czwartek, 20 grudnia 2012

204. Trzech ktosiów w skaczącej twierdzy, czyli Nikt się nie spodziewa ludzi króla! (2/2)


 
Drodzy Czytelnicy! Zapraszamy na ostatnią analizę przed końcem świata.  W poprzednim odcinku poznaliśmy Lilianę, która, porzucona przez wyrodnego ojca, została wychowana w elitarnej szkole Mścicielek. Dziś zobaczymy, jak dziewczę radzi sobie w dorosłym życiu, odkryjemy, co należy do standardowego bagażu Tajemniczego Wędrowca, poznamy Bardzo Nudnego Barda oraz przekonamy się, że każda kępa krzaków w tej krainie zawiera co najmniej jednego Człowieka Króla. Indżoj!

Analizują: Jasza, Dzidka, Sineira, Kura i Gabrielle.

http://sunnight1.blog.interia.pl                         

Wędrolawali tak kilka dni. W końcu Liliana nie wytrzymała i się go spytała.
Po wielu dniach wędrolawania, czymkolwiek by to nie było, zdecydowała się zagadać.

- Człowieku Nocy jak masz na imię?
- Człowiek Nocy, idiotko.

- Nie nauczono ciebie dobrych manier?
Bo gdyby cię uczono to byś wiedziała, że już dawno powinienem się przedstawić, a skoro tego nie zrobiłem, to jestem bucem i tyle.

- Po prostu chcę wiedzieć i tyle.
- Może kiedyś ci powiem Słońce Nocy.
- Nie mów tak do mnie. Mam na imię Liliana.
- Wiem (ale ty się tak ślicznie wkurzasz, kiedy tak mówię). Umiesz władać mieczem?
- Oczywiście.
- Pokaż co potrafisz.
Liliana wyciągneła miecz z pochwy i pokazała kilka trików.
Jednym sprawnym ruchem obrała ze skórki rzucone jabłko, wykastrowała komara i złamała sobie nadgarstek.
I w końcu się wydało, że zakon nie kształcił żadnych zabójczyń, tylko mażoretki.

- To beznadziejne! Stawaj do walki! - i wyciągnął swój półtoraręczny miecz.
Zaczeli walczyć. Skończyło się na tym że nikt nie wygrał. Oboje mieli sińce.
Rozumiem, że skończyło się na płazowaniu.

Nagle pojawili się ludzie króla.
To z pewnością byli członkowie Płonącej Pięści z Baldur’s Gate. Oni zawsze się pojawiali znikąd, nieważne czy człowiek był w środku lasu, czy na najbardziej zapyziałym zadupiu..
Oni chyba wyłażą spod ziemi, naprawdę.

- Kobietom nie wolno używać broni. Za to jest kara. Pujdziecie z nami.
A jak nie pUjdziecie, to nie Ójdzie wam to na sucho!
A, rozumiem. Każda broń wytwarzana w królestwie była wyposażana w Zaklęcie Wykrywania Chromosomu Y: jeśli dotknęła jej kobieca dłoń, włączał się magiczny alarm oraz teleport, ściągający na miejsce ludzi króla z najbliższej placówki.

- Chwilę. Ja znam tą (tę!) dziewczynę.
- Co mówisz?
- To Mścicielka, płatna zabójczynia.
Matki Naszej Odwiecznej, Gramatyki.


- Skąd wiesz?
- To ja zabiłem Matkę Mścicielkę.
Jam! Jam to uczynił! Po czym zesromał się, ucichł i nie wiedział, co ze sobą zrobić.
A to, że w chwili śmierci Matki Mścicielki Liliany nie było w siedzibie zakonu, to nieistotny detal.

- Zabiłeś... - nagle oczy Liliany stały się czerwone, jak krew.
- Co to?
Liliana pozabijała wszystkich magią.
PSTRYK!
Ot tak, po prostu. Mścicielki wyrżnięte w klasztorze nawet na to nie wpadły.
Bo ona była Lepsza.

Oczy stały się na powrót niebieskie.
Jak krew arystokraty..

- Wszystko w porządku.
- Tak.
- Myślę że muszę ci coś opowiedzieć.
- Co?
- Właśnie wymordowałaś oddział wojska.
- Ja? Kiedy?
- Dobra, nieważne.

- Lepiej stąd chodźmy.
Przeszli kilka mili i wtedy zaczął opowiadać.
- Wiele lat temu Śmierć zakochał się ludzkiej kobiecie. Urodziła im się córka, Kadma. Jednak po tym ona była nieszczęśliwa.
Tatuś był kościsty i trochę trudno było przytulić się do niego.
A jak tatuś tego... eee... prokreował?
Cóż, to dość nieprzyjemny temat, dlatego “po tym ona była nieszczęśliwa”.

W końcu zakochała się ona w synu nocy.
Kto?! Ta Ludzka Kobieta, którą kochał Śmierć, czy może ich córka Kadma, która była nieszczęśliwa od chwili poczęcia?

Oh też ją pokochał. Jednak w dzień ślubu oboje zostali zabici. Jednak ona rzuciła klątwę i powiedziała że wróci.
Jakaż w tym opisie kryje się mroczna epika!
- Smutne.
Bardzo.
- Tak. Nazywam się Frederyk.
Wiesz, kiedy zmarł mój chomik... Tak. Nazywam się Frederyk.

Lilianę to rozbawiło.
Mnie też. To coś jak Jołasia.
Albo Kondrad.
Archibalt!
I Hendryk.

- Co cię bawi.
- Frederyk. Tak jakbyś był szlachcicem.
I chrzanić tam jakieś legendy, klątwy, Kadmy i inne zakochane Antropomorficzne Personifikacje. Ważne, że Frederyk nazywa się jak gÓpek.

- Bo jestem.
- Co?
- Zostałem wyklęty z rodziny bo zostałem wojownikiem.
Bo moi rodzice, to wiesz - wegetarianie i pacyfiści. Fundamentalistyczni hipisi.
I rolnicy w dodatku.
Fredzio pewnie pochodzi z rodu Dobrzyńskich.

