czwartek, 30 maja 2013

224. Dwóch panów w Audi, nie licząc sumienia, czyli co tam słychać u bliźniaków?




Dawno już nie się nie zdarzyło, by opko tak mocno kojarzyło mi się z seryjnie wyprodukowanym pornolem. Sprawiły to dwie rzeczy: ubożuchna fabuła, będąca jedynie pretekstem do “akcji właściwej” oraz seks, uprawiany w pozycjach niezbyt wygodnych i nie do końca zgodnych z uwarunkowaniami anatomicznymi.
A poza tym - nuuuuda, ta nieodłączna cecha seryjnych pornoli. Zamiast przewijania pozwolimy więc sobie ciąć, ciąć i ciąć.




Bo widzicie, wcale nie chodzi o to, że kocham go inaczej niż brat powinien kochać brata. Ani nawet o to, że pociąga mnie fizycznie.
Nie no, oczywiście, to żaden problem.


Chodzi o to, że dzięki niemu mogę poczuć tę odrobinę intymności, o której marzę od lat.
A co, drzwi od kibelka ktoś ukradł?
Zasuwkę! I wtedy jeden drugiemu musi przytrzymywać drzwi, jak w kibelku w podstawówce.


Ja w zamian oddaję mu całego siebie. Swoje ciało. Swój umysł. Swoją miłość. Cały należę do niego.
Należy do niego cały
od czubka głowy
po koniec... eee... paznokci u nóg.


Wiem, że to, co robimy jest złe. Niemoralne. Ale żaden z nas nie jest w stanie tego przerwać.
Bo oboje tak desperacko pragniemy bliskości.
O, któryś z nich już zdążył zmienić płeć. Żeby tylko od tej bliskości nie nabył porannych mdłości.
Och, jakże chętnie przeczytałabym dla odmiany opko, w którym Bill i Tom zamiast ze sobą (albo randomową marysujką) romansują z zapomnianymi przez wszystkie aŁtoreczki Georgiem i Gustavem!
Czworokącik Ci się marzy, zbereźnico?


Ja – emocjonalnej.
On – cielesnej.
Na moje oko tylko druga strona ma coś z tego układu, no ale może niektórym wystarczą jedynie własne emocje.


Niemal nieustannie zamknięci razem w czterech ścianach hotelowego pokoju, jesteśmy jedynymi osobami, które mogą dać sobie nawzajem to, czego najbardziej potrzebujemy.
Czyli mamy rozumieć, że to Hotel California?


I robimy to.
Tak często, że ho, ho!
Nieustannie.
Nawet w wannie.
Bez skrupułów.
W westybulu.
Bez żalu.
Cal po calu.
Bez wyrzutów sumienia.
Aż do obrzydzenia.


… i jest tylko jeden mały problem: poobcierane narządy nas bolą jak cholera.


Choć na początku szeroko pojęta moralność nie pozwalała nam na to.
Teraz to słowo nie istnieje w naszym słowniku.
Nie ma moralności.
Nie ma godności.
Nie ma dumy.
Jest on i jestem ja.
I korzystamy z tego w każdy możliwy sposób.
Ja pierniczę, długo tak można pisać po jednym zdaniu?
W kolumnie.
Bez sensu.
Bez końca.
Może
jej
płacą
od
wiersza?


____________
Zarys tego opowiadania narodził się w mojej głowie dość dawno, a pomysły na nie sukcesywnie zapisywałam na ostatnich kartkach zeszytów, serwetkach w McDonalds’ie, a nawet na papierze
toaletowym xD
Zwłaszcza ten ostatni nośnik był niesamowicie wręcz adekwatny.


Ostatnio udało mi się wszystkie te materiały zebrać do (za psz(pszszszsz... powietrze zeszło!)eproszeniem  ) kupy,
W zestawieniu z papierem toaletowym zabrzmiało to nieco niepokojąco.


i tak oto oficjalnie zaczęła się moja przygoda z Twincestem. <jupi> xD
Jak przygoda to tylko z incestem, z incestem
A jak incest to w opku, gdzie kFiatków moc
Gdzie fabuła jest tylko pretekstem, pretekstem
By Kałliców czym prędzej wepchnąć pod koc!


Jest to mój debiut w tej tematyce, więc bardzo proszę o wyrozumiałość xD
Mam nadzieję, że komuś te moje wypociny przypadnią do gustu
Przypadnia - rodzaj zapadni, otwierającej się pod ciężarem przypału.


[TOM]
- Tom? Tom! Co ty wyprawiasz do cholery?!
Jak co wieczór siedziałem obok Billa na dwuosobowej sofie jakiegoś anonimowego hotelu (bo na porządny kasy zabrakło)(a może to był dyskretny hotel na godziny?), wpatrując się niewidzącym wzrokiem w ekran plazmowego telewizora. Moja ręka jak zwykle spoczywała na oparciu kanapy za bratem, podczas gdy on wspierał głowę na moim barku zmuszając mnie do wdychania nieprzyjemnego zapachu nadużywanego przez niego lakieru do włosów.
Jeżu Kolczasty, toż oni się zachowują jak małżeństwo z czterdziestoletnim stażem! I dlaczego się tak ciągle kiszą w pokoju, zamiast  iść chociażby do hotelowej sauny albo na basen?


Kiedy po raz pierwszy przyszedł po koncercie do mojego pokoju i jak gdyby nigdy nic zmiażdżył mnie ciężarem swojego ciała w podobny sposób, miałem wielką ochotę kopnąć go porządnie w tyłek i wystawić za drzwi.
Ciekawe, jakim cudem to wychudzone stworzonko mogłoby kogokolwiek zmiażdżyć.


Nie zrobiłem tego, a on pojawił się znowu. I znowu. I jeszcze raz, aż w końcu to wspólne oglądanie filmów przed snem stało się naszym rytuałem. Nieważne czy trwało to godzinę czy pięć, żaden z nas się nie odzywał.
Nie odzywał się, nie jadł, nie pił, nie wstawał na siusiu.
Borze zielony, następni, którzy siedzą w ponurym milczeniu, jakby ktoś ich zmuszał, jakby nie mogli pójść gdzieś i zająć się czymś ciekawszym...


Słowa były zbędne.  Do momentu, w którym dołączyli do nas Georg i Gustav. I (samobieżna) butelka teqilli.
- Tom! – Bill uderzył mnie pięścią w ramię, wyrywając tym samym z zamyślenia.
Nadstaw pilnie ucha, aŁtoreczko
Usłyszysz  coś, od czego możesz PĘC.
Zdradzę ci sekret, moje słoneczko,
“Tym samym” to synonim słowa “więc”.


- Co do…! – urwałem orientując się, że moja ręka, do tej pory zawsze spoczywające za Billem (zawsze, nawet podczas porannych czynności!), tym razem obejmowała go ciasno w pasie, a kciuk lewej dłoni bezwiednie gładził odsłonięty skrawek brzucha przyozdobiony tatuażem w kształcie gwiazdy.
Jasne, jasne, bardzo lubię ten motyw, kiedy to czyjaś ręka wyrywa się na niepodległość i robi różne dziwne rzeczy sama z siebie. To brzmi baaaardzo wiarygodnie, baaardzo.
Ijon Tichy tak miał w “Pokoju na Ziemi”. Ale jemu wpierw zrobiono kalozotomię.


