czwartek, 31 października 2013

236. Morderczy hobbit i inne straszności, czyli Z tasakiem wśród zwłok

Szanowni Buuuhuuuuuhuuuu Czytelnicy!!!



Duchy przedświtowej pory wracają na cmentarze.
Duchy inne, te, które mają groby niegościnne
przy dróg rozstajach albo na dnie morza,
dawno już legły w robaczywe łoża.


Dzisiejsza analiza zawiera pojedyncze opowiadanka, dość uroczo nieporadne, ale za to o stosownej tematyce na dzisiejszy dzień - mianowicie są to straszne i bardzo okropne horrory. Tak straszne i okropne, że mrożą chichot na ustach. W dodatku blogasek jest już od dość dawna martwy, więc będzie nas dziś straszył jego duch.
Analizują Kura, Gabrielle, Dzidka, Jasza i Babatunde Wolaka.
Wesołego Halloluja!





Pensjonat pod tasakiem
   
Była ciemna noc, nie było widać nawet gwiazd. W przydrożnym pensjonacie zatrzymało się jedynie czworo ludzi – trójka przyjaciół i jeden starszy mężczyzna. Zatrzymali się tam z powodu burzy, ale także, dlatego, że podawane są tam dobre posiłki mięsne.
- Słuchajcie, taka burza, ciemno, nie widzę drogi przed sobą, weźmy się gdzieś zatrzymajmy!
- Dobra, akurat przed nami jakiś zajazd - co to, knajpa wegetariańska?
- O nie, jedziemy dalej!


Oprócz nich pracowało w pensjonacie pięcioro ludzi, kierownik, dwie pokojówki, kucharka i kelnerka.
Pensjonat znajdował się we Włoszech?


Ttrójka przyjaciół- Ann, Kamala i Derek siedzą koło siebie wsłuchując się w następne uderzenie zegara. Jest pierwsza w nocy.
Skoro jest pierwsza, to sorry - następnego nie będzie.
Może będą się tak wsłuchiwać aż do drugiej.
Nie wiadomo, może ten zegar nabija kwadranse.
I guzy na czole.
Jeśli się podstawisz pod wahadło...


Jednak coś nie pozwala im normalnie usnąć. Słyszalne są jakieś przytłumione krzyki.
Kuny biegały po dachu.
A pod śmietnikiem włóczędzy kłócili się o podział łupów.


Choć bardzo się bali, wyszli z pokoju sprawdzić, co się dzieje. W całym pensjonacie było ciemno, bo burza zerwała wszystkie kable, ale to nie zraziło ich bardziej.
I tak byli wystarczająco zrażeni do tego miejsca.


Szli otuleni w ciemność.
Koce zostały w pokojach.


W pewnym momencie zauważyli cienkie smużki promieni dochodzące z kuchni.
Promieni czego?
Lasera.


Derek kazał dziewczynom zostać, a on sam poszedł sprawdzić, co dzieje się w kuchni. Ann i Kamala usiadły na schodach. Widok, który chłopak dojrzał wchodząc do kuchni przeraził go. Sekundę później Derek nie żył.
Umarł ze strachu.
Kuchnia była bowiem w tak przerażającym stanie, że dziesięć Magd G. nie doprowadziłoby jej do porządku.


Dziewczyny usłyszały uderzenie, po czym pobiegły do kuchni. Ann o mało, co nie zemdlała, kiedy zobaczyła leżącego mężczyznę na stole, a właściwie jego szcząki,
A właściwie szczęki. Sztuczne.
Ann z przerażenia zaszcząkała ząbami.


który oprócz nich mieszkał w tym pensjonacie. Obok niego leżał Derek.
Nie. To nie jest opko jajoj.
I komu tu się wszystko kojarzy...


Ann po chwili zwaliło z nóg uderzenie w kark. Kamala została zamordowana tasakiem.
Ascetyzm narracyjny sięgnął szczytu.


