piątek, 18 stycznia 2013

207. MODA NA HOGWART, czyli etiam mater incerta est!... (3/3)

Drodzy Czytelnicy!
Myślicie, że wiecie już wszystko o pochodzeniu Harry’ego Evans-Potter-Snape? Naprawdę? I nic już nie jest w stanie Was zaskoczyć?
No to się jeszcze przekonamy...
Enjoyamos, wielbicielos de telenowelos!   

http://www.fanfiction.net/s/6938212/1/Kamerdyner

Analizują
Szprota, Pigmejka, Dzidka, Jasza, Mikan, Kura i Kalevatar.

K 3.2
— Granger, daj mi coś do picia!
Dziewczyna szybko podbiegła do małego barku w pokoju swego pana i przygotowała sok dyniowy.
Zawołała dynię, podstawiła skopek i wydoiła warzywo zanim zdążyło się zorientować.
Po wszystkim dynia spojrzała na nią zezem i zamuczała cicho, oganiając się liśćmi od much.
Od mszyc.

Położyła go na tacy
Leżący sok mruczał cichutko, przebierając łapkami.
Ale smak miał trochę... płaski.

i podeszła do leżącego na łóżku prawie nagiego chłopaka. Kucnęła, by mógł sięgnąć do szklanki, i czekała w tej pozycji, aż panicz go weźmie.
Kogo?
Przyjaciela Tymoteusza.
Leżącego na tacy. To oczywiste.
Pytanie, czy też został już wydojony...

— Ten Potter zaczyna mnie wkurzać. Rządzi się, jakby już był samym Ministrem Magii.
Zabrał z tacy napój i usiadł w rozkroku tak, że głowa dziewczyny znajdowała się dokładnie na wysokości jego pasa.
— Wstań. Przygotuj mi kąpiel. Umyjesz mi plecy.
Wiecie co? Ta scenka jest zwyczajnie obrzydliwa...
No co ty? W twoim świecie nie uważa się za świetną sprawę posiadanie służących, którymi można pomiatać i molestować?
Mała dziwka powinna się cieszyć, że znalazła się w strefie zapachu jego genitaliów.
Genitaliów PRZED kąpielą. Zapewne same wspaniałości, fabryka sera gorgonzola może się schować.

— Tak, paniczu — odrzekła cicho, wstając i kierując się w stronę łazienki.
— Czy moje zadania zostały przepisane?
— Tak, paniczu. — Zatrzymała się w drzwiach. — Trzeba tylko przećwiczyć zaklęcia.
— Potem. Najpierw kąpiel.
Dziewczyna poszła wykonać polecenie. Usłyszała jeszcze, jak drzwi do głównego salonu domu, [bo w Hogwarcie panicze otrzymują apartamenty z głównym salonem i kilkoma podrzędnymi] zatrzaskują się głośno.
Już dawno przyzwyczaiła się do zachowania panicza.
Młode toto, płoche, musi się wyszumieć.
A jak tu czy tam pomaca, to nie szkodzi, w końcu chłopcy w tym wieku tak mają. :/

To było dla niej jedyne wyjście, by móc się uczyć w tej szkole. Gdy nadszedł list informujący, że jest czarownicą, była zszokowana. Jednak w tym samym liście podano jej szczegółowe zasady, które musiałaby spełnić, by zostać w ogóle uwzględniona jako uczeń. Dano jej jednak wybór. Mogła zostać pokojówką jednego z uczniów. Tak też zrobiła. Gdyby wiedziała, na kogo trafi, bardzo dobrze by się zastanowiła. Tym bardziej, że mogła iść do innej, mniej prestiżowej szkoły.
Aha, czyli to najbardziej prestiżowa szkoła (znowu pytanie w jaki sposób zostało to określone, na podstawie pomnożonego majątku jej absolwentów?) zawiadamia o zdolnościach magicznych. Inne szkoły czarodziejstwa mogą się podrapać jedynie po tyłku. I czekać na odrzuty z Hogwartu.

Dla niej liczyła się jednak ta szkoła. To jak Harvard u mugoli. Tyle że na Harvardzie połowa uczniów nie pomiata drugą połową... Przynajmniej nie w sposób zinstytucjonalizowany. Zasady były proste. Już jako dziesięciolatka musiała przejść odpowiedni kurs, a potem tylko służyć i wypełniać polecenia panicza (i to takie oczywiste? Że dziesięciolatka będzie obsługiwać panicza? Rodzice nie mają nic do powiedzenia?), który ją wybierze, idąc do szkoły.
Aaa, to tłumaczy, dlaczego pokojówki i lokaje sterczeli jak kołki za plecami swych państwa w czasie lekcji.
I już jako dziesięciolatka wolała znosić upokorzenia w dobrej szkole niż spokojnie się uczyć w tej słabszej. Makes perfect sense.
Ciekawe, z jakiej racji potomkowie "bogatych i potężnych magicznie" rodów dostają służących, którzy zaliczyli tylko jakiś tam wstępny kurs. Ktoś tu oszczędza na kosztach zatrudnienia personelu?
Ale zobaczcie jaka prosta filozofia. Jesteś niezamożny? Musisz w wieku dziesięciu lat iść na kurs, żeby móc służyć. Jesteś bogaty? Obijaj się, póki cię nie wezwą do szkoły.

— Z największa ochotę coś bym mu zrobił, ale nie mam zamiaru brudzić rąk. Poza tym skoro on robi się taki ważny, to czy nie lepiej nie robić sobie z niego wroga? — Głośne myśli przebijały się słabo przez dźwięk płynącej wody. Dudniły głucho o dno wanny obijając się o jej ściany i próbując się nie utopić w strumieniach wody.
Drzwi otworzyły się szerzej i chłopak wszedł do łazienki, owinięty w pasie ręcznikiem.
Wszedł do napełnionej wanny, odkładając na szafkę ręcznik, wcale nie przejmując się dziewczyną.
Granger wzruszyła ramionami. Widziało się jednego, widziało się wszystkie.
No i nie chciało jej się wytężać wzroku, by zobaczyć cokolwiek. Lupy akurat nie wzięła.
Nie musiała, przez ten gąszcz nie przebiłby się żaden... wąż.

— Jak myślisz, Hermiono? Czy lepiej się z nim zaprzyjaźnić, czy zrobić sobie z niego wroga?
Też mi przyjaźń, z wyrachowania!...
Kto się czubi, ten się lubi, więc sugeruję trochę uwodzicielskiego mobbingu.
Pytanie tylko, czy i on będzie chciał się zaprzyjaźnić.

— Nie wiem, paniczu. Przyjaźń jest bardziej praktyczna niż wrogość. Poza tym to Harry Potter, jeśli naprawdę jako niemowlę pokonał Sam-Wiesz-Kogo,
Grzechotką i ufajdanym pampersem. Jak przeciągnął Voldziowi po twarzy, to tamtemu aż nos odpadł!...
Harry już za młodu wyglądał tak:


to ja osobiście nie chciałabym go za wroga. Zresztą sam widziałeś, jaki jest szybki, a nie jest nawet przeszkolony w podstawach. — Granger sięgnęła po myjkę i zaczęła ją namydlać.
A Weasley słuchał z uwagą, bo nikt nie był dla niego takim autorytetem jak zwykła służąca.

— Dlaczego mnie broniłaś? — zapytał nagle rudzielec.
Pytanie równie mądre co “Dlaczego chce Pani u nas pracować?”.
Bo nie chciała stracić pracy, głąbie.

Myjka zatrzymała się tuż nad plecami Weasleya.
— Mówiłam tylko prawdę. Nie zaatakowałeś go żadnym zaklęciem.
Ron obrócił się do niej i złapał za rękę, przyciągając bliżej. Teraz ich twarze były na jednym poziomie.
— Dziękuję, Hermiono, ale nie jest mi potrzebna twoja ochrona. Potrafię sam się obronić.
I w ogóle co to za spoufalanie się, gdzie mi z tą gąbką?!
Taaa, a jakby się nie odezwała, to pewnie też by jej się dostało.
Oczywiście. Ale przecież jego samczyk alfa musi pokazać, że jest górą.

Dziewczyna spłonęła rumieńcem i odsunęła się o krok, uwalniając z delikatnego uścisku. Nigdy poza komnatą nie wiedziała, kiedy jej panicz jest naprawdę zły, a kiedy w wręcz przeciwnym nastroju.
Siedząc w namiocie, nie spuszczała oczu ze swego pana, pragnąc poznać, czy gniewny, czy nie gniewny, śledząc jego ruchy, starając się odgadnąć chęci.
A gdy, bywało, odgadła źle i gdy mu spod wąsów, jak ongi staremu Weasleyowi, poczynały błyskać kły, wówczas bezprzytomna prawie z przerażenia czołgała mu się u nóg przyciskając zbladłe wargi do jego butów, obejmując konwulsyjnie kolana i krzycząc jak gnębione dziecko:
– Nie bij mnie, Ronald! nigdy nie będę! daruj, nie bij!

Wśród innych uczniów grał. Ale teraz to już inna sprawa. Byli sami i nic nie nakazywało mu trzymać fasonu. Był sobą. Ale jednocześnie łamał zasady szkoły.
A tymi zasadami było...? Służący ma prawo uwodzić pana, ale w drugą stronę - nie?
Może w Hogwarcie nie wolno używać myjek?

[Tymczasem Ron zostaje wezwany przed dyrektorskie oblicze...]
— To kłamstwo! Nie rzucałem żadnym kamieniem! O tej porze miałem trening! Mam całą drużynę za świadków. — Jego krzyk obudził feniksa, dotąd śpiącego w spokoju na grzędzie.
- A co ty właściwie trenujesz, Weasley? Nie przypadkiem rekonstrukcje z mugolskiego Nowego Testamentu?
ROTFL!!!

— Spokojnie, paniczu. Nie oskarżam przecież, tylko informuję, że narzędzie zbrodni nosi w sobie sygnaturę Weasleya. — Dyrektor nie zareagował na ten nagły wybuch, tylko dalej mówił swoim spokojnym tonem.
Mam rozumieć, że zamiast jakimś przypadkowym kamieniem, Harry oberwał... na przykład ozdobnym, marmurowym przyciskiem do papierów, z wyrytą dedykacją “Ronowi - za doskonałe wyniki w nauce”?
Może odznaki prefektów były kamienne?
Ron wyrył swoje imię w pniu drzewa i pozostało mu już tylko cierpliwie czekać, aż drewno zmieni się w bryłę węgla, którą będzie mógł ująć w dłoń i wymierzyć w Pottera. Oto co był w stanie zrobić dla zemsty.
Kamień po rozłupaniu na pół wył głosem pani Weasley: “Ronaaaaldzie! Znów nie odrobiłeś pracy domowej!”
A może to był kamień z rodzinnego grobowca Wesleyów?


Ron umilkł na chwilę.
— Gdzie byli pańscy starsi bracia podczas treningu? Czy cały czas przebywali na boisku?
Oh, co za fake. Sygnatura Weasleya jest, ale nie wiadomo którego! *wybucha gromkim śmiechem*
Bo to skała rodowa była.

Trybiki w głowie młodszej latorośli ministra zaczęły szybko pracować.
Artur Weasley jest Ministrem Magii? No no...
I takie pytanko - napomknięcie tutaj, wprost z dupy, o zawodzie Arthura, ma jakiekolwiek znaczenie dla akcji?
Zapewne ma podkreślać ważność Ronalda. Który jest zły, bo swoją pozycję zawdzięcza wyłącznie temu, z jakiej rodziny pochodzi oh wait.

— Nie mam zamiaru oskarżać o cokolwiek moich braci, ale uczciwie mogę powiedzieć, że George'a nie było przez jakiś czas. Podobno był w łazience.
Nie będę wymieniać nazwisk... Borejko, wstań, jak do ciebie mówię!
Ja nie kablowałem, to tylko moje usta same zaczęły gadać!