Przełknąłem głośno ślinę, czerwieniąc się przy tym jak jakaś cholerna dziewica przed pierwszym razem.
- Sorry. – mruknąłem niezrozumiale, zrywając się z sofy i popędziłem w stronę łazienki.
Wolę nie pytać, po co tam poleciał.
Nie musisz, i tak się zaraz dowiesz.


Na plecach czułem palące spojrzenia brata i przyjaciół, które nie pozwoliły mi odetchnąć aż do chwili, kiedy zniknąłem za drzwiami łazienki.
Wtedy dopiero wciągnąłem powietrze z głośnym “wziiiip!”.
Kurde, jak on tak przeżywa, że ktoś się na niego gapi, to cud boski, że się na koncertach jeszcze nie udusił.


Oparłem się o zlew ściskając jego brzegi tak mocno, że na tle jasnej skóry pojawiła się pajęczyna, napiętych niczym sprężyny, ścięgien.
Mówimy tu o skórze i ścięgnach tego zlewu? Biedny zlew.


- Co się z tobą dzieje? – wyszeptałem, licząc że uzyskam jakąś odpowiedź od własnego odbicia w lustrze. Nic z tego. Jak zwykle byłem dla siebie samego jednym wielkim rozczarowaniem.
A tak się starałem, tak długo ćwiczyłem brzucho-lustro-mówstwo!


Nie dość, że bezwiednie dotykałem Billa w sposób, w jaki normalnie nigdy bym go nie dotknął… W sposób w jaki NIGDY nie dotknąłbym ŻADNEGO mężczyzny, to w dodatku sprawiło mi to przyjemność. Niezdrową przyjemność, czego najlepszym dowodem był duży, twardy jak skała i zdecydowanie niechciany przeze mnie problem między moimi nogami.

Niechciany? Oh well, obetnij, będzie po problemie.

Dostałem wzwodu przytulając Billa!




- Zdecydowanie powinieneś kogoś przelecieć! – upomniałem swoje odbicie w lustrze, uśmiechając się do niego zadziornie.
Ty, uważaj, bo jeszcze Człowiek z Drugiej Strony Lustra posłucha...


Jak na zawołanie, przed oczami nagle pojawił się Bill. Nagi, wijący się w ekstazie Bill. Bill rozchylający przede mną zachęcająco uda.
I ukazujący w ten sposób Absolutny Brak Waginy.
Ale za to przekonujący, że nie tylko Tom ma wiadomy problem.


- Dość! – warknąłem do siebie, odpędzając niechciane myśli.
-Tom? Tom, wszystko w porządku? – usłyszałem jego głos zza zamkniętych drzwi.
- Tak. – skłamałem – Wszystko OK. – dodałem, obserwując w tafli szkła swoją twarz. – Po prostu jestem zmęczony. Pogadamy jutro.
- Dobrze. – westchnął ciężko głos po drugiej stronie – Dobranoc Tom.
Śpij dobrze... w wannie.


- Dobranoc Bill. – odrzekłem, po czym zsunąłem z siebie ubrania i zacząłem krytycznym wzrokiem obserwować swojego małego przyjaciela.
A przed chwilą był wielki i twardy jak skała... *wzdech* Sic transit gloria mundi.


- Cholerny zdrajca. – mruknąłem w jego kierunku, odkręcając pod prysznicem kurek z zimną wodą.

- Ostatnio mnie zaniedbujesz.

Aaaaaa, gadający penis!!!



Byłbym w stanie przysiąc, że ten głos rozbrzmiał w pomieszczeniu, a nie tylko w mojej głowie.
- Co racja, to racja. – odpowiedziałem bez sensu, wchodząc pod strumień lodowatej wody.
- No, dalej Tom. Zabaw się ze mną.
… - powiedział penis i mrugnął zachęcająco swym jedynym oczkiem.


Moja ręka powędrowała do kurka i przekręciła go maksymalnie w lewo. Po chwili pomieszczenie zaczęła wypełniać gorąca para. Kojące ciepło z wolna obejmowało moje ciało przynosząc ulgę sztywnym mięśniom. Nie zastanawiając się nad tym, co robię, poprowadziłem dłoń wprost do mojego naprężonego i podnieconego penisa.
Ech, synuś, jaki ty durny... W takich przypadkach zaleca się ZIMNY prysznic. Jak wiadomo, w zimnej wodzie staje tylko kaczorowi.


Jessica Alba.
Wielkie łóżko w hotelowym pokoju.
Albo nie.
Lepiej taras.
Zamiast Alby?
Idę na taras i wrócę zaraz.


Albo plaża.
O, tak.
Zawsze chciałem (bzyknąć wydmę) uprawiać seks w wodzie.
Zero Billa.
On ma na myśli anus? Że niby taki okrągły i podobny do cyferki “O”?


Po prostu potrzeba mi seksu.
Ot, co.
Dawno nie dupczył, to i głupoty mu do głowy przychodzą, ot, co.


[BILL]
Ten wieczór był na prawdę dziwny. Zachowanie Toma zupełnie wytrąciło mnie z równowagi. Dotąd to zawsze ja byłem tym bratem, który zabiegał o cielesną bliskość. On jedynie akceptował fakt, że bezwstydnie naruszam jego prywatną przestrzeń i biernie uczestniczył w prowadzonej przeze mnie grze. Oczywiście nie czułem do niego nic więcej niż braterską miłość.
Oczywiście. Po prostu był taki ciepły i mięciutki, że nie mogłem się oprzeć pokusie wykorzystania go zamiast poduszki. Te hotelowe sofy są takie niewygodne!


Wykluczone. Ja po prostu uwielbiałem go wkurzać. I zawstydzać. Chwile, kiedy brakło mu słów i z zażenowaniem spuszczał wzrok dawały mi poczucie tryumfu. Wyższości. Nic innego nie było w stanie sprawić mi większej radości niż te malutkie zwycięstwa nad moim, starszym – co bezustannie mi wypominał, bratem.
Chwila, chwila, aŁtoreczka nam tu jakiś foreshadowing uprawia. Przecież, jak dotąd, “kontakt cielesny” polegał na siedzeniu na jednej sofie podczas oglądania telewizji. Gdzie tu powód do zażenowania?
Chyba że chodzi o oglądanie kucyponków...


Tego wieczora wiele się zmieniło – w chwili kiedy rozgrzana dłoń Toma prześlizgnęła się niezauważenie z oparcia sofy na moje ramię po czym (niczym węgorz elektryczny w rui) naznaczyła ścieżkę swego elektryzującego dotyku wzdłuż całej ręki aż do nadgarstka, by na końcu opleść mnie mocno w pasie (nadal nie tykając pleców!) i przyciągnąć bliżej do siebie. Jego długie, szorstkie od częstej gry na gitarze, palce bez problemu odnalazły skrawek nieokrytego materiałem brzucha i zaczęły bezwiednie wędrować wokół konturów tatuażu w kształcie gwiazdy.
Natenczas Kaulitz spuścił, niczym nie przypiętą
Swą wszędobylską rękę, niczym żmija krętą.
Jak wąż przepełzła ona, wzdłuż się rozciągając
Żeberka oraz pępek po drodze miziając.
Nikt nie wie, jakim cudem tak się rozciągnęła
Że drugiego Kaulitza ciasno owinęła.


