czwartek, 27 października 2011

147. Kolacyjka u burmistrza, czyli Jak przygotować prawdziwie wytworne menu (2/2)


Drodzy czytelnicy! W poprzednim odcinku poznaliśmy Lisę i jej rodziców opętanych manią przeprowadzek oraz bladolicego Masona i jego wytworną rodzinę. Dziś dowiecie się natomiast, czego należy się obawiać, jeśli burmistrz zaprosi Was na kolację i nie, nie chodzi wcale o konieczność zachowania dobrych manier i prowadzenia inteligentnej rozmowy. Indżoj!

Analizują: Sineira i Kura.

http://wielka--tajemnica.blog.onet.pl/

Zastanawialiście się kiedyś czy na świecie naprawdę istieją różne demony i potwory?
Wystarczy, że istnieją aŁtoreczki.
Całkowicie! *struga kołek*
*zerka podejrzliwie* Ej no, weź się nie wygłupiaj!

Bo jak nie...może kiedyś ale krótko i tak w nie niewieżyłam (taaa, i niebaszciłam, zieew...) aż do wczoraj.Ja poprostu nie mogę w to uwierzyć (o, a jednak można?),jestem załamana a zarazem wściekła na Masona!Jest 5.30 nad ranem,a ja nie spałam cała noc,bo nie mogę sobie tego w głowie poukładać.Może zacznę od początku,od wczoraj rana.
No dobra, co całkiem ładny początek rozdziału. Tylko te błędy!

***
Rano obudził mnie dzwonek do drzwi,rodzice jeszcze spali ,więc poszłam zobaczyć kto to.W drzwiach stał listonos (Liścionos? Taki nietoperek?)
Nie, ja tu widzę raczej coś takiego:


z listem zaadresowanym do mnie.Wzięłam przesyłkę,otworzyła i zaczełam czytać.

Droga Liso!!!
Poniewż za kilka dni zbliża się kolejna rocznica założenia miasta.Chciłabym cię zaprosić na kameralną kolację,która odbędzie się dzisiaj w naszej posiadłości o 17.Oczywiście rodzce też są zaproszeni.Serdecznie zparaszam:
                                          Bruke Salvator.
Niby taka dystyngowana rodzinka, ą, ę, bułkę przez bibułkę, a nie wiedzą, że takie zaproszenie wypadałoby wystosować z nieco większym wyprzedzeniem?
Eeeeno, to podróbka i podstęp, widać od razu! Przecież dorosła, wykształcona kobieta nie napisałaby listu z takimi błędami, prawda?
Ty się ciesz, że nie zapraszała na obiaT.

List był od mamy Masona.Mąż Bruke Christpher jest burmistrzem,więc co roku wydają takie przyjecie.Chetnie do nich przyjdę,rodzcie napewno się ucieszą.
Już słyszę ten rozpaczliwy krzyk “nie mam co na siebie włoooożyyyć!”
Swoją drogą, po pierwsze - rocznica założenia miasta już minęła (4 września; jak pamiętamy, w poprzednim odcinku rodzice Lisy udawali się do Nowego Jorku na rocznicę zamachów z 11 września, więc mamy co najmniej połowę tego miesiąca), a po drugie - burmistrz takiej metropolii wydaje tylko “kameralną kolację”? Tak cienko z funduszem reprezentacyjnym?
Kryzys, proszę pani.

W trakcje śniadnia powiedziałam rodzicą
OM!!!! *wali aŁtoreczkę słownikiem* OM! Zapamiętaj to sobie!
Taaaa... a mówi się, że buddyści są tacy pokojowi.

o zaproszeniu przez burmistrza,ale po ich minach było wszystko wiadomo.
-Skarbie włśnie dzisja musiła wypaść tak kolacja?-zapytała mama,napewno musiało być jej smutno,że musiała mi odmówić.
-Tak,a co?Coś wam nie pasuje?
-Dzisiaj jedziemy z tatą po odbiór dekoracji na wesele klijentki (kijowej klientki, pozbawionej gustu) do Utha (drugiego syna Urizena),mówiłam ci o tym tydzien temu.
-Aha to tak,dobra to pójde sama,o którje wyjeżdzacie?
Świetnie się składa, prawda? Nie będą się plątać pod nogami i przeszkadzać w kontemplowaniu bladego oblicza Masona.
Moim zdaniem, oni po prostu mają nosa i przejrzeli podstęp. A córce nic nie mówią, bo... hm. Chcą się jej pozbyć cicho i bezwonnie?

