czwartek, 12 grudnia 2013

242. Słynne wejście smoka, czyli straszne skutki wybuchu kociołka


Drodzy Czytelnicy! Dziś poczytamy sobie o niebezpiecznych eksperymentach chemicznych, które kończą się… No cóż, przynajmniej Dumbledore jak zwykle będzie zadowolony z dodatkowego źródła dochodów. Poznamy Hermionę o duszy hazardzistki i Snape’a przeżywającego drugą młodość. W powietrzu będzie aż gęsto od krzyżujących się spojrzeń oraz różnych podejrzanych oparów. Zresztą, co ja będę Wam tłumaczyć, sami wiecie, że najlepsza zabawa jest zawsze w piwnicy!


Analizują: Jasza, Babatunde Wolaka i Kura.






 Dziewczyna po wielu minutach ociągania się otworzyła oczy i spojrzała na zegarek. Wskazywał on 8 z minutami. Szybko wstała i udała się do toalety, wykonać poranne… e, nieważne. Dziś właśnie był ten dzień, dzień w którym po raz kolejny wracała do Hogwartu.
Kanon też wygrzebuje się spod kołdry.


Wzięła krótki prysznic, założyła jasne rurki i czarną bokserkę po czym zajęła się okiełz[n]aniem siana na głowie.
Rozłożyła je na ostwiach?


Akurat skończyła, gdy usłyszała zdenerwowany głos mamy.
- Herm, pośpiesz się! Zaraz będziemy spóźnieni!
Przynajmniej nie “Miona”...
Chociaż “Herm” czy też “Herma” może wywoływać niepokojące skojarzenia… (obrazek +18)


Zegar wybijał już prawie jedynastą [jako jeden z niewielu, wybijał prawie pełne godziny], gdy wszyscy wsiadali do pociągu. Wybrali najmniej tłoczny wagon. Czas w pociągu minął szybko, oczywiście w bardzo miłej atmosferze. Kiedy koniec drogi zbliżał się wielkimi krokami [niby zdanie jest poprawne, ale brzmi jakoś dziwnie] zaczęli przebierać się w szaty robiąc dużo zamieszania, a przy okazji depcząc biednego Krzywołapa. Hermiona wyszła z pociągu jako pierwsza, w końcu była prefektem, usłyszała Hagrida wydzierającego się "Pirwszoroczni do mnie! Pośpieszcie się ! Pirwszoroczni tutaj, tutaj nie słyszałaś ?!".
Hagrid w wakacje był chyba u logopedy, skoro już nie krzyczy “Pirszoroczni” :)
Ale zegar dalej wybijał jedynastą.


Właśnie w tym momencie przypomniała sobie swoją pierwszą wyprawę do Hogwartu, niedoświadczona czarodziejka urodzona w mugolskiej rodzinie na starcie wiedząca więcej od chociażby trochę starszego czarodzieja czystej krwi. Nie lubiła się przechwalać, ale akurat to wspomnienie napawało ją dumą.
Czy nie było tak, że kwestią czystości krwi najbardziej podniecały się osobniki malfoyopodobne?



- Myślicie, że chociaż w tym roku będzie spokojnie.. No wiecie, jeśli chodzi o Voldemorta - zagadnął Harry.
- Wiesz, myślę, że tak choć to na pewno nie koniec - powiedziałam uśmiechając się blado.
Oczywiście, Voldek da wam święty spokój, gdyż doskonale wie, że będziecie mieć ważniejsze sprawy na głowie!
(swoją drogą, na którym roku oni mogą być? Hermiona jest prefektem, więc piąty, może szósty. Faktycznie, po odrodzeniu Voldemorta i, ewentualnie, akcji w Ministerstwie są DUŻE szanse, że w tym roku będzie spokój)
W tym wszystkim łatwo przeoczyć nagłą zmianę narracji z trzecioosobowej na pierwszoosobową.


Po tej krótkiej wymianie zdań chłopcy oraz wiewióra zaczęli rozmowe o Quidditchu, a ja pogrążyłam się w wyobrażaniu sobie coraz to śmieszniejszych przygód związanych z rozpoczęciem nowego roku szkolnego.
Wysmarujemy Tiarę od wewnątrz sadzą! Powiemy pierwszakom, że do tego wysokiego, czarnowłosego mówi się “Profesorze Smarkerusie”! Ale będą jaja!


Po kilkunastu minutach już siedzieliśmy w Wielkiej Sali i ze znudzeniem przyglądaliśmy się jak Tiara przywołuje coraz bardziej przestraszonych uczniów. Wiedziałam to już tyle razy, chciałam zająć się czymś innym, aby nie zasnąć, bo w końcu Pannie-Wiem-To-Wszystko-I-Jeszcze-Więcej nie wypadało.
Och, ta znudzona, zblazowana Hermiona, tyle razy już to wszystko widziała, zwolnijcie ją z tego nudnego obowiązku!


Mój wzrok mimowolnie powędrował na stół nauczycielski. Skapnęłam się, że z nowym rokiem przybywa nowy nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią.
Nie ma to, jak skapnąć się po paru latach… Ojej, to już nie mamy zajęć z profesorem Quirrellem? A co się z nim stało?
Nie mógł już prowadzić zajęć, miał coś poważnego na głowie.


Zawzięcie szukałam nowej twarzy pośród już tak dobrze zapamiętanych. Nic. Nikogo nowego. Moje spojrzenie zatrzymało się chwile dłużej na znienawidzonym przez wszystkich uczniów Nietoperzu.
- Dlaczego mnie nie kochacie? - załkał Batman. - Przecież bronię was przed złem!
- Bo siedzisz gdzieś w Ameryce, a nie u nas, gdzie jesteś bardziej potrzebny! - odpowiedzieli uczniowie.


Oczywiście nie umknęło mu to .Posłał swoją brew do góry [aż utknęła na suficie] oraz wykrzywił usta w czymś co miało przypominać wredny uśmieszek.
Ale ponieważ nie miał szczególnych zdolności aktorskich, uśmieszek wyszedł całkiem miły.


Spuściłam wzrok na swój talerz wypełniony tłuczonymi ziemniakami i skrzydełkiem, niestety zarumieniłam się sama nie wiedząc czemu.
Bo skrzydełko było gołe?
A co by było, gdyby dostała pierś...


Nie myślałam o Mistrzu Eliksirów tak jak wszyscy. Był wrednym dupkiem z lochów [czyli arsch-lochem] i nie można się z tym nie zgodzić, ale szanowałam go tak jak nikogo innego. Był w Zakonie Feniksa i robił więcej niż wszyscy razem wzięci, a także służył dwóm paną.
A Deklinacja leży i kwiczy.


Był bardzo silnym człowiekiem i za to go podziwiałam.
Gdy prężył muskuły, to dziewczyny mdlały, a chłopcy zielenieli z zawiści.
Istnieje świadectwo stwierdzające, że Severus sporo trenował.


[Dumbledore ogłasza, że stanowisko nauczyciela OPCM obejmuje Snape]


Rozejrzałam się dookoła, nikt oprócz Nietoperza nie był zadowolony.
Harry zaklnął pod nosem, Ron wsadzi ł głowę w swoją miskę z galaretką a potem w kotlet schabowy panierowany, a Nevill zrobił się blady jak duch. Dumbledore dokończył swoją mowę i nakazał rozejść się do swoich dormitoriów.
Chronologia poszła się tarmosić, gdyż dyrektor zawsze przemawiał i przedstawiał nauczycieli przed ucztą, a nie w jej trakcie.
Ojtam, wszyscy zgłodnieli i zaczęli wcześniej.



Pierwszą miałam Transmutacje, potem OPCM, Zielarstwo, dwie lekcje Eliksirów i Numerologie.
Nie mogłam uwierzyć w to że w jeden dzień miałam aż TRZY lekcje z Nietoperzem.
Znaczy, Snape ciągnie na dwa etaty?
Knot obciął dotacje, plan dyrektora z becikowym na razie jeszcze nie przynosi rezultatów, trzeba sobie jakoś radzić.
Znaczy, to raczej szósty rok niż piąty - prędzej uwierzę, że Dumbledore’a nie było stać na zatrudnienie Slughorna, niż w to, że Ministerstwo zrezygnowało z wysłania Umbridge.



Obudziłam się wcześnie rano, usłyuszałam już szmer rozmów moich koleżanek co oznaczało, że powinnam już wstawać. Leniwie usiadłam na łóżku i przeciągnęłam się, było mi tak wygodnie. W mgnieniu oka zajęłam się ranną [w głowę] toaletą i po niespełnych [!] trzydziestu minutach byłam gotowa, aby zejść na śniadanie.
Taka klasyka, jakie to miłe :) (choć rzeczywiście, Gryfoni ze swej wieży musieli schodzić)




U starszych Gryfonów widać było, iż nie są zadowoleni z dzisiejszego planu no ale niestety nic nie mogli na to poradzić. Jadłam w pośpiechu żeby jak najszybciej udać się pod klasę Transmutacji, nie chciałam się spóźnić już pierwszego dnia. Jak zwykle lekcja minęła mi szybko i wesoło. Zarobiłam dla Gryffindoru 20 punktów, ponieważ tylko mi udało się zmienić fryzurę kolegi z ławki.
Ministerstwo podstępnie próbuje przekształcić Hogwart w technikum fryzjerskie.
Najważniejsze, to mieć niezły fach w ręku.