- To głupie!
- Wiem.
- Dlatego mam w nosie ich ideolo, zostałem najemnikiem. Wiesz - Kongo, Angola, potem Czerwone Brygady.

A poza tym... Umiesz tańczyć?
Czy potrafisz wycinać hołubce?
Nie nadążam za hołubcami, które wycina jego myśl...

- Tańczyć? Tak. Uczono mnie...
...ale tylko z szablą!

- Dobra nie tłumacz się. Masz to.
Dał jej pakunek. W środku była suknia, z dekoltem w kolorze granatowym.
Tak puszczała farbę, że aż piersi były sine?

- Mam się w to ubrać?! Żartujesz?
- Nie. Ale musisz się umyć.
Ale ubierać się już nie musisz.
Najważniejsze, żebyś zatańczyła.

- Niedaleko jest jezioro.
Poszła się umyć w jeziorze. Kiedy wróciła wyglądała jak anioł nocy.
Z granatowym dekoltem i plamami wszędzie. No i jeszcze te siniaki po ostatniej bójce...
Kolorystycznie wszystko gra.
Zaraz. Mamy rozumieć, że Fredzio wszędzie nosi ze sobą suknię, proponując przypadkowo spotkanym kobietom, by się w nią ubrały? To coś jak pantofelek Kopciuszka? Czy raczej koszula Dejaniry?
Psychopata.
Raz, dwa, idzie Freddie, cicho sza.
Trzy, cztery, suknię daje ci FREderyk.
Pięć, sześć, dekolt brudzi, ale weź.
Siedem, osiem, uświniłaś się jak prosię.
Dziewięć, dziesięć, w jeziorku domyjesz się-ć.

Ale to była tylko gra wstępna, bo nasi wędrowcy miewają dziwne zachcianki:

- Daj mi miecz.
- To nie jest śmieszne!
- Nie żartuję.
W końcu Liliana ustąpiła ale i tak była na niego zła.
Wędruje z zupełnie przypadkowym facetem, tylko dlatego, że tak jej powiedział, a teraz nagle jej się na fochy zebrało.
Ale o co była zła? Czy o to, że kiecka nie taka, miecza nie ma, czy o to, że musiała się umyć?
Stawiam na to ostatnie.

Wyruszyli dalej w celu kupieniu koni i prowiantu gdyż szukali kogoś bardzo ważnego....
Kwiiik! To oni od kilku dni popylają z buta i o suchym pysku?
Pomiot Zorana, jak nic...

Wędrówka trwała około dwóch godzin.
To daleeeeko zaszli. Na pewno ich nikt nie znajdzie.

W końcu staneli przed gospodą.
-Liliana zachowój się.
-Jasne.
-Nie pyskój.
[Ortonazi też zatkało]
-Okej.
Ona ma siedemnaście lat czy siedem?

-Liliana wiem że to nie czas aby o to pytać ale...
-Ale co?!
-Co im zrobiłaś?
-Komu?
-Tym ludziom. Podniosłaś rękę i tu nagle trzask – nie mają głów.
Aktywowała bombę logiczną i łby im eksplodowały.

-Nie wiem co im zrobiłam
-Takie rzeczy się wie na pewno!
-Dureń!
-Bądź cicho. Idę do środka, załatwię nam pokuj i postaraj się nie zbłaźnić i nie zrób nic głupiego.
-Dobra.
Dla pewności powinien ją jednak przysznurować do koniowiązu. I zakneblować. Bo wierzyć jej na słowo, że nic głupiego nie zrobi, to nadmiar beztroski.

Wszedł. Liliana została sama.
Ciekawi Was, dlaczego nie weszli we dwoje do środka? Nas też. Wstydził się jej, może nie chciał się od progu kompromitować, może wiedział, że ona nawet w karczmie wsi narobi?

Po chwili podeszło kilka pijaczków.
-Taka ładna dziewczyna, sama?
-Chcesz może nam dotrzymać kroku.
- Przepraszam, powiedziałeś “dotrzymać kroku”, czy “potrzymać w kroku”, bo nie dosłyszałam?

-Nie dziękuję.
-Nie zgrywaj się. - i zaczął patrzeć na biust Liliany.
Nie dziwię się, że nie mógł oczu oderwać od zafarbowanych, granatowych cycków.

-Precz! - i grzmotneła go ręką. Facet odleciał kilka metrów.
-Spadamy!
I polecieli przed siebie.
WZIUM!

To jeden z bardziej epickich opisów walk.

Po chwili z gospody wyszedł Frederyk. Liliana nie wiele myśląc przytuliła się do niego. Po chwili odskoczyła.
-Przepraszam.
-Nic się nie stało. Wchodź.
- I jęczmy razem do rana!

Poszła za nim. Gospoda pusta, oprócz faceta który stał w koncie z lutnią.
Słyszałam dotąd o koncie z debetem, koncie z premią, koncie z tabletem i koncie z lwem. Widocznie dla muzyków przewidziano specjalne konto z lutnią.

Karczmy w tych okolicach nie cieszyły się najlepszą opinią. Poprzednia też była pusta.

Nagle spojrzał na Lilianę i wytrzeszczył oczy. To chyba... czy to możliwe że to córka pana Christiana de Meavir?! Mała Christiana?! - powtarzał sobie w myślach.
Rozpoznał ją po tylu latach, bo farbujący dekolt sukni uwidocznił ryby siną barwą na piersiach wykłute.
Skoro był w stanie rozpoznać dziecko, które zostało porzucone zaraz po urodzeniu i o którym prawie nikt nie wiedział, wnioskuję, że ród de Meavir miał jakąś rzucającą się w oczy charakterystyczną cechę, np. wargę Habsburgów, potężny, zakrzywiony nos albo odstające uszy rozmiaru liści łopianu.

Liliana poszła za Fryderykiem do pokoju.
FrEderyk robi co może, aby zmylić pogoń, nawet zamienia literki w swoim imieniu. Przepraszam. Jaką pogoń? Przecież oni błąkają się bez celu.

-Frederyk, a ty gdzie będziesz spał?
-Tu.
-Tutaj?!
-Zawstydziłaś się?
-Nie. Kim był ten mężczyzna, ten który stał w koncie?
Piotr Fronczewski albo Chuck Norris.
Albo Marek Kondrat.

