czwartek, 26 lutego 2015

288. Fanatyczna rzesza pseudomorderców, czyli rycerz dostaje rękę królewny (2/2)

Drodzy Czytelnicy!
To jest dalszy ciąg ubiegłotygodniowej analizy, w której poznaliście Ryu (dalej - Ryju) Asakawę, który na srogim kacu bierze udział w zebraniu Grupy Szturmowej d/s Wszystkiego, gdzie poznaje oślizgłego typa Alexandra Pure’a, od tej chwili lekarza GSd/sW.
Akcja się rozwija.
Zobaczcie, co robi GSd/sW gdy w Bostonie szaleje seryjny morderca, doceńcie Ryja, którego postać miała być wzorowana na Bór Wie Kim, może nawet na Sherlocku Holmesie z serialu z Benedictem C.
Ale jak wiadomo, gdy pozbawi się postać inteligencji i ironii, zostają smętne flaki okraszone gimbusiarską wulgarnością.
Mniszkowatość narracji ma się dobrze.

Analizują: Kura, Jasza i Babatunde Wolaka


Doctor Pure - odcinek V
Ryu wzdrygnął się delikatnie na widok mężczyzn. Nigdy nie przepuszczałby całej pensji na głupoty, że szanowanym lekarzem, z tak dobrymi rekomendacjami może być ktoś starszy od niego o parę lat. Co prawda nie spodziewał się widoku podstarzałego dziadka z szeroko rozwiniętym pojęciem parkinsona w ręce
Rozwinięte pojęcie w ręce to jak wierszyk o PRON z 1982. PRON cię żywi, PRON cię chroni, prącie zawsze trzymaj w dłoni.
A mnie się kojarzy, że facet trzyma w ręce definicję zapisaną na zwoju (papirusu?).

i widocznie postępująca łysiną, jednak to co zobaczył, przeszło jego najśmielsze oczekiwania, choć nie myślał nic konkretnego.
Coś mu się na kacu bleblało i nagle przeszło wyobrażenie.

Wśród zgromadzonych na sali postać doktora Alexandra Pure zdawała się brylować.
Brylować - “wyróżniać się w towarzystwie elegancją, dowcipem”. Niewiele trzeba temu towarzystwu, bo póki co, facet zdążył tylko się przedstawić.
Może po prostu miał na sobie supermodne bryle.

Dodatkowo, promienie południowego słońca, nieśmiało skradające się z za powiewających majestatycznie nylonowych firanek, nadawały całości niezrozumiałego kształtu, okraszonego dziką fascynacją.
Nie! Tylko nie dzika fascynacja…
Och, ja z dziką fascynacją wpatruję się w to wnętrze ozdobione (jak pamiętamy z poprzedniego odcinka) mahoniowymi kasetonami i drogimi roletami, a teraz jeszcze nylonowymi firankami. Oraz to południowe słońce - jak pamiętamy, spóźniony Ryu Asakawa wpadł na zebranie około godziny 10, czyżby prezentacja zgromadzonym doktora zajęła aż tyle czasu?
Niezrozumiały kształt całości jest nie tyle sprawką słońca, co aŁtorki. No i ten majestatyczny nylon jakby trochę zgrzyta...

Magnetyczne, zimne, niczym lód oczy doktora wpatrywały się bacznie w bruneta. Nie sposób było zgadnąć jakie myśli roiły się w tak pięknej, kompletnie nie nadającej się do policji głowie.
Yyyy… znaczy, że co, do policji przyjmują tylko brzydali, czy jak? (W sumie, oglądając brytyjskie seriale można dojść do takiego wniosku ;) ). No i uroda urodą, ale skąd nasz gieniuś wie, jaka jest zawartość tej głowy? Czyta w myślach? Czy po prostu automatycznie dzieli ludzi na “brzydkich, więc inteligentnych” i “puste barbie/kenów”???
Nasz gieroj ma w sobie tyle pogardy wobec bliźnich, że wystarczy na cały Boston i jeszcze zostanie dla sąsiednich hrabstw, więc do każdego się o coś przyczepi. Gdyby lekarz był brzydki, to Asakawa doszedłby do wniosku, że niewątpliwie także głupi.

- Zaspałem. - Padła krótka odpowiedź, po czym chłopak zajął miejsce nieopodal partnera, nadstawiając uszu.
Naczelnik kompletnie nie wiedział co ma zrobić.
Wpisz mu uwagę do dzienniczka.

Pani Mac'Queen wyraźnie zniecierpliwiona zaistniała sytuacją poderwała się z miejsca.
Ukłuł ją znienacka niepotrzebny apostrof.

- Asakawa! - Wrzasnęła - Jak zwykle przychodzisz ostatni, jak zwykle masz wszystko po niżej przyjętej przez społeczeństwo granicy ogólnego pojęcia tolerancji
Ona jest jak pani od geografii.
Panie od geografii zwykle bywają bardziej precyzyjne; ta tutaj sprawia wrażenie, jakby rzucała przypadkowymi słowami, wychodząc z założenia, że skoro ładnie brzmią, to pewnie coś mądrego znaczą.
(a w ogóle przypomina mi się jeden z komentarzy spod Sylwestrowej Ustawki: “To jest moralnie niezgodne z etyką samozachowawczą!”)

i jeszcze masz czelność mówić ot tak "Zaspałem" ?? Co Ty sobie wyobrażasz? - Prychnęła, uderzając pięścią w stół.
...ale wiesz co, Jaszu? W zasadzie skojarzenie z nauczycielką robiącą awanturę uczniowi jest całkiem słuszne.

- Pani Patricio ..
- Drogi Panie Hudsonie, toż to wstyd i hańba dla oddziału C.O.O.I.!
Nie pasuje mi tutaj ta forma wołacza. Niestety, nie mogę znaleźć jednoznacznych zasad co do używania wołacza z nazwiskami obcymi (jedni twierdzą, że nie należy ich odmieniać, drudzy wręcz przeciwnie), niemniej użyta tutaj wersja brzmi, jak dla mnie, strasznie nienaturalnie.

Trwającą w zdawać by się mogło nieskończoność fanaberię [“dziwactwo”, “rzecz wyszukaną, wymyślną”] przerwał stonowany głos, wdzierający się w uszy pozostałych.
Oraz ryczący szept.

Był najwyraźniej znudzony zaistniałym brakiem konkretów, zaś jego twarz [tego głosu] z wymalowaną [plakatówką] miną pokerzysty, nie wykazywała żadnych głębszych odczuć:
anonymous_23012014140016.jpg

- Drodzy Państwo - wstał powoli [cały czas mówimy o głosie?], roztaczając resztki jaśniejącej poświaty
On naprawdę jarzył się blaskiem własnej zajebistości.

i delikatnym, równie zmanierowanym krokiem,
Jak krok może być zmanierowany? I w dodatku zmanierowany jak co? Tyle pytań...

ruszył w stronę podirytowanej kobiety. - Proszę się nie denerwować.. - szepnął cicho - Złość piękności szkodzi.
Dyscyplina w tej jednostce, czy co to tam jest, leży i kwiczy.

Asakawa patrząc na to wszystko nie wiedział co jest najgorsze. Czy wyjątkowo okropne było to, z jaką łatwością lekarz owinął sobie w okół palca najgroźniejszą i zarazem najwredniejszą kobietę w całym C.O.O.I., która zdolna była do wykopania trupa własnego męża, tylko po to by odciąć mu głowę, spalić resztki zwłok i zakopać z powrotem,
Mężuś był upiorem?
czy też chodziło o odpychającą "doskonałość" wyżej wspomnianego.
Ale o tym sza!

Patrzył intensywniej wytężając wzrok. W tej jednej chwili paleta barw, wypełniająca malutkie pomieszczenie, zwane w tej chwili salą konferencyjną zszarzałą brutalnie,
No co się dziwicie, taka tabliczka wisiała na drzwiach: Sala Konferencyjna Zszarzała Brutalnie. Inne pomieszczenia zwały się na przykład: Pokój Socjalny Nagle Pozieleniały, itp.

zupełnie jakby szalejący grafik usunął ze zdjęcia wszystkie kolory jednym kliknięciem kursora.
Próbuję kliknąć kursorem, próbuję i nic, za każdym razem i tak klikam myszą.

Nie liczyło się nic, poza dwiema plamami, jakie zostały na tej smutnej, starej .. rodzinnej fotografii.
...w sumie jednak ten obraz mi się podoba: kolory nagle szarzejące poza punktem, w który wpatruje się intensywnie nasz bohater. Są jakieś przebłyski w tym opku.

Jedną z tych plam był młody policjant, obserwujący dobrowolnie oddające się na poczet sług swoistego diabła dusze, drugą zaś, sam diabeł, o wyglądzie Anioła.
Trzecią plamą była ta o delikatnym aromacie amoniaku, rozpływająca się po podłodze.
Czym jest ów “swoisty diabeł”?

Dłoń bruneta zacisnęła się mocniej, dając wyraz niepohamowanej frustracji.
*Wiem, że karierę robi słowo “frustracja”, ale mamy w polszczyźnie tyle określeń! Wstręt, obrzydzenie, złość, niechęć, zniecierpliwienie, rozdrażnienie*
Etam, i tak dobrze, że to nie “flustracja”.

Właśnie wyobraził sobie, jak cudownie niszczy sielankowy obrazek. Wystarczyło bowiem wyciągnąć broń, wycelować w tą "modelarską gębę", pociągnąć za spust.. i..
Co to jest “modelarska gęba”?
Taka poklejona.

- Panie Asakawa ..? Dobrze się Pan czuje? Pobladł pan.. - Nim spostrzegł, co się dzieje, wyrywając się z letargu, od alabastrowej twarzy doktora, dzieliły go jedynie minimetry.
Co to są te “minimetry”?
Metry oszczędnościowe.

Zimna dłoń powędrowała na splątane, niedbale ułożone kosmyki włosów, delikatnie je mierzwiąc.
Biedny Ryju. Każdy, kto obok niego przechodzi, mizia go po po włosach. Dziwne, że jeszcze nie odgryza rąk.