W dobrym humorze udałam się na OPCM.
Snape zrobił słynne wejście smoka i powiedział swoim jedwabistym głosem.. czekaj, czekaj.. JEDWABISTYM ? Od kiedy uważam głos Nietoperza za jedwabisty? Chyba jednak się nie wyspałam..
To nie to, że się nie wyspałaś, sweetie, to po prostu aŁtorka wepchnęła cię do pudełka z napisem “Sevmione” i przygotowała już zestaw do prania mózgu.


- Dzisiaj pomówimy sobie o wilkołakach. Jest to wam raczej dobrze znany temat - wysyczał.
Śliski syk jedwabiu...


- A więc panie Potter po przez co można stać się wilkołakiem ? - zapytał uśmiechając się drwiąco.
Przez zagapienie?
Przez siedzenie na zimnym kamieniu?


- Dzięki ugryzieniu przez wilkołaka - powiedział Harry zgrzytając zębami
i nieznacznie drapiąc się w prawą nogę, bo w nocy coś go pogryzło.
Weź! jeszcze się zamieni w pluskwołaka!
- panie profesorze - dodał dość szybko.



Po długo trwałym opowiadaniu o wilkołakach i odebraniu Gryffindorowi 60 punktów, Snape zadał nam wypracowanie na trzy rolki pergaminu na następną lekcje.
Swoją drogą, z niego też masochista - sprawdzić potem to wszystko...


(...)
Cała nasza Trójca Święta  pognała do lochów,
Taka zwykła Trójca Święta raczej jest w stanie przywołać lochy do siebie.
*oczami wyobraźni widzi Trójcę (jak z Rublowa) otoczoną stadem dzików*


ledwo zdążyliśmy wejść do klasy, bo po chwili do Sali wkroczył Mistrz Eliksirów ze swoim sarkastycznym wyrazem twarzy.
Niósł go w teczce.


- Dzisiaj uwarzycie mi Amortencję, wszystko co będzie wam potrzebne ujrzycie na tablicy – machnął różdżką i na tablicy pojawiły się składniki i instrukcje do wykonania tego eliksiru – A teraz do roboty !
No ja nie wiem, czy to jest bezpieczne - kazać nastolatkom warzyć “najsilniejszy eliksir miłosny na świecie”. Dumbel nie cofnie się przed niczym w swoich planach zdobycia becikowego...
Przecież jak to się rozleje, to nawet Filch stanie się trulowerem.
Chyba odkryliśmy tajemnicę, skąd się biorą pairingi w rodzaju Hagrid/Hedwiga.
A jak spłynie do kanalizacji, to będziemy mieć Wierzba Bijąca/Wielka Ośmiornica.


Amortencja jeszcze niegotowa, a już czuć nadchodzącą burzę gwałtownej miłości:


Jeszcze przez kilka minut klasa stała w miejscu przyglądając się tablicy kiedy ja wracałam już do swojego kociołka, aby zaczynać pracę. Harry i Ron niepewnie poszli w moje ślady, a za nimi reszta. Zaczęłam już warzyć eliksir kiedy poczułam na sobie czyjś wzrok. Oderwałam się na chwilę od kociołka i rozejrzałam się uważnie. Każdy był pochłonięty pracą, zerknęłam na biurko profesora i zaniemówiłam. Przyglądał mi się, ale tak jakoś dziwnie.. W tej chwili jego czarne oczy nie były puste lecz w jakiś sposób, którego nie umiem określić błyszczały.


W odpowiednim momencie opamiętał się i powiedział:
-Widzę, że panna Granger woli mi się przyglądać niż warzyć eliksir – uśmiechnął się wrednie – 10 punktów od Gryffindoru


Hej, od Gryffindoru
do Czarnego Boru
sunie długa glizda
i coś sobie gwizda!
Hopsasa!


A już z głębin bora
leci kikimora.
Jak złapie Ślizgona
zeżre mu ogona!
Hopsasa!


Gdzieś za Czarnym Dworkiem
Żwirek z Muchomorkiem
Warzą gar kompotu
Z malin i blekotu!
Hopsasa!


A domowe skrzaty
Wlały do herbaty
Wywar z jagód cisa
I wszystko im zwisa.
Hopsasa!



oraz szlaban dla pani, w sobotę o 20 u mnie w gabinecie.
I mam Miazmat ze szlabanem, pociągiem i tunelem w roli głównej. W noc z soboty na niedzielę. No powiedzcie, czy to nie brzmi obscenicznie?


(...)
Nałożyłam sobie trochę sałatki i nie wiedząc co robić [podpowiem: to się je!] jak zwykle zaczęłam przyglądać się nauczycielom. Nie mogłam oderwać wzroku od Nietoperza, nie wiedząc czemu chciałam aby spojrzał na mnie, chciałam ujrzeć w jego oczach ten błysk co na lekcji. Niestety profesor był zbyt zajęty rozmową, a raczej warczeniem na profesor Trelawney.
Demonstrował jej, jak robi wilkołak.
A ona widziała, że ten podryw na nią fajnie działa.


Uśmiechnęłam się na ten widok i zajęłam się spożywaniem swojego posiłku. Druga lekcja nie była taka zła. Odebrał nam w sumie, jak na niego, tylko 50 punktów
Czyli jednego dnia odebrał Gryffindorowi 120 punktów. Przypomnę, że kiedy w pierwszym tomie Harry, Ron i Hermiona stracili w sumie 150 punktów za szlajanie się po zamku w nocy, był to ubytek na tyle duży, że Gryffindorowi do samego końca roku nie udało się nadrobić różnicy.


i dał szlaban Seamusowi u Filcha za wysadzenie kociołka.
W którym bulgotał świeży eliksir miłosny. Amortencja wsiąknęła w ściany pracowni i tak to się zaczęło.


W już nieco lepszym humorze popędziłam na Numerologie. Lekcja jak zwykle ciekawiła tylko mnie i zyskałam aż 30 punktów dla Domu Lwa.
Ale może nie będzie tak źle, jak widać - szybko nadrabiają.


Udałam się do pokoju wspólnego i zaczęłam pisać esej z Numerologi, skończyłam późno, ale to nie przeszkodziło mi i moim przyjaciołom aby w spokoju posiedzieć przed kominkiem i pośmiać się z tłustych włosów Snape’a. Po tym męczącym dniu mogłam tylko rzucić się na łóżko, zasnąć i czekać na następny poranek.
Pod względem stylistycznym cały powyższy fragment, dotyczący poszczególnych lekcji i co na nich było, uderzająco przypomina mój pamiętnik z podstawówki, z tą różnicą, że ja nie jadłem skrzydełek.


Dzisiaj nie wiadomo z jakich przyczyn Dumbledore oznajmił nam, że wszystkie lekcje są odwołane i mamy dużo czasu dla siebie.
Ależ wiadomo. Żebyście wykorzystali zapasy uwarzonego eliksiru.
Nauczyciele też mieli wolne, więc zamknęli się w kanciapie, z której po jakimś czasie zaczęły dochodzić radosne piski, perliste śmiechy i zduszone szepty. Pani Norris wybiegła na korytarz i zaczęła wić się po podłodze. Nawet Irytek poczuł się zażenowany.


Dzięki tej miłej wiadomości mi, Harremu i Ronowi przepadły dwie lekcje ze Snape'm.
- Ron słyszałeś, że Ginny podobno ma chłopaka? - zagadnęłam rudego.
(...)
- Dobra, dobra Herm, uspokój się. Wiesz w ogóle kto to?
- A więc Ron, wiem tylko tyle, że jest w jej wieku i ma na imię Crew.
Czyli Załoga. Polygamy alert!
Mają pełne kociołki Amortencji, starczy dla całej załogi i jeszcze na zapas zostanie.


Na tym rozmowa się skończyła, ponieważ przysiadła się do nas Wiewiórka. Ona i chłopcy poszli na błony [pławne], a ja udałam się na Wieże Astronomiczną. Kiedy szłam korytarzem myślałam o reakcji Harrego. Wiadomo było, że Ginny od początku kochała Złotego Chłopca,
Te opkoizmy… Święta Trójca, Złoty Chłopiec, Nietoperz, Wiewiórka, Panna-Wiem-To-Wszystko… Fanon, który wrósł w świadomość już chyba bardziej niż kanon.
Przynajmniej Smoka i Diabła w tym opku brakuje, ale to chyba tylko dlatego, że to akurat nie dramione, więc Dracz gra rolę trzecioplanową, a Zabini w ogóle się nie pojawia.
Nie odnotowałam też Trzmiela.
I Dropsa.


ale on stracił głowę dla Cho, a teraz kiedy on zainteresował się rudowłosą, ona znalazła sobie chłopaka. Nie dane było mi dokończyć rozważania tego wszystkiego, ponieważ uderzyłam całą sobą w coś wysokiego i twardego. Jakby tego było mało przewróciłam, jak się okazało nas obu.
Na tę okazję specjalnie zmieniłam się w chłopaka.