Do siódmej rano wszystko zostało posprzątane. O dziewiątej pod pensjonat podjechał samochód. Wysiadła z niego wytworna kobieta, która słysząc o przepysznych mięsnych jeżach posiłkach chciała się tu zatrzymać na kilka dni.
Dobra, to ja mam pytanie. Skoro wszyscy goście pensjonatu byli przerabiani na kotlety - kto zjadał te przepyszne mięsne posiłki i robił knajpie reklamę?
Być może personel był w tej dziedzinie samowystarczalny. Sam zażerał i sam się reklamował przez internet i pocztę pantoflową.


Czy spodoba się jej Pensjonat Pod Tasakiem? I jakie można z tego wyciągnąć wnioski.
Ale z czego?
Stąd taki się wniosek wywodzi, że tasak w głowie zdrowiu szkodzi.


Nie będę pisała myślę żekażdy sam wie najlepiej!
A prawda zawsze leży pośrodku.
I tylko historycy do dziś spierają się, jak było naprawdę.



Morderczy przyjaciel
  


Był rok 1976.Zbliłały się wakacje. (co robiły?) Sam, Samuel, Nelly, Dan i Nicol byli przyjaciółmi od przedszkola. W tym roku planowali wyjazd do miasteczka Spoilage.
Jestem szalenie ciekawa, czy aŁtorka z rozmysłem wybrała taką a nie inną uroczą nazwę dla miasteczka, czy wyszło jej to zupełnym przypadkiem :D



Był ostatni dzień szkoły. Na drzwiach gabinetu dyrektora wisiała lista osób przyjętych do najlepszej szkoły w mieście.
Listę przyjętych do tych gorszych dyrektor wraz z sekretarką i księgową i panem konserwatorem komisyjnie spalili.
Znaczy to była lista uczniów tej szkoły, którzy po jej skończeniu zostali przyjęci do najlepszej szkoły w mieście? Coś jak dyplom uczestnictwa fryzjerki w kursie układania fryzur ślubnych, wiszący na ścianie salonu?
Szkoły lubią się chwalić sukcesami swoich absolwentów.


Holreed instytut było marzeniem wszystkich uczniów , piątki przyjaciół również. Wszyscy zmierzali ku drzwiom. Wyglądało to tak jakby szli na śmierć. Sam, Nicol, Samuel i Nelly odeszli z tego miejsca pełni radości. Tylko Dan nie dostał się!!! To było jak wyrok śmierci… Dlaczego ja, a nie ktoś inny…-nie mógł sobie poukładać myśli…
To brzmi tak, jakby rekrutacja do najlepszej szkoły w mieście odbywała się na zasadzie losowania, a nie wyników w nauce czy jakichś egzaminów.
Może na egzaminie był test wyboru, a Dan wypełniał go właśnie losowo.


Przyjaciele pocieszali go :
-Nie martw się stary będziemy dalej z tobą się przyjaźnić-powiedział Sam -No właśnie –dodała Nicol
Takie z nas ludzkie państwo!


To wszystko co mówili nie docierało do niego. Jak mógł tak zawalić…
Czyli jednak wiedział, dlaczego on, a nie ktoś inny.


-A z resztą niedługo jedziemy na obóz!!! Tam będzie fajnie- pocieszała Nelly
Z resztą jedziemy, a ciebie zostawimy.


-Nie jadę !!!!–krzyknął Dan. -Wy nic nie rozumiecie!!! Dostaliście się, macie powody do radości, a ja? Nie pasuje do was i mam was dość!!! -wykrzyczał i udał się do domu.
Foszek!


Zamknął się w sobie i nie wiedział jak ma o tym powiedzieć rodzicom. Oni wiązali z nim takie nadzieje. Nadszedł dzień wyjazdu. Dan nie pojechał z nimi. W czwórkę bawili się równie dobrze. I nie myśleli w ogóle o nieszczęśliwym najlepszym przyjacielu.  


Pewnego wieczoru podczas wędrówki po lesie Nicol rozwiązał się but. Oczywiście koledzy poczekali ale grupa nie… byli zgubieni we czwórkę w lesie wieczorem sami…
To musiał być but z dużą ilością sznurówek, skoro wiązanie go trwało tyle czasu, że reszta grupy zdążyła się oddalić. Było też tak dramatyczne, że koledzy, przyglądając się, zapomnieli języka w gębie i nie poprosili pozostałych o krótki postój.
Miała glany 30-dziurkowe.



