżeli bezpieczeństwa i tak się nie było pewnym, to przynajmniej coś słodkiego by się zjadło.


– Czekaj, czekaj – zatrzymał ją, trzymając lekko za ramię, ale ona zmierzyła go nienawistnym spojrzeniem. Gdyby wzrok mógł zabijać, Tadeusz dawno by już nie żył. Dodatkowym faktem działającym na jego niekorzyść było to, że to zawsze jego mogła oskarżyć o napaść, i skończyłby na Szucha, albo Bóg wie gdzie.
Tyle gadania o pomaganiu napadanym kobietom. O reagowaniu na przemoc, a tu małolata za pomoc może rozważać fałszywe oskarżenie. Kopcie dołki pod sobą, kopcie.


Ale Nina nie była taką Niemką, za jaką ją wszyscy postrzegali.
Zwyczajnie głupszą.


– Ale nic ci nie jest? – upewniał się Tadeusz, chociaż średnio miał na to ochotę. Dopiero ją poznał, a już działała mu na nerwy. Nina wyrwała rękę z jego uścisku i pokręciła głową energicznie.
– Nic a nic – powiedziała, poprawiając włosy. – A teraz, niech mnie pan zostawi, bo zacznę krzyczeć.
– Nie zaczniesz.
– A przekonać się chcesz?
– I tak nie będziesz krzyczeć wystarczająco głośno, aby ktoś cię usłyszał.
– Ach, widzisz, ludzie mnie nie doceniają.
– Przeszliśmy na ty.
– Nina.
– Tadeusz.
– Co myśmy właśnie zrobili?
– Sam do końca nie wiem.
– Nie lubię się przedstawiać.
– Ja też nie.
Marchewki z groszkiem też nie lubię. I gadania od rzeczy.
Mnie zastanawia jedno: PO JAKIEMU oni rozmawiają? Nie mówcie, że po polsku…
Proponuję po łacinie.


I to był właśnie ten moment. Nina zmarszczyła czoło, myśląc nad czymś intensywnie, a Tadeusz zrobił dwa kroki w tył, lekko skołowany tą jej nagłą zmianą w zachowaniu.
Myśli. Może być groźna.


– Ja cię znam – szepnęła, niezbyt pewnie. – Ty bywasz w Wedlu.
Wtedy i Tadeuszowi coś zaświtało w umyśle: siostry Dresner, mówił Wesoły; Niemki, dodał potem… co on właśnie zrobił, tak na marginesie? Ach, tak. Pomógł Niemce. Nic tylko pochwalić się o tym do Orszy. Będzie dumny. A potem zastrzeli go tam na miejscu za coś takiego…
Ooooszywiździe, uzna pomoc napadniętej kobiecie za akt zdrady i kolaboracji. Bez jaj, kurwa.


Nina i Tadeusz ustalają, że “to się nigdy nie zdarzyło” i rozchodzą każde w swoją stronę.


Nina z początku omijała małe, białe literki, które znaleźć można było wszędzie w Warszawie. Zwykle je po prostu ignorowała.


Ale z czasem zaczęła dostrzegać ich znaczenie – tak zwane "kotwiczki" były czymś więcej, niż tylko zwykłą literką.
Dlatego pewnego sierpniowego dnia zatrzymała się przy słupie ogrodzenia, który wykonany był z czerwonej cegły, i zmarszczyła lekko czoło, wpatrując się w namalowany białą kredą znaczek. Rozejrzała się w około. Pod jej stopami nadal leżała kreda, którą ktoś namalował kotwiczkę. Schyliła się i podniosła biały przedmiot, przekręcając go kilkukrotnie pomiędzy palcami, jakby próbowała zrozumieć sposób myślenia tych, co to robili.
P. W. Polska. Polska walcząca.
Nina przełknęła głośno ślinę i schowała kredę do torebki, ale kotwiczki nie starła.
Ten konkretny napis na ścianach i kreda w torebce młodej dziewczyny? Jak tłumaczyłaby się w razie przeszukania? No chyba że młodych złotobógwiejakowłosych Niemek nie przeszukiwali.
Nieno, mogła się wylegitymować dobrymi, niemieckimi papierami - ale jakieś nieprzyjemności pewnie i tak by miała.


Ruszyła w dalszą drogę, napotykając w jej trakcie jeszcze kilka kotwiczek. I za każdym razem, kiedy je widziała, uśmiechała się pod nosem i w pewnym momencie zrozumiała, że tymi literkami usiano całą dzielnicę. Okręciła się kilka razy wokół własnej osi.
To było wszędzie. Farbą, kredą, kredkami, czymkolwiek – było to na ścianie budynku, to na ogrodzeniu, to na drzewie, to na plakacie, to na chodniku… a ona zaczęła się niemal natychmiast zastanawiać nad jednym: kto to zrobił? Kiedy to zrobił?
Ile odwagi to od niego wymagało?
Tja. Proponuję bohaterką następnego opka uczynić policjantkę, zachwycającą się, ileż odwagi wymagało od kogoś napisanie na ścianie “CHWDP”.


– Nina, gdzieś ty znowu polazła? – Eden złapała siostrę za rękę i pociągnęła za sobą, chociaż Ninka nadal spoglądała za siebie, na te cudowne kotwiczki. Na znak Polski, która nadal walczyła, choć wszyscy, których Nina znała, już dawno skazali ją na porażkę.
Ja pierdolę… Pomysł, żeby bohaterkami uczynić Niemki, od samego początku wydawał mi się debilny, ale ciekawa byłam, jak aŁtorka z tego wybrnie. Tymczasem wcale nie próbuje, przeciwnie - brnie coraz głębiej w absurd. Dlaczego, do kanędzy, Nina myśli jak Polka?! Dla niej te kotwiczki nie oznaczają żadnej cudowności, a zagrożenie - choćby takie, że kiedy pójdzie do swego ulubionego Wedla, ktoś tam wrzuci granat z gazem łzawiącym albo wywołującym wymioty… Albo prawdziwy granat - jak przy zamachu na kasyno w alei Szucha.
A mogła aŁtorka obsadzić w głównej roli np. śląską gosposię służącą u Niemca i przybyłą wraz z nim do Warszawy - ale gosposie nie są tró.
Raz, że nie są tró, a dwa, że aŁtorki nie mają pojęcia o istnieniu takiej grupy społecznej - pamiętasz, starszy sierżant Tom Kaulitz też sam sobie sprzątał, gotował i zmywał naczynia.


– Zosia, znalazłam ją! – poinformowała Eden brunetkę, która czekała na nie na skrzyżowaniu. Pałasz machnęła rękami zachęcająco. Zawsze, kiedy już skończyły pracę, szły do Wedla. To było ich miejsce, ich azyl.
Kiedy dotarły do Wedla, miejsce to zdążyło się już przeludnić. Największy ruch był tam od dwunastej do piętnastej. Potem ludzie jakoś się rozchodzili.
W niemieckich biurach i urzędach pomiędzy dwunastą a piętnastą pracownicy mieli przerwę na lunch.


Przywitał ich [je] tradycyjnie Zygmunt, młody pracownik, który na ich widok natychmiast zaczął przygotowywać cynamonową czekoladę do picia.
– Słyszałyście wieści? – Zygmunt nachylił się przez ladę bliżej dziewcząt, jakby chciał przekazać im jakieś poufne informacje. Rozejrzał się w około, upewniając się, że nikt ich nie słucha. – Usuwają getto. Dzisiaj wyjeżdżają pierwsze pociągi z Żydami.
Cja. Likwidacja getta - to faktycznie pierwszy temat, jaki mógłby poruszyć kelner w rozmowie z klientami. Jakimikolwiek. A co dopiero Niemkami.
- Likwidują getto. A w ogóle to co u ciebie?


Nina zachłysnęła się swoją czekoladą, i Eden musiała poklepać ją po plecach, choć sama wyglądała na wielce zdenerwowaną. Zosia zaś odstawiła filiżankę, bo gdyby tego nie zrobiła, przedmiot zapewne rozbił się na drobiazgi.
– Dokąd? – wydusiła Nina, kiedy już przestała kasłać i dławić się ciepłym napojem.
– Chodzą plotki, że do Treblinki – odparł chłopak, wzruszając ramionami. Nie spodziewał się takich reakcji z ich strony. – Ale nikt nie wie na pewno.
Tak z ciekawości - jakich reakcji się spodziewał? Po co w ogóle im to mówił? Dlaczego uznał akurat je za godne zaufania, skoro ta wiadomość najwyraźniej była tajemnicą?


– Do Treblinki? – zastanowiła się na głos Zosia, spoglądając na przyjaciółki ze zmarszczonym czołem. – A co niby jest w Treblince? Kurczę, nie czytamy gazet, nie byłyśmy tu od kilku dni… – Eden przełknęła głośno ślinę, ściskając dłoń starszej siostry.
Próbuję coś powiedzieć, ale wszystko wydaje mi się obrzydliwe.
Noooo, z gazet mogłaby się dowiedzieć na przykład, że Żydzi roznoszą wszy i tyfus, więc wywiezienie ich do obozów jest konieczne ze względów higienicznych. To wszystko dla dobra mieszkańców!
Może być.


– Zaczęli ich wysiedlać z domów pod koniec lipca – dodał Zygmunt, po czym grzecznie przeprosił koleżanki i oddalił się do innego klienta. Nina, zdeterminowana, dopiła jednym haustem swoją czekoladę, złapała za torbę i wybiegła z Wedla. W drzwiach wpadła na kogoś, kto nawet zaklął pod nosem, ale zignorowała go i biegła dalej przed siebie, a Eden i Zosia zaraz za nią.
W kilka minut dotarły do ulicy Świętokrzyskiej, która była jedną z tych, co prowadziły do getta. I rzeczywiście, jakoś dziwnie cicho tam było.
W jaki sposób wywiezienie Żydów z getta wpłynęło na zmniejszenie się ruchu na Świętokrzyskiej, która była za murami?
- Za jakimi murami? - zdziwiła się aŁtorka.


Nie zwróciły na to uwagi; miały nawał pracy w kawiarence, do Wedla wstępowały na maksimum pół godziny…
…po prostu nie zauważyłyby nic, gdyby Zygmunt ich nie poinformował.
– Eden, leć powiedzieć ojcu, że to sytuacja kryzysowa i dzisiaj ma być w domu – szepnęła dyskretnie Nina, widząc, że ludzie zaczęli się dziwnie przyglądać trójce zdyszanych dziewcząt stojących na środku ulicy i wpatrujących się w mur odgradzający je od getta. – No leć, na co ty jeszcze czekasz?
A ich ojciec, słysząc ten rozkaz, trzasnął obcasami i ryknął: “Jawohl! Praca poczeka, führer poczeka, córka wzywa mnie przed swe najjaśniejsze oblicze!”.


– Mam złe przeczucia – westchnęła Zosia, żegnając się gestem z młodszą przyjaciółką, która popędziła czym prędzej w stronę Alei Szucha. – Nina, co jest w Treblince?
– Obóz, obóz pracy – Nina pociągnęła koleżankę za ramię i obydwie ruszyły powolnym krokiem wzdłuż Marszałkowskiej. Nie wiedziały, dokąd zmierzają, ale musiały się ruszyć. – Niezbyt przyjemna sprawa.
– I po co oni ich tam wywożą, żeby pracowali?
– Obawiam się, Zosiu kochana, że to coś o wiele gorszego – Nina pokręciła głową z żalem, rozglądając się po okolicy. Nie spodziewała się, że to znajdzie, ale to ją mobilizowało do dalszej walki.
Jakiej znowuż, kurnać, walki?


– Coś o wiele, wiele gorszego ich tam czeka…
I w końcu znalazła to, czego szukała.
Kotwiczka na ścianie budynku.
No i…?
Ach, już wiem, kotwiczka na ścianie była symbolem ukrytego przejścia do Krainy Szczęśliwości i Różowych Kucyponków, więc Nina rozpędziła się i jak nie wyrżnie łbem o mur!


Rozdział 2: "Führer, Heidestraße i pierwsze spotkania"

Z Führerem? Wysoko laski mierzą…


Nina postanawia ożywić rodzinną kolację wesołą konwersacją:


– Słyszałam, że likwidują getto – powiedziała to cicho, jakby od niechcenia; jakby traktowała to jak każdy inny temat do rozmowy. Widelec Reginy Dresner zastygł jednak w połowie drogi do jej ust. Oho, zaczęło się, przebiegło Eden przez myśl.
– Nina, nie przy stole – upomniał ją ojciec. Thomas Dresner może i szanował wolność słowa swoich dzieci, ale czasami jego córka potrafiła być dosyć buntownicza.
Szanował. Wolność słowa. Funkcyjny Niemiec w 1942 roku. Dajcie jakąś butelkę.
Masz, taką z kangurem.




– Dlaczego? – kontynuowała Ninka, wzruszając lekko ramionami. – Temat jak każdy inny. To gdzie ich przesiedlą? Do Treblinki? Czy do Majdanka? Może do Oświęcimia? W sumie do Auschwitz też mogliby ich wywieźć. To wcale nie tak daleko, jak się wydaje, prawda?
Tak, tak, młoda Niemka w 1942 roku ma oczywiście naszą wiedzę na temat obozów i nasz sposób myślenia o nich. Tymczasem - dlaczego miałaby się przejmować losem wywożonych Żydów? Prawdopodobną reakcją Niemki na takie informacje byłoby raczej “Ach, wywożą tych brudnych, zarażających tyfusem Żydów gdzieś daleko od nas, wspaniale!”, ewentualnie “dostają to, na co zasłużyli”.
Już nie mówiąc o tym, że takie nazwy jak Treblinka, Majdanek Oświęcim, przeciętnemu Niemcowi nic nie mówiły, a już na pewno nie to, co się tam dzieje. Sami Żydzi sądzili, że jadą do obozów pracy albo do “miasteczek specjalnie dla Żydów”.
“Swoje działania w gettach, szczególnie w okresie masowej eksterminacji Żydów, Niemcy starali się zachować w jak największej tajemnicy. Stąd zarządzenie starosty Gramssa z 24 VIII 1942, zakazujące wstępu do getta zarówno Polakom jak i Niemcom” (źródło). Zarządzenie dotyczyło co prawda getta w Sokołowie, ale myślę, że zasada zachowania tajemnicy obowiązywała i w Warszawie.
Oczywiście. Tajemnica była bardzo głęboka. Gdy pociągi zbliżały się do obozów, przepinano lokomotywę na koniec składu, żeby wpychała wagony. Polskiego maszynistę zastępował SSman, mimo to na rampę wjeżdżały tylko wagony, a lokomotywa zostawała poza obozową bramą.


– Nina, przestań, masz przestać natychmiast! – Regina uderzyła dłonią w blat, a Eden podskoczyła na swoim miejscu, mrugając kilka razy nerwowo.
– Nie, nie przestanę! – odparowała pewna siebie Nina, wstając od stołu. Jej krzesło uderzyło o podłogę z głośnym hukiem. – Nie udawaj, że nic nie wiesz! To nie jest ludzkie! To, co im robią! To nie jest ludzkie! Wstyd mi, że jestem częścią tego narodu, który wprowadza to w czyn!
– Nina! – wrzasnęła na cały głos jej matka, także wstając od stołu. - Co ty bredzisz? Co niby im robią? Umożliwiono tym darmozjadom uczciwą pracę dla dobra Rzeszy, wreszcie będzie z nich jakiś pożytek!


Ojciec ukrył twarz w dłoni, zawstydzony. Zawstydzony? Zawiedziony? Zafrasowany? Zasmucony? Inne rzeczy na “Z”? Nina zerknęła na Eden, ale jej młodsza siostra miała zamknięte oczy i zakrywała uszy dłońmi, jakby chciała zniknąć. Starsza z sióstr Dresner westchnęła cicho, niedowierzając.
– Papo? – zwróciła się do ojca, ale Thomas tylko pokręcił głową.
Wyjątkowo liberalny z niego ojciec - to jeszcze nie są czasy, w których rodzice pokornie wysłuchiwaliby pyskowania zbuntowanych córek. Wysoce prawdopodobne, że Nina dostałaby w twarz i została wyrzucona z jadalni.
I odesłana na reedukację do bauera w ramach letniej pomocy BDM przy żniwach.


Dała za wygraną. Zdenerwowana, odeszła od stołu i trzaskając drzwiami za sobą, pobiegła na dach budynku. Oddychała szybko i nie mogła się uspokoić. Nawet chłodne sierpniowe powietrze nie ostudziło jej emocji. Jak mogli? Jak mogą? Przecież to niedopuszczalne, ignorować coś takiego! Takie okrucieństwo!
AŁtorko, może wyjaśnisz, skąd jej się wzięły takie poglądy?  Laska urodziła się w 1922, miała 11 lat, kiedy Hitler doszedł do władzy. Od dzieciństwa była poddawana praniu mózgu - w domu, w szkole, w organizacjach młodzieżowych (Bund Deutscher Mädel - członkostwo obowiązkowe), w prasie, w książkach, w kinie... Współczucie dla Żydów? Śmiech na sali.


Nina usiadła na dachu i zaniosła się płaczem, myśląc o tym, do czego ich to wszystko doprowadzi. Kiedy już się opanowała, jej makijaż był cały rozmazany, a czerwona sukienka w białe grochy nie nadawała się już do kolejnego użytku.
Taka ciekawostka: u niemieckich dziewcząt w tamtym okresie, zwłaszcza członkiń Bund Deutscher Mädel, nie pochwalano makijażu, gdyż "...celem BDM nie jest zakłamany ideał uszminkowanej i zewnętrznej piękności, lecz walka o prawdziwą piękność zawartą w harmonijnym kształtowaniu ciała i ducha" (źródło).


Wpatrując się w rozgwieżdżone niebo, Nina próbowała znaleźć jakiś sposób, żeby od tego wszystkiego uciec.
Nic prostszego - wstań, zrób dwa kroki w przód…


Żeby coś zmienić.
Żeby zatrzymać tą maszynę śmierci, którą w ruch wprawił szaleniec – Führer.
W 1942 Niemcy jeszcze wierzyli w Führera jak w Boga...
Tę maszynę.


Wystarczy przesiadywania w Wedlu, pomyślała sobie stanowczo Nina. Czas na zmiany.
Teraz będę przesiadywać u Bliklego!


Swoją drogą, skoro laska jest tak empatyczna i tak współczuje Żydom - czemu nie zainteresowała się ich losem wcześniej i np. zamiast wydawać pieniądze na codzienną czekoladę u Wedla, nie przeznaczyła ich na kartofle dla głodującego getta?
Nie wiedziała, że można.
A kartofle nie są romantyczne. Możesz nazwać opko “Krew i czekolada”, ale “Krew i ziemniaki”...?!
“Krew i kartofle” - przynajmniej jest aliteracja.
~*~
– Oszalała. – stwierdziła krótko Elsa Steinmann, jedna z najbliższych przyjaciółek Niny, kiedy ta zapytała się jej, co wie o Polsce Podziemnej.
Wszystko, kurnać, wie. Zaraz jej tu wyrecytuje nazwy organizacji, nazwiska i adresy ich przywódców...


Naczytała się dzienników ojca i nie dawało jej to spokoju, że kraj walczy, a ona nic o tym nie wiedziała.
Kurde, aŁtorko, ogarnij się. To jest Niemka. To nie jest jej kraj. Jeśli mogłaby z kimś sympatyzować, to raczej ze swymi kolegami z Berlina, wysyłanymi na front. Czytanie dzienników ojca powinno raczej wzbudzić w niej wściekłość, że tylu dobrych, niemieckich chłopców ginie z rąk tych okropnych Polnische Banditen!


Btw, aŁtorka w ten sposób daje do zrozumienia, że cała ta walka była kompletnie dla Niemców niezauważalna i w żaden sposób nie utrudniała im życia...


Nina przewróciła oczami. Nie miała na to czasu.
– Elsa, ja muszę wiedzieć wszystko, co ty wiesz – szepnęła Nina, nachylając się bliżej znajomej. Elsa pokręciła głową energicznie, aż jej brązowe loki zaczęły podskakiwać jak szalone na jej ramionach. – Błagam cię.
Daj jakąś ulotkę, mapę, książkę telefoniczną podziemnych organizacji! Zrozum. Ja muszę iść do podziemia, bo mi się już sukienki w grochy skończyły.


– Po jaką cholerę ci to wiedzieć? – zapytała Elsa, podnosząc z talerzyka filiżankę z herbatą. Odstawiła ją niemal natychmiast, odpowiadając sobie za Ninę. – O Chryste, Nina. W co ty chcesz się wmieszać? Ty wiesz, jakie to niebezpieczne? Jeden z tych chłystków wczoraj oblał mi sukienkę kwasem cytrynowym! Cała do wyrzucenia! I nawet obecność Paula go nie powstrzymała!
Paul był ukochanym Elsy, którego wcale nie kochała.
Pure logic.


Ale, jak to już bywało w takich czasach – rodzice uznali, że będzie dla niej dobrą partią, a ona nie lubiła im się sprzeciwiać. Ojciec gestapowiec łatwo mógł wbić do głowy swoją ideologię córce. Wiele do tego nie potrzebował.
Firma miała bogate wyposażenie.
Aaaha. Córka gestapowca, która wyznaje tę samą ideologię, co ojciec. Doprawdy, najlepsza osoba do nawiązywania kontaktu z podziemiem…


W takich chwilach Nina cieszyła się, że Eden i ona mają w tej kwestii wolną rękę, nikt ich do niczego nie zmusza i ich ojciec nie jest jakimś szaleńcem.
No cóż. “Nie jest szaleńcem” w tych warunkach oznaczało raczej “wiernie służy Führerowi, wyznaje Jedynie Słuszną Ideologię i sumiennie wypełnia rozkazy”.