Ja, uczennica w tej chwili leżałam na rozzłoszczonym nauczycielu, a w dodatku na Nietoperzu.
Wpadnięcie na trólowera - odhaczone.
Bez przewrócenia się na ziemię tróloff się nie liczy.


- Granger idiotko! Złaź ze mnie natychmiast! - wydarł mi się prosto do ucha.
- Pan nie jest lepszy! Gdzie profesor patrzał ?
Czy Elementem Komicznym ma być:
a) to, że Hermiona zderzyła się ze Snapem,
b) że oboje się przewrócili
c) czy to, że Hermiona traktuje profesora jak gnojka.


- Na pewno nie na ciebie Granger!
Na twoją starą też nie!
d) a może to, że Snape zachowuje się jak piętnastolatek nabuzowany hormonami?
Severus uwarzył eliksir młodości, który przeniósł go na etap gimbazy.


Od kiedy Panna-Wiem-To-Wszystko zwraca się tak do nauczycieli?
Od kiedy Wie-Że-Może-Sobie-Pozwolić.


- Przepraszam profesorze, ale zamyśliłam się i nie zauważyłam pana - powiedziałam zaciskając zęby i wstając z niego.
- To nie zmienia faktu, że znaleźliśmy się w takiej sytuacji. Odbieram Gryffindorowi 20  punktów - wysyczał i udał się dalej.
I bez głupich komentarzy o kluczu do lochów proszę!


- Stary dupek - szepnęłam pod nosem i przez dalszą drogę przeklinałam na niego siarczyście.
Eeee… motyla noga?
Kurtka na wacie! Blade majtki!


[Hermiona ucieka na Wieżę Astronomiczną i tam oddaje się rozmyślaniom]


Zawsze chciałam obdarzyć kogoś tak wielkim uczuciem, a z drugiej strony też chciałam być kochana. W szkole było wielu miłych, inteligentnych i przystojnych chłopców, ale żaden mnie nie interesował. Potrzebowałam kogoś dojrzałego, kogoś z kim mogłabym poważnie porozmawiać, pokłócić się, ale także z kimś kto obdarowałby mnie namiętnością, ktoś z kim czułabym się bezpiecznie.
I żeby był podobny do tatusia.


Niestety raczej żaden chłopak w moim wiku takiego czegoś mi nie da. W porę zorientowałam się że jest już bardzo późno.
To brzmi, jakby zorientowała się, że wszyscy w jej wieku są już zajęci i zostali jej tylko kawalerowie z odzysku...


Szybko udałam się do dormitorium i poszłam spać.


~~~~~~~


Śniły mi się duże, czarne oczy, ale nie były one puste. Widać w nich było białka, tęczówki i źrenice smutek, ból, ale także nadzieję. W tamtej chwili nie mogłam dopasować ich do żadnej osoby, którą znałam. Zamknęłam oczy, aby jeszcze raz ujrzeć ten widok i zasnęłam. Obudziłam się około 13, wstałam i pognałam do łazienki. Spojrzałam w swoje odbicie. Niska dziewczyna o brązowych oczach z sianem na ogłowie.
Oczy z sianem na ogłowie… OK, rozumiem, magia.


Musiałabym zrobić coś ze swoimi włosami i figurą. Od ostatniego pobytu w szkole moje biodra oraz piersi przybrały kobiece kształty, nogi i brzuch się wyciągnęły, ale moim zdaniem i tak były za grube.
Zaokrąglenie po wakacjach - odhaczyć :D


Obmyłam twarz i zaczęłam delikatnie i powoli rozczesywać włosy. Czynność ta zajęła mi większość czasu, ale na szczęście przyniosła efekty, ubrałam się w czarne rurki, zieloną bokserkę i trampki tego samego koloru. Zaśmiałam się kiedy zobaczyłam się jeszcze raz w lustrze, Gryfonka ubrana w kolorach Ślizgonów. Szczerze nigdy nie przeszkadzał mi kolor zielony, co innego Harremu, Ronowi, a nawet Wiewiórze.
Harry tak bardzo nie lubił zieleni, że wyłupił sobie oczy.
I z pogardą wyrzucił do śmieci szatę w kolorze butelkowej zieleni, jaką pani Weasley kupiła mu na Bal Bożonarodzeniowy.


Zrobiłam jeszcze delikatny makijaż i zeszłam na obiad. Kiedy weszłam do Wielkiej Sali wszystkie spojrzenia trafiły na mnie,
Od niego też nie szło oczu oderwać:


szłam wolnym krokiem do stołu Gryffindoru, spojrzałam w stronę gdzie siedział profesor Snape i ujrzałam to. Ujrzałam ten błysk co wcześniej. Zobaczyłam to w oczach, tych samych co znajdowały się w moim śnie. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Nie pokazał tego po sobie, ale był zdziwiony, nie wiadomo czy tym że Gryfon ubrany był w zielone barwy czy moim wyglądem.
Panna-Wiem-To-Wszystko wie również, co kto myśli i czuje, nawet jeśli ten nie zdradza się najmniejszym drgnięciem brwi :)



Usiadłam pomiędzy Ronem, a Harrym. Rudzielec niespodziewanie pocałował mnie w policzek i szepnął 'W końcu przyszłaś księżniczko.' . Nie zwróciłam na niego uwagi, zbyt zajęta byłam przyglądaniem się w nagłą przemianę Nietoperza.
Gramatyka też uległa nagłej przemianie.
Nietoperz tak długo nudził McGonagall, że dla świętego spokoju zamieniła go w blaszaną konewkę.


Po tym jak Ron pocałował mnie, on zaczął piorunować go spojrzeniem. Chyba zauważył to że nadal się mu przyglądam, bo odwrócił wzrok i zajął się rozmową z Dumbledorem.
Ciekawe, czy się zarumienił.


Mimo tego, że nie mogłam oderwać od niego wzroku nic się nie zmieniło. Nadal tylko go szanowałam.
Tak se mów :)


Po obiedzie Harry, Ron i Ginny wyszli na boisko polatać, a ja zaszyłam się w bibliotece. Byłam całkiem sama, bo nawet pani Pince gdzieś wyszła. Wciągnęła mnie lektura " Najróżniejsze Eliksiry na świecie". Nagle usłyszałam głos za sobą.
- Mam nadzieję, że pamięta pani o dzisiejszym szlabanie - powiedział Nietoperz z wrednym uśmiechem. Odwróciłam się do niego i uśmiechnęłam choć byłam zdenerwowana, ponieważ zakłócił mój spokój.
- Oczywiście profesorze, jakbym mogła zapomnieć o czymś tak ważnym - powiedziałam i zrobiłam podobną minę do jego.
A on nie skojarzył, że to miał być wredny uśmiech, więc poczuł jak mu serce mięknie na jej widok. “Uśmiechnęła się do mnie!” - coś w nim śpiewało.


- Nie wiedziałem, że panna Granger uważa spotkanie na szlabanie i to ze mną za coś tak ważnego - mówiąc to uniósł znacząco jedną brew do góry.
Ale znowu tylko jedną. Drugą ma pewnie bezwładną.
A spocone dłonie dyskretnie wycierał o szatę.


Nie wiedziałam co odpowiedzieć, więc wybuchłam śmiechem.
Ech, o ileż weselszy byłby świat, gdyby politycy też stosowali tę zasadę!


- Granger ! Uspokój się ! Jakbyś nie wiedziała znajdujemy się w bibliotece - wysyczał - Nie wątpię, że moje poczucie humoru przemawia do wszystkich nawet do ciebie, ale to nie znaczy, że masz swoim śmiechem wywołać trzęsienie ziemi - powiedział i wykrzywił usta w czymś co miało przypominać uśmiech.
Wiemy, że Severus to dupek, ale że sam śmieje się z własnych dowcipów?  Nie znaliśmy go z tej strony...


Spojrzałam tylko na niego, wstałam żeby odłożyć książkę i udałam się w stronę wyjścia cały czas czując jego spojrzenie na sobie. Kiedy już miałam zamykać drzwi usłyszałam:
- A więc widzimy się punktualnie o 20 !
Nie zapomnij, nie spóźnij się, bo uschnę z tęsknoty!


A po tym coś czego jeszcze nie słyszał żaden uczeń, a nawet żaden nauczyciel. Dupek z lochów [fajnie brzmi to określenie w zestawieniu z powtarzanym wciąż “szanowałam go”], Nietoperz, Mistrz Eliksirów roześmiał się, ale tak szczerze.
Też nie wiedział, co powiedzieć?


Słysząc to zatrzymałam się, uśmiechnęłam i aby uświadomić go że słyszałam to krzyknęłam:
- Jak sam profesor powiedział, znajdujemy się w bibliotece i trzeba tu zachować ciszę, a nie próbować wywołać trzęsienie ziemi - po tych słowach przestał się śmiać i zaczął iść w kierunku drzwi, a ja zaczęłam ucieczkę do dormitorium.
Nie ma to jak Marysójka - nawet profesora skonfuduje swoimi ripostami.


- Gryfońska odwaga - powiedział i prychnął kiedy zobaczył, że uciekam.
Kiedy znalazłam się już w bezpiecznej od niego odległości nadal nie mogłam pozbyć się jego śmiechu z głowy. Był taki męski, czarujący i miły dla ucha. Powinien częściej się śmiać.
Już widzę tę scenę: Hermiona siedzi Severusowi na kolanach, gigla go pod brodą i grucha słodko, że on tak pięknie się śmieje, misiaczek.
Na pewno istnieją jakieś fanarty, które to przedstawiają.


Zapewnię zabije mnie za to co powiedziałam no ale raz się żyje. Punktualnie o 20 stawiłam się pod drzwiami jego gabinetu i zapukałam.
- Wejść - powiedział sucho.
- Dobry wieczór profesorze - przywitałam się niepewnie.
- Siadaj Granger - powiedział wskazując krzesło naprzeciwko siebie - Będziesz sprawdzała sprawdziany pierwszoklasistów
A, przy takim systemie to faktycznie, może sobie pozwolić na zadawanie wypracowań na trzy rolki pergaminu.
Outsourcing po slytherińsku.


- po chwili powiedział wrednie - Mam nadzieję, że dasz sobie z tym radę, bo w końcu za nic nie nazywają cię najmądrzejszą czarownica od czasu Roweny Ravenclaw.
Prawdziwy Snape w tym momencie padłby na ziemię zadławiony własną krwią - bo prędzej by sobie odgryzł język, niż coś takiego powiedział.
Nawet gdyby to była Jadowita Ironia?
To padłby otruty własnym jadem.


- Oczywiście profesorze, nie wątpię w to, że podołam zadaniu wyznaczonym przez pana - powiedziałam tym samym tonem.
Lepiej, żeby nie sprawdzała tych sprawdzianów pod kątem gramatyki.


Zaczęłam sprawdzać sprawdziany [same się wszak nie sprawdzą!] od czasu do czasu zerkając na Snape'a. Był skupiony i pracował w ciszy, postanowiłam , że też tak zrobię.
Będzie pracować w ciszy. Ciekawe, jak jej to szło do tej pory? Tupała stópką o podłogę, a może co chwilę wołała: “Ej, Sev, posłuchaj tego! Ale jaja, no weź mówię ci”.
Albo “Co za debile! Jak pan ich nauczył?!”


Po godzinie spojrzałam na niego i oznajmiłam, że skończyłam. Niestety chyba tego nie usłyszał, był jakiś nieobecny. Zmartwiło mnie to. Wstałam i podeszłam do niego od tyłu.
- Panie profesorze.. - powiedziałam kładąc rękę na jego ramieniu.
Powinna jeszcze posmyrać go po karku.
Ewentualnie dźgnąć go palcami w boki, wtedy musowo zwróci na nią uwagę.


- Granger ! Co ty sobie wyobrażasz? - krzyknął odwracając twarz w moją stronę.
- Jaaa.. jaaa.. - nie mogłam nic powiedzieć. Czułam się jakbym była sparaliżowana. Nie mogłam nawet zabrać ręki z jego ramienia. Patrzyłam tak tylko na niego, na początku ze strachem, a potem już tylko z zaciekawieniem co mu się stało.
Panie profesorze, coś panu spuchło! I to bardzo! Trzeba z tym iść do skrzydła szpitalnego!


- Przewiduje, że nikt w twoim wieku nikt nie jest tobą zainteresowany, ale żeby próbować poderwać nauczyciela. Nie spodziewałem się tego po tobie Granger - powiedział wrednie.
Samo położenie ręki na ramieniu (w sytuacji, gdy Snape nie reagował na nawoływanie) liczy się już jako próba poderwania? Ten eliksir młodości musiał być naprawdę mocny.


- Co? Ja ?! Pana?! - zaczęłam.
- Spodziewałem się inteligentniejszej odpowiedzi.
- Jak pan śmie tak o mnie mówić ?!
- Mówię wyłącznie prawdę.
Prawdę i tylko prawdę! Choć nie całą prawdę...


- Och! Gdybym chciała mogłabym mieć chłopaków na pęczki!
Ale nie chcę!


Zresztą to nie pana sprawa! - krzyknęłam.
Nie pana sprawa, ale o tym mówię.


- Za podnoszenie głosu na nauczyciela kolejny szlaban, ale tym razem i w soboty i w piątki przez miesiąc w tym samym miejscu i o tej samej godzinie - powiedział - Granger jeśli jesteś tego taka pewna to może zgodzisz się na mały zakład?
Rzemieślniczy?


- Jaki? - powiedziałam już bardzo zdenerwowana.
Kowalstwo artystyczne?
Sev pozwoli jej się pobawić swoim młotkiem?


- No więc, jeśli już masz szlaban na miesiąc to zrobimy tak. Masz czas do końca nowego miesiąca żeby oczarować kogoś i z nim być, a tym udowodnisz mi, że masz racje. Może to być ktokolwiek byle nie z twojego domu - uśmiechnął się wrednie - Zgoda? - mówiąc to wyciągnął rękę w moim kierunku.
Snape zakładający się z uczennicą o podryw, niczym psiapsióła z klasy. Snape wyciągający następnie rękę na zgodę. Ja tu widzę trzy możliwości: albo Imperius, albo eliksir wielosokowy, albo zaginiony przed laty brat bliźniak Severusa.
Ten, którego rodzice porzucili w lesie, bo był durnowaty?


[Hermiona bije się z myślami]
- Tak nie może być ! Jesteś Gryfonką, a do tego najmądrzejszą tak jak mówią nauczyciele ! Żaden wredny Nietoperz nie wygra z tobą! Mogłabym sprawić, że nawet ON się we mnie zakocha ! WŁAŚNIE ! To jest to. Sprawię, że ten drań będzie we mnie zakochany i zazdrosny o mnie aż będzie go to bolało.
*błaga* Otrujcie Severusa, niech ma choć tyle pociechy.


Skoro miał być to ktokolwiek to będzie to Severus Snape – mówiłam głośnio do siebie. Na szczęście nikogo oprócz mnie nie było w sypialni.
Dziewczyny gdzieś zabalowały.
Może też się o coś pozakładały...


Położyłam się z takim nastawieniem i po dość krótkim czasie odpłynęłam w objęcia Morfeusza.
Morfeusz zaczął cichutko zawodzić.