Mogę wiedzieć, kogo zranił? Pójdę złożyć przeprosiny ofierze tych dwóch imbecyli. Nie mam zamiaru być na tej samej kresce, co moi szaleni bracia.
No, jedna kreska na trzech, to faktycznie trochę mało.
Być może miał też na myśli zatłuszczony zeszyt pod ladą u Madame Rosmerty.
Albo po prostu odcina się od polityki grubej kreski.

— Nie wiem, czy to dobry pomysł, by zdradzać paniczowi, kim jest poszkodowany.
Dżizas, zobaczy, kogo nie ma na lekcjach i sam się domyśli, chyba nie jest AŻ TAK tępy? Albo pokojówka przyniesie mu najświeższe plotki...
Uczniowie też pewnie będą gadać między sobą.

— Przecież nic mu nie zrobię — zdziwił się Ron. — Ktokolwiek to jest, nie chcę, by także mnie uważał za swojego wroga.
Nieno, są jeszcze w nim iskry człowieczeństwa.
Nom. Ludzki pan.

Dyrektor patrzył na niego dłuższą chwilę i chłopak zaczął czuć się nieswojo.
Ron wyjął ręce z kieszeni...
...i przestał żuć gumę.

— No, dobrze. Panicz Potter jest w skrzydle szpitalnym, ale nadal nie sądzę, że to dobry pomysł, byś się z nim widział.
— Zaatakowali Pottera! — Ron otworzył szeroko oczy. — Dlaczego? Nawet jeszcze się nie spotkali.
A miał ich nie oskarżać.
Jak tak ma wyglądać to jego “sam sobie poradzę”, to ja już chyba wolę, jak Hermiona broniła jego zadka.

— I to pozostaje dla nas tajemnicą, ale mamy swoje podejrzenia. Chyba domyśla się panicz jakie.
— Malfoy — mruknął, kojarząc fakty.
— Właśnie. Przypuszczamy, że czują się urażeni, że odrzucił ich na rzecz panicza Pottera.
Ja przypuszczałabym raczej, że chcieli zemścić się za atak na młodszego brata, ale co ja w sumie wiem o zwyczajach magicznej arystokracji...
Zaraz, bo ja nie rozumiem chyba: zaatakowano Pottera, bo miał lepszego kamerdynera niż Weasleyowie? Jak dzieciaki zazdrosne o iPoda? I co, krzyknęli na koniec: - Wyskakuj z Malfoya? Eeeee... oh wait.
To brzmi co najmniej jakby Draco odrzucił ich oficjalne oświadczyny. Publicznie. Śmiejąc się z zażenowania.
Ta logika jest jeszcze bardziej pokręcona, niż nam się wydaje. Bliźniacy zaatakowali Pottera, bo Malfoy zrezygnował z kamerdynerowania Bliźniakom. A właściwie odrzucił możliwość, czyli aŁtorka sugeruje, że Bliźniacy ubiegali się o Malfoya. I ciekawostka: wychodzi na to, że bliźniętom przysługuje tylko jeden kamerdyner.
Przepis głoszący “Jeden służący na twarz” zawsze dawał w kość bliźniakom obojga płci.

Proszę ich na razie nie informować o tej rozmowie. Czekamy teraz na decyzję panicza Pottera. Jeśli zechce ten atak rozwiązać w pojedynku, to szkoła nie może się wtrącać.
Rozumiecie, arystokracja musi honorowo, nawet jeśli wśród normalnych ludzi sprawę załatwiłaby mała bójka po lekcjach i ewentualna krucjata kurtuazyjna rodziców skłóconych smarkaczy.
Kamerdynerzy. Pierścienie rodowe. Pojedynki.


Został już powiadomiony o adwersarzu. Nie znam za dobrze charakteru Harry'ego Pottera, ale nie wydaje mi się, by trzymał w sercu urazę za wasze wcześniejsze spotkanie, a tym bardziej obwiniał cię o czyn braci.
Niii, wcale, kto by się tam przejmował jakimś gadaniem o dawaniu dupy własnemu dziadkowi.
Jeszcze mu pewnie podziękuje za pomoc w utrzymaniu postawy pełnej pokory. I założy włosiennicę.

Drzwi uchyliły się powoli i do sali szpitalnej ostrożnie weszła Hermiona Granger z małą tacą w dłoniach. Podeszła do Draco, dygając przed Harrym i wyciągając tacę w jego stronę.
Miała ułatwione zadanie, bo Draco jak zwykle stał tuż przy Harrym. Pokojówki wyższej rangi musiały umieć zrobić tę sztuczkę, gdy panicz i jego kamerdyner znajdowali się w przeciwległych kątach pokoju.
A ochmistrzyni - gdy kilku paniczów i kamerdynerów porozmieszczano równomiernie w różnych punktach pomieszczenia.
A majordomus podawał tacę jednocześnie paniczom w różnych Domach.

Chłopak zabrał z niej elegancką kopertę i otworzył ją, zerkając na swego kamerdynera, który zmarszczył brwi. “Paniczu! Czy ja paniczowi pozwoliłem to brać do ręki?! A jak to jest wąglik?!”
Chciałbym z Tobą porozmawiać. Nie mam wobec Ciebie żadnych niecnych planów, jeśli chcesz, mogę oddać swoją różdżkę słudze. Nie mam nic wspólnego z moimi braćmi, ale chciałbym Cię przed nimi przestrzec.
Ronald Weasley."
I w ogóle, nie jestem taki jak oni, tylko chcę im przed tobą obrobić dupę. Zaufaj mi, Harry.

— Czy wystarczy, że słownie (jak już, to “ustnie”. Pisanie listu to też zaproszenie słowne.) go tutaj zaproszę, czy także muszę wypisać odpowiedni list? — zapytał Harry dziewczyny, która ze strachem patrzyła na groźną postawę lokaja.
Draco wisiał nad nią prężąc muskuły, a jego nozdrza łopotały znacząco.
Napuszył się, naindyczył i już miał wydać z siebie głośne “gul, gul, gul, gul”.
O tak robił:


— Wystarczy słownie, paniczu Potter. Przekażę natychmiast. Panicz Ronald czeka za drzwiami — rzekła cicho dziewczyna.
Znaczy: Ron napisał liścik do Harry’ego, wysłał Hermionę, by go doręczyła, na srebrnej tacy, po czym poszedł z nią i został za drzwiami? *dusi się ze śmiechu*
Arystokraci nie dotykają listów swymi białymi dłońmi; wieść głosi, że zwyczaj ten wywodzi się z czasów, gdy wrogowie pisywali do siebie na zatrutym pergaminie.
No ale po co z nią polazł?!
Ciekawość go pchała nieprzeparcie.
Żadna okazja, by stać pod drzwiami jak sierota po stróżu, nie zostanie zaprzepaszczona.
A może to też część zwyczaju, kto ich tam wie. “W odległości nie większej niż 30 kroków od swojej pokojówki znajduj się, ścianę znajdź, a jeżeli jej nie ma, przynieś parawan.”
Może oni są związani niewidzialną, nierozerwalną nicią, jak człowiek i jego dajmon w “Mrocznych Materiach”?

— Mam lepszy pomysł. Draco, zaproś panicza Weasleya do środka i poprosimy o coś do picia — zwrócił się do lokaja.
— Ja się tym zajmę — zaoferowała się dziewczyna, znikając zaraz w pokoiku pielęgniarki.
Coś do picia, coś do picia... - mamrotała, rozglądając się po półkach. - O, “Szkiele-Wzro”, na pewno będzie im smakował!
Choć wielka butla olejku rycynowego była niezwykle kusząca.
To by z pewnością wszystkich postawiło raz dwa na nogi.

Malfoy otworzył szeroko drzwi na korytarz i rzekł dosyć głośno:
— Panicz Potter zaprasza. Proszę za mną.
Harry przewrócił oczami na tak obcesowe zachowanie kamerdynera.
Malfoy? Uosobienie cnót, charyzmy i dyplomacji? Obcesowy???
A co właściwie było w tym obcesowego? Też powinien mu wręczyć kopertę na srebrnej tacy?

[Ron wyjaśnia, że bliźniacy byli wściekli za “podkradnięcie” kamerdynera - gdyż “w naszych kręgach to wielka obelga, stracić lokaja o takich zdolnościach”. Btw, z początkowych rozdziałów dowiedzieliśmy się, że Draco służył u nich dwa lata wcześniej, więc wydaje się, że jego odejście nie miało nic wspólnego z pojawieniem się Pottera, no ale...]
[Ciekawe, czy kiedyś dowiemy się wreszcie, które konkretnie zdolności Draco są tak pożądane przez arystokrację.]
[Całowanie po rękach i prawienie wyszukanych komplementów?]

— Przykro mi, paniczu, ale nigdy nie byłem związany z waszą rodziną. Nie w takim sensie, jaki podejrzewali wszyscy.
Znaczy... eee... nie dawał się wykorzystywać bliźniakom?
Obawiam się, że inne wytłumaczenie nie przejdzie mi przez Miazmat.

Rudzielec otworzył szeroko oczy.


Albo tak:


http://25.media.tumblr.com/tumblr_lbaiarbTqm1qddjb4o1_500.gif

— Ale...
— Jestem związany tylko z jednym rodem, tak samo jak mój ojciec i każdy poprzednik, który zdecydował się być rodowym kamerdynerem. To jest jeden z obowiązków lokaja klasy Z. Dlatego jest nas tak niewielu, rzadko ktoś decyduje się na takie poświęcenie, jak wiesz.
Przy okazji kamerdynerzy tracą ochotę do rozmnażania, czy zostają khę... zeunuszeni?
Cóż, istniała niegdyś sekta skopców, w której mężczyźni, po spłodzeniu dziecka, byli kastrowani. Drakuś jest jedynakiem, więc kto wie, kto wie...
Jest związany TYLKO I WYŁĄCZNIE I OMG I W OGÓLE z jednym rodem, dlatego pracował dla Waesleyów. Makes perfect sense.
Dorabiał na boku. Potomek się znalazł, trza było iść.
A jakby się nie znalazł, to Draco do końca życia pracowałby na czarno u Weasleyów, wzdychając za swym prawdziwym powołaniem?

— Jesteś powiązany z rodem Potterów?
Malfoy w tej chwili zaczął nakładać deser na maleńkie talerzyki.
Och, jakże sprytnie pominął to milczeniem, jesteśmy pełni podziwu!
Ej, jak przede mną się postawi lody albo puszkę masy krówkowej to też od razu zapominam o reszcie świata, na mnie by to podziałało.

Severus stał za drzwiami szpitala, zszokowany tym, co usłyszał.
Boru, wielu ich tam jeszcze sterczy pod drzwiami?
To wszystko musiało być pootwierane na przestrzał, skoro dał radę usłyszeć cokolwiek.

Miał zamiar odwiedzić syna niby przypadkiem, przynosząc eliksiry. Słysząc głos Weasleya, już chciał wtargnąć niczym burza, ale zaraz potem głos zabrał Draco.
Układanka zaczęła się powoli układać. A puzzle puzzlić. A fortepian się zafortepianował. A słoń się schował w jarzębinie i tyle go widzieli.Teraz rozumiał, dlaczego właśnie Malfoy znajduje się u boku jego syna. Tak jak dziadek Draco służył jego matce, tak Lucjusz jemu, a teraz przyszła kolei na synów.
Heh. Muszę przyznać, że przedstawienie Weasleyów jako aroganckich bogaczy, a Malfoyów jako rodu od pokoleń służebnego jest bardzo odświeżające i doceniam ten pomysł.
Owszem, pomysł jest fajny, szkoda że realizacja jak zwykle.
I obecność lokaja związanego z rodem Snape’ów nie wzbudziła podejrzeń dziadka Pottera? I w ogóle jak kamerdyner odkrył, że Harry Evans-Potter jest synem... *aaaargh już mnie się mąci*
No mówię, Magiczne Mzimu Nierozerwalnej więzi go przygnało.