Stwierdzili że przenocują w lesie, a na drugi dzień poszukają reszty. Podzielili się obowiązkami. Nelly poszła pozbierać jakieś owoce do jedzenia i długo nie wracała.
Owoce, jasssne… Kanapek ani czegoś podobnego oczywiście nie wzięli.
Wcześniej wszystko zeżarli. Nastolatków nie znasz? Jeszcze autokar dobrze nie ruszy, a wszystko już zjedzone.
Ja tam zawsze zjadałem kanapki, kiedy już nie miałem innego wyjścia.
A żadnego pensjonatu z pysznymi mięsnymi posiłkami też nigdzie nie było widać.


Koledzy poszli jej szukać szukali chyba z godzinę aż nagle zobaczyli jej zwłoki…….Była powieszona na jednym z drzew a na ręce miała wycięte żyletą ”wy też tak skończycie”.
Morderca-kłamczuszek.


Nicol wpadła w (aż dwie) histerie. Chłopcy nie wiedzieli co zrobić. Sami byli wystraszeni i zdenerwowani i jeszcze ją mieli jakoś pocieszyć….
Głowę kobita zawraca, jakby sami nie mieli problemów...


W trójkę szukali schronienia aż znaleźli małą jaskinie. Tam zasnęli bardzo czujnie, tak im się wydawało. Po przebudzeniu(spali 30 minut) nie było wśród nich Samuela. Myśleli, że nie mógł spać i wyszedł na zewnątrz, ale tam zobaczyli poćwiartowane ciało kolegi, a z części ciało ułożony napis „ strzeżcie się”.
Tylko nie wmawiaj, że tego też poćwiartowano żyletką i to w niespełna pół godziny.
Chyba że zamiast owoców zjedli jakieś podejrzane grzybki, po których widzi się różne rzeczy...
Odcięta głowa świetnie nadawała się na kropkę nad [ż].
A z czego zrobiono kropki nad “i”? Z gałek ocznych?
Cóż, ja za to wiem, z czego dorobiono ogonek w “ę”.


Nicol straciła przytomność. Sam nie wiedział co ma robić. Był głodny, zmęczony i rozdygotany. Jak się obudziła zobaczyła Sama leżącego na ziemi.
Nie wiedział, co robić, więc też zemdlał?
Dla wzmocnienia efektu ułożył się jako wykrzyknik.


Myślała, że śpi więc nie przykuło to jej większej uwagi. Dopiero po 10 minutach zobaczyła koło ręki krew.
Przez te dziesięć minut gapiła się tępo, zastanawiając się - budzić go, nie budzić?


Sam był uduszony, a na ręku miał wycięte „pozostałaś tylko ty..”. Nagle za drzew wyszedł Dan i rzekł:


- Ja nie pójdę do tej szkoły wy też nie. Z was rodzice też nie będą dumni. A pozatym zostawiliście mnie! Nienawidzę was nienawidzę!
Tak jest, chopie! Zasłużyli sobie!


Wtedy z kieszeni wyciągnął nóż i dźgnął dziewczynę. Ona umierała na jego oczach. Dopiero wtedy zrozumiał co zrobił….
Bo wszystkich poprzednich zostawiał, nim umarli, i oddalał się kurcgalopkiem. Zwłaszcza tego kolesia, z którego ciała ułożył napis…
On musiał go poćwiartować na dużo małych kawałków, żeby z nich napis ułożyć, że też mu się chciało.


*CIĄG DALSZY NASTĄPI*



C.D. morderczego przyjaciela
 


Dan biegł przez las. Już wiedział co zrobił. Gdy tak biegł nagle ukazali mu się „jego przyjaciele”. Wszyscy blado trupi i cali we krwi.
A ten poćwiartowany jak wyglądał? W rękach trzymał swoje nogi, owinięte jelitami?
Był dźwigany przez pozostałych w gustownym skórzanym tobołku.
Ale nadal można było odczytać ułożony z niego napis.