Jego dotyk sprawiał mi tak wielką przyjemność…
Żołądek skurczył się w niemym oczekiwaniu na dalsze pieszczoty. Serce przyspieszyło swój rytm błagając, by ta chwila nigdy się nie skończyła.
Niestetyż, ręka miała jednak ograniczony zasięg. Zabrakło kilkunastu centymetrów, co za pech!


Nieważne było to, że chwilę największej od kilku lat intymności zapewnia mi mój brat.
Doprawdy, co za intymna scena... z Gustavem i Georgiem tuż obok.


Że to właśnie on dotyka mnie w ten sposób. Zupełnie jakby pieścił ciało swojej kolejnej kochanki na jedną noc. W tamtej chwili Tom nie był moim bratem.
No wiemy, był węgorzem. Albo wężem boa.


To nie on siedział obok mnie na skórzanej sofie, która z pewnością była świadkiem wielu miłosnych uniesień hotelowych gości. Ona wręcz była zaprojektowana, by uprawiać na niej seks. Gorący i namiętny…
Feee, zwizualizowałam sobie taką sfatygowaną, zaplamioną, śmierdzącą, wielokrotnie używaną sofę... Ohyda.


Nagle poczułem na sobie badawcze spojrzenia Gustava i Georga, którzy zastygli w bezruchu z kieliszkami w dłoniach, uniesionymi do połowy.
Przełknąłem głośno ślinę orientując się, jak w tej chwili obaj musimy wyglądać.
Jak w opku, mój drogi, po prostu jak w opku.


Scenka zostaje przedstawiona z punktu widzenia Billa, chyba dla nabicia wierszówki, bo innego sensu nie widzę. (Ciach!) Ałtorka serwuje nam przydługi i mocno nudnawy opis rozterek duchowo - płciowych drugiego bliźniaka:


Tak bardzo pragnąłem miłości… bliskości drugiej osoby, że nie liczył się fakt, że to właśnie Tom obejmował mnie w tak rozkoszny sposób? Czy w ostateczności byłbym w stanie związać się (sznurkiem) z własnym bratem, byle tylko mieć szansę na choćby namiastkę normalnego związku?
Którego nie może mieć, gdyż... ?
Gdyż aŁtorka tak stwierdziła. Samotność idola, rozumiesz.


Co jest ze mną nie tak? Kazirodczy zboczeniec.
I tak dalej, i tak dalej... Nuda. Gustav i Georg idą spać, Bill chce jeszcze pogadać z Tomem, ale nie jest mu to dane, bo...


- Dobrze się czujesz? – zapytał Gustav, wyrywając mnie z odmętów własnych, nieskładnych myśli.

- Mhm. – mruknąłem wstając z kanapy i strzepując niewidzialny brut z moich wąskich, białych  
spodni.



– Chyba pora spać. – rzekłem.
- Tak. Chyba tak. – odpowiedział Gustav i bez zbędnego ociągania ruszył w stronę drzwi – Dobranoc. – dodał i zniknął za nimi.
Pożegnanie z Georgiem trwało nieco dłużej. Niedługo miała dołączyć do nas jego dziewczyna i był strasznie tym faktem podniecony, także ciężko mi było się go pozbyć.
Skakał jak szczeniak, poszczekiwał i strasznie się ślinił.
I próbował kopulować z każdym dostępnym przedmiotem, a zwłaszcza z nogami kolegów.


Strasznie mnie to wkurzało, bo chciałem jeszcze pogadać z Tomem. Jego reakcja mnie zaniepokoiła i chciałem się upewnić, że wszystko z nim OK.
- Tom? Tom wszystko w porządku? – zapytałem pukając cicho do drzwi łazienki i przytulając do nich policzek.
Drzwi zadrżały z radości i czule musnęły go drzazgą po uszku.


(...)
- Dobranoc Bill. - usłyszałem głos po drugiej stronie. Stałem chwilę bez ruchu w nadziei, że jednak będzie chciał pogadać.
Nie wiedziałem, czy bardziej wynika to z obaw o jego samopoczucie czy z potrzeby płynącej z głębi mojego serca, by znów poczuć czyjeś ramiona wokół mojej talii, czyjś gorący, przyspieszony oddech na moim policzku… Wszystko jedno – Toma, Floriana czy Sophie.
Czy dziewczynka, czy chłopaczek
To, wiadomo, sam jest smaczek.
Czy to brat jest, czy kolega,
Bill różnicy nie dostrzega.
Byle tylko ktoś przytulił,
Samotnością się rozczulił
A cierpiące, khę... serduszko
Wnet uleczył - poprzez łóżko.


Nagle usłyszałem za drzwiami odgłos lejącej się wody, którym po chwili zaczęła towarzyszyć symfonia westchnień i jęków.
Kurczę, z tego gościa jest niezły agent. Przecież nie wie, czy koledzy wyszli. Mógłby, kurczę, zachowywać się nieco ciszej, no nie?
Chyba że lubi mieć publiczność.
Co prawda Gustav i Georg to nie tysiące fanów na koncercie, ale dobre i to.


Gdy zorientowałem się, jakie jest ich źródło, czem prędzej (czem prędzej się wybierajmy) wybiegłem z jego pokoju, czując jak policzki płoną mi żywym ogniem, a materiał opinający biodra staje się nieznośnie ciasny w wiadomym miejscu.
Na zadku?


Drogę wzdłuż korytarza pokonałem biegiem i mimo że nie była to duża odległość, dyszałem tak, jakbym przebiegł co najmniej kilka kilometrów.
Tak to jest, jak się prowadzi niezdrowy tryb życia i siedzi całymi dniami na hotelowych sofach.


Z impetem wpadłem do swojej sypialni z trzaskiem zamykając za sobą drzwi i opierając się o nie całym ciężarem jakbym się bał, że jakiś intruz zechce się tu wedrzeć. Byłem tak nabuzowany adrenaliną, że ledwie byłem w stanie złapać oddech, a serce łomotało mi tak, jakby zaraz miało wyskoczyć z piersi.
Taaaa, adrenaliną...


Minuty mijały, a ja nie byłem w stanie doprowadzić się do normalnego stanu. Powoli, próbując łapać głębokie wdechy, ruszyłem w stronę łazienki znacząc swój ślad kolejnymi częściami mojej garderoby.
Teraz już wiecie, Drodzy Czytelnicy, dlaczego w hotelowych łazienkach należy ZAWSZE mieć na nogach klapki.
Nie muszę chyba dodawać, że siadanie na dnie wanny jest wykluczone?


Wszedłszy pod prysznic, puściłem strumień zimnej wody licząc, że zmusi to mój umysł do trzeźwego myślenia.
O, rozsądna myśl. Uczcijmy ją chwilą zadumy.


(Prysznic ochładza rozpalone zmysły, Bill zaczyna myśleć o fryzjerze, kosmetykach i zakupach.)


Może jutro wybiorę się do fryzjera?
Najwyższa pora coś zmienić.
(...)
Jakiś wystrzałowy kolor.
Ta czerń już się robi nudna.
Przydałyby się jakieś nowe ciuchy…
Hmmm... zakochał się i chce przeobrazić w Romantycznego Motyla?


***
Tłum anonimowych twarzy, błyski fleszy i ten, rozdzierający umysł, wrzask.
Wrzask setek par płuc.
Popiskiwanie oskrzeli, skrzeczenie tchawic i ciche jęki gwałconych mózgów. A nie, przepraszam, to ostatnie to u naszych czytelników.