- Doktorek - Duporek .. -Syknął.
- Asakawa, mówiliście coś?
- Nie, odbiło mi się. Proszę kontynuować.
Nikt z obecnych nie skomentował jego zachowania, choć ckliwy uśmiech dyskretnie zawitał na twarzy Alexandra.
Zróbmy aŁtorce prezent urodzinowy i dajmy jej link do słownika synonimów: http://synonim.net/synonim/ckliwy
Lepiej nie, Ty wiesz, jaki użytek takie Mniszkowate potrafią zrobić ze słownika? Potem będziemy czytać np. o “horyzoncie malowanym pluralistycznymi tonacjami krasnej i rubinowej czerwieni”.
Ale ona jest z tej samej bajki, nic gorszego jej nie spotka.

- Więc, zebraliśmy się tu, by przedyskutować zmiany personalne w pierwszej jednostce szturmowej "C.O.O.I.", naszej policji. Oczywiście to mniej ważna decyzja, która została już podjęta w zamkniętym gronie, zaś ja mogę przedstawić Wam jedynie jej wyniki.
Dobra, zatrudniliście nowego lekarza, bo stary wybiera się na emeryturę. To normalne, w każdej firmie codziennie dzieją się takie rzeczy i naprawdę nie wiem, o co ten cały cyrk. (hje hje, wyobrażacie sobie firmę, w której każdego nowego pracownika musi akceptować Zarząd na specjalnym zebraniu?)
W międzyczasie okazuje się, że przestępcza dochodzeniówka jest jednocześnie jednostką szturmową. Za chwilę dowiemy się, że ma w sobie jeszcze coś z izby wytrzeźwień.

- Jak wszyscy wiecie - przewodniczący rady chwytając wskaźnik, włączył automatyczne rolety i potężny ekran - sprawą priorytetową dla naszego oddziału jest seria tajemniczych zabójstw, trwających już od miesiąca. - Odwrócił się plecami do reszty.
No, WRESZCIE przechodzimy do jakiejś akcji kryminalnej!
O co się założymy, że zabija doktorek?
Wiecie o tej sprawie, ale i tak wam wszystko opowiem od Adama i Ewy.

Na ledowym ekranie wyświetliła się seria makabrycznych slajdów. Pojedyncze ciała ofiar, poprzykrywane białymi płachtami, nikogo nie zdziwiłyby tak bardzo, gdyby nie fakt, że każde, dosłownie każde ciało nie miało dłoni. Ofiarami były głównie młode dziewczęta, jednak twarze niektórych były wyjątkowo zmasakrowane. Ukazywały nacięcia czymś małym, cienkim, zupełnie jakby ktoś ciął na nich pionowe otwory, wykrawając lekką szachownice na policzkach.
Zarówno brak dłoni, jak i wzorki na policzkach były doskonale widoczne spod białych płacht.

- Spójrzcie tutaj - Hudson przerwał otępiałą zmowę milczenia, zawiązano spisek dla przymulonych? rysując wskaźnikiem kółko przy nadgarstkach jednej z ofiar. są idealnie obcięte, zupełne jakby ktoś ciął je od linijki, narzędziem o laserowej dokładności.
A wystarczy piła łańcuchowa.

Nasi eksperci do tej pory nie potrafią ustalić jego typu, psycholodzy są bezradni zwłaszcza po ukazaniu się [w prasie] tego zdjęcia.

- Głuche pstrykniecie przełączyło kolejny slajd.

Zdjęcie przedstawiało dla odmiany kobietę, w wieku ok 30 lat, nagą, owiniętą w płótno,
Albo była naga, albo owinięta. A tak na marginesie - technicy wchodzą pierwsi i ich zdjęcia pokazują miejsce zbrodni i ciało w takim stanie, jak je znaleziono.
Pewnie była owinięta w płócienną firankę. “Naga, a jednak nie naga”.


mającą odcięta tylko jedną dłoń. Choć krwi dookoła niej było stosunkowo mało, sprawiała wrażenie najupiornieszej spośród wszystkich ofiar.
Dlatego, że…?

- To Maria Alexia Paradis, hiszpanka w połowie [była z niej w połowie niezła zaraza], pracowała w pobliżu liceum, z którego pochodziła pierwsza, zabita w ten sam sposób dziewczyna.
Liceum jako miejsce pochodzenia?

- Czyli nasz psychopatyczny morderca ma konkurencje. To dla mnie jedyne rozwiązanie.
- Nie do końca Ryu. Możliwe, że to jedna osoba, ale nie zdążyła odciąć drugiej dłoni..
- A może to jeden morderca główny i jego dwójka naśladowców? - Wciął się.
...dlaczego dwójka?

- .. Możliwe, jednak, ta opcja jest o tyle groźniejsza, że automatycznie nasuwa myśli o powstaniu fanatycznej rzeczy pseudo-morderców,
Pospolita rzecz, fanatyczna rzecz
wielkiej rzeszy pseudomorderców!

My, pseudomorderce
Łzy lejem po derce
Że nie dla nas rzezie są krwawe
Bo sumienia mamy dość mdławe

I gdy humanizm nam serca wypala
Walczyka zatańczmy trala-la!

prawdopodobnie każe to wierzyć w powiązania z wątkami okultystycznymi. Choć, nasi eksperci doszli do wniosku, że ..
jest to chiromanta amator, hobbysta i entuzjasta.

- Brak wystarczających dowodów i narastająca w mieście panika wśród młodych dziewcząt, a zwłaszcza ich rodziców, znacznie utrudnia nam śledztwo.
A jemu działalność.

- Panie Gretrey.. sam bym dokończył.
Ciekawe, dlaczego mamy awangardową wersję wielokropka-niedorobka?
Tutaj? Ten wielokropkowy inwalida występuje przecież w całym tekście.

- Proszę wybaczyć, włos się jeży na głowie, na samą myśl, że jesteśmy .. bezradni.
- Reasumując, nie mamy na drania nic, kompletnie nic. - Naczelnik przełączył kilka randomowych slajdów, zatrzymując się na mapie. - Tu, tu i tu.. każde z morderstw jest w innym miejscu.
Wygodniej byłoby, gdyby mordował w jednej piwnicy. Nastawiłoby się łapkę na myszy i gotowe.

Jedyne co łączy te kobiety, to to samo miasto i sposób śmierci oraz fakt, że żadna z nich nie została zgwałcona, więc tło seksualne odpada.
A to wcale nie jest takie oczywiste.

- "Czysty Morderca" - Brunet przeciągnął się, komentując całość, dosadnym określeniem. - Zatem co robimy?
- Jeżeli przez miesiąc nasze śledztwo nie przesunie się do przodu, F.BI. odbiera nam sprawę.
Dlaczego? Czyżby stwierdzono, że morderca działał też na terenie innych stanów? W takim razie proszę o tym wspomnieć! 

- Co?! Federalne psy?!
- Hamujcie się Asakawa.. odwlekam ich jak mogę, ale są tacy, którzy siedzą na stołkach wystarczająco wysoko. Nasi informatorzy robią co mogą. Udało nam się ustalić, że w luksusowym klubie "Pround de Lachette" w dzielnicy bostońskiej, widziano ostatnią ofiarę.
To jest Boston. Wszystkie dzielnice w tym mieście są “bostońskie”. Chyba że nagle przenieśliśmy się do jakiegoś bórwiegdzia, gdzie akurat w jednej dzielnicy zamieszkali bostończycy-imigranci.
Nazwa klubu jest oczywiście przypadkowym zlepkiem sylab.
“Laseczka z prądem?”

Brunet podniósł głowę, zamyślił się, po czym zapytał:
- Przecież była sprzedawczynią, jakim cudem weszła do luksusowego klubu?
Normalnym, może zabrał ją ze sobą jej bogaty chłopak?

- I właśnie to ustalicie z Edgarem, w ramach rekompensaty za zawaloną misję.
No proszzz, gdyby nie zawalili poprzedniej misji, mieliby teraz wolne, co za peszek.
Po prostu szlaban dostali.

- No dobra.. a on ? - Pewniejszy od właściciela palec wskazujący, powędrował w stronę doktora.
- Doktor Alexander jako lepszy fachowiec przejmuję opiekę medyczną nad Waszym oddziałem, gdyż ja przechodzę na emeryturę.
O, proszę, oddział ma lekarza wyłącznie na własny użytek?

- Czy są jeszcze jakieś pytania? Jeśli nie, zarządzam koniec spotkania i widzimy się za tydzień.
W mieście szaleje seryjniak, a oni (oddział szturmowy i co tam jeszcze) umawiają się na  spotkanie w przyszłym tygodniu.
Seryjniak nie ucieknie, najwyżej złapie się go te kilka ofiar później.

Oczywiście nie było by w tym nic dziwnego, gdyby Pan Hudson nie próbował ignorować podniesionej w górę ręki wiadomo kogo.
- Panie Hudson ..?
- Nie widzę Cie Asakawa ..
- Ale panie Hudson ..
- Dalej Cię nie widzę..
- .. Hudson?
- Zamknijcie się Asakawa!!! Mam Was dość, jakie durne pytanie macie tym razem do cholery ?! - Mężczyzna nie wytrzymał, wybuchając. Doskonale wiedział, że większość pytań zadawanych przez swojego pracownika jest po prostu wyjątkowo durna i ma na celu wyprowadzenie go z równowagi.
My jesteśmy w komendzie policji, czy w gimnazjum?
Tam jest na kupie tyle instytucji, że i gimnazjum mogło się zaplątać.

- Czuje się dostrzeżony - skwitował, układając wargi do pytania - Ile pornoli nakręcił ten lovelas, nim został lekarzem? Z takim warami chyba ciągał zawodowo co się dało?
ŻEKURWACO
Prawdopodobnie było to bardzo śmieszne zdanie, które aŁtorka usłyszała w szkole na przerwie. I tak bardzo marzyła, aby je uwiecznić, że w kąt poszła cała jej egzaltacja.
Właśnie  w tym momencie dziewięćdziesiąt osiem procent zebranych na sali osób poczuło się wyjątkowo przytłoczonych poziomem zadanego pytania.
A że na sali było obecnych osób siedem, więc nawet Ryu poczuł się w 0,86 przytłoczony poziomem własnego pytania.