Chłopak był tak wystraszony, że nie mógł nawet uciekać… Wtedy powiedzieli równo, ale nie swoim głosem:
W tym zamieszaniu odebrali głos sołtysowi.


-Ty jesteś wszystkiemu winien ty i nikt więcej….
Trzeba było się uczyć przed tym egzaminem!


Sam wyciągnął żyletkę i w mgnieniu oka wyciął na ramieniu Daniego „ty jesteś wszystkiemu winien”.
Nie trwało to dłużej niż “Pijiiiiii bziuuu!”.
Bo gdyby trwało dłużej, Dani mógłby jeszcze zorientować się, że coś jest nie tak, i zabrać rękę.


Tak naprawdę nie wiadomo co się później stało z Danim.
Przerobili go na serki.
Utopione.


Niektórzy twierdzą, że złe moce zabrały go do siebie, jeszcze inni, że złe duchy zabiły go i ciało tak ukryli [ci duchowie i mocowie?], że nikt go jeszcze nie odnalazł, a ja ostrzegam was, bo może jakiś zwariowany staruszek siedzi pod waszymi drzwiami i jest odpowiedzialny za wasze niepowodzenie…..
Dlaczego niespełna sześćdziesięcioletni facet ma być odpowiedzialny za lufę z geografii i za to, że Adrian kręci z Marleną?


A morał z całej historii jest taki, że na wycieczkę należy jechać w obuwiu odpowiednim do warunków.
I brać ze sobą kanapki.
I nie brać żyletek.


Nawiedzony dom Cate


Był nowy piękny dzień idealny.
Po prostu: Brand New Day.


Taki jaki Cate sobie wymarzyła.Świeciło słońce. Lekko powiewał wiatr. A ona powoli szła ulicą zmierzając do domu który miała wynająć.Był to dom przepisany w testamęcie [po dłuższym zamęcie]. Dostała go od babci ale dopiero teraz sie dowiedziała, dopiero w dzień jej urodzin.
Zaraz. Albo go odziedziczyła, albo chce go wynająć.
Odziedziczyła go pod wynajem, taki warunek babcia postawiła w testamencie. Będzie miała zyski z lokatorów.


Dostała taką nowinę że może zamieszkać sama właśnie tam. W miejcu o którym marzyłą. Byłą bardzo podekscytowana. Sady, słońce, lato i jej własny dom.
Tony opału, zaspy, zima i podatek od nieruchomości. Robi się upiornie.


Widziała już go. Widziała coraz wyrażniej. Duży stary opuszczony dom… Nie tak sobie go wyobrażała. Ale cieszyła się że jest jej i że już nikt jej go nie odbierze…
Ty lepiej sprawdź, czy hipoteka niezadłużona...


Otworzyła drzwi i zobaczyła wiele pokoi. Dużo starych zakurzonych mebli. Po kilku miesiącach dom zaczął przypominać inne, równie stare i zakurzone. Cate przestała się go wstydzić. Pewnego dnia szła po schodach… gdy nastąpiła na jeden szczbel zerwal się w całym korytarzy strasznie się zakurzyło. Autor: Juliett
I co, to już koniec?!
Wyleciał straszny kurz
I już.


[Boru, teraz to dopiero się zacznie! Niekończące się remonty, bieżące naprawy, ciągłe awarie jak nie wodociągu to ogrzewania. I to jest prawdziwy horror]



Królik, przyczyną tylu dziwnych zdarzeń?
Królik, sznaucerek, jeż jak byk...


Pewnego razu chłopak o imieniu Jason pojechał z rodzicami w góry. Jegnego dnia został sam w hotelu bo się źle czuł ze 3 godziny.
Trzy godziny złego samopoczucia? Stawiam na prostą sraczkę.