Głównie dziewczyn, ale jest też i paru chłopaków. I to na nich właśnie skupia się moja uwaga, gdy przyspieszonym krokiem mijam krótką drogę od głównego wejścia hotelu do zaparkowanego tuż przy chodniku tour busa.
Dlaczego patrzę akurat na chłopaków?
Nie wiem.
Po prostu to oni zawsze przyciągają mój wzrok.
Może dlatego, że pozytywnie wyróżniają się na tle tłumów piszczących fanek. Nawet kiedy piszczą, nie osiągają takich wysokich rejestrów.


Może dlatego, że wśród naszych fanów jest tak niewielu przedstawicieli płci męskiej.
Może dlatego, że tak naprawdę pociągają mnie mężczyźni.
Właściwie, nigdy nie dopuszczałem do siebie takiej możliwości.
Właściwie dlaczego? Dlaczego aŁtoreczki twincestów z uporem maniaka wciskają w główki boChaterów rozterki, które pasowałyby może do przeciętnego chłopaczka z przeciętnej rodziny, ale w wykonaniu “gwiazdy rocka” (khem, khem) brzmią jakoś mało autentycznie?


Owszem, na koncertach dostrzegałem zarówno piękne fanki i jak i przystojnych fanów, lecz nigdy w żadnym z nich, kobiecie czy mężczyźnie, nie widziałem potencjalnego partnera.
Plebs, a pfeee.


Razem z Tomem byliśmy tak szczelnie odseparowani od świata, nieustannie obawiając się o swoje bezpieczeństwo, że bliższa znajomość z kimkolwiek spoza zespołu, czy współpracujących z nami ludzi, była absolutnie niemożliwa.
Urojenia prześladowcze, urojenia wielkościowe - paranoja w rozkwicie.


I to nas dobijało.
Każdy z nas miał swoje potrzeby, w końcu jesteśmy dorastającymi facetami. Niestety, ich realizacja znacznie wykraczała poza nasze możliwości.
Finansowe? Ej, nie wierzę.
Finansowe? Ależ się te groupies interesowne zrobiły.


Nawet Tom – Casanova nowego pokolenia, cierpiał na niedosyt seksu, czego najlepszym dowodem była scena, której byłem świadkiem. Z pozoru nie powinien mieć z tym problemu – wyjść do klubu, wypatrzeć potencjalną ofiarę, oczarować ją paroma słodkimi słówkami i sprowadzić do hotelu. Ale od chwili, kiedy parę miesięcy temu na stacji benzynowej zaatakowały go te dwie francuzki, nawet on nie chce ryzykować…
Czyżby Francuzki obnażyły jego braki... językowe?


A do tej pory zawsze śmiał się, że masturbacja jest dla frajerów.
I dla Gustava.
Tej nocy wszystko miało się zmienić…
Miało się okazać, że masturbacja jest dla każdego.


[TOM]


Popijając przez słomkę kolorowego drinka, obserwowałem z zainteresowaniem kilka dziewczyn wijących się na parkiecie w rytm najnowszego przeboju 50Centa.
Chciałem seksu.
Niezobowiązującego seksu.
I dziś go dostanę.
Choćby mnie to miało kurwa zabić.
Biorąc pod uwagę szeroki wachlarz możliwych chorób przenoszonych tą drogą - całkiem prawdopodobne.
E tam, on po prostu ma zamiar zaryćkać się na śmierć - teraz, zaraz, natychmiast.


Było mi totalnie wszystko jedno.
Bill siedział obok mnie ze wzrokiem utkwionym w podłodze i mełł w zębach przezroczystą słomkę.
Jego wzrok był pusty.
Dokładnie wiedziałem, dlaczego.
Sam mu sprowadziłem tego dilera.


Po jego drugiej stronie, Georg bezwstydnie obmacywał się z Jen, nie zważając na mojego brata.
Tak, powinien brać pod uwagę jego uczucia i to, jak bardzo cierpi z niedoryćkania.


Na prawdę miałem ochotę mu przypierdolić. A potem ich oboje wyszarpać za kudły do kibla, gdzie mogli by się jebać do utraty tchu.
Cudowny gatunek człowieka, któremu wszystko dookoła przeszkadza, ale siedzi na dupie i gapi się tępym wzrokiem, zamiast po prostu wyjść. Synek, mam coś dla ciebie:


Zacisnąłem dłonie w pięści próbując zdusić w sobie tę chęć i odwracając głowę w stronę zatłoczonego parkietu, by już na nich nie patrzeć.
Ojejej, moje ty biedactwo, jak się strasznie musisz męczyć!


Nagle zobaczyłem ją. Piękną brunetkę o nienagannej figurze ubraną w skąpy strój odsłaniający połacie jej opalonego ciała.
Wielohektarowe połacie, rozciągające się jak okiem sięgnąć... pola malowane zbożem rozmaitem, wyzłacane pszenicą, posrebrzane żytem...
Tfu, cojagadam.


Jednym haustem dokończyłem drinka i ruszyłem w stronę roztańczonego tłumu ignorując spojrzenie Billa wypalające dziurę w moich plecach.
Byłem zaledwie parę kroków od niej, gdy nagle ktoś mocno pociągnął mnie za koszulkę, odciągając od ciemnowłosej piękności. Byłem na prawdę wkurwiony.
Już był w ogródku, już witał się z gąską;
Kiedy skok robiąc wpadł na parkiet zapchany,
Gdzie został był poszturchany.


- Co do chuja! – wrzasnąłem, próbując przekrzyczeć dudniącą muzykę, gdy nagle ktoś złapał mnie za drugi rękaw i zaczął ciągnąć w przeciwnym kierunku.
Zgodnie z wyrażonym życzeniem.


- Tom!! To Tom!! – moich uszu dochodziły krzyki tłumione przez piosenkę Timbalanda.
Po chwili do dwu dziewczyn walczących o materiał mojej koszulki dołączyły inne.
Znalazłem się w potrzasku.




Muzyka umilkła. W uszach słyszałem jedynie głośne bicie własnego serca. Na kark wstąpił zimny pot. Z dezorientacją zacząłem rozglądać się po klubie szukając ratunku. Kiedy przy naszym stoliku nie dostrzegłem ani Billa, ani Georga z Jen, ani naszych ochroniarzy, ogarnęła mnie prawdziwa panika.
Na Bora, ratujcie go, zanim fanki poszarpią na nim odzienie!


Zacząłem się wyrywać, próbując uwolnić ręce z żelaznego uścisku kilku par dłoni. Wszystko na nic. Nie zdając sobie z tego sprawy, zacząłem krzyczeć co sił w płucach błagając, by mnie puściły. Moje prośby niknęły wśród dźwięków muzyki sączącej się z głośników i wrzasków rozszarpujących mnie dziewczyn.
Rozszalałe fanki zaczęły krążyć wokół Toma. Ich drobne ząbki, ostre jak żyletki, cięły odzienie na strzępy. Czasem zahaczały też o ciało nieszczęśnika, który wił się bezsilnie i kwilił w przerażeniu, aż wreszcie omdlał.
Zupełnie jak Barbarella.


