piątek, 18 lutego 2011

43. Nie wie lewica, co czyni prawica, czyli Potomstwo z różnych kończyn (1/2)


Myślicie, że wiecie wszystko o wampirach, ich charakterze, zwyczajach i zachowaniu? Ależ skąd. Autorka tego opka odkrywa przed nami całkiem nowe fakty i mity. Indżoj!

 Analizują:  Kura, Sineira i Suin.
 
Od Ałtorki:
Jest to blog z, powiedzmy, kontynuacją życia po śmierci Lestat'a de Lioncourt'a. Ściślej mówiąc jego córki, Arii. Na wielu wątkach inspiracją były dla mnie książki Anne Rice, 'Kroniki Wampirów', a więc jeśli nie chcesz tego czytać, zapraszam do wyjścia.
Ależ chcę... Z perwersyjną rozkoszą!
NA wielu wątkach, powiadasz? Cóż, przewiduję porażkę na każdym polu...
 
Będę tu publikowała moje opowiadanie o pewnej wampirzycy... Może to byłam ja? A może cały czas nią jestem?
Nic nowego, każdy piszący przechodzi przez ten okres.

Moim mistrzem - Anne Rice i to można powiedzieć jest kontynuacja jest wspaniałej serii "Kroniki Wampirów", a dotyczy przynajmniej bezpośrednio Lestata i jego życia i właśnie życia Arii. Jego nieśmiertelnej córki.
Biedny Lestat. Ale zauważmy, iż aŁtorka NIE użyła słowa "bynajmniej". To się liczy, prawda?
Ja tylko tak po cichu przypomnę, że Rice swego czasu zabroniła wykorzystywania stworzonych przez nią postaci w twórczości fanowskiej. Mądra kobieta, wiedziała, co robi!

 Nie wiem, czy jakiekolwiek sens będzie miało to opowiadanie, bo już raz publikowane nie znalazło uznania, ale może to się zmieni. Pozdrawiam.
Albowiem opowiadanie, wciskane czytelnikowi kilka razy, nagle zyskuje niespotykany aromat. Zgnilizny?
Niektórzy lubią odgrzewane kotlety.


Rozdział 1 ...początek...
Oryginalny tytuł, niewątpliwie.

 
Gdy usłyszałam dźwięk policyjnej syreny podniosłam głowę, a na brudny beton spadła kropelka krwi. Oblizałam się i pozostawiając swoją ofiarę w ciemnym zaułku odpłynęłam w ciemność poza miastem.
Ona pływa! Pływa w ciemności! Wow!
Pozostawiając również odciski palców. Parę dni później obudziłam się w więzieniu, szlag... szkoda, że cela miała okno wychodzące na wschód...
 
Mój dom, jeśli można go tak nazwać,znajdował się kilkadziesiąt kilometrów za Londynem. Ale dla mnie takie odległości nie stanowiły żadnej przeszkody. Uniosłam się tylko kilkanaście centymetrów nad ziemią, by nie wzbudzać podejrzeń przechodzących przypadkowo śmiertelników i sunęłam nieprawdopodobnie małą, jak na moje możliwości,prędkością w stronę domu.
Bo zwykłe chodzenie nie jest trendi, dżezi i kul.
Nie ma to jak zdrowy, kilkudziesięciokilometrowy spacerek przed snem.
 
Ciemność, wszędzie gdzie tylko spojrzeć otaczała mnie ciemność, tak znienawidzona i tak bardzo przeze mnie kochana… Posiadam tą „doskonalszą” krew,
Trzykrotnie filtrowaną?
Mów dalej maleńka, diaboliści czekają.
 
wiec nie muszę zbytnio się martwić światłem słonecznym. Ale jednak nigdy nie ryzykowałam.
No pewnie. Jeszcze by się okazało, że iskrzy w słońcu jak niejaki Edward. I byłby wielki wstyd przed innymi wampirami.
 
Jeszcze jako człowiek miałam wielu przyjaciół, teraz zaledwie kilkoro nieśmiertelnych i tylko dwie zaufane osoby wśród śmiertelników.
Definicja "przyjaciół" bywa nader szeroka. Ja tam wolę jakość niż ilość.
 
Ryan i Rebeka, którzy swoją drogą byli parą. Nie chcieli przyjąć Mrocznego Daru, jakim była moja wampirza krew. Sama mogłabym ich bez trudu załatwić, ale nie ośmieliłabym się.
I kolejna kretynka łamiąca prawo maskarady, czasy bywają takie ciężkie, Archonci i Egzekutorzy mają tyle roboty.
Ciiicho, nie denerwuj się. To nie ta bajka.
 
Byłam młódką gdy to mój „ojciec” przekazał mi ten dar. Teraz do końca będę miała 18 lat.
Ja rozumiem, że Lestat był estetą. Ale przemienianie nastolatków ma jedną, poważną wadę. Trzeba się z nimi potem użerać przez całą cholerną wieczność. Wyobrażacie sobie wieczność z kimś, kto mentalnie nigdy nie dojrzał?
Cóż, ałtoreczki uważają to za całkiem normalne. Zapewne dlatego, że nie mają porównania.
 
To ma swoje dobre strony. Śmiertelni, ci których tak bardzo pragnęłam, oglądali się za mną na ulicy czy gdziekolwiek.
Bo, oczywiście, niewiasty powyżej lat nastu stoją już nad grobem i nikt się za nimi nie ogląda.
 
Niestety często potem stawaliśmy się kochankami, a dla nich kończyło się to śmiercią.
Niestety? Dlaczego niestety? Dobry posiłek nigdy nie jest zły.
 
Moje idealne ciało wabiło idealne ofiary.
Idealne ciało? Znaczy co, z przodu decha, z tyłu decha i na dodatek siano we łbie? No bomba...
Ofiary też były "idealne", czyli miały mentalność drwala. Rżnęły wszystko, co się nasunęło.
 
Tak było dobrze.
No to się zdecyduj, czy dobrze, czy niestety.
 
 -Aria, obudź się. – szepnął ktoś. To był Aaron. Mój śmiertelny brat i nieśmiertelne dziecko.
To się nazywa siostrzana miłość. Niech ją drzwi ścisną.
Również matczyna.
Wampirze stosunki rodzinne bywają skomplikowane, prawda... tatusiu?
*Odkaszlnął* 
 
Nie był wiele starszy ode mnie, ale dużo później otrzymał Dar. Długo musiałam utrzymywać przed nim w tajemnicy, że jestem kim jestem. Ale gdy już się o tym dowiedział sam zapragnął być tym czym ja się stałam.
Bezrefleksyjna młodzież. A potem się tego plączą całe tabuny i przyzwoity wampir nawet nie może spokojnie zapolować.
 
 -Już wróciłeś? – spytałam w ciemność.
Inwestycja w żarówki wydaje się być dobrym pomysłem, albo otworzenie oczu.
 
 -Jak widać…
Miał na sobie czerwony satynowy garnitur.
Czerwony satynowy garnitur, Borze Liściasty. Mogę mu pożyczyć bieliznę do kompletu. <wybucha śmiechem>
A złote sygnety miał? A łańcuch? A wąsik-alfonsik?
 
Nienawidziłam jego wyobrażeń o wampirach. Do tej pory wydawało mu się że może się zmienić w nietoperza.
To akurat nie każdemu jest dane, droga posiadaczko "doskonalszej" krwi:>
*Spogląda z ukosa na czerwony, satynowy garnitur* Wolę nietoperze.
 
 - I dla kogo się tak wystroiłeś? Dla kolejnej ofiary?
 - Nie mów tak. Dla mnie oni zawsze będą kochankami. A kochankowie zawsze muszą coś poświęcić, żeby być razem… W ich przypadku jest to życie… - westchnął teatralnie. 
<Teatralnie przewraca oczyma>
*Litościwie opuszcza kurtynę*
 
- Dobrze, jak wolisz.
- Poza tym nie tylko ja chcę się podobać śmiertelnikom, hę? – spojrzał krytycznie na moje skąpe ludzkie ubrania.
Ba, ja też się lubię podobać śmiertelnikom, ale nie zakładam czerwonego satynowego garnituru!
 
- Wypchaj się. – pokazałam mu kły i wstałam z łóżka.
Ukazywanie kłów zawsze uważałem za zaproszenie do walki, widać zboczenie zawodowe.
<Szczerzy kły>
Don't push me.
 
Dochodziła 1 w nocy. Choć w domu nie było zegarów, wiedziałam. Czasem przydają się te zdolności.
Dar Ciemności zawsze pozwala wampirom dokładnie ustalić porę nocy. Argh!
Patrz, jakie to pożyteczne! Może poszukamy takiej "doskonalszej" panienki i...
Chyba wolę zegarek sobie kupić.
 