[Sytuację ratuje Edgar (partner Ryu), który wywleka kolegę na korytarz i tam robi mu aferę. Potem obaj idą przeglądać akta]

Doctor Pure - odcinek VI


Zszarzałe, pochmurne niebo, zdawało się brylować za połacią niedomytej, lekko porysowanej szyby.
Ach, to inteligentne, eleganckie, błyskotliwe niebo!
Coś jak “żwirek brylujący w kuwecie”.
Do kompletu powinno być: “niedomytego, lekko porysowanego pojęcia szyby”.

Okno, a raczej jego kremowe, cieszące się nie pierwszą nowością ramy, potencjalnie straszyły każdą perfekcyjną panią domu, dając znak, jak bardzo zostały olane przez sprzątające pokolenia ludzi, przewijających się w budynku gmachu głównego C.O.O.I.
Boszzzz, kobieto, napisz raz zwyczajnie, że okna były brudne, a futryny odrapane…

Nikogo przecież nigdy za specjalnie nie obchodziły niedomyte okna, zwłaszcza, jeśli miał na godzinę sześć dolarów, przychodził do pracy po 22,00, by na rano podłoga lśniła jakimś pozornie cieszącym oko blaskiem. Toteż i na niej skupiały się wszelakie siły czyszczące, nie zważając zarazem na to, że linoleum, będące imitacją drewnianych paneli, posiada gdzieniegdzie tak wielkie dziury, w których śmiało można było utopić buty.
Aha, na piętrze szyk, blichtr i mahoniowe kasetony, na parterze bałagan i porozwalane biurka, a tutaj - gdziekolwiek to jest - syf, dziurawe podłogi i okna obłażące z farby?
Mamy krytykę stosunków społecznych panujących w Bostonie. Sprzątacze zarabiają zbyt mało, aby umyć okna, ale odwdzięczają się pracodawcom robieniem dziur w podłodze.


Delikatna, zaróżowiona dłoń, buszowała frywolnie miedzy miedzianymi, zakurzonymi z deczka roletami, palcem wciskając odpryskującą farbę białych okiennic.
Jeśli dłoń rumieni się od frywolnego obmacywania rolet, to co się dzieje, gdy buszuje w innych zakamarkach?
Znaczy co, ta dłoń wciskała odpryśniętą farbę z powrotem na miejsce? Niech ją jeszcze przyklei plastrem.

- Ale piździ.. - cięta riposta, na chwilę wypełniła pomieszczenie do tej pory zmorzone ciszą.
To nie jest żadna cięta riposta, to jest tępa i durna odzywka (ok, widocznie nie tylko patolog w tym opku nie odróżnia tępego narzędzia od ostrego).

- Przyniosłem jeszcze te akta. Tu jest ta sprawa z 85'go, kiedy ktoś podobnie zabijał i .. - Mężczyzna postawił na biurku opasłe, lekko nadgryzione duchem czasu akta.
Zeitgeist miał Zahn der Zeit? To już nie jest awangardowa frazeologia, to kompletny bełkot.
Były one również wypite duszkiem czasu.

Im bardziej zagłębiali się w tę sprawę, tym szybciej przekonywali się, że tak naprawdę nie mają żądnych konkretów. Fala morderstw nasiliła się.
A ja jestem żądna sensu i narasta fala mojej frustracji.

Od czasu zebrania nowego sztabu głownego, ofiarą padły trzy młode kobiety,
A to migiem mu poszło. Oczywiście, jak pamiętamy - zebrania są co tydzień. I nic tego nie zmieni.
Przy okazji tajemnicza jednostka organizacyjna okazała się sztabem głównym (głownym?). Wolę sobie nie wyobrażać, jaki przy tylu nazwach mają porządek w papierach.

z czego jedną 17'letnią uczennice katolickiej szkoły z końca miasta skatowano doszczętnie, a jej identyfikacja była możliwa jedynie po materiale genetycznym.
Nie kwiatuszku. To nie tak działa.
To nie materiał genetyczny, to zbłąkany apostrof.

Każdą z ofiar łączyła jedynie dziwaczna, fanatyczna [?] ciekawostka, która była jedynym tropem, a w zasadzie poszlaką w całej sprawie. Wszystkie ofiary miały odcięte dłonie, albo obie, albo jedną, które za każdym razem zabójca układał pomiędzy piersiami ofiar, wkładając w nie czerwoną różę.
Ale, niestety - nie wtykał swojej wizytówki.

- Pieprzony fanatyk .. - cichy pomruk bruneta kolejny rozległ się spomiędzy stosów akt. Zmrużył brwi, podrywając się z krzesła.
- Przecież synonimem fanatyka jest również “smakosz, wielbiciel i koneser”!

Asakawa zaczyna przeglądać zdjęcia rentgenowskie uciętych dłoni ofiar i wtem! wpada na genialny pomysł.

Analiza, którą dokonał Asakawa w pięć minut, uciekła całemu zespołowi badającemu sprawę już od kilku miesięcy.
Przecież seria zabójstw trwa dopiero od miesiąca. Czy to jest jakiś Wydział Analiz i Prekognicji?

Parząc tempo [za szybko rozlewał wrzątek?] na podświetlany pulpit i stosy zdjęć uciętych dłoni w powiększeniu, trzymanych przez bruneta zaczął rozumieć. Dopiero teraz, czerwone ślady popierały w pełni teorię Ryu, którą wygłosił na spotkaniu zarządu.
204_by_Blood__Stock.jpg

- Morderców jest dwóch.
Od 1985 to chyba ze dwudziestu...

- Rzucił krótko, jeszcze bardziej mrużąc oczy i sprawiając, że blondyn patrzył na niego z niemym zachwytem. - Świadczą o tym rany, jak i sposób, w który zostały zadane, nie wspominając już o tym, że mamy do czynienia z kimś, kto naśladuje w głupi sposób pierwszego, poważnego morderce.
A ten drugi jest niepoważny, bo…? Jego ofiary są mniej martwe od tych pierwszych?
Ten pierwszy zabija z potrzeby serca, a ten drugi tylko po nim małpuje.
Pajac.

Spójrz tutaj - przyczepił kolejne dwa, wybrane przez siebie zdjęcia, przedstawiające rentgen uciętej dłoni. - Widzisz? Inne cięcie, zadane jakby .. tępym narzędziem.. rana jest wyraźnie szarpana, ale widać to przy powiększeniu, a tu .. - kolejne dwa zdjęcia zawisły na tablicy - te dłonie zwyczajnie "odrąbano". Poza tym, tu odcięto je dwie, a nie jedną.
Patolog musiał być ślepy albo pijany, skoro nie odróżnił rany zadanej “narzędziem o laserowej dokładności” od zadanej tępym narzędziem. Inna rzecz, jak można było takim w ogóle coś odciąć…
Wszyscy dosłownie zrozumieli “pociąć się rozgotowanym makaronem”.

- Rozrzucił za siebie pozostałe zdjęcia, odwrócił się i jak gdyby nigdy nic, upił łyk z kawy kompana.
No nie mogę, cały czas czytam “upił łyk kawy Z kompana”.

- Ryu nie wolno tak rzucać dowodami! - Rzucił się za fruwającymi jeszcze w powietrzu zdjęciami, usiłując je zebrać. - Wiesz, ze to rewolucyjna teoria?! Wymaga potwierdzenia chociażby ze strony lekarza! Hudson Ci nie uwierzy!
- Dlatego pora wybrać się do doktora.
Ale po co, skoro już za kilka dni odbędzie się kolejne zebranie tego Nieprawdopodobnego Ciała d/s Wszystkiego.

- Idziesz tam sam?
- Widzę, że Ty wolisz rozwiązywać krzyżówki, popijając kawą.
- K.. krzyżówki ..?? - Zdębiał, patrząc na niego jak na debila.
- A niby po co Ci koszula w kratkę?
No przecież koszula w kratkę służy do tego, żeby rozwiązywać krzyżówki. To ELEMENTARNE.

- Narzucił na siebie kurtkę, owiązał szyję szalikiem i wyszedł, pozostawiając za sobą trzaśnięcie drzwiami.
Trzaśnięcie drzwiami zostało na progu z nieco głupią miną.

Edgar został sam w wielkim, zakurzonym gmachu pośród porozrzucanych zdjęć. Zamrugał kilkakrotnie rzęsami, podrapał się po głowie, zakręcił, tupnął nóżką, zafurkotał fartuszkiem aż w końcu podszedł do okna. Wyjrzał przez nie, chwilę jeszcze śledząc odchodzącą postać mężczyzny. Uśmiechnął się dyskretnie.
- Kretyn .. i takich potrzeba temu oddziałowi.
Tak. W dochodzeniówce kretyn się przyda.


Doctor Pure - odcinek VII

"Zastanawiam się, który z nas powinien odejść..? Nie, nie, wcale nie chcę by tako to zabrzmiało, po prostu.. Nie wiem, jak mam Ci to teraz powiedzieć. Naprawdę Cię lubię.. Może nawet więcej, niż lubię.. tak bardzo więcej, ale.. To tylko stek pustych, wypowiedzianych naprędce, bzdurnych słów, oczywiście bez większego sensu.
O, jakbym skądś to znała.

Ja nie mam sensu. Ty nie masz sensu. Nic sensu nie ma. To naturalna kolej rzeczy, tak bliska nie wiadomo czemu..
Temu opku?

Zresztą kto by chciał się tym przejmować? Znamy się od tak niedawna, a mimo to, nie wiemy o sobie nic. Zwykłe "Cześć" jest kolejną bzdurą.
Skoro znacie się od niedawna, to właśnie dlatego niewiele o sobie wiecie; chyba że w tym uniwersum panuje zwyczaj przedstawiania się świeżo poznanym ludziom z imienia, nazwiska i pełnego CV. W sumie fajnie, tyko każde powitanie musi cholernie długo trwać.