– Elsa, ile razy ja ci pomogłam w twoim nędznym życiu? – warknęła zirytowana Nina, łapiąc przyjaciółkę za rękę. – Pomóż ty mi, chociaż raz. Zrewanżuj się.
Przez chwilę Elsa wahała się, zerkając nerwowo na Zygmunta Kaczyńskiego. Przygryzła dolną wargę, spoglądając ponownie na swoją przyjaciółkę. W końcu, wydawać by się mogło, że jakby z obawami, przywołała na usta chytry uśmieszek.
Przypomniała sobie tych wszystkich chłopaków, jakich Nina jej odbiła, te wszystkie ładniejsze ciuchy, jakie nosiła - i stwierdziła, że oooo, tak, z przyjemnością się zrewanżuje.  


Jak się buntować, to się buntować. Trzeba to robić z klasą i z wielkim bum.
Zacznie nosić spodnie.
I palić papierosy.
A może nawet posunie się do tak skandalicznie wyzywającego zachowania, jak unoszenie dłoni na “Heil Hitler” tylko do wysokości ramienia.


Elsa zgadza się wtajemniczyć Ninę w sprawy konspiracji, ale pod jednym warunkiem - że ona sama i Zosia Pałasz też będą w tym uczestniczyć. Po czym instruuje dalej:


– Oni takim osobom nadają pseudonimy.
– Kryptonimy – mruknęła pod nosem Nina.
– Jedno i to samo – Elsa machnęła ręką wymijająco.
I to jest najważniejsze w konspiracji - dostaje się coolerskie pseudonimy, czy tam kryptonimy, jeden pies. Tyle wiedzy wyniosła aŁtorka z filmu i tyle wystarcza jej do snucia opka...


– W każdym razie, jak już coś robić, to razem. Przecież cię nie zostawimy. Samemu trudniej, z przyjaciółkami zawsze łatwiej – Nina nie była przekonana tymi argumentami. Wcale. Ale nie miała zbyt wielkiego wyboru.
– No dobrze już, dobrze – wyrzuciła z siebie w końcu, poddając się. – A teraz gadaj. Z kim tu trzeba się zaprzyjaźnić, żeby pogadać z szefostwem całej tej organizacji?
Najlepiej to z ojcem Elsy. On też chciałby pogadać z szefostwem Armii Krajowej.


– Jednego już doskonale znasz – Elsa machnęła głową lekko, wskazując nią na chłopaka pracującego za ladą. Nina zmarszczyła czoło. Jej oczy przeskakiwały z jej przyjaciółki na Zygmunta, a zaskoczenie nie opuszczało wyrazu jej twarzy. – No, co? Zaskoczona?
3,5678 sekundy - rzeczywista długość życia konspiratorki, która bez mrugnięcia okiem wskazuje szefostwo spytana przez byle kogo.
Tu mamy jeszcze ciekawszą sytuację - Elsa, córka gestapowca, wie doskonale, że Zygmunt jest w konspiracji. A to oznacza, że i tatuś o nim wie.


– Nigdy bym nie powiedziała.
– Nazywają go Wesoły.
– Jezu, Elsa, skąd ty to wszystko wiesz?
Elsa pogrzebała w torebce i wyciągnęła małą, zniszczoną książeczkę z czterema fotografiami i kotwiczką na okładce...


Elsa wzruszyła ramionami, dumna z siebie, i splotła ręce na piersi.
– No, sama rozumiesz, Ninka – zaczęła Steinmann, przyglądając się swoim idealnie zadbanym paznokciom. – Ma się te kontakty, prawda?
Ma się. Ma się ojca, który wraca z pracy przy Alei Szucha i przy kolacji opowiada zachwyconej żonie i córkom, kogo dziś przesłuchiwał i czego się dowiedział.
I za pomocą jakich argumentów.


Nina pokręciła głową, lekko rozbawiona, po czym prędko wstała i podbiegła do lady. Z szerokim uśmiechem na ustach przywołała do siebie Zygmunta, który z takim samym wyrazem twarzy podszedł bliżej. A wtedy Nina zaczęła swój wywód:
– Słuchaj, Zygmuś, jest sprawa…
~*~
Co prawda zaskoczenie Zygmunta, że Nina zna jego kryptonim i wie sporo o kilku sprawach, nie miałoby końca, gdyby z transu nie wybudziła go Elsa, rozlewając gorącą czekoladę jednego z klientów. Teraz, Nina, zadowolona z efektów swojej pracy, razem z przyjaciółką zmierzała do domu, śmiejąc się z tego, jaką minę miał znany Wesoły.
Następnego dnia same bezgranicznie się zdziwiły, nie zastając Wesołego w pracy i słysząc jakieś mętne tłumaczenia właściciela lokalu o konieczności nagłego wyjazdu do chorej babci.
Ja się bezgranicznie zdziwiłam, że on ją w ogóle wypuścił z rąk, nie zawlókł na zaplecze, czy gdziekolwiek dalej, by dowiedzieć się co jeszcze wie i od kogo.

– Matka chce wracać do Niemiec po tym, jak wyjdę za mąż – powiedziała nagle Elsa, a Nina spojrzała na nią z uniesionymi brwiami. – A ty? Nie myślałaś o tym, żeby wrócić na Heidestraße?
Heidestraße było jedną z bogatszych dzielnic Berlina, którą zamieszkiwały rodziny Elsy i Niny przed wyjazdem do Polski.
Hm, przespacerowałam się tam w Google Street View i prawdę mówiąc, okolica nie wygląda mi jak coś, co przed wojną mogło być bogatą dzielnicą. Raczej jak przelotówka, wzdłuż której ciągną się magazyny. Kawałek dalej już mamy zabudowę z wysokich kamienic, ale akurat Heidestraße, położona miedzy kanałem a torami kolejowymi, nie prezentuje sobą nic ciekawego.
Oczywiście możliwe, że sugerując się dzisiejszym wyglądem tej okolicy, popełniam ten sam błąd, co aŁtorka, umieszczając w okupacyjnej Warszawie Pałac Kultury.


Czekały tam na nich nadal puste, wypełnione meblami pokoje – ICH pokoje, i małe ogródki z tyłu domów.
Ano właśnie - czy wrażliwe sumienie Niny nie odczuwało żadnych wyrzutów z powodu tego, że w Warszawie zamieszkała w domu, z którego wyrzucono jakąś polską lub żydowską rodzinę?
To było Sue-mienie, bardzo wybiórcze.


Czasami Nina tęskniła za zapachem papierosów, który zawsze unosił się w powietrzu, bo jej dziadek mieszkał z nimi. W Polsce czuła się niechciana, czuła się wyobcowana. I często chciała wrócić do domu, do Berlina.
I dlatego nawiązała kontakt z polską konspiracją. Pure logic. Niewątpliwie zwiększało to jej szanse na powrót do Berlina - w wygodnej trumience.


Pożegnały się i po chwili Elsa zniknęła za zakrętem, a Nina westchnęła ciężko. Jutro czekało ją spotkanie z jednym z harcerzy. Wesoły powiedział jej, że jest częścią Buków. Ciekawa była tylko, kto to i jak ją potraktuje, zważając na to, że będzie rozmawiał… z Niemką. Córką esesmana.
AAAAAAA!!! Do tej pory sądziłam, że ojciec Niny był jakimś tam sobie niemieckim urzędnikiem, ale to też esesman… *gnije*


~*~
– Nie przyjdzie – Nina kręciła się w kółko po opuszczonej fabryce, obgryzając paznokcie. Elsa przewróciła oczami, zirytowana. Steinmann klasnęła w dłonie i wstała, otrzepując niebieską sukienkę z nieistniejącego kurzu.
Beruhigen Sie sich! – powiedziała twardo, po niemiecku.
A po jakiemu innemu, do najjaśniejszej cholery, miała powiedzieć?!
Po austriacku?
Miękko, po berlińsku. Ale jaka uprzejma w tej swojej niemieckiej twardości, mówi do przyjaciółki z zachowaniem formy grzecznościowej!


Nina przystanęła. – Uspokój się! No co, po raz pierwszy znajdujesz się w takiej sytuacji? Nie. To weź się w garść.
– Ja bym im się nie zdziwiła, gdyby nas teraz pozabijali – zaśmiała się cicho Zosia, chociaż do śmiechu żadnej z nich nie było. – Wiecie, dwie Niemki, trzy celne strzały. Zero problemów. Kilka pieczeni na jednym ogniu.
O, jedna z nich myśli.


– Zośka, weź ty już lepiej siedź cicho – zajęczała Nina, coraz bardziej załamana sytuacją, w której się znalazły. – Nie poprawiasz mi nastroju tym swoim gadaniem.
– A ty mi, swoim bezsensownym łażeniem.
– Spokój, obydwie! – krzyknęła zdenerwowana Elsa, tupiąc nogą. Zosia i Nina rzuciły jej zaskoczone spojrzenia. Zwykle Elsa była dość spokojną osobą. – Jak będziemy miały kłopoty w rozmowie z nimi, to będzie wasza wina, a jak–
...będziemy miały kłopoty PO rozmowie, to czyja?


– Drogie panie, spokojnie – odezwał się męski głos, a trzy kobiety natychmiast odwróciły się, aby spojrzeć na przybysza. W wejściu stał chłopak w ich wieku, no, najwyżej odrobinę starszy od nich. I kiedy tylko Nina go zobaczyła, zaklęła pod nosem.
– Jasna cholera.
On też chyba ją rozpoznał, bo wyrwało mu się krótkie:
– Boże, ty chyba sobie ze mnie żarty stroisz.
A Bóg na to: Żarty to sobie stroiłem z Abrahama, kiedy obiecałem mu, że “Wszystkie ludy ziemi będą sobie życzyć szczęścia na wzór twego potomstwa”! (Rdz 22, 18)


– Dziewczyny, zbierajcie się!
Wracamy, nie będzie żadnej konspiracji, na tego faceta mam focha!


– Nie, no, chwila! Jak już tu jesteśmy, to podejdźmy do sprawy spokojnie i poważnie! – zatrzymał je Tadeusz Zawadzki, podnosząc lekko ręce. Nina uniosła brwi. Mówił do nich dość spokojnie, chociaż oczekiwała od niego więcej negatywnych emocji. – To jest zupełnie inna sprawa, tak?
Tak, całkiem inna, teraz nie gram już Damy w Opałach tylko Silną Kobiecą Bohaterkę.


Nina pokiwała głową, nadal niezbyt przekonana co do tego wszystkiego. Tadeusz wziął głęboki oddech i wypuścił ze świstem powietrze, przeczesując włosy palcami.
– Pan poczeka momencik – odezwała się nagle Elsa, nagle pojmując, co się dzieje. Zmarszczyła czoło i zerknęła na Ninę. – Znacie się?
– To długa historia – zaczął Tadeusz, ale Nina machnęła wymijająco ręką i przerwała mu:
– Pomógł mi raz – mruknęła. – A jak się dowiedział, że jestem Niemką, to uznał, żebyśmy o tym zapomnieli, i, że to się nigdy nie stało.
Żadne z nich nie wspomniało o ich pierwszym "spotkaniu" w Wedlu. W czerwcu, dokładniej 17 czerwca – obydwoje o tym pamiętali – po raz pierwszy się zobaczyli. Potem w lipcu, 22 lipca, po raz pierwszy ze sobą rozmawiali.
22 lipca w Wedlu! To musi coś znaczyć!


A potem wydarzyło się coś jeszcze czwartego sierpnia – wpadli na siebie w drzwiach Wedla, kiedy one jak w transie biegły gdzieś niczym oszalałe.
Te drzwi.
Cholera, drzwi biegające ulicami Warszawy jak w  transie, niczym oszalałe, i to jeszcze podczas okupacji!
Chciały uciec przed początkiem powstania, tylko się pomyliły i wybiegły dwa lata za wcześnie.


Obydwoje potrafili wymienić daty a nawet przybliżone godziny, ale żadne się nie odezwało.
– Po co wam niby rozmawiać z ludźmi z Polski Podziemnej? – zapytał nagle Tadeusz, lekko zmartwiony tym, że Nina zna jego imię. To by wystarczyło, żeby go znaleźli.
Jasne, w całej Warszawie jest tylko jeden Tadeusz.


Już by nie wrócił do domu, nigdy. I doskonale o tym wiedział. Coś mu jednak podpowiadało, że powinien jej zaufać. A on rzadko się mylił co do ludzi.
Nieno, przecież takie ładne, młode Niemki nie mogą nas wydać, prawda?
Może liczył, że zwerbuje podwójną agentkę.


– Powiedzmy, że nie za bardzo jesteśmy dumne ze swojego pochodzenia – wyjaśniła krótko Elsa, wzruszając ramionami. – I chciałybyśmy jakoś pomóc.
– Wy? – Tadeusz, rozbawiony, wskazał po kolei na każdą. – Córki elity Niemieckich okupantów? Wy? Nie chce mi się w to wierzyć.
– Gdybyśmy nie chciały pomóc, już dawno siedziałbyś na Szucha. Albo w ziemi. Albo w którymś z obozów – odezwała się ponownie Nina. Była stanowcza i pewna siebie, nie było w tej rozmowie miejsca na wahanie. I miała rację, przynajmniej tym razem. – Chcemy pomóc, naprawdę.
Nie wiem, jak dla Was, ale dla mnie to brzmi jak szantaż.


– I co niby mogłybyście robić?
Ich weiß nicht, nie wiem – przyznała Elsa.
To jest Hucuł!


– Ale coś na pewno się znajdzie – dodała natychmiast Zosia, a Nina ponownie uznała, że powinna zabłysnąć swoją wiedzą.
– Ja słyszałam, że wy potrzebujecie broni
Gdzie, do kanędzy, mogła coś takiego słyszeć? Przesłuchiwani na gestapo konspiratorzy opowiadają o swych kłopotach z zaopatrzeniem?
Każdy przesłuchiwany zaprzeczał, że wie cokolwiek o broni, z tego wywnioskowała, że jej nie mają.


– powiedziała, wyjmując z torebki mały rewolwer, który dostała od ojca i zawsze nosiła przy sobie. – My już o tym myślałyśmy. I możemy pomóc.
Powiem tacie, że zgubiłam rewolwer i poproszę o następny. I za tydzień znowu, i znowu...


Tadeusz przyglądał się tym trzem kobietom przez dłuższą chwilę. To miało jakiś sens. Nie ryzykowałyby tak, gdyby naprawdę tego nie chciały. A gdyby chciały ich zguby, już dawno ktoś by go zgarnął. Nie, one naprawdę chciały zrobić coś dobrego. Niemki. Córki esesmanów. I jedna Polka, która jest ich najlepszą przyjaciółeczką.
Tadzio był harcerzem, naiwnym, szczerym i prawdomównym, nigdy nie słyszał o rozpracowywaniu organizacji, o zostawianiu w spokoju płotek, żeby dotrzeć do grubych ryb… I oczywiście wierzył na słowo każdemu, a już zwłaszcza młodym i ładnym dziewczynom.


“Córki esesmanów. I jedna Polka, która jest ich najlepszą przyjaciółeczką.”
Czy wy widzicie to zdanie?...  Czy widzicie?....
Ja nic nie widzę, już na samym początku wydłubałam sobie oczy mikserem.
To brzmi trochę tak, jakby córki esesmanów wzięły sobie dwunożnego pieska.


– Dobrze – zaczął, uśmiechając się do nich nieśmiało. – Ale jest parę spraw, które trzeba omówić.


Rozdział 3: "Państwo Rudzi, nauka tańca i nocne opowieści"

Nie trzeba chyba długo tłumaczyć, że po jakimś czasie trzy kobietki tak się wkupiły w łaski polskich komendantów, że chodziły na akcje razem z Bukami.
Ależ trzeba, Narratorze Olewający. Wytłumacz nam łaskawie, co miało w głowach szefostwo Szarych Szeregów, że dopuściło do konspiracji Niemki, córki gestapowców...
Ładne były i grzecznie poprosiły. W razie spowodowania kłopotów na pewno przeproszą i wszystko będzie dobrze.
AŁtorka wydaje się być święcie przekonana, że jeśli ktoś jest młody i ładny, to automatycznie jest też miły, dobry i szlachetny. Polecałabym zapoznanie się z biografią takiej np. Irmy Grese - rówieśniczki jej bohaterek - ale obawiam się, że mogłoby to spowodować kompletne zawalenie się świata aŁtorki.


Oni zresztą zapałali do nich wielką przyjaźnią – często przynosiły im słodycze, dostarczały ich rodzinom jedzenia w razie potrzeby.
Ach, no tak, na słodycze każdy poleci.


Zawsze były na wyciągnięcie ręki, kiedy ktoś potrzebował pomocy.
Dwoiły się i troiły, żeby być wszędzie, poznać każdego konspiratora, jego bliskich i przyjaciół, uważnie wysłuchiwały zwierzeń i gorliwie dopytywały się o szczegóły.


Czasami nawet chodziły na Szucha i udawało im się zaświadczyć o niewinności niektórych aresztowanych.
- Papo, papa nie torturuje tego pana. Ja go znam, to nie on wysadził tę kawiarnię. Tamtego papa też wypuści. To nie on ukradł te dwanaście pistoletów i przekazał do Podziemia.
- A skąd ty dziecko wiesz, że było ich akurat dwanaście?
- Ma się te kontakty, nie?


Nie, naprawdę, naiwność aŁtorki przerosła Pałac Kultury.


Jedyną osobą, która nadal nie była do końca przekonana o dobrych zamiarach Niemek i ich polskiej przyjaciółki, był Tadeusz Zawadzki, znany wszystkim jako Zośka.
Borze, jedyny rozsądny. Ale nie cieszmy się za bardzo, tró loff już czyha za rogiem.


Ninę ochrzczono Ninką, a w rzadszych wypadkach nazywano ją Księżną, bo była z nich wszystkich najbogatsza i potrafiła czasami przynieść cały worek pistoletów, kiedy jej się poszczęściło.
Rosły na drzewach i jeśli akurat udało jej się zdobyć odpowiednio długą drabinę, zrywała wszystkie.
E tam, tak to przecież każdy mógłby je zdobyć za darmo. Moim zdaniem było tak, że szła do znajomego handlarza: - Panie Schwarz, po ile ma pan dziś pistolety? Wzięłabym cały tuzin. I może jakiś erkaem w gratisie dla stałej klientki, co?

Co prawda amunicja do nich była inną sprawą, ale żebyście mogli zobaczyć podniecenie na twarzach Buków, kiedy przed ich oczami wylądowały niemieckie rewolwery, które zwykły należeć do niemieckich oficerów!
U niemieckich oficerów widziałbym raczej pistolety, jakieś walthery, parabelki czy nawet zdobyczne polskie visy. Rewolwery mogli posiadać prywatnie, ale wtedy to już na pewno każda sztuka pozyskana przez Ninę byłaby z innej parafii.
Nieno, kiedy do nich należały, były pistoletami, dopiero w worku magicznie zmieniały się w rewolwery.
Wy naprawdę sądzicie, że aŁtoreczka wie, że rewolwer a pistolet to zupełnie co innego? ;)


Orsza, komendant i jeden z głównych przywódców Buków,
Nie Buków, aŁtorko, tylko komendant Chorągwi Warszawskiej, a od 1943 - całych Szarych Szeregów. Chyba że nazwę “Buki” uważasz za synonim całego podziemnego harcerstwa.


upodobał sobie najbardziej Elsę. Uważał, że dziewczyna ma potencjał, to też [a tamto nie] i ona dostała pełny kryptonim – Monia.
Niepełny kryptonim brzmiał “Mo”.


Z czasem tak się wszyscy z tym oswoili, że Elsa gdzieś po drodze zaginęła – pojawiła się Monia. A Monia była zawsze uśmiechnięta i miewała doprawdy szalone pomysły.
Bo prawdziwa Monia z filmu była nie dość cool, trzeba ją było zastąpić ulepszoną wersją w niemieckiej jakości.
Wiecie, co mi to przypomina? Obsesję aŁtorek na punkcie czystokrwistej Hermionki-Ślizgonki i ukryty rasizm, jaki wyłazi z tej kombinacji.


Zosia, jako Polka, podchodziła do wszystkiego nazbyt entuzjastycznie. Potrafiła skakać po ulicach, żeby odciągnąć uwagę niemieckich oficerów (czego oczywiście nikt nie pozwolił jej zrobić, spokojnie!).
Kolejna kangurzyca?
Sok z gumijagód stał się popularną używką w czasach okupacji.


Powstanie jej przezwiska możemy tutaj przytoczyć, gdyż rozmowa na ten temat – przeprowadzona oczywiście w Wedlu, zawsze śmieszyła Wesołego i zwykł ją potem wspominać bardzo często.
Polskie podziemie siedziało w knajpie i omawiało sprawy służbowe. Serio?
*ponuro* Co chcesz, w “Czasie honoru” była taka właśnie scena…
"Wesoły" dostał to pseudo dlatego, że na Szucha często był świadkiem tortur i miał kamienną, smutną twarz. Kłania się Kamiński.