Niedługo mieli przyjść Rebeka i Ryan.
~~~~
- Widzę, że jak zawsze punktualni. Wejdźcie. – uśmiechnęłam się i wpuściłam ich do środka
- Tak. Dzięki, że zechcieliście się z nami spotkać.
- Macie jakąś konkretną sprawę?
- Musicie się stąd wynosić. W okolicy pojawiał się ostatnio Łowca.
- Znowu?
Łowcy to byli ludzie, lub inne kreatury, polujące na wampiry. Dlatego nigdy społeczność wampirów nie mogła zakładać własnych osad, bo Łowcy mogliby wyniszczyć nas docna. A tego nikt nie chciał.
Nie licząc owych łowców.
Oraz całej reszty ludzkiego społeczeństwa, które jakoś nigdy (nie wiedzieć czemu) nie potrafiło zaakceptować siebie w roli pożywienia.
 
- Tak. Ryan naraził się takiemu w kawiarni Enigma. Miał ten znak na szyi.
Czy każdy łowca ma ten znak? Hmmm.
Taaaa, pewnie do tego ma jeszcze białe włosy, bliznę na twarzy i na imię Geralt.
Niektórzy mają skórzane płaszcze, dziwaczne kapelusze i nazywają się Van Helsing.
 
Dlatego postanowiłam jak najszybciej wam o tym powiedzieć.
- Co my byśmy bez was zrobili – drwił Aaron
Zdechli z głodu?
 
- Zamknij się – warknęłam na brata.- Gdyby nie oni już dawno by cię tu nie było.
Stawianie innego wampira w oczach śmiertelnych poniżej 'bydła', z którego piją krew. Ha! Urodzona przywódczyni.
Co ja mówiłam o przemienianiu nastolatków?
 
- Dobra, dobra… -przewrócił oczami.
Tylko gdzie mamy teraz zamieszkać… Londyn był najbardziej dogodnym miejscem dla takich jak my. Anglia zwykle pochmurna, szara i mokra była rajem dla wampirów.
Tu się aŁtorce coś chyba ze "Zmierzchem" pozajączkowało. Nie, tylko mi nie mówcie, że Lestat i jego córka iskrzą się w słońcu!
 
- Pomyśleliśmy już o tym gdzie możecie się zatrzymać. Ludzie podobni do nas mogą was przygarnąć.
Ludzie tacy jak my, Stowarzyszenie Leopolda!
Towarzystwo Przyjaźni Ludzko - Wampirzej.
 
- Nie czaruj Ryan. Możemy sobie zwyczajnie kupić mieszkanie lub dom, ale podaj mi lokalizacje.- Aaron jak zwykle był niecierpliwy.
Ach, więc Ryan zajmuje się pośrednictwem w handlu nieruchomościami?
 
- Skończ Aaron. Dam sobie rade, nie musisz towarzyszyć mi przy każdej rozmowie.
- Nie ufam im – usłyszałam jego niski głos w głowie, po czym chłopak wyszedł z maleńkiego pokoju.
Zdrowa paranoja. Będą jeszcze z niego lu... tfu, chciałam rzec: jest dla niego nadzieja.
 
- Aria, nie chce by coś wam się stało… - Rebeka była roztrzęsiona.
Biedna dziewczyna. Bardzo emocjonalnie podchodziła do najmniej ważnych spraw.
Tak, tak... istnienie wampira, wywołujące u niego nie lada paranoje w momencie zagrożenia życia, jest faktycznie mało istotną sprawą.
 
A przy okazji mój brat ją oczarował i stał się jej obiektem westchnień. Ryan o tym nie wiedział i nie dowie się nigdy.
Chyba, że wróci z pracy wcześniej niż zwykle.
 
- Nie martw się. Jak zwykle damy sobie rade. To teraz przeniesiemy się do Albanii. Według waszych danych tam najrzadziej widywano Łowców. Tak?
Wygooglowali te informacje o Albanii czy jak?
Może albańscy Łowcy lepiej się maskowali.
 
Nienawidziłam ciągle uciekać. Przecież to tylko ludzie. Bałam się ludzi. BAŁAM. Strachu również nienawidziłam z całego serca.
Przyzwyczajaj się, malutka. Potem będziesz się bać innych rzeczy. Gorszych niż ludzie.
A wszystko zacznie się od odbicia w lustrze...
 
Talamasca,jako stowarzyszenie ludzi takich jak Ryan i Rebeka pomagało wampirom przetrwać.Łowcy nie byli wyczuwalni dla nas, a Talamasca miała wtyki wszędzie. Oni również pracowali nad unicestwieniem Łowców.
Taka trochę, khem... samobójcza taktyka, nie?
No wiesz, gdyby Łowcy wybili wampiry, Talamasca miałaby jeden obiekt badań mniej:D Czego się nie robi dla nauki... Oraz perspektyw, ale o tym sza!
 
Ja jako potomkini z pierwszej ręki po sławnym Lestacie miałam niewyobrażalną moc.
Jakby to miało jakieś znaczenie...
Teoretycznie ma, tyle że w świecie Warhammera. Tylko że to znowu nie ta bajka. Ale o czym to ja miałam...? A! Potomkini z ręki... Czemu mam głupie skojarzenia, no czemu, skoro faktycznie ma to sens?
Znaczy, inni są "second hand"?
Napojeni z drugiego nadgarstka;)
 
Mogłam zlokalizować dowolną osobę na świecie, ale Łowcy doskonale opanowali sztukę zamykania umysłów przed takimi jak ja.
Mam potężne moce, jeno jakieś z defektem.
 
Wielu niedoświadczonych żółtodziobów ginęło z moich kłów, ale i to nie powstrzymywało Gildii Łowców do rekrutowania nowych. Nowy nie mógł być takim prostym człowieczkiem, byle kim,ale musiał się z takim darem urodzić. A wielu takich było. Zbyt wielu…
Wierzę i potrafię trzymać kołek w jednej ręce - mam talent!
Obrodziło nam latoś talentami...
 
Zawsze czułam się nieswojo, gdy Ryan i Aaron przebywali ze sobą w jednym pokoju. Aaron wielokrotnie myślał o tym, by wyssać jego krew. Zwykle udawało mi się go odciągnąć, ale nic nie może trwać wiecznie.
I kto to mówi? A poza tym nie mów, że sama o tym nie myślałaś.
 
 - Siostra, my nie możemy tak ciągle uciekać.
 - Uwierz, że ja też tego nie lubię, ale chcę żyć. Jeśli egzystencję wampira można nazwać życiem.
Filozofia mode on.
 
 - Czemu nie stworzymy własnej armii wampirów,dlaczego nie powstaniemy przeciwko Łowcom? Czemu to oni mają nas zastraszać? –oczy błyszczały mu niezdrowo
Twórzcie, twórzcie... na potęgę! Stosy znów zapłoną :D
Bo, durniu jeden, cały dowcip polega na tym, że większość nie wierzy w na... tfu, wasze istnienie?
 
Nadzieja w jego głosie była zdumiewająca.
Tak samo, jak jego głupota.
 
Uśmiechnęłam się pobłażliwie.
 - Dobrze wiesz, że to niemożliwe.Przerabialiśmy ten temat tysiące razy. Musimy ruszać.
 - Ale to tylko jeden Łowca! Dam mu rade,przekonasz się.
Krnąbrny był ten mój brat.
Usiłował się wydostać spod obcasa siostry. Wcale mu się nie dziwię.
 
 - Oni nigdy nie polują samotnie. Przestań już i zbieraj się do drogi.
Ja już dawno pogodziłam się z tym, że sama nic nie zdziałam przeciwko Łowcom. Kilkakrotnie ryzykowałam życiem by przekonać się, iż w pojedynkę nie dam rady. Wiele razy opowiadałam Aaronowi o tym, ale on nadal był uparty.
A ja zawsze sądziłem, że to wampiry są silniejsze od ludzi. No cóż, żyłem w kłamstwie.
To nie jest wampir. To jest córka Lestata, posiadająca "doskonalszą" krew.
 
Rozpuściłam moje długie,czarne jak smoła włosy, ubrałam się bardziej stosownie do drogi, choć nie musiałam tego robić.
Zwłaszcza rozpuszczenie długich włosów przed wyruszeniem w podróż było cholernie "stosowne".
Najważniejszy jest malowniczy łopot na wietrze.
Nie szkodzi, że potem będzie miała na głowie wronie gniazdo...
A może po prostu ma jakąś potężną moc układania sobie włosów?
 
Nigdy zmiany temperatury nie stanowiły dla mnie problemu.Dla brata tez nie, ale oboje w milczeniu zakładaliśmy grube ubrania.Wiedzieliśmy, że jak śmiertelnicy poznają prawdę o nocnych krwiopijcach będziemy jeszcze bardziej zagrożeni.
Zwłaszcza, jak tę prawdę poznają Eskimosi, wyparci z naturalnego środowiska przez nieodczuwających zimna uzurpatorów.
 
Ludzkość sprzymierzona z Łowcami to byłby nasz koniec. 
Rozmyślania o końcu naszej rasy nauczyłam się od śmiertelnych rodziców. Wiecznie tylko mówili że już niedługo nadejdzie koniec ludzkości.
A potem będziemy żywić się zwierzętami! Mlask mlask!
Myślisz, że należałoby zawczasu założyć jakąś hodowlę?
Oczywiście. Jakąś szlachetną, świńską linię krwi.
 
Teraz przekłada się to na wampirzą rasę. Większości własnych cech nie znosiłam. Niestety musiałam do nich przywyknąć. Jak każdy.
Biedactwo. Przemienili ją, zanim zdążyła wyleczyć trądzik?
Co gorsza, do trądziku doszły wystające zęby. Cóż za tragedia, nieprawdaż?
Przed przemianą nie dali jej czasu na ogolenie nóg, teraz musi robić to co noc...
 
 - Aria, nie ten kierunek.
 - Co? A… Ale to nie jest droga do Albanii. –wskazałam na północ – Musimy lecieć na wschód.
Ona jest wampirem czy samolotem? 
Latawicą.
 
 - Skąd ci się wzięło, że lecimy do Albanii?
 - Ryan i Rebeka…
 - Jak zwykle oni. Znam małe miasteczko na północ od Londynu. Rivetown. Tam też nie notowano wielu Łowców.
Albowiem w każdym miasteczku znajduje się komórka Centralnego Urzędu Rejestracji Łowców i każdy łowca zobowiązany jest (na mocy ustawy) do zameldowania swego przybycia. Niezwłocznie.
 
A to jest dużo bliżej niż ta twoja Albania. Nie jestem taki głupi na jakiego wyglądam. –zaśmiał się pokazując idealne, proste zęby i parę ostrych kłów.
 - Ach… Dobrze więc. Ufam ci.
Bardzo rzadko zdarzało się, żeby wampiry podróżowały i żyły w grupach. Ja i Aaron byliśmy wyjątkami. Aaron był szalenie atrakcyjny, czasem żałowałam, że był moim bratem.
Jakby to w czymś przeszkadzało...
Nieprawdaż?
 
Jego szczupłą twarz oplatały długie blond włosy, każde ubranie pasowało na jego smukłą sylwetkę.
Również rozmiar 48.
Mógł się wówczas malowniczo nim owinąć.
 
Oboje byliśmy zmuszeni nosić szkła kontaktowe, ponieważ wraz z przyjęciem Mrocznego Daru nasze tęczówki stały się czerwone, krwistoczerwone. Jakby przepełnione krwią niewinnych ofiar.
A może to choroba wściekłych krów?
Eeee tam, ona myli tęczówki ze spojówkami. Zwykłe Sulfacetamidum powinno pomóc.
 
 - Jestem głodna… Musimy się zatrzymać na chwile.
 - Jak chcesz.
Szybko skoncentrowałam się na zapachu krwi unoszącym się w powietrzu
Cóż za zbieg okoliczności, znów jakiś śmiertelny niechcący się skaleczył i pół litra krwi chlusnęło na podłogę.
Jakaś mroczna nastolatka właśnie zamknęła się w łazience...
 
i niedaleko znalazłam mały domek z dwójką ludzi. Poznałam nawet ich życiorys… Aż dziwne, ile znaczy dla śmiertelnika krew. Jak dużo się z nią wiąże. Co rana, to inna historia, cały ból i cierpienie miały swoje ujście właśnie przez krew. A ja nie miałam wyboru,tylko musiałam poznawać ludzkie dramaty, by móc żyć.
Oraz cykl menstruacyjny, żeby nie popełniać przykrych pomyłek.
Mogłaby też nauczyć się czegoś o hemoroidach.
 
Rozdział 2 ...zaproszenie...

Bez słowa ruszyłam w tamtą stronę, brat nie zostawał w tyle, idealnie czytaliśmy sobie w myślach.
Nawet Play nie powstydziłby się takiego połączenia.
 
W małych okienkach paliło się światło. Wkroczyłam bezszelestnie w ich przytulne gniazdko. W środku znalazłam… dwóch mężczyzn w jednoznacznej sytuacji. 
 - Ekhem. – chrząknęłam cicho, ale faceci zajęci sobą nawet tego nie usłyszeli.
Może dlatego, że miała tak idealne ciało? ;)
Chrząkali nieco głośniej.
 
 - Dobra, dosyć tego. – powiedziałam
Aaron w tym czasie już brał się za jednego z nich. Chwilę patrzyłam jak blond-włosy chłopak najpierw przeżywa ekstazę w ramionach mojego brata, a potem niknie w oczach.
Ekstazi w ramionach, niknie w oczach, zgrzyta w zębach i burczy w żołądku.
Spijał go oczami? Tej techniki nie znałam.
 
Spojrzałam z pożądaniem na drugiego, który ze strachu próbował wcisnąć się w kąt pokoju. Złapałam go i wpiłam się w jego szyję. Jęknął cicho.
Jakby mi ktoś na nogę nadepnął w takiej sytuacji, też bym jęknął.
To był jęk rozczarowania. Liczył, że też zazna ekstazy w ramionach Aarona. A tu klops - baba się za niego zabrała!
 
Po chwili było po wszystkim. Ułożyliśmy ich w łóżku tak jak leżeli przed naszym atakiem i pijani krwią wyszliśmy z domku.
Hahahaha. Słowo "atak" wywołuje u mnie w tym momencie napad histerycznego śmiechu :D
Bo to był atak... no... przez zaskoczenie, o!
Ofiary zaskakiwały, a wampiry atakowały? ;)
 
Miło było teraz patrzeć na Aarona, jego policzki były przyjemnie zaróżowione, usta nabrały ślicznej czerwonej barwy, a w oczach pojawiły się iskierki podniecenia.
A wszystko to wymalowane jak na dłoni, tylko te cholerne szkła kontaktowe zniekształcały obraz. To na pewno podniecenie? *Patrzy na spodnie* Na pewno!
Wypita krew uderzyła mu do... główki.
 
Zapewne ja wyglądałam podobnie.
Pominąwszy spodnie.
 
Staliśmy w mroku patrząc na siebie dłuższą chwilę. Uwielbiałam przyglądać mu się w takim stanie.
To się kiedyś skończy kazirodztwem, jak mi Chaos miły.
Wampiry zawsze były dobre w ssa... spija... piciu krwi!
 
Po chwili intensywnego przypatrywania się sobie zwróciliśmy się na północ i popłynęliśmy w stronę miasteczka Rivetown.
Popłynęli, jako te dwa łabądki. Albowiem inny sposób poruszania się był poniżej ich godności.
 
Rzeczywiście było bardzo małe i każdy znał tu każdego, nie byłam pewna czy to jest dobra lokalizacja na nasz pobyt. Powiedziałam o moich wątpliwościach Aaronowi.
 - Siostra wyluzuj wreszcie. – jego blada cera jaśniała w blasku ulicznych latarni bardzo nienaturalnie. Ale jego zachowanie zdradzało, że był zdenerwowany. Co chwila zaciskał dłonie w pięści, a długie paznokcie wbijały mu się w skórę.
...przebijały dłonie na wylot i malowniczo połyskiwały w świetle księżyca.
 
Nie było czasu na kupowanie czy wynajęcie domu, nadchodził świt. Musieliśmy się zatrzymać w pobliskim hotelu. Uwielbiałam wygodę hoteli, ale jednak we własnym domu, odizolowanym od śmiertelników czułam się o wiele bezpieczniejsza.
Zabita dechami dziura z hotelem. Tak, wprost idealne schronienie. A w hotelu, jak mniemam, mają specjalne apartamenty z gustownymi trumnami?
A wyspecjalizowana obsługa zajmie się wszystkim.
~~~~
Istniał mit o pewnym artefakcie, dzięki któremu można było pokonać Największego Łowce, bez którego inni Łowcy nie mogliby istnieć.
Zaleciało tandetą.
Zabij Królową Matkę, a rój się rozproszy!
 