Prościzna. Ja nigdy nie będę taki jak Ty, a Ty nigdy nie będziesz taki jak ja. Nawet Cię nienawidzę! Ba! Już dawno zdążyłem to zrobić. Te Twoje oczy.. tak bardzo nienaturalne, chłodne, nefrytowe.
Dla mnie zawsze będziesz tym samym, czym ja jestem dla siebie - nikim."
Głębokie. Bardzo.

Asakawa, zamyślony, wpada na jakiegoś staruszka i ma z nim krótką scysję.


Staruszek widząc zachowanie chłopaka jedynie pokręcił głową, poprawił myckę i wiercąc laską w dziurawym chodnikowym kaflu, poszedł dalej.
Najpierw były płytowe ulice, teraz kafelkowe chodniki… Nie, “kafel” i “płytka” mogą być synonimami jedynie w kontekście łazienkowej glazury.
Z kafelków łatwiej się zmywa efekty niepokojów wewnętrznych imć Asakawy.


[Ryu] Zapakował dłonie do kieszeni swojej wymiętolonej, zielonej kurtki, poprawił arafatkę i również ruszył w swoją stronę.
Tak, tak… kafija w Bostonie jest mile widzianym dodatkiem do ubioru. Zwłaszcza na brunetach, zwłaszcza po 2013 roku.

Miasto niczym nie różniło się od tego, które widział wczoraj, od tego, które pamiętał z dzieciństwa.
A czego się spodziewał? Że mury runą?

Strzeliste, wysokie wieżowce drapały chmury, które zdawały się na pierwszy rzut oka płynąć między nimi, w jakimś niezrozumiałym jeziorze czasu, w gdzie te, pełniły funkcje bezwładnych, świecących już tylko dla "zasady" latarni.
Latarnie bezwładnie unosiły się na fali egzaltowanego bełkotu.
Ale co pełniło funkcję latarni? Wieżowce? Chmury? I “w gdzie”?

Wszystko umierało. Nawet te latarnie niezależnie czy z pomocą człowieka, czy też nie odeszłyby w niepamięć.
Razem z wszetecznicami stojącymi pod latarniami..

Uśmiechnął się, zarzucając spojrzeniem na kolejne, płynące wieżowce, a następnie, mijając kilka przecznic pośród zabieganego tłumu, znalazł się na podjeździe do miejsca docelowego, szpitala "Saint Anne" w Bostonie.

Westchnął. Tajemnicza, nieznana mu dotąd siła sprawiła, że nie miał zamiaru przestąpić progu chodnika [czyli zejść z krawężnika] na samą myśl o doktorze. Bijący od niego ideał, powodował u bruneta ostrą niestrawność żołądkową.
Znów będą poetyckie womity?

- Przepraszam, - zapytał recepcjonistkę - szukam gabinetu Doktora Aleksandra Pure. Jestem agentem do zadań specjalnych, Asakawa Ryu,
O, po japońsku się przedstawił, nazwisko przed imieniem. Może on faktycznie jakiś importowany?
Oczywiście, z Mangalandu.

wydział "C.O.O.I" policji w Bostonie.
- Chwileczkę - zdezorientowana i kompletnie nie rozumiejąca, czego może chcieć specjalny agent od tak wzorowego obywatela kobieta, podniosła słuchawkę, dzwoniąc gdzieś. - Yhym .. Tak, Tak.. o agent specjalny .. - ciągnęła.
Dopiero co był starszym szeregowym, a teraz podaje się za agenta specjalnego, czyli za “federalnego psa”. Nieładnie.
Skoro jego jednostka jest jakimś takim nie wiadomo czym, to co się dziwić, że i stopnie służbowe są w niej raczej płynne.

Im dłużej mężczyzna czekał na podanie interesującej go informacji, tym bardziej przyglądał się wyciętej na jajo trwałej, którą starsza kobieta miała na głowie.
Jak wygląda trwała “wycięta na jajo”?
Jajcarsko.

Aż żałował, że nie miał przy sobie zapalniczki, ponieważ takie "siano" z pewnością paliłoby się, a raczej spłonęłoby w mgnieniu oka.
Koleś jest raczej aspołeczny, nie sądzicie?
No, w sam raz do policji.

- Dlaczego przykleił pan twarz do szyby ..?
- Ja .? - pokręcił nosem, tym samym zostawiając jeszcze większy ślad na tafli zimnego szkła.
- A ja ? - Uniosła brwi.
- Widzi Pani .. - odkleił się - zastanawiam się jak drobnoustroje zalegające na tym o to - teatralnie wskazał dłonią szybę - wpływają na trwałość siana, biorąc pod uwagę niezwykłe .. - zmrużył oczy, by lepiej wypatrzeć najbardziej skręcone kosmyki na jej głowie.
Pokręcił dłońmi, formując z nich kilkakrotnie kulkę, co pomogło znaleźć odpowiednie słowo. - Sprężynowe zachowanie poszczególnych jednostek! - Zadowolony z siebie, aż podniósł głos.
A to jej powiedział! Skręcamy się ze śmiechu.


Kobiecie z wrażenia masywne, lekko zamglone okulary zsunęły się na nos, zaś łańcuszek do nich przyczepiony, sam się poruszył, dyndając w zasadzie nie wiadomo po co.
A, tak sobie. Lubił dyndać.

Otępiała, wpatrując się dłuższą chwilę w swojego rozmówce.
Zastanawiała się, czy wzywać ochronę.


- Halo, proszę Pani, wszystko dobrze ?
- Piąte piętro, gabinet siódmy, czwarte drzwi po lewo .. - Wydukała.
Bo tam mieści się oddział psychiatryczny?

- Dziękuję ślicznie. - Uśmiechnął się, wszedł do windy i grzebiąc w kieszeni na notesem, [na czym?] dodał pod nosem - No to witaj Doktorze Pure..

Doctor Pure - odcinek VIII


- Cholera jasna!!! Patrz pod nogi debilu! - Głos rozwścieczonego Askawy zdawał się roznieść na cały szpital. - No co, za .. - Syczał, masując obolałą głowę.
- Panie Ryu, wszystko w porządku ?
Nie.

- No zajeb.. eee.. ? - Odwracając się nagle w stronę swojego rozmówcy, zdębiał, nie wiedząc co ma do końca robić, gdyż przed jego oczyma stanął właśnie lekarz, do którego się wybierał.
Wpadnięcie na siebie - odhaczyć. Aż dziwne, że obaj nie padli na ziemię.
Nieno. Wtedy musieliby się zaprzyjaźnić.

- Na pewno wszystko w porządku ? - dodał z przejęciem, ukrywając rozbawienie.
- T..aa..
Niezgrabny, koślawy w swej nucie głos, wydobył się z ust mężczyzny.
Czy w normalnym, ludzkim języku oznacza to, że facet się jąkał?
Nie panował nad intonacją i puszczał koguty.
Jeden pawie, drugi koguty, ileż drobiu w tym opku.

Co, jak co, ale pomijając bliskie spotkanie ze ścianą, której najzwyczajniej nie zauważył, błądząc gdzieś w myślach, kompletnie nie spodziewałby się spotkania doktora w takich okolicznościach.
Nieno, spotkanie doktora na szpitalnym korytarzu to faktycznie jakieś dziwo nieziemskie.

Jak na złość, z tej odległości, Alexander wydawał się aż "zaidealny" [i za jebisty]. Wszystko w jego otoczeniu nikło, stając się jedynie szarą częścią znudzonego życiem świata, który i tak, poza nim oczywiście, był na wymarciu.
Świat zdychał.

Wysoki, przystojny, z twarzą która śmiało mogłaby zawstydzić najbardziej kasowych modeli z "Versace" lub "D&G", blondyn był co najmniej zjawiskowy. Nie było w nim ni krzty jakiegokolwiek, szeroko rozumianego nieładu.
Pomijając zjawiskową doskonałość doktorka, widzę tu jedna obiektywną trudność: i on, i partner Ryu to blondyni. Jeśli kiedyś spotkają się w jednej scenie, narrator może z tego nie wybrnąć.

- Pindolone lakierki ..
- Słucham ..? - Alexander zamrugał długaśnymi rzęsami, wyraźnie zdziwiony. Odruchowo jego lazurowe oczy powędrowały w dół, próbując doszukać się czegokolwiek, co mogłoby zaburzyć harmonijny wygląd doktora.
Znaczy, w tej scenie są obecni Ryu, Alexander - i jeszcze jakiś doktor?

- Nie, nie nieee...!! - zrobiło mu się głupio - Ja mam sprawę do Pana ! - krzyknął pośpiesznie.
Cały czas Alexander?

- Och.. na prawdę ? -
Naprawdę mam sprawę i na pewno do pana!

Spokojny, stonowany uśmiech, zawitał na twarzy blondyna. - Zatem zapraszam do mojego gabinetu. Zręcznym ruchem dłoni uchylił wielkie, drewniane, pokryte mahoniowym impregnatem drzwi, przytrzymując je dłonią i czekał, aż jego gość przestąpi próg.
Mahoniowy impregnat!
A pod spodem pewnie tradycyjny mosiądz.

Na twarzy Bruneta przez moment widoczna była konsternacja z wyraźnym zmieszaniem.
Nieco skonsternował go fakt, że aŁtorka znienacka zmieniła mu imię.

Wchodząc do gabinetu, zaciągnął [pociągnął] skrycie nosem, wdychając zapach perfum doktora, który z pewnością nie należał do tych z "dolnej półki".
Mowa o półce w prosektorium?

Na chwilę zapomniał się, delektując zapachem, którego nie mógł rozgryźć. Z pewnością nie były to ani kwiaty, ani piżmo, choć zapach był na tyle eteryczny, że z powodzeniem i bez użycia kadzidełka, można by wprowadzić się w stan Nirvany.
I pachnieć jak Nastoletni Duch.

- Ładny gabinet, doktorze. Bardzo stylowy..
A te drzwi bejcowane na mahoń - palce lizać!