– A Zosię nazwiemy Falka – zadecydował nagle Janek Bytnar, znany wszystkim Bukom jako Rudy. Wszyscy przy stoliku zmarszczyli czoła, zdziwieni.
Ale masz na myśli, że Gvalch’ca?
Dobrze, że nie Falco.


– Skąd ci to wpadło do głowy, Rudy? – zapytał Wesoły. Zosia pokręciła głową z niedowierzaniem, że nawet nikt już nie pyta się jej o zdanie. – Jaki to ma sens? Ona ma proste włosy.
A Słoń wcale nie ma trąby, a Buzdygan…
- Taż to skrót od falksdojczka! - zaciągnął Rudy.


– No właśnie! – zakrzyknął Rudy, ale widząc, że nadal nikt nie rozumie jego zamysłów, począł im wszystkim tłumaczyć. – Głupi Niemiec będzie szukał takiej, co ma kręcone albo falowane włosy. Sprytny Niemiec się domyśli.
Zważywszy, ze w latach 40-tych modne były loki i fale, więc każda niemal kobieta była “Falką”, to rzeczywiście zadały im zagwozdkę!


– Od kiedy to dzielimy Niemców na głupich i mądrych?
– Od kiedy Nina i Elsa do nas dołączyły.
Odkryły przed nami nowe, nieznane ludzkości pokłady głupoty!


Wszyscy zaśmiali się wesoło, włącznie z Wesołym, który od tamtej chwili do żadnej z dziewcząt nie zwracał się już ich normalnym imieniem. Była Ninka, Falka i Monia, nie było Niny, Zosi i Elsy. One same z czasem się z tym oswoiły i było im z tym bardzo dobrze, że Polacy tak je akceptują w swoich szeregach.
Szarych Szeregach.
Przerobią je na feldgrau.


Pod koniec roku 1942 wszyscy byli już tak zaprzyjaźnieni, że spotykali się niemal codziennie, nawet, jeżeli nie mieli wspólnych akcji dywersyjnych czy sabotażowych.
W temacie akcji dywersyjnych i sabotażowych warto wspomnieć i sławnym wyczynie Rudego, Falki i Moni na  Zachęcie. W gmachu jednego z budynków zostały wywieszone wielkie, ponad kilkumetrowe flagi. Czarny, biały i czerwony kolor tak bardzo drażniły oczy tej trójki [w szczególności Szkop!Moni], że pewnego dnia umówili się z rana i spotkali pod gmachem, gotowi do akcji.
Tak, aŁtorko, przypisz swoim Nowym Lepszym Bohaterkom wszystkie akcje Wawra. A tablicę od pomnika Kopernika kto odkręcił, Nina czy Falka?
Kopernik sam wziął i odkręcił, bo go tak ładnie poprosiły.


Monia zaczęła pierwsza.
Jej ojciec, "ukochany" papa, był właśnie na [w] Zachęcie w sprawach prywatnych, więc postanowiła to wykorzystać. Wpakowała do torby trzy wielkie flagi Polski, długie tak, jak te Niemieckie – i zaraz za ojcem weszła do budynku.
Och, więc nie tylko dopiszemy im akcje, ale i wzbogacimy, w książce Rudy tylko zerwał flagi, ale Szkop!Monia jest lepsza, zawiesi polskie!
Btw, flagi z Zachęty miały po 10 metrów długości, gdzie ona schowała taką masę materiału?
Damska torebka pomieści wszystko.
Ukradła ją Hermionie.
A może ona też jest kangurem?
Gdzie schowała, to pół biedy, ale skąd te flagi wzięła akurat w odpowiednim momencie? Poobcinała czarne pasy ze starych flag niemieckich?


Zadowolona z siebie, że tak dobrze jej idzie, była spokojna o powodzenie akcji.
Och jej, udało jej się wejść do budynku, co za wyczyn. W gmachu Zachęty podczas wojny mieścił się “Dom kultury niemieckiej” - instytucja raczej otwarta.


Kłopoty zaczęły się, kiedy zauważył ją papa.
Papa to najmniejszy z jej problemów...


Tłumaczyła, że przyniosła mu tylko ciastka od Niny, [cały worek, patrz, jaki wielki] bo zobaczyła go po drugiej stronie ulicy. Nerwy ją brały, ale nie dała tego po sobie poznać, kiedy papa zabierał od niej smakołyki. A kiedy już zniknął w innym korytarzu, Monia wślizgnęła się do jednego z pokoi.
Szczęśliwym przypadkiem - całkowicie pustego.


W kilka minut zrzuciła Niemieckie flagi, które trafiły prosto w ręce Rudego i Falki, a sama wywiesiła te Polskie.
No dobra, ale jak właściwie wywiesiła te flagi? Wyrzuciła z okna i przytrzasnęła koniec ramą? Wszystkie trzy z jednego pokoju? W biały dzień, kiedy wszędzie kręciło się pełno ludzi?
Tak przy okazji - przymiotniki piszemy małą literą.
Nawet po niemiecku.


A potem, jak najszybciej potrafiła, opuściła gmach, udając, że nic nie wie i wcale jej tam nie było. Schodząc schodami, czuła się świetnie. Co się stało z flagami niemieckimi? Wylądowały w mieszkaniu Alka, czyli Macieja Aleksego Dawidowskiego, a kiedy się do niego przychodziło, rozkładał je na podłodze i tańczyli walca.
Matko borsko, tylko mi nie mówcie, że w filmie znajduje się tak idiotyczna scena.


Może przydałoby się wspomnieć o małej zabawie, którą sam Alek urządzał pod koniec lata 1942. Uznał wtedy, że wszyscy potrzebują chwili wytchnienia. Nawet Orsza się z nim zgodził, więc Alek prędko znalazł jakieś miejsce zdatne do użytku, daleko za Warszawą, i zaczął je przygotowywać.
Opko bez balu jest jak pornol bez analu :-P
Pewnie Radom. W “Stawce większej niż życie” konspiratorzy ciągle jeździli do Radomia.


W czasie przygotowań wyszło na jaw coś jeszcze. Wyszło na jaw dostatecznie gwałtownie, żeby wprowadzić Ninkę w stan przedzawałowy, Zośkę doprowadzić do skrajnej wściekłości i przyprawić Szare Szeregi o niezły zawrót głowy. Mianowicie? Dziewczyna Rudego.
Bo dziewczyną Rudego okazała się być Eden Dresner, która za nic nie chciała o tym powiedzieć siostrze.
Nasi harcerze ewidentnie wdrażają plan dearyzacji niemieckiego społeczeństwa.


Miało być o zabawie Alka – ale do tego jeszcze dojdziemy. Wpierw trzeba wyjaśnić, jakim cudem Eden Dresner i Janek Bytnar zapałali do siebie jakimkolwiek uczuciem. - powiedział Narrator Chaotyczny.
Można powiedzieć, że ich spotkanie było tak samo przypadkowe, jak pierwsza rozmowa Tadeusza i Niny. Był 19 kwietnia 1942 roku, kiedy Eden szła do zegarmistrza odebrać zegarek dla Reginy, swojej ukochanej "mammi".
Myślałam, że po niemiecku “mamusia” to będzie “Mutti”?
.


Był to wietrzny, ale ciepły jak na kwiecień dzień, więc Eden wystarczył jej czarny płaszczyk, ukochane, lakierowane buciki i śliczna, długa, biała koronkowa sukienka.
A gdzie ona się w tych koronkach wybierała, na bal? Na co dzień, na ulicę kobiety zakładały raczej kostiumy:
http://redhorsemyrtletree.com/133s/wp-content/uploads/2013/07/pd3121396.jpg


Niemców od Polaków szło na ulicy od razu odróżnić, właśnie po stroju, a zwłaszcza jego jakości. Wśród ludności polskiej dominowały używane ubrania oraz drewniaki, a nawet wynalazki w rodzaju męskich spodni przerabianych na spódnice. Niemców (i Niemki) najłatwiej dało się rozpoznać po kapeluszach.


Eden zadowolona była, że się jej udało wyrwać z domu, bo mammi zagoniła obie siostry do sprzątania. Bawiła się swoimi długimi włosami zaplecionymi w warkocz, witając się grzecznie z każdym miniętym mundurowym.
Oczywiście - witała się hajhitlem?


I to chyba właśnie to jej kulturalne zachowanie względem Niemców ściągnęło na nią gniew Polaków.
Taka ciekawostka: Polaków i Żydów obowiązywały specjalne “rozporządzenia o zachowaniu się w miejscach publicznych”, nakazujące m. in. “uprzejme ustępowanie miejsca” mijanym Niemcom i zachowanie pełne szacunku, zwłaszcza wobec mundurowych.


A mianowicie jednego. Bardzo specjalnego, jak się potem okazało.
Rudy pojawił się nie wiadomo skąd, ale, jak potem sam przyznał, zaczaił się już wcześniej w jednej z bocznych uliczek. Zanim się Eden obejrzała, dół jej sukienki (tej pięknej, koronkowej ręcznej roboty, za którą tyle zapłaciła!) został oblany kwasem.
Nie, aŁtorko, konspiratorzy nie oblewali kwasem przypadkowych kobiet na ulicach, nawet Niemek. Kwas był szykaną dla tych Polek, które umawiały się z niemieckimi żołnierzami.


– Ty imbecylu! – krzyknęła za nim swoją idealną polszczyzną, z którą tak dobrze zdążyła się już oswoić,
Co??? Z jakiej racji ona w ogóle uczyła się polskiego?!
Języka podbitego narodu, który miał zniknąć z powierzchni ziemi, w kraju, gdzie językiem urzędowym stał się niemiecki…
Podobne wyrażenie mogła znać z rozmówek dla bauerów korzystających z pracy robotników przymusowych, chociaż podana w nich wymowa była daleka od ideału (próbka: “Dschischaj bendschetsche godschine dluschej robili”).


Btw, pamiętacie scenę, kiedy Zośka uratował Ninę przed oprychami? Ona też rozmawiała z nim czystą polszczyzną, nie rozpoznał w niej Niemki, póki nie przypomniał sobie spotkania w Wedlu. Wychodzi na to, że obie panny są geniuszkami językowymi, którym wystarczy odetchnąć powietrzem obcego kraju, żeby mówiły w jego języku idealnie i bez akcentu… Ile lat żyje w Polsce Steffen Möller - a wciąż słychać, że to cudzoziemiec!


i zagroziła mu pięścią, zdenerwowana. Była bliska płaczu. Zatrzymała się na chodniku i ukryła twarz w dłoniach, szlochając jak dziecko. Co ona powie mammi? Co ona jej powie?
No jak to, co. Że jakiś polski bandyta oblał ją kwasem. Mammi zrozumie, przecież jest wojna. A vati może za karę rozstrzela jakichś trzech czy pięciu więźniów...


Rudy, zaskoczony, że Niemka tak dobrze włada jego rodzimym językiem, zatrzymał się jednak kilka kroków dalej, zdezorientowany. Przez pierwsze chwile zastanawiał się, czy przez przypadek zamiast Niemki nie oblał Polki, i to chyba właśnie to zadecydowało o tym, że zawrócił się i podszedł powoli do Eden.
A ulica oczywiście jest całkiem pusta, żadnych przechodniów, policjantów, żadnych niemieckich patroli, tylko on i płacząca Eden...


Za skruchą położył dłoń na jej ramieniu, które trzęsło się od płaczu. Odprowadził ją na bok, żeby nie przeszkadzać innym ludziom na ulicy. Zrobił to wszystko bardzo delikatnie, bo bał się, że może zacząć krzyczeć i narobiłaby mu problemów.
Bo uspokajanie dziewczyny płaczącej na ulicy rzuca się w oczy bardziej, niż oblewanie jej czymkolwiek, zwłaszcza kwasem.


Ale ona nie krzyczała. Ona tylko płakała.
A powinna krzyczeć, choćby z bólu. Chyba że szczęśliwie kwas nie dotknął skóry, ale jeśli to była letnia, cienka sukienka, to wątpię.
Albo kwas bardzo rozrzedzony.
Albo faktycznie cytrynowy.


A kiedy podniosła wzrok, aby sprawdzić, kto ją uspokaja, uderzyła go w pierś z pięści, oburzona, że ma czelność jej dotykać. Nie dość, że zniszczył jej sukienkę, to teraz jeszcze to…
– Ja… – zaczął Rudy, cicho, bo nie śmiał głośniej. Kiwał się w przód i w tył, drapiąc się po karku. – Ja przepraszam. – choć z trudem przeszły mu przez gardło te słowa, bo nadal nie był pewien, kogo kwasem oblał, to jednak je wypowiedział. – Myślałem, że panienka Niemka.
I z tej konfuzji włączył mu się nagle tryb chłopa pańszczyźnianego przemawiającego do jaśnie dziedziczki.


– Bo Niemka, i co!? – krzyknęła wściekła Eden, a ona zaczął ją natychmiast uciszać, żeby nie robiła więcej hałasu. Głupio mu się zrobiło, choć sam nie wiedział, dlaczego. Może dlatego, że ta Niemka jakoś dziwnie była delikatna, i trochę przyciągała jego spojrzenie.
Gdyby to była jakaś gruba Helga, oddaliłby się zadowolony z udanej akcji, z czystym i niezmąconym żadną wątpliwością sumieniem.


Rudy uniósł brwi.
– Niemka? – wydusił, zaskoczony. – I tak pięknie mówi po Polsku?
Byś chociaż się ortografii nauczył, patrioto. I nie zwalaj mi tu winy na reformę pisowni z 1936 roku, bo jeszcze żyje sporo takich, którzy pamiętają, co obejmowała.


Eden spojrzała na niego znowu, wycierając łzy z policzków. Musiała się wziąć w garść. Twarz Rudego pojaśniała trochę, chociaż nadal miał coś do niej. Coś mu nie pasowało, ale postanowił to zignorować.
Może broszka ze swastyką jednak kłuła w oczy.


– Ano – mruknęła Eden, niezbyt zadowolona. Ale nie mogła się już dłużej użalać nad sukienką, bo najpierw uznała, że mammi zrozumie, a vati, tatuś, tatko, on kupi nową… może nawet jeszcze ładniejszą, niż ta była!
I nagle razem zaczęli się śmiać, choć sami nie wiedzieli, co ich tak rozśmieszyło. Może to, że wszyscy gadali im, że nie mogą się dogadać – Polacy i Niemcy – a oni stali na ulicy i rozmawiali sobie po Polsku, jak normalna para. To wszystko po prostu wydało im się dość absurdalne, i nagle prychnęli śmiechem, obydwoje w tej samej chwili.
A potem wzięli się za ręce i pokicali w stronę zachodzącego słońca…


– Janek – przywitał się Rudy, wyciągając w stronę dziewczyny rękę na powitanie. Chwyciła ją, jeszcze niezbyt pewnie.
– Eden – przedstawiła się cichutko, nieśmiało.
I tak oto – zupełnie przypadkiem – los połączył ich na czas dłuższy niż kilka sekund, ile zapewnie by trwało ich powiązanie, gdyby Eden nie krzyczała wyzwisk pod imieniem Rudego po polsku.
To mi przypomina przeczytaną gdzieś historię o tym, jak młody, obiecujący niemiecki piłkarz zwrócił na siebie uwagę trenera tym, że po meczu klął po polsku.


I tak oto, Eden dołączyła do tej zgrai młodocianych przestępców pod pseudonimem "Diny" albo "Ruda". Częściej wszyscy używali tego drugiego, bo śmiali się, mówiąc o dwójce zakochanych jako "państwo Rudzi".
Nie ma to jak ułatwić sprawę gestapowcom, przybierając pseudonimy łatwe do skojarzenia jeden z drugim.


Alek swoją zabawę dedykował po części właśnie tym zakochanym, bo kiedy się już dowiedział, kim jest wybranka jego przyjaciela, koniecznie chciał ją bliżej poznać, a Moni i Falki też jeszcze wtedy nie widział na oczy ani razu. Nie było po prostu ku temu okazji.
A podobno tak się wszyscy zakumplowali, dziewczyny chodziły z nimi na akcje i wgl. Co robił w tym czasie Alek, mamusia chowała go w szafie?


Przyjaźń Ninki i Alka była dość specyficzna. Kiedy się poznali, jakoś tak nagle pomiędzy nimi coś rozbłysło i z dnia na dzień stali się sobie tak bliscy, że wymieniali wszelkie opinie. Na każdy temat. O każdej porze dnia i nocy. Bywało to denerwujące – szczególnie, kiedy chłopak dzwonił do Ninki po północy i zbiegała prędko na parter, żeby odebrać telefon, który zdążył już rozbudzić cały dom.
I tak sobie rozmawiali szczerze o wszystkim, nie przejmując się tym, że telefony były na podsłuchu.


Z kawiarni z widokiem na Pałac Kultury pozdrawiają Analizatorzy, popijając czekoladę i dzieląc się ploteczkami prosto z Nowego Pudelka Warszawskiego,

a Maskotek przelicza pistolety w worku.

253 komentarze:

1 – 200 z 253   Nowsze›   Najnowsze»
Anonimowy pisze...

Mówiąc prawdę i tylko prawdę...
Jestem dopiero w połowie analizy, ale jak można pisać fanfik do książki/filmu na podstawie tak dramatycznych, PRAWDZIWYCH wydarzeń?
Wiem, że aŁtorki często przekraczają granice dobrego smaku, ale dla mnie pisanie fanfika o osobach zmarłych, na dodatek z tak wielką ingnorancją jest dla mnie niepojęte. Powiedzcie, że to prowokacja...
A "Kamienie na szaniec" są chyba obowiązkową lekturą gimnazjalną?

~Phro

baba_potwór pisze...

Rozumiem, że w szkołach zlikwidowano lekcje historii. Tylko tym potrafię sobie wytłumaczyć ten stek bredni i ogólne arcybęcwalstwo lejące się z opka strumieniami.

Anonimowy pisze...

Analiza piękna (rozmowa Ninki z ojcem ubawiła mnie do łez), opko przestraszne. To konspirowanie u Wedla (w ogóle można było tam wypić czekoladę z cynamonem?), te córeczki esesmanów wzruszające się na widok kotwic, te wory pistoletów! Jeśli dobrze pamiętam, hitlerowiec, który zgubił gdzieś broń, miał poważne problemy.
"Mammi" rozumiem. Rodzina zakłada, że skoro jest w opku, to powinna za wzór stawiać sobie USA. W związku z tym córka nosi imię Eden, a matka każe do siebie mówić "mummy", tylko że polonofilka Eden stosuje naszą wymowę.
Aha: dezaryzacja, nie dearyzacja!

Bumburus pisze...

Cieszę się podwójnie, raz z tego, że wreszcie pojawiła się analiza, a drugi - z tego, że jest to analiza w dobrym starym stylu, gdzie żarty dotyczą tylko ignorancji i braku wyczucia aŁtoreczki.
Urlop wyszedł Wam na dobre, tak trzymać!

Captcha:been ortsais. Byłam miejscem japońskich sztyletów?

Bumburus pisze...

@Anonimowy: akurat "Mami" (przez jedno "m" po niemiecku jak najbardziej istnieje: http://www.duden.de/rechtschreibung/Mami

Korodzik pisze...

@Anonimowy: Ależ mogło być gorzej. Słyszałem, że ktoś napisał yaoi o bohaterach "Kamieni na szaniec"...

Anonimowy pisze...

baba_potwór z lekcjami historii prawie się nie pomyliłaś. Zakładam, że ałtorka jest z gimnazjum, a podstawa programowa zakłada lekcji historii do I wojny światowej włącznie. O XX wieku uczy się w pierwszej klasie szkoły średniej,a niestety wiadomo jak to wygląda czasami... zwłaszcza jeśli jest się na ścisłym profilu. Ałtorka nie mogła mieć tej wiedzy ze szkoły, bo po prostu o tym się nie uczy. A niestety "Kamienie na szaniec" na polskim ograniczają się do filmu i krótkiego omówienie postaci. Co oczywiście, nie wyklucza ignorancji ałtorki, która powinna zaznajomić się z tematem. Chociaż film z 2014r. dał naprawdę ogromne pole do popisu dla wszystkich pseudofanek, którym podobała się uroda Rudego i Zośki (Alek jest tam postacią drugoplanową).
Edda

K pisze...

AŁtorka nie tylko kaleczy język polski, ale chyba nie zna podstawowych faktów z historii Polski, realiów życia w okupowanym kraju. Czytam, czytam i płakać mi się chce z bezmyślności tego, kto to pisał. Strzelam, że to dzieciak, który ledwo co wyszedł z podstawówki.

Maryboo pisze...

A mnie tak zastanawia: Niemki, panienki z dobrych domów ot, tak idą sobie na akcje - i nikt w domu nie interesuje się, co robią i gdzie są? No, chyba że w celu utrzymania konspiry namówili właściciela Wedla, by otwierał podwoje przybytku w trybie 24/7...

Anonimowy pisze...

Korodzik, biorąc pod uwagę wyobraźnię aŁtorek i treść oryginalnej książki, to yaoi mnie akurat nie dziwi... Dziwi mnie natomiast pisanie fanfika na bazie filmu, który powstał na bazie książki, BEZ przeczytania ksiażki. No WTF.

Anonimowy pisze...