~~~~~~


[Następnego rana…]


Nagle do mojej świadomości dotarły zdarzenia z poprzednich dni. A więc czas zacząć przedstawienie. Udałam się do łazienki i spojrzałam w lustro. No cóż, pomóc mi w takiej sprawie może jedynie Wiewiórka.
Ciekawy byłby pairing Ginny/Snape - Wiewiórka z Nietoperzem.
Ta echolokacja, to spadanie znienacka i owoc lubieżności wiewiórki oraz gacka - polatuchy.



- Musisz mi pomóc. Założyłam się ze Snape'm.
- Co?! Z tym Nietoperzem ? A-ale o co? - pytała mając oczy wielkości galeonów.
- Pokłóciliśmy się na szlabanie, wiesz powiedział, że chłopaki się mną nie interesują i próbuje GO poderwać. Zaproponował zakład, mam czas do końca nowego miesiąca żeby oczarować jakiegoś chłopaka i być z nim.
Dumbledore podwoi zakład, jeśli Hermiona zajdzie w ciążę.



Najgorsze jest to, że nie może być on z naszego domu - powiedziałam krzywiąc się.
- Haha! - zapiszczała Ginny - Hermiono nie martw się ! Zrobię cię na bóstwo i będziesz miała nie jednego, a całe stado adoratorów - mówiła szybko z promiennym uśmiechem.
Szykuje nam się standardowa filmowa przemiana Szarej Myszki w Królową Balu?



- O Boże Ginny to nie jest takie łatwe - zakryłam twarz i powiedziałam w błyskawicznym tępe [spoglądając tępo] - Bojachcędopiecnietoperzowiipoderwaćwłaśniego.
- Hermiona, jesteśmy przyjaciółkami więc nie martw się. Zrozumiem wszystko, a teraz powiedz to wolno i wyrazie – mruknęła za niecierpliwiona.  
I przed uspokojona.


- Bo ja chcę dopiec Nietoperzowi i poderwać właśnie go.
Ze smutkiem konstatuję, że “jego/go” podzieliło los “mnie/mi”.


To będzie trudne, ale chce pokazać mu że nawet on się we mnie zakocha.
Ginny patrzyła na mnie z niedowierzaniem po czym wybuchła śmiechem budząc swoje koleżanki. Spojrzałam na nią pytająco, a ona tylko pociągła mnie do łazienki.
Dobrze, że pociągła, a nie pchła.