Zastanawiało mnie to od zawsze. Aaron o tym jeszcze nie wiedział. On w przeciwieństwie do mnie nie czytywał książek.
Niektórzy postanowili być ćwierćinteligentami przez całą wieczność.
 
Ja, można powiedzieć „pochłaniałam” książki. W tym wszystkie dzieła mojego ojca. Lestat de Lioncourt napisał wiele dzieł o wampirach i o swoich przeżyciach. Królowa Potępionych  czy Wampir Lestat  to księgi do których cały czas powracałam.
Ale wracając do tej legendy… Podobno w ciemnych grotach Gór Skalistych Ameryki żyje pewien mag.
A sądziłem, że tego gatunku nadnaturali nie będzie kalać.
Nie wątp w zdolności aŁtoreczek do skalania wszystkiego, czego się tkną.
 
Po tym jak stałam się wampirem uwierzę we wszystkie, jak dotąd uważane za bajki, postaci czy stwory.
No i popatrz, może w tym roku duch świąt powróci wraz ze św. Mikołajem?
E.T.? To ty?
Nie, to krasnoludki. Bez sierotki, bo dwie Marysie w jednym opku to za wiele.
 
Ten mag posiada pewien miecz, nasączony potężną magia
Mag posiada miecz nasączony magią.
Kura brnie przez tekst, po czym trafia szlag ją.
Każdy facet posiada miecz nasączony magią. Podobno.
 
dzięki której możliwe było załatwienie Największego Łowcy i tym samym pozbycie się wszystkich Łowców. Aaron uznałby to za bajki, dlatego niczego mu nie mówiłam.
Miecz, mag w górach i załatwianie Największego - eeee... czemu mam głupie skojarzenia?
Nie przejmuj się, to normalne. Opka tak działają.
 
Talamasca próbowała zlokalizować tego maga, ale jak na razie bez żadnych większych skutków. Udowodniono jednak, że Góry Skaliste posiadają siatkę grot, w których można by zamieszkać. Znaleziono ślady ludzkiego życia w tych grotach, ale żywego człowieka jeszcze nie.
Trzeba było przyjść po godzinach pracy. Każdy szanujący się jaskiniowiec wraca po północy.
Ślady ludzkiego życia: puszki po piwie, obgryzione kości kurczaka i podarte gazety?
Sprośne napisy na ścianach. Oraz gołe baby narysowane węglem.
 
Chciałam sama tam pójść i spróbować go znaleźć, ale Ryan odwiódł mnie od tego pomysłu. Teraz, gdy Aaron stał się jednym z nas, mogłam spróbować jeszcze raz. Wierzyłam, że może nam się udać. Chciałam z całego serca pokonać tych uprzykrzających życie Łowców i wszystkich ich zwolenników.
Myśli samobójcze?
 