Boru mój, Boru - niech jej ktoś odetnie Internet i zabierze długopisy i papier!
Analiza przecudna, rewelacyjna!
Po tym opku to jednak nie umiem sklecić komentarza. Ale czy pamięta ktoś, że Nina wychodziła z domu PRZED godziną policyjną, wtedy poznaje też PseudoZośkę, następnie znajdują ją Eden i Zosia i idą do Wedla.
A, idę jeść kanapkę BSP, w niej nie ma pięknych Niemek, idealnej Polszczyzny i cynamonomonowych czekolad z Tradycjami (choć w sumie szkoda tego ostatniego).
Nie, serio - przecież w szkołach tego uczą! 6 klasa podstawówki, 1 klasa liceum, język polski, do diabła, w gimnazjum 2-3 klasa!
No nic, może shitstorm bydzie przynajmniej ;)
Helga von Boruniechjużbędziepiątek
P.S. I ten jej niemiecki! Te końcówki czasowników, których nie ma!!!

Anonimowy pisze...

Analiza niezła,szkoda,ze opko takie irytujące.No,włosy wyrywać i głową w klawiaturę walić.
Wy naprawdę sądzicie, że aŁtoreczka wie, że rewolwer a pistolet to zupełnie co innego? ;)
To akurat najmniejszy problem,pal diabli,pistolet,rewolwer,ale skąd ona je brała?!Kradła workami?!
Potrafiła skakać po ulicach, żeby odciągnąć uwagę niemieckich oficerów..
Taa,świetny pomysł...To w "Kamieniach na szaniec" była taka scena, jak konspiratorzy chcieli ukryć karteczkę w bukiecie i Niemcy zaraz ich zgarnęli? I tą karteczkę ktoś połknął?
Skakać po ulicy!
Nieeeeeee.. całemu opku.. nieeeee!!!

Chomik

Babatunde Wolaka pisze...

@Anonim z 16:41: Faktycznie, powinna być "dezaryzacja", my bad. A teoria z "mummy" mi się podoba, zwłaszcza że w późniejszej części opka dziewczyny istotnie wtrącają wyrażenia po angielsku w rozmowie z matką. Takie z nich poliglotki.

Anonimowy pisze...

Co do kawiarnianej konspiry w Czasie Honoru: a żeby to jeden raz...

"Mammi" z kolei skojarzyło mi się z włoską "mammą". Ot, panienki uczą się języka sojuszników (i to jest miejsce na podziękowanie Borom za to, że autorka nie jest otaku :D)


O Pałacu Kultury już mnie ostrzeżono, więc szoku nie było. Zaliczyłam za to facepalma w momencie, w którym Eden zastanawia się z oburzeniem, dlaczego Polacy mają do niej jakieś wąty. Do córki SS-mana. Żyjącej sobie wygodnie w okupowanej Warszawie. Taa.

Hasz

Anonimowy pisze...

1. Skoro chadzają na czekoladę codziennie, to powinny wyglądać jak "Grube Berthy" a nie filigranowe panienki.
2. Miejmy nadzieję, że jak są razem to nie używają pseudonimów, bo "Zośka" i Zosia się nie dogadają (scena w "Airplane": Roger! Oveur!).
3. Rozumiem pisanie ficów o postaciach fikcyjnych, wszystko mi jedno. Ale pisanie złych ficów o postaciach realnie istniejących, zwłaszcza tych tragicznych, jest dla mnie nieco niesmaczne.
E.

Kazik pisze...

Witamy serdecznie po urlopie! Mam nadzieję, że ekipa choć trochę wypoczęła i na długo jej starczy sił na rozszarpywanie opek :)

Ach, uwielbiam, kiedy analizujecie opka historyczne, bo ciekawostkami sypiecie jak z rękawa.
Jedyne, co mi się nie podobało, to komentarz "Złapał gdzieś wszy?" do Rudego drapiącego się po karku. Czy to jakieś odniesienie, którego nie rozumiem, ale dla mnie nie jest to ani śmieszne, ani nie widzę w tym fragmencie żadnego błędu - ogólnie, trochę żenujące. Tak mi to dało po oczach, bo reszta analizy trzyma wysoki poziom. A termin "Sue-mienie" powinien wejść na stałe do słownika środowiska okołoanalizatoskiego :D

Co mnie jeszcze zastanawia, to to, jak zwracają się do siebie bohaterki. Panienki z elity, a tu jedna do drugiej "po cholerę ci to wiedzieć", "ile razy ja ci pomogłam w twoim nędznym życiu", "gdzieś ty znowu polazła"... Niech mnie kto poprawi, ale coś mi się wydaje, że tak to nie wyglądało.

No i wreszcie sam klimat opka... Jakim cudem, ja się pytam. Rozumiem, że można się wymigać od przeczytania "Kamieni na szaniec" i generalnie się prześlizgnąć, nie otworzywszy opowiadań Borowskiego, ale - do kroćset! - żyjemy w Polsce, nawet jak się na polskim przysypia, to idzie się ze szkołą do kina na filmy wojenne, są spotkania z członkami AK, wycieczki szkolne do Oświęcimia, TV zapchane dokumentami, co chwila obchody związane z okupacją, no nie da się nie załapać, jak ponura i poważna to była sprawa!
Myślicie, że ten nieszczęsny "Czas Honoru" tak namieszał? Nawet tam, choć roiło się od bzdur, to jednak ogólny klimat był ponury. Tutaj - kawiarnie, Wedly, romantyczne przekomarzanki, spacerki, potańcówki, a akcje napięciem przypominają kawał, za który można po przyłapaniu najwyżej dostać szlaban, a nie kulkę w łeb.

Z wyrazami szacunku
Kazik

kura z biura pisze...

Wszy były niestety jedną z powszechnych okupacyjnych uciążliwości. Ludzie żyli stłoczeni w ciasnocie (gdzieś trzeba było pomieścić tych wszystkich, których wyrzucono z mieszkań przejmowanych przez Niemców), w kiepskich warunkach higienicznych. Łatwo było coś złapać.

Malcadicta pisze...

Ja w ogóle to zawsze uważałam się raczej za historycznego analfabetę, bo do przedmiotu nigdy się nie przekonałam i pamiętam piąte przez dziesiąte. Ale przy tej analizie myślałam, że mnie szlag trafi - nie zrozumcie mnie źle, analiza świetna, ale opko podniosło mi ciśnienie. Ja chyba zwyczajnie nie jestem w stanie zrozumieć, jak można tak pozostawać w beztroskiej niewiedzy co do historii ostatniego stulecia. Poza tym "Kamienie na szaniec" jedna z niewielu naprawdę interesujących i poruszających lektur... Macki opadają. Zwyczajne niemki, jakieś biednawe, to bym zrozumiała jeszcze - ale córki esesmana?

Wedel... No tak, nie ma chleba, trzeba jeść bułki, prawda?

Kazik pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Unknown pisze...

Analiza piękna<3 A skoro jesteśmy w tematach wojennych, to podzielę się z Wami moim ostatnim odkryciem, po którym ostatecznie straciłam wiarę w ludzkość... Przeglądając deviantarta Phobs natknęłam się na jej obrazki przedstawiające postacie z II Wojny Światowej. I na co się natknęłam? Na shipping Himmler/Heydrich. Rozumiem, że rysowniczka stworzyła to dla żartu, ale ,moim zdaniem, było to pewne przegięcie. A jakby tego było mało, inne yaoistki podłapały to i narysowały kilka fanartów(również w mangowym stylu). Co prawda fanfików do tego tforu nie znalazłam, ale chyba nic w tym złego. W każdym razie, nie wiem czy śmiać się, czy płakać. I przepraszam za odbieganie od tematu analizy, ale musiałam się komuś wyżalić ;_;

Kazik pisze...

Kuro, dziękuję za wyjaśnienie tej kwestii - cieszę się, że komentarz faktycznie się do czegoś sensownie odnosił, choć dla mnie to wciąż dalekie skojarzenie. Drapania się po karku wydaje mi się jak najbardziej naturalnym gestem związanym z zakłopotaniem, toteż wyłuskanie akurat tego poprawnego zdania tak mnie zdziwiło.

Z wyrazami szacunku
Kazik

Broz-Tito pisze...

Co do tańczenia na niemieckiej fladze u Alka - tak, taka scena jest w filmie :D
W ogóle to jestem święcie przekonana, ze autorka nie pokusiła się o przeczytanie książki, stąd choćby wywalenie na fafdziesiąty plan Alka, bo tak z nim zrobiono w filmie. No i, że zdradzę pewien sekret, w dalszej części 3 rozdziału na potańcówce pada określenie, że Zośka ma "słodką mordkę" (sic!), więc uroda aktorów odgrywających główne role też na autorkę opka musiała podziałać (swoją drogą zakładka z bohaterami na tym blogasku jest rozkoszna, są zdjęcia <3). No dobra, może przekartkowała, ale w książce Zośka nie był takim burzliwym, romantycznym, niestabilnym psychopatą i idiotą jak w filmie, w ogóle w książce było inaczej, to po co czytać?
Tak swoją drogą to ja mam teorię na temat tego opka. Oczywiście,w opku może denerwować współczesne myślenie u bohaterów, ale to akurat w popkulturze nic nowego, więc to mnie nie dziwi. Nie dziwi mnie również dojmujący brak stylizacji językowej, chociaż delikatnej, i te wszystkie nieszczęsne "słodkie mordki" i inne kwiatki. Ba, nawet nie dziwi mnie brak podstawowego choćby researchu (to w opkah akurat normalne), z którego wyłazi potem Pekin w Warszawie A.D. 1942 (komuś, kto ma naście lat musi się on zdawać wieeeeekoooowy :D)Ale do rzeczy, moja teoria na temat opka brzmi: dla autorki zupełnie nie jest ważne to, że swoimi bohaterkami uczyniła Niemki. Po prostu uznała, że tak będzie romantycznie, och, jedną sparuje z Rudym, drugą z Zośką i będzie to tak dramatyczne i romantyczne do urzygu, w końcu to będzie o miłości, która pokonuje wszelkie przeciwności, bo to prawie jak zakochać się we wrogu (szkoda, że tylko Zośka na początku myśli o Ninie jak o wrogu, szkoda że w tak niezręcznej sytuacji, za grosz dżentelmeństwa i starego, dobrego przedwojennego wychowan... co ja gadam, jesteśmy w opku!). I tu opko rozłazi się w szwach, bo przecież trzeba jakoś spiknąć z góry upatrzone pary, prawda? Dlatego Niemki myślą na polski sposób, dowództwo niczemu nie dziwi, a konspiratorzy hasają po Warszawie... no dobra, być może hasają tak swobodnie, bo się autorka przy okazji naoglądała "Casu honoru". Generalnie wydaje mi się, że w opku nie chodzi o to, kto kim jest z urodzenia, ma być drama, ma być miłość, a wszystko co pomiędzy, to jakaś mało ważna wata. Wot i tyle.

Anonimowy pisze...

Bo ten Pałac Kultury też stał w czasie okupacji - po prostu był w konspiracji...

Lenn pisze...

To opko dało mi raka.

Nie, serio. Z tym materiałem do analizy trafiliście w dziesiątkę. Opko zasłużyło na obróbkę jak mało które. No i cieszy mnie, że tym razem na tapetę ne zostały wzięte literówki czy najbardziej wyświechtane klisze, a bezbrzeżna ignorancja aŁtorki, ewentualnie niefrasobliwość w podejściu do historii - bo może aŁtorka zdaje sobie sprawę z tego, że to, co wypisuje, jest mało realne, ale ma to gdzieś. (Nie wiem, czy wolałabym tę opcję, czy jednak ignorancję).

Nawiasem mówiąc, akurat wczoraj skończyłam czytać wspomnienia młodej Żydówki, która po ucieczce z transportu do Majdanka ukrywała się w Warszawie, naturalnie z lewymi papierami, aż do upadku powstania. Kontrast między tymi lekturami i opisanymi w nich realiami jest porażający, kiedy tak na świeżo w pamięci obraz okupacyjnej nędzy. _^_

Btw, Kazik, mnie komentarz o wszach od razu skojarzył się tak, jak to później wytłumaczyła Kura - bo wszy faktycznie były wtedy plagą. Punkt dla analizatorów.

Lenn pisze...

*kiedy ma się tak na świeżo w pamięci

Kuba Grom pisze...

Ta Kanguroniemka mnie powaliła...

Opko cudownie bezmyślne.

Anonimowy pisze...

O, a mnie drapanie po karku za którymś razem skojarzyło się z tym przerysowanym, animkowym gestem zakłopotania. Ale fakt, komentarz o wszach akurat bez sensu, bo zdanie samo w sobie nie miało nic absurdalnego, błędnego ani kliszowego, generalnie" wszawe realia czy nie, nie było sensu się akurat tego czepiać.

Hasz

Anonimowy pisze...

Nieodżałowanej doprawdy pamięci Stefania Grodzieńska, która w chwili wybuchu wojny liczyła sobie lat 25 jako dziecko małe w Łodzi zaliczyła krótki pobyt na ekskluzywnej pensji dla panienek. Wychowankami tej pensji były Polki i Niemki. Grodzieńska podaje kilka anegdot a kończy wspomnieniem, jak siedziały w okręgu i każda zaplatała warkocze koleżance przed nią. I konkluduje, że wielokrotnie się zastanawiała co się działo z tymi wszystkimi Hannelore i Sophie podczas wojny, czy w ogóle pamiętały swoje polskie koleżanki z pensji. Przypomniało mi się kiedy zaczęłam to opko i dlatego uznałam za oczywiste, że Nina i Eden urodziły się w Polsce albo przyjechały tu jeszcze jako małe dzieci. Wtedy to miałoby sens. Polska byłaby ich domem, Berlin mglistym wspomnieniem i mieszkaniem cioci Berty i kuzyna Hansa; mogłyby być idealnie dwujęzyczne, mogły mieć polskie przyjaciółki, zdołałyby uniknąć BDM, być może ta cała propaganda miałaby jakiś mniejszy wpływ i złościłyby się, że od jakiegoś czasu kuzyna Hansa nie da się słuchać, w kółko jakiś Lebensraum. Wtedy nie byłby to durny pomysł, byłby to TRUDNY, karkołomny pomysł, dla sprawnego pisarza do przeprowadzenia. (U Szczypiorskiego w "Początku" jest wątek "polskiego Niemca" - oczywiście zupełnie inny, ale jest). No ale TO... TO... To coś...
CZEKOLADA. CZEKOLADA U WEDLA. Dla Polaków to marmolada z buraków chyba. Nawet małe dzieci uczono, żeby nie brać cukierków od żołnierzy. Chodzenie do kawiarni było moralnie dwuznaczne nie tylko dlatego że żywność była reglamentowana. Mogła tam chodzić tylko określona kategoria Polaków wydaje mi się.
Ta rozmowa Niny z Tadeuszem, ich pierwsza rozmowa - czy tylko ja jestem nią przerażona? Nie będziesz krzyczeć wystarczająco głośno... - dla mnie to jest zdanie napastnika, zdanie psychopaty, który czerpie jakąś sadystyczną przyjemność z poczucia kontroli nad ofiarą, ze świadomości, że nikt nie przybiegnie na pomoc. Wkładanie takiego czegoś w usta Zośki jest po prostu - brak mi słów.
I znowu powołam się na Grodzieńską - kiedy w tamtych czasach nastoletni chłopcy chcieli zacieśnić znajomość z koleżanką ze szkoły pierwszym krokiem było coś w rodzaju "Pani pozwoli? Poniosę pani teczkę." (Tak właśnie było - komentowała Grodzieńska - przejście na ty stanowiło duży przywilej). Nawet jeśli przyjmniemy że standardy podczas wojny się rozluźniły przejście na ty tak z marszu, bez przeprosin za ten okropny tekst o krzyczeniu jest dla mnie nie do przejścia. Nie wyobrażam sobie takiego dialogu, jest nie tylko poza granicami niesmaku, chamstwa i braku klasy - jest kompletnie nieprawdopodobny.
No a potem się okazuje, że ta cała Nina to rodzona berlinianka, która w Polsce czuje się kompletnie obco, w dodatku córka esesmana (a więc pranie mózgu ma i w BDM i w domu). Wydaje mi się, że to nie jest pierwsza Ałtoreczka, która myli SS z Wehrmachtem, zakładając że ojciec Niny i Eden jest po prostu żołnierzem. I ta Nina córkę gestapowca zapyta o kontakty z polskim podziemiem i będzie oczywiście wiedziała, co to Treblinka. (Przecież nawet polski i żydowski ruch oporu chyba nie od razu się zorientował). I będzie ją w ogóle obchodzić, że jacyś podludzie z tego obcego jej kompletnie kraju giną. Headdesk i facepalm.
Świetna analiza.

Hanna

baba_potwór pisze...

Edda, dziękuję za wyjaśnienie (acz przygnębiające). Jeszcze taka refleksja mnie naszła, że raczej mało prawdopodobne, żeby narodowy socjalista nazwał córkę Niną (o Eden nie wspominam, bo wy już to zrobiliście). Magda, Margarete, Katharina, Elsa, Ingeborg - to są imiona dla echte deutsche Madel, a nie jakaś podejrzana, makaroniarska Nina. Równie dobrze zetempowiec mógłby nazwać syna Brajan.

Nefariel pisze...

Boże, jaki rak.
Nazi opko zniesłam, tego nie. To w sumie nie jest gorsze, ale zdecydowanie dużo bardziej żenujące (i gorzej napisane).
A tej młodej damie ktoś powinien pogratulować, bycie Dobrą Bo Tak wyszło jej jeszcze bardziej z dupy niż Drizztowi. A to naprawdę o czymś świadczy.

Nefariel pisze...

Doczytawszy komcie - uwagę o wszach uważam za słuszną. Nie traktuję jej jako komentarza do gestu podrapania się po karku, tylko jako próbę sprowadzenia na ziemię i przypomnienia o istnieniu brutalnego realizmu w kontekście całości.

Anonimowy pisze...

Od pewnego momentu czytałam same komentarze. Treści właściwej zwyczajnie nie dałam rady.

Dlaczego, no dlaczego, aŁtoreczki tak rzadko stosują zasadę "pisz o tym, co znasz"? Dlaczego porywają się na tematy/realia/cokolwiek o których pojęcie mają (co najwyżej) mgliste? Wychodzą później takie potFory typu PKiN w 1942 czy starożytny Rzym w 1920 r.n.e.

Sam pomysł pisania opek w realiach wojennych jest karkołomny. Dlatego próba zwiększenia love-dramy poprzez parowanie osób z przeciwnych stron jest dla osoby bez głębokiej wiedzy historycznej i doświadczenia samobójstwem.

Idę odchorować tę analizę. Składam ukłony i życzę powodzenia przy analizowaniu kolejnych części.

Ejżja

Bumburus pisze...

@Ejżja: bo nawet nie mają pojęcia, jak bardzo nie mają pojęcia? ;-) Bo Tró Loff musi mieć odpowiednią oprawę i sztafaż, a niemiecka esesmanówna zakochana w Polaku to taka piękna tragedia, a źli rodzice są jeszcze źlejsi, kiedy to germański najeźdźca i jego Frau?

Anonimowy pisze...

Lenn albo ktokolwiek inny, możecie podać nazwę tych wspomnień Żydówki?

W ogóle muszę przyznać, że analizatorki mają imponującą wiedzę z tego okresu, zazdroszczę mocno. Skąd ją bierzecie? Książki, skończone studia czy tylko research na potrzeby tej analizy?

Bumburus pisze...

@Anonimowy: ANALIZATORZY. Babatunde Wolaka i Jasza są facetami. Podobnie jak Purpurat i Murazor (jeśli czytasz starsze analizy).

Magdalena Maria pisze...

Słabo mi...

Pałac Kultury, Wedel, pistolety na worki... Wyję, po prostu wyję do księżyca...

kura z biura pisze...

Jeśli o mnie chodzi, to interesuję się konspiracją i życiem codziennym w czasie okupacji, staram się czytać wspomnienia i różne opracowania. Nie jest to moze jakieś zainteresowanie bardzo naukowe, ale coś tam zawsze człowiekowi w głowie zostanie, a przynajmniej wie, gdzie szukać.
:)

Anonimowy pisze...

A ja zaliczyłam Jeden Nieustający Facepalm. Od samego początku do samego końca. Ta aŁtoreczka to jakaś tępa dzida jest. Nie wierzę, że można być AŻ TAKĄ ignorantką w tak bolesnym temacie. Co to, kutwa, jest? Okupacja to nie była zabawa w chowanego i podchody. Tej durnej dziuni polecam serial "Kolumbowie". Serial bo książka jest ciekawa ale g r u b a - kto by dał jej radę. A jak nie to, to "Zakazane piosenki"-wersja light tych okropnych lat. Co za żenada...
Ewusia

Lenn pisze...

"Doczytawszy komcie - uwagę o wszach uważam za słuszną. Nie traktuję jej jako komentarza do gestu podrapania się po karku, tylko jako próbę sprowadzenia na ziemię i przypomnienia o istnieniu brutalnego realizmu w kontekście całości."
Dokładnie tak to odebrałam, tylko nie potrafiłam moich odczuć ubrać w słowa tak dobrze jak Nef.

"Lenn albo ktokolwiek inny, możecie podać nazwę tych wspomnień Żydówki?"
To było "Pragnęłam żyć. Pamiętnik" Haliny Aszkenazy-Engelhard. Cieniutka książeczka, nie powiem, żebym szczególnie ją polecała (momentami trochę egzaltowana, nic zresztą dziwnego, skoro to wspomnienia nastoletniej dziewczyny, ja po prostu wolę bardziej suche relacje), choć z pewnością da się ją czytać i ukazuje prawdziwą rzeczywistość tamtego okresu, w przeciwieństwie do wiadomego opka.

