czwartek, 17 września 2015

297. Wielki bieg przez pustynię, czyli arabska kuchnia fusion (Legia Cudzoziemska 2/2)

Drodzy Czytelnicy!
Wracamy z dalszym ciągiem przygód dobrego wojaka Diego czasu wojny z talibami. Akcja się rozkręca, nasi bohaterowie to trafiają w niewolę, to z niej uciekają, geografia szaleje, ludzkie pojęcie przechodzi czym prędzej, cuda i dziwy się dzieją. Dowiemy się, jakim sposobem dzielni legioniści zawstydzili Drużynę Pierścienia, co jadają Arabowie, jak wygląda okrutna niewola i tortury, a na koniec poznamy też  tajniki polityki prowadzonej na najwyższych szczeblach.
Indżojcie!

Analizują: Kura, Jasza i Babatunde Wolaka

Legia Cudzoziemska. Rozdział 8 "Piaski Jemenu" 1/2

       
Karawana beduinów szła powoli, omijając oazy i zbiorniki wodne.
Chcieli udowodnić nieprawdziwość twierdzenia “Człowiek nie wielbłąd, pić musi”.


Podczas podróży zdecydowali, że pomęczą i poznęcają się nad więźniami.
Ten wniosek w głosowaniu przyjęto jednogłośnie.

Diego i towarzysze maszerowali na samym końcu, związani i zakneblowani. Nie wiedzieli ile już przeszli i ile im jeszcze zostało. Potykali się o swoję nogi, kamienie i końskie odchody.
Beduini postanowili być awangardowi. Pozbyli się wielbłądów, wzięli konie. Nad końmi też się poznęcano, bo one muszą być napojone.

Gdy któryś lądował na ziemi, od razu był bity i kopany. Beduini zatrzymali się na postój. Związanych posadzono pod palmą, twarzami do siebie, rozwiązano im oczy i usta.
To teraz pogawędźcie sobie swobodnie.

Uzbrojeni ludze dali im łyk wody i po połowie twardej, suchej kajzerki na głowę.
Kajzerki!!!

Co dziś kusi Araba?
Wcale nie woń kebaba
Ani zupy z ciecierki -
On pożąda kajzerki!

Krzywi się nad hummusem
Je daktyle - z przymusem,
Śmierdzi mu kozi serek,
pragnie tylko kajzerek!

Kuskus, bulgur czy tabbouleh
Nie smakują mu w ogóle,
Chlebka pita też nie wpieprza,
Biała bułka przecież lepsza!


Postanowili wykorzystać czas na rozmowę o ucieczce.
- Gdzie my jesteśmy? - mówili szeptem.
- Nie mam pojęcia, nie widać nic po za piaskiem.
Idą przez Saharę?
Na skuśkę w stronę Czadu.
Czadu w ogóle w tym opku sporo.

- Jesteśmy czterdzieści kilometrów od miejsca naszego porwania. Szliśmy cały czas na południe, zdala od wody. Wczoraj skręciliśmy na wschód, wgłąb lądu.
Pisak cierpi chyba na jakąś wyjątkowo upierdliwą odmianę horror vacui, skoro aż tak oszczędza na spacjach.

Jeśli dobrze liczę to jeszcze trzy dni i dotrzemy do Jemenu.- wypowiedział się Vaas.
Jasssne. Zapamiętajmy - za trzy dni planują dojść do Jemenu. Do niewoli trafili w Egipcie, niedaleko Asuanu (albo przy Kanale Sueskim, jeśli przyjmiemy, że to oznaczało określenie “sztuczny zbiornik”).
Nieistotna różnica.
W skali tego opka - faktycznie.
Moim zdaniem wiele wskazuje na to, że Pisak “Kanałem Suelskim” nazywa po prostu Morze Czerwone. No cóż, trochę się ten kanał rozszerza ku południowi.
Możliwe, ale do cieśniny Bab al-Mandab mają kawał drogi przez Egipt, Sudan i Erytreę.
A po co komu cieśnina? Tacy twardziele będą rżnąć na wprost przez morze, w najszerszym miejscu, co to dla nich…
Na tratwach z deskału.
Jest jeszcze jedna możliwość - Pisak nigdy nie widział mapy tego regionu.
Widzieć widział, ale chyba nie dotarła do niego skala.


Wszyscy popatrzyli na przyjeciala.
Przyjeciala - trochę nieortograficzna zachęta, żeby Alicja wpadła z wizytą.

Byli mocno zdziwieni. Cały czas liczył kroki [przez te czterdzieści kilometrów wleczenia za końskim ogonem i upadków] i oszacował ich pozycję. Niemiec wiedział, że te informacje są jednak bezużyteczne w ich obecnej sytuacji.
- Okej. To zawsze lepsze niż nic.
Nigdy nie wiadomo, kiedy i do czego przyda się wiedza bezużyteczna!


- Joker? Wypluj to. Nie wiesz gdzie ten chleb leżał.
I umyj rączki!
Sucha bułka. I to jest prawdziwe zmartwienie facetów wziętych do niewoli na pustyni.
Głodnych i spragnionych po całym dniu morderczej wędrówki.
Prawdziwy legionista bez problemu zjadłby kaszę wysypaną na gołą ziemię. Do czysta. Bez użycia rąk.

- Przepraszam szefie a co z naszą bronią?
- Zapewne wyrzucona.
Ojej.
I cenna rodzinna pamiątka poszła fpisss…
...fffpiach.
Pradziadek Giuseppe przewraca się w grobie.

Zamilkli. Podszedł do nich jeden z żołnierzy i zaczął ich rozwiązywać, stawiać na nogi.
- Macie szczęście. Wypuszczamy was, jesteście wolni.


Zaprowadził ich do ciężarówki, z której wyszło dwóch mężczyzn. Podali im jeden karabin i mały magazynek. Nakazano wsiąść im do środka, gdzie czekała na nich kartka z instrukcjami.
Ciekawe, ile punktów w tej przygodówce bierze się za znalezienie kolejnej instrukcji.

Vaas czytał głośno i wyraźnie, jako jedyny znał arabski mimo wielu braków.
Jako jedyny! Zapamiętajmy.
“Mimo wielu braków” - czyli umiał doskonale kląć, ale z normalną konwersacją jakoś mu nie wychodziło.

- Zapalcie silnik i jeźdźcie tam gdzie chcecie. Macie dziecięć minut
Dziecięć minut - czas, jaki poświęca swemu potomstwu weekendowy tatuś.

na narade i zaczynamy strzelać.
- To pułapka. Chcą zorganizować polowanie na nas.
Brawo, geniuszu. Pewnie, jakby nie napisali “zaczynamy strzelać”, to byś się nie domyślił.


- Joker kółko, Diego mapa - Szrama wydawał polecenia jak dawniej. Stęsknił się za rolą dowódcy, jednak musiał konsultować wszystko z niemcem, który zaczął się odzywać -
Ordnung muss sein, skoro Niemiec zaczął się odzywać, to oczywiste, że od tej pory on tu będzie wodzem.
Stęsknił się za rolą dowódcy, otrzyjmy mu łezki z oczu.

Jedziemy na południe. Cel Jemen.
Jedźmy na południe, tam musi być cywilizacja!
Tylko niech nie skręcą trochę na wschód, bo trafią do Omanu.

- Wykonamy zadanie i wracamy do Francji, do sztabu głównodowodzącego.- dokończył Vaas.
Tędy dojedziemy do Aubagne!
Wpław przez morza, pieszo przez lądy, zajmie im to nie więcej niż pięć godzin. Byłoby krócej, ale jeszcze Alpy mają po drodze.