Nagle coś mnie tknęło. Łowca… Łowca był blisko. Jakiś młodziak, bo wyczuwałam jego obecność, niemal czułam jego ciepłą, ale jakże zepsutą krew.
Ciepło przyspiesza psucie, normalka.
 
 - Łowca… - szepnęłam, ale brat i tak słyszał wyraźnie.
 - Co? Łowca? Ale… To niemożliwe! – jąkał się. Widać było że był przestraszony. Żałosny był to widok. Widzieć trzęsącego się ze strachu wampira. Nieśmiertelnego zabójcę bojącego się człowieka.
Po raz pierwszy zgadzam się z aŁtorką w 100%.
 
 - Nie przejmuj się. Jakiś żółtodziób, przecież wyczuwam jego obecność. A ty nic?
 - Nie, nie jestem przecież z pierwszej ręki potomkiem Lestata. – w jego głosie słychać było zazdrość.
I czego on jej zazdrości? Że była palcem robiona?
– Co teraz zrobimy? Zaraz będzie świtać…
 - Ale to jeszcze trochę czasu zanim wzejdzie słońce… Pójdę go zabić. Ty czekaj, jesteś bardziej wrażliwy…
Dopiero co jęczała, że nic nie potrafi zdziałać przeciwko Łowcom.
 
 - Jaasne… - przewrócił lekceważąco oczami, ale dostrzegłam nutkę zazdrości w barwie jego głosu.
Słyszy kolory! To też Dar?
Hę? <Sine próbuje przeżuć dźwięk> Nie.
 
Wyszłam. Lekka mgiełka poranka już oplatała okolice. Odruchowo przymrużyłam oczy. Starałam się szybko zlokalizować tego człowieka, chciałam jak najszybciej wrócić do ciemnego pokoju… Jednak za nic nie mogłam się skupić, moje myśli krążyły wokół obrazu mnie spalonej na popiół przez światło słoneczne. W końcu po chwili uspokoiłam się i skoncentrowałam. Ten człowiek jak gdyby nigdy nic szedł główną ulicą tego miasteczka. Błyskawicznie znalazłam się przed nim i zaciągnęłam go w ciemną jeszcze uliczkę.  Chłopak nie zdążył nawet nic powiedzieć. Zabiłam go szybko, zaspokajając przy tym czyste łakomstwo.
Chociaż jakże zepsuta była to krew!
Kiszona kapusta też jest zepsuta, a ludzie to jedzą.
I zsiadłe mleko. I sery pleśniowe!
 
Upewniłam się dwa razy czy umrze i czy rzeczywiście to był Łowca.
Wpierw daj w mordę a potem zadawaj pytania, rasowy wilkołak. Czekaj, ale ona nie jest wilkołakiem. Eeeeeeeej!
Upewniła się dwa razy? Znaczy co, najpierw złamała mu kark a potem wycięła serce?
 
Wszystko się zgadzało.
Miał znak na szyi. I białe włosy. I śmieszny kapelusz.
A w dowodzie widniała jego godność: Geralt van Hellsing... z Rivendell.
 
Położyłam go po jakimiś gazetami w szybko przeniosłam się do apartamentu w hotelu.
I przysypałam garścią przypadkowo dobranych przyimków.
 
Już nawet nie patyczkowałam się z ukrywaniem swojej wampirzej natury.
Frunęła środkiem ulicy z wystawionymi kłami?
I dziwi się potem smark, że łowcy są wszędzie...
 
Chciałam jak najszybciej znaleźć się w ciemnym pokoju…
 - I jak poszło? – spytał jeszcze lekko obrażony Aaron
 - Dobrze. – odparłam – Mamy jednego Łowce mniej. W każdym razie jak na tą chwilę. (TĘ, droga aŁtorko) Teraz chcę już iść spać.
 - Śpij. – uśmiechnął się do mnie.
Chyba uszczęśliwiło go to, że mamy trochę mniej wrogów.
Trochę? Ilu ona ich tam zabiła, bo chyba nie doczytałem.
Jednego. Promil to też jest "trochę".
 
Proste wartości, proste przyjemności, tacy na dobrą sprawę są faceci.
Tego, cholera, można im tylko pozazdrościć.
 
Długo nie mogłam popaść w swój ulubiony letarg w czasie dnia.
Zawsze mi się wydawało, że to przykra konieczność, ale co ja tam wiem o przyjemnościach "doskonalszej krwi".
 
Myślałam o swoim nieśmiertelnym ojcu. Coraz częściej chciałam go odnaleźć, często zaglądałam w umysł, by móc go zlokalizować, ale to nigdy nic nie dawało. W końcu to najsławniejszy mag, wampir, kusiciel… Nie dziwne, że pragnie ukryć swoje myśli i miejsce pobytu. Wreszcie zasnęłam.
To Lestat był magiem? I wampir to chyba to samo, co kusiciel ;)
Taaaa, zwłaszcza stary Nosfer. Wcielona pokusa.
Każda potwora znajdzie swego amatora.
 
Śniłam o słońcu, ale nie były to jak zwykle sny o śmiertelnym życiu i zażywanie słonecznych kąpieli, ale koszmar o tym jak światło słoneczne spala mnie na popiół, a nikt nie może nic na to poradzić. Wybudził mnie Aaron.
 - Aria, co się dzieje? – wampir pochylał się nade mną, a jego długie, białe wręcz włosy łaskotały mnie lekko w twarz.
O Borze Liściasty! Białe? On jest Łowcą!
To pewnie brat Geralta!
Z trzeciej ręki!
 
 - Nic – szepnęłam – Miałam nieprzyjemny sen.
 - Na pewno? Dziwnie się zachowywałaś…
A co robiła? Co?
Trumna podskakiwała w nieznanym dotąd rytmie.
 
 - To tylko zły sen, daj już spokój.
Aaron wrócił do swojego łóżka, ale ja już nie mogłam spać.
Oni... śpią... w... łóżkach!
A skąd w hotelu mają wziąć trumny? Powinni byli zamówić nocleg u przedsiębiorcy pogrzebowego.
Niesamowicie szczelne zasłony mają w tych prowincjonalnych hotelach...
Pewnie zostały im jeszcze czarne rolety z czasów wojny, gdy obowiązywało zaciemnienie.
 
Było już w miarę ciemno, więc ubrałam się i wyruszyłam na łowy. Nie byłam tak szlachetna w selekcji ofiar jak Lestat, on wybierał tylko tych, co i tak niedługo mieli zginąć, albo sami byli mordercami i według niego należała im się śmierć. Ja po prostu brałam pierwszego lepszego śmiertelnika i zaspokajałam głód. Tak było prościej.
Czy ona aby na pewno była jego córką? Jakiś podrzutek kurde bele.
Wypadek przy pracy.
He? Co chcesz mi powiedzieć, że kły mu się omskły?
Taaa, omskły i zahaczyły o nadgarstek. A w ogóle to pijany był.
 
Poczułam nagle obecność innego wampira i nie był nim mój brat.
 - Aria? – szepnął jakiś głos
 - Witaj Loka. Co się tym razem stało?
 - Twoje zdolności jak zwykle niezawodne. Chodź trochę w ten las, jak dla mnie jest jeszcze za jasno…
Za jasno na rozmowę, ale jak w takim razie się tu znalazła? Zmaterializowała się?
I jaki las? W mieście byli!
Iiii tam, dziura zapyziała, to i lasem porosła.
 
Loka była wampirzycą bardzo niskiego „gatunku”, jeśli można to tak nazwać. Wiele razy proponowałam jej moją doskonalszą krew, zawsze odmawiała, ale wiedziałam, że myśli o tym intensywnie.
<krztusi się>
 
Loka nie potrafiła tak sprawnie czytać w myślach, a lokalizacja osób sprawiała jej sporą trudność. Jedyne co umiała całkiem dobrze było zamykanie umysłu. Przydatne, cieszę się, że się tego nauczyła.
Powinna nauczyć się też zamykania ust... innym.
 
 - To co się stało, że byłaś zmuszona mnie odnaleźć? – w myślach zadrwiłam „Jak ci się to udało?”
 - Wyobraź sobie, że dużo się zmieniło od naszego ostatniego spotkania. (Odpowiedziała, w myślach dodając niejasną groźbę dotyczącą kopania czyjegoś zarozumiałego tyłka.) Wnikanie do czyjegoś umysłu już nie jest dla mnie takie trudne. Chociaż nie powiem, że łatwo było cię znaleźć…
Niewątpliwie szlaczek przypadkowych trupów, pozostawionych beztrosko byle gdzie, ułatwiał sprawę.
 
 - Dobrze, a więc co cię do mnie sprowadza?
 - Wampir Lestat organizuje Wielki Bal, na którym musi pojawić się każdy wampir, godny takiej imprezy. Masz tu zaproszenie dla ciebie i dla Aarona. A tak w ogóle to co u niego?
Czymże byłoby opko bez balu!
Niczym. A nie, czekaj, u Marlenki nie było balu! Ergo opko bez balu jest pornografią, o.
 
Nie słuchałam jej już. Mój własny ojciec zaprasza mnie na bal.
Doszły do niego słuchy, że dawno zapomniane dziecię robi mu porutę i postanowił to ukrócić.
 
Wreszcie go poznam… Teraz, gdy perspektywa poznania samego Lestata stoi przede mną, zaczęłam się bać, zapewne nie będzie mnie pamiętał, byłam ciekawa czy mu się spodobam. Ale dam radę, wystroję się tak, że wszystkim oczy zbieleją. A on sam mnie zauważy.
Przykleję sobie na czoło kartkę z napisem "ta lepsza krew".
Ta krew z pierwszej ręki!
Sugeruję bikini. Ewentualnie kostium króliczka Playboya. Nie da się przeoczyć.
 