Śniła mu się piękna łąka na której pełno jest zwierząt…bawił się z nimi [z lwami i hipopotamami. A jak podszedł krokodyl to już w ogóle fajnie było], ale nagle ze snu wyrwał go okropny zapach…
Jaszu, chyba trafiłeś w dziesiątkę.
To skunks  też się chciał pobawić.


coś strasznie śmierdziało jakąś padliną wyszedł,
przecinek też uciekł
A propos braku przecinków, w tym momencie przypomina mi się zdanie z recenzji filmowej: Peter Sarsgaard z wąsem w pastelowych majtkach”.
W sumie… to niewykluczone.


a zapach dobiegał z pokoju obok. Pomyslal, ze może to lokator tamtego pokoju cos gotował na śniadanie i nie dokłądnie zmył naczynia…
Chyba jadł na to śniadanie kiszone śledzie...


Zapukał raz.NIC.zapukał drugi.NIC.zapukał trzeci.Nic!!!.chciał zapukać czwarty raz ale drzwi same sie otworzyły, a w nich stał pół żywy mężczyzna z podrapaną twarzą szybko wbiegł do jego pokoju żeby zadzwonić po rodziców do telefonu , wykręcił numer ale nagle usłyszał jakieś piski z szafy.
Mam wrażenie, że numer tu wykręciła dzika narracja. Spróbujemy to sobie rozrysować.
1. Jason puka do sąsiednich drzwi.
2. Podrapany mężczyzna wbiega do pokoju Jasona.
3. Fragment z rodzicami w telefonie umyka wszelkim próbom zrozumienia.
4. I do tego coś piszczy w szafie.
Pewnie nienaoliwiona mysz.


Bał się otworzyć ale podszedł żeby rozpoznać po głosie zwierze,
nie wziął pod uwagę, że mogła to być mysz udająca tygrysa
nagle drzwi same się trochę otworzyły nie chciał widzieć co tam jest więc je zamknął.
Potraktował szafę z kopa.


Lecz znowu się otworzyły ale tym razem z trzaskiem że aż odskoczył na bok. W szafie siedział mały biały królik.
Mały biały królik
co noc mi się śni,
w małej białej szafie
w której coś pi-szczy!


Mała biała myszka
też się będzie śnić.
Będzie tak piszczała,
że się zmarszczy rzyć.


Mały biały krokodyl...


Po chwili usłyszał jakieś ryknięcie a kiedy się odwrócił zauważył tylko jakieś pazury i poczuł straszny ból w nodze okazało się że w ułamku sekundy już jej nie miał.
Króliki są krwiożercze i mają taaakie pazury!
I dlatego tak ważne jest, aby hodowcy regularnie przycinali królikom pazurki, najlepiej co 4-6 tygodni.


Umarł. rodzice Jasona od razu gdy usłyszeli dziwny ryk w słuchawce posatnowili wrócić .Ale gdy jechali mieli wypadek. Umarli.
A to pech.


Niektórzy przechodnie mówili że wpadli w poślizg. Lecz jedna staruszka ciągle się sprzeczała i mówiła że na drodze widziała białego królika…
Z kolekcji legend miejskich: jedna staruszka upierała się, że widziała narciarza na klatce schodowej. W końcu odwieźli ją do czubków.
Chcieli ominąć białego królika i wpadli w poślizg.
Nie idź za białym królikiem, zostań w matriksie!



Ania i Piotruś


Pewna rodzina kupiła sobie dom na odludziu tuż obok obfitego w drzewa lasu.
Bardzo słusznie. Lasy ubogie w drzewa stwarzają problemy z zaopatrzeniem w opał.


Rodzice prawcowali na nocną zmiane [Nocna Zmiana Prawicy?] w szpitalu więc zostawiali Anie i Piotrusia samych w domu. Pewnej nocy gdy rodzice jak zawsze wyszli do pracy Ania usłyszała jakieś szmery dochodzące z piwnicy. Ponieważ była nieustraszona i ciekawska postanowiła sprawdzić co się tam dzieje.
A nuż to Till tak szmerał.