Dzidka pisze...

Ja podobnie. Jakoś nasiąkłam stosowną wiedzą. No i babcia opowiadała.

Anonimowy pisze...

Też się cieszę, że analiza w starym, dobrym stylu.
A co do zachowywania realiów to ignorancja autorki swoją drogą, a na lekcjach historii zwykle nawet się nie dociera do drugiej wojny, pod koniec ostatniego czasu nikt się tym juz nie przejmuje.
Goma

Anonimowy pisze...

Zajrzałam na bloga aŁtorki. W sekcji: o mnie: " Marzeniem jest historia, bo kocham o niej czytać i bardzo mnie interesuje, ale nie mam ja pamięci do dat, więc tyle z mojego marzenia. "
Oj, nie tylko do dat pamięci nie ma, nie tylko... W historii znaczniej ważniejsza od dat jest znajomość faktów i umiejętność dostrzegania związków przyczynowo-skutkowych, a z tym jak widać cieniutko.
Z epilogu tego tworu wynika, że i Alek, i Zośka dożyli przynajmniej do początków 1944, a może i w Powstaniu autoreczka ma zamiar kazać im wziąć udział. Pytanie: po co zmieniać biografie najbardziej chyba rozpoznawanych członków Szarych Szeregów, po co zmieniać przebieg całej akcji pod Arsenałem, zamiast zwyczajnie wprowadzić jakichś fikcyjnych bohaterów?

Rosalia pisze...

Anonimie wyżej, bo to opko MA drugą część, opowiadającą o Powstaniu Warszawskim. ;) A co do zwyczajnie chamskiego wstawiania zmyślonych Mery Sójek w prawdziwe wydarzenia historyczne (co dla mnie stanowi profanację, choćby szwab!Monia...) - patrząc po innych jej blogach, aŁtorka ma skłonności do upychania własnych bohaterów w znane historie i oddawanie im głównej roli, przerabiając jedynie nieco detale (na mniej logiczne, ofc). Zrobiła (lub robi to teraz) z całą trylogią Igrzysk Śmierci choćby. Niestety, tam najwyżej można ją wyśmiać za okropny pomysł, realizację etc, ale tutaj to już jest zwykła profanacja pamięci choćby... I nie. AŁtorka zdaje się być co najmniej późną gimnazjalistką, o ile nie chodzi już do liceum.

A co do samego opka - z mieszaniną dumy i zażenowania przyznaję, że to ja je nadesłałam, bo szlag mnie trafiał przy samym opisie. Tekst przelatywałam fragmentami, bo miałam wręcz mdłości od tych bzdur wciśniętych w HISTORYCZNE WYDARZENIA. Naprawdę, robienie z prawdziwych postaci historycznych, i to takich, tru lafferów nie wydaje się aŁtorce... niesmaczne? Co więcej, doskonale pamiętam (bo miałam egzemplarz ze zdjęciami prawdziwych Zośki, Alka i Rudego), że przynajmniej Rudy, jak nie wszystkich trzech, MIELI dziewczyny, które kochali. I to niby taki szczegół, ale jednak podwójnie niewłaściwe wydaje mi się zastępowanie takiej dziewczyny Rudego jakąś zmyśloną niemiecką Marysią Zuzią, która jest nie dość, że niespójna, to w jakiś sposób obraźliwa w kreacji. Cała czwórka tych bohaterek zresztą jest dla mnie taka. Niemki, które w ogóle nie poddają się propagandzie, będąc córkami gestapowców (przecież to nie tak, że to jakoś miałoby na nie wpłynąć, skąd), Polka, która przyjaźni się z Niemkami tego typu i jest to zupełnie w porządku... Bo naprawdę, chyba nie wierzycie, że aŁtorka wiedziała, że z Zośki robi folksdojczkę? ;)
Ogółem, to opko boli. Nie tylko w logikę. Nie tylko w to, że jak chcesz napisać opowiadanie historyczne to rób research, bo wychodzi opcio histeryczne. To opowiadanie po prostu boli w to, że są tak tępi ludzie, by nie widzieć nic obraźliwego w pisaniu czegoś tak niesmacznego, głupiego i złego pod względem stylu i zgodności z prawdą historyczną.

Nawiasem mówiąc - aŁtorka na tamtego bloga już nie zagląda, ale widziałam, że ktoś podrzucił jej link do analizy na głównego... Może się zjawi bronić tego... Hm. Dzieła.

Pozdrawiam ;)

Anonimowy pisze...

Nie wiem, kim jest autorka tego koszmarnego dzieła, ale mam nadzieję, że któregoś dnia zrozumie, co popełniła. Nie wiem, czy ona zdaje sobie sprawę, że pisze o faktycznie istniejących ludziach i jednej z najstraszniejszych wojen w historii ludzkości...czy ona wie, że żyja jeszcze ci, którzy przetrwali? Brak mi słów. I tu nie chodzi mi o jakąś tam ewentualną miłość między młodymi ludźmi a o zupełny brak pojęcia o realiach historycznych tamtego strasznego czasu. Moi dziadkowie, uczestnicy Powstania, żołnierze AK przewracają się chyba w grobie.

Anonimowy pisze...

Chcecie powiedzieć, że Alek i Zośka jednak wzięli udział w autoreczkowej wizji Powstania Warszawskiego?
Wymyślanie cudów-wianków w universach potterowskich, mangowskich, hunger game'owskich i wszelkich innych to jedno. Swobodne sterowanie postaciami historycznymi wymaga zrozumienia i znajomości realiów opisywanej epoki. A można było zamiast Alka, Zośki i Rudego opisać Wojtka, Staszkę i Czarnego, albo jeszcze lepiej Heńka, Baśkę i Złotego, i dowolnie modelować im życiorysy. Do reszty bzdur już się nie będę odnosić, chociaż PKiN w okupowanej Warszawie cały czas przyprawia mnie o nerwowy chichot.

Anomimowy pisze...

@Rozalia: na jednym ze swoich innych blogów aŁtorka podaje, że nie ma czasu ostatnio pisać, bo matura.

K pisze...

@Rosalia - Wydaje mi się, że ta aŁtorka jest w klasie maturalnej, przynajmniej tak zrozumiałam z tego bloga o Igrzyskach, którego przejrzałam.

Anonimowy pisze...

Poważnie? Ałtorka nie jest gimnazjalistką? OMG...zatkało mnie

K pisze...

Nie tylko Ciebie. ;)

Anonimowy pisze...

To było straszne, naprawdę straszne. Sama w sumie nie wiem jak można nie mieć tak ELEMENTARNEJ wiedzy. Z jej bloga wyczytałam, że "jej marzeniem jest historia", cokolwiek to znaczy, to właśnie widzę.

S.H

Anonimowy pisze...

Wiecie, mi się wydaje, że mimo tej bezmyślnej naiwności, rażącej nieznajomości realiów, potknięć językowych i tej całej OKROPNEJ otoczki, autorka przejawia pewien talent. Poza dialogami całkiem fajnie konstruuje zdania i opisy, przynajmniej jak na gimnazjalistkę.

Maryland

Anonimowy pisze...

No dobra, ale nie jak na klasę maturalną. Ale bywało gorzej :/
Jako harcerka czuję się... wyobraźcie sobie, jak.

Maryland

Anonimowy pisze...

Blog został już usunięty.
Będzie dalsza część analizy?

Anonimowy pisze...

Swietna analiza, z gatunku moich ulubionych. Kangurek Sieg Hail mnie polozyl na lopatki :-D

Opko durne jak cholera, i rownie obrazliwe i bezmyslne jak Nazi Opko.

Croyance

Anonimowy pisze...

Skoro opko jest usunięte z Internetów... to czy będzie dalsza analiza? Aż mi żal, bo nie poczytałam dalej... chociaż... seksów nie ma to po co...

Dzidka pisze...

Uspokajam, będzie ciąg dalszy analizy :) Nie z nami takie numery! ;)

Mal pisze...

W pewnym momencie zaczęłam przewijać i czytać już tylko Wasze komentarze, bo zwyczajnie nie zdzierżyłam...

Anonimowy pisze...

Jedyne logiczne wyjaśnienie dla Pekinu w Warszawie lat 40. widzę w założeniu, że w 1920 Tuchaczewski jednak zajął Warszawę... Posiedział w niej z dziesięć lat, sprowadził Rudniewa, ten wybudował Pałac, a potem obaj - ale niestety bez Pałacu - zwiali z Polski, bo Piłsudski zorganizował skuteczny ruch oporu.

Boru, czy ja zaczynam myśleć jak ałtoreczki?!

Alla

baba_potwór pisze...

Pałac w konspiracji miał zapewne kryptonim "Toi Toi".

Rosalia pisze...

"I tak, wiem, że państwo z jakiejś armady czy coś tam, wzięli się za Czekoladę. I mean, nie to, że o to prosiłam, no ale dobra xD Jak się kogoś hejci, to się to robi w inny sposób, no ale ok. Ja tam to osobiście uważam za szukanie poklasku w słaby sposób, ale nie będę się odzywać, bo jeszcze i tu mnie zhejcą, no welp xD" - to z bloga aŁtorki. Przeraża mnie, że można być tak bezkrytycznym w stosunku do własnej pracy... Choć to pozwala zadać pytanie, czemu obie części zostały skasowane.

Anonimowy pisze...

A może byście tak zanalizowali głównego bloga tej aŁtorki? Mielibyście chyba analizy na cały rok zważając, że aŁtorka napisała całą trylogię Igrzysk Śmierci od początku.

Bumburus pisze...

@Rosalia: Można. Kiedy ja byłam jeszcze młoda (bo piękna nie byłam nigdy, szczupła też nie), oczy bym wydłubała za krytykę tegoż dzieła:
http://tunaraziejestsmietnisko.blogspot.com/2015/01/zabytek-sztuki-opkowej-i.html Ale z tego się wyrasta.
A blogasek pewnie został skasowany w nadziei, że zepsuje to zabawę tym zuym analizatorom (zresztą parę postów wcześniej ktoś pytał, czy analiza będzie kontynuowana, skoro blog usunięty). Trawestując przytoczony przez Dzidkę cytat, nie z nimi takie numery...

Anonimowy pisze...

Najgorsza rzecza w tym opku byl IMO nawet nie brak wiedzy historycznej, tylko BRAK WYOBRAZNI, co juz jest dyskredytujace dla poczatkujacej, ah, pisarki.

To, ze daty sie nie zgadzaja, ze stoi Palac Kultury, to wszystko mozna jeszcze przelknac. Ale jak mozna nie byc w stanie sobie wyobrazic ATMOSFERY, klimatu tamtego czasu, tego, ze ludzie nie przesiadywali w Wedlu i nie pili czekolady?

Jestem w stanie wybaczyc brak wiedzy, trudno, chociaz od maturzystki czlowiek spodziewalby sie wiecej. Ale bezmyslny brak wyobrazni, jak to jest zyc w okupowanym miescie jest porazajacy.

Jesli altorka tu zaglada, napisze jeszcze jedno: wiem, ze istnieje teraz pojecie 'hejtu', w ktore czesto wrzuca sie kazda krytyke albo po prostu niepochlebna uwage: w tym przypadku zadnego hejtu nie ma. Jest merytoryczna krytyka idiotycznego opka za ktore powinnas sie wstydzic. Jesli autentycznie jestes maturzystka, czas dorosnac. Daty mozna sobie doczytac, ale bzdury o ptasim mleczku w okupowanym miescie sa skandaliczne.

Croyance

baba_potwór pisze...

Tak sobie jeszcze myślę, że do tej pijalni czekolady to metrem dojeżdżali po zakupach w Złotych Tarasach. Już nawet nie chodzi o groteskowe anachronizmy, ale o wyobrażenie wojny jako skrzyżowania gry komputerowej z podchodami, zabawą w chowanego i komedią reumatyczną. Za dużo czasów humoru, za mało rzetelnych dokumentalnych produkcji o tamtych czasach.

Anonimowy pisze...

Poproszę o link do innych blogasków aŁtorki, mogą być Igrzyska.

L.

kura z biura pisze...

Nieno, w okupowanej Warszawie były lokale, w których podawano niedostępne na kartki frykasy i ludzie wesoło się bawili. Tyle, że bywali tam Niemcy i folksdojcze, zresztą przeważnie były to lokale "tylko dla Niemców". Gdyby jakieś dwa słowa o tym znalazły się na początku opka...

W dalszej części tym bardziej widać, że cała ta konspiracja to dla naszych bohaterek wesoła zabawa i sposób na zbuntowanie się przeciw rodzicom.

Tymczasem aŁtorka okopała się na pozycji "ale hejt, ludziom to się nudzi, takie dobre rzeczy hejtują!" ;)

Anonimowy pisze...

Jak wyszło, że aŁtorka jest w klasie maturalnej to aż mi się słabiej zrobiło. A na to, iż rzekomo się historią interesuje, to już trzeba mnie było śmiotkiem i szufelkiem z podłogi zbierać.
Mogę prosić o link do głównego bloga aŁtorki? Z góry dziękuje
~Phro

kura z biura pisze...

Ten chyba jest główny:

http://lilybird-everdeen.blogspot.com/

Anonimowy pisze...

"Jak się kogoś hejci, to się to robi w inny sposób, no ale ok."

A to jest jakiś podręcznik szanującego się hejtera?

Melomanka

Anomimowy pisze...

Ale tu się nie hejci, przeto podręcznik wraz z Kodeksem Hejterskim, Dz.U. z 31 kwietnia 2013 r. z późn. zm., i tak nie ma zastosowania :D

Anonimowy pisze...

Dziękuję bardzo
Na razie przebiegłam wzrokiem początek 1 rozdziału, ale za każdym razem jak widzę imię głównej bohaterki, to mocno mnie ono śmieszy. Lilia-ptak?
~Phro

Bumburus pisze...

Każdy szanujący się hejter posiada swój hejterski honor (MSPANC).
@Kura: skądinąd zastanawiam się, czy sam pomysł traktowania przez bohaterki konspiracji jako próby wyrażenia buntu przeciw rodzicom nie obroniłby się u pisarza, dysponującego większą wiedzą i wyczuciem historycznym...

Anonimowy pisze...

Oburzenie aŁtorki na jej tweeterze - bezcenne <3
Analiza boska, a opko durne, aż mnie szlag trafiał i trzewia skręcały ze złości.

Anonimowy pisze...

Też to czytam właśnie i padam ze śmiechu.

Royal Bee pisze...

Jesterm w szoku, że mimo tak ewidentnych gaf/błędów/pseudohistorycznych bredni, które zostały dokładnie wypunktowane i uzasadnione w analizie, aŁtorka nadal uważa, że to niezasłużony hejt i atak. Jak można mieć takie klapki na oczach? Czy ona naprawdę nadal uważa, że jej opowiadanie jest wiarygodne historycznie czy nawetc logicznie po tym, co żeście jej tutaj wytknęły? D:

NIE OGARNIAM. ;_;

Anonimowy pisze...

Czy jest Biblia Hejterów? Albo Kodeks Hejterów? Bardzo chciałabym poczytać, zważywszy że sama hejtuję na prawo i lewo i chciałabym mieć coś do cytowania.
E.

K pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
K pisze...

Ludzie ślepo zapatrzeni w swoje opka znajdą się wszędzie.

Fakt, to, co wypisuje na Twitterze - bezcenne. ;)

Anonimowy pisze...

Odezwę się z kąta, jako osoba postronna - osoby czytujące Niezatapialną Armadę powinny przestać tej nagonki na ałtorkę. Napisała kiepskie opowiadanie - napisała. Zanalizowaliście - zanalizowaliście. Nie trzeba przeszukiwać reszty jej miejsc w sieci (twitter, inne blogi), żeby z nią porozmawiać. Takie pisanie do niej z anonima i pouczanie jest mało dojrzałe. Ałtorka nie jest jeszcze gotowa do tego, żeby spojrzeć na swoje prace z nutką samokrytycyzmu i nikt nic z tym nie zrobi, a po co psuć sobie humor i innym też. Dajcie spokój tej dziewczynie, nie ona pierwsza pisze słabe opka i nie ostatnia, jak widać. W internecie każdy może sobie umieszczać co chce, nieprawdaż.

Taka dygresja mnie naszła, bo nie lubię konfliktów, niemal jak Pyza ;) Miłego weekendu życzę!
(i cieszę się, że wróciliście, bo nudno było bez Waszych analiz :))

Unknown pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Anonimowy pisze...

Madame Choice, piękny przykład braku kultury, może Ciebie wziąć pod nóż? Nie ma czegoś takiego jak kretyńska INTERPRETACJA głupiej dziewczyny na II wojnę światową i prawdziwych osób, które żyły naprawdę i brały w niej udział! Ciężko to zrozumieć? Kto was wychowuje? Jaka szkoła was uczy? Pusta przestrzeń między uszami, za to poziom chamstwa i narcyzmu poraża. Wstyd.

Anonimowy pisze...

Wy paskudne baby, same nie umiecie lepiej pisać, to czepiacie sie dobrych opowiadać, dlaczego to robicie? powiem wam. Bo kieruje wami zazdrość. Same jesteście beznadziejnymi beztalenciami bez krzty polotu, dlatego chcecie innym zrobić przykrość popełniając takie pseudo analizy. Idę z tym do prasy.

kura z biura pisze...

Uważaj, to nie chmury, to Pałac... tfu, poziom kultury.

Anonimowy pisze...

Jak można *interpretować* fakty historyczne i życiorysy prawdziwych ludzi? I jak można potem mieć pretensje, że ktoś się czepia tych wszystkich błędów i głupot?

To zupełnie tak, jakby bronić błędnego równania 2 + 2 = 3 i nazywać je INTERPRETACJĄ matematyczną. :DDD

Anonimowy pisze...

Anonimku z 21:16 lepiej uwazaj, bo obrończynie aŁtorki wezmą Twój komentarz całkiem serio i będą go potem cytować w argumentach :DDD

Anonimowy pisze...

'W internecie każdy może sobie umieszczać co chce, nieprawdaż'

... no i wlasnie dlatego my tez mozemy komentowac, jak chcemy.

Co do posta Madame Choice ... Twoja przyjaciolka, altorka opka, napisala idiotyzmy o PRAWDZIWYCH ludziach. Nie fikcyjnych postaciach. Ludziach. Ktorzy. Zyli. Podczas. Wojny.

To tak, jakbym ja napisala opko o Tobie, albo Twojej babci. Skoro Ciebie i altorke tak oburza to, ze ktos smie analizowac jej OPUBLIKOWANE publicznie opowiadanie (w koncu z szuflady nikt jej go nie wykradl), to czym - wedlug Ciebie - jest profanowanie pamieci autentycznych osob? Ze uzyje koronnego argumentu wkurzonych altoreczek 'kto wam na to pozwolil?'

Croyance

Anonimowy pisze...

Już nawet mniejsza o papranie życiorysów prawdziwych osób, ja nie mogę pojąć, jak wielką ignorancją trzeba się charakteryzowac, aby pisać takie brednie o WOJNIE. Ludzie codziennie walczyli o przeżycie, codziennie chowali bliskich, codziennie cierpieli od odniesionych ran. A aŁtorka? AŁtorka MA TO ZUPEŁNIE GDZIEŚ i pisze o sielance. I to jest najbardziej przerażające.

Anonimowy pisze...

Pozwolę sobie wkleić komentarz z innej słynnej analizy i odpowiedź, która może dotrze do ałtorki i reszty jej psiapsiółek:

Ałtorki: "Na naszym blogu powstanie opowiadanie osadzone w czasach wojny, które może być dla wielu kontrowersyjne, ale zapewniamy, że nie mamy zamiaru nikomu uwłaczać godności i nikogo urazić. Chcemy po prostu pokazać, że nie każdy Niemiec był zły i nie każdy chciał wojny. Wszystkie wydarzenia i bohaterowie są fikcyjne, nie mające nic wspólnego z rzeczywistością wojenną, więc nie należy ich traktować, jako odwzorowywania historii."

Odpowiedź, która powinna dotrzeć do wszystkich, bo wyjaśnia całą tę sprawę:
"Ahahaha, nima tak dobrze. Skoro wybrałyście konkretną epokę historyczną, to teraz trzeba trzymać się realiów i nie ma, że boli, a risercz za trudny."
"[Risercz - czyli research, to dokładne zasięgnięcie informacji o temacie opowiadania, książki itp., jaką ma zamiar się pisać, innymi słowy sprawdzanie realiów (przepraszam, Kuro, ale przyszło mi do głowy, że dziewczyny mogą faktycznie nie znać tego słowa). Każdy szanujący się autor czegokolwiek, co ma się ukazać oczom innym niż jego własne, powinien zrobić dokładny research, żeby ustrzec się wpadek i anachronizmów. Oraz kompromitacji.]"
"Jeśli faktycznie chciałyście stworzyć opko, które “nie ma nic wspólnego z rzeczywistością”, to należało wymyślić własny, alternatywny świat - w takim też przecież może trwać wojna, nie?" - moje ulubione, kwintesencja całej sprawy.

Gdyby opowieść dotyczyła wojny na kartofle w Pyrolandii a głównymi bohaterami byliby Hyzio, Dyzio i Zyzio, prawdopodobnie nikt by się nie czepiał. I nie byłoby aż takiego oburzenia.
Ale tutaj ałtorka zakpiła sobie z wojny i z bohaterów i to jej ujść płazem nie powinno, a psiapsióły również powinny to zrozumieć.