 - Chodź, to cię do niego zaprowadzę, pogadacie sobie. – szepnęłam oszołomiona.
 - Dobrze, mam chwilę, Talamasca przewidywała, że znalezienie ciebie zajmie mi więcej czasu, więc mogę pogadać o starych czasach. No i oczywiście na tym balu stroje galowe obowiązują. – zgrabnie powróciła do tematu.
Och, no to nici z bikini. Biała bluzeczka i granatowa spódniczka, jak na szkolny apel.
A może frak i czarna peleryna z czerwonym podbiciem i stojącym kołnierzem? Tak klasycznie!
 
Gdy już znaleźliśmy się w tym hotelu, Aarona nie było.
 - Pewnie poszedł zapolować. Zaraz go znajdę. – powiedziałam cicho i spojrzałam przez swój umysł. – Tak jak podejrzewałam, jest niedaleko i już kończy. Zaraz się tu zjawi.
Jak na życzenie w pokoju pojawił się mój brat.
 - Loka… Co ty tu robisz? – zdziwił się wycierając strużkę krwi z ust. Aż się oblizałam.
Zjeść w spokoju nie dadzą...
 
 - Lestat zaprasza was na bal. Musiałam dostarczyć zaproszenia.
 - Lestat powiadasz… To nie ten co…
 - Tak, to mój ojciec – przerwałam mu
 - To ojciec wielu sławnych wampirów. Ty jesteś postrzegana za tą Królową Potępionych  wśród elity.
Tak, oczywiście, a ja jestem Lileath vel Lilith. Ej, braciszku, masz na drugie Kain, no nie?
Przepraszam, ale "jesteś postrzegana za tą Królową Potępionych" rozumiem jako "widzą, jak stoisz za jej plecami".
 
Ja mieszkam teraz w zamku Lestata. W końcu zaprzestał tych wyniszczających wędrówek, gdy ten jego śmiertelny przyjaciel David Talbot zmarł. Osiadł w Nowym Orleanie. Ma piękną posiadłość. To będzie udane przyjęcie.
 - Ale czy zgromadzenie wszystkich wampirów nie będzie zbyt niebezpieczne? Przecież wszędzie grasują Łowcy…
Zapewne obawiają się łowców z Libii, wpadnie taki i wysadzi się w powietrze.
Oraz niejakiego Blade'a, stada Lykanów i Belli Swan wierzchem na Jackobie.
 
 - Moja droga, taka impreza będzie bardzo mocno chroniona, nie przejmuj się tym. Mam nadzieje, że macie stroje? (kąpielowe?) To dla niego bardzo ważny szczegół.
Nie lubi, gdy ktoś się zapomina i przychodzi nago.
 
 - Nie przejmuj się, zakupimy odpowiednie ubrania. – wtrącił Aaron.
Tym razem garnitur będzie z azbestu.
 
 - Dobrze, więc do zobaczenia na balu. Muszę już lecieć.
Skinęłam lekko głową, a Loka wyszła w lekkim popłochu.
 - Ha ha! Słyszałeś? Jestem uważana za Królową  Potępionych  z ksiąg mojego ojca! To nieprawdopodobne! – zaśmiałam się w głos.
Dlatego jesteś gościem honorowym i jeszcze raz Cię spiją, abyś w końcu zdechła głupia flądro!
(Dla wyjaśnienia - spiją, droga Kuro. Nie upiją, tylko spiją. Czyli wypiją. W ramach przejmowania mocy i unieszkodliwienia cholery.)
Jakoś tak mi zawsze bliżej do alkoholowych skojarzeń, niż do tych krwistych...
 
 - Kiedy to się odbędzie? – nie przejął się moim podnieceniem
 - Nie wiem , masz tu zaproszenie, zobacz sobie… - odparłam lekko obrażona i rzuciłam mu kawałek papieru.
Nie przejął się? Foch! Foch z przytupem i melodyjką!
 
 - „Mam zaszczyt zaprosić Aarona… bla bla bla …uroczysty bal… bla bla bla …stroje galowe… bla bla bla ... ZA TRZY DNI?! Gdzie ja znajdę odpowiedni strój w trzy dni?! – dramatyzował mój brat, a ja śmiałam się nadal.
W wypożyczalni kostiumów. Na pewno mają strój Draculi.
Strój galowy? Banda zboczeńców...
 
On był, jak to powiedzieć, metroseksualnym wampirem, za bardzo dbał o siebie, ale mi się to podobało.
Godzinami siedział u kosmetyczki, polerował paznokcie, depilował nogi i nacierał się kremami.
 - To musimy ruszać na łowy… zakupowe tym razem. – uśmiechnęłam się.
 - Masz dobry humor jak widzę… Ale gdzie?
 - Do Paryża, do Mediolanu, do Nowego Jorku! – zachowywałam się jak pijana.
Jeśli będę miał żonę, to zabronię jej pić, a potem wydam książkę "Jak uratowałem budżet małżeński".
Jeśli będziesz miał żonę, słowo "zabronić" zniknie z Twego słownika...
Ty mnie nie strasz, bo ja się zamknę w sobie.
Taaaaa...
 
 - Żenada… Moja siostra zwariowała… - westchnął teatralnie
 - No wiesz! Ale co, złe to pomysły? Tam są najlepsze ubrania na świecie.
Pewnie dlatego większość gwiazd filmowych wygląda jak poprzebierane pudle.
 
Przewrócił oczami i odszedł w głąb pokoju z uśmiechem na twarzy, pozostawiając mnie samą ze swoimi myślami. Tak na wszelki wypadek uniemożliwiłam mu przejrzenie ich. Nadal nie mogłam uwierzyć, że mam się spotkać z tym Największym… Tym największym jest mój ojciec, no ale nie tylko mój i to mnie trochę bolało…
Marysia Zuzia nie może się pogodzić z tym, że nie jest jedyna? A co mają powiedzieć córki Voldemorta?
 
Ale jako Królowa Potępionych nie mogłam sobie pozwolić na takie słabości. Heh, napawało mnie to niewyobrażalną dumą.
Z początku nienawidziłam siebie, za to, że dałam mu się uwieść i od tak zamienić w Dziecko Nocy.
Przynajmniej zapytał o zgodę. Miło z jego strony.
Od "tak" do dziecka droga bywa krótka.
 
Wtedy, gdy Narodziłam się dla Ciemności byłam bezgranicznie zakochana w Lestacie, kochałam każdą cząstkę jego nadnaturalnego ciała, wiedziałam, że jest wampirem i nie przeszkadzało mi to.
Zasadniczo to w niczym nie przeszkadza. Chyba że się planuje wspólny wypad na plażę.
To też nie przeszkadza. Można pójść na plażę o północy. To takie romantyczne!
 
Chciałam być taka jak on, żeby móc z nim być, ale po tym jak dał mi spróbować swojej krwi, zwyczajnie uciekł.
Przeraziła go potworność własnego czynu. Oto stworzył Mary Sue...
A alimenty przynajmniej płacił?
 
Pewnie robił tak z większością ofiar. Ale co tam mogą moje domysły, nadal kochałam każdą komórkę jego ciała.
Na przykład komórki okrężnicy. Albo nabłonka. Takie fajne, płaskie, milusie.
 
Nadal był dla mnie ideałem. Choć tak tchórzliwie mnie potraktował…
 - To lecimy do tego twojego Mediolanu? – z rozmyślań wyrwał mnie mój brat.
 - Tak… - szepnęłam.
 - Myślałaś o Lestacie de Lioncourt?
 - Jak mogłeś? Przecież wiesz, że nienawidzę jak mi prześwietlasz myśli!
Bolą mnie od tego oczy!
 
 - Nie robiłem tego, bardzo łatwo jest cię rozszyfrować, siostra. Poza tym znam cię całe życie. I to śmiertelne i to nadludzkie.
„Masz rację” – pomyślałam. - „Zbyt łatwo”.
 - To lecimy – uśmiechnęłam się.
Aaron uwielbiał zakupy. To też zawsze prosto było go zmusić do zmiany miejsca zamieszkania, wystarczyła obietnica udanych zakupów.
Wykreowane przez nią wampiry zaczynają mnie przerażać...
Ba, wampiry, ale facet uwielbiający zakupy? To dopiero jest przerażające!
 
 
Rozdział 3. ...zakupy...
Bo czymże byłoby opko bez zakupów!

Po przybyciu na miejsce musieliśmy szybko się gdzieś schować. Zapomniałam o zmianie czasu… Jak mogłam być taka nieprzewidywalna…
Odwrotnie, słonko: jesteś doskonale przewidywalna. Jak każda Mary Sue.
 
Ale to nie tylko moja wina. On też przecież mógł o tym pomyśleć.
A to niemądre wampirki.
Przez następne kilka godzin unosił się wokół nich zapach spalonego mięsa.Wszystko dlatego, że wewnętrzny zegarek jej się zepsuł.
Zaraz, uno momento. Gdzie oni lecą i skąd? Z Anglii do Mediolanu? Raptem godzina różnicy!
Godzina w świetle słonecznym robi sporą różnicę, zwłaszcza wampirowi. Szczegół, że aŁtorka zapomniała nagle o specjalnych zdolnościach boChaterki.
 