Ochrona doskonała. Dwa potężne rody strzegły się nawzajem. Ciekawiło go, jak młody Malfoy dowiedział się o tym, że Harry jest jego synem.
Zaraz się okaże, że bliźniacy Weasley też są synami Severusa. W końcu najpierw Draco służył im!
Mnie z powyższego wynika, że Harry jest synem Draco. To była długa noc, Lily...
Mnie dziwi, że Harry do tego wszystkigo nie szczeka, nie miauczy i nie ma roga jednorożca na czole (chyba że miał, ale mu usunęli, i tak naprawdę stąd ta blizna).

Musi z nim o tym porozmawiać, ale najpierw z Lucjuszem. To jest teraz ważniejsze.
Szybkość, z jaką dotarł z powrotem do swoich komnat, przeraziła kilkoro uczniów, ale niewiele sobie z tego robił. Wezwał starszego Malfoya do siebie przez kominek. Pomimo że lokaje nie służą dłużej, niż do osiągnięcia dwudziestu jeden lat przez obie strony, Lucjusz często pomagał swemu paniczowi, nawet teraz.
Aaaa, wyjaśniło się, dlaczego nauczyciele nie mieli kamerdynerów. No dobra, ale co potem z tą służbą, idzie na bezrobocie? (I tu sugestia Kal, że służbę uczono, jak uwodzić swych państwa, nabiera głębokiego sensu...)
Potem służba wydaje wielką ucztę, bo jest okazja.
Rozumiem, że po ukończeniu dwudziestu jeden lat panowie szlachta nagle przestają potrzebować służby? Ani chybi, magia. Also, Severus będzie przez Lucjusza nazywany paniczem do usranej śmierci.
Oraz JAK właściwie wygląda ich szkolenie, gdzie zdobywają te certyfikaty klasy Z i tak dalej, skoro jedenastolatkowie w Hogwarcie dostają służbę w tym samym wieku, która towarzyszy im aż do ukończenia szkoły? Kształcą się w wakacje? A może zaczynają już jako trzylatki?
Sądząc po przykładzie Malfoyów, wysysają z mlekiem ojców.
To mi się kojarzy z niewolnictwem w “Przeminęło z wiatrem”, gdzie na któreś urodziny dzieciaki dostawały służącego-równolatka (Jeems dla bliźniaków Tarletonów na przykład).
Mnie się do tej pory wydawało, że służba dzieli się na tę ochotniczą, jak Hermiona, która de facto odrabia w polu koszty swej edukacji, oraz zawodową, jak Draco, który zostanie przy Harrym póki śmierć ich nie rozłączy mwahahaha. Najwyraźniej byłoby to zbyt logiczne.

— Co się stało, Severusie? Czy coś z Draco? — Wysoki mężczyzna z niebywałą gracją przeszedł przez zielony ogień. — Raczej bez powodu byś mnie nie wzywał.
— Chciałbym się w końcu dowiedzieć, dlaczego twój jedyny syn służy Potterowi? — Nie chciał od razu wykładać wszystkich kart.
Bo Potterowie dobrze płacą. Sam rozumiesz, mnie już nie wolno pracować, Draco jest teraz jedynym żywicielem rodziny!
A poza tym Ty nie chciałeś mieć syna... to komu ma Draco służyć, Twojej paprotce?!

Wskazał fotele i przyzwał skrzata, by wydać mu odpowiednie polecenia. Po chwili parująca kawa stała przed dwójką mężczyzn.
— Nie znam szczegółów. Draco ma podpisany magiczny kontrakt tajności z Haroldem Potterem. A ponieważ nie działa na niego przymus, skoro ty nie masz jeszcze dziedzica, pozwolił sobie przyjąć tę pracę.
Przymus...?
Borze zielony, wychodzi na to, że faktycznie służba była czymś niewiele lepszym od skrzatów. Ciekawe, czy jeśli Draco nie wypełni poleceń pana, też musi walnąć z rozpędu głową o kominek?
Jakby konieczność chodzenia bez gaci nie była dość upokarzająca... Boru miły, to jedna z najbardziej obrzydliwych przeróbek potterversum ever.

...nie działa na niego przymus, skoro ty nie masz jeszcze dziedzica...
A w ogóle, to jakaś lipa z tym przymusem, bo przecież Snape od szesnastu lat MA dziedzica. A mimo to Draco był w stanie przyjąć pracę u niespokrewnionych z nim Weasleyów. To jak to w końcu jest z tymi magicznymi związkami rodów, khę?
Harry to Dziecko-Niespodzianka. Dla wszystkich, od mugoli poprzez dziadka Harolda, Dumbledora, Snejpa, aż po Voldemorta. I jak widać nawet dla Imperatywu Narracyjnego.

Czy to kłopot? Mam mu nakazać rozwiązanie umowy?
Jak tatulo każą, to pracodawca nie ma nic do gadania.
O magicznym kontrakcie tajności nie wspominając.

— Nie, raczej nie. To nie będzie potrzebne. Zaciekawiła mnie jego uległość w stosunku do Pottera, ale skoro jest związany kontraktem, to chyba tłumaczy jego zachowanie.
A może są jakieś głębsze tego przyczyny... (na przykład ten blask oczu, którego nie wolno ukrywać za okularami!)
Bo najbardziej poszukiwani są służący krnąbrni i temperamentni, których należy najpierw okiełznać... och  *rozgania spowitą oparami Miazmatu wizję Lucjusza i Severusa za młodu*
Ja wyobraziłam sobie Harry’ego zakładającego Draconowi wędzidło i popędzającego go batem...


[Lucjusz] Skierował się w stronę kominka, ale nagle odwrócił się w jego stronę.
— Uważaj na następnym spotkaniu. Jest ostatnio strasznie nerwowy. Peter nadal nie może wstać.
Borze. Dlaczego ja cały czas czytam “Peter nadal nie może usiąść”... Precz, Miazmacie!
No ale to by nie mógł usiąść nie z nerwowości, tylko od czynności odprężąjących.
A wstać nie może ze zmęczenia, no. Bo się tak wyprztykał z... energii.

Ron Weasley wyszedł pół godziny później, w raczej wesołym humorze. Po dłuższej rozmowie z chłopakiem, zdał sobie sprawę, że początkowo źle go ocenił. Pogwizdując, wracał do swoich komnat.
— Czyżby nasz młodszy braciszek...
— ...bratał się z wrogiem?
Ten, kto gwiżdże na korytarzu, ani chybi widział się z Potterem?
Tak, komunikuje w ten sposób, że ma przegwizdane.

Tylko dwie osoby w całej szkole potrafiły rozdzielać w ten sposób dialog.
— Fred, George. Jak miło mi was widzieć — odparł chłodno Ron. — Mam nadzieję, że ze zniecierpliwieniem oczekujecie jutrzejszego śniadania. Będzie się działo.
Oj będzie się działo, kochani, bądźcie z nami, już jutro, w porze śniadania, zbieramy pieniądze dla dzieciaków - niespodzianek  i prowadzimy licytację rodowych dodatków; na żywo transmisje ze śniadań w całym kraju, koncerty, pokazy, kochani, bądźcie z nami, bo będzie się działo, oj będzie się działo.

Wyminął ich szerokim łukiem i poszedł w stronę Ravenclawu. Przynajmniej nie musi mieszkać z tymi dwoma Gryfonami. Na razie. Zostało mu jeszcze dziesięć punktów do zdobycia. Wtedy będzie musiał się przenieść.
Ekskjuzmi, ale skoro Ron jest w Ravenclawie, to Snape powinien był domagać się ukarania podopiecznego od Flitwicka, nie McGonagall! (hehe, kanon atakuje podstępnie i znienacka)

Teraz naprawdę chciałby, by ktoś ich wyzwał na pojedynek. Nie mając lokaja, musieliby sami walczyć.
Eee, znaczy po odejściu lokaja nie ma żadnej możliwości, by zatrudnić nowego?
A jak się ma lokaja, to wystawia się go, żeby się bił za nas? To mi honorowy pojedynek! Szkielet Boziewicza przewrócił się w grobie (i rozsypał w proch).
(to w sumie dobra wiadomość)
Można by się jednak spodziewać, że "panicze" będą lepiej wyszkoleni niż ich służący... Najwyraźniej w Hogwarcie zakres obowiązków kamerdynera rozciąga się od pokojówki przez kurtyzanę aż po ochroniarza.
Pojedynek na kamerdynerów! Pojedynek na pokojówki!
Kamerdynerzy w klatce, pokojówki w kisielu!

Był bardzo ciekaw, co takiego wymyślił Potter, bo nawet po namowach nie chciał mu tego zdradzić. Podobała mu się jeszcze jedna rzecz w tym chłopaku. Nie traktował służby jak przedmioty, lecz jak ludzi. To był jeden z jego osobistych testów. Według niego dobierał sobie przyjaciół. Takich z prawdziwego zdarzenia.
Interesujące, bo jak pierwszy raz go spotkaliśmy, wcale na takiego nie wyglądał.
Jeśli pamiętamy, jak Ron traktuje Hermionę, to mamy dowód, że przeciwieństwa się przyciągają.
Ależ on też traktował Hermionę jak człowieka. Nie majta się swoim Kropidłem przed szafką nocną. No... chyba że bardzo doskwiera nam samotność.

Ktoś, kto nie spełniał tego warunku, był odpowiednio szufladkowany.
A Potter okazał się całkiem miły dla Hermiony. Nawet poczęstował ją herbatą, jakby była kimś równym, a nie tylko pokojówką.
Ludzki pan jak na dwudziesty pierwszy wiek i europejskie miasto.
A mógł zabić...

— Hermiono, mam ochotę na coś gorącego — uśmiechnął się do niej [kto, Harry?!], zaraz po przekroczeniu progu swego pokoju.

— Tak, paniczu. Ja też mam. Na bułeczkę z paróweczką :P

Zamknęła drzwi za sobą i to było tyle, jeśli chodzi o pokaz wyższości jej panicza. Gorące wargi zachłannie zagarnęły jej usta, a ciało przygniotło ją do drzwi. I rozgniotło. A krew pociekła z niej jak dżem z naleśnika.
Uśmiech samoistnie wygiął usta dziewczyny.


O, tak, powinna dobrze zastanowić się nad tym wyborem.
Jakim kurna wyborem? To ona sobie wybiera paniczów, którzy ja pochędożą, czy raczej odwrotnie?

K 3.3
— Czy ty uważasz mnie za idiotę, Snape? — wrzasnął Czarny Pan, przerywając zaklęcie i kopiąc klęczącego przed nim mężczyznę w klatkę piersiową.
- Szczerze? - uśmiechnął się Snape. - Nie mam zbyt dużego mniemania o facetach bez nosów.
O takich, którzy wrzeszczą i kopią, też niezbyt wielkie. (chyba że Leonidas)

Severus uderzył głową w kamienną podłogę i na chwilę pociemniało mu przed oczami. Otrząsając się z zamroczenia, spróbował wstać, ale ktoś złapał go za ramiona i mocno przytrzymał.
— Peter! Veritaserum!
I trzy kieliszki!
Do tego starczy zwykła wódka...

Mały, zastraszony czarodziej ze srebrną dłonią szybko wykonał polecenie swego Pana.
Aha!
Na samym początku dowiedzieliśmy się, że Voldemort powrócił na dwa lata przed odnalezieniem Harry’ego - czyli mniej więcej wtedy, co w kanonie. Widzimy, ze usługujący mu Pettigrew ma srebrną dłoń, zatem ceremonia musiała odbyć się również w sposób opisany w kanonie (najwyraźniej użyto tylko krwi innego wroga). Ale jednocześnie Peter jako szczur towarzyszy Ronowi!
Może tutaj Ron ma szczurzycę Krzywołapkę?