Kierowca nie żałował gazu, wcisnął pedał do podłogi i ruszyli. Długo nie jechali. Po dziesięciu minutach skończyła się benzyna.
Ja bym obstawiała, że po dziesięciu minutach wybuchnie bomba, ale widocznie beduini lubią bawić się ze swymi jeńcami w kotka i myszkę.

Musieli uciekać na piechotę. Wiedzieli co ich czeka. Biegli przez piaski, w wielkim słońcu i bez zapasów wody.
Na szczęście jeden z chłopaków czytał wcześniej “Achaję” i wiedział, że do pozyskiwania wody używa się rybiego pęcherza naciągniętego na ramkę, a jeśli chcesz poczuć odrobinę chłodu, musisz wejść na szczyt najbliższej skały.


Prowadzili niemcy i Diego z mapą. Szramie dano karabin by osłaniał tyły. Przeciwnik był jednak sprytniejszy, po dwóch godzinach biegu zorientowali się, że z kul obecnych w magazynku do broni pasuje tylko pięć z nich.
Żadna sztuka być bardziej rozgarniętym od naszych boChaterów.
Jednakże prawdziwym wyczynem jest załadowanie magazynku nabojami, które do niego nie pasują. I to tak, żeby matołki spostrzegły się po dwóch godzinach biegu przez pustynię.
Swoją drogą ciekawe - biegli i sprawdzali ładunki w magazynku?

Postanowili resztę zakopać by nie zostawić śladu.
Po co? Nie prościej byłoby zabrać je po prostu ze sobą?

Około wieczora zatrzymali się na odpoczynek. Zaczęli wpatrywać się w mapę.
- Jest dobrze. Od godziny jesteśmy na terytorium Jemenu.
Twardziele!!! Piechotą przez pustynię, bez wody, w jeden dzień pokonali… dwa  tysiące kilometrów!!!
Aragorn, Gimli i Legolas ze wstydu zaszyli się w Lothlorien i nie wyściubili więcej nosa.
Pisaku, masz ode mnie prezent - mapę Bliskiego Wschodu. Zwróć uwagę na podziałkę, tam na dole…
Skojarzenia z Zoranem Barbarzyńcą nasuwają się automatycznie.
Pisak na zarzut nieznajomości geografii odpowiada:
No właśnie. Jemen jest na południu półwyspu arabskiego. Zaraz za Arabią Saudyjską. W komentarzu jest błąd gdyż Sahara ciągnie się przez Egipt, Libie i aż do zachodu Afryki. Pokonując kanał suelski znaleźli się na wspomnianym półwyspie, gdzie nie ma już Sahary tylko jeśli się nie mylę to pustynia Gobi.                            http://www.opowi.pl/legia-cudzoziemska-rozdzial-8-piaski-a7683/   
Tak, to “pokonując kanał suelski znaleźli się na wspomnianym półwyspie” moim zdaniem wyraźnie wskazuje, że całe Morze Czerwone uważa za kanał.    

- I co dalej?
- Szukamy pomocy.
Po co właściwie? Tacy twardziele powinni rozwalić przeciwników jednym kichnięciem.

Niezdążyli zareagować, zza pagórka dobiegał ryk silników. Wpadli talibowie i okrążyli grupę. Momentalnie przypadli do nich, związali ich i zabrali im broń. Zaciągnięci na tył auta, leżeli jeden na drugim. Liczenie kroków i odległości szlak [turystyczny] trafił. Po kolejnej godzinie, zostali porzuceni na pustyni, bez broni, nadal związani. Pozostawieni sami sobie czekali na zbawienie.
Że też “talibom” to się nie nudzi.
Jedyna rozrywka na tej pustyni.
Legia Cudzoziemska. Rozdział 9 "Piaski Jemenu" 2/2
       
Związani i porzuceni leżeli gdzieś w głębi lądu. Szamotali się, próbując rozwiązać swe ciała. Pierwszemu udało się to Vaasowi, który pomógł reszcie. Gdy był już przy Diego cofnął rękę.
- Nie ruszaj się.
- Czemu?
- Skorpion Cesarski na tobie.
Z tego wniosek, że zniosło ich naprawdę daleko na południe:
(mapa występowania skorpiona cesarskiego)
http://skorpiony.com/images/zdjecia/Pandinus-imperator/mapa/mapa-pandinus-imperator.png

Biotop:
Gatunek ten zamieszkuje głównie lasy tropikalne, jednak można go również znaleźć na sawannach.  
Jad:
Jad Pandinusa imperatora jest całkowicie niegroźny dla zdrowia i życia człowieka. Zdrowa osoba po ukłuciu spodziewać się może jedynie lekkiego bólu oraz niewielkiego pęcherza w miejscu ukłucia. http://skorpiony.com/opisy-gatunkow/opisy-gatunkow-scorpionidae/41-pandinus-imperator



Najbardziej jadowity okaz jaki stworzyła natura [niestety, wręcz przeciwnie], chodził właśnie po klatce piersiowej towarzysza.

Szrama powoli zbliżył palce do osobnika i chwycił go za ogon. Wyrzucił skorupiaka jak najdalej mógł.
Sam jesteś skorupiak! - oburzył się skorpion. - Ja jestem pajęczakiem!
Skorupiak, skorupion - co za różnica...

Byli wolni i zupełnie niewiedzieli dokąd się udać. Po krótkiej naradzie poszli na południowy zachów z nadzieją, że znajdą wodę.
I że tam będzie zachów z wodą, jedzeniem i tańcem brzucha w wykonaniu pięknych dziewcząt.


Nagle na horyzoncie dostrzegli mały punkt, który mknął w ich stronę. Był to jeździec na czarnym koniu, bez broni. Zatrzymał się przed żołnierzami.
Prrr!

- Salam malejkum - rzekł Diego.
- Włoch? - obcy rozpoznał akcent i zdzwiwił się z lekka
I wszystko jasne: Diego, jako Włochowi, “salam alejkum” myliło się z “mamma mia”.

- Co was sprowadza do Jemenu?
- Potrzeba.
- A to nie Syria bądź Arabia?
- Kongo, palancie. To już Kongo.

- Nie. Do Syrii jeszcze daleko [i zupełnie nie w tę stronę] a Arabia jest jakieś sześćdziesiąt kilometrów za wami.
Jechali w koło by nas zmylić. Myślał Vaas. Chcieli by słońce i pustynia nas zabiły.
W takie dosyć duże koło...


- Jak daleko do cywilizacji?
A toś zapytał...
- Idźcie po moich śladach, dotrzecie do Adenu.
- Dziękujemy.
Na ich szczęście ślady były świeże i prowadziły po prostej linii.
Przez kolejne, mniej więcej, czterysta kilometrów.


Po godzinie drogi spotkała ich nie miła niespodzianka. Od zachodu zbliżała się burza piaskowa.
Czytało się “W pustyni i puszczy”, natomiast omijało się te lekcje polskiego, kiedy uczono gramatyki.

Zerwali się z miejsca i biegi przed siebie tak szybko jak mogli.
Pędzili jak wicher, jak jasna cholera. Biegli szybciej od burzy piaskowej.

Wspęli się na wzgórze. Ujrzeli miasto Aden.
I tacy [wspęci] podziwiali miasto.

Burza była szybsza, potężny podmuch zrzucił ich w dół zbocza i przykrywał piaskiem. Próbowali uchronić się przed zasypaniem lecz nie było to łatwe. Od strony miasta zmierzali ku nim jeźdźcy.
W tym opku już mieliśmy głowice atomowe, lotnictwo i współczesną broń.
Dlaczego więc Pisak na ratunek wysyła jeźdźców, a nie kolesi z ciężarówką, wozem opancerzonym czy czymś takim, do czego można załadować wszystkich od razu - odpowiedź zna tylko wiatr.
Oj, nasz Pisak jest w duszy romantykiem, “Pędź, latawcze białonogi”, te klimaty - a cóż romantycznego może być w, za przeproszeniem, ciężarówce?
To choćby dyliżans.