No ale trudno, po zmierzchu wyszliśmy na łowy. Praktycznie cały dzień bez jedzenia, zwariować można.
Od tej pory nauczyłam się zabezpieczać z każdej strony.
Niemamskojarzeń, niemamskojarzeń;)
 
Dorwaliśmy jakąś dwójkę śmiertelnych i pożywiliśmy się całkiem nieźle. Krzyczeli jak sami diabli, co zdenerwowało i zdezorientowało mojego brata.
Po prostu ciągle opadały mu kły i nie mógł dokończyć.
<khhhrrrrrrrrr...>
 
Nie był wprawionym wampirem, a ja tylko się śmiałam.
Przepraszam, ale jak długo, wedle aŁtorki, należy się wprawiać w coś tak prozaicznego jak pożywianie?
Wystarczająco długo, aby własnoręcznie chcieć zabić nieszczęsnego bohatera.
 
Krew tego młodego człowieka uderzyła mi do głowy.
Pewnie się wcześniej opił księżycówką z mandragory.
Czasem nagle dostaje on czkawki
Siada wtedy bezradny wśród trawki
I słychać głos biedaczka:
"Znów... wysssaaaaem... piiijaczkaaa"
I to jest popijawka pijawki!
 
 - Zamknij się, bo cię zabije. – warknął Aaron
 - Do mnie mówisz? – prychnęłam pokazując zakrwawione kły
 - Tak do ciebie. Jak nie przestaniesz się głupio śmiać to cię zabiję.
 - Tylko podejdź to sam zginiesz. – mówiłam już całkiem serio.
Przechodnie nadmuchali już basen i szykowali kisiel...
 
Podszedł, ale ja nawet nie drgnęłam. Staliśmy tak blisko siebie. Czułam delikatny zapach krwi od niego. Pomyślałam czy by go nie pocałować, ale dopiero wtedy by się zaczęło. Skorzystałam za to ze swoich mocy, potrafiłam dręczyć wybraną osobę psychicznie.
Po prostu powtarzałam do znudzenia, jaką to wyjątkową mam krew.
 
Nie lubiłam tego robić, ale czasem nie mam wyboru. Zatrzęsłam nim. Poczuł wątpliwości. Poczuł rozczarowanie. Władza nad umysłem to był mój konik.
Ciekawe, jakie wizje na niego zesłała?
Konika. Na biegunach.
 
 - Przestań. – powiedział cicho. – Wiem co robisz i mam ci to za złe. – stracił swoją pewność siebie, siłę przebicia która nim zawładnęła.
 - A ja nie mogę mieć ci za złe, że  groziłeś mi śmiercią? – też już przestałam być ostra i bezwzględna. Przerwałam moje powiązanie z jego umysłem i przez to wróciło jego zdenerwowanie i siła.
 - Mówiłem, żebyś przestała się głupio śmiać.
 - No i przy okazji, że mnie zabijesz. – spojrzałam mu głęboko w oczy.
 - Przepraszam. Ta mała nie miała dość krwi. Jestem nie najedzony.
Te stworzenia pochłaniają niewiarygodne ilości vitae. We dwójkę gotowi wyniszczyć ludzkość!
 
 - To musiałeś od razu mi grozić? Chodź, to znajdziemy co kogoś jeszcze. – uśmiechnęłam się lekko.
 - Przepraszam siostra. To nie miało tak zabrzmieć.
 - Dobra, daruj sobie już. Ważne, że do niczego nie doszło. – skierowałam się  w stronę tętniącego krwią chłopaka.
Tętniący krwią? A to ci ciekawość.
Cały był jedną, wielką tętnicą.
 
 - Cześć. Jak się nazywasz? – stanęłam przed nim i wydęłam kusząco wargi.
*Napad śmiechu i odgłos upadającego ciała na ziemię*
Matko Borska, brata mi zabiła? I po co ja go namawiałam na analizowanie?
 
 - Yyy… Jestem… Jestem Jose.
 - Ładnie. – przejechałam delikatnie paznokciem po jego policzku. – Nie chciałbyś przeżyć przygody swojego życia? – szepnęłam uwodzicielsko
 - Za…Zależy jaka to miałaby być przygoda – jąkał się
Jeśli wyjazd na Hawaje, to poproszę.
 
 - Będzie wspaniale, kotku. – nachyliłam się, by go pocałować, a w każdym razie chciałam żeby tak myślał.
Wtedy Aaron wkroczył do akcji. Gładko wbił swoje kły w jego szyję i wziął chłopaka w ramiona. Odsunęłam się. Wolałam teraz nie przeszkadzać bratu.
Mógł przecież znów się speszyć i kły by mu oklapły.
Byłoby to nieco niezręczne w sytuacji, gdy ma się chłopaka w ramionach.
Jak jest dwóch mężczyzn to wystarczy, że jedne kły nie są oklapnięte. Tak mi się przynajmniej wydaje.
No tak, ale to Aaron był tym wbijającym.
 
Gdy wreszcie było po wszystkim zapragnęłam ruszyć w końcu na zakupy. Weszliśmy do pierwszego sklepu za ubraniami wizytowymi i ogarnął mnie szał.
Zaczęłam toczyć pianę z pyska i warczeć na wszystkich, którzy stali zbyt blisko mnie!
"Kiedy ogranie cię szał" - ale to było o wilkołakach!
Widocznie jakieś spokrewnione plemię, też ogarnięte chęcią kupowania. Czarne owce są wszędzie.
 
Tyle tu było wspaniałych ciuchów.
Przypomniałam sobie jak to było gdy byłam jeszcze śmiertelna. Kochałam wręcz kupować. Tak dla samej przyjemności. Teraz nie miałam takiej możliwości. A w każdym razie nie często.
Nie miała możliwości, znaczy co? Zagryzała ekspedientki i w efekcie nie miał jej kto obsłużyć?
Nie, po prostu sklepy z ciuchami rzadko bywają czynne w nocy.
W którym kraju? Nie licząc Polski...
 
Aaron zgarnął kilka garniturów i z obłędem w oczach spojrzał na mnie.
Ja też mam w tej chwili obłęd w oczach. Jasne, tytuł rozdziału powinien był mnie na to przygotować, ale... <spada z krzesła>
 
Kiwnęłam głową, a on wpadł do przymierzalni jak oszalały. Czekałam chwilę, aż w końcu wyszedł. Pierwszy garnitur był niebieski. Mimo iż doskonale leżał na smukłej sylwetce brata nie pasował do niego.
 - Niee… - powiedziałam w myślach a on natychmiast schował się powrotem za kotarą.
Następny już był trochę lepszy. Ciemnozielony, czarna koszula pod spód, ale jeszcze nie to.
Zwłaszcza, że wyglądał jak leśniczy w stroju galowym. Aaa, czyżby o to chodziło Lestatowi?
 
 - To jeszcze nie to. – przeleciało mi przez myśl, a wampir wrócił do przymierzalni
Teraz wyszedł we wściekle różowej marynarce.
Tak! Zostaw, to jest to co mnie kręci! *Rzuciła się na niego z obłędem w oczach*
 
 - Jak w ogóle mogłeś to przymierzyć?! – zaśmiałam się cicho
 - Taki mały żarcik – szepnął i puścił do mnie oko.
Że w ogóle w takim 'rasowym' sklepie mieli takie marynarki.
Może to był "Tani Armani"? Zresztą... Kupowanie gotowego garnituru na taką okazję?
 
Wreszcie trafił w dziesiątkę. Jednak najlepiej było mu w czerwonym. Ten był z matowego materiału, ślicznie komponował się z jego zawadiackim spojrzeniem.
I tym złotym kłem, który kupił na wyprzedaży.
Jasny blondyn w czerwonym garniturze. Moje poczucie estetyki zostało brutalnie zgwałcone.
 
 - Idealny. – powiedziałam – Bierzemy.
 - Tak myślisz? – próbował się ze mną podrażnić, ale ja tylko pokiwałam głową.
 - To teraz ja! – uśmiechnęłam się
 Zgarnęłam kilka sukni i wpadłam do przymierzalni.
Zgarnęła przypadkowe suknie, nawet na nie nie patrząc. Zobaczycie, na pewno wszystkie będą akurat w JEJ rozmiarze.
Może to znowu jej Dar. Dopasuje się do każdego ubrania.
 
Pierwsza w ogóle mi się nie podobała. Biała z koronkami, ale wyszłam, by pokazać się bratu.
 - Fuuj! – pomyślał a ja się roześmiałam
Druga którą przymierzałam była jeszcze gorsza. Lawendowa. Z różyczkami. Nawet już nie wychodziłam. Następna była zielona. Gryzłaby się z garniturem Aarona, ale pokazałam mu się.
Ja rozumiem, można zgarniać z wieszaka nie sprawdzając rozmiaru, ale kolor chyba musiała widzieć?
Nie, soczewki jej przeszkadzały.
 
 - No już lepiej. Ale nie, uwierz mi, ja się znam. – zaśmiał się i znowu mrugnął.
Przymierzyłam jeszcze kilka, ale każda była gorsza od poprzedniej.
A podobno ładnemu we wszystkim ładnie.
A ona jest ładna? Sądziłem, że tylko krew ma wyjątkową.
To wewnętrzne piękno tak z niej promieniuje, wiesz.
 
 - To musimy iść do innego sklepu. – westchnęłam
Kilka ulic dalej znaleźliśmy suknie od Diora.
W lumpeksie?
W pojemniku Czerwonego Krzyża.
 