Rosalia pisze...

Ałtorka jednak nie jest szczególnie odporna na krytykę - pokasowała wszystkie blogi i przechodzi na wattpada. Dramatyzm przy takim taki, jakiego w powyższym opku się nie uświadczy...

Anonimowy pisze...

To opko boli... W sensie takiej zwykłej ludzkiej przyzwoitości. Trzeba nie mieć serca, żeby takie bzdury tworzyć. Do nauki i to czym prędzej. Matura? Reformo, robisz to źle! Ale jako że można mieć Maturę Giertycha to obawiam się, że autorka opka może zdać...
O tempora! O mores!

Koncepcja opowiadania o babci autorki jako modelowym przykładzie, że żonglowanie biografiami ludzi to rzecz niedopuszczalna bardzo mi się podoba. Mam następujące pomysły: 1) Babcia autorki była w młodości gwiazdą MTV, po tym jak odkryto jej talent na Eroticonie, gdzie ustanowiła kilka rekordów 2) Babcia była nieszczęśliwie i bez wzajemności zakochana w pewnym Karolu, narzucała mu się bezpardonowo, lecz on był nieugięty i przed jej zakusami zwiał do Watykanu i został papieżem. Wzagrdził tą Jezebel z Pcimia Dolnego. 3) Babcia autorki tak naprawdę nie jest jej babcią, bo autorka została znaleziona jako niemowlę pośród skrzynek z kapustą, którą szmuglowano uciekinierów z Abchazji.

A co do "Madame Choice" to obyś się nigdy nie namnożyła - kto oglądał "Idiocracy" bez trudu odgadnie co do porządu świata mogą wnieść jednostki o tak niskich kwalifikacjach intelektualnych i moralnych.

Anonimowy pisze...

A wystarczyłoby po prostu zignorować sprawę i po dwóch tygodniach nikt by już o niej i jej opku nie pamiętał.

kura z biura pisze...

Brace yourselves, ziomki aŁtorki are coming! :D

Anonimowy pisze...

Mein Gott, tam (tweeter) jest większa drama o to opko niż gdyby im rodziny powybijali czy coś...

kura z biura pisze...

Prawda? Ten płacz, te wyzwiska... Gdzie mój drama button?

Rosalia pisze...

Ten twitter stwarza atmosferę, jakby Armada powstała specjalnie, by wybić się na popularności aŁtorki. ;)

Anonimowy pisze...

http://www.dramabutton.com/ tutaj jest

Anonimowy pisze...

Trudno mi opisać, jak bardzo czekam na następną część analizy...
Żeby to było, nie wiem, opko o wydarzeniach z "Miasta 44". Już ta sielanka jakoś by się tłumaczyła - w końcu tam też radośnie się opalali na słoneczku, zabawiali poza miastem, był nawet wątek czekoladowy. Ale Zośka? Nie obchodzi mnie, czy filmowe "Kamienie" były słabe, czy nie. Ale Zośka, Rudy? Powinny dostać alternatywną dramę ludzi przeżywających profanację Bohaterów, którzy uczyli ich, jak żyć.

Anonimowy pisze...

Biorąc pod uwagę poziom wypowiedzi aŁtorki na bazie jej reakcji, raczej wątpię, czy cokolwiek z tego wyniesie. Aż zimno mi się robi, kiedy myśle, że to nie jest gimnazjum, tylko kilka lat więcej.

kura z biura pisze...

Bohaterom "Kamieni na szaniec" też zdarzało się śmiać i bawić, nawet w czasie okupacji. W końcu, na litość boską, to byli młodzi ludzie. Niemniej, tu cała robota konspiracyjna jest przedstawiona jako zabawa - jak nam się spodoba, to sobie skoczymy zerwać flagi albo namalować kotwiczki i co nam mogą za to zrobić? Starzy nam szlaban dadzą?
No ale jednak największy fail tego opka to te Niemki jako bohaterki. AŁtorka kompletnie nie zdaje sobie sprawy, jaka przepaść oddzielała Niemców od Polaków...

Poza tym, drogie fanki aŁtorki, jestem rozczarowana - macie odwagę bluzgać na twitterze, a nie przyjdziecie tutaj, powiedzieć nam w twarz, dlaczego się mylimy, a wasza idolka napisała świetne opowiadanie?

Anonimowy pisze...

@kura z biura o 22:24 - jestem tym Anonimem z 22:17.

Może źle się wyraziłam - jasne, że byli młodzi, przeżywali miłości, żartowali. Ale np. nie tańczyli - nawet Wańkowicz się kopsnął na "imieninowej 16". Pisze Kamiński, jak to Alek po aresztowaniu ojca nie jadł słodyczy. No i to nie byli ludzie jak Jerzy czy Zygmunt z "Kolumbów", tylko absolutna elita, szło wychowanie, harcerstwo, pobożność. Nie jestem znawczynią tematu, ale łątwiej zniosłabym tę sielankę wojenną w wykonaniu głupowatego Stefana, pozbawionej motywów Biedronki i przezroczystego Beksy.

Niemki to osobna sprawa - absurd samego pomysłu chyba sprawił, że wyparłam je z pamięci. Skąd się te Niemki wzięły, żeby była uzasadniona wielka drama z rodzicami?

kura z biura pisze...

No właśnie rodzice jakoś tak bardzo liberalnie podchodzą do znajomości i zajęć córek, ale za to mamy potem wielką dramę z Orszą, który wtem! traci do nich zaufanie, stwierdza, ze są niepotrzebne itd.

Anonimowy pisze...

@Croyance - Słuchaj, sprawdzenie,kiedy zbudowano ten "dar narodu radzieckiego" zajmuje 1 minutę..Wyobrażam sobie Pałac Kultury podczas okupacji i wszystko mi opada...
Naprawdę trudno mi uwierzyć,że to maturzystka..
Czytałam kiedyś "Pokolenie Teresy",wspomnienia o okupacji i to było fajnie napisane.Było o egzekucji znajomego i o słoninie,którą autorka zdobyła i schowała na strychu,a ją robale zjadły..
Tak,ludzie się śmiali i opowiadali dowcipy o Niemcach,grali w karty,żyli po prostu.Tylko trzeba umieć to opisać.

Chomik

Anonimowy pisze...

Nie ma czegoś takiego, że wyrzucają jedną z nich z domu i później nocuje u Zośki? Czytałam trochę na wyrywki przed skasowaniem i nie pamiętam dokładnie.

Anonimowy pisze...

A "Pokolenie Teresy" - świetna rzecz! Był chyba Radom, nie Warszawa, rzecz szokująco na faktach - pamiętam, jak potem w podręczniku od historii znalazłam zdjęcie afisza o egzekucji księdza i jego brata, o których było w książce. Te wszystkie kawałki o lżejszych butach i sukience, którą może założyć po zimie, lekcja z cebulą, powożenie i "- Głowy sobie pourywają. - To nic, nowe im urosną!" - nikt przecież nie mówi, że ludzie w czasie wojny nie ratowali się jak mogli - humorem.

Anonimowy pisze...

O,ktoś to zna! Pozdrawiam!
To tam chyba było,że podczas egzekucji Jerzego jakaś Niemka miała zawstydzony wyraz twarzy i pochylała się nad wózkiem?
Głowy sobie pourywają.
Taaak!
Podobało mi się,kiedy w "Rozmowach z katem" Niemiec oddał Polakowi pryczę "Pan jest przedstawicielem narodu zwycięskiego,a więc narodu panów" -genialne oddanie mentalności ...

Chomik

Anonimowy pisze...

Czy ktoś się zlituje nad istotą, co to zawsze przychodzi, jak już wszystkie blogaski skasowane, i da linka chociaż do tego twittera...?

Anonimowy pisze...



Prosze bardzo
https://twitter.com/Milky_Maze


Ajna

red hood pisze...

Analiza jak zwykle świetna. Moi drodzy, odwaliliście kawał dobrej roboty. Gall jest z Was dumny!
To coś, co szanowna ałtoreczka napisała, złamało moje serduszko na drobne kawałeczki. Kompletny brak szacunku dla tematyki wojny, jaki i książki...
Błagam. Nie.

baba_potwór pisze...

Zgadza się, "Pokolenie Teresy" dzieje się w Radomiu, w dodatku Teresa i jej matka mieszkały - jak wynika z treści, bo adres nie jest podany - o jakieś sto-sto kilkadziesiąt metrów od miejsca, w którym teraz stoi mój blok. I owszem, ludzie starali się zachować resztki normalności, ale o żadnych kawiarniach mowy nie było, spotkania towarzyskie uskuteczniano po domach. Co chwila rozchodziły się wiadomości o aresztowaniach i egzekucjach, niemal co dzień ginął ktoś znajomy, a Niemców na ulicy mijało się ze strachem pomieszanym z nienawiścią, a nie przekomarzało z nimi, a tym bardziej nawiązywało znajomości (za to wręcz groziły sankcje tak ze strony Niemców, jak i Polaków) czy - hospody pomyłuj - informowało ich radośnie o swoim udziale w konspiracji. Przyzwoici Niemcy też się pojawiają, a jakże (choćby kobieta ukrywająca Teresę w swoim mieszkaniu przed łapanką), ale to postacie przynajmniej prawdopodobne, a nie wyciągnięte z tyłka groteski bawiące się w spiski z WROGIEM! z nudów i focha na starych. To pokraczne opko to obelga nie tylko dla Bytnara, Zawadzkiego i Dawidowskiego, ale dla każdego, kto żył w czasie okupacji. Bo ci ludzie wychodzili na targ i nie wiedzieli, czy wrócą, a słitaśna idiotka twierdzi, że się zajebiście bawili, malując po kryjomu kotwiczki.

Falco pisze...

To opko budzi grozę. Ono nie jest kontrowersyjne, kontrowersyjne byłoby, gdyby budziło jakieś refleksje poza "ile lat ma autorka i co nią kierowało?". To jest coś takiego, jakby ktoś chciał się wysikać, a w pobliżu akurat była kapliczka, więc odlał się w niej i potem wytłumaczył, że to taka forma wyrazu... Autorka chciała zrobić opko o fajnych kolesiach z filmu, więc wymyśliła jakieś uzasadnienie.
Bo owszem, bywali dobrzy Niemcy. Babcia mi opowiadała, jak jeden przywoził im jedzenie i nawet z dzieciakami się bawił, starsza pani, której nosiłam zakupy często opowiadała o wojnie, a mieszkała wtedy w Krakowie. I owszem, ludzie żyli jak mogli najnormalniej, śmiali się, bawili, ale jednocześnie cały czas oglądali przez ramię, mając świadomość, że może śmieją się po raz ostatni. Taki jest w ogóle sens obsadzania opowiadania w czasach wojennych. No ale dobrze, można pominąć klimat, wtedy opko będzie po prostu głupie.
Ale bez jakiegokolwiek celu wypaczać faktyczne dramaty i robić z nich komedię? Odmóżdżać prawdziwych bohaterów? Nikt nie każe autorce wyznawać jakichś świętości, ale "Kamienie na Szaniec" mają konkretne, smutne, ponure przesłanie. Między innymi o sile patriotyzmu. Pisanie opka do nich okaleczając nie tylko bohaterów, ale też polszczyznę i znajomość historii to ewidentnie sikanie do kapliczki.
Autorko, jeśli to czytasz, a myślę, że czytasz - nie hejtuję ciebie, ale weź ty się zastanów nad tym...
A motyw Niemiek wspierających Polaków można było rozwinąć. Ktoś porównał do Drizzta - czytałam go z dekadę temu, ale zawsze miałam wrażenie, że był ichniejszą wersją socjopaty xD Panieneczki mogły zastanowić się "a jak to jest po tej drugiej stronie barykady", odrzucić wszelkie wpajane im doktryny i wartości i zacząć "na czysto". Ale to wymagałoby od nich głębszej psychiki, myślenia, refleksji a przede wszystkim specyficznego toku myślenia, który należałoby ukazać.

Anonimowy pisze...

Na tym Twitterze nazwali Was ''gównianą armadą'', aż mi się śmiać chce z tych fanek aŁtoreczki.

Anonimowy pisze...

"Na tym Twitterze nazwali Was ''gównianą armadą''" - to właśnie najwięcej mówi o poziomie przez nie reprezentowanym. A my się dziwimy, skąd ten Pałac Kultury podczas wojny... Ja podejrzewam, że nawet do nauczycieli mówią "spierdalaj" po otrzymaniu złej oceny. W swoich oczach są nieomylne i kazde zwrócenie im uwagi to atak i hejt.
To cholernie roszczeniowe i zupełnie nieprzystosowane do życia młode pokolenie.

Zuz

Anonimowy pisze...

A ta aŁtorka coś napisała na swoim głównym blogu odnośnie tej analizy? Bo widziałam wcześniej jakieś komentarze, ale musiałam zejść z kompa, a później już wszystko pokasowała. Mógłby ktoś streścić?

Alex

Anonimowy pisze...

Właśnie się zorientowałam, że aŁtorka pisze ff Doctora Who! To woła o pomstę do nieba!

Anonimowy pisze...

E tam, Doctora Who niech sobie eksploatuje do woli, najwyżej stworzy większą fickję z istniejącej fikcji. I lepiej, aby aŁtorka przy fikcjach już została.

Anonimowy pisze...

A może i masz rację. Byleby się za historię nie brała, bo coś jej nie wychodzi.

Bumburus pisze...

@Zuz: a niechże się wyzłości i wyżali psiapsiółom, wolno jej. Niektórzy ludzie, niekoniecznie młodzi, po prostu tak mają, że każde "robisz coś głupio" odczytują jako "jesteś głupi", czyli od razu atak na siebie i wielki hejt.

Anonimowy pisze...

AŁtorka: ''HEJTERZY TO PIZDY W NECIE
PIZDY W ŚWIECIE'' - wylew rzaluf xd

Anonimowy pisze...

To też dobre: "bo to nie chodzi o ocenianie, już dawno nie. Hejty przynoszą popularność, a niektórzy żyją dla liczby odsłon blogaXD".

Ciekawe, ile taki analizator zgarnia na rękę za jedną odsłonę. I czy dostają premie za dużą liczbę komciów... Ci to się w życiu ustawili .

TrisMoszfajka

Anonimowy pisze...

FF Władcy Pierścieni też pisze.

Anonimowy pisze...

Weszłam na twitter aŁtoreczki:
"also możecie obrażać mnie, ale proszę nie mówić źle o moich czytelnikach, bo to cudowni ludzie."

Zwłaszcza ta co przyszła tu kurwować i wyzywać od pojebów. No i nie zauważyłam, żeby ta analiza obrażała kogokolwiek, w przeciwieństwie do tych wszystkich prymitywnych wpisów na twitterze.

Anonimowy pisze...

Dzień dobry. Gdy zobaczyłem początek: "Pamiętacie Nazi Opko", to już mi ciśnienie skoczyło...

Dlaczego??? Dlaczego one (ałtorki) to robią??? Czy ktoś umie mi na to odpowiedzieć???

Tezet74

Unknown pisze...

Naprawdę? Nawet na Twitterze musicie ją atakować? Dobrze. Zrobiła błąd, napisała coś co wam się nie podoba, ale przestańcie w końcu. To co robicie jest niemoralne i żałosne. Autorka zrozumiała swój błąd, przestańcie to ciągnąć. Ale błagam, nie atakujcie jej na innych blogach, twitterach czy innych portalach. I co że pisze ff z Doctorem? Niech pisze, gówno was to powinno obchodzić. Nie ma szacunku do wojny i historii? Nie wiecie tego i nie możecie wywnioskować tego z jakiejś głupiej strony internetowej. Grzecznie proszę was wszystkich (dzieci bez własnego życia)przestańcie ją dręczyć, bo to nic nie zmieni, nic nie da. Takim zachowaniem pogarszacie sytuację i okazujecie swoją głupotę. Dziękuję, nie pozdrawiam, Choise.

Unknown pisze...

Przepraszam za swój poprzedni komentarz. Nie powinnam wiem.

Anonimowy pisze...

Madame Choice nazwanie komentujących "dziećmi bez własnego życia" wyklucza się z grzecznym proszeniem.

Unknown pisze...

Trudno. Napisałam tak, bo to prawda. Odczepcie się w końcu. Tylko ją niszczycie, taki była wasz cel? Zniszczyć autorkę i wkurzyć mocno jej czytelników?

kura z biura pisze...

Przecież nikt jej nie atakował na Twitterze. Jesteś jej znajomą, czytasz jej wpisy, powinnaś sama to doskonale wiedzieć. Jeśli ktoś zostawił komentarz na innym jej blogu, to też raczej w tonie wyważonym i spokojnym - w przeciwieństwie do Waszych wpisów na Twitterze, typu "pizdy w necie, pizdy w świecie" czy "chuj w mordę analizatorom", czy Twojego własnego wpisu pełnego bluzgów, który co prawda skasowałaś, ale mam go na mailu. Tak więc zastanów się, kto tu kogo atakuje.

I nie, celem analizy nie jest zniszczenie aŁtorki. Jej osoba nas nie interesuje, interesują nas wyłącznie błędy w jej opku. Może za jakiś czas, kiedy ochłonie, przeczyta to na spokojnie i zrozumie, o co nam chodziło.

Anonimowy pisze...

"Nie ma szacunku do wojny i historii? Nie wiecie tego i nie możecie wywnioskować tego z jakiejś głupiej strony internetowej."

Problem w tym, że właśnie można. To jak potraktowała temat opka mówi samo przez się. Nie wiem jak można bronić taką twórczość. Nikt w analizie nie hejtuje autorki tylko wytyka błędy które popełniła. A popełniła ich zdecydowanie zbyt dużo by mówić tu o jakimkolwiek szacunku do historii.

A teraz poubolewam sobie nad czasami w których merytoryczna, czego nie można jej odebrać nawet jeśli jest nieco złośliwa, krytyka jest od razu traktowana jak hejt. Boru liściasty chyba hejtu ludziska nie widzieliście. No ale fakt, zapomniałam, że łatwiej wytłumaczyć sobie wszystko hejtem niż własnym lenistwem i niedopracowaniem. (Tak, pisanie o PKiN w Warszawie AD 1942 jest lenistwem, bo nie chciało się nawet wyguglować kiedy budynek ten postawiono.)

Mimo wszystko pozdrawiam serdecznie
Manon

Unknown pisze...

Ależ wy jesteście cholernie uparci.. Dobra, wytyczyliście jej błędy. Może zrozumiała. Może nie. Nie wnikam, ale już wystarczy. Napisaliście wystarczająco dużo komentarzy. Przestańcie to w końcu ciągnąć. To zaczyna się robić już nudne. Naprawdę rozmowa w tych komentarzach już nie ma sensu. Prosze już naprawdę grzecznie. PRZESTAŃCIE.

Anonimowy pisze...

Madame Choice ale gdyby nie to że napisałaś komentarz poniżej wszelkiego poziomu i gdyby nie te wszystkie bluzgi na twitterze to sprawa zakończyłaby się na max 50 komentarzach.

Uprzejmie pozdrawiam

kura z biura pisze...

Hm, posłużę się starym, dobrym argumentem aŁtoreczek: jeśli Wam się nie podoba - nie czytajcie!

To jest internet, jeśli ludzie chcą dyskutować, nie zabronię im przecież.

Anonimowy pisze...

Co jest niemoralnego w pisaniu nieobraźliwych komentarzy?

Pomijając, że autorka w tym czasie pisze o analizatorach pizdy.

Kto tu kogo obraża ja się pytam?

slaniex pisze...

Bo widzisz, jak Kali ukraść krowa, to dobrze, ale jak Kalemu ktoś ukraść krowa, to już szpetnie ;)

(Pozdrowienia dla analizatorów przy okazji - do tej pory czytałam ino analizy, ale dziś nie zdzierżyłam i musiałam dorzucić swoje 3 grosze :D )

Unknown pisze...

Uprzejmie proszę autorów tego bloga o usunięcie notki. Jest to głupie przedstawienie opowiadania w złym świetle. I ja też posłużę się tym argumentem. Jeśli się wam nie podoba, to nie czytajcie. Po co to analizować? Napisała to napisała. To nie jest wasz interes. Tak samo dobrze mogła wrzucić swoje nagie zdjęcia lub obrazić Putina (lub jak tu twierdzicie historię i wojnę) To jej blog, jej opowiadanie. Wy naprawdę nie powinniście tak pisać. Analizujcie to sobie pomiędzy sobą, ale nie publikujcie.

Dzidka pisze...

Autorka nie ma nawet odwagi przyjść tutaj i porozmawiać o tym, dlaczego uważa swoje opko za bardzo dobre, a analizę za krzywdzącą. Chowa się za plecami swoich koleżaneczek, a obraźliwe epitety wykrzykuje "z daleka". To jest poziom przedszkolaka, nie maturzystki.
I jeszcze jedno, Madame Choice, my nie jesteśmy dziećmi. Mamy dużo więcej lat, niż ci się zdaje. I dlatego wasze dziecinne fochy nie robią na nas większego wrażenia.

Unknown pisze...

Doprowadzacie mnie do szewskiej pasji.. Autorka w ogóle nie chce tu przychodzić bo nie ma na to siły. Nie chowa się za niczyjimi plecami. Piszę tu z własnej woli. Prosiła mnie bym przestała, bo narobię sobie "kłopotów". Ale nadal u jestem. Nie będę głucha na zew waszej głupoty. I jeszcze raz proszę o usunięcie notki.

red hood pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
red hood pisze...