- Wsiadajcie! - padł rozkaz.
Na konie? No właśnie. Konie nie przepadają za podwójnym obciążeniem.
Ojtam, sytuacja jest wyjątkowa, przeżyją.

Usłuchali. Mężczyźni zabrali ich do miasta jak najszybciej się dało. Z bliska wyglądało to inaczej niż ze wgórza. Aden miało specjalne mury i bramę chroniące częściowo przed klęską żywiołową.
Taką srogą bramę mieli, że każda burza piaskowa najpierw grzecznie pukała, prosząc o wejście.

Zsiedli z wierzchowców i schowali się w budynku strażniczym, zaraz za wjazdem.
- Dzięki wam za pomoc.
- Nie ma sprawy, troszczymy się o innych.

Mężczyzna zdjął chustę i okulary przeciwsłoneczne. Ukazał im się przed oczami wysoki, chudy talib z czarnymi włosami i mocnym zarostem. Przedstawił się jako Achmed li Sada.
Przypomnijmy - to ten potomek Smutnego Chińczyka, na którego mieli zlecenie. A on grzecznie im się przedstawił, nie ukrywając swojej tożsamości.
Można by sądzić, że nie wiedział o zleceniu, ale, jak się za chwilę przekonamy, Achmed wie wszystko.
Legia Cudzoziemska. Rozdział 10 "Cel"
       
Człowiek, króry przed nimi stał nie wyglądał groźnie. Jego zarośnięta twarz i niebieskie oczy [Lawrence???] sprawiały wrażenia, że jest przyjazny.
Uśmiechał się do nich każdym włoskiem w brodzie.

Jego ubiór też nie wzbudzał podejrzeń. Zakurzona, biała koszula i workowate spodnie wskazywały na to, że żył biednie.
Bo gdyby żył bogato, to chodziłby w rurkach?
Może w wyszywanej złotem dżalabii.
Albo wyjściowo - rurki, dżalabija, top na ramiączkach z dekolDem.
Naramkach, Jaszu, naramkach!
I letki makijaRZ.

Zaprowadził gości do sporego baraku, gdzie mieściła się kantyna. Polecił im usiąść i zawołał kucharzy. Na stół wjechały przeróżne, arabskie potrawy i półmiski z daniami orientalnymi. Pozory myliły.
Bo WTEM kelner przyniósł świeże kajzerki.

Życie tutaj było pełne luksusów. Achmed usiadł razem z nimi i zaczął rozmowę.
- Co robiliście na pustyni?
Urządzili sobie bal!

- Szukaliśmy schronienia.

Okazuje się, że Achmed zna wszystkich żołnierzy Legii Cudzoziemskiej z imienia i nazwiska oraz wyroku. Jeśli ktoś jeszcze żywił nadzieję, że Legia starannie ukrywa dane, to był naiwny.

- Nieudawajcie durnia, towarzyszu Szrama - Dowódca talibów wyjął sporych rozmiarów teczkę. - Władysław Siodovic, zwany Szramą, handlarz bronią. Trzeci rok w Legii Cudzoziemskiej. Nie mylę się?
- Cóż. Nie wiedziałem, że jestem sławny - Szrama uśmiechnął się paskudnie, za co oberwał w głowę.
- Dalej. Gabriel Corey, ksywka Vaas. Następny Joker - spojrzał na niemca - niejaki Olaf Schwert, mechanik, saper, sanitariusz.
Zapamiętajmy ten fragment.

Ładna zgrajka, jednak tego nieznam.
Wskazał palcem na włocha, który siedział cicho nad zupą.
Siedział cicho, choć w płuckach bulgotała mu właśnie pieśń ludowa o Zupie Romana.

Gdy został wytypowany niedrgnął.
Przyspawało mu [nie] do drgnięcia. Rozumiemy.

Chciał zachować spokój ducha i ukryć zdenerwowanie. Achmed li Sada powoli wstał i wziął ze stołu karabin. Kolbą odchylił głowę nieznajomemu by przypatrzeć się mu uważnie.
- Przedstaw się!
- Diego Innocenty.
I to też zachowajmy w pamięci.
Kiedy go aresztowali, przysięgał na wszystkie świętości, że jest niewinny ;)


- Ciekawe, niedawno dotarłeś do oddziału ponieważ nie mam o tobie żadnych danych wywiadowczych.
Jeśli ma tak szczegółowe informacje o reszcie legionistów (około 8.000 żołnierzy, szczegółowe dane na temat liczebności są utajnione [ale nie aż tak, żeby Achmed ich nie znał]), to pogratulować. Nie, nie Achmedowi, ale Pisakowi, że mając tak mizerne wyobrażenie o funkcjonowaniu Legii Cudzoziemskiej, wziął się za pisanie.


Odsunął się i zamknął teczkę. Wyszedł z baraku i pozostawił ich zupełnie samych.
Cały personel opóścił pomieszczenie więc zyskali czas na wymianę zdań.
Są w rękach kolesia, który wie wszystko o wszystkich, więc bez podejrzeń o istnienie podsłuchów nasi gieroje zaczynają gadkę od serca:

- Wpakowaliśmy się w niezłe gówno.
- Dokładnie. Zapewne on wie co robimy na bliskim wschodzie.
- Niesprzątniemy go teraz tak łatwo.
A był już na dźgnięcie nożem, psiakostka.

Zginiemy zdala od domu.
W głosie słychać było stłumiony szloch.

- Niezginiemy! - Vaas walnął ręką w stół.- wykonamy misję i wracamy do domów.
I nie nauczymy się poprawnego zapisu [nie] z czasownikiem!

Do budynku wszedł Achmed z żołnierzami, zabrali ich do wielkiego, szarego domu z kratami we wszystkich oknach. To miał być ich nowy dom.
Grodzone osiedle, wersja pustynna.

Kamienica po której mogli swobodnie chodzić (!!!) nie wyglądała obiecująco, stary, rozpadający się budynek był na skraju skrószenia.
Jeżeli to była gliniana kamienica, mogliby po prostu wybić dziurę w ścianie i po kłopocie.
Skrószenie - skrócone “w Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie”

W jakich okropnych warunkach ich zakwaterowano, wstyd! Liczyli na solidne kazamaty z murami jak się patrzy, a tu ścianki takie, że tylko kopnąć a się rozlecą, żadnych cel tylko pokoiki - może jeszcze z łazienką?
Zakład karny typu półotwartego, wersja pustynna.

Dostali mały pokój na drugim piętrze. W zamknięciu obmyślali już ocieczkę
Cieczkę, owieczkę?
Ja myślę, że chodziło im o rodzaj pustynnego ociekacza do sztućców.

i zlikwidowanie celu.
A że nikt ich nie śledził, nie podsłuchiwał, nawet nie zamknął ich do oddzielnych pomieszczeń, to mogli sobie pozwolić na spokojne knucie.
Wieczorem postanowili wykonać część zadania. Diego stanął na czatach podczas gdy reszta chodziła po mieszkaniach [!], szukając sprzętu.
Yyy… Czego? Klucza francuskiego, wirówki i kombinezonu do nurkowania?
Robota kuchennego, proszku do prania i widelców. Ty wiesz, co zrobiłby z tego Mac Gyver?!

Pierwsza przeszkoda pojawił się w głównym przejściu.
Miała dysonans ontologiczny.