Piotruś jej nie pozwalał ponieważ miał dopiero 5 latek i bał się sam zostań na górze w domu. Ania powiezdiała mu żeby poszedł z nią i zaczekał przd drzwiami od piwnicy. Dziewczynka powoli i ostrożnie zeszła w podziemia i zaczęła iść w stronę dziwnych szmerów. Gdy byłą już bardzo blisko usłyszała krzyk swojego braciszka ! W tym samym momencie drzwi do piwnicy zatrzasnęły się ze strasznym hukiem. Dziewczyna szybko pobiegła na góre. Jednak nie mogła się wydostać z piwnicy ponieważ drzwi były zabarykadowane czymś od zewnątrz.
Piotrusiem?


Nagle krzyk jej braciszka gwałtownie się urwał i usłyszała jak by kktoś wchodził na górę domu. Dziewczynka postanowiła wyjść przez okienko umieszczona wysoko w ścianie. Niestety nie dosięgnęła więc jako podest ustawiła sobie wielkie worki z psią karmą, którą ponoć Piotruś dokarmiał bezdomne psy (miał 5 lat ale taszczył worki do domu i twierdził że dokarmia psy)
Skoro psy były bezdomne, to po co taszczył karmę do domu?
Urządził tam Punkt Wydawania Karmy.



Ania w pośpiechu wyszła przez malutkie okienko i czem prędzej udała się w strone okna w kuchni. Wgramoliła się do domu.
Wejść jak człowiek - drzwiami nie mogła, bo?
Zakładam, że rodzice zamknęli drzwi, wychodząc do pracy.


Panowała tam strasznie ponura i przerażająca atmosfera.
Na stole leżał czarny chleb, a w dzbanku stygła czarna kawa.
Opętani samotnością...


Dziewczynka zobaczyła ślady krwi na podłodze, które wyglądały jak by ktoś ciągnął po ziemi worek mięsa.
Pewnie przyjechał zaopatrzeniowiec z tamtego pensjonatu.


Była przekonana, że ktoś z zimną krwią zamordował jej braciszka i wciągnął zwłoki na góre do pokoju. Wzięła największy nóż i powoli i po cichu weszła po schodach. Ku jej zdziwieniu na podłodze leżał jakiś obcy mężczyzna z poderżniętym gardłem i zz wbitym tasakiem w głowe.
Ze strzałą w plecach, bełtem w brzuchu i urwanymi na minie nogami.
I odstrzelonym czubkiem prawego ucha.
I ułożony był w napis “Strzeżcie się!”
Szczerzcie się!


Ania usłyszała kroki za plecami. Gwałtownie się odwróciła i zobaczyła, swojego brata ! Uśmiechał się on dziwnie. Był blady i dziwnie spokojny. Podstępny uśmiech powiększał się z sekundy na sekundę.
Zawsze chciał mieć organki, a tatko podarował mu brzytwę.
Szczerzył się jak trzeba.


Dziewczyna zaczęła się cofać. Potknęła się o zwłoki mężczyzny i upadła na ziemie. Piotruś powoli się do niej zbliżał. Wyciągnął zza pleców nóż. Ania nie miała już żadnej drogi ucieczki.
Miała za to inny nóż, i to ten największy, ale zupełnie o nim zapomniała.


W końcu Piotrek ją dopadł i posiekał na drobne kawałeczki.
Gdyż miał taką Wielką Maszynę Do Siekania Zwłok Na Kawałeczki. Inaczej sobie tego nie wyobrażam.


Jej poćwiatowane zwłoki schował do worków po psiej karmie….. Gdy rodzice wrócili z pracy zastali martwego mężczyzne w pokoju u dzieci. Piotruś siedział w kącie w kuchni i cały się trząsł. Opowieział matce co się stało. Dodał również, że Anie uprowadził inny mężczyzna.
Skoro “dodał” to właściwie co im opowiedział?
Że zeszła do piwnicy.


Dopiero po 3 miesiącach rodzice znaleźli rozkładające się zwłoki córki w worku.
Rozkładała się bowiem dyskretnie i bezwonnie.