- Jakiekolwiek, sensowne myśli wyparowały z głowy Asakawy doszczętnie, gdy tylko zaczął przyglądać się wystrojowi wnętrza.
A wcześniej tam były? Jakiekolwiek?

- Dziękuję, - podszedł do biurka, otworzył jedną z szuflad i poszperał w niej trochę. - Możesz mówić, słucham Cię. - Wzrok blondyna nie oderwał się ani na moment od kilku teczek, wśród których namiętnie błądziły jego smukłe palce, poszukując czegoś, znanego tylko "jemu.
Aż boję się pytać, czego, skoro tak namiętnie błądziły.

- Więc .. - zaczął skromnie, siadając na krześle tuż przed rozmówcą - potrzebuję fachowej analizy nacięć na poszczególnych ofiarach. - Doktor obruszył się, siadając na swoim obitym czarną skórą, pikowanym fotelu.
Pfff! Też ma żądania! Foch!

- Drogi Ryu, śmiem twierdzić, że jednak coś Ci dolega .. - Ciemnobrązowa brew drgnęła, wyraźnie podirytowana.
- Wyluzuj, tylko bez nerwów! - ze stoickim spokojem odezwał się nos.

- Nie, po prostu - pomasował skronie - Boli mnie głowa, ale to nie jest aż tak ważne. - Ze wszystkich sił, próbował się nie skompromitować, ale im więcej w to wkładał wysiłku, tym gorzej wychodziło, zwłaszcza, że do mistrzów kłamstw, nie należał. Nim powtórnie zaczął mówić, pod jego dłoń podjechała biała, niewielka kartka.
- Dwie dziennie. Jedna rano, druga przed snem i po tygodniu zapraszam do kontroli.
- Dziękuję .. - upchał receptę w kieszeń - Czy mogę mówić dalej?
Na miejscu Ryu jednak obawiałabym się brać jakieś leki od faceta, którego dzień wcześniej ciężko obraziłam.

- Ależ proszę.
- Proszę spójrz na to - Wymiętolone zdjęcia rentgenowskie, wyjęte z kieszeni agenta, podjechały pod dłonie Alexandra,
Zdjęcia rentgenowskie są robione na kliszach, trudno je wymiętolić.

który bez słowa komentarza zaczął je oglądać pod światło. - Potrzebuję wyników z autopsji, Eeee…ale że co? Cały czas była mowa o tym, że zatrudniają tego Pure’a jako lekarza “do opieki medycznej nad oddziałem”, nie jako lekarza medycyny sądowej!

dostępu do kart zdrowia poszczególnych ofiar ..
Po co? Już pomijam bardzo poważnie traktowaną w USA tajemnicę lekarską, to jednak pozostaje jeszcze pytanie - po co?

- Będę niemiły i wtrącę się - stanowczy głos, przerwał wypowiedź mężczyzny - , [aż przerażone przecinki rozbiegły się dookoła] więc podejrzewasz, że morderców jest dwóch ?
- Tak. - Skinął głową, zawieszając wzrok na białych rękawiczkach lekarskich, błądzących po rentgenie.
On nawet w gabinecie, nad papierami, siedzi w rękawiczkach?
Bo to pewnie zabójca i nie zamierza nigdzie zostawiać odcisków palców.

Alexander podniósł się, przywiesił zdjęcia do podświetlenia, a następnie, ujął się za podbródek, myśląc. W tym właśnie momencie, jego rozmówca odniósł wrażenie, iż gdzieś już widział tę scenę.
I tym razem nie pomylił się. Co by nie powiedzieć, właśnie teraz zrozumiał, dlaczego odesłano Laytana Etckinsa na wcześniejszą emeryturę. Poprzedni lekarz prowadzący oddziału C.O.O.I. zwyczajnie nie był tak błyskotliwy, jak doktor Pure.
No ba. Nie odróżniał tępego narzędzia od ostrego.

- Zadziwiająco dobrze kojarzy pan fakty, panie Alexandrze - nutka ironii była aż za dobrze wyczuwalna.
- Jak widać nie tylko Pan, Panie Asakawa ma kilka dodatkowych zdolności. - Uśmiechnął się, odpinając zdjęcia z pulpitu.
Ja na przykład mam zdolność Robienia Wrażenia, level over 9000. O, teraz na przykład - nic właściwie nie powiedziałem, zapytałem tylko Ryu o jego hipotezę, a ten już jest przekonany, że świetnie kojarzę fakty.


- "Ryu", wolę byś mówił do mnie tak jak przedtem - Burknął.
- Tak też uczynię. - Delikatnie przekrzywił głowę na bok, uśmiechając się szerzej, co tylko doprowadziło jego rozmówcę do białej gorączki. - Myślę, że Twoja teoria Ryu znajdzie poparcie, przy moich analizach, ale same badania tutaj nie wystarczą. Koroner będzie potrzebował mocnych dowodów.
Koroner to raczej dostarcza dowodów policjantom… No dobra, więc skoro Pure nie jest jednak koronerem - to kim jest?
Lekarzem zakładowym. No i oczywiście mordercą.
Pracującym na trzy etaty.
Tak. Na jednym jako jeden poważny poważny morderca i fuchy - dwóch naśladowców.

- Dlatego też - podążał wzrokiem za siadającym lekarzem - , mam pytanie.
Nie, do cholery, przecinków się tak nie stawia! A w ogóle, tego tutaj wcale nie powinno być.

- Słucham.
- Zapewne posiadasz jakiś papier z psychologii społecznej, prawda?
- Doktorat, dokładnie. - Uśmiech z jego twarzy nie znikał, choć skutecznie frustrował Asakawę, zwłaszcza, że był wypełniony stoickim spokojem, jakby posiadanie doktoratu z tak trudnej dziedziny, było czymś normalnym.
Hm, no nie wiem, wydaje mi się, że medycyna jest trudniejsza. Poza tym nie wiem, skąd właściwie Asakawie przyszedł do głowy pomysł, że doktorek powinien mieć jakiś “papier” również z tej dziedziny.

- Profile psychologiczne ofiar też przygotować?
Tak, na wczoraj.
A teraz profiler… kim jeszcze okaże się nasz doktorek?
Jedynym lekarzem w mieście.

Brunet zaniemówił. Gdzieś wewnątrz siebie, czuł, jak przegrywa z nim walkę o wszystko. Cokolwiek by nie zrobił, Alexander zdawał się czytać w jego myślach.
A może zapytaj go, czy ma jakiś papier z fizyki jądrowej?
Licencję pilota, patent sternika, kartę rowerową?

Jednak najgorsze, co mógł teraz zrobić, było przyznanie się do tego.
- Na razie wystarczą profile sprawców i to, o co prosiłem wcześniej. Na kiedy mogę odebrać dokumenty?
- Przywiozę je w czwartek do siedziby C.O.O.I. koło południa.
Och, oni mają czas, tyyyyle czasu, mnóstwo czasu, seryjniak przecież nigdzie nie ucieknie.


Doctor Pure - odcinek IX

Asakawa, leżąc bezsennie w nocy, snuje snuja na temat doktora:

"Chciałbym Ci powiedzieć, że Cię nienawidzę. Że obrzydłeś mi tak, jak jeszcze żaden inny człowiek tego nie zrobił. Jesteś dla mnie dnem, bezdenną zagadką, swoistym uosobieniem kąsającej, pełzającej zajadle po swoich ofiarach żmii, która tylko czeka, pochłonięta niebiańską cierpliwością, by .. wbić kły w ciało kolejnego nieszczęśnika.
Jeżeli ktoś jest uosobieniem zajadle pełzającej żmii, to musi być z niego istny łotr nagłej śmierci.

Widziałem Cie dziś. Widziałem te oczy, które nie są normalne. Czułem zapach nie należący do zwykłych zjadaczy chleba.
Znaczy, perfumy doktorka musiały naprawdę być drogie.

Och .. gdzie był Bóg, w chwili Twojego poczęcia? Aż tak bardzo zapomniało swoich przykazaniach..?
Sugeruje, że doktorek począł się... z cudzołóstwa? Ale że co, Bóg miałby osobiście interweniować w takich wypadkach?

Mamy też wadzenie się z Bogiem. Głębokie, jak wszystko tutaj:
Nie, nie obwiniam go o nic. No może trochę, bo pozwolił Ci wydać pierwsze tchnienie i spojrzeć na siat tymi oczyma, których tak bardzo nienawidzę.
Utopijna to znajomość, grzech paskudny, ale .. czy na tej uczcie, pośród przepychu, kielichów i nieznanych nikomu, zamaskowanych gości, pomiędzy trucizną a kiścią winogron .. znajdzie się miejsce i dla mnie, Alexandrze ? "
Tak. Będziesz piórkiem flaminga.


Aż tu wtem! Ktoś puka do drzwi, kiedy nasz boCHater otwiera, nie ma nikogo, tylko tajemnicza paczka pod drzwiami.

“Kto mógł zostawić tę paczkę? Nic nie zamawiałem .. Bomba .. ?”
Pizza? Santa Claus?

Chwilę później, mężczyzna był już w swoim mieszszkaniu. Wchodząc, zamknął stopą drzwi, zmuszając je do tego poprzez mocniejsze pchniecie skrzydła. Zamek zatrzasnął się, sugerując potwierdzenie poprzedniego zadania.
I skrzypiącym głosem zameldował: Zadanie wykonano!

Usiadł na łóżku, nie zwracając uwagi na zmierzwioną pościel i czym prędzej, zdarł taśmę, trzymającą karton w zamknięciu.

Zmarszczył brwi, wzdrygnął się wręcz. Gdy tylko zdjął taśmę, do jego nozdrzy napłynął niewyobrażalny smród. Bez wątpienia, miesięczne, jak głosi legenda w chwili zakupu, krwiste steki,
O tej chwili zakupu krążą legendy… Miejskie legendy. “Krysia, daj ścierkę, panu pociekło z ptaka!”

w lodówce Asakawy wydzielały mniej odoru niż zawartość, skrzętnie zapakowanej przesyłki.
O Asakawie krążyły legendy, że kupuje każde zepsute mięso, taki z niego dziwak.