Stojący tam strażnik obserwował korytarz i podwórze. Przejścia nie było. Szrama podniósł kamień [z podłogi w korytarzu? Aż tak bardzo liche były ściany, że gruz walał się pod nogami?] i rzucił go prosto w głowę nieprzyjaciela. Ciało osunęło się na podłogę, niewydając żadnego dźwięku.
Żadnego nawet “szszsz-dup”.

Niezdążył nawet rozpoznać człowieka, który rzucał. Momentalnie Joker zawlukł ciało na piętro i skręcił mu kark.
Rozsądniej byłoby najpierw zabić, a potem schować zwłoki, no ale nie wymagajmy logiki.
Zanim zawlókł, to luknął, czy można przejść.

Pierwszy cel został wykonany.
Bingo! Potem jest jeszcze dziwniej.
Diego, z powodu ciemniejszej karnacji, przebrał się za taliba i stanął w drzwiach. Odliczał godziny do drugiej fazy planu.
Żeby jeszcze bardziej się zamaskować, liczył je po włosku, z hiszpańskim akcentem.
Legia Cudzoziemska. Rozdział 11 "Tortury"
       
Diego wcielił się w strażnika więziennego. W łachmanach i chuście wyglądał jak beduin.
Co do znajomości języka, nie było problemu, bo dawno temu Diego usłyszał raz kawał po arabsku, zapamiętał go i teraz, kiedy ktoś go zagadnął, zaczynał go opowiadać.

(W ten sposób radził sobie Buźka z Drużyny A, gdy kiedyś wymiotło ich w jakiejś misji aż do NRD-ówka, a żaden z chłopaków, rzecz jasna, nie znał niemieckiego. Tak, poziom opkowości w tym serialu też przekraczał wszelkie granice, ale i tak go uwielbiałam [Murdock <3 ])
Zawsze mógł udawać, że jest z innego plemienia, więc po prostu mówi w niezrozumiałym dialekcie.

Podczas gdy on patrolował cele, Vaas i Joker szukali potrzebnych przedmiotów. Inni więźniowie byli bardzo pomocni, część z nich też służyła w legii.
Dobre! W Adenie jest przechowalnia Legionistów. Wyłapuje się ich na pustyni, wsadza do komfortowego więzienia w kruszejącej lepiance i nie utrudnia im kontaktów.
Pewnie wyłapywali ich w Dżibuti, stamtąd do Adenu rzut kamieniem (w skali tego opka).


Zorganizowano narady i układano plany ucieczki.
Świt zastał ich na składaniu kolejnych wniosków formalnych i interpelacji.
Niedawno czytałem chińską powieść socrealistyczną i mam silne poczucie deja vu.
Stary dowcip, jeszcze z PRLu. Powódź zalewa PGR. Zalewa pszenicę, jęczmień, buraki i kartofle. Co się najpierw zbiera? Prawidłowa odpowiedź - zbiera się Podstawowa Organizacja Partyjna.

Nad ranem naczelnik wezwał straż do siebie. Odprawa była krótka i zrozumiała dla każdego.
Nawet dla przypadkowego Włocha.

Więźniów trzeba zmusić do gadania. Do namiotu przesłuchań, w którym Achmed siedział, wszedł właśnie Szrama w towarzystwie dwóch, czarnych drabów. Usadzili go na krześle i przykuli. Rozmowa nie zaliczała się do przyjemnych.
- Co robicie na Bliskim Wschodzie?
- Zrobiliśmy sobie wycieczkę.- zaśmiał się rosjanin.
- Rozumiem. W mundurach Legii?
- Kradzione.
- Takie mundury można kupić w każdym sklepie! - poprawił się z typowo rosyjską nonszalancją.

- Przestań kłamać! - zdzielił go w twarz.
- A ty przestań zadawać głupie pytania! - wydarł się Szrama.
- Nie jesteś moim ojcem! - dodał z rozpędu.

Na znak żołnierze zabrali go i przywiązali do słupa w środku obozu.
Niezły plac, myślał. Słup stał na złączeniu dwóch, krzyżujących się alej obozu. Nic nie mogło dać cienia więc przywiązany umierał z przegrzania i pragnienia. W tym samym momencie na przesłuchanie zabrano Vaasa i poproszono by "strażnik Diego" mu towarzyszył.
Mówili do niego jakoś tak: يرجى جدا
Tymczasem Achmed, który wcześniej - jak wiemy - przyjrzał mu się uważnie, nie rozpoznał go wcale.
Można mieć nadzieję, że miał niezły ubaw.

Niemca posadzono na metalowym krześle, podłączonym do generatora prądu. Achmed li Sada wyjaśnił reguły. Pada pytanie, słyszy odpowiedź to rozwiążą mu po koleji kończyny.
I będzie mógł sobie pofikać nóżką.

Jeśli odpowiedź jest zła to włoch miał pociągnąć za dźwignię.
Ekskjuze mła, ale w tej sytuacji określanie naszego boCHatera “Włochem” oraz “strażnikiem Diego” jest bez sensu, bo sugeruje, że dowódca talibów doskonale wie, kim jest przebieraniec.
A generalnie, to jest zmodyfikowany eksperyment Milgrama.
Raczej Miligrama, bo jego celem jest znalezienie w tym opku choćby miligrama sensu.

Rozpoczeli rozmowę.
- Imię?
- Joker.
- Źle.
Diego zamknął oczy i odwrócił wzrok. Bolało go to bardziej niż jego
Ale co i kogo, bo moja się pogubić?
Ale po jaką zarazę przesłuchują, skoro Achmed Smutny wie o nich wszystko?
Nie wiem, może chcą poznać tajniki zreformowanej gramatyki.

ale cóż, taka była umowa. Nie dać się zdemaskować.
Zdemaskowano go już w czasie kolacji, gdy siorbał zupkę.
Puścił wajchę.
Niech leci.
Prąd przeszedł po ciele mężczyzny, zmuszając go do rzucania się i skurczu mięśni.
- Drugie. Co tutaj robisz?
- Siedzę i się trzęsę?
Odpowiedziała cisza. Padł znak. Druga seria ładunków i dreszczy przeszła po obu ciałach.
- Trzecie. Jak się tu dostałeś?
- Promem.- zacisnął zęby.
Znaku nie było. Joker mówił prawdę i on o tym wiedział.
Yyy… co? Jakim, kurnać, promem? A ten bieg przez pustynię, to co było, halucynacje z niedożywienia?!
Prom to właśnie halucynacje, które dotknęły zbiorowo wszystkich naszych gierojów. Nie wiadomo, czym były nadziewane te kajzerki.

Rozwiązano mu prawą nogę. Kolejne pytania były już bezpośrednie o ich cel. Na wszystkie odpowiadała cisza. Niemiec był porażony już dwanaście razy. Miał dość. Został wywleczony i przywiązany do słupa obok dowódcy.
Mimo swojego okrucieństwa wrogowie dbali o to, aby więźniowie mogli ze sobą pogadać.

Następny był Vaas. Wiedzieli, że nic nie powie więc zastosowali nietypowe sposoby rozmowy. Ciało niemca zostało przywiązane do żurawia i opuszczane do głebokiego, cuchnącego dołu starej studni, którą przerobiono na wychodek. Pierwsze pytanie i pierwsza cisza. Zanurzenie do kolan. Drugie pytanie i przekleństwa. Niemiec był już po pas w łajnie. Nie zapowiadało się na rozmowę więc bez dalszych pytań był zsuwany w dół aż po szyję.
Oglądanie CK Dezerterów podsunęło Pisakowi niezły pomysł.