-To bard.
-Bard?
-Nie słyszałaś o takich osobach?
-Nie.
Widzę, że poziom edukacji w szkole mścicielek był doprawdy imponujący. Cud, że absolwentki potrafiły same zawiązać buty.
Na zajęciach teoretycznych wykładano im budowę dzidy (tym, którzy jeszcze nie wiedzą wyjaśniamy, że dzida bojowa składa się z: przeddzidzia dzidy bojowej, śróddzidzia dzidy bojowej i zadzidzia dzidy bojowej. Przeddzidzie dzidy bojowej składa się z przeddzidzia przeddzidzia...) oraz uczono, że miecza nie łapie się za to ostre.

-To osoby które śpiewają, układają pieśni o bohaterach lub kochankach.
-Śmieszny zawód.
Zawód?
No chyba nie hobby, nie?;)

Nagle ziemia zatrzęsła się pod nimi.
-Co się dzieje?!
-Trzęsienie ziemi?! Nie tutaj.
Nagle do pokoju ludzie weszli ludzie króla.
Znowu! Te cholery się czają wszędzie, nawet w drewutni i wychodku.
- Królewska Straż Moralności! Zabroniony jest nocleg kobiety i mężczyzny w jednym pokoju! (sprawdzić, czy nie małżeństwo)

-To ta dziewczyna! Brać ją!
Liliana nie zawachała się i wzieła miecz. Nagle zadzwoniła piękna pieśń.
To ludziom króla rozdzwoniły się komórki.

Zasneli wszyscy.
Razem z Lilką i Fredziem.
Analizatorom też kleją się powieki.

Stał tam ten bard.
I też spał.
Bard stał i spał, bo tak się działo,
Że kiedy spał, jemu też stało,
A gdy się budził - opadało.

-Dzięki.
-Wiejcie stąd!
-Idziesz z nami!
-Dobra!
Wszyscy uciekli z gospody do lasu.
Ludzie króla też?
Też. A co?
Jakby co, będą pod ręką.

-Frederyk daj mi coś innego do ubrania. Plączę się w tej sukni.
-Dobra. - i dał jej inny strój.
Pomijam głębię dialogów, ale czy ten facet przez cały czas targał ze sobą wielki kufer z ciuchami?
Jeśli nie miał kufra, to może wszystkie te fatałaszki trzymał w tobołku z prześcieradła. Tak zwanym pyndlu, który nosił na kiju.
Miał długi, rozwijany Item Panel.
Item Pyndel.

-Dzięki za pomoc. Co im zrobiłeś?
-Uśpiłem za pomocy tej lutni.
-Jest magiczna?
-Tak.
Jak się nią komuś solidnie przylutuje to nie ma bata, musi zasnąć. Czasem,  jak dobrze trafić, to nawet snem wiecznym.
Sądzę, że bard po prostu strasznie smęcił.

-Chodź z nami!
-Liliana!
-Co? Jesteś zazdrosny?
Nie odpowiedział.
-Dobra chodźmy.
I poszli we trzech w stronę pięknego miasta GoldenBreank.
A Lilka, która już miała dość tej szopki z zakazami, zmieniła po drodze płeć i została Lilkiem.

                   

Gdzieś w połowie drogi do GodenBrenk...
- Psiakrew, idziemy do jakiegoś innego miasta!

-Bardzie jak się zwiesz?
Boru, ona zawsze ma taki opóźniony zapłon?
Mam wrażenie, że ona pójdzie z każdym obcym, który da jej cukierki.

-Thomas.
-Ja jestem Liliana Sunnight.
-Sunnight? To znaczy "Słońce Nocy".
Nie, kochana, “sunnight” to nie znaczy “słońce nocy”, nie.

-Tak. A ten tutaj to Frederyk.
A to oznacza, że jest irlandzkim rewolucjonistą.

Thomas zaczął się śmiać.
-Co cię bawi?
-To imię jest zabawne! Świetny poemat na wiersz!

Tworzę kulawy limeryk
o facecie, zwanym Frederyk.
Lecz “świetny poemat na wiersz”
ssie mnie jakoby ta wesz.
Zdobędę się tylko na (the) ryk.

-Nie ma mowy!
Zaczeli się kłócić. Aż tu nagle... ludzie króla!
BUM!!!
Też zaczęli się kłócić.
Ludzie króla są gorsi od montypythonowskiej Hiszpańskiej Inkwizycji.

-Nie powinniście chodzić tędy.
Liliana zasłoniła twarz.
I już jej nie było widać.
I cały świat zniknął.

-Widzieliście tą [tę!!!] dziewczynę? - tu pokazał zdjęcie Liliany.
Zdjęcie. Aha. Chciałam to jakoś skomentować, ale mi witki opadły.
Ciekawe, czy miał je wydrukowane, czy zwyczajnie w telefonie?

-Nie.
-Na pewno nie.
-A ty widziałaś?
Liliana nie mogła odpowiedzieć.
Bo zasłaniała twarz.

-Czemu nie odpowiadasz? I czemu masz twarz zasłoniętą?
-Ona nie mówi i niesłyszy. Jest też niewidoma.
Helen Keller, psiakrew.

-A kaptur?
A kaptur mówi, widzi i słyszy i ma kilka innych umiejętności.

-Przestań. Jestem Liliana Sunnight!
Miecz zaczął płonąć kiedy to usłyszał. Bard wyciągnął lutnię i zaczął grać kiedy to usłyszał. Aż tu nagle strzały i jedna ugodziła Fryderyka.
Ale co nagle strzały?
Czy nagle zgorzały?
Może z kałuży pijały?
Czy może te strzały
dookoła szczały?

To ludzie króla
Nagle złapali
Że ktoś tu robi ich w głupa
Trzy strzały padły
Niebiosa zbladły
Frederyk zaś stał jak dupa.

-Nieeeee!!!! - oczy Liliany stały się czerwone i zamroziła wszystkich wkoło. Oczy wróciły do poprzedniego stanu.
A wszyscy stopnieli w brudne kałuże.