— Zaraz sam wszystko powiesz! Dość mam twoich wymówek! Jeśli to prawda, to wybaczysz mi mój niepokój w tej sprawie. Jeżeli jednak okłamywałeś mnie, pożałujesz.
Voldemort martwi się tym, ze Severus poczuje się dotknięty jego brakiem zaufania. To brzmi bardzo wiarygodnie.
http://k35.kn3.net/taringa/2/4/1/2/9/8//olikeane/F7B.gif?5066

Czyjeś szorstkie ręce pociągnęły Snape'a za włosy, wyginając głowę do tyłu. Ktoś inny otworzył mu usta i wlał eliksir prosto do gardła. Zatkanie nosa i zamknięcie ust spowodowało, że przełknął, by móc oddychać.
Przełykanie przy zatkanym nosie i ustach może co najwyżej wyrównać ciśnienie, ale na pewno nie uda ci się w ten sposób oddychać. No chyba że masz skrzela. Ale i wtedy to będzie tylko jeden oddech.
Zrobili po prostu tak, jak z Indianą Jonesem w “Świątyni Zagłady” (wrzuciłabym filmik, ale głupi jutub mi go wykasował): najpierw zatkali mu nos, wlali do ust miksturę, a następnie zatkali usta, by nie mógł wypluć. I tylko to ”by móc oddychać” nadal nie ma sensu.
Toż to miałam na myśli :)

Znów został rzucony na podłogę i tym razem musiał wstać sam.
Voldemort dopiero po czasie zauważył na etykiecie "przed użyciem wstrząsnąć"?

Jego oczy powoli stawały się matowe, a ruchy powolne.
Voldemort usiadł na swoim tronie. Różdżka w jego dłoni drgała w jakimś własnym rytmie,
E-hem.
Taaa. Już nic nie chciałam pisać, ale ten Miazmat...
Niestety.

jakby już nie mogła się doczekać rzucenia kolejnego strasznego w efekcie zaklęcia.
A ja sobie wyobraziłam jak to zaklęcie  wytryska z różdżki w chmurze jasnych iskierek i białawego dymu i ochlapuje Snape’a...
Yay, bukkake.

Teraz, gdy Harry wiedział, kim naprawdę są ci wszyscy zamaskowani ludzie i dosyć dobrze znał ich sposoby postępowania ze swoimi ofiarami, był przerażony.
Śnił już od godziny, tak przynajmniej mu się zdawało, i był coraz bardziej przekonany, że to spotkanie nie skończy się szczęśliwie dla profesora, jeśli wyda się sprawa z chłopcami. Nie wiedział, co rozkazał mu wypić mu Voldemort, ale nie mogło to być nic dobrego.
— Czy czujesz coś do tego chłopca, Harry'ego Pottera? — zadał pierwsze pytanie lord.

Dżizas, ja nawet nie wiem, jak to skomentować. Pierwsze pytanie. PIERWSZE. Tak jakby Voldek był rozchichotaną piętnastolatką, którą najbardziej na świecie interesuje to, kto z kim chodzi...
Powinien jeszcze spytać, skąd klika i czy woli Justina Biebera czy One Direction.
Skont.
I czy wszystkie jego wpisy do Złotych Myśli Lorda Voldemorta były szczere.
*wyobraża sobie, że na sali sądowej prokurator pyta oskarżonego o pedofilię:
- Czy czuje pan coś do Anny X., lat 13?”

— Tak.
Harry, gdyby mógł, to by sapnął. A mężczyzna tak zapewniał, że nie lubi dzieci w TEN sposób.
— Co do niego czujesz?
— Miłość.
Po tych słowach Snape ogorzał na twarzy, wskoczył w niebieski garniturek i wykonał układ taneczny pod tę piosenkę
http://www.youtube.com/watch?v=VVmbhYKDKfU

Chichoty wśród dwunastoletnich śmierciożerców zostały uciszone jednym spojrzeniem ich Pana. Ten zmrużył czerwone oczy, wstając i podchodząc bliżej do stojącego nadal dumnie wyprostowanego mężczyzny.
— Czy okłamujesz mnie teraz, Severusie?
— Nie.
- A czy przestałeś bić swoją żonę?
Ja chciałabym wiedzieć, co KONKRETNIE zmienia fakt, że Snape go kocha. Znaczy, come on - nie wydaje mi się, żeby rozkazy Voldemorta brzmiały "Masz zabić tego mugola, chyba że naprawdę, ale tak naprawdę go kochasz, trzy palce na sercu i słowo harcerza. Wtedy nie musisz."

— Czy ratowałeś dzieci podczas naszych ataków na mugoli?
— Tak.
Szmer tak jak poprzednio zamilkł, gdy tylko wężowata twarz skierowała się na nich, a nie na ofiarę.
O, to całkiem jak klasa, która gada za plecami nauczyciela.
Z pewnych rzeczy się nie wyrasta.

Harry klął w myślach. Snape się wyda! Sam. I zginie. Szpiedzy nigdy nie żyją długo po wykryciu, stwierdził z prostotą zawodowca.
— Wszyscy wyjść! — nakazał nagle zebranym Voldemort, a sam przytrzymał Snape'a, który także zaczął się obracać w stronę drzwi. — Ty nie. Mam jeszcze kilka pytań.
Sala opustoszała bardzo szybko. Severus stał na środku sali, a Voldemort krążył wokół niego.
— Jak długo mnie zdradzasz?
Od naszej nocy poślubnej!
A wszystkie moje orgazmy były udawane!
I nigdy nie smakowała mi twoja pomidorówka!

— Nigdy cię nie zdradziłem. — Oczy Snape'a zamigotały, ale znów stały się matowe.
Po pijanemu się nie liczy, na delegacji się nie liczy...
Oralnie też się nie liczy.
O właśnie, zapomniałam, co to było to trzecie!
Ja słyszałam że analnie i jednorazowo też nie.
I z tą samą płcią też nie. Oraz na sado-maso, gdy stały partner jest waniliowy.

— Od kiedy jesteś szpiegiem? — Czarny Pan nie przestawał zadawać pytań, choć zauważył pierwsze efekty mijającego działania mikstury.
— Od szesnastu lat.
Cześć, jestem Severus. Jestem szpiegiem od 16 lat i 25 dni...
Zaklęcie tnące zostało tylko wywarczone przez zaciśnięte zęby, ale efekt był taki jak zawsze.
Miało być tak warrrrrcząco, a wyszło jak zwykle...

Krzyk profesora odbił się echem, a krew zaczęła skapywać na podłogę. Tom zatrzymał się przed skulonym szpiegiem.
— Co czujesz do Pottera?
— Miłość.
— Jaką?
- Nordycką, psiakrew.
Bzdura. Ałtorko, weź się zastanów: wyobraź sobie, że ktoś ci mówi, że czuje do kogoś miłość - naprawdę zapytasz w tym momencie, jaką?
Voldemorta po prostu zawsze uczono, że odpowiada się całym zdaniem!
(Srsly, aŁtorko, naprawdę sądzisz, że Voldka interesują w ogóle uczucia jego podwładnych? Jakiekolwiek?)
(Może po prostu miał nadzieję na pikantne szczegóły?)

Chwila ciszy i zmagań się Snape'a, ale eliksir nadal działał.
— Ojcowską.
Czarny Pan zamarł.
- Obiecałeś mi, że nigdy nie będę mieć braciszka! - wybuchł wreszcie.

— Czy on jest twoim synem? — zadał pytanie bardzo cicho.
— Tak.
Harry zaczął krzyczeć, gdy pierwsze zaklęcia trafiły w...
...żywopłot.
To nie może być prawda! O co tu chodzi?
O geny. Strasznie nudna sprawa, nie zaprzątaj tym sobie ślicznej główki, Harry.
*ma wizję Severusa pojawiającego się w czarnym stroju przy łóżku Harrego i mówiącego “I am your father”*
W sumie to Sev zawsze chodzi w czarnym stroju. Powinien tylko założyć maskę gazową. Czarną.
Ciężkie sapanie przyjdzie samo.

[Z powodu koszmaru, Harry znów trafia do skrzydła szpitalnego]

W tej samej chwili do szpitala wkroczył Dumbledore.
— Jak się czujesz, paniczu Potter? — zapytał, zbliżając się do jego łóżka.
— Czy profesor Snape już wrócił? — odparł pytaniem chłopak.
— Niestety jeszcze nie. Co widziałeś? — Wyraz twarzy dyrektora natychmiast zmienił się na zmęczony.
Dumbledore poczuł się zmęczony na samą myśl, że będzie musiał rozmawiać z Harrym.
Miał przy uchu taki kulkowy łańcuszek za który ciągnął, gdy chciał zmienić wyraz twarzy.
Dumbel ma tego samego skilla co Mistrz:


Chłopak milczał, siadając, a następnie wstając.
No powiedzcie, czy Wam też chciałoby się rozmawiać z wańką-wstańką?

Na próbę powstrzymania go przez kobietę (Jaką? Czarną Damę? Irenę Adler? Barbarellę?) tylko coś mruknął i wyminął ją.
— Proszę się przygotować, że może nie wrócić — szepnął, przechodząc przez całą długość sali.
Pielęgniarka dyskretnie sięgnęła po szampana.
A za oknem usłużnie rozległ się grzmot.

Podszedł do najszerszego z okien po tej stronie szpitala i oparł czoło o szybę.
— Harry... — Dumbledore chciał coś powiedzieć, ale chłopak pokręcił głową, nie odrywając czoła od szkła.
Nie pocieszać, CIERPIĘ!!!
Może się po prostu przykleił do szyby...?

Więcej dyrektor nie próbował. Przez kilka minut cicho rozmawiał z pielęgniarką, po czym wyszedł.
Rezygnując z próby dowiedzenia się CZEGOKOLWIEK o losach Snape’a? Cóż za odpowiedzialność.

A tak przy okazji, przypomnijmy sobie, co zrobił PRAWDZIWY Harry, kiedy miał wizję torturowanego Syriusza. Wzdychał i emował, opierając blade czółko o szybę, czy też może najpierw próbował zawiadomić kogoś z nauczycieli, a gdy to się nie udało, sam zebrał ekipę i ruszył na ratunek? Jakieś wnioski, aŁtorko, khę?
Ten tutaj najwyraźniej czeka, aż wszystkim zajmie się kamerdyner.
A właśnie! Gdzież ten się podziewa? Czemu kapci swemu panu nie podał?
Grzeje mu łóżko. Albo przygotowuje mleczko z miodkiem, dobre na sen.

Harry nie spał już tej nocy. Nie pozwolił też sobie podać eliksiru uspokajającego.
Nie! Nie! Będę emował! Bo tak mi się podoba!
Tylko spróbujcie nie mieć poczucia winy!

Chciał coś zrozumieć, ale nie miał faktów i już sam nie wiedział, co myśleć.
A CO MY MAMY POWIEDZIEĆ.

Wypytał Pomfrey o eliksir prawdy i te wiadomości niebardzo mu się spodobały.
O co, do diabła, tu chodzi?
Też chcielibyśmy to wiedzieć.
A ja nie chcę, dawno już sobie odpuściłam.

— Paniczu?
Draco wszedł cicho i widząc siedzącego na brzegu łóżka, nie ruszającego się chłopaka, trochę się zaniepokoił. Harry jednak wstał, gdy tylko go usłyszał.
— Rękawiczki, Draco. — Jego głos był bardzo poważny, ale cichy. — Czas iść na śniadanie.
First things first.
Podaj te ze smoczej skóry. Słyszałem, że ma być dzisiaj jajecznica z jaj sklątek.

Chciał wprowadzić w życie jeden z planów. Miał do rozwiązania jeden z problemów dotyczący jego i lokaja. Czym szybciej się z nim zmierzy, tym lepiej. Poza tym musiał się na czymś lub kimś wyżyć po tej nocy.
Oj, Draco, ściągaj portki...