Autorka powinna być wdzięczna, że ktoś spojrzał na tą wspaniałą opowieść z innej strony. I kto tu kogo obraża, co? Analizatorzy są o wiele straci od Was. Wiedzą lepiej. Macie czelność nazywać ich dziećmi? Gratuluję!

Anonimowy pisze...

A ja jeszcze pogratuluję Sue-mienia analizatorom, a autorce wyboru Heidestraße (chodź z tego co mi wiadomo to ulica, a nie dzielnica, ale mogę się mylić no i też nie uważam okolicę za jakość szczególnie lubianą przez międzywojenne elity) niedaleko jest bowiem Hamburger Bahnhof, dzisiaj jedno z ciekawszym miejsc związanych ze sztuką współczesną. Sama gdybym mogła wybierać gdzie mieszkać wybrałabym tę lokalizację. ;)


Madame, to jej blog, jej opowiadanie, jej publikacja, ale jak publikujesz licz się, że poza achami i ochami spotka cię krytyka. Jak dla mnie analizatorzy i tak są dość łagodni.

Krytyka po to istnieje żeby uświadamiać nam błędy czy zależności które nie zawsze są od razu widoczne.

Pozdrawiam raz jeszcze, bo pozdrawianie jest fajne
Manon

Anonimowy pisze...

To nie jest "głupie przedstawienie opowiadania w złym świetle". To opowiadanie stawia młodych ludzi, którzy oddali swoje życie za kraj, w złym świetle. Nie mówiąc już o tym jak bardzo źle ukazała się sama aŁtorka, ty oraz cała reszta rzucając bluzgami na prawo i lewo. Z każdym twoim komentarzem pogrążasz się coraz bardziej. Zastanów się co piszesz, zmądrzej i wtedy zacznij wypowiadać się publicznie gdziekolwiek, bo obecnie robisz sobie wstydu tylko i sprowadzasz na siebie śmiech reszty ludzi.

red hood pisze...

Może niech ałtorka najpierw będzie pewna tego, co chce pisać, a niech potem zacznie tworzyć coś porządnego. Książki nie gryzą. Naprawdę.

Nefariel pisze...

Madame Choice - przeczytałaś w ogóle analizę? Nawet jeśli tak, zrób to jeszcze raz, na chłodno. Wtedy zobaczysz, że analizatorzy ani razu nie obrazili autorki (za co naprawdę ich podziwiam - sama bym się nie powstrzymała, zresztą dlatego sama nie analizuję). I zobaczysz, jak wielkim bluźnierstwem był sam fakt powstania tego opowiadania.
I że to nie analizatorzy wykazali się "głupotą".

Dzidka pisze...

"Autorka w ogóle nie chce tu przychodzić bo nie ma na to siły."

Ma za to siłę przeżywać na twitterze? Bluzgać, krzyczeć, szlochać?

Patrz mi na usta, Madame Choice, i spróbuj pojąc, co mówię: Miała odwagę opublikować ten stek bredni - opublikować, czyli udostępnić publicznie - niech ma odwagę podyskutować o nim tutaj, z nami. Dlaczego uważa, że to opowiadanie jest dobre, a analiza krzywdząca? Bo myśmy napisali, dlaczego uważamy, że jest złe, wręcz fatalne, i dlaczego powinna się go wstydzić. Niech podejmie dyskusję, zamiast krzyczeć z bezpiecznej odległości, jak przedszkolak z sąsiedniego podwórka: "Zośka jest głupia i ma wszy!"
Niech się nauczy podstawowej rzeczy, a mianowicie, że człowiek jest odpowiedzialny za to, co robi, nawet jeśli to jest "tylko" durne opko w internetach. W dorosłym życiu z takim fochaniem się daleko nie zajedzie, a podobno jest maturzystką, więc już niedługo będzie się musiała z tym dorosłym życiem zmierzyć.

Dzidka pisze...

A, i jeszcze jedno: pokaż mi, w którym miejscu ta analiza obraża samą autorkę oraz jej czytelników, co jest sugerowane na twitterze. Bo ja ci mogę wskazać palcem liczne wpisy tamże, w których na temat analizatorów pisze się "pizdy, chuje, mendy" itp. No więc - kto tutaj kogo obraża? Dorośnijcie.

Anonimowy pisze...

Ach, nastolatki i ich przeświadczenie, że ęternęt i blogosfera jest tylko dla młodzieży... Te pociski "na dziecko bez życia", cytując Korę - kocham, kocham, kocham.
Widzę, że modne robi się "romantyzowanie" (kalkuję z angielskiego, wybaczcie) Niemców z czasów II WŚ... Już nawet nie można powiedzieć "Niemcy" zamiast "naziści", bo zaraz spadają ci na plecy niczym pięści oburzone komentarze, że nie każdy Niemiec taki był i nie można uogólniać, bo to Ten, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać (*szeptem* Hitler) jest odpowiedzialny za całe Zuo... A jakie Zuo? No, trochę Żydów zginęło, ale naziści robili to, co uważali za słuszne dla swojego kraju! No i jakie mieli osiągnięcia naukowe! (tak, kpię, ale to parafraza autentycznego, bardzo popularnego [powtarzam: BARDZO, ponad 100 tys. notek] posta na tumblrze...) A, że eksperymentowali na ludziach...? Że Mengele...? Kto to?

Przeraża mnie, że powagi i dramatu historii może nie rozumieć nawet Polka...
~FruitPonchiSamurai

Rosalia pisze...

Kiedy wyłączałam komputer, komentarzy było 109. Kiedy weszłam przed chwilą na Armadę, było ich ponad 140. Po przeczytaniu tego wszystkiego jest mi po prostu wstyd. Jestem rok młodsza od autorki, zapewne też od Madame Choice i większości czytelniczek. I naprawdę, W ŻYCIU nie przyszłoby mi do głowy, że na krytykę internetowego opowiadania można zareagować taką histerią, hipokryzją i atmosferą dramy. Ale - prawdę powiedziawszy - nie przyszłoby mi też do głowy pisanie tandetnego opka o bohaterach narodowych. Jeśli takie osoby zdają maturę i idą w świat to... To powodzenia w życiu, naprawdę.

@Madame Choice - internet, kiedy ostatnio sprawdzałam, był powszechny. A sprawdzenie ogólnodostępnego twittera nie podpada pod dręczenie kogoś. Za to wyzywanie analizatorów i ich czytelników od pizd, mend, bękartów blogspota (na wattpadzie padło takie określenie) i innych? O wiele bardziej. Jak na taką wrażliwą osóbkę, która nie ma sił się tu fatygować, Loks ma mnóstwo sił na - kolokwialnie mówiąc - jeżdżenie po ludziach, którzy jedynie wytknęli jej błędy. Bardzo elementarne, bo o II wojnie światowej uczy się w PIERWSZEJ KLASIE OGÓLNIAKA. Aż sprawdziłam podręcznik z zeszłego roku. Praktycznie 3/4 podręcznika to IIWŚ, zwłaszcza okupacja i Powstanie Warszawskie. I nie, wszystkie czytelniczki autorki, ona nie pisze dobrze. Pisze stek bzdur, wpychając swoje wyidealizowane postacie w różne realia i robiąc je najlepszymi we wszystkim. O ile dla trylogii Collins, Doctora Who czy Tolkiena to po prostu brak szacunku do kanonu, nagminny w internecie, o tyle pisanie fanfika o takiej tematyce to jest czystej formy bezczeszczenie pamięci narodowej i szczerze żałuję, że nie można jej za to pozwać. Ona chce napisać książkę, jak zdążyłam zauważyć... Cóż, jeśli się jej uda to wydać, Polakom przybędzie kolejnej Michalak. Ego ma już co najmniej takie samo.

I spójrzcie - hejtuję nie z anonima! 8D

Anonimowy pisze...

Mnie, niestety, poraża narcyzm i niedojrzałość ałtorki i jej przyjaciółek. Rozumiem, że można poczuć się zbrukanym, po tym jak jedno ze stworzonych dzieł zostało ocenione negatywnie - ale wytknięte zostały błędy i ignorancja, moim zdaniem słusznie, bo opko o drugiej wojnie światowej i prawdziwych, żyjących postaciach (!) jest niemoralne i nigdy nie powinno powstać.
Natomiast oburzenie panienek jest zwyczajnie dziecinne, ohydne (odgrażanie, przeklinanie, wyzywanie). Nie mogę uwierzyć, że takie osoby wkrótce staną się dorosłe i dalej będą święcie przekonane, że pozjadały wszystkie rozumy i wszystko im się należy, a reszta świata jest głupia, debilna, zazdrości i w ogóle niech lepiej się zamknie.
Trzeba umieć rozróżnić atak od krytyki, a ta krytyka jest krytyką konstruktywną, bo nie dość, że pokazuje błędy (nie z dupy wzięte "nie podoba mi się, bo NIE a ałtorka jest gupia) i pokazuje dlaczego są błędami. Drogie niedojrzałe ałtorki blogasków, nauczcie się tego!

Anonimowy pisze...

@Rosalia - masz całkowitą rację. Internet, książki - przecież tam można wszystko sprawdzić, żeby nie popełniać takich koszmarnych błędów przy pisaniu. Dodatkowo ff do ''Kamieni na szaniec'' - czy ałtorka nie wie, że to nie były osoby fikcyjne? Wydaje mi się, że nie.
Jak na maturzystkę to wykazuję się ignorancją, która aż boli. Nie rozumiem, jak można bronić opka, które okazuje się totalnym dnem. Wstyd mi za takich ludzi, co nie znają historii własnego kraju, a jeszcze starają się o niej pisać.
I taka rada dla autorki tego ff: Zajrzyj do książek i ucz się do matury, bo marnujesz czas na pisanie,które słabo Ci wychodzi, a matura nie poczeka. Zresztą, został niecały miesiąc, więc radziłabym zabrać się do solidnego powtarzania materiału.

Jill

Anonimowy pisze...

Jill, to, że komuś coś nie wychodzi, nie oznacza, że ma tego nie robić - jeżeli chce pisać, to niech pisze, zostawiając historię w spokoju rzecz jasna ;) np. jak ja rysuję, to rysuję i nie obchodzi mnie to, że mój koń wygląda jak słoń - lubię rysować i będę rysować. A jak wiadomo praktyka czyni mistrza. Tylko trzeba słuchać lepszych i stosować się do ich rad, a nie wmawiać, że słoń z kopytami to był mój zamysł i jest dobrze ;)

Anonimowy pisze...

Anonimowy, pewnie, że tak, ale jeśli zabierasz się za pisanie opowiadania historycznego o osobach, które przecież istniały naprawdę, to jednak lepiej nie pisać tego wcale niż zakłamywać rzeczywistość. Robisz research, żeby nie palnąć jakiejś głupoty - tutaj, w tym opku, własnie tego zabrakło.

Jill

Bumburus pisze...

@Anonimowy z 14.00: cóż, na tym między innymi polega wolność wypowiedzi... Można się tylko pocieszać myślą, że to bardziej ignorancja i bezmyślność niż świadoma manifestacja braku szacunku dla bohaterów i własnego nastawienia do Polski i polskości.

Anonimowy pisze...

Takie małe pytanie do analizatorów - Będą dalsze części analizy? Czy po tym całym szumie tu w komciach i na twitterze autorki nie zamierzacie dalej w to brnąć?

Jill

kura z biura pisze...

Oczywiście, że będą, już się tworzą.

Degausser pisze...

Nie słyszeliście, ludzie? Przestańcie komentować, jak śmiecie wyrażać swoją opinię, CENZURAAAA!!!!111oneoneeleven
*wiele wnoszący do dyskusji komć*

Maryboo pisze...

Kuro, jak możesz?! Toć autorce blogaska i jej fankom kończą się odpowiednie inwektywy, a teraz w ramach buntu nie będzie już nawet co blokować i usuwać. I jak, niebożątka, mają wyrazić w przyszłym tygodniu oburzenie waszą hejterską działalnością?

Anonimowy pisze...

Whoooaaa! Wrzawa obrończyń całkiem jak przy nazi opku. Ciekawe. To już kolene opko pseudohistoryczne pod hasłem "jak wyobrażam sobie II wojnę światową" i zawsze te brednie mają mega gorliwych obrońców. Mylę się czy to tak działa? Nie czytałem całości ale PKiN w 1942 roku zrobił mi dzień.

A wpisy Madame Choice to prawdziwe perełki. Tylko je w ramki oprawić.

Tezet74

kura z biura pisze...

Nazi Opka mają to do siebie, że wywołują gorące emocje :)

Nefariel pisze...

Jak dla mnie nie ma porównania z reakcjami na poprzednie Nazi Opko. Tamte aŁtorki, chociaż głupie jak nie wiem co, były przynajmniej kulturalne. Podobnie ich obrończynie nie upadły aż tak nisko.

kura z biura pisze...

Tak, i tamte przynajmniej miały odwagę przyjść, dyskutować, przedstawiać swoje racje.

Anonimowy pisze...

Δ~~Δ
ξ •ェ• ξ
ξ ~ ξ
ξ ξ
ξ  ⌒~~~~〇
ξ   ,     ξ
ξ ξξ ξ~~~ξ ξ
ξ_ξ ξ_ξ   ξ_ξ

Vespera pisze...

Piękny przykład ignorancji.. Kiedy czytałam to opko to mi się autentycznie zrobiło przykro. Od razu ciśnie się na usta: jak mozna cos takiego napisać? No jak widać można, niestety.

Anonimowy pisze...

@Tezet74 -Chyba autorki mają za dużo wolnego czasu,widzisz, w szkole mało zadają...
Dziwi mnie szczerze,ze tak wielu pisze tak wiele widząc tak niewiele.

Sorry, złośliwa ciotka jestem.W szkole byłam w humanistycznej,3 godziny historii w tygodniu.Mój historyk umiał wykładać.I dlatego wiem,ze Pałac Kultury w czasie wojny nie istniał.
A czytał ktoś"Burzę" Parowskiego?
Ciekawy pomysł.
Jak autorka chce poznać dobre Niemki,niech poczyta o Sophie Scholl,to przynajmniej prawdziwa hitoria.

Chomik

Aadrianka pisze...

No właśnie, też o Sophie Scholl pomyślałam. Kilka filmów o niej nakręcili, można napisać fanfika...

Anonim z 10.04. 18:28 i 19:25

Anonimowy pisze...

Też pomyślałam, że mogłaby poczytać o Sophie, albo nie wiem, Dietrichu Bonhoefferze, albo i o Wilmie Hosenfeldzie (przynajmniej nauczyłaby się odróżniać żołnierza od esesmana). Zwłaszcza wiedza o tym, jak antynaziści kończyli w hitlerowskich Niemczech mogłaby jej się przydać. Tylko żadnych fanfików o grupie Białej Róży, bardzo proszę!

Hanna

Anonimowy pisze...

Taka mała dygresja, sama jestem w wieku autorki i piszę opowiadania "do szuflady", bo uważam, że są na razie za słabe na publikacje. Druga sprawa nie zabieram się za tematy, o których nie mam pojęcia lub pojecie słabe. Plus muszę wszystko dokładnie sprawdzić. Nawet jeśli bym coś jednak opublikowała, to gdyby to zostało poddane analizie, cieszyłabym się, bo mam okazje zobaczyć swoje błędy i się poprawić.

Ogólnie nie ma co się obrażać i udawać wielce pokrzywdzoną, bo krzywda się żadna nie dzieje. Autorka popełniła babola? To trzeba jej go wytknąć by już go nie popełniała. Jeśli chodzi o to co zrobią fani autorki przy następnej analizie, to odpowiedź jest prosta, zadzwonią na policje i podadzą do sądu, bo to łamanie prawa jest!

"Policja proszę przyjechać na Armadę, Autorkę obrażają!"

S.H

Anonimowy pisze...

Opka nie skomentuję, bo mam wrażenie, że między analizą, a komentarzami zostało powiedziane na jego temat wystarczająco dużo.
Co do postawy maturzystki, która dzieło stworzyła, oraz jej obrończyń...
Uwielbiam ten moment, gdy czytam analizę, przeglądam te 20-30 komentarzy, wracam następnego dnia i widzę, że ilość tychże wzrosła do 160+, bowiem oto jest moment, gdy wiem, że nadszedł czas Oburzenia Słusznego i Kampanii Antyhejtowej. Bowiem analiza hejtem jest!
Tu odczuwam potrzebę przyznania się, że marzę, by moje literackie próby zostały przez Armadę zanalizowane... jeśli kiedykolwiek uznam któryś ze swych kulawych tekstów za skończony i umieszczę go w internetach - sama podeślę wam adres, błagając o krytykę.
No, ale rozumiem, że nie każdy postrzega krytykę jako naukę... czy raczej, że nie każdy chce się uczyć. Bo w sumie po co, skoro ma się wiernych miłośników swej twórczości, którzy jeszcze obronią (używając jakże wyrafinowanego języka) przed nagonką hejterską.
Naprawdę, opko-pisarki (jeśli którakolwiek z was to przeczyta) zacznijcie w końcu doceniać, że ktoś się waszym tekstem zajął i wytknął wam błędy. Jeśli uważacie siebie za osoby dorosłe, nie zaś pozbawione życia dzieci, to zachowajcie się jak takowe - popracujcie trochę nad sobą, przemyślcie opinie innych, poprawcie teksty i podziękujcie Analizatorom, bo jest za co. Zamiast obruszać się, smucić i żalić (jak ja, w trzeciej klasie podstawówki, gdy pani od polskiego skrytykowała pierwszy rozdział mej epickiej powieści o dzieciach, które zostały porwane przez piratów). Pochlebstwa i ślepe uwielbienie odbiorców jest zabójcze dla rozwoju twórcy.

Shala oburzona oburzeniem

Unknown pisze...

Najpierw pomyślałem "to jedno z tych opowiadań, które nie ma typowego blogaskowego klimatu, więc jest tylko frustrujące, a nie śmieszne".
Potem na ekranie telefonu wyskoczył mi ten fragment:
"– A Zosię nazwiemy Falka – zadecydował nagle Janek Bytnar, znany wszystkim Bukom jako Rudy. Wszyscy przy stoliku zmarszczyli czoła, zdziwieni." poczułem coś. Mdły zapach crossoveru, no i coś jeszcze. Tak. PLAGIAT. Tyle, że zamiast Szczurów - Buki, zamiast Kayleigha i Reefa - Rudy i Zośka. Może trochę przesadzam, ale ta Falka nie wzięła się z nikąd, zupełnie nie pasowała przecież do kreacji tej postaci, a wytłumaczenie aŁtorki jest mało przekonywające (tak, przekonywające, to poprawna pisownia ;P).
Sam teraz chodzę do ogólniaka i zdaje mi się, że aŁtorka prawie na pewno przeczytała "Kamienie na Szaniec", bo to była obowiązkowa lektura, gdy ja chodziłem do gimnazjum. AŁtorka jest tylko dwa lata starsza ode mnie, więc nie sądzę, by w tym czasie dodali "Kamienie..." do spisu lektur.
I mam nadzieję, że liceum, do którego aŁtorka uczęszcza nie jest czasem gdzieś na Ochocie, to byłoby straszne ;)
Ciekawi mnie też to, o co nikt nie zapytał: jaki jest profil klasy aŁtoreczki? W końcu bardzo lubi historię, więc może jest na jakimś humanistycznym profilu z rozszerzoną historią? To trochę wątpliwe, ale jeśli jednak mam rację, to daje trochę smutny obraz polskiego systemu edukacji publicznej.
Jeśli mówimy o temacie dobrych Niemców, to ja proponuje tego pana: http://pl.m.wikipedia.org/wiki/Walther_Wenck "W ostatnich dniach kwietnia i na początku maja, Wenck organizował działania mające na celu umożliwienie wydostania się jak największej liczby żołnierzy i cywili na zachodni brzeg Łaby, do amerykańskiej strefy wpływów. "

Unknown pisze...

O 12 Armii Wencka jest nawet piosenka: https://m.youtube.com/watch?v=_uk2NeKBG5A

Anonimowy pisze...

AŁtorka nawet swojego Twittera schowała- wpisy widzą tylko "zatwierdzeni obserwatorzy". Bo jak się ma za mało odwagi, to zamiast powiedzieć coś wprost, lepiej omawiać coś po kątach, by obsmarowywana osoba nie słyszała.
Dorosłe zachowanie, nie ma co...

~Phro

kura z biura pisze...

@karton: ale Ciri to nie wybrała sobie sama pseudonimu? Tak mi się majaczy, może się mylę, bo czytałam to wieki temu, ale mam wrażenie, że rzuciła dumnie "Gvalch'ca", co ktoś przetłumaczył: Falka, i jakiś tam komentarz poleciał odnośnie pierwotnej nosicielki tego imienia.

Bumburus pisze...

@Hanna:jeszcze mógłby być Franz Jaegerstaetter albo Alfred Delp SJ...

Unknown pisze...

Tak, ale chodzi mi o ogólną zbieżność sytuacji bohaterek - obie zaczynają nowe życie w grupie przestępczej. Falka to dosyć niespotykany pseudonim, a wytłumaczenie opkowego Rudego raczej nie sugeruje genezy tego przezwiska w opowiadaniu, a wręcz przeciwnie, sugeruje, że autorka kombinowała jak mogła, by dopasować "Falkę" do tej postaci.