 - No no, z dobrym smakiem. Fajnie by się było pokazać u Lestata w kiecce od Diora… - szepnęłam
 - Ale to musi być wyjątkowa suknia, nie jakaś tam kiecka. Musisz ich powalić na kolana. – czasem ten mój brat nie jest taki zły.
IMHO kiecki od Diora faktycznie powalają, ale z tym dobrym smakiem to bym nie przesadzała.
 
 - Racja.
I weszliśmy. Uderzyła mnie fala przeraźliwego ciepła. Zaduch w tym sklepie był niewyobrażalny.
Na zapleczu leżały rozkładające się zwłoki?
Pewnie sprzedawcy zabici przez inne wampiry, które wcześniej postanowiły tu coś zakupić.
Ech, te cuchnące salony firmowe Diora!
 
 - Witamy u Diora. – odezwała się przesłodzonym głosem dziewczyna zza lady. W głębi duszy była przerażona.
Ratunku! Klienci przyszli! Może zechcą, nie daj Boru, coś kupić, a ja nie umiem obsługiwać kasy fiskalnej!
 
Już przestałam przejmować się, że jak tylko spotkam człowieka to od razu wnikam do jego umysłu. Usłyszałam szuranie na zapleczu. Cichy krzyk… To było dziwne. No ale to nie moja sprawa była. Aaron też już odczuł wszystkie te znaki.
Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że szykuje się długi i szczegółowy przegląd kiecek.
Czymże wobec tego są jakieś tajemnicze odgłosy na zapleczu?
 
Zgarnęłam kilka sukni i poszłam do przymierzalni.
Pierwsza była kremowa, ale doszłam do wniosku, ze nie mogę mieć jasnej kiecki, moja skóra jest wystarczająca jasna. Nawet nie wyszłam zza kotary. Następna, którą wciągnęłam na siebie była ciemnoniebieska. Fajnie leżała. Nie mogłam się przejrzeć w lustrze… Musiała wystarczyć opinia Aarona.
 - I jak? – spytałam z nadzieją
 - Stanowczo nie. Będzie się gryzła z moim garniturem! – zaśmiał się
Kiecka warknęła i zademonstrowała garnitur ostrych zębów. Aż się garnitur spłoszył.
 
 - No wiesz…
Zdjęłam ją. Kolejna była wspaniała. Czarno-czerwona, z koronką gdzieniegdzie, nawet do tej sukni mieli tu dodatki. Boska.
Skąd wiedziałam, że właśnie TEN mhhhhroczny zestaw kolorów znajdzie uznanie w jej oczach? No skąd?
Stąd, że braciszek kupił czerwone?
 
 - Tą biorę.
TĘ.
 
 - Hmm, chyba nie jestem do niej przekonany – droczył się brat.
Posłałam mu zawistne spojrzenie i zmusiłam by powiedział, że jest idealna.
 - Jest idealna. – mruknął. - Ale ja tego nie powiedziałem z własnej woli. – szeroki uśmiech po chwili znów zagościł na jego twarzy.
Kupiłam ją za ciężkie pieniądze, ale na szczęście mieliśmy całkiem sporą fortunkę w praktycznie każdym banku.
Sklep Diora otwarty całą dobę. Wampirzyca, która nie ma nic przeciwko rozsiewaniu przypadkowych zwłok tu i ówdzie, a za kieckę karnie płaci ciężkie pieniądze, zamiast po prostu zmanipulować umysł sprzedawczyni. Zaraz, ja szukam tu sensu? Aaaa, przepraszam.
Może chciała chociaż raz być dobra i martwiła się o posadę dobrej kobiety? Yeah, right...
 
Wszystkie dodatki i suknia były wspaniałe. Mam nadzieję, że zrobią na Lestacie wrażenie.
 - A ty znowu o nim myślisz… - Aaron wciął mi się w rozmyślania.
Westchnęłam cicho i wyszliśmy ze sklepu.
Pozostawiając beztrosko kwestię zaduchu, szurania i krzyków na zapleczu. Przyczajony tam pluton Łowców poczuł się niedoceniony i boleśnie zignorowany.
 
Wynajęliśmy pokój w pobliskim hotelu. Przyjemnie było się walnąć w końcu do łóżka i niczym się nie przejmować.
 - Aria, jest problem. – ze snu wyrwał mnie zdecydowany głos Aarona.
 - Co? Jaki problem? – spytałam lekko zaspana.
 - Co ja mam zrobić z włosami?! – wampir był skołowany
 - Weź ty mnie nie denerwuj. – warknęłam pokazując kły. Lubiłam to robić. Byłam z nich dumna.
Była dumna z kłów? Ciekawe, czy uśmiechając się unosiła górną wargę.
Cholera, chyba przestanę się uśmiechać. Jeszcze ktoś pomyśli, że jestem dumna z kłów.
 
 - Ale ja nie żartuje… Co ja mam z nimi zrobić? Może czerwone pasemko, albo kilka, albo je upiąć, albo… albo co? Błagam cię, nie mogę źle wypaść.
O ja pier... Khem, tu powinien być konstruktywny komentarz, prawda?
Nie. Tu powinna paść bomba wodorowa.
 
 - Dobra, ale najpierw kogoś zabiję. Jestem głodna, no i może przestaniesz mnie tak wkurzać jak się przewietrzę…
Dziabnę sobie kogoś między jednym a drugim pasemkiem...
 
Wyszłam w pulsującą ciemność. Chłodne powietrze omiotło mi twarz, a nos podchwycił słodki zapach krwi.
Przez ciasne zaułki przemykała się jakaś dziewczyna. Była w kwiecie wieku, takie dziewczyny lubiłam najbardziej. Wtedy ich krew jest najsmaczniejsza.
Błyskawiczne stanęłam przed nią.
 - Ty… Ty jesteś… Jesteś wampirem, tak? – szepnęła kobieta
Nie, wiewiórką. Nie widać?
Wcześniej pisała, że zarzyna każdego jak leci, a teraz nagle zmiana planów. Szlag, ta wampirzyca chyba posmakowała demencji.
 
 - Nawet jeśli, to co? I tak zaraz zginiesz… - odparłam ze śmiechem.
Wyobrażając sobie taką młodą wampirzycę, starającą się brzmieć groźnie i czerpać z tego przyjemność... uh...wychodzi mi telenowela.
Nie, telenowele mają chyba więcej sensu.
 
 - Nie, błagam cię… Proszę, chcę być taka jak ty. Nienawidzę ludzkiego ciała, nie jestem sobą… Proszę. Błagam, nie zabijaj mnie.
- Myślisz, że jak ładnie poprosisz dostaniesz mojej krwi? Zabawne, ale i jakie żałosne. Moja droga, Dzieci Nocy nie powstają z byle kogo.
Doprawdy? <spogląda na boChaterkę z powątpiewaniem>
Niech jej ktoś wytłumaczy, że jest dziełem przypadku.
 
A ty jesteś byle kim, kolejna moja ofiara. Nie licz na nic. – po tych słowach wgryzłam się w jej szyję.                                                        
Była całkiem soczysta, ale mięśnie kurczyły się w niekontrolowanych spazmach pokazując liczne zmarszczki. Widocznie nie była taka młoda.
Cóż, określenie "w kwiecie wieku" można interpretować rozmaicie.
Spazmatycznie drgające mięśnie ukazujące zmarszczki szyi. Chyba, że ukazywały jakąś inną część ciała? 
Widocznie miała solidnie umięśnioną szyję. Jak zapaśnik.
 
Zginęła bezboleśnie. W każdym razie nie bolało ją za bardzo.
Zapewne wypowiedziała się przed śmiercią.
Darła się nieco ciszej niż inne ofiary.
 
Fajnie, okazało się, że mamy swoich zwolenników. Mam tylko nadzieję, że nie wyjdzie z tego coś złego.
Yeah! Mam fana! I co teraz z nim zrobić? ZABIĆ! Tylko czy inni nie odbiorą tego w jakiś zły sposób? *Hmmmmm* Chyba nie. *Gryz*
Uważaj, pod Twoim domostwem już się ustawiła kolejka fanek z obnażonymi szyjami!
 
W końcu wróciłam do zrozpaczonego Aarona.
 - Ty chcesz żebym zwariował?! Te białe kudły nie chcą ze mną współpracować. Proszę pomóż mi…
Mutageny przestały działać, Eskela nie widziałem już od wielu miesięcy a Yennefer nie chce otworzyć mi portalu do Kaer Morhen.
Kadaj, Loz i Yazoo pojechali szukać Matki, a Sephiroth kręci hentaje z Vincentem.
 
 - Stary, nie denerwuj się. Zaraz coś poradzimy, ale do mojej fryzury wzywamy fryzjera, nie dam ci ich nawet dotknąć, a sama nie dam rady.
 - Jasne, co tylko chcesz, ale zajmij się moją teraz, błagam.
 - No dobrze, to coś wspominałeś o pasemkach? To może byłby dobry pomysł, ale nie mamy farby.
 - Mamy. Jak cię nie było to skoczyłem do sklepu, kupiłem wszystko co potrzeba, a nawet więcej. – wampir trochę się rozluźnił
Co on do cholery sobie kupił?
"Świerszczyka".
To teraz sprzedają je w promocji z farbą?
 
 - No ładnie. To w takim razie będziesz miał czerwone pasmo o tutaj. – wskazałam na prawą część jego włosów. – Będzie się idealnie zgrywało z garniturem. No i ze mną. – uśmiechnęłam się.
Aaaa, czyli będzie wyglądało jak dzieło przypadku?
 
 - Ufam ci siostra. – wyznał
Po czym podrapał się po zadku i beknął przeciągle.
 