Nagle czyjeś silne ramiona objęły mnie od tyłu w pasie i zdecydowanym ruchem wyrwały z tłumu rąk (i lasu zębów), odciągając wgłąb klubu.
- Tom?! Dobrze się czujesz? – słowa Toby’ego docierały do mnie jak przez mgłę.
Jedyny dźwięk jaki słyszałem aż nazbyt wyraźnie to własny, przyspieszony puls.
Adrenalina krążąca w moich żyłach sprawiła, że zacząłem trząść się niczym szczeniak na mrozie.
Nie wiedziałam, że Kaulitz jest aż tak wątłego zdrowia. Jak on wytrzymuje cały długi koncert?


Nie pamiętałem, jak dotarłem do samochodu.
Jak zająłem miejsce kierowcy obok Billa.
Bill?
Nie zdawałem sobie nawet sprawy z jego obecności do momentu, kiedy objął mnie mocno i zaczął szlochać w moją szyję.
- Oh Tom, jak to dobrze, że nic ci nie jest. – łkał żałośnie, przyciskając usta do mojej skóry.
“Żałośnie” to dobre słowo, bardzo tu pasuje. Robi się żałośnie.


Oparłem ręce na kierownicy i wtuliłem między nie głowę wsłuchując się w swoje bijące nienaturalnym rytmem serce.
Kiedy emocje zaczęły powoli opadać, docierało do mnie coraz więcej szczegółów.
Niemal pusty parking był spowity całkowitą ciemnością.
Toby siedział w samochodzie zaparkowanym obok nas czekając na mój znak, by ruszyć.
Dobry ochroniarz nie powinien pozwolić ci usiąść za kierownicą w takim stanie. Zwolnij dziada.


Georg i Jen już odjechali. Ich samochodu nie było na parkingu.
Gustav, jak to zwykle w opkach, został totalnie olany.
Poszedł piechotą na randkę z Renią Rączkowską.


Zacząłem łapać wolne, głębokie wdechy.
Wsłuchując się w swój oddech, powoli przypominało mi się całe zajście.
Zajście wsłuchiwało się w swój oddech i machało nieśmiało kończynką, próbując przypomnieć Tomowi o swoim istnieniu.


Piękna brunetka poruszająca się seksownie w rytm muzyki.
Dziesiątki par rąk szarpiących mnie w różnych kierunkach zupełnie jakby chciały porwać mnie na strzępy jak jeden z ręczników, które w czasie koncertów rzucam w rozszalały tłum.
Otarłem wierzchem dłoni pot z czoła i machnąłem Toby’emu na znak, by ruszał.
- Policzymy się jutro, marna imitacjo ochroniarza.


Posłusznie zapalił silnik auta, by po chwili zniknąć za rogiem.
Bill cały czas lamentował, wtulając twarz w mój obojczyk i nieświadomie muskał ustami moją szyję znacząc ją palącymi śladami.
Nieświadomie, aha. Oraz dlaczego palącymi, czyżby Bill był kuzynem Obcego i wydzielał stężony kwas?


Nie kontrolując swoich czynów rzuciłem się na niego ujmując twarz w obie dłonie i całując ją z zapamiętałością.
Schemat seme - uke ma się dobrze. Jeżu, jakie to nudne!



(Ślurp - ślurp - ciach.)


Jęknąłem głośno, gdy jego dłoń wylądowała na moim udzie.
Zachęcony tą reakcją, przesunął ją w górę, dotykając przez materiał obszernych jeansów, mojego penisa i zacisnął na nim dłoń śledząc moją reakcję otwartymi oczyma i nie przestając mnie całować.
Konia Zrzędę temu, kto potrafi zacisnąć dłoń na penisie ukrytym w jeansach. Położyć - owszem, ale zacisnąć - ni chu... steczki.


Jego rozpalony oddech muskał płatki moich uszu przyprawiając mnie o elektryzujące dreszcze.
Oderwał się ode mnie na chwilę i spojrzał mi w oczy przygryzając dolną wargę. Zrobiło mi się gorąco.
Bill był w tym momencie tak kurewsko podniecający…
Ten, teges... Każdemu jego porno, jak to mówią.


Bez zastanowienia nakierowałem swoje wargi na jego usta. Nasze języki odnalazły się bez trudu i zaczęły żarliwą walkę o dominację…
Walka była tak żarliwa, że następnego dnia bracia musieli odwiedzić protetyka, bo rozszalałe języki wytłukły im wszystkie zęby.


Dłoń Billa wślizgnęła się pod materiał mojej koszulki i odnalazła rozporek spodni.
- CZEKAJ!! – odsunąłem się od niego gwałtownie, gdy próbował go rozpiąć.
Właśnie, czekaj no! Skoro wcześniej zaciskał dłoń na penisie, to cóż to za wędrówki w poszukiwaniu zaginionego rozporka? Tom nosi damskie spodnie z suwakiem na biodrze???
Gdyby to był Bill, nie zdziwiłabym się.


Gapiłem się na niego, jakby był kimś zupełnie obcym.
Policzki płonęły żywym ogniem, na kark wstąpił lodowaty pot. Co my kurwa wyprawiamy?!
Czy to możliwe, żeby ten niespodziewany zastrzyk adrenaliny tak na mnie zadziałał?!
Tak. To na pewno to.
Ależ skąd. To narkotyki w orzeszkach. Nie należy jeść orzeszków, które stoją na stoliku w klubie, każdy to wie!


- Wybacz. – westchnął Bill, spuszczając z zażenowaniem wzrok i z uporem maniaka zaczął wpatrywać się w swoje idelanie opiłowane paznokcie.
Kurwa. Od kiedy to on jest tym zawstydzonym bratem?!
Od kiedy aŁtoreczce się tak wymyśliło i spodobało tak bardzo, że postanowiła powtarzać ten motyw do urzygu.


- Za co ty mnie kurwa przepraszasz?! – zapytałem ze złością, wpatrując się w jego spowity cieniem profil.
- Ja… – zawahał się przez chwilę – Tak bardzo pragnąłem bliskości z kimś… z kimkolwiek, że… – urwał zawstydzony. Ah, więc to o to chodziło. Pragnę intymności. Nie ważne z kim. Nawet mój pojebany, napalony brat się nada.
Rozbierz się do naga i leć ulicą, wrzeszcząc “Pragnę intymności!!!”. Myślę, że znajdzie się ktoś chętny.


- I myślałeś, że jak mi zrobisz laskę na parkingu to ci będzie lepiej? – warknąłem wściekle zmuszając go, by na mnie spojrzał.
Jak widać, różne są definicje. Robienie laski na parkingu wydaje mi się bardzo dalekie od intymności, no ale może mam jakieś spaczone spojrzenie.


W odpowiedzi wzruszył jedynie bezradnie ramionami i na powrót przykuł wzrok do swoich paznokci.
Bo zauważył, że lakier zaczął odpadać. Taki drogi lakier, a tak szybko się łuszczy, skandal!


Kurwa, no! Patrz na mnie jak do ciebie mówię!
Tak na prawdę to nie była przecież jego wina. To ja rzuciłem się na niego jak lew na niewinne jagniątko.
Jak Edward na Bellę, tja. Sorry Kaulitz, ale serio, stary... lew? W najlepszym przypadku rozszalały puli.


Adrenalina.
To wszystko wina adrenaliny.
To słowo pojawia się w opku aż czternaście razy. Droga aŁtorko, istnieją jeszcze inne hormony!