-Ale nie gniewasz się na nas?,wiesz że to jest ważnie.
-No pewnie że nie mamo,jeszcze będzie mnóstwo takich kolacj więc jest ok,a to o której wyjeżdzacie?
-To super Lis,chcemy zjeść śniadanie i przed południem wyjechać.
Zaczynam podejrzewać, że rodzice Lisy dysponują helikopterem. Wedle Wujcia Gugla z L.A. do Utah jedzie się drobne jedenaście godzin.

Rodzic wyjechali o 11.Ja poszłam pogrzebać w szafie i znaleść coś na dzisiejszy wieczór,może zdajdę jakąs ładną sukienkę?
Jeśli szafa ma połączenie z Narnią, to faktycznie, można się w niej spodziewać nieznanych właścicielce sukienek.
Ewentualnie długiego, męskiego płaczu.
Nieużywanego.

Zawalona po czoło ciuchami usłyszłam,że ktoś puka do drzwiPobiegłam na dół i otworzyłam drzewi. [Drzewi - drewniane drzwi?]
Drzewi z głębi trzewi.

-Hej Mason.
-Cześć,chodż ze mną coś chcę ci pokazać.
Złapała mnie za rekę [ta Masona] i pociągnął za sobą,ledwo co zdąrzyłam [ż!!!] zamknąć zasobą drzwi. [od zasobnika]
Obok domu Masona znajdował się park Solar Night.
W L.A. parków jak mrówków, ale takiego akurat nie ma. Mason go zrobił w ramach lekcji stolarstwa.

Weszliśmy w głąb zrobiło się ciemniej i chłodniej jak w zimmny tunelu ,ale na końcu było widać przebyłyski promieni słonecznych i wyszliśmy z moroku.
I znaleźliśmy się w Maroku.
W otoczeniu... hmmm... czegoś w rodzaju mrocznych pokemonów ;)

-Boże jak pieknie-spojrzałam się na Masona.Odeprało mi dech w piersiach,widoki były tak piekne.Przednami widniał kilku metrowy wodospad,bo bokach był obsadzony skałami a na nich roślinnoś nie do opisania.
Sadzonki skał pochodziły z najprzedniejszej szkółki, sam Pożeracz Skał dbał o ich prawidłowe nasłonecznienie i nawożenie.
Zaczynam podejrzewać, że opkowi trólawerzy mają zawsze ze sobą przenośne, kieszonkowe wodospady do zamontowania w pięć minut, by olśnić wybrankę.

Woda błyszczała od słońca i było słychać ten szum,który szedł wdal i wdla.
Szum wody w szum wiatru się wdał
I w dal szum ten lecąc tak trwał
I wdzierał się w uszy i grzmiał
A kto go posłuchał, ten mdlał.
“Wdal i wdla” to coś jak “w tę i wewtę”?

Za nami był wspaniały widok na miasto i dolni porosnięte drzewami i rozmajtą rolślinnością
Kto tam tak majta tą roślinnością?
Majtek olśniony widokiem dolni.
Porośnięte dolnie - piękne, poetyckie określenie na owłosione genitalia. Mówiłaś coś o majtkach?
Kolejny kroczu-włosy?
Chodzi Mason koło drzewa
Któż tu futra się spodziewa?
Lis, Lis, dolnię ma
Nie wiadomo, komu da!
Piękny i zdrowy warkocz łonowy.