Anonimowy pisze...

Ja bardzo liczyłam na coś z sokołem, typu "Okazała się dumna i pragnąca w wolności jak ptak, więc nazwali ją Falka" :p

Falco pisze...

Ale się dyskusja rozwinęła...
Madame może mieć trochę racji o tyle, że sposób tłumaczenia racji analizy jest dość bezpardonowy, to trzeba przyznać. Może postaram się łagodniej: wolność słowa w Internecie działa w dwie strony - można napisać prawie wszystko na swojej własnej stronce. Ale też wszyscy mogą wyrazić na ten temat swoją własną opinię. Nie zgadzam się z twierdzeniem "nie podoba ci się, to nie czytaj." Nie podoba mi się kiedy np. ktoś w tramwaju śmierdzi potem, ale nie przestanę z tego powodu oddychać ani z tramwaju nie wyjdę. Trzeba brać odpowiedzialność za swoje słowa i liczyć się z krytyką. Popartą argumentami. Można się z niej tłumaczyć, ale argumenty argumentami pozostaną. Nie ma stref ochronnych, jest jedynie nauka na przyszłość. Bolesna, ale może autorka nauczy się z niej np. szukać danych na temat realnych wydarzeń o których pisze. Przyda jej się to. Jeśli nie życzy sobie krytyki, chce tylko pisać - jest Word i foldery, albo długopis i zeszyt. Jeśli publikuje, znaczy, że oczekuje komentarzy.
Po drugie - patrz, ile z takiej analizy można się dowiedzieć. I autorka się dowie, że PKiN nie istniał w czasie wojny ;) i czytelnicy poznają ciekawostki historyczne, i inni, przyszli autorzy nauczą się jak NIE pisać. Dlaczego to niby analiza ma być kasowana? Dlatego, że ktoś skaszanił i się teraz tego wstydzi? No trudno, człowiek uczy się na błędach. Może autorka, kochająca historię, weźmie to do siebie i za jakiś czas napisze opowiadanie trzymające się realiów, ciekawe i dobre, przy okazji sama się doszkalając z "ulubionego tematu". A może się obrazi, zwali winę na krytykujących, odegra rolę skrzywdzonej i zostanie równie "mądra", jak przed analizą. I nie ma co się obrażać, każdy kiedyś zrobił głupotę, nie raz nie dziesięć i zrobi takich jeszcze wiele. Tylko mądry będzie wstydzić się raz, a głupi całe życie.

kiciputek pisze...

Phobs to facet.

Anonimowy pisze...

fcuk, przez moment myślałam, że kiciputek pisze po łacinie O.o

Anonimowy pisze...

A tak w ogole to zaczelam sie zastanawiac, czy na maturze nie powinno byc jakiegos testu kompetencji spolecznych i jedno z pytan mogloby brzmiec:

Mloda dziewczyna opublikowala na ogolnie dostepnym blogu opowiadanie typu fanfiction. Opowiadanie zostalo zanalizowane wykazano autorce bledy rzeczowe i logiczne, anachronizmy, brak spojnosci w konstrukcji postaci i inne. Wszystkie zarzuty byly poparte cytatami, podawano tez zrodla, w ktorych mozna zweryfikowac dane.
Autorka utworu nie odniosla sie do zarzutow w merytoryczny sposob, natomiast wraz z grupa znajomych zaczela obrzucac analizatorow niewybrednymi epitetami, wsrod ktorych okreslenie menda bylo zdecydowanie najlagodniejsze.
Ktora z tych postaw jest krytyka konstruktywna a ktora hejtem? Odpowiedz uzasadnij.

Bo widzicie hejt i cyberbullying jest autentycznym problem w Sieci i naprawde niszczy ludziom zycie; nieumiejetnosc odroznienia konstruktywnej krytyki od hejtu takoz (bo widuje sie doroslych, ktorzy maja z tym problemy, jak pewna pisarka, ktorej imienia nie chce wymawiac). Moze wlasnie wprowadzenie tego na egzaminie nomen omen dojrzalosci byloby dobrym rozwiazaniem?

Hanna

Anonimowy pisze...

A ja mam potrzebę podzielić się swoim niedawnym olśnieniem, niestety na temat.

Otóż całkiem niedawno dotarło do mnie, że w wieku lat ok. 10 zdarzało mi się pisać fanfiki o bohaterach Kamieni na szaniec. Do mojej wyobraźni przemawiała uroda Zośki, więc (a jakże!) dorobiłam mu tragiczną miłość, która zmarła na gruźlicę (wychowywałam się, jak widać, na literaturze XIX wieku). Nie istniały wtedy Internety, więc owa tragiczna miłość rozgrywała się w brulionie.

Ale nie to było najlepsze/najgorsze - otóż za to, co obecnie zwie się betą, robiła wtedy moja babcia. Weteran AK (wileńskiego, but still).

I'll let that sink in for a minute.

Nie wiem, co moja babcia o tym myślała i już się nie dowiem - byłam jej oczkiem w głowie, więc sądzę, że mimo wszystko znajdowała przyjemność w redagowaniu różnych rzeczy, które wypisywałam (dużo tego było, i na każdy temat), a nawet podsuwała mi czasami pomysły czy korygowała moje radosne przekonania z cyklu "jak łatwo o lekarza w okupowanym mieście". Tym niemniej, wstydzić się będę do końca życia.

Przez wiele (dziesiątków) lat zupełnie o tym nie pamiętałam i dopiero niedawno mnie olśniło, co też takiego wyprawiałam. W zasadzie piszę to tylko po to, żeby podzielić się tym z kimś, kto zrozumie mój total wstrząs, wstyd i żen.

Anonimowy pisze...

Ja myślę,ze 10 lat to jednak jest jakieś usprawiedliwienie. Ja kiedyś wiersze pisałam,ale spaliłam..Nauczyciel,który je czytał,nie żyje,więc mam spokój..
Było,minęło,trudno.

Chomik

kura z biura pisze...

Nieno, bez przesady, dziecko ma prawo do naiwności i niewiedzy. Ja pisałam opowiadania o tym, jak to dzieci w Domu Dziecka mają fajnie i jakie przygody przeżywają (usprawiedliwieniem jest to, że miałam 9 lat i czytałam "Do zobaczenia mamo") oraz rysowałam komiksy na podstawie "W pustyni i w puszczy", gdzie Staś uwalniał biedne, muzułmańskie dzieci, które cieszyły się, że już nie muszą padać na twarz przed tym wstrętnym Allachem. Tak że ten ;)
Niemniej, dziecko pewnych rzeczy nie wie, bo i skąd, a maturzystka wiedzieć powinna.

Bumburus pisze...

Tak na marginesie całej tej historii (opka niniejszego, Nazi-opka i komentarzy, nie dziejów Europy podczas II wojny światowej) zastanawiam się, gdzie leży granica pomiędzy takimi opeczkami a, dajmy na to, 'Allo, 'Allo!. Arthur Bostrom wspominał ponoć w jakimś wywiadzie, że ekipa poczuła się zakłopotana, gdy dotarł do nich list od wdowy po bojowniku belgijskiego ruchu oporu...

Falco pisze...

A ja myślę, że Anonimek który pisał opko w wieku lat 10 dzięki korekcie babci dowiedział się dużo o wojnie. Natomiast na miejscu babci byłabym szczęśliwa, że ukochane dziecię w młodym wieku zainteresowało się tematem, którego jeszcze nie jest w stanie pojąć, bez względu na przyczynę. W ten sposób mogła dziecię wychować w świadomości i szacunku do tych wydarzeń, skoro ono samo garnęło się do tego, by mu opka "betować".
Gdyby moje potencjalne dziecko zainteresowało się np. hodowlą psów ze względu na to, że są śliczne, bez wahania wykorzystałabym to, żeby przybliżyć mu np. problem pseudohodowli i wychować tak, żeby szacunek i dbałość o dobro zwierzęcia wydawało mu się rzeczą naturalną, jak mycie zębów przed snem.

Anonimowy pisze...

Allo Allo z założenia jest głupokowatą komedią, a to co popełniła ałtorka miała byc tru pięknym dramatem historycznym. No i udało się, tyle że wydzedł dramat histeryczny, ale co my się będziemy czepiać. Przecież to super opcio jest, prawda?

Kasandra

Rosalia pisze...

My ją po prostu chcieliśmy zniszczyć, bo zazdrościmy, ot.

Anonimowy pisze...

No ależ oczywiście. Zazdrościmy jej tego dzieuła. A komentujemy* je, bo nie mamy włsanego życia. Tak, genialne! Że też wcześniej na to nie wpadłam.


*Poprawka-hejtujemy


Kasandra

Anonimowy pisze...

Bo sami byśmy tego w życiu nie wymyślili,powiedzmy to sobie otwarcie!


Chomik

Anonimowy pisze...

Chomiku, trudno mi się do tego przyznać, ale prawdą jest, że choćbym sto lat myślała nie napisałabym takiego dzieła...

TrisMoszfajka

Anonimowy pisze...

@Chomik - dzięki, właśnie tak pomyślałem :).

ATSD. to jest "fanfik" Kamieni na Szaniec, a to oznacza, że ałtorka powinna była obejrzeć:
1. Nową wersję (kiepską) całej książki;
2. Akcję pod Arsenałem (dużo wierniejszą)
a nawet (o zgrozo):
3. Przeczytać książkę.

Gdyby ałtorka zrobiła choćby jedną z tych rzeczy to chyba by tych głupot nie napisała? Czy może jestem naiwny?

Tezet74

Anonimowy pisze...

A jeśli już siedzimy w tematyce opków wojennych, to co sądzicie o tym ->http://www.wattpad.com/story/29515559-%27trefni%27

Anonimowy pisze...

Jest jedna rzecz, którą radośnie pomijają ałtorzy takich okropnych dzieł : świat przedstawiony. W każdej fabule istnieje świat przedstawiony, który musi być skonstruowany tak, aby był spójną całością. Jeśli mamy do czynienia z dziełem historycznym, wówczas obowiązkowa jest doskonała znajomość realiów opisywanego czasu. Nawet jeśli to fanfik. To nikogo nie upoważnia do pisania ewidentnych bzdur, jak w tym opku. Jeśli w czas historyczny chce się włożyć postaci fikcyjne i równie fikcyjne wydarzenia, nadal należy trzymać się prawdy historycznej. Jeśli tworzy się fabułę fikcyjną, wówczas świat przedstawiony musi być sensowny i spójny, nie pozostawiający wątpliwości, że może istnieć gdzieś w innym kosmosie. Jeśli tworzy się bohaterów - oni także muszą być wiarygodni, nawet gdy żyją w całkowicie fikcyjnym, wyobrażonym świecie. Tu ałtorka bierze na warsztat czas historyczny, który jest jednym z najlepiej opisanych i udokumentowanych, wypisuje piramidalne bzdury, od których robi się słabo - a potem skarży się, że ktoś jej robi kuku, wytykając błędy ? To może lepiej było najpierw dowiedzieć się czegoś o okresie, który chce się opisywać ? Czy bohaterowie są w ogóle prawdopodobni ? Czy ich zachowania były możliwe w tamtym czasie?

Anna Maria smutną ma twarz.(~Anika6) pisze...

Nawet nie wiem, co napisać... PKiN skutecznie wprowadził mnie w odrętwienie, dalej było już tylko gorzej. W całym opku widać bardzo naiwne spojrzenie autorki na świat. Kompletne pominięcie realiów... Rany borskie, konspiracja przedstawiona tak, jakby przynależność do niej była zabawą, formą buntu przeciwko "starym", oblewaniem futer farbą czy jakimś happeningiem aktywistów. Nie pytam już, gdzie podziało się uczucie zagrożenia, bo chyba wraz z nim uciekła logika, wzywając tęsknie prawdopodobieństwo i realizm.

Niemki zaprzyjaźnione z Polką? Polecam autorce przeczytanie "Rozmów z Katem" albo obejrzenie "Białej wstążki". Owszem, młodzi ludzie się buntują przeciw rodzicom, ale często też chłoną bezkrytycznie ich poglądy (co widać choćby teraz po różnych młodzieżówkach czy po prostu słuchając rozmów dzieci/młodzieży). Generalnie sposób wychowania i system, w jakim żyjemy ma wpływ na nasz sposób myślenia. Znaczna większość ludzi, niestety, rzadko zastanawia się nad przyjmowanymi informacjami i nie interpretuje na własny sposób. Człowiek to zwierzę stadne, z reguły stara się zachowywać jak grupa. Dlatego Niemki spoufalające się z Polakami podczas okupacji czy interesujące się losem Żydów, są mało wiarygodne, w szczególności jeśli mają te -naście czy nawet 20 lat, bo zostały wychowane w ten, a nie inny sposób. Oczywiście coś takiego jest możliwego, ktoś wyżej podawał przykład Sophie Scholl. Tylko, taki mały szkopuł, trzeba to jakoś dobrze uzasadnić, wiarygodnie przedstawić, co nie jest łatwe.
Inna sprawa, to ładownie fikcyjnych bohaterek na pierwszy plan historii, która się już wydarzyła. W fanfikach do fikcji jest to denerwujące, ale nie aż tak, jak tutaj, gdy mamy do czynienia z prawdziwymi zdarzeniami.
Szkoda, że autorka nie potrafi wymyślić dobrej fabuły, tylko nieumiejętnie pisze w stworzonych przez kogo innego realiach. Szkoda, bo styl nie jest zły i po lekkim oszlifowaniu mogłoby coś z tego być.
Niestety nawet to wrażenie zepsuła mi wypowiedź autorki (i jeszcze te wszystkie bluzgi w naszą stronę): "I tak, wiem, że państwo z jakiejś armady czy coś tam, wzięli się za Czekoladę. I mean, nie to, że o to prosiłam, no ale dobra xD Jak się kogoś hejci, to się to robi w inny sposób, no ale ok. Ja tam to osobiście uważam za szukanie poklasku w słaby sposób, ale nie będę się odzywać, bo jeszcze i tu mnie zhejcą, no welp xD"
Jakby piękna kobieta, która śpiewała przed chwilą ładną piosenkę o w miarę ambitnym tekście właśnie charknęła, splunęła i podłubała w nosie...:O


(mam nadzieję, że autorka nie chodzi do "Elitarnego liceum w centrum wszechświata", bo chyba pójdę do mojego eks wychowawcy historyka i poklepię go pocieszycielsko po plecach)

Siberian tiger pisze...

Może nie wniosę dużo do dyskusji, ale mój wewnętrzny logik mi nakazuje. Tak nieśmiało zauważę, że z punktu widzenia logiki formalnej "argument", a raczej stwierdzenie "nie podoba się, to nie czytaj" jest niedorzeczny. Oczywiste jest, że aby stwierdzić, że się nie podoba, trzeba (tadam-tadam) przeczytać, zapoznać się z tym.
Ale z uśmiechem na ustach sobie wyobrażam prawdziwą mega-giga-gównoburzę, gdyby tak analizatorki napisały krótko: "nie przeczytałyśmy, bo nam się nie podoba".

Anonimowy pisze...

PRZEANALIZUJCIE TO OPOWIADANIE http://www.wattpad.com/story/37169263-magic-blood

kura z biura pisze...

O, komuś się chciało ścigać krewnych-i-znajomych aŁtorki po innych portalach? Dzięki, Anonimku, ale nie jesteśmy zainteresowani.

Anonimowy pisze...

Obława,obława,na młode wilki obława....Łowcy talentów normalnie!


Chomik

Anonimowy pisze...

Z innej beczki, konkretnie bajora. Zgadnijcie z czyjego bloga to cycata: "Boże jaka to byłaby genialna okazja, by biblioteki, w których są wielomiesięczne zapisy na moje książki mogły po prostu zaprenumerować kolekcję..."


Brrr, przerażające - i te kolejki po ałtorkasiowe abominacje (czy to może być prawda?!), i te ewentualne biblioteczne prenumeraty.

TrisMoszfajka

Bumburus pisze...

Zawsze można się pocieszać tym, że być może część z czytających decyduje się zapoznać z tymi pozycjami, aby odeprzeć argument "nie czytałaś, to się nie wypowiadaj"...

Anonimowy pisze...

AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!! Przepraszam za spam, ale pragnę Was ostrzec (osobiście jestem przerażona). Cytat nr 2:

"Otóż kolekcja ma zostać zaprezentowana w następujących kanałach telewizyjnych:

TVP, POLSAT, TVN, TVN7, Ale Kino +, Animal Planet HD, AXN, AXN White, COMEDY CENTRAL FAMILY, Discovery Life, Domo, Fox, Fox Comedy, TVN Style, INVESTIGATION DISCOVERY, Kuchnia +, Music TV, MTV Polska, TLC, Power TV, TV Disco, VH1), POLSAT, TV4, POLSAT 2, POLSAT CAFE, POLSAT NEWS, Polsat News 2, Polsat Romans, Disco Polo Music, Muzo.tv, TV6, Polsat Food, Travel Channel, CI Polsat, Polsat Viasat Nature, Polsat Viasat History, BBC LIFESTYLE, Lifetime, 13 Ulica, Universal Channel, E!, Kino Polska, Kino Polska Muzyka, Film Box, Stopklatka TV, CBS EUROPA, CBS DRAMA, CBS Action, CBS REALITY, TV republika, TCM.

Ja bym to określiła jednym słowem: WSZĘDZIE.
Naprawdę nie zdziwię się, jeśli Kolekcja Katarzyny Michalak nie wyskoczy Wam z lodówki. :)))"

No ja też się nie zdziwię, jeśli mi nie wyskoczy. A jak wyskoczy to uznam, że czas najwyższy też skoczyć. Z okna na beton...

(nie wiem, czemu wchodzę na tego bloga. To już nawet nie guilty pleasure, bo wywołuje u mnie wyłącznie odrazę, dreszcze i strach o przyszłość ludzkości. Obiecuję sobie, że ostatni raz... i znów tam zaglądam :/).

TrisM.

Anonimowy pisze...

Madame Choice pisze...
"To zaczyna się robić już nudne."

Wręcz przeciwnie, jest bardzo ciekawe.

FruitPonchiSamurai pisze:
"Już nawet nie można powiedzieć "Niemcy" zamiast "naziści"

Znajomy opowiedział kiedyś pyszną anegdotę o swoim dziadku, który po wojnie został przesiedlony na tak zwane Ziemie Odzyskane, gdzie znalazł pracę jako przewodnik w muzeum. Była tam całkiem spora ekspozycja poświęcona historii II WŚ na tych ziemiach. Ponieważ po latach zaczęło tam przyjeżdżać całkiem sporo wycieczek z Niemiec, dziadek miał pod groźbą dyscyplinarki zabronione używanie słowa "niemieckie" w stosunku do czegokolwiek z tamtego okresu. No i sytuacja taka: stoi przed mapą pokazującą ruchy wojsk i gimnastykuje się językowo, opisując: "A wtedy faszystowskie dywizje...", aż tu nagle jeden starszy Niemiec z wycieczki z wahaniem wskazuje na siebie i upewnia się: "Nasze?...".

"Wylądowały w mieszkaniu Alka, czyli Macieja Aleksego Dawidowskiego, a kiedy się do niego przychodziło, rozkładał je na podłodze i tańczyli walca.
Kura z biura: Matko borsko, tylko mi nie mówcie, że w filmie znajduje się tak idiotyczna scena."

Filmu nie znam, ale w książce jest opisana przysięga broni składana przez harcerzy właśnie w mieszkaniu, które specjalnie na tę okoliczność wyłożono hitlerowskimi flagami, żeby deptało się po swastykach.

I jeszcze opko:
"Stała naprzeciwko drugiego oprawcy, z uniesionymi pięściami, kiedy ten drugi kulił się w kącie"

O tej scenie chyba nikt nie wspomniał, a ona jest nieprawdopodobna nie tylko w realiach wojennych, ale i całkiem współczesnych. Tak, młoda dziewczyna z dobrego domu urodzona przed wojną raczej nie miałaby szans nauczyć się bić szybko i celnie w odpowiednie miejsca (bo niby skąd? Tatuś SS-man ją nauczył? Bić facetów w krocze? BEZ ŻARTÓW) A przede wszystkim nie nauczyłaby się, jak zwalczać w sobie ten odruch, który powstrzymuje nas przed skrzywdzeniem innej istoty ludzkiej. Bardzo wielu ludzi, zwłaszcza ci, którzy nie bili się w dzieciństwie dla zabawy, odczuwa opór przed uderzeniem drugiego człowieka, nawet niebezpiecznego, tego trzeba się nauczyć. A po drugie: pokażcie mi młodą dziewczynę, która, skonfrontowana z dwoma oprychami, po powaleniu pierwszego staje przed drugim i zaczyna mu wygrażać pięściami, zamiast SPIEPRZAĆ KURNA W PODSKOKACH JAK TYLKO ZDOŁA NAJDALEJ. A potem na pomoc ze strony obcego człowieka reaguje fochem godnym dwulatki "ja siama! Siama!", zamiast być wdzięczna, że może się na kimś oprzeć, bo kolana właśnie jej się uginają i serce tłucze jak szalone na adrenalinowym haju.

-ML

Shun Camui pisze...

Kuru, to komcionautka od bluzgów, psiapsióła ałtoreczki, sama wysłała swoje opcio: http://i.imgur.com/igKxLWi.jpg

«Najstarsze ‹Starsze   1 – 200 z 253   Nowsze› Najnowsze»