Przełknąłem głośno ślinę.
- To ja przepraszam. – westchnąłem. Spojrzał na mnie unosząc z zaciekawieniem prawą brew. – Wszystko przez tą (tę!) adrenalinę. – dodałem, z nadzieją, że jeśli powiem to głośno, to również samego siebie przekonam, że to prawda.
Chciałam napisać, że raczej testosteron, ale przypomniałam sobie, że mowa o braciach Kaulitz.


- Nadal to czujesz? – zapytał, odwracając się w moim kierunku i przykładając dłoń do mojego dudniącego serca.
Mola Ram dla ubogich.


Wstrzymałem oddech.
- Mhm. – mruknąłem, z uwagą badając szczegóły jego twarzy.
Była taka piękna…
Taka… kobieca.
Ano, nie sposób się nie zgodzić.


Nasze spojrzenia skrzyżowały się na ułamek sekundy.
To wystarczyło.
Zdecydowanym ruchem przyciągnąłem go do siebie zatapiając palce w czarnych, miękkich włosach i zmiażdżyłem ustami jego wargi.
I wycisnął z nich wszystkie soki niczym z kiści winogron. Swoją drogą ciekawe, jakim cudem wylakierowane włosy Billa były w tym momencie miękkie. Chyba że jest mowa o innych włosach.
_______
Oh mój Boże. Doszłam właśnie do wniosku, że to opowiadanie nie jest ani trochę takie, jak sobie zaplanowałam  Buu. xP
Ale może uda mi się poprawić i jakimś cudem sprawić, że będzie ciekawsze
Pzdr ;*
Kluczowe słowo: CUDEM.


[BILL]
Znowu odgrzewany kotlet, czyli znana już scenka z punktu widzenia drugiego brata.


Ta impreza to był beznadziejny pomysł.
Wiedziałem o tym od samego początku, kiedy to Georg zaproponował wyjście wieczorem do klubu, żeby się odstresować.
Jak on mógł! Przecież wiadomo, że naszym przeznaczeniem jest siedzenie na hotelowej sofie!


Odstresować?!
Ha!
Dobre sobie!
Może gdybyśmy byli na księżycu, gdzie nikt nas nie zna, moglibyśmy się odstresować.
Weź nie pitol, panie Wielka Gwiazda. Zmyj makijaż, ubierz się jak człowiek i nikt, gwarantuję, nie odróżni cię od zwykłego nastolatka.


Ale nie tutaj. Nie we Francji.
Pieprzona Francja!
No dobra, wyjaśnijmy tym, którym się nie chce guglać. Otóż w 2009 r. doszło do incydentu na stacji benzynowej w Hamburgu. Tom rzucił papierosem w fankę, dziewczyna (nota bene Francuzka) zgasiła tenże papieros o szybę samochodu Toma, na co dzielny młodzieniec wysiadł,  dał pannie w mordę i powalił ją na ziemię. Podobno to nie była fanka, tylko członkini straszliwej grupy francuskich stalkerek, prześladujących biednych chłopców, ich rodziny i fanów.


Pieprzony Georg i jego pieprzone, głupie pomysły!
Siedziałem sam w moim audi zaparkowanym na pustym, nieoświetlonym parkingu i z uporem wpatrywałem się w widok za przednią szybą wsłuchując się przy tym w swój przyspieszony oddech.
Byłem przerażony. Nigdy wcześniej nie bałem się niczego tak, jak w tamtej chwili obawiałem się o Toma. Nie wiedziałem, czy coś mu się stało, czy Toby’emu uda się go wyprowadzić. Czy jest bezpieczny.
Wait. Fanki zaatakowały Toma, a na Billa nie zwróciły uwagi? Pozwoliły mu spokojnie pójść na parking? Ani jedna nie pognała za nim? Coś tu się kupy nie trzyma.
Bill jest taki nieatrakcyjny...


(...)
W moim gardle ni stąd ni  zowąd wyrosła ogromna gula nie pozwalająca głęboko odetchnąć. Serce waliło mi tak mocno, jakby chciało wyskoczyć z piersi, a w uszach szumiała krew. Odchyliłem głowę do tyłu, próbując pokonać nadchodzącą falę mdłości i zamknąłem oczy.
Na pewno nic mu nie jest.
Wszystko będzie dobrze…
Wszystko będzie dobrze…
Wszystko będzie…
Hare Kryszna, Hare Kryszna
Kryszna Kryszna Hare Hare
Hare Rama, Hare Rama
Rama Rama Hare Hare.


Nagle drzwi od strony kierowcy otworzyły się i do samochodu wtoczył się Tom.
Pijany jak bela?
A sssskąd, trzeźźźźwy jak śffffyynia.


Wyglądał na naprawdę przerażonego.
Z trudem łapał oddech, a w jego oczach szkliły się łzy.
- Oh Tom, jak to dobrze, że nic ci nie jest! – załkałem żałośnie, wtulając się w brata.
Łzy ulgi pociekły po moich policzkach i nawet nie starałem się ich powstrzymać.
Żal mi Kaulitzów. Za to, co aŁtoreczki z nimi robią, powinni dostać odszkodowanie.


Oparł dłonie na kierownicy i wtulił głowę między ramiona, a ja nie przestawałem lamentować powtarzając w kółko, jak bardzo się o niego bałem i że nie przeżyłbym, jeśli coś by mu się stało.
I dlatego zwiałem jak najdalej i schowałem się w samochodzie. Fajny ze mnie brat, no nie?
A ja tak tylko zapytam po cichutku: ok, rozumiem, że chłopcy urwali się swojemu ochroniarzowi, ale co robiła ochrona w klubie?


A dla Georga z pewnością skończyłoby się to czymś gorszym niż śmierć.
Dla niego i dla tej jego pieprzonej dziewczyny, której zachciało się bujać po mieście.
Dziewczynie się zachciało bujać, więc bracia musieli oderwać zadki od hotelowej sofy i nie mieli nic do gadania, bo Tokio Hotel to ludzka stonoga i żaden z jego członków nie może się oddalić samopas. Nawet na randkę muszą chodzić grupowo.
Wszystko przez te baby, baby som zue, z babami nie należy się zadawać, chodź tu, braciszku!


Choć w aucie panowała kompletna cisza przerywana jedynie głębokimi, spokojnymi oddechami Toma, ja słyszałem nierówną melodię wygrywaną przez nasze dwa, bijące nienaturalnym rytmem, serca.
Mujeju, jak rhhhomantycznie.


(Dalej następuje dużo angstu, łez, śliny i dyszenia, które to atrakcje w większości wycinamy, bo ileż można. Aaaa, uwaga,  pojawia się też Sumienie we własnej osobie! )


- To twój brat! Co ty wyprawiasz?! Przestań natychmiast!
- Kim ty do cholery jesteś, żeby mi mówić co mam robić?!
- Jestem głosem twojego sumienia. Przestań! To co robisz, jest złe!
- To ześlij mi kogoś, z kim mogę bezkarnie obmacywać się w aucie.
- Jestem twoim sumieniem, a nie złotą rybką. Nie mogę…
- No właśnie! Nie możesz. A więc zamknij się wreszcie!
Serio, już w bardziej żenujący sposób nie dało się tego napisać.



(...)
- Wszystko przez tą (tę!) adrenalinę. – dodał, jakby próbując usprawiedliwić swoje zachowanie. Nasze zachowanie.
- Nadal to czujesz? – zapytałem, przykładając otwartą dłoń do jego serca. Wstrzymałem oddech, wsłuchując się w jego nienaturalny rytm.
- Mam arytmię - wyjaśnił Tom.