Znaleźli również inne poćwiartowane dzieci w reszcie worków. Kiedy policja przeszukiwała piwnice odnaleźli przyczynę szmerów w sercu. Była nią mała dziewczynka, której Piotruś nie zdążył poćwiartować.
Związał ją i schował w wielkim kartonowym pudle zapominając o niej zupełnie,
A ona tygodniami szamotała się, szamotała, szamotała…
Nie jadła, nie piła, nawet nie krzyczała, tylko tak: szuszuszu...


to właśnie jej ojciec przyszedł jej szukać i Piotruś go zamordował zaraz przed Anią…… Gdy rodzice wyszli z piwnicy Piotruś ich pozabijał.
Rozumiem, że można mieć jakieś nudne, monotonne hobby, ale przecież są granice.


Niewiadomo jak tego dokonał ale wymordował również trzech policjantów przeszukiwujących piwnice……
Policjanci grzecznie nadstawiali głowy do oderżnięcia. Wszyscy trzej.
Piotruś był prawnukiem pana Podbipięty z Myszykiszek.
Tylko nie rozumiem, jaki związek z tą całą historią miał “obfity w drzewa las”.
W lesie na odludziu zawsze znajdą się jacyś Jaś i Małgosia, których można zwabić do chatki.


Nigdy tego nie udowodnione ale powiadają, że był on dzieckiem szatana………. Od tamtej pory nikt więcej go nie widział……..Strzeżcie się więc bo może być nim każdy……….KONIEC………. (pamiętajcie szatan was obserwuje
I może porwać nim postawicie ostatni nawias w zda
Kurę porwało!


Dama pik


Oto historia napisana przez naszego czytelnika. Mamy nadziej że się wam spodoba i ją skomentujecie ;)  
Postaramy się!


W pewnym miasteczku było więzienie z , którego uciekł bardzo groźny morderca .
Którego nikt specjalnie nie pilnował.
Był mordercą, ale skazali go za kradzież przecinków i złośliwe podrzucanie w innych miejscach.


Charakteryzował się bardzo gęstym owłosieniem na stopach .
W związku z tym, w albumie policyjnym były zdjęcia jego stóp, a nie twarzy.


Morderca nazywał się z tego powodu „Owłosionym Mordercą” .
To był świetny kamuflaż, gdyż łeb miał łysy jak jajko.
Ktokolwiek tak go nazwał, z pewnością nie czytał Tolkiena.
On SIĘ nazywał. Miał takie włochate poczucie humoru.
Oraz kosmate myśli.


W pewnym bloku było mieszkanie , które wynajmowało małżenstwo z dwoma [dwiema!] córkami .Rodzice tego wieczoru szli na spotkanie . Zanim wyszli z mieszkania powiedzieli do swoich dzieci , że nie mają nikomu otwierać i wspomnieli o „Owłosionym Mordercu”.
Mordercu o wielkim sercu.
Jakby przyszedł listonosz, każcie mu najpierw zdjąć buty i podnieść stopę do wizjera.


Mineła godzina po odejściu rodziców gdy dziewczynki usłyszały dzwonek do drzwi . Starsza córka przekonała młodszą , że to tylko bzdura o „Owłosionym Mordercu” . Do mieszkania wszedł wysoki męszczyzna . Wyglądał niewinnie . Zaczął bawić się z dziewczynkami .
Obcy facet wszedł i po prostu zaczął się bawić z dziewczynkami. Aaaaaa...
Skoro wysoki, to przecież nie mógł być hobbit-morderca. Dziewczynki nie wzięły pod uwagę, że mogły trafić na Tuka opitego entową wodą.
A męszczyzna to ktoś, kto przeżywa męki, gdy szcza?
W takim razie był to Mordercu o Zakamieniału Nercu.


Gdy grali w karty najstarszej córce wypadła karta z damą pik . Gdy się schyliła po kartę dostrzegła dziurę w skarpetce , a z niej wystawały długie włosy !
No i widzicie, zwyczaj zdejmowania butów “w gościach” na coś się przydaje!


Krzycząc bobiegła do łazienki . Przebywała tam dwie godziny po czym wreszcie wyszła .
Ach, ten letki makijaż i inne czynności...


Mordercy już nie było . Poszła do pokoju , a tam przed lustrem wisiała jej młodsza siostra , a na lustrze było napisane jej krwią : Uratowała cię dama pik !
I solidny zamek w drzwiach od łazienki.
Tak solidny, że mordercy przez dwie godziny nie udało się go sforsować. Ani wyważyć drzwi.
Nawet nie próbował.