[Mason wspomina, że spędzał w tym miejscu wiele czasu ze swoim bratem, Dylanem. Następnie obdarowuje Lisę wisiorkiem w kształcie “kuleczki lub piłeczki”.]
-Mam go odkąd pamietam i nigdy nie chciałem nikomu go ofiarować.Chciałbym,żebyś go nosiłą,na szczęsice.
Wisiorek do noszenia na szczęce? Takiego jeszcze nie widziałam.
Jestem niemal pewna, że nie chcesz zobaczyć, no ale...

Wziełam go bliżej twarzy i poczułam ładny zapach,dochodził zewnątrz wisiorka.
-Pachnie różą?
-Jakimś ziołem,ładnie nie?
Czy tylko mi wisiorek z pachnącym zielskiem w środku kojarzy się z “Dzieckiem Rosemary”?
Róża, czy zioło - to jedna swołocz.
*nuci* “Wtulona we włosów płaszcz, wonna DOLnią swą, teraz okryta snem.”

Odwróciłam się placami do Masona w ręce wziełam włosy i podniosłam on zapiął naszyjnik,delikatnie dotykajac mojej szyji.Odwróciłam się do niego,objełam go za szyję i nasze usta się napotkały.Ten pocałunek był wyrazem czystej miłości.
Taaa, znowu miłość instant, wielka i czysta, po tygodniu czy dwóch znajomości.
Oj Sine, jakbyś nigdy nastolatką nie była!
To było dawno i nieprawda;)

Poczułam słodycz i błogość,ale musiła zakończyć tą przyjemną chwilę.
Gdyż albowiem okrutna to była niewiasta i nie dała spocząć kochankowi na swej dolni.

-Musimy się już zbierać za dwie godziny uroczysta kolacja,a my wogóle nie przygotowani-powiedziłam do Masona.
-Tak masz rację chodźmy.
Chwycił moją rękę i poszliśmy w stronę miasta.
L.A. to nie Pcim Dolny, przez dwie godziny możecie nie zdążyć dotrzeć do... a właśnie, w której części Miasta Aniołów mieszkają bohaterowie?
W tej bliższej ;)

***

Założyłam mała czarną(sukienkę) (dzięki za przypis, bo myślałam, że kawę) na kolację z niewielką biała kokardą w tali (Kolacja z kokardą w talii to coś w rodzaju Body Sushi?) na białym pasku do tego baleriny i cienki sweter.W garażu czekało na mnie moje osobiste auto,którego od przyjazdu wogóle nie używałam,czemu?
Bo w L.A. cholernie ciężko o miejsce parkingowe, ale mają całkiem sprawny zbiorkom (nie to, co u nas!) i nie ma sensu się tarabanić autem?
Bo aŁtorka dopiero teraz wpadła na pomysł, że Lisa powinna mieć samochód?

sama nie wiem wolałam chodzić pieszo do szkoły,a jak miałam jakąś większą wyprawę to wieżli mnie rodzice lub jechałam z Masonem.
Kuro, ile oni się znają? Dwa tygodnie, trzy może?
A bo ja wiem? Czasoprzestrzeń tu się rozciąga jak guma do majtek.

On chyba myśli,że ja nie mam auta,ale się zdziwi.Wsiadłam do auta,włożyłam kluczyk do stacyjki,ale nie odpaliłam.Oparła się wygodnie w siedzeniu i zaczęłam rozmyślać,a zarazem wspominać.Przypomniało mi się jak pierwszy raz spotkałam Masona,pomógł mi dojść do domu.
Materiału na wspominki ma tyle, że hoho, gotowa zemrzeć z głodu w tym aucie.

Pamiętam też,że się strasznie cieszyłam,że będe jego sąsiadką,a tu się okazało że on wogóle gdzies indziej mieszka,dziwne!chyba coś mi się pomyliło.
O! Ałtorka zdaje sobie sprawę ze swej sklerozy, zdumiewające!
Uszczypnij mnie, bo nie wierzę!