- Mhm. – mruknął, z uwagą przyglądając się mojej twarzy. Czyżby ta odpowiedź była przyzwoleniem?
Nagle, bez ostrzeżenia zatopił palce w moich włosach i przyciągnął do siebie zdecydowanym ruchem, miażdżąc ustami moje wargi.
Nie wiem, kto i kiedy wymyślił tekst o miażdżeniu warg, ale za każdym razem, gdy go widzę, trafia mnie cholera. NIE zalinkuję tutaj zdjęć, bo są zbyt drastyczne, ale podpowiadam, że z romantyzmem nie mają nic wspólnego.


Ogień powrócił.
Ze zwielokrotnioną siłą opanował moje ciało. Zacząłem drżeć nie mogąc złapać oddechu.
Tom powędrował dłońmi pod materiał mojej koszulki i objął mnie w pasie przyciągając do siebie.
Nie przerywając żarliwego pocałunku, spróbowałem usiąść na nim okrakiem, lecz  dzieląca nas skrzynia biegów stanęła nam na drodze jakby los ostatkiem sił próbował odciągnąć nad od siebie.
Na ich miejscu skrzynią bym się nie martwiła, gorzej z drążkiem...
Jeszcze się któremuś pomyli...


- Chyba powinniśmy wrócić do hotelu – wydyszał Tom prosto w moje usta.
No, wygodniej będzie. I drążek nie będzie przeszkadzał.


Bałem się, że jeśli odsuniemy się od siebie choć na chwilę, czar pryśnie, a pożar w moich żyłach nigdy nie zostanie ugaszony.
- Mm. – pokręciłem przecząco głową, opierając się czołem o jego czoło.
To musiało boleć.


Kiedy nasze oczy spotkały się, skinąłem głową w stronę tylnego siedzenia i zachęcająco oblizałem wargi.
Tom uśmiechnął się zawadiacko. Odebrałem to jako zachętę i, nie czekając ni chwili, zacząłem przeciskać przez szparę między naszymi fotelami.
CO on zaczął przeciskać przez szparę między fotelami?!?


(Wycinamy te wszystkie bokserki, jęki, erupcje wulkanów i inne takie. BTW Kaulitz ma penisa, który jest podniecony. Ciekawe, czy znudzony albo głodny też bywa.)


Opadłem całym ciężarem ciała na fotel, a Tom pochylił się nade mną, masując okrężnymi ruchami moje pośladki i pnąc się coraz wyżej.
Jak małpka czepiak albo bluszcz czy inne pnącze.


- Podobało ci się? – zamruczał, muskając ustami mój kark.
- Mhm. – uśmiechnąłem się, odwracając się i siadając naprzeciw niego.
Patrzał na mnie z zaciekawieniem, gdy zdecydowanym ruchem zsunąłem z siebie czerwony t-shirt i odrzuciłem go na przednie siedzenie, razem ze spodniami i bokserkami.
Urodzony striptizer! Trzeba sporego talentu, by zdejmując koszulkę pozbyć się jednocześnie całej reszty.
Hmmm. Prawie całej. *odgania sprzed oczu wizję Billa w samych skarpetkach*


- Moja kolej. – szepnąłem seksownie, przesuwając koniuszkiem rozedrganego języka po jego suchych ustach. Chwycił go nagle między swoje wargi i zaczął ssać. Chwyciłem w obie dłonie jego ogromną koszulkę i ściągnąłem ją z niego, ukazując jego umięśniony tors i twarde mięśnie brzucha. Schyliłem się i zacząłem je całować, znacząc swoją ścieżkę lśniącymi śladami śliny.
No i teraz mam wizję pomrowa czarniawego, namiętnie pełzającego Tomowi po torsie.


Odchylił się do tyłu, opierając plecami o drzwiczki auta, a ja kontynuowałem swoje pieszczoty, zsuwając się coraz niżej.
Drżącymi dłońmi odpiąłem rozporek jego spodni i zsunąłem je wraz z bokserkami z jego nóg.
Moim oczom ukazał się jego członek. Zdecydowanie większy od mojego. I taki… piękny. Nie wiem, czy można tak określić czyjegoś penisa, ale jego był na prawdę piękny.
O! a jak się rozciągnął i jak się rozwija,
Długi taki i gładki, niczym gęsia szyja.
A cóż go też od spodu tak ładnie przystraja?
Rzekł Bill z wielką powagą: Tomie, to są jaja.


Tom odchylił do tyłu głowę i zamknął oczy opierając ręce na zagłówkach foteli.
- Aaaah. – westchnął, gdy chwyciłem go u nasady i delikatnie przesunąłem dłonią po całej jego długości, zaciskając lekko palce na główce.
Wiem, gdzie Tom ma główkę, ale zupełnie nie mam pojęcia, gdzie ma nasadę.


(Znowu wycinamy. Obiektywnie przyznaję, że te akurat sceny są całkiem nieźle napisane, chociaż od czasu do czasu trafia się kwiatek...)


Mój członek znów zaczął odczuwać napięcie sytuacji.
Mam wrażenie, że członki członków Tokio Hotel mają bogatsze życie wewnętrzne od samych członków.


(Znowu ciach, bo młodzież to będzie czytać. Chłopcy uprawiają seks  w pozycji dobrej raczej dla pary mieszanej, ale kto by tam myślał o bólu nadwerężnoych więzadeł, gdy wokół chuć czuć. Oczywiście, dochodzą jednocześnie. Oczywiście, są nienasyceni i nie kończy się na jednym... khem... finiszu.)


- Tom… – jęknąłem między pocałunkami.
- Mhm? – zapytał, spoglądając mi w oczy.
- Kochaj mnie. – szepnąłem, nie uginając się pod naporem jego wzroku.
- Kochaj…? – szepnął z rezygnacją, obracając między palcami kosmyk moich włosów. – Ja nie kocham nikogo. – dodał. – Nie ma czegoś takiego jak miłość.
- Na filozofię ci się zebrało? - warknął zaskoczony Bill. - Pieprz mnie, to chciałem powiedzieć!


- Tooom. – jęknąłem płaczliwie, spragniony jego ciała. Chciałem czuć go w sobie. Chciałem, by pieprzył mnie do nieprzytomności w tym samochodzie. Chciałem, by pieprzył mnie do nieprzytomności tej nocy. I każdej innej.
Ka, Ka, Kaulitz-in
German greatest love machine...


- Co? – warknął ze… złością?
- Przeleć mnie Tom… – westchnąłem, muskając ustami jego wargi. – Proszę.
Przeleć mnie srebrnym aeroplanem!


Po udanym bzykanku, spenetrowaniu okrężnicy i osiągnięciu jednoczesnego orgazmu chłopcy postanawiają wrócić do hotelu)


[TOM]


Kiedy nasze spojrzenia skrzyżowały się w lusterku wstecznym, poczułem przyjemny uścisk w żołądku. Nie byłem w stanie pohamować uśmiechu cisnącego się na moje usta. Pierwszy raz od bardzo dawna czułem się… szczęśliwy. Na prawdę (i pod serio?) szczęśliwy.
Spuścił z krzyża, to i lżej mu na duchu.