Był wściekły i musiał dać tej złości ujść.
Nie może być tak, że Draco jest od niego lepszy w Mortal Kombat!

Nadal nie wiedział, co się wokół niego działo, ale jeśli to była prawda, znów stracił rodzinę.
I obawiał się, że zaczyna mu to wchodzić w nawyk?
Został ci jeszcze dziadek, co prawda adopcyjny, ale zawsze. No i “dodatki rodu”.
I kamerdyner, który na Ciebie leci.

Cholera! Wszyscy wkoło niego giną!
Yay - pomyślał oszołomiony. Jestę śmiercią! Każdy, kto się ze mną zetknie, musi umrzeć!

Pozwolił Draco się przebrać, nawet nie interesowało go, że strój musi być odpowiedni.
W związku z czym ocknął się odziany w togę, płetwy i majtki na wierzchu.
Zaprotestował dopiero przy skarpetkach w romby. Są jakieś granice.
A Draco ubierał go długo, rozprostowując każdą najmniejszą fałdkę i zagięcie - osobliwie na spodniach.

Potem ruszył w stronę Wielkiej Sali, tak by wejść równo o dziewiątej. Wtedy wszyscy już są.
Odpowiednia pora na pokaz.

http://ic.pics.livejournal.com/spnpmod/46563019/2089/2089_900.gif

Draco ruchem różdżki otworzył na całą szerokość ogromne drzwi do sali.

http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/7/72/Vladimir_Putin_inauguration_7_May_2012-12.jpeg


Potter stał w nich wystarczająco długo, by zdążył wybrzmieć dramatyczny podkład muzyczny każdy mógł spojrzeć w jego stronę, a jednocześnie on sam mógł odnaleźć swoje ofiary.
I zaatakować z powietrza, jak na przyzwoitego sępa przystało.

Siedzieli przy jednym stole, obsługiwani przez skrzaty. Patrzyli, tak jak wszyscy, na Harry'ego z ironicznymi uśmieszkami na twarzy.
Nie mogli oczu oderwać od kogoś obsypanego uśmiechami jak ospą.
Pełno małych usteczek: na policzkach, na brodzie, na czole. Fyyyyyy!...
A wszystkie cmokały, siorbały - niektóre się nawet śliniły.

Potter zaczął się do nich zbliżać.
— Popatrz, George. Któż to do nas...
— ...bez zaproszenia podchodzi?
— Czy to nie sam Harry Potter?
— Ten, który wykradł nam kamerdynera?
Dwa plaśnięcia skórzanych rękawic zlały się w jedno. Przed każdym z wysokich rudzielców spadła rękawica.
Ja przepraszam, że znów Sapkowski, ale na rzut rękawicą miał on jednak ultimate response of destruction: “coś ci upadło, synku, podnieś to zatem, tu nie wolno śmiecić”.

— Wyzywam was na pojedynek czarodziejów! Teraz!
W czasie śniadania? Miotać owsianką w siebie będą, czy tostami z dżemem?
Rzut jajkiem na twardo do celu.
Surowym. Większe nerwy. Do tego takim sprzed tygodnia, żeby było jeszcze straszniej.

Sorry, ale ja nie wierzę, naprawdę nie wierzę, ze Harry zamiast szukać jakichkolwiek sposobów uratowania Snape’a - zastępczo chce spuścić wpierdol Weasleyom.


Sala od samego jego wejścia była cicha, teraz jednak zaczął w niej narastać szmer. W kilka sekund wszyscy odsunęli się pod ściany.
Ściana nieco złuszczyła farbę ze zmartwienia.
Stoły żwawo skryły się po kątach.
Nawet podłoga zaczęła się zwijać - byle dalej od placu boju.

Potter nie czekał, wyciągnął różdżkę i skierował ją w stronę pierwszego z Weasleyów. Znał zasady. Mógł atakować, skoro sam został podstępnie zaatakowany pierwszy.
Ale tak teraz - zaraz, w dowolnie wybranym miejscu i porze? Barbarzyńskie zwyczaje mają ci czarodzieje.
Zawsze powtarzam: nie ma co ufać bandzie wariatów w kieckach i spiczastych nakryciach głowy.
Natomiast przeciwnik ma przyjąć atak z godnością i pokorą.
I w honorowych pojedynkach raczej nie miotali w siebie bronią jak pochędożeni. Bo to było takie, wiecie, niehonorowe.

Jęzlep! — Zaraz za pierwszym rzucił kolejny urok na brata. Swojego? Na litość borską... Expelliarmus!
Zdolniacha. Raptem parę tygodni temu trafił do Hogwartu...
*przypomina sobie, że przecież nauczył się Patronusa z książeczek dla dzieci. Jednak co Marian Słój, to Marian Słój.*

Urok popchnął skaczącego właśnie w jego stronę chłopaka pod sam stół prezydentialny.
Stół od tej obelgi nakrył się nogami i zaczął szlochać. “Nie jestem żadnym stołem prezydialnym, a prezydentialnym to już w ogóle!”

[Bla bla bla, pojedynek się toczy, zaklęcia świstają w powietrzu, aż tu WTEM! bliźniacy atakują zaklęciem tnącym.]


Harry spodziewał się ataku, ale na pewno nie takiego.
Ach, liczył, że przeciwnicy będą miotać pomniejszymi czarami? Brawa dla tego pana.
Spodziewał się, że poddadzą się z samego szacunku dla jego osoby.

Jego tarcza nawet wzmocniona mocą Draco niewiele pomogła. Siła połączonego czaru odrzuciła go, a gdy upadł, zaczął krzyczeć.
- TYLKO NIE W SZCZEPIOOOOONKĘ!!!!!!! MAMOOO, A GEORGE MNIE BIJEEEE!!!

Nie trwało długo, gdy krzyk nagle się urwał. Czerwona plama błyskawicznie pokrywała marmurową podłogę, na której leżał nieprzytomny Potter.
Nie wiem, naprawdę nie wiem, czemu pcha mi się przed oczy ten obrazek:


http://i1.kwejk.pl/site_media/obrazki/2011/12/e9dcbdff90e4e71cd38c22163b62cf85.jpg?1324658822

Cztery jednoczesne dźwięki aportacji zaraz przy jego ciele ukazały mężczyzn w mundurach służb aurorskich.
W HOGWARCIE NIE MOŻNA SIĘ TELEPORTOWAĆ.
(dźwięki ukazały mężczyzn? Wyłonili się z tych dźwięków, czy jak?)
Tak, tacy poskładani z nutek jak w łamigłówkach “połącz kropki”.
Albo fala dźwiękowa wypchnęła ich z sąsiedniego wymiaru.

Jeden z nich pochylił się nad chłopakiem, rzucając czar powstrzymujący krwawienie i zasklepiając ranę. Inny rzucił kolejne zaklęcie. Tym razem jego magia otoczyła na chwilę rannego, a następnie skierowała się dwoma smugami w stronę Weasleyów.
Ponieważ miała formę zielonkawej chmury, wyglądała mniej więcej tak:


http://25.media.tumblr.com/19f05a1d1517f921dab37c6507e10822/tumblr_mgcjgq6LPo1qdbjmco1_500.gif

Cała czwórka podeszła do osłupiałych bliźniaków.
— Jesteście aresztowani za napaść na Harry'ego Jamesa Pottera. Użycie zaklęcia tnącego klasyfikuje się jako czyn w kategorii próby morderstwa. Dwa lata Azkabanu.
Kwi, tak bez procesu? “Nawet” śmierciożercy mieli proces!
Zaatakowali wnuka TEGO Pottera. Mają szczęście, że nie zlinczowano ich na miejscu.
Odkąd rozszerzono zasady naboru w szeregi aurorów, magia nie była już taka jak dawniej...


http://media.tumblr.com/tumblr_mbbv6vAH3j1rrpsd7.gif

— Nie!
— Nie!
Więcej nie zdążyli powiedzieć. Zostali złapani za ramiona i zniknęli w błysku światła.
Draco już podnosił Harry'ego i kierował się ku wyjściu. Nawet po zasklepieniu ran upływ krwi był niebezpieczny.
Albo ma krwotok wewnętrzny, albo ja nic nie rozumiem.
Ja od dłuższego czasu się nie staram zrozumieć, wskakuję w tok myślowy Ałtorki na zakrętach.
Przecięli Harry’ego - ulało mu się krwi - aurorzy naprawili, ale krwi nie wlali z powrotem. I Potter z lekka zbladł.
Przynajmniej może załapie się na tytuł Honorowego Krwiodawcy.

Towarzyszyła mu tylko cisza.
Jeszcze trochę, a wydepcze sobie koleiny, latając tak z Harrym do Skrzydła Szpitalnego i z powrotem.
Właściwie powinien się tam na stałe zainstalować.

[Ciężko ranny Snape zostaje wyrzucony gdzieś na wrzosowiska Walii. Zginąłby, gdyby nie znalazł go Syriusz Black - który po ucieczce z Azkabanu ukrywa się właśnie w tych okolicach. Black kradnie skądś (skąd??? Z dupy. Dupy Imperatywu, dokładniej mówiąc.) eliksiry i zaczyna leczyć Snape’a.]


Harry mógł opuścić szpital tydzień później. Nadal był bardzo blady i nawet eliksiry na krew niewiele pomagały.
Barszczu czerwonego mu nagotujcie, no.
Albo niech się przyszczypuje po polisiach jak Scarlett.
Biedny Harry. Na jego miejscu poważnie rozważyłabym jednak opcję sierocińca.
A próbowali transfuzji krwi? Myślę, że by pomogła. Chyba że mu to zaklęcie wciąż wysysało krew w niebyt.
No to niech mu pompują na bieżąco, aż zaklęcie się wyczerpie. Albo niech siorbie z kubeczka jak Bella, Marysójkom to podobno pomaga.

— Jesteś pewien paniczu, że chcesz iść na zajęcia? Może jeszcze...
— Draco, proszę, przestań — rzucił ostro Potter, kierując się na transmutację.
Miał dużo czasu, by wszystko przemyśleć, i w duszy gratulował sobie za furtkę w akcie adopcji. Kto by pomyślał, że...
Stop, teraz to i tak już nieważne.
Takie wahania nastrojów miewał ostatnio dosyć często.
CIĄŻA???
Przy tych genetycznych zawirowaniach nie zdziwi mnie i ciąża.
Nawet dziewicza i z konieczności pozamaciczna.
Niepokalane Poczęcie, ani chybi. Bohaterowie znanych opek tak mają.

[Lucjusz Malfoy wciąż wyczuwa magię Snape’a - “bardzo słabą, jakby był chory lub ranny”. Harry dowiaduje się, że ktoś połączony ze Snape’em więzami krwi mógłby się do niego aportować. Decyduje się spróbować przy pomocy obu Malfoyów.]

Severus próbował wstać przy pomocy Syriusza. Nigdy by nie uwierzył, gdyby ktoś w przeszłości powiedział mu, że będzie wdzięczny za jego pomoc. Bez odpowiednich eliksirów w ogóle by nie przeżył. Połamane kości zrosły się, ale zmaltretowane Cruciatusami mięśnie nadal nie chciały go słuchać i dlatego potrzebował pomocy, by skorzystać z „latryny" lub, jak kto woli, z krzaczków.
Jeśli mogę wybierać między krzaczkami a latryną, to poproszę normalny sedes. Może być z podgrzewaną deską.

Właśnie wracali z „wypadu", gdy tuż przed nimi rozbłysło rażące światło i pojawiły się nagle trzy osoby.
Kwiii! Jeszcze nigdy kawaleria nie nadciągnęła na odsiecz w tak nieodpowiednim momencie!!!
Syriusz schował za plecy rolkę papieru.
A osobami tymi byli: Gandalf Biały, Aslan i Jezus.
Kacper, Melchior i Baltazar.