Odruchowo zerknęłam na zegarek.
-O jejku-jeknełam-dochodzi 17.
Załączyłam silnik i ruszyłam.
Zajechałm pod dom burmistrza.Spodziewałam się mnóstwa aut i ludzi,a tu dwa może trzy auta i spokojnie.Oczywiscie w liście pisło (i kwikło),że to kameralna uroczystość,ale myślałam,że to taki podtekst tylko.
Boję się pisać otwartym tekstem
Więc ci powiem pod pretekstem
Napisania tej pokracznej rymowanki,
Że w zaproszeniu podteksty
Mają zupełnie inne konteksty
Niż goszczenie synowskiej koleżanki.

Zaparkowałam auto i podeszłam do drzwi.Zapukałam.Otworzyła mi Bruke.
-Witaj Lis.
-Dzień Dobry pani Salvatore.
-A gdzie rodzice?-zapytała posmuniałA Bruke.
-Nie mogli przyjść,bo pojechali po materiały ślubne do Utha,ale bardzo przepraszją że nie mogli sie tu zjawić.
-Dobrze,jeszcze bedzie okazja,już wszyscy czekają,wchodź prosze.
Weszłam do środka,ściągłam (łojezu) sweter i powiesiłam go na wieszaku.Bruke zaprowadziła mnie w głąb domu do salonu,ale nie było w nim ponuro tak jak ostatnio,kominek się palił nie było kanapy z białej skóry tylko ogromny stół na środku z krzesłami a nanim różne pysznośći.Przy kominku stał Christopher i rozmawiałm Eleną i moim nauczycielem od niechcinego stolarstwa(Oliver).To on też był zaproszony?
Fi donc, co taki prosty cieśla robi na salonach?
Skąd wiesz, kim taki prosty cieśla może zostać po trzydziestce?
Ach, no tak, stolarz... Powinnam była się domyślić, że skojarzysz z TYM stolarzem:D

Obok,w kuchnił Bruke kończyła przystawki razem z żoną mojego nauczyciela(Sofia) i Jimem.
Ejno, to pan burmistrz Los Angeles nie ma kucharki, ani nie wynajmuje firmy organizującej przyjęcia?

Na lewo od kominka przy oknie które ciągło się (i ciągło, aż padło i zdechło) od sufitu,aż po samą podłogę stał Mason z......(wow).
Goście czekają, a ten nawala w World of Warcraft, mógłby się czasem opanować, doprawdy!

-Witaj Liso.To mój brat Dylan a to Lis.Mason przedstawił nas sobie.
-Cześć-powiedziałam
-Cześć-wziął moją rękę i mnie w nia pocałował.Dylan był o rok starsyz od Masona,ale wygladał na wiecej.W jednym słowie można by ująć jego wygląd "ciacho",ale ja już znalazłam swojego królewicza na białym koniu.
Ojtam, zawsze można założyć stado ogierów.
Ihahahahaha! Byle nie Ogierów Charona.

Dylan miał mroczną urodę,wdzięk i zmysłowość,która przyciągała kobiety jak płomien ćmy.
Oceniła to na podstawie jednego cmoknięcia w łapkę? To faktycznie musiało być z niego piorunująco zabójcze ciacho. Napis “homme fatale” miał wytatuowany na czole. Czarnym brokatem.

Usiedliśmy wszyscy przy stole i zaczeliśmy się roskoszować potrawami i pięknym wieczorem.Nagle Bruke wstała od stołu.
-Przepraszam ale zapomniała zapalić miodowych świeczek,pójde po zapałki.
Dylan rozmawiła z Oliverem,Elena przekomażąła się z Jimem a Mason opowiadł coś ojcu.Czułam się trochę niezręcznie [też bym się czuła widząc, jak pozostali wykonują jakieś dziwne czynności] przy przstole [Przstół - stół do prztykania?], więc pomyślałam że ja pójdę po zapałki.
-Nie wstawaj,ja pójde Bruke.
Masona i Dylan spojrzeli na mnie podejrzliwym wzrokiem.
Podejrzewali boChaterkę o chęć podprowadzenia srebrnych sztućców po przodkach.