Zapach był na tyle intensywny, że spowodował, iż brunetowi zrobiło się słabo. Poczuł jak zbiera się w nim żołądkowa maź .. która czym prędzej, znalazła ujście, drogą "gardłową". Obrzygał się jak kot, niechcący kopiąc nogą, otwarty karton. Widok zawartości, wywołał kolejne mdłości. Na szczęście te, udało się powstrzymać.
Asakawa znów w swoim żywiole.

Ryju w panice dzwoni do swego partnera, Edgara, ten rusza na pomoc, zabierając walizeczkę ze sprzętem i aparat fotograficzny.

- Spokojnie, ja do Asakawy!! - Krzyknął, wbiegając przez uchylone drzwi. O dziwo to magiczne zdanie uspokoiło wszystkich na tyle, że znów pogasiły się wcześniej zapalone światła. Widać ludzie przywykli do swojego "oryginalnego" współlokatora oraz nietypowych odwiedzin Blondyna.
Nawet panna Marie przestała komentować rozlegające się podczas tych odwiedzin wrzaski.

- Ryu!! - podbiegł do niego, rzucając walizkę na ziemię. Huk metalu na chwile zagłuszył smród, jaki panował w pomieszczeniu.
Jakaś nietypowa forma synestezji? A może Ryju jest w stanie używać tylko jednego zmysłu naraz, jak słyszy, to nie czuje?

- Co się stało, słyszysz ?! - Usiadł obok niego, potrząsając wątłymi ramionami.
Czyimi?

- Dostałem ciało .. - Mruknął grobowym tonem.
- Co?! - Prychnął, nie bardzo rozumiejąc wypowiedź przyjaciela. - Jak to "Ciało" ? Jeśli to Twój kolejny głupi żart, to gdy ktoś tej nocy obrabuje mi dom i zwinie auto, to .. ..? - W tym momencie zaniemówił, podążając wzrokiem za bladym, drżącym palcem. - Co do .. - urwał wypowiedź, schylając się.
Rozumiem, że smród rozkładu nie wzbudził w nim dotąd żadnych podejrzeń?
Wtopił się w smród otoczenia.

Na początku nie chciał wierzyć w to, co zobaczył, ale za dobrze wiedział, że to co widzi, nie jest wymysłem ani jego, ani Ryu. Przełknął ślinę, dla pewności zapalając więcej światła.
- O cholera.. - zasłonił usta, upewniając się w swoich przekonaniach. - Przecież to jest odcięta, ludzka dłoń do cholery!! W dodatku .. z jakąś tasiemką!! Kto mógł Ci wysłać coś takiego ?!
Od dłuższego czasu ścigają mordercę obcinającego dłonie, a teraz znajdują dłoń - i nagle wielkie “co tooo?”.

- Mówiłem, że dostałem ciało. - Brunet oznajmił tak "oczywistą" dla niego rzecz, spokojnym już tonem.
Nie, to nie jest żadne “ciało”. Dostałeś Ryju rękę królewny.
Po prostu zastosował pars pro toto.

W tym czasie jego partner nasunął na dłonie, gumowe rękawiczki, rozpoczynając standardową procedurę dla śledczych. Ostre światło flash'a z lampy błyskowej oślepiło kilkakrotnie Asakawę, który niemrawo zmrużył oczy, dodatkowo zasłaniając się dłonią.
Mam nadzieję, że własną, a nie tą wyjętą z pudełka...

- Dzwoń do Hudson'a.
To już nie są żarty Ryu. Jakiś porąbaniec zna Twój adres ..! - Kolejne błyski flasha uniemożliwiły płynną konwersację.
...a kiedy patrzy, to nie może mówić.

- Wiem o tym, ale ..
- Rozumiem, że dostałeś ją w tym kartonie? Był tam jakiś adres, chociaż firmy dostarczającej paczki? - Wtrącił się.

- Nie, kompletnie nic. Zabija ludzi, obcina im dłonie, a Ty się pytasz o adres? To psychopata, a nie idiota. - Skwitował z wyraźną nutą ironii, uciszając się po chwili. Czuł kolejny napływ "żołądkowej żółci".
Oj, będzie rzygać.

- Gdy usłyszałem pukanie do drzwi, od razu pobiegłem je otworzyć. To aż dziwne, że w przeciągu kilku sekund ktoś, kto zostawił karton, zniknął..
Co w tym dziwnego? Ryju po prostu rozejrzał się po korytarzu, stwierdził, że jest pusty i zabrał paczkę do mieszkania. Dostarczyciel mógł ukryć się choćby piętro wyżej lub niżej.

- O widzę wracasz do żywych. - Twój zmysł dedukcji zaczął znów działać.
To nie żadna dedukcja, tylko prosta obserwacja.

- Jeszcze kilka pstryknięć lampy, kliknęło w przerwie pomiędzy kolejnymi słowami.
Pstryknięcia kliknęły i powiało onomatopeją od wschodu.

- Co więc sugerujesz? - Odwrócił się zaciekawiony w stronę przyjaciela.
- ten, kto tu przyniósł pakunek, sprawca, zna nie tylko rozkład tego blokowiska, ale także całe, sąsiednie otoczenie.
A wywnioskował to z tego, że…?
To jest niezgłębiona tajemnica opka.

Na chwile zapanowała absolutna cisza. W obskurnym pokoiku nie było nikogo prócz Asakawy i jego myśli.
Edgar wyparował?

- Wiesz, co jest najgorsze ?
- Nie, mów ..!
Asakawa wzniósł się na niedostępne dla innych wyżyny dedukcji:

- Ten kto to zrobił, nie tylko zna to miejsce.. ale także mnie.
Co ty nie powiesz…

I w tym momencie opko się urywa, a ponieważ aŁtorka ukryła bloga przed postronnymi, nie dowiemy się, jak ta historia się skończyła. Ja jednakże mam swoją teorię: będzie więcej makabrycznych morderstw, Ryu będzie rzygał jak kot, do ostatniej chwili tropy będą wskazywać na doktorka, aż tu wtem! dostaniemy plot twista, w którym okaże się, że doktrorek jest niewinny, a mordował Edgar. Dlaczego on? Bo na policzkach ofiar wykrawano szachownicę, a on lubi nosić koszule w kratkę!
(prawda, że to ma sens?)


Z głębi narracji o seryjnych mordercach pozdrawiają: Kura buszująca frywolnie w roletach, Jasza z powieściami Kathy Reichs i Babatunde Wolaka majestatycznie powiewający nylonem,
a Maskotek, jak to on - odłupuje łuszczącą się farbę z framug.

33 komentarze:

Anonimowy pisze...

Mam piękną wizję pończoch rozwieszanych w oknach... Tak bardzo pasowałyby do świecącego własnym blaskiem doktorka :D
Ale został mi straszny niedosyt. Jak można w takim momencie urywać??? Ja chcę trójkąta miłosnego, zazdrosnych o siebie blondynów, dramy i więcej rzygania T__T

Anonimowy pisze...

Nie wiem, czy zauważyliście, ale ten wydział policji nazywa się C.O.O.l 'cool' - to raz. Po drugie, bardzo podobają nim się zwroty w 2 os. l.mn. typu: Asakawa, uspokójcie się! Powiało komuną;). A po trzecie, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to opko to mangowa wersja "Hannibala" - co prawda policjant inny, ale psychopatyczny doktor-morderca całkiem podobny. A po czwarte, analiza miodna jak zwykle, jesteście w formie :)

Anonimowy pisze...

Ja tak w kwestii formalnej tylko. Mianowicie od roku 1998, dzięki regulacjom z ustawy Protection of Children from Sexual Predator Act, FBI może przejąć każde śledztwo w sprawie morderstw seryjnych i zabójca wcale nie musi siać trupami po obszarze kilku stanów. Warunek jest jeden: mianowicie naczalstwo odpowiedniego organu ścigania, posiadającego jurysdykcję w miejscu popełnienia zbrodni, musi się zwrócić do FBI z prośbą o przejęcie śledztwa. Natomiast Biuro nie może zrobić tego, co sugerowała ałtorka, czyli po prostu wpaść na imprezę i ogłosić "To sledztwo jest nasze, zwyczajna policja proszę won".

z pąwiąsząwaniem
Wiedźma

kura z biura pisze...

Dzięki za info :) No ale tu mamy sytuację dokładnie odwrotną: FBI chce wbić na chama na imprezę, a dzielny naczelnik własną pierwsią broni im dostępu :)

Anonimowy pisze...

No patrzcie no, jak się coś wreszcie dziać zaczęło to aŁtorka ukryła bloga.
Coś ten cały Japoniec bucowaty się zrobił. I w dodatku ma gadające brwi o.O
Podobała mi się Sala Konferencyjna Zszarzała Brutalnie. Cóż, może mieli jeszcze Salę Konferencyjną Zszarzałą Delikatnie oraz Salę Konferencyjną Zszarzałą W Nieokreślony Sposób?
Ogólnie analiza kwikaśna, mam tylko jedno malutkie zastrzeżenie - wydaje mi się, że niepotrzebnie przyczepiliście się słowa "frustracja".
I nie mogę zrozumieć tego niedorobionego wielokropka. Seriously, wydawało mi się, że ktoś, kto tak usilnie przekombinowuje walory artystyczne tekstu, przeczytał w życiu choć kilka książek i, o ile błędy ortograficzne da się wytłumaczyć, nie wierzę, by aŁtorka w życiu nie widziała poprawnie napisanego wielokropka.

Tonks

Anonimowy pisze...