(Billowi wciąż mało, więc zaczyna automasaż na tylnym siedzeniu.)
Nie byłem w stanie oderwać od niego wzroku. Cholerny Bill.
Najlepszy dowód na to, że tonący i brzytwy się chwyci.
A napalony chwyci się kuśki, to elementarne.


Jęknąłem żałośnie czując, że i mój członek zaczyna odczuwać napięcie sytuacji.
Ktoś tu się powtarza.


Ogarnęła mnie przemożna wściekłość na brata za to, że tak sobie ze mną pogrywa. On może bezkarnie walić sobie na tylnym siedzeniu, podczas gdy ja musiałem skupiać się na drodze zmuszając się, by ignorować jego, coraz głośniejsze odgłosy, co wymagało ode mnie niemal nadludzkiej siły.
Z wysiłkiem oderwałem wzrok od lusterka i wbiłem go w przednią szybę auta.
Ty na drogę patrz, baranie jeden, nie na szybę!


Bill jęczał głośno chcąc zwrócić na siebie moją uwagę.
Bezskutecznie walczyłem z chęcią spojrzenia na niego po raz kolejny.
Na kark wstąpił mi zimny pot, a ręce zaczęły drżeć.
- Co jest Tommy? Podnieciłeś się? – mruknął mi do ucha, przygryzając jego płatek.
Oceniając po objawach, to raczej jest przerażony, bo właśnie dotarło do niego, że mógł spowodować wypadek.
Nie no, serio, kogo ja próbuję oszukać...


- Daj mi kurwa spokój! – warknąłem, udając że jego zabawy nie robią na mnie wrażenia.
Palce tak kurczowo zacisnąłem na kierownicy, że na jasnej skórze pojawiła się niebieskawa pajęczyna żył i ścięgien.
Zlew w hotelu miał dokładnie to samo, jakaś epidemia wśród przedmiotów.  


- Nie walcz. – szepnął seksownie, układając dłoń ma mojej szyi i unieruchamiając ją w żelaznym uścisku.
Po czym potrząsnął nim jak pies szczurem!


Drugą ręką znów zaczął się pieścić.
Jęczał mi wprost do ucha, a ja nie byłem nawet w stanie wyrwać się z jego objęć.
Jakich, kurna, objęć? AŁtoreczko, czy Ty chociaż PRÓBUJESZ sobie wyobrazić to, co opisujesz, czy w Twoim świecie bracia Kaulitz mają rąsie z gumy?


Mój oddech przyspieszył, tak jak i oddech Billa muskający moją skórę.
Całe jego ciało poruszało się rytmicznie, a palce raz po raz zaciskały się mocniej na mojej szyi sprawiając, że cichy jęk mimo woli wyrywał się z mojego gardła.
- Bill… – westchnąłem z rezygnacją – Proszę cię…
…nie skacz tak po całym samochodzie. Wystarczą delikatne ruchy nadgarstka.


- Aaaaaaach… – zaskomlił wgryzając się w moje ramię w momencie gdy doszedł, a jego ciałem wstrząsnął potężny dreszcz.
I w tym momencie Tom pożałował, że nie ma wycieraczek po wewnętrznej stronie szyby.


Odsunął się ode mnie z uśmiechem satysfakcji wymalowanym na twarzy.
- Jebany terrorysta. – warknąłem przez zaciśnięte zęby próbując skoncentrować swą uwagę na jezdni i zapomnieć o kompromitującym problemie między nogami.
Ojtam, nie bądź dla siebie taki surowy. Chyba że posiadanie pięknej kuśki jest uważane za kompromitujące?


Pieprzony, pieprzony, PIEPRZONY Bill.
Solony, cukrzony i papryczony.


Zemsta będzie słodka. – pomyślałem, uśmiechając się niewinnie do jego odbicia w lusterku.
Jego wzrok krzyczał: Wynagrodzę ci to! Wróćmy tylko do hotelu.
Odpowiedziałem na jego niemą deklarację dociskając pedał gazu.
Tak offtopowo: wiecie, że kiedyś autokorekta Worda podkreśliła mi słowo “pedał” jako wulgarne?


***
- Boże drogi jesteście wreszcie! Tom, jak się czujesz? Wszystko OK? – Georg rzucił się na mnie od progu jak pitbull.
I rozszarpał gardło kończąc to, co zaczęły fanki.


– Sorry, to wszystko moja wina. – dodał ze smutkiem. – Nie powinienem był was ciągnąć na tą imprezę. - A poza tym, skąd miałem wiedzieć? Na mnie nigdy nikt się tak nie rzucał!


Bill już otwierał usta, by dać upust swej wściekłości na basistę, lecz udało mi się go ubiec.
- No co to, stary. – poklepałem go przyjaźnie po ramieniu. – Wszystko w porządku. Przecież nie ty kazałeś mi biec do tej laski. – uśmiechnąłem się szeroko na potwierdzenie swoich słów. To ostatecznie utwierdziło go w przekonaniu, że nie kryję wobec niego urazy. – Leć do Jen. Na pewno jest na ciebie napalona jak stado nietoperzy. – zażartowałem.
Miejmy nadzieję, że mówi o poczciwych gackach, nie wampirach ;)


Dyskretnie, tak by nikt inny tego nie widział, puścił mi oczko.
To mogło oznaczać tylko jedno.
- Bzyknąłeś ją po drodze? – zapytałem konspiracyjnym szeptem. – Gdzie?
- Po drodze mijaliśmy taki opuszczony parking i… – opowiadał podekscytowany.
...i jeden z samochodów tak się sugestywnie kiwał, więc przyszło nam do głowy...


Opuszczony parking.
Przełknąłem z trudem ślinę.
O mój Boże.
Co myśmy najlepszego zrobili?!
Niedawne uczucie szczęścia i podniecenie zostały całkowicie przyćmione poczuciem winy i obrzydzeniem wobec samego siebie.
(Tu następuje kilka przeraźliwie nudnych stron, nie mających żadnego znaczenia dla fabuły, wypełnionych straszliwym angstowaniem i ogólnym smęceniem. Jest też Element Komiczny:)


         Filmy pornograficzne.
Bez zastanowienia wybrałem ostatnią opcję. Na ekranie pojawiła się długa lista tytułów.
  Poszukiwacze zaginionej szparki.
Seks nocy letniej.
   Sperminator.
     Robin Wzwód.
       Seks Raider – Ostatni Wytrysk
         Orgazmotron.
           Edward Penisomiękki.
             Anal z Zielonego Wzgórza
            Tajemnicza Wyprawa Tomka.
AŁtoreczka wyjaśnia, że są to autentyczne tytuły filmów porno, które skopiowała z Joemonstera. Jest się czym chwalić, nieprawdaż? Istny gejzer dowcipu.
               

Jedynym ciekawym tytułem wydała mi się ów  Wyprawa Tomka.

Aaaaghhhrrrr!!!



Drodzy Czytelnicy!
Wyobraźcie sobie, że nie dotarliśmy nawet do połowy. Dalej jest więcej angstowania, onanizmu, bzykania, angstowania... I tak w kółko. Matko Borska, jakie to jest przeraźliwie nudne!
Musicie wybaczyć, ale na tym skończymy. Nawet takie kFiatki jak “jego wzwód zakuł mnie w brzuch” nie zmuszą nas do ciągnięcia tej analizy.


Z klubu pełnego wściekłych fanek pozdrawiają Sineira, Kura i Maskotek, sączący drinki z palemką i przyglądający się pandemonium na parkiecie.