-No,jak chcesz?
-Pewnie,a gdzie są?
-Jak wejdziesz do kuchni to pierwsza półka z lewej w ostatniej szufladce.
-Dobrze.
Weszłam do kuchni sięgnełam do szuflady,wyciągając zapałki usłyszałam dzwięk tuczonego szkła dobiegającego z salonu.
Foie glass, hit ostatniego sezonu, poleca Magda Gessler!
Mody się zmieniają, te kulinarne też. Teraz,zamiast torturowania gęsi, do dobrego tonu należy torturowanie gości.

Jak najszyciej tam pobiegłam  i zobaczyłam to.
-O mój Boże-krzynełam.Zapałki wypadmi z ręki.
Cały pokój był jak po przejściu tornada,nikogo nie było,tylko Sofia leżała na stoletwarzą do niego.Podbiegłam do niej.Wziełam lekko jej ramię i obróciłam ją na plecy.Była cała w krwi.Widziałm jak z jej szyji wypływa mały stumyczek krwi.Przesunęłam wzrok dalei i zobaczyłam ,że żródłem tej krwi była rana.nie! dwie rany,jaby dwie kropki po ukąszenki jakiegoś zwierzecia.
Z “kropek” jucha nie ma prawa cieknąć strumykiem...
Ja wiem? Pijawki mają w ślinie środek przeciwzakrzepowy, może wampiry też?
Nietoperze - wampiry mają, owszem. Ale nie sądzę, by by;o to opko chiropterologiczne. A poza tym, co za wampir zostawia niedojedzony posiłek?
Zresztą - patrz niżej.

Dwoma palcami sprawdziłam jeje tętno.Ale ona już nie żyła.
… zwłaszcza już PO zgonie.

ycofałam się odniej i stanełam tam gdzie upuściłam zapałki.Przez głowę przechodziło mi sto myśli na minutę.Nie wiedziłam co zrobić.Miałam tyle pytan.Co się tu stało?Gdzie są wszyscy?Co zapiło Sofię?
Krasnoludzki spiryt, ani chybi.
Ej no, aŁtorko, znowu spojlerujesz!

W tej chwili pomyślała,że najlepszym rozwiązaniem bedzie ja zadzwonię po policję albo pogotowię.
Ciocia Sine ostrzega: zanik instynktu samozachowawczego może doprowadzić do śmierci lub kalectwa.

Nachyliła głowe i sięgnełam po telefon do kieszeni suienki.I nagle niewiadomo skąd ktoś dosłownie na mnie skoczył i mnie złapał.Uwięziona w czyjiś ramionach znlazłam się pod pod niski stolikiem z obrusem,wiec nie było mnie widać z pod niego,ale ja miałam dobry widok na cały salon.
Albo stolik nie był taki znowu niski, albo napastnik był plaskaty jak naleśnik.

Zaczęłm się szarpać,ale ucisk był tak mocny,że nie dałm rady.Mięśnie napstnika co ruch bardziej trwadniały.
Jesteś pewna, że to były mięśnie??? (Niemaskojarzeńniemamskojarzeńniemam... Ech, kogo ja chcę nabrać? Mam.)

Obróciłam się do tyłu i zobaczyłam Dylana.Nie miał przyjemnej miny.Pomyślała sobie "Co to ma być do cholery?Jakieś szardy?".
Gra w żywe obrazy. Trup, stół... “Lekcja anatomii doktora Tulpa”!
Ewentualnie okładka do LIFAD.

Cały czas patrzałam w stronę Dylana.
-Mo....-gdy nagle Dylan swojim palcem wskazujacym dotkną(ł) mi ust co miało znaczyć"bądź cicho".Potem pokazła bez słów,że jeżeli będe cicho to mnie puści.Oboje położyliśmy się na brzuchu i opserwowaliśmy salon.A ja nadal niewiedziałam o co chodzi,zaczęła bacznie obserwować Dylan.
Obserwacja salonu nic nie dała, więc Lisa zatonęła w mrocznych oczach Dylana, licząc, że znajdzie w nich całą prawdę.
Dylan zmieniła płeć z wrażenia.