Tonks, więcej odcinków i tak nie było, niestety. Autorka już przed analizą zaniedbała to cudowne opko i nie dodawała następnych rozdziałów a ostatni zanalizowany rozdział ukazał się cztery miesiące temu. :<

A co do imion i dżapońskiego Ryu w Bostonie - autorka w ogóle ma jakiąś obsesję na punkcie imion z dupy wziętych i potrafi nazwać postać Haruka Dostojewski albo stworzyć córkę szefa yakuzy o imieniu Margoth. (W ogóle backstory Margoth jest naprawdę kwikaśna - jak ktoś ma konto na pingerku, gdzie autorka ma drugi blog, to proponuję przeczytać - http://ila214.pinger.pl/m/22119187 )

By the way - ona taki styl pisania, patetyczno-mniszkowaty, ma cały czas i pisze tak nie tylko w opowiadaniach, ale nawet opisując popołudniową kawę... Zresztą, sami przeczytajcie: "Hmm.. dokładnie taka, jaką lubię. Pół łyżeczki cukru, przeważająca tendencja smaku mleka nad kawa i lekki, zmieszany już z "krówkowym nektarem" posmak .. <3

baba_potwór pisze...

Tego mi było trzeba, dzięki :). Czepnę się tylko jednego: pokusa podpalenia zaczesu recepcjonistki wskazuje, że Ryju jest antyspołeczny, nie aspołeczny. Aspołeczna jestem ja, bo twardo odrzucam zaproszenia na popijawy w sobotnie wieczory. A w ogóle to walę focha, bo czekałam niecierpliwie na romans Ryja z pądochtórem (tak mi jakoś erotycznie te jego inwokacje zalatywały...), a tu zonk, ciąg dalszy nie nastąpi :(.

Anonimowy pisze...

"tradycyjny mosiądz" <3

Pozdrawiam Anonim z tradycjami

Kuba Grom pisze...

Zaiste, w nieskończoność trwająca fanaberia..

Ktoś zrozumiał o co mu chodziło z tymi bakteriami na szybie? Bo ja nie.

Anonimowy pisze...

Upieram się, że to później miał być sleszyk typu "enemies to lovers", taki wicie rozumicie, prawdziwy i brudny i osadzony w pełgającej błotem naturalizmu rzeczywistości. I zaledwie Asakawa przekonałby się do doktorka, wonczas doktorek ukazałby Hannibalowskie kły. Taki mniej więcej Czerwony Kapturek, tylko w labilnie sfermentowanym Bostonie.

Swoją drogą ten Boston ma silne przebitki z lat osiemdziesiątych PRL-u...

Kreśli się z szacunkiem - dogłębnie ujęta mgławicowością opeńka -
Ija Ijewna

Vespera pisze...

@anonim nade mną: też mi tam zapachniało latami osiemdziesiątymi, choćby ze względu na ta nieszczęsną jajowatą trwałą: czyz to nie jest taka typowa fryzura Pani z Poczty lub z Urzędu?

Ta część ma jednego plusa: w porównaniu z poprzednią dzieje się tu troche więcej. Ale nie żałuję, że nie będzie ciągu dalszego.

MirrorQueen pisze...

To my się nie dowiemy co dalej?! O, nieeee.....

murhaaja pisze...

A ja tam się cieszę, że to koniec, dla mnie to opko jest potwornie nudne i nawet nie ma się tu z czego pośmiać (poza Waszymi komentarzami, tylko one trzymają jakiś poziom). Mam nadzieję, że na za tydzień coś żywszego przygotujecie ;)

Mal pisze...

- Doktorek - Duporek .. -Syknął.
- Asakawa, mówiliście coś?
- Nie, odbiło mi się. Proszę kontynuować.

Podsumowując: główny bohater zobaczył nowego współpracownika kilkanaście minut wcześniej; innymi słowy, zupełnie się nie znają, co jednak nie przeszkadza naszemu bohaterowi zachowywać się jak naburmuszony trzynastolatek - odzywki też ma zresztą na poziomie wczesnego gimnazjum. Nie wiem, dlaczego szukam w tym opku sensu i logiki, ale czy ktoś może mi wytłumaczyć (bo może niewystarczająco dobrze pamiętam poprzednią część?), czym doktorek zasłużył sobie na taką niechęć naszego Ryjka? (Żartuję, dobrze wiem, że aŁtoreczka miała po prostu bardzo oryginalny koncept, że bohater musi na początku nienawidzić trulovera, żeby potem przeżyć dramę zwiazaną z tym, że zaczyna się zakochiwać, noale.)

Poza tym, do tej pory nie wiem, skąd aŁtoreczkom wziął się pomysł, że obsesyjne kontemplowanie wyimaginowanej - bo przecież się kompletnie nie znają! - "idealności" nowo poznanej osoby to szczyt romantyzmu.

Niestety, aŁtoreczka chciałaby uchodzić za poetycką i egzaltowaną, ale te wszystkie kompletnie niepasujące do ogólnej mniszkowatości wstawki - czasem wulgarne (jak tekst o ustach naszego lekarza - swoją drogą wtf, po pierwsze, o co temu Ryjkowi w ogóle chodzi???, po drugie, po takiej odzywce powinien dostać co najmniej naganę; wszyscy jednak przeszli nad tym do porządku dziennego, co nie świadczy dobrze ani o bohaterze, ani o jego współpracownikach i przełożonych), czasem po prostu potoczne ("ale piździ", "zostały olane") aż nazbyt dobitnie pokazują, że mamy do czynienia z nastolatką, która nieudolnie miota się między używaniem języka, który dobrze zna, a próbą ukrycia go pod płaszczykiem niezrozumiałych, ale "mundro" brzmiących konstrukcji. Do tego ten nowatorski zapis liczebników - "85'go", "17'letnia"... :D A teksty kursywą - przez moment myślałam, że Ryu pisze pamiętniczek.

I niech ktoś bardziej obeznany z procedurą mi wytłumaczy - co on, kuźwa, sprawdzał na zdjęciach rentgenowskich? Prześwietlanie obciętych kończyn nie jest chyba niezbędne (ani nawet w jakikolwiek sposób przydatne!) do określenia, w jaki sposób zostały obcięte??? Chociaż po wzmiance o "wymiętolonych zdjęciach" (które, na dodatek, Asakawa trzymał W KIESZENI, trzymajcie mnie) doszłam do wniosku, że aŁtoreczka w życiu nie widziała zdjęcia rentgenowskiego (w sumie dobrze dla niej, widać zdrowie jej dopisuje), ale stwierdziła, że brzmi "mundrzej" niż samo "zdjęcie". Podobnie z profilowaniem - excuse me while I lol. Wiem, że Criminal Minds to popularny serial i w ogóle, ale serio, profilowanie psychologiczne przestępców nadal w dużej mierze sprowadza się do "albo trafimy, albo nie". Cieszę się, że tego wątku nie rozwinęła, bo tylko bym się denerwowała :c

Skoro znacie się od niedawna, to właśnie dlatego niewiele o sobie wiecie; chyba że w tym uniwersum panuje zwyczaj przedstawiania się świeżo poznanym ludziom z imienia, nazwiska i pełnego CV. W sumie fajnie, tyko każde powitanie musi cholernie długo trwać - no, to by tłumaczyło, dlaczego przedstawianie nowego lekarza zespołowi zajęło tyle czasu ;)

Zabija ludzi, obcina im dłonie, a Ty się pytasz o adres? To psychopata, a nie idiota - nie od dziś bowiem wiadomo, że jeżeli ktoś obcina ludziom dłonie, jest inteligentnym psychopatą. To elementarne, Watso... tfu, Edgarze.

Z komentarzy: Nie wiem, czy zauważyliście, ale ten wydział policji nazywa się C.O.O.l 'cool' - to raz. Ja się przez całe opko zastanawiałam, czy to jest duże "i", czy małe "l"! Ale doszłam do podobnych wniosków. "Wydział Cool" - noszenie ciemnych okularów (także w nocy) i wieczne zblazowanie wymagane.

Babatunde Wolaka pisze...

Muszę rozczarowująco przypomnieć, że to jednak nie "C.O.O.L.", tylko "Criminal Organization of Inquiry" (cokolwiek powiesz po angielsku, brzmi mądrze), choć od skojarzeń z "cool" trudno się uwolnić.

Dersei pisze...

Policjanci nie domyślają się, że to nie może być jeden morderca po fakcie, że raz tnie twarze, a raz nie, tylko po śladach cięcia-widzę, że profiler zawalił robotę tak, jak koroner. Poza tym doktor nazywa się Pure, a ktoś tam mówi o czystym mordercy-tak bardzo oczywiste ;) Opko tragiczne, ale analiza jak zwykle świetna, chciałbym tylko zauważyć, że d/s to niezbyt poprawny skrót :)

Anonimowy pisze...

To jest w ogóle bez sensu - wygląda jakby seryjny morderca szalał od miesiąca a tu nikomu nie przyszło do głowy żeby w ogóle zatrudnić profilera. Naprawdę opko jest tak skonstruowane, że wynika z niego jakby dopiero nasz genialny Ryjek wpadł na ten pomysł i zapytał doktorka o profilowanie. (Wspomina się jakichś ekspertów ale ich ustalenia w niczym nie przypominają profilowania). To jest w ogóle taki Geniusz od Odkryć Oczywistych ten Ryjek.
I naprawdę zgłaszam protest - zatrudniono innego lekarza, bo ten poprzedni się ponoć nie popisał. No ale JAK MIAŁ SIĘ POPISAĆ skoro nie go nawet nie wezwano na miejsce przestępstwa! Asakawa dostaje taką przesyłkę i zamiast wezwać techników i patologa wzywa kumpla z aparatem, doprawdy. Założę się, że przy pierwszym morderstwie ten patolog też miał tylko zdjęcia wykonane komórką do analizy. Nie żebym broniła patologa, który nie umie odróżnić rany zadanej z laserową precyzją od rany szarpanej zadanej tępym narzędziem, ale na litość boską analiza na miejscu zbrodni jest absolutnie podstawowa.

Hannah

Mal pisze...

Babatunde, shhhh, ja tam wolę wierzyć, że to Wydział C.O.O.L. ;) Próbowałam sobie zresztą przypomnieć, od czego był ten (właściwy) skrót, ale za nic nie mogłam. Pewnie dlatego, że nie ma sensu :d

Anonimowy pisze...