-Frederyk!!!!!!!!!!!!!!!! - oczy zaszły mgłą i wybuchła płaczem.
-Liliana on żyje! Ale strzała jest zatruta!
Ma to wypisane na metce! Zaraz pod “made in China”!

-Nie możesz jej wyciągnąć?
Lilka, na litość, wykłady o pierwszej pomocy też przespałaś? Czy może Mścicielki mają magiczny immunitet i nigdy nie bywają ranne w czasie misji?

-Nie. Tylko łowczynia może ją wyciągnąć.
-Łowczynia?
Co wyczynia ta łowczynia?
Czy łowczynia to dziewczynia?
Czy łowieczka z łbem jak dynia?
Bądź kabaczek lub cukinia?
Może piękna jak surfinia?
A na imię ma Wirginia?

Drodzy Czytelnicy, upewnijmy się, żeby nie było wątpliwości:
-Łowczynia?
-Tak.
Ojezujezu. Boli.

-Zostań z nim. Poszukam jej.
Bo jak wiadomo, lasy roją się od Tego-Czegoś-Na-Ł.
Na przykład od różnych łaków. Wilko-, jeżo- i borsuko-.
I tych najstraszliwszych - łakołaków.

-Liliana nie!!! - ale było za późno. Ta wbiegła w las. Biegła bardzo długo (jakieś trzy minuty) aż dotarła do małej chatki.
Zadziwia mnie niezachwiana pewność w wyborze kierunku biegu przez las. Może pomógł jej węch, ale na smród, jak wiemy, była uodporniona.
Na drzewach były poprzybijane stosowne tabliczki.

Mieszka w niej Rachel łowczynia.
Co tłucze naczynia.
Bo marna z niej gospodynia.
I brudzi dokoła jak świnia.

Zapukała do środka.
Potknęła się o kotka.
A kotek był pijany.
Obijał się o ściany.
Zapukała nim do środka
I tak zabiła kotka.
Bez pomocy młotka!

Rachel obudziła się. Otworzyła drzwi.
-Kim jesteś?
-Moje imię to Liliana. Jesteś łowczynią?
-Tak.
Łowczu-łowczu!
Łowczynia chwyciła w garść łowicką spódnicę, zatupała nóżkami odzianymi w trzewiki z cholewami i zaśpiewała:
Ja łowczynia jestem,
danaż moja, dana,
Mogę łowić ryby
Do białego rana.

-Proszę pomóż mi!
-Co się stało?
Krótko Liliana wyjaśniła ( pomijając atak czerwonych oczu ).
Czerwone oczy atakujoooooom!

http://pawellatkowski.com/img/portfolio/czysta%20chemia1_web.jpg

-Zaraz przyjdę.
Rachel szybko się przebrała w strój (łowicki) wzieła zioła i długi łuk z dębowego drzewa.
To pierwsze w celu leczenia, to drugie na wypadek, gdyby leczenie nie dawało spodziewanych efektów i pojawiła się konieczność dobicia pacjenta.

-Przyprowadzę konia.
Rachel pobiegła do stajni i przyprowadziła dwa konie jednego białego drugiego brązowego. Wsiadła na brązowego, i jak Liliana weszła [po drabince] na białego, od razu ruszyły.
Przez las. Konno. A juści.
Ojtam ojtam, widać do łowczyni prowadziła wygodna, szeroka, wydeptana tysiącami nóg ścieżka.

Thomas nie ruszał strzały. Kiedy pojawiła się Rachel od razu wyciągneła strzałę, położyła na ranę zioła i owineła bandażem.
-Nic się nieda zrobić. Trucizna... on może umrzeć.
No to udzieliła takiej fachowej pomocy, że ho-ho-ho.

-Nie! Nie zostawiaj mnie proszę!!!! - i zaczeła płakać.
Łowczynia?

Nagle Liliana spojrzała na Frederyka i uklękła. Pocałowała go.
- Mój ci on! - syknęła i odepchnęła płaczącą łowczynię.

Jeden z komentarzy:
Marcel (gość) 2012-04-08 Ciężko trafić na tak rzetelny artykuł, super że ktoś tak rzeczowo podchodzi do tematu.
Ironia, mam nadzieję.
Nie, spambot.

                       


Po policzkach blondwłosej (rechu, rechu) kapały łzy. Thomas wyciągnął notes i zaczął coś w nim pisać a Rachel nie wyglądała ani trochę na zdziwioną.
W przeciwieństwie do nas, którzy od pewnego czasu mamy ze zdumienia oczy jak spodki. Najpierw zdjęcie poszukiwanej, teraz notes, czekamy na stos atomowy w spiżarce.

Nagle Fryderyk otworzył oczy. Wpatrywał się w nią zaskoczony. Po chwili bard zaczął śpiewć*:

Cudne uczucie właśnie kwitnie,
Ślepej kiszki nikt nie wytnie
Jedna zakochana a drugi nie
Trzeci za to bibułę mnie
Ona Ciebie szuka
Borsuk w norze fuka
A ty uciekasz od niej.
Gubiąc po drodze spodnie-j.

To spragnione uczucie jest tak piekne
Że mi katar z nosa cieknie.
Że aż łzy lecą z oczu błękitnych jak niebo
oraz muszę iść za potrzebą.
Szczere uczucie w nich jest
Oraz sztama na fest!
To właśnie jest prawda.
Da, da, da!!!
Łodiridi, łodiridi-ridi-ridi, łodiridi-ridi u-ha!

To taka pieśń jest piękna
będzie dysonans, bo pękna
Zakazane uczucie
Jak kawał żwiru w bucie
To ból jest straszny
Jak wuj rubaszny.

Jest nadzieja jednak na lepsze jutro.
Bo chcę kupić lepsze futro.

Trzeba mieć wiarę w to
Że to jeszcze nie dno
Trzeba mieć nadzieję w to
Choć ta poezja to zło.
Trzeba mieć wiarę i nadzieję
Że to się naprawdę nie dzieje.
W tą cudną miłość.
(Cóż to za zawiłość!)