Cała ekspedycja teleportuje się z powrotem, zabierając Snape’a. Syriusz znika, bo wciąż musi się ukrywać. Przedtem jednak robi awanturę Snape’owi...


*Brazylijski melodramat mode on*

Severus zmarszczył brwi, a Syriusz zaśmiał się krótko.
— Myślisz, że nie wiedziałem? Przejrzyj na oczy, Smarkerusie. Miałeś romans z moją siostrą i sądzisz, że tego nie zauważyłem? Raczej trudno młodej dziewczynie ukryć ciążę.
No i rozstępy na jej brzuchu układały się w napis: TO BYŁ SEVERUS!!!
A czerwone jabłuszko przekrojone na krzyż uparcie sterowało w stronę ślizgońskich lochów.
A starszej dziewczynie ukryć o wiele łatwiej.
Tak. Bo ma takie wielkie rozstępy i zmarszczki że wszystko się pod nimi ukryje.

Poza tym to ja zaproponowałem jej, by oddała dziecko Potterom. Tam było bezpieczniejsze.
*rozgląda się bezradnie* Więc matką Harry’ego nawet nie była Lily, tylko jakaś siostra Syriusza? A te oczy to miał po kim?
Po babuni, bo pasowały.
Wyłupił przypadkowemu krewnemu i sobie wsadził.
Potterowie hurtem przyjmowali niechciane dzieci i wyrzekali się dla nich własnego nazwiska z żadnego konkretnego powodu, tak tak.
I znowu informacja ex dupa, półgębkiem rzucona, o tak sobie.
Jeśli ex dupa, to raczej nie półgębkiem rzucona, o nie.

Nikt wtedy nie przypuszczał, że tak to się skończy. Dziwi mnie jednak, że nie zabrałeś syna od Dursleyów. Co ty sobie myślałeś? — zaczął nagle krzyczeć. — Przecież spotkałeś kiedyś Petunię. Ale potem nagle się zmieniła i pomyślałem, że przemówiłeś jej do rozsądku (poniekąd). Harry nawet ją kochał. Nadal jednak nie rozumiem, czemu go nie zabrałeś, przecież obiecałeś Annie, że zajmiesz się synem.
Ekskjuze mła, dopiero co czytaliśmy, że Snape rzucił zaklęcie na Dursleyów kiedy Harry miał trzy lata, a w tym czasie Syriusz już dawno siedział w Azkabanie. Dementorzy to jednak strasznie rozplotkowane stworzenia...
Jakbyś nie miała nic do roboty tylko krążyć i całować smutasów, też byś z nudów zaczęła plotkować.


K 4.2
— Wiedziałeś? Wiedziałeś od samego początku!
— Nie, paniczu. Zacząłem się tylko domyślać.
Do myślenia dało mi dopiero wtedy, gdy zobaczyłem, jak pokojówka przestawia filiżanki na tacy wchodząc do biblioteki i jednocześnie gasi tę lampę z wystrzępionym kablem. Wystarczyło potem tylko sprawdzić godziny odjazdów pociągów i upewnić się, że córka Lorda Longbottoma miała jedną nóżkę bardziej.
Powiedział Draco, z galanterią podkręcając na wskroś belgijskiego wąsa.

Błonia [no i jak to przeczytałam? No jak? Jak?] Hogwartu, na które szybko przeszli po przekroczeniu bramy, były puste.
— Jak?
— Moja mama pochodzi z rodziny Blacków, a Anna była jej siostrą.
W sumie, skoro Snape może być ojcem Harry’ego, to dlaczego Narcyza nie miałaby być RODZONĄ siostrą Syriusza...
*już nawet nie próbuje nadążyć*
Czy to znaczy, że Harry i Draco są rodzeństwem ciotecznym? o.O
Oni tam WSZYSCY są dla siebie nawzajem wujkiem, matką i kuzynką. Jak w “Modzie na sukces”.


[Pod opieką pani Pomfrey, Snape wraca do zdrowia; odrasta mu też obcięty język.]

Na razie pobyt mistrza eliksirów w szpitalu był utrzymywany w tajemnicy. Pacjent dostał mały pokoik w rzadziej używanej części szpitala i tam pomagał mu Lucjusz.
Salowe były trochę zirytowane, że musiały wynieść wszystkie wiadra, szczotki, mopy, środki czystości i te baseny, których nie było czasu wyczyścić.
Sekret (że Snape jest chory) był tak głęboki, że uczniowie jak gdyby nigdy nic, chodzili na zajęcia z eliksirów, wkuwali i pisali eseje.
Nawet z przyzwyczajenia zderzali się karcąco głowami, gdy za głośno rozmawiali na lekcji.
Zastępowała go Minerwa, pociągając dyskretnie Eliksir Wielosokowy z piersiówki.
BTW - moim zdaniem dla jego bezpieczeństwa powinni upozorować jego śmierć. Jestem pewna, że istnieje jakiś Czarodziejski Program Ochrony Świadków.  


Tego ranka Harry w końcu zdecydował się iść do niego. Chciał dowiedział się szczegółów.
Już w głównej sali szpitalnej usłyszał podniesione głosy starszego Malfoya i Snape'a.
- Momenty były, Severusie? Prawda, że były?

— Narcyza wczoraj wszystko mi powiedziała. Wiedziała od samego początku, ale nie zdradziła cię słowem. Czy ty wiesz, co zrobiłeś? Znasz przepowiednię i wiesz, że to o tobie i Annie, a nie o Potterach.
Tja... zwłaszcza, że przepowiednia mówiła “Zrodzony z tych, którzy trzy razy mu się oparli”, a Sevcio, o ile wiemy, był aktywnym śmierciożercą (no chyba że aŁtorka zaraz wykręci kota ogonem, by spróbować udowodnić, że jednak nie).
Może te ocalone dzieciaki liczą się jako "oparcia"?
Jedno więcej, jedno mniej zawirowanie czasoprzestrzenne... Nie wymagajmy logiki od przepowiedni.
Also, to oczywiste, że Potterowie nie mogli być dość zajebiści, by przepowiednia była o nich. w końcu oni tylko ODDALI ŻYCIE w obronie tego gówniarza, też mi wielkie coś!


Co chcesz z tym teraz zrobić? Wiesz, że obaj jesteśmy na liście zdrajców? Czarny Pan uznał, że wiedziałem o wszystkim i w ten sposób dołączyłem do ciebie.
I ot tak wypuścił zdrajcę? Co to było, Dzień Dobroci dla Śmierciożerców?  Ktoś akurat ogłosił Pokój Boży?
— Przynajmniej uwolniłeś się z tego bagna. — Głos Severusa był zachrypnięty, ale całkiem normalny.
— Dlaczego wcześniej nic nie powiedziałeś?
— Nie pamiętałem.
- Wiesz, jak to jest. Tylu uczniów do zapamiętania, tyle eliksirów do uwarzenia... Jakieś mniej istotne rzeczy wypadają z pamięci.

Ten właśnie moment wybrał Harry, by wejść. Draco podążał za nim jak cień.
— Proszę, kontynuuj — rzekł Potter, biorąc krzesło i siadając naprzeciw łóżka.
— Harry... — Severus chciał coś powiedzieć, ale ostry wzrok chłopca go powstrzymał.
— Kontynuuj. Chcę się dowiedzieć, gdzie byłeś przez tyle lat. Tak, jestem wściekły, ale chcę usłyszeć twoje tłumaczenie, zanim podejmę decyzję.
Decyzję co do czego właściwie?
Ucięcia mu jęzora po raz drugi?
Decyzji, czy pozwoli mu nazywać go "synem" i płacić kieszonkowe i finansować wszystkie zachcianki, ofkors.
Kucyka!
I watę cukrową na śniadanie!

Malfoy podszedł do syna i stanął u jego boku.
— Od czego mam zacząć? — spytał dziwnie potulnie Severus, kładąc uszy po sobie i podkulając ogon między nogami oh wait.
— Dlaczego nic nie powiedziałeś? Zrozumiem tylko, gdy podasz dobry powód. — Harry wziął głęboki oddech, uspokajając się.
Więc lepiej wymyśl najlepszy, taki z groźbą śmierci lub przynajmniej bolesnych powikłań.

To nie był dobry moment na gniew.
— Nie pamiętałem. — Znów zimny wzrok chłopca go zmroził. — Gdy miałeś trzy lata, brałem udział w czarodziejskim pojedynku i później zostałem potraktowany zaklęciem pamięci, by o nim zapomnieć. Ten, kto to zrobił, usunął nie tylko to wspomnienie. Nie pamiętałem ani o tobie, ani o Annie.
Co za chirurgiczna precyzja, tylko te dwa wspomnienia i ani odrobiny więcej. A tymczasem taki Lockhart, jak oberwał “Obliviate”, to jeszcze trzy lata później był na poziomie przedszkolaka...
No ale Snape jest gieroj i nie był potrzebny w tym opku w roli przedszkolaka.
To wszystko to spiseG autorstwa don Potterone, zobaczycie.
Może się pojedynkował z Anną i trzylatkiem? To by wyjaśniało zapomnienie akurat tylko tych faktów. (No i skoro ten Harry taki potężny...)

— O mojej prawdziwej mamie? Kim ona jest? Wiem, że jest z rodziny Blacków, ale chcę wiedzieć więcej.
Dlaczego ona się mną nie zajęła?
— Zmarła kilka dni po twoich narodzinach. Nie wiem, w jakich okolicznościach. Znaleziono jej ciało zmasakrowane.
Opowiadała coś o gościu w swetrze w czerwono-zielone paski i z nożami zamiast paznokci, ale wszyscy to brali za silną fazę bejbi blues.
Well, kolejna kobieta bestialsko zamordowana kilka dni po narodzinach dziecka.

http://24.media.tumblr.com/8d4064db83b69a14ae27bff69c02f85f/tumblr_mf6pju95UY1rvy7s5o1_250.gif

— Severus opuścił głowę. — Wtedy poprosiłem Lily Potter, by cię adoptowała.
A myślałam, że to Syriusz podsunął ten pomysł siostrze? Ałtorko, czy mogłabyś czytać swoje poprzednie rozdziały, nim napiszesz następne? Pretty, pretty please!
*wybucha rozdziawionym śmiechem Kermita, klepiąc Kurę po plecach* Urodzona satyryczka z ciebie, Kurciu!

— Dlaczego?
— Byłem śmierciożercą. Jaki byłby ze mnie ojciec?
Lucjuszowi jakoś to nie przeszkodziło...
Ani Voldemortowi, Ojcu Miliona Córek.

— Dlaczego ona?
— Chciała mieć dziecko, ale ona i jej mąż nie mogli. Nie znali powodu. (halluksy?) (przewlekły katar?)
— Była bezpłodna? Albo James — Harry kontynuował chłodno swoje przesłuchanie.
No trzeciego wyjścia nie ma, na ile cokolwiek wiem o ludzkiej płodności.
Nie wszystkie problemy rozwiązuje się różdżką.
Chyba że jednak przyjmiemy tę opcję ze świętym Józefem...
No popaczta, jest eliksir na wadę wzroku i na odcięty język. A na bezpłodność nie ma.

— Może. Nie utrzymywałem z nimi kontaktu, by nie wzbudzać podejrzeń. Byli związani Przysięgą Wieczystą, że nigdy nikomu nie powiedzą. Jedynym wymogiem było to, by Syriusz Black był twoim ojcem chrzestnym. Pomimo, że nigdy się nie lubiliśmy, chciałem, by ktoś z twojej prawdziwej rodziny był przy tobie.
Aha. Śmierciożerca Snape na opiekuna swego jedynego dziecka wybiera nie kogoś spośród “swoich”, ale z drugiej strony barykady. W dodatku spośród wszystkich możliwych opcji nie znajduje nikogo lepszego, jak tylko chłopaka, którego nienawidził najbardziej na świecie! To jakaś wyższa logika, niedostępna nawet Spockowi...
All you have to do is understand the truth: there’s is no logic.
When you have eliminated all which is impossible, then whatever remains, however improbable, must be the truth :>


[A tymczasem dziadek Harry’ego robi im tę uprzejmość i umiera. Harry ma zostać głową rodziny.]