Spojrzałm na jego rękę,miał identyczny pierścien jak Mason i Christopher.
Christopher kłamał, kiedy mówił o dwóch pierścieniach, czy aŁtorka znowu o czymś zapomniała?
Chińczycy produkują już takie w tysiącach.

Na czole zaczeły mu sie pjawiać (wić jak pijawki) małe krpelki poty (a ta pota była zimna i robiła karpika),był tak czuny (Inczu - czuny?) i skupiony jak by zaraz coś miało się zdarzyć.Usłyszałam trzask.
Kropelka potu z trzaskiem spadła na dywan. A był to pot kryształowy, występujący w tym opku zamiast kryształowych łez.
Musiałaś wspomnieć o Inczu-czunie, musiałaś? *oddala się, śpiewając w głos*

Przed nami padło ciało Olivera.A na niego skoczyła niby człowiek,ale bestja i wgryzła się w jego szyję.Głowa obróciła mu się w moją stronę.Widziałm,że jeszcze żyje (ta głowa),ale gdy bestja zakończyła się nim "żywic" tak to mogę nazwać.
Komuś tu urwało od zdania.
Nie no, Lisa chce powiedzieć, że dopiero, gdy bestia skończyła się pożywiać, ona była w stanie zdefiniować widziane przed chwilą zjawisko.

Odszedł.Oczy mu zamrły (zamarzły),a ja jęknełam.Bestja się rozejrzał (niepewna/y własnej płci) zkąd dochodzi ten dźwięk,i wtedy Dylan zacisną(ł) mocno dłoń na moich ustach.Bo dalsze wydarznia ni były wcale lepsze.
Na bestię wyskoczyli rycerze, którzy mówią “ni”.
No i wiemy już, po co zaproszono sora od stolarstwa. “To nie lista gości, to menu!”.

Na bestje skoczył Mason i zaczął ją dusić,wtedy Christopher wbił jej drewniną dogę [suczkę doga?][jogę dla psów, podobno bardzo modną] od stołu zakończoną ostrym szpicem prosto w serce.Bestja przestał się ruszać jej skóra straciła kolor po wbiciu drewnianej nogi.
Niezawodna metody usuwania opalenizny, tylko u nas! Noga od stołu w pakiecie!
I niech Was nie zmyli “jej”. Bestia ewidentnie jest rodzaju męskiego.

Wtedy Mason wstał oczepał się (założył gumowy czepek) i zaczął krzyczeć.
-Lis gdzie jesteś?Lis!! Lis!!.Dylan gdzie jesteście?
Mason zerkną(ł) pod niski stolik.
-Witaj bracie,własnie sobie ucinałem pogawedkę z Lisą,a ty nam tak nieładnie przerywasz?
-Przestan Dylan,nie teraz!-warkną(ł) Mason
Podał mi rękę,żebym się wydostał z podstolika.
Jakiś bezczelny narrator chyłkiem zastąpił boChaterkę. Może chciał załapać się na darmową nogę od stołu.
Albo wątróbkę w szklance.

-Słońce już sobie idziesz?-powiedział ironicznie Dylan
-Dylan!-krzykła Bruke.
Oraz skrzekła i walła go w łeb.

Podniósł się z podstolika i staną kilka kroków za mną.
Podstolik, bliski kuzyn podstoliny, otrzepał się i pokazał Dylanowi język.

-Lis,ja ci to wszystko wytumaczę.
Nie odezwałam się.W tej chwili potrzebował spokoju,samotności.
Kto, podstolik???

-Lis słyszysz mnie?
Nadla nic.Patrzałam jak wryta nic się nie odzywając.Obejrzałam się za siebie i co zobaczyłam?Na stole leżła martwa Sofia,a na podłodze martwy Oliver.A obok niego bestja z drewnianą nogą w sercu.Poprostu nie wiedziłam co powiedźieć.
Możesz zacząć histerycznie wrzeszczeć, większość bohaterek horrorów tak właśnie robi.
Ewentualnie rzucić uniwersalne “Może zaparzę herbatki?”.