Zaczęła czesać moje włosy, a kiedy skończyła wypowiedziała jakieś zaklęcie, a włosy stały się błyszczące, loki swobodnie spadały na plecy, ale nie jak zawsze. Teraz wyglądały normalnie, ułożone w jedną stronę. Wyglądam niesamowicie, ale skąd Ginny znała jakieś zaklęcie na włosy jeśli ja, etatowa Panna-Wiem-To-Wszystko-I-Jeszcze-Więcej nigdy o nim nie słyszałam, ba (!) nawet nie czytałam? Jak to możliwe.. Przeczytałam już prawie wszystkie książki w bibliotece na każdy temat, ale żadne z zaklęć nie działało tak na włosy.. Wiewiórka zaczęła robić mi delikatny makijaż, a po chwili wyglądałam niesamowicie, a przynajmniej tak to określiła.                                                                                                          
Jeżu, to naprawdę jest Szkoła Kosmetologii i Fryzjerstwa w Hogwarcie.
No bo ilu aurorów może wchłonąć rynek pracy?
No i znowuż jesteśmy w czasoprzestrzennym pomieszaniu, bo przecież Hermiona znała takie zaklęcie, zastosowała je na Balu Bożonarodzeniowym… Cóż, może zapomniała.


Ubrań nie musiałyśmy wybierać, ponieważ są lekcję i musimy chodzić w mundurkach, ale mimo to Ginny wyciągnęła mi koszulkę ze spódniczki, odpięła parę guzików w koszuli i powiedziała, że jestem gotowa.
Totalnie przypomina mi się moje liceum i kolega Albercik huczący basem: Kasiu, zapnij ten guzik, dziś nie mamy historii!



Kiedy Harry, Ron i reszta płci męskiej zobaczyła jak dzisiaj wyglądam, otworzyła szeroko buzie. Czułam się nieswojo wiedząc, że każdy się na mnie gapi więc jedyne co mogłam to uśmiechnęłam się uroczo. Wszystko poszłoby łatwiej jakbym jednak mogła rozkochać w sobie Gryfona. Weszliśmy do Wielkiej Sali i wszystkie spojrzenia trafiły na mnie. Paru Ślizgonów nawet zagwizdało, a Ron zaczął zabijać ich wzrokiem.
Ron się zbazyliszczył. Tego jeszcze nie grali…
Swoją drogą, jak się czyta opka, to naprawdę można pomyśleć, że w Hogwarcie były tylko dwa domy.
W wyciętym fragmencie była mowa o tym, że nowy chłopak Ginny jest z Ravenclawu. Choć prawda, że w tym opku Ravenclaw i Hufflepuff praktycznie nie istnieją.


Uśmiechnęłam się słodko i powolnym krokiem, obdarzając po kolei każdego chłopaka jednym spojrzeniem [i odhaczając każde w notesiku, żeby przypadkiem ktoś nie dostał nadprogramowego] udałam się do stołu Gryfonów. Spojrzałam w stronę stołu nauczycielskiego i wyłapałam ciekawski wzrok Snape'a.
Ciekawski wzrok to taki, który sam leci w dziurkę wydłubaną w ścianie szatni dla dziewczyn.


Zaśmiałam się w duchu i usiadłam pomiędzy chłopakami.
- Hermiono chcieliśmy ci ... - zaczął Fred.
- Powiedzieć, że wyglądasz ... - powiedział George.
- Dzisiaj niesamowicie - skończyli razem szarmancko się uśmiechając.
- Dziękuje chłopcy - uśmiechnęłam się promiennie.
Szczęście, że Hermiona nie przypomina charakterem nastoletniej Idy Borejko - tamta, słysząc komplementy na temat nowej fryzury i stroju, tylko rozważała ponuro, jakie to nieuprzejme, tak wciąż jej przypominać, że w poprzednim wcieleniu nie była zbyt atrakcyjna.


- Herm, patrz nawet Malfoy nie może odciągnąć od ciebie wzroku - szepnęła Ginny.
Ciągnie i ciągnie, odciągnąć nie może!


Po śniadaniu udaliśmy się na Transmutacje. Próbowaliśmy robić to co na poprzedniej lekcji i oczywiście tylko mnie się to udało dzięki czemu zyskałam punkty i komplement na temat mojego wyglądu od profesor McGonagall.
Borze, ona też? Myślałam, że Amortencja działa tylko na płeć przeciwną… (hm, a może to zależy od orientacji zażywającego, a co my w sumie wiemy o życiu prywatnym McGonagall…)



[na lekcji OPCM]


- Mal... Draco czy mogłabym dzisiaj usiąść z tobą - powiedziałam trzepocząc rzęsami.
- On siedzi ze mną szlamo - wysyczała Pansy.
- Nie rozmawiam z tobą tylko z Draco, Parkinson - powiedziałam chłodno mierząc ja spojrzeniem.
Tak. Od Ciętych Ripost nie uciekniemy.


- Co się stało z dawną Granger, co? Dobrze usiądź ten jeden raz - powiedział uśmiechając się chytrze. Dotknął mojego policzka, przybliżył się i szepnął mi do ucha - Zawsze wiedziałem, że na mnie lecisz - mówiąc to akurat przyszedł Snape i z wściekłością wrzucił nas do klasy.
Normalnie widzę Severusa, jak podnosi razem Hermionę i Dracona, po czym rzuca nimi jak workiem kartofli (aby pokazać, jak Hermiona “leci”).
Działał w afekcie. Adrenalina robi straszne rzeczy z człowiekiem.


Miło się zapowiada. Nie dość, że muszę siedzieć z Malfoy'em i próbować go w sobie rozkochać to do tego zazdrość profesora zamienia się we wściekłość. Oj będzie ciekawie.
Oj, zaciągnie cię do wyra i udusi!


Jeszcze nikt nie widział Snape'a w takim stanie. Zabijał wzrokiem wszystkich, a na mnie nawet nie spojrzał.
Dzięki czemu przeżyłaś tę hekatombę. Ktoś przecież musi siedzieć na szlabanie.


Prowadził wykład o Szyszymorach co jakiś czas dogryzając Harremu i Ronowi, a raz nawet Malfoy'owi gdy ten niby niechcący położył rękę na moim udzie. To było obrzydliwe no ale musiałam pozostać w roli przez ten głupi zakład.
To JEST obrzydliwe. Nie wiem, czy bardziej mam ochotę strzelić w ucho Hermionę, żeby się ogarnęła, czy aŁtorkę za robienie z niej takiej bezwolnej dziumdzi.
Czy za pomysł, że obmacywanie się na lekcjach może nie jest miłe, ale konieczne.


Kiedy zabrzmiał dzwon wszyscy zaczęli pośpiesznie wychodzić z klasy. Kiedy byłam już przy drzwiach usłyszałam:
- Panno Granger, proszę zostać - powiedział tym swoim hipnotyzujący głosem. Co? Jakim hipnotyzujący. To on ma się we mnie zakochać, a nie ja w nim. Zresztą nieważne.
Ano nieważne, to jest sevmione, więc mają się miziać, a kto się w kim zakocha, to naprawdę drugorzędna sprawa.
I tylko nieszczęsny Draco z przyzwyczajenia leci z łapami do Hermiony.
Ron też się jeszcze nie zorientował, że kanon leży schlany w krzakach.
Bo to jest Ron deuterokanoniczny i ogólnie wolno kojarzy.
Szczęście, że to wersja soft, bo opkowy Ron w wersji hard upokarza, bije, gwałci...


- Tak panie profesorze?
- Zdecydowałem, że szlabany będziesz odbywała jeszcze w poniedziałki, a więc widzimy się o 20 – powiedział lodowatym i obojątnym tonem nie zaszczycając mnie nawet przelotnym spojrzeniem.
Facet! Wyjesz z tęsknoty za uczennicą, więc możesz dać szlabany codziennie. Nie po to się jest profesorem, żeby się aż tak męczyć.
On wie, że w jedzeniu miodu najlepsza jest chwila tuż przed otwarciem słoika.


- Za co? – powiedziałam sucho.
- Za obmacywanie się z Draconem na lekcji – tym razem podniósł głowę i zaczął mierzyć mnie od stóp po głowę, a ja zauważyłam po raz kolejny błysk w jego czarnych na pozór pustych oczach.
Nieee!!! Ten Snape to chyba jakiś kuzyn Lokiego i Donara, bo już trzeci raz aŁtorka raczy nas szczegółowym opisem jego patrzałek.


- To Dracuś złapał mnie za udo nie ja go – powiedziałam niby obrażonym tonem kładąc nacisk na zdrobniale powiedzenie imię Malfoy’a.
Jak jest zazdrość, to w sprawę musi być zamieszany Jago.
Harry też był wplątany - w końcu zazdrość to zielonooki potwór.
Zielone Kilińskiego oczy, jak oczy upiora spod darni zaczęły mrugać porozumiewawczo.
Loki podejrzliwie łypał zza węgła.


- Dracuś? A więc on jest twoim wybrankiem względem zakładu – w tym momencie jego brew pognała do góry.
Niech on ją sobie przypnie albo coś…
A potem ludzie się dziwią, jak im coś z sufitu prosto w talerz spada
...coś włochatego jak gąsienica.


- Wie pan, teraz jakby się zastanowić dość liczna grópa [czy chce nam się komentować tego byka?] chłopców się za mną ugania, więc mam wybór..- powiedziałam przygryzając wargę i dzięki temu jego oczy powędrowały na moje usta [a nie mówiłem?] – Zdecydowałam, że będzie to Ślizgon.
Zawsze miałam słabość do węży.