— Jeszcze przed obiadem przybędzie pełnomocnik, aby dokończyć sprawy. Przypuszczalnie będzie to pan Neth.
Informacje Draco były oczywiście stuprocentowo pewne
Informacja, w której pojawia się kwantyfikator “przypuszczalnie”, nie jest stuprocentowo pewna, choćby nie wiem co.
Ciekawe, skąd je miał. I ciekawe czemu kamerdyner wie wszystko szybciej i lepiej (i więcej) niż jego pan. Takie kurde, radio Wolna Europa?
Draco ma zamontowaną aplikację z podsłuchem na radio policyjne i większość domów w najbliższej okolicy.

i Anthony Neth spotkał się z nimi w tej samej sali, co poprzednio, jeszcze przed posiłkiem. Wcześniej jednak Draco związał się z Harrym nowym zaklęciem lojalności, bo nawet pomimo tego, że Potter tego niebardzo chciał, nadal przebywali w szkole i tylko w ten sposób lokaj mógł w niej pozostać.
A po co właściwie? Przecież skoro Harry jest synem Snape’a, to Drakusia wiąże z nim magiczna lojalność i bez dodatkowych zaklęć.
Najwidoczniej magia działała raczej na nazwiska niż więzy krwi.
Albo na dodatki.

Kamerdyner bez pana musiałby bezzwłocznie opuścić zamek.
(Czterdziestu siedmiu wiernych kamerdynerów to nowy kanon.)
A obecność Draco w zamku była koniecznie i niezbędnie potrzebna, bo...?
Bo slash, ofkors. Pamiętasz, aŁtorka deklarowała, że nie zamyka sobie żadnej furtki.
Albo Harry tak już się przyzwyczaił do niańki, że sam nie umiał sobie butów zawiązać.

Tym razem Draco otrzymał pozwolenie pozostania. Malfoyowi wydawało się przez chwilę, że nie spodobało się to urzędnikowi, ale nie miał się jak upewnić, bo ten już witał się z paniczem.
Już był w gabinecie, już witał się z paniczem,
kiedy skok robiąc wpadł w kosz metalowy
papierem wypełniony do połowy
ani pomyśleć o podpaleniu!
przecież nie uczyni kancelarii wielkim zniczem
na wszystkich bogów imię
nie puści nagle osiągów z dymem
postawcież się teraz w papugi położeniu!

— Składam najszczersze kondolencje. Nikt nawet nie przypuszczał, że będę musiał w tak krótkim czasie znów się tu zjawić.
Ja bym przypuszczała. Towarzystwo wokół Harry’ego wymiera z żelazną konsekwencją i logiką.
Może on jakiś radioaktywny? I to nie klątwa, tylko jakaś magiczna mutacja?

Usiedli obok siebie i notariusz zaczął wyjmować dokumenty ze swojej teczki. Jak od razu zauważył Harry – małej, ale dziwnie pojemnej.
It’s bigger on the inside!

— Czy będę mógł wziąć udział w pogrzebie? — zapytał na wstępie Potter.
Notariusz wyciągnął jeden z dokumentów, zanim odpowiedział.
— Niestety, w testamencie pan Potter nakazał natychmiastowe usunięcie zwłok po stwierdzeniu zgonu.
No to wzięlim i wynieślim na śmietnik.
Normalnie widzę, jak lekarz stwierdza zgon i srrrru! trupa przez okno.
A propos, jak pan znajduje dzisiejszy pasztet do obiadu, panie Potter?
Gdyby to był normalny kawałek literatury, węszyłabym jakąś ponurą intrygę w tym, że Harry nie mógł zobaczyć dziadka ani za życia, ani po śmierci. Ale to opko, więc oczywiście ten motyw nie ma żadnego znaczenia.
Po prostu aŁtorce zabrakło wypaśnych postaci kanonicznych do obsady.

— Po co musiał pan tu przybyć? — zmienił temat Draco, stojący za fotelem swego pana i wytykający palce zza głowy Harry’ego tak, aby Harry wydawał się mieć rogi.
Znów miał wrażenie, że coś jest nie tak z notariuszem. Jego wzrok mógłby go przeszyć na wylot, tak był ostry.
I wyraźnie mówił “Bezczelność tej dzisiejszej służby przekracza wszelkie granice”.
Hm, co jest nie tak z tym gościem...


— To tylko formalność. Gdy zostaje się głową rodu bez żadnego dziedzica, trzeba jak najszybciej dopełnić pewnych magicznych formalności.
Toć młody jeszcze jest. Dziedzic może jeszcze jakiś będzie.
Jeśli to z Draco będzie miało przyszłość, to słabo to widzę.

— Jakich? Nigdy dotąd o tym nie słyszałem — dopytywał się Draco.
Paniczu Potter, proszę wytłumaczyć swemu służącemu, że to nie ON zostaje głową rodu...
Jesteś pewna?

— Mógł pan nie słyszeć, bo niezwykle rzadko zdarzają się takie sytuacje.
Jakie, do diabła? Że zostaje się głową rodu bez dziedzica? Straszny i rzadko spotykany problem. A myślałam, że wystarczy się ożenić i w odpowiednim czasie tegoż dziedzica spłodzić. Czy wyjść za mąż i urodzić, łotever.
A i w opkach potterowskich sytuacja, w której Harry jest genetycznie mieszaniną pudla, krzesła i ratlera nie jest wcale taka rzadka.
No ale z reguły wiadomo, jakie to było krzesło i jak się wabił pudel. Tutaj - ani z ząb.

— Może przejdźmy do sprawy, z powodu której tu przybyłem. — Neth podsunął Potterowi plik dokumentów. — To akta, które potwierdzają, że majątek został panu przekazany w spadku po dziadku. Proszę tylko podpisać i skrytki automatycznie będą należeć do pana. Na kolejnych umieszczone są także zaklęcia, które pobiorą próbkę pańskiej sygnatury magicznej i wplotą ją we wszystkie pańskie posiadłości, aby mógł pan się do nich bez problemów dostać.
Is it just me, czy wykorzystanie sygnatury magicznej jest wcale niegłupie?
Fakt. Aż dziw, że w kanonie nie ma czegoś tak oczywistego.

Harry podpisywał powoli, czytając najpierw akta.
— I z tego powodu pan przybył? Wystarczyło przesłać to choćby kominkiem.
Zawracasz mi pan moją zajętą głowę, a mogłem w tym czasie oglądać słodkie kotki w internecie!
Dajżesz mi pan spokój, on nawet nie był moim prawdziwym dziadkiem.
Już nie mógł dobitniej dać do zrozumienia, że Neth nie jest tu najmilej widziany.

Mężczyzna przełknął głośno upokorzenie i wyciągnął z kieszeni wąskie pudełko.
— Zostałem zobligowany do wręczenia tego panu po śmierci Harolda Pottera.
— Co to?
Spuścizna po czarodzieju mieszcząca się w wąskim pudełku? Rozsądek podpowiada różdżkę, więc pewnie będzie coś zupełnie innego.
Rodowy suszony penis wieloryba.
Szkielet przodka.
Albo tylko jakiś ważny fragment... (palec z sygnetem rodowym)

— Nie wiem. Otrzymałem to po pańskiej adopcji ze szczegółowymi instrukcjami, by otworzył to pan, gdy będzie pan sam.
Po co nam jakieś niewinne ofiary, nieprawdaż.
Albo zgorszeni znajomi.

Pudełeczko była czarne, całe obite miękkim aksamitem. Na jego wierzchu widniał misterny wzór srebrno-zielonych [Naturalnie, że srebrno-zielonych.] linii układających się w tajemniczy wzór.  


Harry już gdzieś go widział, ale nie pamiętał gdzie.
Na Naszej Klasie.
W ramach kodu na śledzika.

K 4.3

— Proszę! — Ostry głos z całą pewnością należał do Severusa Snape'a.
Harry nadal trochę niepewnie i ostrożnie podchodził do sprawy ojcostwa profesora.
Póki co poszturchiwał je kijem z bezpiecznej odległości.
Ja go rozumiem, też nie umiałabym powiedzieć “tato” do gościa wyglądającego jak Alan Rickman.
Yummy-yummy.

Gdy tylko przekroczył próg, nagłe zrozumienie uderzyło w niego niczym piorun.
Przez sekundę zatem wyglądał tak

http://favim.com/orig/201107/29/glasses-halloween-harry-potter-lightning-bolt-orange-Favim.com-116289.jpg

Tuż nad kominkiem wisiało godło domu, którego opiekun siedział w fotelu zaraz pod nim. Pod kominkiem? Hary wyciągnął pudełko i potwierdził swoje podejrzenia. Całe było ozdobione ślizgońskimi symbolami.
I na Harry’ego spłynęło oświecenie, że zawsze należał do Domu Węża.
Sorry, ale to nie ma sensu ani w systemie Rowling, gdzie uczniowie byli przydzielani do domów na podstawie cech charakteru, a nie pochodzenia (Syriusz Black w Gryffindorze! Bliźniaczki Patil w dwóch różnych domach!) ani TYM BARDZIEJ w systemie stworzonym przez aŁtorkę, gdzie przynależność do danego domu zależała jedynie od liczby zdobytych punktów!
Najwidoczniej dla AŁtorki domy to klasy społeczne: najczęściej dziedziczone, sporadycznie jednak można dzięki staraniom wspiąć się na wyższy szczebel.

Starszy Malfoy podszedł do syna, kiwając mu głową.
Wlaściwie to ciągle kiwał głową. Kamerdynerska choroba zawodowa.
Albowiem Lucjusz był w jednej dziesiątej pieskiem samochodowym.

Harry tymczasem zbliżył się do Severusa.
— Notariusz przed chwilą wręczył mi to. — Wyciągnął przed siebie pudełko. — Czy wiesz, co to takiego?
Snape spojrzał na przedmiot i lekko zbladł, choć wydawało się, że w jego stanie to już niemożliwe.
— Tak.
— Otrzymałem ostrzeżenie, by nie otwierać tego przy innych. Muszę tego przestrzegać?
— Nie. W tym gronie to już bez różnicy.
— Co jest w środku?
- Paniczu... czasy są takie, że nie wszystkim mamy ochotę pokazywać, jak wygląda nasze rodowe dildo. W barwach Slytherinu i w formie kła bazyliszka. Sam pan zobaczy, istny klejnot!

— Twój magiczny akt urodzenia i przypuszczam, że także twój sygnet rodowy, który dałem twojej matce – tej prawdziwej. Miała ci go oddać, gdy trochę podrośniesz.
Ok, dobra, SKĄD wzięło się to cholerne pudełko, kto dostarczył je notariuszowi, skoro aż do niedawna nikt nie miał pojęcia, czyim naprawdę synem jest Harry?! Gdyby miał je Harold - w życiu nie adoptowałby obcego podrzutka. Gdyby miał je Snape - przywróciłby sobie wspomnienia znacznie wcześniej. Gdyby miał je ktokolwiek inny z rodu Blacków, czy nie zacząłby poszukiwać chłopaka?
Harold je zakopał w ogrodzie po pijaku i zapomniał. Przypomniał sobie na pięć minut przed śmiercią. Innej możliwości nie widzę.

Harry powoli otworzył pudełko. Nic się nie stało. W środku znajdował się zwój, a na nim tkwił pierścień. Ten ostatni wcale nie przypominał sygnetu Potterów, lecz obrączkę. Ażurową, misternej roboty obrączkę.
Pewnie taką:

http://static2.blip.pl/user_generated/update_pictures/2946847.png

Obawiam się, że prędzej
TAKĄ.