Smród był nie do wytrzymania, opary mąciły myśli i spowodowały halucynacje. W końcu Szrama, widząc towarzysza złamał się i chciał rozmawiać.
Szrama miał widok na wychodek?
- Rozum wrócił?
- Tak.
Na nic wszelkie mambo-dżambo
Nie zatopcie go w tym szambo.
- To słucham.
- Przybyliśmy tu niecały miesiąc temu, promem. Ten włoch dołączył niedawno.
- Ten Diego Innocenty? A znam, znam. Robi u mnie za wajchowego.

Dostaliśmy zadanie by chronić ludność Egiptu przed waszymi atakami, gdy zaatakowaliście Kair nakazano nam zlikwidować ciebie i twoich ludzi.
- Wszystko ładnie, pięknie ale jest pewien drobiazg. To nie moje samoloty zbąbardowały miasto.
Moje nie puszczają takich bąków.

Cała trójka została ponownie przywiązana i postawiona pod strażą.
Jeden z nich potwornie śmierdział.

Udający strażnika Diego został przeniesiony do kuchni.
Za przyzwoleniem Achmeda, bo lubił włoską kuchnię.

Wszystkich zdziwił fakt, że nikt niezauważył zniknięcia czwartego więźnia.
Wszyscy się dziwili, że nikt nie widział… Karkołomne zdanie.
Legia Cudzoziemska. Rozdział 12 "Wybuch"
       
Nadszedł wieczór. Szrama, Joker i Vaas nadal siedzieli pod słupem, związani.
Czekajcie, bo ja nie rozumiem. Kolesie mogli się swobodnie poruszać po całym budynku, w jakim ich przetrzymywano, w dodatku zabili strażnika… i nie wykorzystali okazji, nie zwiali, tylko pokornie pozwolili przywiązać się do słupa?
Spodobało im się. Mają wikt i opierunek. Nie muszą łazić po pustyni, tylko sobie siedzą.


Diego właśnie pomagał w kuchni. Jego szef, niski i tłusty arab gotował jakąś dziwną maź, coś co nieprzypominało nawet owsianki.
A z pewnością nie było kajzerką.

Domyślił się, że to dla tamtych gdyż wojsko jadło bardziej wyszukane potrawy.
Kawior i szampan, potem wołowina duszona z warzywami i w trzech smakach drób, a na deser ptifurki i lody.

Nakazano mu zaniesienie paćki. Po drodze minął baraki oficerów i arsenał. Spotkał także imama i słuchających go muzułmanów. Zatrzymał się przy słupie i podał im miski.
Tym muzułmanom oraz imamowi?

- Jedzcie. Powinno dobrze wam zrobić.
- Co to za świństwo? - Joker wziął, powąchał i odsunął łyżkę.
To nie paćka, to Vaas tak śmierdział.

- Kucharz zmiksował chyba wszystko co było w kuchni.
Odmówili jedzenia i poprosili o wodę.
Jakie toto delikutaśne. Powinni jeszcze złożyć skargę na jakość obsługi i brak czystych serwetek. A w ogóle, niech przyjdzie Magda Gessler i zrobi z tym porządek!

Szrama przygladał się bramie i myślał już o ucieczce. Miał plan ale wykonanie było trudne.
Bo ktoś mu związał sznurowadła?

- Diego, słuchaj będe się streszczał. Pod łóżkiem są twoje rzeczy, zanieś je do zbrojowni i podpal skład. Uwierzą, że zginął więzień i zastanowimy się nad ucieczką.
Skoro uwierzą, że zginął więzień, z pewnością przestaną pilnować tych pozostałych. Ten plan po prostu nie ma słabych stron.


Włoch usłuchał. Zabrał tacki [tacki! Tak. tacki...] i wrócił do kuchni.

Reszte wieczoru spędził szorując gary. Nocą wybrał się do kamienicy, w której był przetrzymywany.
Nie trzyjcie oczu. Musimy uwierzyć, że w wyobraźni Pisaka tak właśnie wygląda okrutna niewola. Wszyscy łażą sobie gdzie chcą, robią też co chcą, a w budynku więzienia nie ma strażników.

Zapomniał, że w schowku na piętrze leżał talib.
Udawał miotłę.
Tak łatwo było o tym zapomnieć.

Postanowił rozegrać to po swojemu. Wybiegł z budynku i podniósł alarm, gdy przybiegły pierwsze jednostki [pancerne] oznajmił, że włoch uciekł i zabił jednego żołnierza. Wszyscy się rozbiegli a Diego pobiegł w stronę arsenału. Wyminął strażę i natknął się na dowódcę.

- Melduj, żołnierzu!
- Sir, włoch uciekł i zabił jednego z naszych.
Pamiętamy, że Vaas jako jedyny z naszych przyjemniaczków znał arabski, i to słabo?
A tu w dodatku Włoch we francuskim wojsku mówi do taliba “sir”...
Francuzi i Włosi w serach są rozmiłowani.

- Odszukać martwego lub żywego.

Minął Achmeda i podbiegł na tyły zbrojowni.
Achmed albo potężnie cierpiał na egipską ślepotę, albo nie rozpoznawał twarzy.

Spojrzał przez dziurę w deskach. W środku był jeden mężczyzna. Strażnik wyjął pistolet i przymierzył do otowru.
Otowru - przedstawiam Waleczny Regiment Uciekinierów.

Strzelał na ślepo. Trafił w beczkę z prochem.
Przechowywaną tam jeszcze od czasów, kiedy kapitan Jack Sparrow zaatakował Aden.

Huk i eksplozja wypełniły najbliższą strefę.
Nie przekraczając jednak jej granic ani o milimetr.
Niestety, wystrzelony pocisk nie wywoła eksplozji prochu.
To może fajnie wygląda na filmach, ale niestety rzeczywistość rządzi się swoimi prawami.

Mężczyzna ledwo uniknął wybuchu, wskoczył za kamienny murek i skulił się.
Pomogło. Bez większych obrażeń przeżył eksplozję arsenału. Gdyby miał lodówkę, nawet atom nie dałby mu rady.

Cały budynek stanął w płomieniach. Rozpoczęła się akcja gaśnicza.
Iiiuuu, iiiuuu - to nadjeżdżają sekcje straży pożarnej.

Do włocha dobiegli żołnierze i pomogli mu wstać.
- Co się stało?
- Więzień się wysadził
Diego bardzo szybko nauczył się języka arabskiego z polskimi idiomami i nie pomylił fajerwerków z dzieckiem robiącym do nocnika.

- osunął sie na ziemię i zemdlał. Nadmiar emocji i adrenalina wzięły górę. Został zaprowadzony do szpitala.
Osunął się jak ścięty kwiat.
W międzyczasie Jokerowi udało się rozwiązać ręce. Chciał wstać lecz Szrama go zatrzymał. Dał znać, że czekają na powrót przyjaciela.
Ten Szrama chyba jest jakąś piątą kolumną...
To jedyne wytłumaczenie jego zachowania. Mają noc, wybuch i pożar w arsenale, panikę i bałagan, do tego rozwiązane ręce, czyli wszystko, co sprzyja ucieczce. Ale nie, to byłoby zbyt banalne.

Niemiec poluźnił ich więzy i usiadł na ziemi. Czekali na nadejście świtu.
Nie będą przecież uciekać w ciemnościach, prawda? Tego nie robi się wrogom.

Legia Cudzoziemska. Rozdział 13 "Wojsko Francuskie"
Cudzysłów jest jak najbardziej na miejscu.
O świcie na placu trwała musztra i apel dla wrogiego wojska.
Jak rozumiem, wywabili z hotelu resztę Legionistów. A oni jak dzieci, pokazali czym jest wojskowa musztra.