- Ach tak? Najpierw chciałaś poderwać nauczyciela, który jest Ślizgonem, a teraz jego podopiecznych..- zamruczał wstając.
Wyobraźnia podsuwa mi obraz mruczącego uwodzicielsko profesora.
Miał już wysokie stężenie Amortencji we krwi.


- Niech pan się nie okłamuje, nie podrywałam profesora. Prawda boli hmm? – spojrzałam na niego podnosząc brew tak jak on ma w zwyczaju.
Snape położył dłonie na sercu i pochylił głowę.


- Tak masz rację, boli. Powiesz mi jak bardzo?
A może pobawimy się w doktora?


W końcu taka Gryfoni [jak grafini, tylko bardziej] jest zbyt dumna żeby przyznać się iż na nauczyciela nie działają jej wdzięki – powiedział szeptem podchodząc do mnie.
I miał łzy w oczach.


- Naprawdę nie działają? – przekręciłam głowę w bok – To czemu profesor stoi tak blisko ? – rzeczywiście prawie stykaliśmy się ciałem, czułam jego przyśpieszony oddech i modliłam się żeby on nie słyszał walenia mojego serca.
“Waleń mojego serca” - napiszę kiedyś takie opko.


Cóż muszę wygrać ten zakład. Muszę to zrobić nawet jeśli umrę na następnej lekcji lub wcześniej.
Oto prawdziwa dusza hazardzistki!


Po wysłuchaniu głosów w mojej głowie zdobyłam się na tą cholerną, Gryfońską odwagę i położyłam swoją dłoń na jego policzku gładząc wystającą kość policzkową.
Grangerowie nie byli przecież rozwiedzeni, a ta lgnie i lgnie...


– Myśli profesor, że nie widzę tych błysków w pańskich oczach – mówiąc to przekręciłam głowę w drugi bok [ze zgrzytem zardzewiałych zawiasów], zabrałam rękę  i  [zapakowałam do torby] wyszłam nie czekając na jego reakcję.



Czemu mi się to podobało? To nie mogło mi się podobać. To mój nauczyciel, którego nienawidzę, szanuję, ale nie lubię.  
Takie oczytane dziewczę powinno wiedzieć, że od nienawiści do miłości tylko krok! Zwłaszcza w Dramionach, Sevmionach i wszelkich innych fap-fikach.


Dokoniłam chłopców akurat kiedy wchodzili do Wielkiej Sali,
Znaczy: dogoniła ich galopem, rżąc przy tym?


a więc w spokoju mogliśmy porozmawiać, przynajmniej jeszcze chwile temu było spokojnie.
- Hermiono jak mogłaś usiąść z Malfoy’em – Harry wypluł to nazwisko.
- Właśnie, zdradziłaś nas – wybąkał obrażony Ron.
- Wcale nie. To jest zakład. Założyłam się z pewną osobą, że poderwę paru Ślizgonów, wybaczcie.
O właśnie. Mamy tu czarno na białym, że “ktokolwiek byle nie z twojego domu” oznacza Ślizgona.


Przecież wiecie jak was kocham – uśmiechnęłam się słodko co przyniosło zamierzony efekt.
Chłopcy momentalnie zrobili maślane oczy i odeszli mamrocząc: “Ona nas kocha, ona nas kocha…”


Co jakiś czas zerkałam na Malfoy’a i puszczałam mu oczka tylko po to aby wkurzyć Snape’a.
Bo Snape siedział nad stygnącą zupą i nie odwracał wzroku.


Wiedziałam, że mnie obserwuje, czułam jego wzrok na sobie..po raz kolejny.
A w powietrzu latały feromony wielkie jak arbuzy.


[kolejna lekcja Eliksirów]


Oczywiście Snape jak Snape musiał zrobić słynne wejście smoka, a już dzięki temu prawie dostałam zawału.


- Kto mi powie do jakich eliksirów używamy krwi nietoperza ? – powiedział lodowato. Moja ręka już miała wystrzelić w powietrze jednak powstrzymałam się przypominając sobie wcześniejszą sytuacje. Nietoperz prowadzi lekcje o krwi nietoperza, przypadek? zaśmiałam się w duchu.
PSZYPADEG? NIE SONDZĘ!


Snape rozejrzał się po klasie i z wrednym uśmieszkiem powiedział – No to może panna Granger odpowie na moje pytanie.
- Używa jej się do sporządzania eliksirów służących do widzenia w ciemności.
Dodawana do eliksirów miłosnych ma właściwości wiązania ukochanej osoby – powiedziałam zażenowana.
Robi się z niej eliksir BDSM.
Z funkcją wiszenia głową w dół.


- A więc dzisiaj przygotujecie mi któryś z tych eliksirów, ale pannę Granger zapraszam do mnie – wskazał na przed chwilą wyczarowane naprzeciwko swojego biurka krzesło. Ze sercem w gardle podeszłam do niego i usiadłam na wyznaczonym miejscu.
No i tak. Mamy po jednej stronie sali grupę nudzących się nastolatków, z drugiej - profesora i uczennicę, którzy rozmawiają o uczuciach.
Wypisz wymaluj geografia w moim liceum, z tym, że zamiast “uczuć” powinien być “sport”.


- Granger w co ty pogrywasz? – wysyczał tak abym tylko ja mogła go usłyszeć.
W Słodki Flirt?


- Co-o ma pa-an na myśli?
- Jak to co? A to co wydarzyło się po naszej pierwszej lekcji?
- Chciałam panu udowodnić, że JA pociągam pana, a nie na odwrót – powiedziałam już w większą odwagą, raz się żyję.
W tym momencie uczniom z rąk wypadły wszystkie fiolki i kociołki z napojami miłosnymi.


- Grangerrr! Wbij sobie to do tego pustego łba : NIE POCIĄGASZ MNIE – powiedział dość głośno jednak nikt już nie zwracał na nas uwagi.
Taaaaaaa…
Nie, JUŻ nikt na nich nie zwracał uwagi.
A, tak. Te opary.


- Czyżby? To czemu kiedykolwiek się na pana spojrzę ma pana oczy świecą?
- Nie pomyślałaś, że może odbijają światło ? – uśmiechnął się wrednie.
- Jestem pewna, że nie.
- Mylisz się i to bardzo.
- Tak pan myśli ?
- Ja to wiem – zadzwonił dzwonek.
My też to wiemy! - zagrzmiały trąby.


Wszyscy oddali fiolki z eliksirem i wybieli z lochów [żeby na schodach oddać się obłapce], ale mi nawet nie śniło się żeby wychodzić.
Bo tu aż bulgotało od afrodyzjaków.


- Chce się pan przekonać? – nawet nie zauważyłam kiedy wstałam i podeszłam do niego.
- Pff, jakbyś mogła mi coś zrobić – mówiąc to on także wstał i zbliżył się do mnie.
- No i co mi zrobisz, co mi zrobisz, co? - podskakiwał, nadymając się jak kogucik.


Niewiele myśląc stanęłam na palcach i wpiłam się w jego lodowate usta. Były stworzone do długich i namiętnych pocałunków. Takie delikatne, jeśli tak można nazwać usta zgorzchniałego  [!!!] Nietoperza.
Łagodność i delikatna goryczka… to musiał być Pilsner Urquell.


Myślałam, że już nigdy tego nie zrobi, a jednak. Odwzajemnił pocałunek. Jego ręce znalazły się na mojej tali i przyciągnął mnie do siebie. Moje ręce owinęły mu się na karku, a palce wplotły się w jego dość długie, czarne włosy. Z czasem nasze wargi zaczęły ze sobą w spół pracować,
Z podniecenia Hermiona dostała czkawki.


całowaliśmy się coraz namiętniej. A ja chciałam żeby ten pocałunek trwał wiecznie. Delikatnie przejechałam językiem po jego wargach. Odpłacił mi tym samym po czym wsunął język w moje rozchylone wargi. I nagle oderwaliśmy się od siebie. Chciałam żyć chwilą i nie martwić się o konsekwencje. Chciałam być z nim tu i teraz. Chciałam go czuć, jego dotyk, jego oddech, zapach.
Wtem! Podskoczyła, wygięła się w łuk i zaśpiewała “Chcę, byś mnie miaaaaauuuu! Chcę, byś mnie miaaaaaauuuuu!!!”


- Przepraszam profesorze – spuściłam wzrok i poczułam jak rumieniec wkracza na moje policzki, ale nic innego nie pozostało mi, musiałam czekać aż wybuchnie.
Ten rumieniec wybuchnie. Sala będzie wymagała starannego czyszczenia.


- Żałujesz tego ? – spytał dziwnie zachrypniętym głosem. Jak dobrze, że nie wiedział co teraz czuje, jak na mnie działa, musiałam go okłamać, ale jakoś każda część mojego ciała, a także umysłu krzyczała żebym powiedziała prawdę, a po tym po raz kolejny złączyła się z nim w pocałunku.
Poznacie prawdę, a prawda was wyzwoli!


- Ja… jaaa..  jaaa, gut… – nie mogłam zdecydować, którą odpowiedź wybrać. Tak czy nie? Jedno słowo mogło wszystko zmienić. – Nie, nie żałuje tego profesorze. Gdybym mogła zrobiłabym to jeszcze raz – powiedziałam z odwagą.
Prawdziwa gryfonka nie cofnie się przed niczym!