Jest jak kolec
A nie stolec
Ukryty w sercu.
Nie na widelcu
Niech te słowa, niech twią
Widelcem zjem wątrobę lwią
W sercu to jest polecenie.
By skończyło się zidiocenie.

Kochaj, kochaj,
Wierz, wierz,
I onuce
Pierz, pierz
To cudowne uczucie,
Mieć świeżo w bucie
Prawdziwej miłości.
Nie pogrzebią mdłości.

Kiedy skończył śpiewać zaległa cisza.
No, nas też ogłuszyło.
I ze śmiechu pogięło też nieco.

W końcu Liliana i Frederyk wstali z ziemi. Nagle było dane im słyszeć rżenie koni.
Proście, a będzie wam dane, szukajcie, a znajdziecie.
Zarżyjcie, a usłyszą was.

-O, nie!
-Co się stało Rachel?
-Moje konie!
Od razu tam pobiegli. Jednak dotarli za póżno. Mała chatka i stodoła spłoneły.
Konie musiały strasznie głośno rżeć, skoro było je słychać z takiej odległości.

Ocalały tylko dwa konie – biały i czarny.
Brązowy właśnie dogorywał.
Las natomiast, imaginujcie sobie, był ognioodporny.

-Cały majątek straciłam.
No, zwłaszcza tę stodołę, tak niezbędną łowczyni żyjącej w środku lasu.
Może składowała w niej grzyby i suszone zioła?

-Nie martw się Rachel.
Plwaj na chatkę i stodołę
Pomyśł sobie: “ja chromolę
takie życie w leśnej głuszy
trzeba z bandą przed się ruszyć.”

-Co masz na mysli Liliana?
-Trzeba ich złapać i doprowadzić przed oblicze sprawiedliwości.
Tak. Należy wyłapać wszystkich ludzi króla i wytoczyć im uczciwy proces. Miejmy nadzieję, że król będzie sprawiedliwy i surowo ukarze oddział, który działa w jego imieniu.

-Nie chcesz już zabijać?
-Nie Fryderyku. Sprawiedliwości tak nie wymierzę.
… bo oni mają przewagę liczebną, a ze mnie taka Mścicielka jak z koziego zadka saksofon.

-Mądrze mówisz.
-Dzięki Thomas. Rachel?
-Tak?
-Przyłącz się.
-Ja?
-Twoje zdolności pomogą nam przetrwać w dziczy.
-Dobra.
*bierze termos z kawą, hubkę, krzesiwo i idzie szukać sensu* Stworzono drużynę, w której wszyscy odżegnują się od przemocy. OK. Będą walczyć o sprawiedliwość społeczną metodą łagodnej perswazji. Jeden Gandhi narobił dość bałaganu, a teraz przemnóżcie to przez cztery.

I tak razem we czterech wyruszyli w dalszą podróż do pięknego miasta GoldenBreank.
Rachel i Lilka dla niepoznaki zmieniły się w facetów.

*Informuję że pieśń barda to ja napisałam.
Ojej.
Bardo niezwykła.

Rozdział VIII ( Z punktu widzenia Solangel )                                 
*wzdycha* Nawet to nie zostało nam oszczędzone...

Poczułam że się pali.
Coś mnie w dupę piekło.
Chcesz maść?

Otworzyłam oczy i patrzę gospoda w płomieniach a Liliany nie ma.
I im bardziej gospoda była w płomieniach, tym bardziej Liliany tam nie było.

Skoczyłam na równe nogi, wziełam swoją broń którą stanowił ciężki korbacz.
Iluręczny?

Udało mi się wybiec z gospody.
-Liliana! Liliana!
Odpowiedziała mi głucha cisza.
Nieważne, że gdy chałupa płonie, to hałas jest okropny. Baba z batem potrafi uciszyć nawet żywioły.

"Muszę ją znaleźć. Ona nie rozumie wiele rzeczy."
Przekładając na ludzki: “ona jest tak głupia, że strach ją puścić samą”.

- pomyślałam i nagle poczułam cios w potylicy.
To ostatnia szara komórka miotała się w agonii.

Straciłam świadomość.
Kiedy sie obudziłam czułam jak na demna stoi sześciu mężczyzn.
A płeć ich rozpoznała po zapachu.
Co to jest demna? Jakiś cokół, scena, że pomieści sześciu mężczyzn?

-Co robimy?
-Nie wiem.
Może byśmy coś zasiali?
Zasiali górale płoodek, płoodek...

-Głodny jestem.
-Ty zawsze jesteś głodny, wampirku. Ale życzę smacznego.
-Dzięki.
Poczułam że mnie podniesiono z ziemi.
Ułożono na półmisku i przystrojono pietruszką, po czym w ryjek wetknięto jabłuszko.

-Pycha. Nigdy nie piłem krwi Mścicielki, ale słyszłem ze jest pyszna.
Po chwili zanużył swje znużone zęby w mojej szyi. Krew zaczeła mnie opuszczać.
Nie wytrzymała poziomu głupoty.
Szczęściara, nie musiała ciągnąć analizy.

Zaczełam słabnąć. Oczy powoli zaczeły się zamykać.
-Przestań!
-Co? - mój oprawca puścił mnie.
- Mlaskać!

-Dość tego. Wyrzućmy ją i tyle.
-Jestem głodny!
Przecież nie wyrzuca się jedzenia! Pomyśl o głodujących dzieciach w Afryce!

-Wkrótce dostaniesz krew tej młodej dziewczyny.
-Zgoda.
Poczułam teraz że kopie mnie w głowę. Znowu się zatraciłam.
Masochistka?

Kiedy odzyskałam świadomość leżałam twarzą do ziemi. Z daleka usłyszałam głosy.
-Samhe, dotrzemy do tej gospody dzisiaj?
-Na pewno Alice, paladynko.
- A ten dym na horyzoncie?
- To tylko chłopi palą się do roboty, paladymko.

-Omijaj ten tytuł.
-Jak chcesz Alice, trzy gwiazdki.
-Samhe, jesteś druidem więc powinieneś się lepiej zachowywać.
-Spokój.
-Nathanielu...
-Powiedziałem spokuj.
Nieprawda, powiedziałeś “spokój”, przez o z kreską.