Popatrzałam się na Masona przerażonym wzrokiem,potem na Bruke,Christophera i Dylana.Odwróciłam się od nich,podeszłam do wieszaka wzięłam sweter,założyłam go i wyszłam.
Wyrażając tym gestem głęboki niesmak. Zwłoki na uroczystej kolacji? Fuj, to stanowczo w złym guście.

-Lisa nie!!Zaczekaj!!Słyszysz zaczekaj!!-krzyczał Mason,ale ja się nawet nie obróciłam.
-Daje jej trochę czasu niech ochłonie-powiedźiał Dylan,trzymając Masona za ramiona żeby mu się nie wyrwał.
-Ale ona....Boże-mówił płaczący głosem Mason.
Normalny człowiek płacze oczami.

-Dylan ma rację,poczekajmy niech ochłonie-powiedział zmartwiony Christopher i zamkną drzwi wejściowe.
Nie no, super reakcja, panna wychodzi w ciężkim szoku, gotowa wpaść pod samochód albo polecieć na policję, a oni tak po prostu pozwalają jej odejść!

Dylan póścił Masona.
-Co robimy z ciałami?.
-Spalimy je w lesie,Dylan chodź ze mną,a ty-wskazał na Masona,przemyśl co chcesz jej powiedzieć-rozkazał Christopher.
Ten huk, który właśnie usłyszeliście, to moje czoło, czule (lecz gwałtownie) przytulone do biurka. Nauczyciel i jego żona znikną i nikt się tym nie zainteresuje? I nikt nie będzie pamiętał, że poszli do burmistrza? A Lisa? Skąd rodzinka burmistrza ma pewność, że nic nikomu nie opowie?
Nie wspomnę o problemach przy transporcie i paleniu TRZECH ciał...
I o tym, że prędzej czy później na miejscu spalenia pojawią się mili panowie i panie z napisami FORENSIC na plecach, otaśmują taką elegancką, żółtą taśmą i zaczną zadawać strasznie upierdliwe pytania.

***

Do domu wróciłam na pieszo auto zostało..tam.W głowie miał różne myśli,próbowałam sobie to wytumaczyć,co tam zaszło,ale niewiedzłam jak.
Niewiedzłam i całkiem od tego zgłupłam.

Weszłam do domu ukradkiem,żeby mnie rodzice nie usłyszeli,weszłam do pokoju i się zamknęła.Miałam łzy w oczach,ale nie chciały popłynać.Siadłam przy oknie.Gapiła się przez szybę i pomyslałam "Co się tak naprawdę stało?To napewno jest jakiś okropny koszmar,z którego się zachwile obódźe"
Zacznie bóść siebie samą rogami. Zaiste, koszmar.

-Taa...kogo ja chce okłamać-krzyknęła głośno,ale nie obódziła rodzciów.
"To będzie ciężka noc,oby do ranka
To JEST ciężkie opko. Aż mam ochotę poszczuć aŁtoreczkę kozą, żeby ją “obódziła” oraz obudziła w niej chęć sprawdzania tekstu przed publikacją.

Zostawiamy więc naszą boCHaterkę we łzach i pomieszaniu... Opko ma jeszcze jeden rozdział, ale straciłyśmy ochotę na przedzieranie się przez ten okraszony błędami jak ruskie pierogi skwarkami miks motywów z serialu “Pamiętniki Wampirów”.
Poza tym czytać hadko, bo dostajemy kolejne stwory wampiropodobne, które są odporne na wszystko, łącznie ze światłem słonecznym. Co prawda nie sparklą, ale i tak stanowią obrazę dla mojego wewnętrznego Gangrela.


Z kolacyjki u burmistrza pozdrawiają: Sineira majtająca roślinnością, Kura, tucząca wątróbkę w szklance oraz Maskotek-listonos z drewnianą nogą.




10 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Bardzo ciekawa analiza, ale trzeba przyznać, że opko jest tak przewidywalne, że na samym początku można domyśleć się już zakończenia.

Tak na marginesie, to zmiana płci mnie już nie zaskoczy. Od momentu, kiedy to w poważnej książce jedna z postaci z mężczyzny, stała się kobietą uodporniłam się. Może i mogłabym na ten jeden błąd przymknąć oko, ale tą postacią był ksiądz, więc...