Spojrzał na mnie badawczym wzrokiem, pewnie zastanawiając się czy sobie kpie czy może ktoś rzucił na mnie potężny urok. Kiedy w moich oczach ujrzał stanowczość, pewność siebie i najważniejsze trzeźwość jego oczy zabłysły.
Snape miał przynajmniej na tyle przyzwoitości, żeby nie obłapiać pijanej uczennicy.
Pijana to może nie była, ale naćpana po same uszy oparami Amortencji - owszem.


Przyciągnął mnie do siebie i nagle wszystko przestało istnieć, gdy znów poczułam na ustak [to po góralsku?] smak jego warg. Były chłodne, ale słodkie, chciałam, aby ta chwila trwała wiecznie, chciałam więcej, żeby trwała dłużej... Ale, niestety... był to jedynie ułamek sekundy.
Pocałunek trwał krócej niż przeczytanie CMOK!


Kiedy oddaliśmy nasze wargi, ciągle jednak będąc zbyt blisko siebie, wyszeptałam mu do ucha: "Nigdy nie będę tego żałowała", on, jakby chciał odpowiedzieć to samo, jednak milczał i ponownie jego usta znalazły się na moich w bardziej gorącym, dłuższym pocałunku.
Uznał, że jedno CMOK! mu nie odpowiada.


Nie chciałam od życia nic więcej, tylko go i niczego więcej. Naszymi ciałami zawładnęło pożądanie, ale to wszystko nie mogło trwać wiecznie.
Biedny Severus… Niech idzie do pani Pomfrey, są na to przecież jakieś tabletki.


Po krótszej lub dłuższej chwili oderwaliśmy się od siebie, a on uśmiechnął się smutno i dał znak abym wyszła.
Hermi zrobiła swoje, Hermi może odejść.


Kiedy znalazłam się na korytarzu nie liczyło się dla mnie nic oprócz tego co wydarzyło się w klasie.
Dobrze byłoby, gdyby zwracała uwagę na schody, albo zakręty.


Udałam się z nieobecnym wzrokiem na Numerologie, ale za nic w świecie nie mogłam się skupić. Wciąż widziałam tylko jego czarne jak oddchłań oczy i usta, które smakowały tak wyśmienicie.
Kiedy zdążysz się przyzwyczaić do słowa “otchłań” zapisywanego przez “d”, to nagle aŁtoreczka zaskoczy cię podwojeniem. That’s pretty odd.


Myśląc o nadchodzącym szlabanie dreszcze przechodziły po moim ciele. [!!!]
Myślące Dreszcze - to brzmi jak nazwa nowego wynalazku braci Weasleyów.


Już nie mogłam się doczekać.
Der Schlagbaum sollte oben sein
Szlaban nadchodzi, semafor się unosi. Każdy miałby dreszcze.
WEŹCIE. Zobaczyłam Snape’a z armatką Tilla...


Z lochów przesiąkniętych oparami Amortencji pozdrawiają: Babatunde Wolaka robiący słynne wejście smoka, Kura podrzucająca petardy do kociołków i Jasza z fiolką płynu odstraszającego rekiny,

a Maskotek spaceruje nad jeziorem i łypie znacząco na Wielką Ośmiornicę.

32 komentarze:

Frikey Slender pisze...

Pierwsza ^^"

Gdyby nie wasze komentarze, ja nie wiem jak bym zniosla to opko. Hermiona w wersji "mam 15 lat i potrzebuje dojrzalego faceta" jest dla mnie nie do przyjecia. A Snape zostal zamordowany i podmieniony, na pewno.

Eliksir BDSM i Snape Lee zrobili mi dzien, dziekuje serdecznie :)

blinkowa

Anonimowy pisze...

A mnie się najbardziej podobało,ze profesor Q. ma coś na głowie i wierszyk.Urocze.
Nie było to opko takie najgorsze..


Chomik

murhaaja pisze...

"Nie mógł już prowadzić zajęć, miał coś poważnego na głowie." - ten bezczelny komentarz mnie zabił xD
blaszana konewka i stado dzików też xD
zbazyliszczył - cudne słowo ^^
Waleń mojego serca - kolejna idealna nazwa dla jakiegoś punkowego zespołu xD

opko uroczo klasyczne, ale czemu analiza taka krótka? no, może nie tak bardzo, ale bywały tu takie które w pracy dwa dni czytałam, a tu co? :D więcej!

Anonimowy pisze...

Genialne, a "coś poważnego na głowie" i waleń wygrali analizę :D

Tonks

Anonimowy pisze...

Się dziwicie, że poranne czynności zajmują jej 'niespełna pół godziny' żeby wyglądać? To popatrzcie niżej: udała się do dormitorium i poszła spać. Znaczy się, legła jak stała, bo nie wierzę, by marysójka 'zapomniała' napisać o prysznicu czy kąpieli. Zatem 'to wszystko' (mycie skóry, włosów, zębów) odbywa się rano.
Opko nie takie znowu najgorsze zważywszy, że 'założyła rurki' a nie je 'ubrała'.
A tak na marginesie: internet naprawdę działa. Za moich czasów nauczyciele byliby najszczęśliwsi, gdyby jakiś uczeń po lekcjach NAPISAŁ COKOLWIEK oprócz pracy domowej(a prawdę pisząc, byliby wystarczająco szczęśliwi, by uczeń 'odrobił' chociaż pracę zadaną do domu). Teraz uczniowie piszą - a jakże, nawet publikują w necie. Widać pisanie 'do netu' jest bardziej ciekawe niz pisanie wypracowań w zeszycie czy do tzw. gazetki szkolnej (a rzucało się wędki w stylu: moja miłość, moje ulubione zwierzę, moja poezja, moja ulubiona książka - i gwarantowało anonimowość. Nie działało. Trzeba było robić 'łapanki chętnych' albo stawiać warunki: zaliczysz biologię, jak napiszesz o tym, jak dbasz o swoje rybki). Nie wiem, jak to rozgryźć, ale teraz uczniowie przynajmniej się starają coś stworzyć, 30 lat temu napisanie wypracowania na 1 stronę było jakby karą za grzechy przodków. Osobiście pamiętam, jak poprosiłam (o matko - poprosiłam...) ucznia, by opowiedział o tym, jak zabrał psa do weterynarza - dlaczego zabrał, o co pytał lekarz, co lekarz powiedział, co lekarz przepisał/poradził, jak on - uczeń - to zaaplikował/zastosował, jakie były efekty. ZERO ZAINTERESOWANIA. Dziś wszelkie 'kocie/psie forum' na necie przeżywa oblężenie, każdy właściciel psa/kota opisuje swe problemy, porażki i zwycięstwa. Coś więc jednak jest w tym, że 'sieć' pobudza albo przynajmniej zachęca do aktywności.

Anonimowy pisze...

Napalona Hermiona...Nie to nie na moje nerwy. Ale i tak co chwila plułam na klawiaturę ze śmiechu. Wzmianka o arcie mnie zainteresowała i znalazłam coś takiego: http://www.deviantart.com/art/Are-you-sick-367563057
Na kolanach sobie wprawdzie nie siedzą, ale Sevek i tak ma maślane oczy.

Malkontentka

Frej pisze...

Ekhm. W pierwszym tomie stracili po 150 punktów na głowę, więc robi się z tego większa różnica. Inna rzecz, że ile razy się nad tym zastanawiałam, nie miałam pojęcia, dlaczego nie mogli tego nadrobić.

No dobrze, swoje trzy grosze wtrąciłam, mogę z czystym sumieniem wracać do czytania ;)

Niofomune pisze...

@Frej, ale o ile pamiętam książkę, to oni już się przerazili, kiedy McGonagall powiedziała o samych 150 punktach (nie na głowę). A tutaj strata 120 punktów jest przyjmowana lekką ręką i traktowana jako codzienność - gdyby różnice punktowe szły w takie liczby, to strata 450 punktów nie byłaby taką tragedią.

Inna sprawa - w Hogwarcie nie funkcjonują punkty ujemne (jak pokazał piąty tom), więc jestem ciekawa, gdzie gryfoni zarobili tyle punktów, skoro Snape odbierał je im na jednych z pierwszych lekcji w roku szkolnym...

Anonimowy pisze...

Prośba do analizatorów: czy moglibyście zanalizować jakieś opko o yuri, tak dla odmiany? Szczerze mówiąc, nigdy się jeszcze nie spotkałam z analizą o takim temacie.

Anonimowy pisze...