Stanełam na nogi. Wpatrywali się we mnie. Alice – krótkie czarne łasy, oczy chyba też [łase] i jasna skóra [łysa]. Dość wysoka 170 cm. Jak na łasicę, to rzeczywiście spora.


Druid chyba Samhe też wysoki na mnie patrzył.
Gdyby był niższy, zasłaniałby oczy końską derką.

Kiedy ja na niego spojrzałam poczułam ciepło w sercu.
Trólaw alert! Iju iju iju!!!

-Powinniśmy cię zabić!
-Dlaczego?
-Jesteś zabójczynią!
-Jestem. Ale to nie powód.
W końcu nie zabiłam jeszcze nikogo z was!

-Powód idealny.
-Nie – powiedział Samhe. - Ona nie zabiła nikogo. Prawda?
Potaknełam głową.
A potem, dla wzmocnienia efektu, jeszcze rękami, nogami i kuperkiem.

-Jak to?
To tylko taki tytuł honorowy!

-Mścicielki co prawda są zabójczyniami, ale też wynajmuje się nas do innych celów.
-Jakich?
-Szukanie złota.
I trufli. Ale to pod koniec lata.
Obrzydzanie cynaderką, usuwanie śladów ścierką.
Masaże relaksacyjne masażerem dwuręcznym.

-Typowe.
-Co ci się stało?
-Atak na gospodę.
Oraz atak na ślepą kiszkę.

-Pod krwistą różą?
-Tak.
-Twoja szyja...
-Co z nią?
-Krew z niej leci.
-Wiem.
-Zawsze tak się zachowujecie?
Nie, czasem cieknie nam z innych miejsc.

-Teraz to ty jestes nie wporządku.
Idź za karę postać w kątku.
Nie widzieliście czasem młodej kobiety,
Niezbyt mądrej, niestety
z jasnymi blond włosami?
Wymachującej mieczami?
-Nie.
-Ech.
Co za pech.
-Kim ona jest?
-To Liliana.
Powszechnie z imienia znana.
Nagle poczułam że ziemia usuwa mi się spod nóg.
I łup! o ziemię, prosto w głóg
Znowu się zatraciłam.
Gdy cierń w paluszek wbiłam.

-Nic ci nie jest? - spytał z troską druid.
-Nie.
-Jasne.
To dlaczego zapadłaś w sen na sto lat?

-Alice, przestań! Przesadzasz!
-Owszem.
Aż tu nagle zaa drzew wychodzą ludzie króla.
Ludzie króla wyskakują znienacka niczym szeląg z wacka.
Wiem! Ludzie króla wyglądają tak:

http://www.twoje-tapety.com/tapety/47541514pajacyk-wy.jpg


-Paladynka Alice i jej towarzysze!
-Miło mi cię widzieć, poruczniku. (...)

-To ty jesteś Solangel Moonlight, prawda?
-Owszem.
-Kiedyś nazywano ciebie Światłem Księżyca albo Cieniem Księżyca.
Zależnie od fazy?
Kochankowie zaś nazywali ją pieszczotliwie Rogalikiem.

-Skąd wiesz?
-Kiedyś uratowałaś, życie mojej córki.
Pamiętacie tego szlachciurę, co kazał leśniczemu utopić noworodka płci żeńskiej? To teraz spróbujmy rozwiązać szaradę: skąd, u demona, de Meavir wie, że a) leśniczy dziecka nie utopił, b) że zostało ono uratowane, c) przez Solangel, d) która w tejże chwili właśnie przed nim stoi.
Jaszu, naiwniaku! Sądzisz, że aŁtorka pamięta, co pisała na początku?
Ale MY pamiętamy!

To bylo jakieś pietnaście lat temu.
Siedemnaście.
I przez tyle lat de Meavir dochrapał się zaledwie rangi porucznika? Co za leszcz.

-Pan Grubas? Schudłeś! Jak mam na ciebie teraz mówić? Chudzielcem?
Mówi się krtanią oraz językiem.

Wszystkich to rozbawiło oprócz Alice.
Nas ten żart też nie rozśmieszył.

-Idziemy, stąd.
-Co?
-Ona jest w porządku.
-Ale jest Mścicielką!
-Nie waż się kwestionować moich rozkazów, zrozumiano?
Potaknął, ale nieszczerze.
Postanowił, że złoży stosowny raport w stosownej chwili.

-Pa Sol!
Do re mi fa sol la si do!

[Solangel:]
Najpierw muszę znaleźć sobie nową broń. Tamtą te skurwysyny mi zabrali!
No i nie ma bata.

Jak ich kiedyś znajdę to się w ich krwi wykąpię ale wcześniej wyrwę serca i sobie je zjem, w solonej wodzie.
Wyobrażam sobie Solangel w Ciechocinku czy Iwoniczu, jak zanurzona w solance wcina serca.

Sercowy gulasz. Brzmi kusząco tylko nie mam czasu.
Nie? A mnie się wydawało, że poszukiwanie Lilki należałoby zacząć od powrotu do karczmy i znalezienia gości, którzy obiecywali wampirowi, że “wkrótce dostanie krew tej młodej dziewczyny”.

Tak więc kiedy, pod osłoną nocy, wymknełam się. (… żeby zrobić siusiu,) Postanowiłam że znajdę sobie nowe uzbrojenie.
Na przykład za krzaczkiem.
Jeszcze nie obowiązywał zakaz używania broni biologicznej.

Szłam dość długo. Nagle przedemną staneła twierdza.
Zjeżyła blanki i zaczęła warczeć.

Skąd to się wzieło?
Samo przypełzło.

Przed chwilą tego nie było! Trzeba się zabawić i sprawdzić to miejsce.
To na pewno twierdza Ludzi Króla, skoro wyskoczyła tak znienacka.
Wyobrażam sobie twierdzę, która czai się w zaroślach i nagle hooop! wyskakuje przed wędrowcem.