Vaas uważnie wsłuchiwał się w każde słowo.
Naprzód marsz! W lewo patrz!


W głowie układał plan ucieczki, podczas gdy Joker i Szrama wypatrywali włocha.
Bo “włoch” był ich ostatnią nadzieją.

Diego leżał na łóżku polowym z zabandażowaną głową. Nic nie słyszał, oglądał się w około. W namiocie panował zupełny mrok, przysłonięte okna i zamknięte wejście oraz brak świec sprawiały wrażenie celi niż namiotu.
Taka cela przenośna, do rozstawienia w dziesięć minut w dowolnym miejscu, podstawowe wyposażenie każdego reżimu totalitarnego.

Powoli spróbował usiąść, ktoś był przy nim.
- Powoli Diego.
- Ktoś ty? - lekko dyszał, bandarz uciskał mu brzuch.
Dobrze, że nie bednarz.

- Achmed li Sada, pamiętesz mnie? - kiwnął głową - To dobrze. Widzisz jestem pod wrażeniem twoich umiejętności i postawy.
Naprawdę, mistrzowsko pociągasz za wajchę!

Wstał i podał mu wody.
- Zastanawiałem się co z tobą zrobić i wymyśliłem.
Kucnął i pomógł mu zdjąć bandaże.
Diego się wykrwawił, koniec opka :)

Wyprowadzono go na główny plac, gdzie czekali inni.
O, nie będzie yaoi? Szkoda, byłoby przynajmniej jakieś urozmaicenie…
Nie będzie yaoi, bo wszyscy arabscy geje uciekli do Europy. PS: to prawda, Fronda tak pisze!

Akcja przenosi się pod maszt na placu apelowym, czy co tam sobie Pisak wyobraził w środku obozu Achmeda.
A w ogóle, to gdzie właściwie podziało się miasto Aden? Chyba że całe jest już wojskowym obozem talibów…

Dalej byli związani. Talib poprowadził go do krzeszła, włoch usiadł ciężko, czując ból w krzyżu.
- Panowie! Torba z jedzeniem, woda, beretta i sześć kul w magazynku.
Cuś skąpo, beretta ma magazynek na 15 naboi.
Widząc to, reszta kumpli ani przez chwilę nie uważała go za konfidenta, kolaboranta i zdrajcę. Wcale.

Cały ekwipunek został mu wydany. Diego dalej miał na sobie mundór [mun-door] lecz nieco już zniszczony.
A kiedy zdążył się przebrać, bo jak wiemy - maskował się ubrany w “szmaty” arabskie?

Myślał już o najgorszym, jasyr był czymś czego by nie przeżył.
Zwłaszcza, jeśli mieliby go sprzedać Turkom.
Tatarom! Polskim.


Zszokowało go to co zobaczył. Achmed podał mu lampkę najlepszego, włoskiego wina, pół kręgu sera i kiść winogron oraz cienki chleb. Gdy mężczyzna zjadł talibowie postawili go na równe nogi.
A to wszystko na oczach związanych i storturowanych przyjaciół?
Miejmy nadzieję, że woń Vaasa nie przeszkadzała mu w tej uczcie.


- A teraz słuchaj, za zrobienie na mnie wrażenia puszczam cię wolno. Idź w świat, Koziołku Matołku! nie ważne gdzie.
Poklepał go po plecach i pchnął ku głównej bramie. Stanął w przejściu i obejrzał się.
I był jak Bohun puszczony wolno.

- A co z moimi towarzyszami?
- Widzisz, zapomniałbym. Joker i Vaas są wolni. Towarzysz Szrama zostanie tu ze mną jako zabezpieczenie.
Co prawda mam potężne siły zbrojne, ale i tak potrzebuję zakładnika.

Gdy rozwiązywano ich, zorientowali się że liny są za luźne.
Dopiero w ostatniej chwili? Powiedzmy to sobie otwarcie - nikt nie chciał uciekać od Achmeda, przecież tu tak dobrze karmią kajzerkami.

Niemców wyprowadzono i podarowano sprzęt. Rosjanina przykuto do słupa łańcuchem i skopano.
A masz, a masz!
- Idźcie, ja dam sobie radę.
Do kogo tak powiedział?

Ruszyli powolnym krokiem przed siebie.
- Chwila - szeptał Joker - Dali nam beretty i kule.
Co mieli, to dali.

     - To ślepaki - Vaas trzasnął kolegę w łeb.
Gazetą, ha-ha-ha!
- Myślisz, że daliby nam prawdziwą amunicję.

Nadszedł wieczór. Kompani zatrzymali się na wysokiej wydmie, skąd widzieli obóz wroga, sami będąc daleko po za ich zasięgiem. Myśleli o dowódcy i o wykonaniu misji. Rozmowę przerwał turkot kuł
Pisaku - a teraz sto razy napisz deklinację rzeczownika [koło] w liczbie mnogiej [koła]. Może wpadniesz na to, że w dopełniaczu trzeba pisać “kół”.
Tylko nie zacznij z rozpędu pisać “tórkot”.

i odgłosy gąsienic.

Obejrzeli się i ujrzeli czołgi z przyczepioną francuską flagą. Za nimi wozy z wojskiem, zapasami [świeżych kajzerek] i amunicją. Na przodzie jechał jeep z dowódcą.
- Witajcie, panie Joker!
- Ernest! Skąd się tu wziołeś?
A witojcie, panie Ernest!
Ex machina. Ktoś coś słyszał wcześniej o jakimś Erneście?
Pewnie Hemingway przyjechał napisać reportaż. Z tragarzami.

- A jak myślisz - zaśmiał się - Po ataku na Kair, ktoś wysłał wiadomość do sztabu. To i jestem.
- Cudownie ale nie możesz teraz atakować obozu. W środku jest Szrama.
- To po jaką zarazę jechaliśmy tysiące kilometrów przez pustynię w tych metalowych pudłach?

Ernest wysiadł z jeepa i przywitał się z resztą. Opowiedzieli sobie całą historię i wyjaśnili parę rzeczy.
- A Sokół, Sergiej i Iwan ?
- Martwi.
- Wasz cel?
- Achmed li Sada. Jest w obozie.
- Szrama?
- W niewoli.
- Stan wyposażenia.
- Diego zniszczył arsenał ale chyba jeszcze coś mają.
- Mogą mieć muszkiet Diego, a wtedy koszmar i zagłada!


Krótko i na temat, myślał Ernest. Zaoferował pomoc i schronienie. Jutro mieli omawiać plan ataku na fort.
Na Aden. Z tej wydmy, z której obserwują obóz Achmeda. A co tam. Jak się rozpędzą, to Doha i Rijad padną na kolana.

Legia Cudzoziemska. Rozdział 14 "Viva la France" ½
Tutaj najwyraźniej Pisakowi ktoś wytłumaczył, że powinien dać jakiś rys historyczno-polityczny, wyjaśnić, kto z kim walczy i co w ogóle się dzieje. Więc próbuje.

Ernest rozmawiał ze zwiadowcami grupy "Skorpion" przy ognisku. Noc była bezchmurna i duszna. Lekki wiatr podsycał płomienie. Mieli sobie dużo do wyjaśnienia. Zaczęli od początku.
I nie to, że powinni złożyć raport przełożonym. Ot tak pogawędzi sobie jeden z drugim przy ognisku, kiełbaskę na patyku upieką, zjedzą ją z musztardą, popiją piwkiem, opowiedzą sobie kilka koszarowych dowcipów.