Pozdrawiam i czekam na kolejną analizę, o czym by ona nie była.

Zamordowana Logika

Anonimowy pisze...

Świetne, jak zawsze. Ilość błędów w tym opku przeraża nawet mnie, a ja raczej nie pisze poprawnie. Opko przewidywalne wręcz do bólu, bez waszych docinków w życiu bym nie przebrnęła.

Owieczka

Anonimowy pisze...

Jeeeej! Przeczytałem do końca. Sam się sobie dziwię, natomiast ni dziwię się Sine, że jej głowa upadła na biurko...
Piękna analiza a poezja Sineiry to... poezja! Ja też coś dodam, ale niestety nie do końca od siebie:
Podstoli wlazł pod stolik
Pod konia wlazł koniuszy
A wojski, alkoholik,
do wojska pędem ruszył
Hetman schował się w muszli
Udając, że jest rybką
Lecz daleko nie uszli
Bo kneź ich dognał szybko...
(Ballada o straszliwej rzezi - Andrzej Waligórski)

A do Kury: nie masz racji. Owszem z LA do Utah jedzie sie 11 godzin, ale oni jechali do UTHA (było 2 razy!!!).
PS: wszedłem wczoraj na stronę z naziopkiem. AŁtorki walnęły posta, w którym wypraszają sobie krytykę, bo akcja jest w przyszłości i w dodatku skierowana do osób, które (cytuję z głowy, czyli z niczego) rozumieją taką tw(F)órczość. Mimo to, czuję się jakoś usatysfakcjonowany, że poniekąd przyłożyłem rękę do poprawy tamtego potworka, choć kudy mnie tam do WAS!!!

Serdecznie pozdrawia
Tezet74 (dziś bez Stirlitza, choć gdyby specjalne życzenie... to kto wie)

kura z biura pisze...

Widziałam opko w nowej wersji i stwierdziłam, że nie ma co się ich czepiać. Durne nadal, ale fakt - wzmianki o WŚ usunęły.

jasza pisze...

Ale kto z gości był Bestią?

Anonimowy pisze...

Analiza jak średnio wypieczony stek z gości - krwista. Bardzo ładnie. Opko głupie, analizatorki jak zwykle spisały się na medal :)
hasło: nessess - prawie jak bezsens, i to właśnie to słowo, które najlepiej określa opko. :)
Pozdrawiam serdecznie
Aartz

Anonimowy pisze...

czytanie tej analizy musiałam rozłożyć na dwa dni, bo jednego nie szło tego przetrawić. Naprawdę gratuluję wytrwałości. Ilość błędów i literówek w tym opku jest zastraszająca...
Pozdrawiam, Kropka ;)

Anonimowy pisze...

Analizatornio!
Jak Wam się udało przebrnąć przez taki karwas braku logiki, sensu i ortografii? Musi odporne jesteście jak wąpierze na światło słoneczne.
Analizka - jak zawsze przednia, opko, chciałoby się rzec tylne, czekam na następne
*miętoląc czapeczkę, kłania się NAKW-ie*
RobOT

Anonimowy pisze...

Jeżeli szukacie czegoś ekstremalnie głupiego do analizy to ostatnio trafiłem na TO: http://love-story-rose-justin.blog.onet.pl/ Zastanawiam się czy to nie prowokacja, bo to najgorsze opowiadanie jakie widziałem w życiu.

Anonimowy pisze...

Bardzo lubię Wasze analizy (szczególnie pamiętam starsze twory plus genezę Kolonasa Waazona we własnej osobie). Tutaj jeden drobiazg mi uprzykrzył czytanie - a mianowicie wspaniała "rymowanka typu ludowego",użyta na samym początku.Po co, ach, PO CO używać idiotycznych, irytujących, durnych, nic przydatnego ze sobą nie niosących wyrażeń (związków frazeologicznych?) takich, jak "ą, ę, bułkę przez bibułkę" ? Okropieństwo!

Ukłony,
B.