Chłopak zsunął ją ze zwoju i nie wypuszczając z dłoni, rozwinął papier. Teraz miał wszystko czarno na białym. Był Snape'em. Stuprocentowym.
Certyfikowanym. Bio. Identycznym z naturalnym, z wolnego wybiegu, ze śladowymi ilościami orzechów arachidowych i soi.
Ta. Ród Snape’ów od wieków uprawiał chów wsobny, nie krzyżując się z nikim spoza własnej linii.
(a “dodatki rodu Potterów” ujawniły mu się wcześniej, bo...? Jakieś magiczne skutki adopcji, czy jak?
Te wielkie brodawy i łuski na ramionach mogły być, podejrzewam, właśnie efektem krzyżowania się w rodzinie.)
Żeby być stuprocentowo własnym ojcem, to trzeba wyeliminować istnienie mamy. W takim razie jedynym wytłumaczeniem jest to, że Snape, jak tasiemiec, rozmnaża się sam ze sobą.
Thanks to Jasza, wyobraziłam to sobie i trochę przegrałam życie.

— Chwila! — Nagle coś zrozumiał, odwracając się do Draco. — Jesteśmy spokrewnieni!
— Tak, paniczu. Jesteśmy kuzynami. Nasze matki były siostrami.
Srsly? I matce Draco pozwolono popełnić mezalians, i wyjść za kamerdynera?
(a może to była taka nagroda - “za wiele lat wiernej służby”...)
Uuuu, no to incest, nie będzie slashyka z Draco.
Ani z Sevciem. Czytelniczki musiały być mocno rozczarowane.

http://25.media.tumblr.com/tumblr_m120gkrKpw1rrlka6o2_500.gif

Harry usiadł, nadal ściskając obrączkę. Pergamin bezwładnie upadł na podłogę.
— Co teraz? — zapytał w przestrzeń, otwierając dłoń i muskając kciukiem jej zawartość.
Muszę oddać dodatki rodowe? I posiadłości rodowe, co gorsza?

— O co ci chodzi? — spytał Severus.
— Jestem Snape'em czy Potterem? Ty jesteś moim biologicznym ojcem, a Harold Potter mnie adoptował. Przypuszczam, że notariusz o tym wie i sam nie ma pojęcia, co z tym faktem zrobić. Ja sam nie wiem, co zrobić.
Doprawdy? Przypominam, że Harry jeszcze jako niemowlę został ADOPTOWANY przez Jamesa i Lily, a Snape twierdzi, że to był jego własny pomysł - a zatem musiał dobrowolnie zrzec się praw rodzicielskich. Naprawdę nie rozumiem, w czym problem, przynajmniej od strony prawnej.
Ałtorce chyba się wydaje, że Harry teraz musi wybrać tatusia.
Do końca życia Harry będzie miał taki lekki tik w oku gdy usłyszy w pornosie "who's your daddy?".

— Masz wiele możliwości. Nikt nie może cię do niczego zmusić. Nie jesteś już małym dzieckiem. Możesz sam wybrać.
Ale wciąż jest nieletni, także według prawa czarodziejów, nie wiem, na ile jego decyzje będą wiążące.
Nie no, wiek sprawny osiągnął, więc jeśli prawo czarodziejów choć trochę przypomina to ze średniowiecznej Polski...

Snape mówił cicho, raczej z niepewnością, jakby się czegoś obawiał.
Potter zerknął w jego stronę.
— A co, jeśli moja decyzja nie spodoba się innym?
— Będę stał u twojego boku.
— A jeżeli tobie nie spodoba się moja decyzja?
— Zrozumiem — rzekł ostrożnie Severus. — Może zajmie mi to trochę czasu, ale zrozumiem.
Grunt to brać poprawkę na własne ograniczone możliwości intelektualne.

Harry obrócił obrączkę w palcach i zadał jeszcze jedno pytanie:
— Czy mamy fajne dodatki rodowe?
Baaaardzo fajne. Na przykład dodatkowe gruczoły łojowe na skórze głowy!
I rozdwojony język. Dziewczyny będą zachwycone.
I dramatyczną emo-aurę, dzięki której lecą na nas rzesze nastolatek!
I +5 do charyzmy, ale dopiero od 18 levelu.
Potter unistall. Install Snape.

Lucjusz Malfoy musiał oprzeć się o ścianę, gdy usłyszał śmiech Severusa. To było ponad jego malfoyowate nerwy.
“Malfoyowate”, czyli nie “malfoyowe”! Ciekawe, czego w takim razie dowiemy się o pochodzeniu Malfoya?!
Ja już nie jestem ciekawa. I tak muszę sobie rozrysować pochodzenie Harry’ego.

Wywiad dla Proroka Codziennego odbył się na błoniach Hogwartu. Zebrani dziennikarze prześcigali się w domysłach, po co zostali wezwani do tak prestiżowej szkoły.
Żeby zobaczyć wywiad dla Proroka Codziennego, jak mniemam...
A liczyli na jakiś smakowity skandalik z udziałem nieletnich uczennic, hipogryfa i schowka na miotły.
I feniksa, którego pokazanie obiecał Dumbledore.
Nie było takich popiołów, z których jego ptak by nie wstał, if you catch my drift.

Dyrektor nie poinformował ich o celu spotkania, przekazując tylko, że będą żałować, jeśli się nie pojawią.
Tak nawiasem mówiąc, Albus Dumbledore organizujący konferencje prasowe na temat swoich uczniów to już się nie mieści nigdzie, nie tylko w głowie.
Nowoczesny dyrektor nowoczesnej prestiżowej szkoły musi być nie tylko dobrym menadżerem, ale także agentem PR-owym dla wybitnych uczniów. Tak piszą w Proroku Codziennym!
No właśnie, skądś ten prestiż przecież musi się brać!
Na becikowym raczej nie zarobi, to choć kasę od mediów bierze za dostarczanie świeżych newsów.

W końcu z zamku wyszedł Harry Potter w towarzystwie obu Malfoyów, Snape'a i notariusza.
I gromady dziewczynek w falbaniastych sukienkach, sypiących kwiatki.
Argus Filch właśnie kończył malować trawniki na zielono.
A wzdłuż trasy, jaką miał przejść, stali ludzie i wymachiwali liśćmi palmowymi.

Grono pedagogiczne i zaciekawieni uczniowie byli rozsypani po błoniach - Filch dopiero co wyniósł urny do lochów -  ale zbliżyli się, widząc, że chłopak podchodzi do mównicy.
Szkoda, że nie do ambony.

Harry zerknął na Severusa.
— Pamiętaj, cokolwiek zdecydujesz — szepnął Snape.
Flesze magicznych aparatów migały, gdy chłopak odwracał się w stronę prasy.
Zapadła cisza. Wszyscy czekali na jego słowa.


— Eee... — zająknął się na początek, chociaż jego wahanie nie trwało długo. — Mam dla państwa wiadomość, która może wami wstrząsnąć. Przynajmniej mną wstrząsnęła. Ja, Harry James Snape-Potter oświadczam, że uznaję biologiczne ojcostwo Severusa Snape'a i przyjmuję jego nazwisko, dom [oraz garsonierę w Szesnastej Dzielnicy Paryża i wszystkie rodowe dodatki] i moc na równi z rodem Potterów, przez których zostałem podwójnie adoptowany.
Hje hje. No przecież nie jest taki głupi, żeby wyrzec się majątku najpotężniejszego z angielskich czarodziejów...
Czyli co: Harry ma teraz double feature? Zielone oczka po czortwiekim, niesforne włosy po Potterach, a skłonność do ich przetłuszczania po Snape’ach?
Tak. I będzie mrocznie łopotał czarną peleryną podczas walki w Pucharze Qudditcha.

Od tej chwili życie chłopca nabrało tylko rozpędu, barw [bo dotąd było takie nudne i jednostajne] i niestety też nieszczęść, bo dodatki rodowe zaczęły między sobą mutować dając niespodziewane i bardzo kolorowe, ale jednak kłopotliwe efekty ale... to już kiedy indziej.
Koniec.
Dobra dobra, obiecanki cacanki.
I my tam byliśmy, piwo kremowe piliśmy,
a co widzieliśmy i facepalmowaliśmy, w analizie umieściliśmy.
A ałtorka to w sumie może z siebie być dumna,
bo sprowadziła nam umysły do poziomu gumna.


Z Wielkiej Sali, do cna wyczerpani, pozdrawiają analizatorzy NAKW-y i PLUS-a, zapraszając do cotygodniowych odwiedzin w czwartki (NAKWa) i piątki (PLUS).
A Maskotek przypomina, że kolejna ustawka już za rok! :)




*) Etiam mater incerta est - "nawet matka nie jest pewna"; trawestacja łacińskiego przysłowia "Mater semper certa est" - "Matka jest zawsze pewna".


8 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Nie było takich popiołów, z których jego ptak by nie wstał, if you catch my drift.

Lucjusz jako piesek samochodowy -to będę pamiętać!
I Filch malujący trawniki...

Nie umiałabym streścić rodzinnych przebojów Pottera na trzeźwo...

Chomik

Anonimowy pisze...

Uff, nareszcie koniec. To opko było tak rozpaczliwie nudne i bezsensowne, że wymiękałam w połowie każdego odcinka.

Anonimowy pisze...

Genealogia Pottera do rozrysowania. I Malfoy jako piesek samochodowy. Cudo, po prostu cudo.
I dodatkowy plus za Filiego i Thranduila.
Ammy

Anonimowy pisze...

Wasze komentarze były wybitne. Przytoczę te imho najlepsiejsze:

A krew pociekła z niej jak dżem z naleśnika. - jestem dumna, że rozumiem do czego pijesz :D

Powinien jeszcze spytać, skąd klika i czy woli Justina Biebera czy One Direction.
Skont.
I czy wszystkie jego wpisy do Złotych Myśli Lorda Voldemorta były szczere. - epic!!!

Właśnie wracali z „wypadu", gdy tuż przed nimi rozbłysło rażące światło i pojawiły się nagle trzy osoby.
A osobami tymi byli: Gandalf Biały, Aslan i Jezus. - padłam.

Był Snape'em. Stuprocentowym. Certyfikowanym. Bio. Identycznym z naturalnym, z wolnego wybiegu, ze śladowymi ilościami orzechów arachidowych i soi.
_______
Trolling autorki zaiste wyborny! Aż mi się śmiać chce. No i po co te biedne czytelniczki przez tyle rozdziałów się męczyły? Bo przecież nie po to, żeby dowiedzieć się, kto jest ojcem Harry'ego... tak... prędzej, kto jest jego tatuśkiem :D:D A tu sory memory...

Abbey

Anonimowy pisze...

"Był Snape'em. Stuprocentowym. Certyfikowanym. Bio. Identycznym z naturalnym, z wolnego wybiegu, ze śladowymi ilościami orzechów arachidowych i soi." Ómarłam.

Ale tak na serio... mam wrażenie, iż tak aŁtorka mogłaby stworzyć coś z sensem, gdyby tylko trochę się postarała i zostawiła w końcu te niekanoniczne opka HP, bo one są już naprawdę do przesady głupie.

Kamila pisze...

Ech, sesja się zbliża,a ja zamiast uczyć się to czytam analizy :D
Ciężko mi przytoczyć ulubiony fragment analizy, sporo już zostało wymienionych. Już dawno nie czytałam tak pokręconego opka. Dzięki, dzięki i jeszcze raz dzięki za tą analizę :D

Marta Słomiak pisze...

Dla mnie moda kojarzy się przede wszystkim z serwisem https://thebeauty-runway.com/ z którego bardzo często czerpię inspiracje modowe. jak najbardziej nie pogardzę jeszcze makijażem i ogólnym stylem życia :)

Anonimowy pisze...

Tuż nad kominkiem wisiało godło domu, którego opiekun siedział w fotelu zaraz pod nim.
Pod kominkiem?

Nie no, pod godłem, czyli w kominku.


Lynx