- Przybyłem tu jakiś czas temu - podjął Joker - To miał być kolejny rok w służbie Legii. W Kairze spotkałem Szramę i resztę paczki. Dostaliśmy proste zadanie, czekać na rekrutów i wyruszyć z pomocą ludności, która była nękana przed talibów.
Jeśli dobrze rozumiem: wyruszyli przed talibów, by pomóc ludności, która była nękana?

Uciął by zwilżyć gardło piwem.
Tu raczej: urwał. “Uciął” pasowałoby, gdyby np. stanowczo kończył dyskusję.

Dalej kontynuował [i masłomaślanił w akwenie wodnym] Diego.


- Podczas drogi do obozu Czapla, zostaliśmy zaatakowani. Wykonanie misji stało się trudne lecz dalej wykonalne.
Resztę opowiedzieli mu szybko, omijając niepotrzebne kwestie.
Takie jak Tajemniczy Starzec dający broń legionistom, jak próba sforsowania kanału *tfu* Suelskiego w Asuanie, czy ataki bezwarunkowego idiotyzmu u siebie i innych.


- A Siergiej i Iwan ?
- Zgineli, Sokół tak samo. Tylko my zostaliśmy.
- Rozumiem. A co z atakiem na Kair ?
Nie zając, nie ucieknie.

- Myśleliśmy, że nam powiesz - podniósł się Vaas. - Samoloty były nieoznakowane.
- Czyli zauważyliście? W takim razie powiem wam wszystko.
Już nie ma czego ukrywać, tajemnicę diabli wzięli.
- Tak sobie siedzimy, chłopaki, przy ognisku, to i pogadać trzeba.


Główny sztab Legii we Francji, otrzymał informację, że Achmed li Sada ukrywa się w mieście. Zebrano posiedzenie krajowych przywódców, zaczeło się piekło.
- To znaczy?
- Nie przerywaj. Pierwszy odezwał się przedstawiciel Iraku, powiedział żeby zbombardować miasto a straty się naprawi.
Z tego wynika, że Irak ma swoje wojskowe przedstawicielstwo w dowództwie Legii Cudzoziemskiej. Pomyśleć, że już Anglik bardzo mnie zdziwił.
A to dopiero początek…


Na to oczywiście ruscy i USA oznajmili, że jeśli Irak ruszy choćby palcem, kraj zniknie z mapy.
Co za historyczna zgoda!

Dalej głos zabrał kanclerz Niemiec, Herr Angelus Merkel i królowa Anglii.
Królowa!


Zaproponowali żeby okrążyć miasto i stopniowo je przejmować.
Czy Francuzi mają jeszcze coś do powiedzenia w sprawach Legii?
Ale jacy Francuzi? Przecież to logiczne, że najwięcej do gadania mają tu cudzoziemcy.

Zaprotestował Egipt i Libia, że nie chcą tu nazistów.
O taaak, Egipt i Libia też!

Tylko dalej nie wiem po cholerę Libia zabrała głos.
Na nas nie patrz. My nie spraszaliśmy!

- A Turcja? Hiszpania?
- No widzisz. Tu się zrobiło ciekawiej. Po czterech godzinach kłótni wstał premier Japonii.
Japończycy stwierdzili, że wyręczą USA w roli światowego żandarma i też zaczną maczać paluchy w konfliktach bliskowschodnich. Bo niby dlaczego nie.

Był tam tylko dlatego, że posiadali lotniskowiec i wyrzutnię rakiet na terenie Turcji.
Aaaa, mają tam swoje zabawki, więc nie dadzą się wyrzucić z tej piaskownicy!
(Turcja, Egipt, Jemen - jeden czort…)


Zaproponował żeby jeden samolot przeleciał nad miastem i zburzył hotel z talibem.
A jakim sposobem spośród tysięcy hoteli w Kairze wytypuje ten właściwy???


Pomysł wdrążono [w głąb… a raczej w głąba], zorganizowano ewakuację i wydano rozkaz. Jakaś ciemna masa, zgaduję, Szwed źle odczytał rozkaz i wysłał siedem maszym by zniszczyć miasto.
Szwedowi zagrał w duszy Sabaton, więc wrzasnął “Primo Victoria!” i spuścił bomby.
(siedem samolotów, by zniszczyć największe miasto Bliskiego Wschodu? Co oni tam zrzucali, bomby atomowe?)

- To co ty tu robisz?
- Sprzątam japońsko-turecki bajzel. Miałem też wam pomóc z waszym celem.
Wiecie co, jak to wszystko czytam, to kojarzy mi się jedno…
“Towarzyse i towarzyski! Łobywatele i łobywatelki! Wy idzieta w te marsze jesinne na pamiątkie Tadeusa Kościuszki, któren przy boku Armii Radzieckiej pobił hitlerowskiego gada pod Grunwaldem!”
(J. Chmielewska, Autobiografia, t. 1)
Zakończyli rozmowę na snuciu planów z odbiciem towarzysza. Ernest ustawił czołgi w lini i na komendę miały ruszyć na obóz i go ostrzelać. Założenie było, że Szrama się uwolni i zwieje.
Aaaaha, czyli najpierw “Nie atakujemy obozu, bo tam jest Szrama!” A potem “Ojtam, ojtam, nie będziemy przecież psuć sobie rozrywki, Szrama sam sobie poradzi”.

Resztę nocy spędzili na piciu piwa i żartach. O wschodzie słońca wstali i podeszli do dowódcy wojsk. Podniósł rękę.
- Viva la France.
Dowódca też był Włochem i jeszcze mu się trochę myliło.

Wszystkie czołgi ruszyły. Myśł przeszła zgromadzonych, gdy zaczeły strzelać. Czy Szrama zdąży uciec.
Biedna, osamotniona myśł. Uruchamiana dźwiękiem ruszającej kolumny czołgów.

Legia Cudzoziemska. Rozdział 15 "Viva la France" 2/2
Miasto znalazło się pod ostrzałem wojska francuskiego.
O, jednak francuskiego, a nie Międzynarodowych Sił Szybkiego Reagowania, jak najwyraźniej Pisak sobie wyobraża Legię?

Ernest kierował operacją z wzniesiena.
Joker, Vaas i Diego wsiedli do jednej z opancerzonych ciężarówek i czekali na sygnał do wjazdu w ten kocioł. W międzyczasie talibowie i beduini biegali po obozie jak mrówki, spłoszeni atakiem. Jedni kryli się za budynkami, inni padali na ziemię.
Patrząc z daleka można było odnieść wrażenie, że to nowoczesny balet.

Achmed li Sada został obudzony, przerwano mu sen o świecie pełnym muzułmanów. Istny raj na ziemi. Wybiegł i zwołał zwolenników. Arsenał był zniszczony lecz tylko głupiec nie ma planu B. Żołnierze pobiegli do piwnic i powyciągali wyrzutnie RPG-7 oraz rosyjskie bazooki.
Zasadniczo rzecz biorąc, RPG-7 to właśnie jest “rosyjska bazooka”.

Szrama zdziwił się, gdy zobaczył także rosyjskie czołgi, które pare lat temu sprzedał wojsku Albańskiemu.
Też je wyciągnęli z piwnic?
To tłumaczy dlaczego więźniów trzymano w pokojach na piętrze.

Talib podszedł do niego powoli.
- No towarzyszu. Zauważyłeś już prezenty, które otrzymałem od brata. Robiłeś z nim interesy w Albanii.- zaśmiał się i odszedł.
Rosjanin od razu przypomniał sobie stare, dobre czasy, gdy raz w miesiącu kradł czołgi z moskiewskiego hangaru i sprzedawał.
Robił to regularnie w każdy trzeci wtorek miesiąca, więc kradzieże były stałym elementem życia bazy.
I nikt nie miał mu za złe tej niegroźnej kleptomanii.