Weszłam do środka. Straszny kurz i dużo pająków. Powinni dbać o czystość. Nagle słyszę rozmowę. Postanowiłam po chwili że tam wejdę i podsłucham.
- ... macie to?
Zwróćcie uwagę - tajemnicznych ktosiów musi być co najmniej trzech, bo jakoś mi się nie wydaje, że zwracają się do siebie w liczbie mnogiej.
Trzech facetów w twierdzy (nie licząc pająka). Nie dziwię się, że każdy tam włazi jak do stodoły.

- Tylko jeden.
- Który?
- Wody.
- Stawiały opór?
Wody stawiały opór?
Tak, ale potem odeszły.

- Tak. Trzeba ich wszystkich pozabijać, tak jak ten zakon.
- Mścicielki. A jednak nie miały kryształu.
- Cicho! Mamy jeden z pięciu.
Nagle mały kamień, spadł z góry.
- Kto tu jest?!
- To ja, Mały Kamień! - pisnął mały kamień.

- Ognisty miecz! - szepnełam i po sekundzie już był w moich dłoniach miecz.
Po jaką cholerę wymykała się szukać nowej broni po krzakach, skoro ma takie coś?!?

Wyszłam z kryjówki.
- Kim jesteś?!
- Jestem Solangel, Starsza Siostra i Mścicielka.
- Do ataku!
Pożałowali. Jeden stracił rękę aż krew poszła na ściany. Drugiego przycisnełam do ściany.
A trzeci wziął i znikł.
Natomiast ściana zaczęła się brzydzić.

- Co to są kryształy?!
- Nie oczekujesz chyba że ci powiem!
Przycisnełam go jeszcze bardziej do ściany. Zaczął się dusić.
- Dobra powiem!
- Mów!
Nabrał powietrza w płuca i gładko wyrecytował:

- Kryształ, w fizyce, chemii i mineralogii: ciało stałe, którego strukturę wewnętrzną cechuje uporządkowanie dalekiego zasięgu we wszystkich kierunkach. Uporządkowanie to daje się najłatwiej opisać jako periodyczne, w trzech wymiarach fizycznej przestrzeni, powtarzanie się pewnego zespołu atomów, jonów lub cząsteczek (tzw. motywu struktury), tzn. strukturę kryształu można by odtworzyć przez przesuwanie (czyli translację) jej motywu w trzech niezależnych (niewspółpłaszczyznowych) kierunkach (i tylko przez przesuwanie - bez dokonywania obrotów lub innych przekształceń motywu).

- Chodzi o kryształy żywiołów.
- Po co one wam?
- A cholera je wie. Ale fajnie mieć.
Ładnie błyszczą.

- Narodziłem się z cienia! - i za pomocą magi się zabił.
Kiedyś dzieci znajdowano w kapuście. Teraz strach schować się w cieniu, żeby jakiegoś noworodka nie nadepnąć.
Za to sensu w tej odpowiedzi tyyyyyyle...

Westchnełam. Podeszłam do szkatułki i otwieram ją. W środku był kryształ. Niebieski.
To kryształ wody! - uświadomiłam sobie. Wezmę go z tąd.
Gdyż leczy trąd.
Usuwa swąd,
przesuwa front,
wytwarza prąd...
A tam gdzie leży
Wyrasta grąd.

Kiedy wrcałam jednak na drodze coś zauwarzyłam.
Za-uwarzyła, czyli uwarzyła za krzakiem.

Postać. Miała na sobie kaptur. W dłoniach miała kosę.
Ja po chomika!

- Tantos!
Potaknął głową.
- Co cię tu sprowadza?
- Znajdź Lilianę.
- Szukam jej!
- Jest niedaleko.
- Gdzie?!
- Tam gdzie są twoje oczy.
I zniknął.
A Solangel wsadziła sobie paluchy do oczodołów i zaczęła szukać Liliany...
Ale znalazła tylko śpiochy.

Zaczełam biec przed siebie. Po drodze potknełam się. O miecz!
Aż dziw, że nóżek sobie nie uchetała.

Był długi, półtoraręczny wyjatkowo długi około 185 cm.
Przegięłaś, aŁtoreczko. Takie rzeczy to tylko w mandze i anime
Komuś wypadł. Wiesz, jak to jest...

Wziełam go.
Bez wysiłku, dwoma paluszkami.

Kiedy dotarłam do obozu [do jakiego obozu? Kto tu gdzieś jaki obóz rozbijał?!], to z emocji od razu runełam na posłanie i od razu zasnełam twardo jak kamień.
Opkowa narkolepsja przepchnięta poza granice absurdu.
Nawet śpiączka cukrzycowa powiedziała: “nie, nie daję rady.”
                                    

- Liliano, nie krzycz! - powiedziała Rachel. Dopiero po chwili zauważyła że niebieskooka jest spocona i... cała w krwi!
- LILANA! - krzykneła łowczynia, budząc facetów.
- Gdzie są żołnierze?
O, proszę - ten zawsze spodziewa się hiszpańsss... przepraszam -  ludzi króla!

- palnął bard ale gdy zauważył co jest blondynce aż podskoczył.
… i pognał do najbliższego sklepiku po podpaski.

Nagle Liliana wstała i poszła przed siebie.
Taka zakrwawiona od stóp do głów.
Zombie walk.

Ubrała się w swoją czarną bluzkę, skorzone spodnie i buty.
Spodnie zrobione były ze skorzonery, zwanej też wężymordem.

Gdy ta poszła, to za nią podążyli wszyscy.
A co, przykleili się, jak do złotej gęsi z baśni Grimmów?

To samo działo się u Sol...
W sensie że zakrwawiła się znienacka i wszyscy się do niej przylepili?

- Solangel! Co się dzieje?!
- Liliana... Jest w niebezpieczeństwie! - i zerwała się i pobiegła w las.
Dosłownie po chwili dwie kobiety spotkały się. To była Liliana i Solangel. Patrzyły na siebie i pochwili obie zawołały:
- Liliana!
- Solangel!
Aż dziw, że po drodze nie potknęły się o jakąś zbrojownię.