"założyła jasne rurki i czarną bokserkę" zwizualizowała mi się Hermiona w aluminiowych rurkach na nogach, owinięta suczką rasy Bokser

"...wszyscy wsiadali do pociągu. Wybrali najmniej tłoczny wagon" ci "wszyscy", od razu przestał być najmniej tłoczny

"Założyłam się ze Snape'm.
- Co?! Z tym Nietoperzem"
- Nie, z innym Snapem - z myszoskoczkiem

Analiza wspaniała, a opko takie cudnie klasyczne :-) proszę o więcej

Anonimowy z 17:49 wydaje mi się, że nie można porównywać aktywności na blogach/forach z tym co uczniowie prezentują na lekcjach. Mój kontakt z młodzieżą jest ograniczony, więc zdaję sobie sprawę, że moje obserwacje są niemiarodajne, ale z wypowiedzi znajomych rodziców i nauczycieli niejednokrotnie wyłania się obraz dzieciaków, które całą aktywność przenoszą do Internetu, a zadania szkolne (np. wspomniane jednostronicowe wypracowanie), to nadal kara za grzechy, co gorsza taka, którą można zlekceważyć, lub odbębnić na odczepnego.
Z kolei w przeszłości ja i moi koledzy mieliśmy różne zainteresowania pozalekcyjne, ale rzadko mieliśmy ochotę wtajemniczać w nie nauczycieli.

Lothwena

Dzidka pisze...

Chyba nie mogli stracic po 150 punktów _na głowę_, skoro w końcowej klasyfikacji Gryffindor miał 312, Hufflepuff 352, Ravenclaff 426, a Slytherin 472.

Anonimowy pisze...

Jako uczennica liceum myślę, że mogę się wypowiedzieć.
Oczywiście zawsze jest pewna grupa tych, którzy "zlekceważą lub odbębnią na odczepnego". W mojej klasie jednak większość to ludzie, którzy naprawdę dają z siebie wszystko przy pracach pisemnych. Polonistka zawsze pisze dla każdego indywidualne recenzje i czyta na forum klasy najlepsze prace. Jasne, 3/4 uczniów najpierw wyszukuje teksty w necie (np. na sciaga.pl), ale głównie po to, żeby mieć ogólne pojęcie jak sobie pracę poukładać. Nie jest więc prawdą, że młodzież pisze "na odwal się" - przynajmniej w moich kręgach :)Myślę, że to w dużej mierze kwestia dobrego nauczyciela.

A co do opka, to powiało klasyką <3 Wild opko in its natural habitat.
Fajnie poczytać coś, co nie jest totalnie zue pod względem gramatycznym, ortograficznym itd. a nadal bawi.
~A

Unknown pisze...

Opko cudownie kanoniczne, miła odmiana po wypadających ślepiach Lokiego:) Podczas czytania naszło mnie pytanie - spotkaliście się kiedyś z opkiem z Ronem w roli głównej/truloffa? Czy rudy na wieki wieków pozostanie tym gópim kolegą Pottera, którego trzeba się jak najszybciej pozbyć z historii?

Anonimowy pisze...

Yay, klasyka!!!
Pomysły kolejnych paringów trochę mnie przeraziły, po raz pierwszy nie byłam w stanie wyobrazić sobie czegoś takiego...
Pluskwołak...Hmmm...Ciekawe czy Hagrid już jakiegoś przygarnął?
Tytuł "Waleń mojego serca" jest trochę w stylu Ani Shirley, ona też gustowała w tego typu hasłach, choć nieco może logiczniejszych.
"Oddchłań" z niewiadomej przyczyny skojarzyła mi się z jaskinią Oodów.
Reszta równie piękna. Czekam już tylko na opowiadanie i reklamę Myślących Dreszczy.
Ejżja

Anonimowy pisze...

"Pod względem stylistycznym cały powyższy fragment, dotyczący poszczególnych lekcji i co na nich było, uderzająco przypomina mój pamiętnik z podstawówki, z tą różnicą, że ja nie jadłem skrzydełek" - Babatunde, ale czy to oznacza, że chodziłeś na numerologię ;)?

Anonimowy pisze...

To jeszcze raz ja, Anonim z góry.

"a co my w sumie wiemy o życiu prywatnym McGonagall" - sporo wiemy z Pottermore, właściwie wszystko wiemy, co jest i straszne, i smutne, i może lepiej było nie wiedzieć, no ale odwiedzieć się nie da

"Swoją drogą, jak się czyta opka, to naprawdę można pomyśleć, że w Hogwarcie były tylko dwa domy" - właściwie sama Rowling też za dużo miejsca R. i H. nie poświęca, to takie trochę zapychaczo-rozpychacze, więc trudno się dziwić, że ich droga przez opki jest marginalna

Leleth pisze...

@Dzidko - nie Ravenclaff, Ravenclaw, claw jak pazur.
@Frej - żadne 150 za każdego, 150 razem.
"A Gryffindor traci przez was pięćdziesiąt punktów.
- Pięć... dziesiąt- wyjąkał Harry. W ten sposób utracą prowadzenie, które zdobyli podczas ostatniego meczu quidditcha.
- Po pięćdziesiąt punktów za każde z was - oświadczyła profesor McGonagall, sapiąc głośno przez swój długi, ostro zakończony nos."
@Kuro - Autorka ma w kwestii zaklęcia na włosy wyjątkowo rację, Hermiona nie musiała takiego znać. Przed balem użyła płynu do włosów, nie magii.
"Hermiona znowu miała na głowie burzę gęstych, poskręcanych włosów. Wyznała Harry’emu, że przed balem użyła dużej ilości płynu do włosów „Ulizanna”.
— Ale przecież nie będę tego robiła codziennie, za dużo zachodu — stwierdziła rzeczowo".

Poza tym analiza dobra, a opko rozkosznie durne.

Kot Pik pisze...

I co, to wszystko? Już? Tak bez seksów?
I'm not impressed ;D

Annorelka pisze...

Fragment o gołym skrzydełku to mistrzostwo. :D

Niofomune pisze...

Właśnie, coś mi się nie zgadzało z tymi 450 punktami. Rzeczywiście, to było po 50 na głowę, a już samo 50 wywołało panikę.

Anonimowy pisze...

Ta amortencja wyjaśniałaby też zamek romansujący z kałamarnicą/ośmiornicą z jeziora.

Krakatoa

Anonimowy pisze...

Ja bym tylko chciała wiedzieć, jak to jest ubrać (SIĘ!) w sukę rasy bokser lub też zasięgnąć informacji, jakaż to musiała być pogoda, że jedna czy druga dziewczyna postanowiła ubrać wyżej wymienioną suczkę w cokolwiek.
Albo... no nie wiem - czy one wciągnęły na siebie jedną nogawkę od bokserek męskich?
To mnie, że tak powiem interesuje... /umiera ze śmiechu/
Jak szanowni analizatorzy mogli tego nie zauważyć?
Analiza cudowna!
Pozdrawiam - Barty
Hasło: oldsoff.
Spieprzaj dziadu?
/popada w stupor/

Anonimowy pisze...

Miazmat - ulubione słowo Jaszy od kilku analiz :D

Rozkosznie kanoniczne opko.

Korodzik pisze...

Świetna analiza, choć na samym początku opko nie zapowiadało się najlepiej (tj. nawet wyglądało na takie, które da się czytać.)

Dwa momenty, które wywołały u mnie głośny śmiech:
- "- Zawsze wiedziałem, że na mnie lecisz - mówiąc to akurat przyszedł Snape" - wyobraziłem sobie Snape'a, jak wtrąca się takim tekstem do rozmowy uczniów...
- "- Ja to wiem – zadzwonił dzwonek." No cóż, skoro w Hogwarcie są gadające obrazy, to może być i wymądrzający się dzwonek...

Korodzik pisze...

Aha, i przegapiliście zdanie o uczniach, którzy "wybieli" z lochów... Najwyraźniej Hogwart to nie tylko technikum fryzjerskie, ale i pralnicze :)

szarosen pisze...

W ten sposób wyobrażam sobie zajęcia z eliksirów, na których Snape przygotował eliksir miłosny, opary są wszędzie i nikt już na nic nie zwraca uwagi: http://www.youtube.com/watch?v=VdrKUXPHEk8

szarosen pisze...

PS. nie wiem, czy ktoś już na to zwrócił uwagę, ale Fred i George nie chodzili do jednej klasy z Hermioną - mimo to na zajęciach z eliksirów prawią jej komplementy ._.

Ten Zenon pisze...

Ja mam jedno pytanie: jakie bokserki aŁtorka ma na myśli?

Babatunde Wolaka pisze...

"Bokserka" to nowa nazwa "bluski na naramkach". Właśnie dziś słyszałem w radiu dziewczynę, która zapowiadała, że za kasę wygraną w konkursie kupi sobie m.in. bokserkę i dwie bluzy.

Unknown pisze...

Co aŁtorka zrobiła z Hermioną? Co aŁtorka zrobiła ze Snapem, Co aŁtorka zrobiła z logiką i językiem polskim? ;_;

Anonimowy pisze...

Nikt nie zwrócił na to uwagi, bo rzecz się działa w Wielkiej Sali, a nie na zajęciach._.

Anonimowy pisze...

"No i znowuż jesteśmy w czasoprzestrzennym pomieszaniu, bo przecież Hermiona znała takie zaklęcie, zastosowała je na Balu Bożonarodzeniowym… Cóż, może zapomniała."

A czy to nie było tak, że po Balu Hermiona przyznała się Harry'emu, że do ułożenia włosów użyła sporej ilości jakiegoś magicznego specyfiku o nazwie Ulizanna?..

Lowe!
Lynx