Miał znajomych na całym świecie, nawet na Kremlu więc szybko stał się najpotężniejszym biznesmenem Euroazji.
A teraz siedzi przy słupie
I wszyscy mają go w dupie.

Pewnie zadarł z Putinem jak Chodorkowski.

Nie było już czasu na wspomnienia. Musiał wiać. Próbując wstać, zorientował się że talib rzucił mu klucz. Dał mu wolność. Wyprężył ciało i chwycił przedmiot butami. Przyciągnął go do siebie. Teraz muszę się odwrócić - narrator przejął się rolą. To było niemożliwe przez łańcuchy i słup.
Nie zostawię tego słupa, jestem do niego bardzo przywiązany!


Zawołał bediuna, który przebiegał obok.
Bediun - zły mieszkaniec Diuny.

Na szybko, wytłumaczył mu że odzyskał wolność.
Ej, ty! Twój szef mnie uwolnił, tylko zapomniał rozpiąć kajdanki! Serio serio, przysięgam na czaplę!

Chyba znał rosyjski [jak to u bediunów w zwyczaju] bo obszedł go dookoła i strzelił w kłudkę a ta rozleciała się na strzępy.
Ze wstydu, że nie była kłódką.
Podmiot domyślny - robisz to źle. Z tego wynika, że Szrama znał rosyjski, obszedł sam siebie dookoła i strzelił ;)
...swoją drogą, dlaczego nagle zebrało mu się na gadanie po rosyjsku? Przez te ruskie czołgi, które Achmed miał na wyposażeniu? Z tego wynika, że jeżdżąc fiatem powinnam mówić wyłącznie po włosku…
“Bediun” miał po prostu przypięty na dżelabie znaczek absolwenta Uniwersytetu im. Łomonosowa w Moskwie.

Pobiegł w kierunku bramy a za nim ruszyło wojsko Achmeda.
I nie wiadomo czy go gonili, czy biegli za nim, bo taką miał charyzmę.
Ale kto pobiegł, bediun?

Szrama biegł co sił w nogach, wołając że mają czołgi.
...i nie zawahają się ich użyć?

Ze wzgórza Ernest widział już rosjanina oraz czołgi, szybko zbliżające się do nich. Od flanki jechali także konni beduini, wymachując kałasznikami. Ustawiono kwadrat ze wszystkiego co mieli.
Kilku puszek z zupą campbella, starych sandałów, wózka z bananami, trzech sarkofagów i stosu gazet.
    
Grupa zwiadowcza "Skoropion"
Ich największym przeciwnikiem była grupa “Wolnopoziom”.

miała trzy minuty [więc też je dorzucono do kwadratu] na zabranie dowódcy i ucieczkę, potem wkroczą angielskie samoloty, które zapowiedziały gotowość, wpraszając się na bitwę.
Zamknijmy oczy i wyobraźmy to sobie: samoloty wpraszające się na sępa na imprezę i wkraczające z typową angielska flegmą.

Ruszyli pełnym gazem. Jechali zygzakiem by uniemożliwić im celowanie, gdy zbliżali się do ruska, Vaas otworzył szybę i rzucił granat dymny. Kurz i dym osłoniły ich wszystkich, wjechali do środka i zatrzymali się.
Do środka czego? Obozu? Ale przecież Szramy już tam nie było!

Szrama szybko znalazł ciężarówkę i wlazł do niej. Nie było czasu na rozmowę, słychać już było samoloty. Znów pedał gazu znalazł się przy ziemi.
Wypadł przez dziurę w podwoziu?
Został dociśnięty tak mocno, że przedziurawił podłogę.

Wyjeżdzając Diego otworzył tylne dzrwi i wyrzucił flarę dla myśliwców. Nadlatujące maszyny otworzyły ogień do czołgów a altyreria francuska celowała do uzbrojonej konnicy.
Altyreria. Z Giblartalu. Sflustrlowana.
Też byś był sflustrlowany, jakby ci 8:1 nakopali.

To był pogrom. Gdy byli bezpieczni, Ernest dał im po lornetce i wskazał na dach meczetu. Byli w szoku, dowódca talibów stał przy głowicy nuklearnej, ukrytej pod rusztowaniem i płótnem tak aby myślano, że to remont budynku. Spojrzeli na Slzramę. Żądali wyjaśnień.
Minaret jako wyrzutnia rakiety z głowicą atomową. Boru, boru, co za perfidia…
To nie minaret, to “dach meczetu”, czyli, jak się domyślam, kopuła. Albo to głowica udawała kopułę, w tej rzeczywistości wszystko jest możliwe.

- Już pamiętam - złapał się za głowę - Pamiętasz Joker jak mówiłem ci że po pijaku wygrałem w pokera głowicę od rosyjskiego generała?
I tu Pisak miał szansę nawiązać do scenki z początku opka, kiedy to Szrama opowiada, jak ukradł dwie głowice atomowe z moskiewskiego arsenału - no ale do tej pory już najwyraźniej zdążył o tym zapomnieć i trzeba było stworzyć nową exmachinę.

Kiwnął głową.
- Po miesiącu ją sprzedałem władzą Jemenu za pół miliarda dolców.
Miał władzę, więc dzięki niej sprzedał głowicę DO Jemenu. Pisaku, zjadłeś przyimek.

Spojrzał w lornetkę i przybliżył obraz. Na boku bomby była wymalowana matrioszka i rosyjska flaga.
Matrioszka miała dwie głowy i skrzydła, a na brzuchu św. Jerzego z koniem. Była mutantem.

Tak zwana Carska Mama mogła zniszczyć pół Mount Everestu.
Nie wiadomo po jaką zarazę miałaby to robić i dlaczego połowę, ale mogłaby.

Ernest chwycił za snajperkę i podał ją włochowi.
- Słyszałem, że dobrze strzelasz. Masz jeden strzał.
Diego uklęknął i przyłożył broń. Joker podawał mu współrzędne (bo celownik optyczny był czymś zapaćkany), gdy chciał nacisnąć spust Szrama chwycił za lufę i wepchnął ją w piach.

- Zwariowałeś?!
- On blefuje. Nie odpali ładunku bo nie może.
- Jak to?
- Joker a pamiętasz ten pluton i uran, które opchnąłem Japonii?
- Tak. Nie mów, że to z tej bomby?
Wybuchneli śmiechem.
Skoro opko jest niewypałem, to jednak coś musiało wybuchnąć.

Przez większość czasu po za wojną Szrama i Joker robili ciekawe interesy poprzez kontakty z więzienia. Zupełnie zapomnieli, że rozbroili bombę [dając polecenia demontażu przez więzienny telefon] i sprzedali jej zawartość oddzielnie, zarabiając ponad trzy miliardy dolarów.

Diego wyciągnął karabin i znów wymierzył. Nacisnął spust.
A ponieważ lufa była zapchana piachem…

Przez lupę*) widział jak [mrówki biegają po piasku] Achmed li Sada dostaje prosto w skroń. Padł na ziemię, nierozumiejąc czemu broń zawiodła. Przeciwnik został unieszkodliwiony a Ernest zaoferował pomoc w powrocie do domu.
*) Lupa to nie luneta, Pisaku!

No i tak wzięliśmy pod lupę to opko, napisane bez znajomości podstawowych faktów, nie tylko geograficznych i historycznych, ale również bez śladu jakiegokolwiek sensu czy elementarnej znajomości języka polskiego.

Przywiązani do słupa pozdrawiają:

Jasza z czerstwą kajzerką, Kura w beretce i z berettą, Babatunde Wolaka w mundurze, jaki można kupić w każdym sklepie
oraz Maskotek, który ze szczytu minaretu pstryka pestkami wiśni.