Obie żuciły się sobie na szyję.
Rzuciły się żuć wspólną szyję. Kurzęcą.
A sio, niewydarzone wampirzyce! *ogania się*

Jedna blondwłosa druga ciemnowłosa. Po policzkach błęlitnookiej spływały łzy, a po policzkach szarookiej też.
Jednej krew spływała po szyi, tej drugiej płynęła zewsząd.

W końcu oderwły się od siebie i Liliana zrobiła coś niespodziewanego - walneła Sol w brzuch. Wszyscy otworzyli ze zdumienia oczy z wyjątkiem Alice.
… która zamknęła oczy z obrzydzenia, bo już patrzeć na to nie mogła.

- Liliano! Za co?!
- Oszukałaś mnie!!! Myślałam że zginełaś w płomieniach! Opłakiwałam cię, mimo że Mścicielki nigdy, ale to nigdy nie płaczą!!!
W końcu zatrzeły na siebie patrzeć, aż nagle zaa krzaków... wyszło 50 ludzi w mundurach.
Którzy spłakani jak dzieci, też chcieli sobie popatrzeć.

Niewątpliwie to byli ludzie króla.
No shit, Sherlock.

Ośmioro ludzi zwarło się w szyku
A reszta dopingowała ich, podskakując i machając pomponami.

i wtedy przemówił przywódca:
- Oddajcie dwie Mścicielki!
- A takiego! Krzyknął bard.

- Nigdy! - zawołał Fryderyk.
Wtedy wystąpiła Liliana na przód.
- Dlaczego chcecie zabić moich przyjaciół?! Za co?! Oni nic nie zrobili!!!
- Owszem nic! Ale to ty jesteś zabójczynią a nie ja!!!
- Jasne! Założę się że zabiłeś więcej ludzi niż ja sama!!!
- A ty masz krzywe nogi!
- A ty masz pryszcze na nosie!
- Sama masz pryszcze na nosie!

Wtedy zaczeła się rozruba.
Rozruba - rozróba z użyciem śruby.

Dwóm zabójczyniom szło świetnie, bo urzywały magii.
Wrogom uszy urzynały
I rzucały je na wały.
Urzynały i już ich nie używały.

Łuk Rachel był szybki a lutnia Thomasa robiła cuda.
Na kiju.

Nagle jeden z ludzi króla podniósł łuk i wycelował w Alice. Zauwarzyła to Sol i żuciła się do przodu ratując jej życie.
Paladynce? Standardowej erpegowej samobieżnej konserwie z blachy pancernej???
Może to była Wunderwaffe z wielkim (ale to naprawdę wielkim) otwieraczem do puszek?

Sol zamkneła oczy ale ze zdumieniem poczuła że nie dostała. Otworzyła oczy i spojrzała. To nie ona oberwała. Przed nią stała Liliana a w sercu była strzała.
A ałtoreczka sama nie czuła, że jak pisała, to rymowała.

Z ust Liliany kapała krew i odwróciła się do mentorki.
- Przepraszam...
Runeła na ziemię.
Nastąpiła cisza a reszta przeciwników uciekła.
Nigdy dotąd nie widzieli gadającej krwi.
Ludzie króla wycofali się w krzaki.

Szarooka podeszła do błękitnookiej [KFI!] i przyłożyła palce ku szyji. Nie było tętna.
Liliana Sunnight zmarła.
Nareszcie!
                                                  Nastąpiła cisza. Solagel nie mogła w to uwierzyć.
I z tego niedowierzania Solangel zmieniła się w sola-gel czyli galart rybny.

Liliana umarła. Nie było tętna. Wszyscy patrzyli na Mścicielkę Solagel.
ZRÓB COŚ!!!
Zakop ją szybko, bo jeszcze ożyje!
Zdekapituj! Przebij kołkiem! Spal!

- Liliano Sunnight...
- Gdzie jestem?
- To wymiar astralny, córko.
KWIIIIK!

Liliana spojrzała w tamtą stronę i otwarła usta ze zdziwienia. Przed nią stała kobieta, która wyglądała tak samo jak Liliana.
- Moja córka Christiana... a raczej Liliana Sunnight.
Ona ją przedstawia? Komu?

- Czy to jest już mój koniec? Umarłam?
- Tak, twoje ciało umarło bo nie ma tam już Iskry. Ale ty sama żyjerz...
O, jerzu, jerzu...

I musisz wrócić. Tylko ty mozesz wygrać walkę z złem jakim spowodował władca GoldenBreank.
- Ja?
- Tak. Jesteś Mścicielką. Masz w sobie wielką moc. I teraz zdecyduj czy chcesz wrócić. Bo to od ciebie zależy.
- Ja chcę wrócić. Tam jest moje życie. Wrócę. Dla Sol, dla Fryderyka... Dosłownie chcę wrócić bo tam jest moje życie!
To głEMbokie jak kałuża przed spożywczym. Dosłownie wzruszona jestem.



Liliana poczóła że ma coś na sobie.
Słownik ortograficzny to niestety, nie był.

Lekko otworzyła oczy i zauwarzyła że jest na łodzi.
Obok był miecz. Wtedy zrozumiała - tak chowało się wojowników.
W jej nogach leżał martwy koń.

Liliana tak się przestraszyła że wyskoczyła z łodzi potwornie wrzeszcząc.
No i taki ładny pogrzeb diabli wzięli.
Dobrze, że nie zdążyli jeszcze podpalić łodzi...
A są tam chociaż jakieś piranie w pobliżu?

Jej przyjaciele patrzyli na nią zszokowani a blondwłosa powiedziała:
- Cześć wam.
Panowie magnaci!

I na tym dzieje Mścicielki urywają się nagle i gwałtownie. Nie jesteśmy pewni, ale przypuszczamy, że Ludzie Króla ukradli resztę rękopisu i uciekli w krzaki.


Z głębi lasu, gdzie można natknąć się na miecze i wyskakujące nagle twierdze, pozdrawiają:  Kura, przymierzająca naszyjnik z kryształów, Jasza z pomponami, Dzidka wyskakująca znienacka zza krzaka, Sineira lutująca lutnię lutownicą i Gabrielle przeglądająca zdjęcia w średniowiecznym telefonie,
a Maskotek przeszedł na nadświetlną i zwiedza wymiar astralny.