Wciąż czytam, ale taka szybka myśl:
"- Idziesz tam sam?
- Widzę, że Ty wolisz rozwiązywać krzyżówki, popijając kawą.
- K.. krzyżówki ..?? - Zdębiał, patrząc na niego jak na debila.
- A niby po co Ci koszula w kratkę?
No przecież koszula w kratkę służy do tego, żeby rozwiązywać krzyżówki. To ELEMENTARNE."
A jeśli w koszuli w kratkę rozwiązywałabym sudoku, to mieściłabym się jeszcze w dopuszczalnych granicach, czy byłoby to już wyłamanie się ze schematu i złamanie wszelkich norm etycznych?
Pozdrawiam!

Lien Smoczyca pisze...

Ryju - cały czas nie mogę tego odzobaczyć! :D

Anonimowy pisze...

Analiza jest genialna, a Analizatorzy to mistrzowie w swoim fachu :>
Gdy nie będę mogła zasnąć, odpalę stronkę z tym opkiem, zacznę czytać te opisy, a moje powieki same opadną na zmęczone codziennością oczy, które widziały już nie jedno, a przecież wciąż mało. Podbródek obniży swą wysokość i dotknie włosów, które spowite są estetycznym nieładem przez wyładowania elektryczne. Dłoń natomiast osunie się z myszki na szorstki dywan, który w swej szorstkości zachowuje jednak ciepło, ciepło które otuli zimną od chłodu nocy dłoń.

Tak na marginesie, skończyłam dzisiaj "Rammstein w piwnicy", mój mózg zamienił się w gulasz z dużą ilością sosu i rozgotowanego mięsa, które bardziej przypominało pomidor niż zwierzę, którym kiedyś było. Dobra już nie parodiuje stylu tego opka, bo to marna parodia jest.

S.H

P.S Jak pisałam pierwszy raz ten komentarz, to przeglądarka postanowiła się wyłączyć, to chyba kara za ten styl.

Anonimowy pisze...

S.H, ależ nie, idzie ci świetnie! "Podbródek obniży swą wysokość i dotknie włosów, które spowite są estetycznym nieładem przez wyładowania elektryczne" - musiałam przeczytać trzy razy, żeby zrozumieć, że masz rozpuszczone włosy, wcześniej wyobrażałam to sobie jako podbródek opierający się na baaardzo owłosionej klatce piersiowej :D

Anonimowy pisze...

To teraz nie wiem czy powinnam się cieszyć czy smucić, że jednak potrafię tak pisać. W każdym razie dziękuje za uznanie :D

S.H

Anonimowy pisze...

"Mahoniowy impregnat!
A pod spodem pewnie tradycyjny mosiądz."
-zrobiły mi dzień:-))
Jesteście wielcy!
Sakurako (w biegu i niedoczasie)

Anonimowy pisze...

Widzę, że nie tylko ja dostrzegam w tym opku silną inspiracje serialem "Hannibal"

Pomijając wszystko inne - to naprawdę smutne, że już sam tytuł spoleruje, kto jest mordercą :<

bishop

Anonimowy pisze...

W sumie to uważam, że to opko ma całkiem dużo przebłysków i że autorka wbrew pozorom chce napisać coś konkretnego, a nie tylko "użyć dużo mądrych słów", tylko nie potrafi się do tego zabrać. Chyba nie czyta też tego przed publikacją, bo opko to trochę strumień myślowy, a sensy zdań urywają się w połowie. Szkoda. Chociaż nie, bo wyszła z tego według mnie najlepsza analiza od dawna :D

Truskafkanka

Anonimowy pisze...

Może to i lepiej, że więcej już tego opka noe będzie... Wciąż nie do końca ogarniam co sie tam wydarzyło. Smutne ale prawdziwe, moja polonistka z technikum byłaby zachwycona takim stylem pisania...

KorpoLudka pisze...

Czy w momencie, gdy Ryju dostał paczkę, tylko ja miałam takie skojarzenie:

https://encrypted-tbn2.gstatic.com/images?q=tbn:ANd9GcSWGSk5s4erokipWnTJu1eh5QBV6dxXIiqBjxLObZ5BhoZEpYtXrw

?

Anonimowy pisze...

@Elle - mnie się skojarzyło z przesyłką z "Z piekła rodem".
W ogóle mam wrażenie, że to opko było w bardzo wielu miejscach inspirowane przeróżnymi kryminałami. Może stąd ten chaos - autorka próbowała dodać swoich bohaterów do zlepka realiów i wyszło jak wyszło. Co do języka, to prawdopodobnie dziewczyna chciała uniknąć zarzutu pani od polskiego, że "pisze tak, jak mówi". Wyszło mniszkowato, ale Sierotka Julia czy inna poetessa to nadal zupełnie inna liga :).

Anonimowy pisze...

Elle, skojarzyło mi się dokładnie to samo. I zgadzam się z Anonimowym pod Tobą, że to opko wydaje się mieszanką wszystkiego, co się napatoczyło.

Tonks

Podkomorzanka pisze...

Jaka szkoda, że nie poznam zakończenia... Jakiekolwiek by nie było, chciałabym się dowiedzieć o co to całe zamieszanie.
" - Wiesz, co jest najgorsze ?(...) Ten kto to zrobił, nie tylko zna to miejsce.. ale także mnie."
No tak. Bo w cale nie to, że w mieście grasuje morderca-psychopata, a oni nie mają żadnych poszlak. Najgorsze jest to, że ten typ wie gdzie mieszka nasz boChater.

Anonimowy pisze...

Resztę opowiadania, jak ktoś już zaujważył, można sobie przeczytać na pingerku. Nie, żeby ktoś nie wiedział, jak to się skończy.

Wstyd się przyznać ale moim shameful pleasure od czasów gdy byłam małe pacholę (i zaczytywałam się w Yami no Matsuei, Count Cain etc) są opowiadania o psychopatycznych lekarzach, więc z chęcią sobie doczytam :]

AA z tradycjami

Astroni pisze...

Pierwsze zdania i już mamy mocne wejście - podstarzałego dziadka z szeroko rozwiniętym pojęciem parkinsona w ręce. Ja tam zawsze sądziłam, że parkinson dotyka organów znajdujących się w głowie, ale co ja tam wiem... I jeszcze ten wierszyk o prąciu... znaczy: o PRONie, oczywiście, że o PRONie.

A przy "pięknej, kompletnie nie nadającej się do policji głowie" totalnie zeszłam - jak dla mnie to znaczy, że jest po prostu kompletnym baranem, że się nie nadaje do czegoś kompletnie. Masakra.

Czy mi się wydaje, czy kolorystyka włosów jest totalnie na przemian? Nie mam kompletnych dowodów, ale raz pisze, że brunet, innym razem wy przekonane, że podczas seksy będzie dwóch blondynów, innym razem włosy przyjaciela... Może dziewczyna nierozróżnia? Jak w Dżumie, gdzie ktoś nie mógł zrozumieć, że kasztanka nie może być czarna? :p

Drogi Panie Hudsonie, toż to wstyd i hańba dla oddziału C.O.O.I.!
A mój kolega twierdzi, że to ponoć oznacza właśnie na 100% cool. Ostatnie L często jest zastępowane przeróżnymi i, jedynkami i wszystkim, co jest do L podobne.

...w sumie jednak ten obraz mi się podoba: kolory nagle szarzejące poza punktem, w który wpatruje się intensywnie nasz bohater. Są jakieś przebłyski w tym opku.
Jedną z tych plam był młody policjant, obserwujący dobrowolnie oddające się na poczet sług swoistego diabła dusze, drugą zaś, sam diabeł, o wyglądzie Anioła.

Wszystko fajnie, tylko dlaczego jedną z plam, którą obserwuje nasz bohater, jest on sam? Tak więc przebłyski były, były i sobie poszły.
A tak BTW zdanie miodzio. Totalnie nie do zrozumienia.

Oooo i znów moja ulubiona połać szyby! Tym razem z brylującym niebem gratis! Kurka, muszę kiedyś spróbować napisać coś takiego z totalnym poprzekręcaniem znaczenia słów.

To nie materiał genetyczny, to zbłąkany apostrof.
A to już nie wiem nawet, dlaczego mnie tak cieszy X)

Miasto niczym nie różniło się od tego, które widział wczoraj, od tego, które pamiętał z dzieciństwa.
Podejrzewam, że miało być: Miasto, które widział wczoraj, niczym się nie różniło od tego, które pamiętał z dzieciństwa.

Mahoniowy impregnat!
Hehe, myśmy zareagowali tym samym okrzykiem X)

Nie no, wspaniała parodia CSI. Ale też skłaniam się ku temu, że ałtorka jest fanką Hannibala (+ elementy Cumberbatcha przy rzucaniu zdjęciami i upijaniu kawy). Ale wiecie, co? To się jednak chwali, że nie zerżnęła imion i postaci jak leci, zrobiła własną scenerię, coś w rodzaju wielopoziomowości głównego bohatera (nie jest to kolejna zajebista/zahukana Marysia schodząca na śniadanie), tworzy własną zagadkę (szkoda tylko, że sama wpycha nam odpowiedź), rozwija romansik (choć dość banalny), no i te tajemnicze listy nie wiadomo od kogo i do kogo... Ciekawe, ile ona ma lat? Bo myślę, że jeśli nie jest nastoletnią mądralą zapatrzoną we własną doskonałość i nazywającą wszystkich dookoła hejterami, to myślę, że wkrótce może spotkać nas miła niespodzianka. Naprawdę fajnie byłoby, gdyby tu zajrzała. Dostała linka do recenzji? (Nie wiem, czy jest to standard, że dajecie, czy nie.)

Ja jednakże mam swoją teorię: będzie więcej makabrycznych morderstw, Ryu będzie rzygał jak kot...
No brechtam X)
Ale najlepsze, że z tą fabułą i twistami naprawdę najprawdopodobniej tak będzie. Co nie jest złe, tylko szkoda, że ałtorka jeszcze nie umie wyczuć, jak mocno należy wyróżniać podpowiedzi z tekstu...

Dzięki, Załogo, za fantastyczną zabawę, jesteście jak zawsze nie do pobicia!