Dzisiaj już musieliśmy być gotowi. Jak tylko się ściemni znowu, będziemy musieli już lecieć do Nowego Orleanu, jeśli chcemy być na czas.
Zadzwoniłam do swojego agenta, żeby mi znalazł w tej małej mieścinie jakiegoś dobrego fryzjera. Po kilku minutach miałam już namiary na najlepszego w tym miasteczku.
Mediolan. Taka tam mała dziura.
Zadupie niewarte wzmianki.
 
Facet powiedział, że może być w hotelu o 21. Była 20. Nie zdążę z fryzurą Aarona. Nim też będzie się musiał zająć. I dobrze, nie ubrudzę się farbą.
Przyszedł młody chłopak. Od razu zapytałam w myślach brata czy mogę go potem mieć. Nie wiem po co pytałam.
Ale ja wiem. Drażnienie brata to fajna zabawa;)
Póki ten nie chce wyrwać Ci serca?
 
 - Daj mu się nacieszyć gotówką i życiem. – Aaron był roztrzęsiony, zamartwiał się czy wszystko się uda i bronił mi go krzywdzić.
Byłam trochę zła.
Matka do dziecka "mogę kupić Ci coś słodkiego?", dziecko "oczywiście, tylko nie mniej niż dwa kartony danego produktu". Zuo.
 
 - No to co mam zrobić? – zapytał wpatrzony we mnie
Odkurzyć mieszkanie i wypastować buty. W końcu po to wzywa się fryzjera.
 
 - Zrób mu czerwone pasemko, o tutaj. Ułóż jakoś. – wskazałam na jego głowę – I jakoś podnieś na duchu – szepnęłam
 - Jasne. – chłopak od razu zabrał się do roboty.
Jestem ciekawa, jak wyglądało podnoszenie na duchu w jego wykonaniu. Chyba nie suszarką z dyfuzorem?
 
Po 30 minutach skończył.
 - A tobie co mam zrobić? – spytał i się zaczerwienił
Nie wiedzieć czemu. Czyżby spodziewał się odpowiedzi równie dwuznacznej co pytanie?
 
 - Poczekaj, ubiorę się w moją sukienkę i zrobisz coś pod nią. Dobrze?
Fryzjer ma jej robić coś POD sukienką?
Chyba muszę zapoznać się ze słowem fryzjer, bo mam wrażenie, iż nie rozumiem.
To taki gość, który grzebie we włosach...
To był, ekhm... wąsko wyspecjalizowany fryzjer.
 
 - Dobrze, czekam.
 - Uważaj, to moja siostra. – powiedział stanowczo jak poszłam się ubrać.
Szybko narzuciłam na siebie kieckę i wróciłam do chłopaków.
 - I jak? Wymyślisz coś?
 - Pewnie. Chwilkę. – mężczyzna spuścił wzrok, widocznie bał się Aarona. Swoją drogą nie dziwne, mój brat nie był napakowany, ale sprawiał wrażenie strasznego.
Gnijąca szczęka, bielmo na oczach, wypryski na twarzy. Monstrum.
 
No nie dziwne, w końcu to wampir.
Wampir w czerwonym, satynowym garniturku. No nie wiem, chyba miałabym trudności z traktowaniem kogoś takiego poważnie.
Zwłaszcza gdyby chwilę wcześniej proszono Cię o podniesienie go na duchu.
 
Chłopak zrobił mi wspaniały kok z wymykającymi się niesfornie kosmykami i wpiął czerwone róże. Skaleczył się przy tym. Ja na widok krwi wystawiłam na moment kły, ale opamiętałam się po chwili. Brat zgromił mnie wzrokiem.
Fryzjer zdążył wyskoczyć przez okno.
 
 - Nic ci nie jest? – spytałam cicho.
 - Nie, nie przejmuj się, to tylko draśnięcie. – odpowiedział z uśmiechem, wziął pieniądze i całkiem spory napiwek no i tyle go widzieliśmy.
 - Szybko zwiał, ale się spisał. – powiedział Aaron patrząc na mnie, tak jak nie powinno się patrzeć na siostrę.
Czuję zapach... zapach... incestu! How sweet... To takie opkowe, aż mnie wzruszenie chwyta za gardło.
 
 - Dzięki, ty też nie najgorzej – uśmiechnęłam się.
To był komplement w jego wykonaniu.
 - To musimy już lecieć, jeśli chcemy zdążyć przed świtem. – mruknęłam i sięgnęłam po telefon.
Zaraz. Oni lecą tak klasycznie, świst rozcinanego powietrza, ziemia daleko pod nimi? No to ładnie będzie potem wyglądał jej kok z różyczkami... I po cholerę właściwie tak się stroili, skoro z akcji wynika, że bal odbył się dopiero jakieś dwa dni później?
No jak to? Po to, żeby po dwóch dniach wyglądać jak dzieła przypadku!
 
Agent powiedział, że w Nowym Orleanie zacznie świtać za kilka godzin. Musimy się sprężać.
No to sobie teraz policzymy...
Są w Mediolanie, w naszej strefie czasowej. Jest, przypuśćmy, około północy. To znaczy, że w Nowym Orleanie jest piąta po południu!
Znowu szukasz sensu w opku. Chyba powinnaś się zacząć leczyć.
 
Zaplanowałam, że dotrzemy tam za godzinę, zdążymy jeszcze kupić odpowiednie ubrania i zatrzymamy się u Lestata. Zabezpieczyłam nas z każdej strony. Banki w Nowym Orleanie czekają tylko na mój podpis o odbiór gotówki, agent jest na wezwanie o każdej porze dnia i nocy.
Taaa... czy ktoś mi wyjaśni, skąd Aria, przemieniona jako nastolatka i raczej nigdzie nie pracująca, ma tyle kasy? Wampiry to nie instytucja charytatywna, ani komuna, gdzie wszystko jest wspólne...
Zabierała ofiarom portfele a potem zakładała lokaty terminowe.
 
Powinno być wszystko w porządku. Mam nadzieje…
No. Tak mniej więcej nad środkiem Atlantyku powinni wlecieć prosto w słoneczny blask.
Mam nadzieję...
 
 
Pełna nadziei Sineira, zamknięty w sobie Suin i skrzywiona sceptycznie Kura pozdrawiają spod całodobowego zakładu fryzjerskiego.


1 komentarz:

jasza pisze...

• hp-parodia-smiech

jesteście bezdusznymi zwierzętami.!! nie nawidze was za to co robicie innym
• Suin

Ja również witam i rozwiewam wątpliwości, analizator ;)
• Steele X

Gratuluję genialnej analizy i witam nowego analizatora (-kę?) :)

A sama osobiście mam dość wampirów i wampiryzmu na następne pięćdziesiąt lat...
• Maraneth

Analiza śmiechowa, ale coś czuję, że po przeczytaniu następnej części, gdzie pojawi się(?) Lestat będę pałać żądzą mordu na ałotreczce...

• Mitsu


Lestata...? Z innych kończyn...? Ja jej za tą herezję naruszę idealne ciało w sposób nierekomendowany przez producenta.

• anka


http://alucard-victoria.blog.onet.pl/

• Stała czytelniczka.


Prawde mowiac malo zabawna analiza, jedynie Kura trzyma poziom jak zawsze; mam nadzieje, ze wrocicie do bardziej podstawowego skladu, tj. Kury, Sierzant i Jasz, no i Sineiry moze tez. (Saper juz nie analizuje, jak rozumiem?)

• triss

Kuro, z innych kończyn? Jawcaleniemamskojarzeń. Nic a nic.

• kura z biura


To ja tylko dodam, że czeka nas jeszcze druga część, w której poznamy samego Lestata oraz resztę jego potomstwa. Z innych kończyn.

• An-Nah

Mitsu, zostaw coś wampirom... jedna wampirzyca, która rozpanoszyła się w mojej głowie twierdzi, że aŁtorkę wypije... potem wyleczy... potem wypije znowu... i tak długo, długo, długo...

• Mitsu


Ałtorka nie musi spotykać Lestata, żeby mieć przerąbane. Wystarczy, że spotka mnie.
Za świetną analizę-ukłony autorom. Dziękuję, za uprzyjemnienie kolejnego okropnego pogodowo dnia.

• An-Nah


Może niech już lepiej aŁtorki rozmnażają Edka Cullena i Pannę Dzwonek? Ich to przynajmniej żal nie będzie...

Mam cichą nadzieję, że aŁtorka spotka Lestata... i tego nie przeżyje.

• Dzidka

Czytanie analizy podczas telekonferencji nie jest najlepszym pomysłem ;)

• Mirveka


To było straszne. Tak kaleczyć najlepszy rodzaj wampirów. Moja Gangrelka umarłaby ze śmiechu, gdyby nie fakt, że nie ma za grosz poczucia humoru.
Z resztą Talamasca to nie było jakieś stowarzyszenie ochrony wampirów.
Aż przypomniał mi się serial o współczującym ludziom księciu San Francisco i najpiękniejszych Nosferatu świata.

• jasza


> Co rana, to inna historia, cały ból i cierpienie miały swoje ujście właśnie przez krew. A ja nie miałam wyboru,tylko musiałam poznawać ludzkie dramaty, by móc żyć.

*Oraz cykl menstruacyjny, żeby nie popełniać przykrych pomyłek.

*Mogłaby też nauczyć się czegoś o hemoroidach.

""""

Wyobrażam sobie tę konsternację wampira zwabionego zapachem krwi.
I pełną zażenowania chwilę milczenia.