Dlaczego przed lustrem? Na czym powiesił? Przecież wbicie haka w ścianę lub sufit wymaga narzędzi i czasu. I jeszcze jedno: jeśli powiesił, to jakiej krwi użył do pisania?
Może wisiała na własnych jelitach, a przy ich wyciąganiu znalazła się i krew piśmiennicza. Co do czasu - miał przecież dwie godziny!


Dom diabła


Pewnego wieczoru Eliiza wracajac ze szkoly, zobaczyla brame.
Nigdy przedtem tam jej nie było.
Eliiza? To w Estonii było?


Wial z niej cichy chlodny wiatr [z tej bramy wiało?], w uszach szumial glos „CHODZ DO MNIE”. „NIe pójdę!” pomyslala dziewczynka i odwrócila sie. Biegla do domu, bo glos w uszach stawal sie coraz glosniejszy, i jeszcze glsniejszy…Gdy doszla do drzwi domu odglosy ucichly. Weszla do domu. Nic ciekawego sie nie dzialo. Piesek skakal wesolo merdajac ogonem.
Żeby chociaż skakał przez płonące obręcze!


Eliza zastanawiala sie teraz czym mógl byc ten glos. Z ciekawosci postanowila sie tam wybrac. Przestala sie bac, przeciez nie wierzy w takie bzdury o duchach… Poszla. Na miescie bylo ciemno, dokladniej przyjrzala sie gmachom budynku.
Gmachy jednego budynku mnożyły się jej w oczach.
Specjalnie poszła przyglądać się po ciemku.


Ujrzala napisane kreda slowa „TU MIESZKA DIABEŁ” .
Ledwie widoczne spośród różnych “j...ć policję” i “Legia Pany”.
Hasło o diable mogło być zresztą dziełem tych samych autorów. Którym, notabene, prawie nigdy nie chodzi o jedną, konkretną policję, tylko o “policje”.


„Pewnie jakies dzieci wyglupialy sie i tak napisaly”.
Albo studenci wracali nocą z zajęć i się im nudziło.


W tym momencie zrobilo sie jasniej, chmury odsunely sie, ale w uszach dziewczynka uslyszala krzyk, pisk. Zdretwiala ze strachu. Nie poddala sie jednak. Weszla w brame.
Instynkt samozachowawczy: poziom minus tysiąc.


Przeszla przez korytarz,a na samym jego koncu ujrzala wyjscie, do ogrodu. Uslyszala piski i krzyki malych bawiacych sie dzieci. „A jednak nie jest tu strasznie”- pomyslala i poszla dalej. Ujrzala dziewczynki w jej wieku- byly dwie. Skakaly, tanczyly . Jedna miala w reku lalke. Smutna, placzaca. Przez chwile Elizie wydawalo sie, ze lalka prosi o pomoc, ale nie to nie mogłą być prawda.
Nagły atak sceptycyzmu. A w szepczącą bramę to uwierzyła!


Dziewczynki przystanely . Jedna z nich usmiechnela sie. Jednym gestem,sprawila, ze Eliza przyszla do niej. Teraz bawily sie razem. Po krótkim czasie dwie dziewczynki zaprowadzily Elize do domu, na kolacje. Chetnie sie zgodzila, a kiedy przekroczyla próg domu zobaczyla stosy lalek. Wszystkie placzace, wykrzywione. Przestraszyla sie. Do pokoju wszedl ojciec, mial kopyta. Przestraszona dziewczynka juz wiedziala o co chodzi.
To był szewc!!!


Nie bylo drogi ucieczki. Uslyszala tylko jedno „TATUSIU, MAMY NOWA ZABAWKE”, potem obudzila sie wsród innych porzuconych lalek. Zalowala, ze tam przyszla. „Dzieci diabla” pomyslala, a po porcelanowej twarzyczce przeplynely zywe lzy. Lzy czlowiecze…….
Chlip.


Dwa tak strasznie dziwne koty
Koty zawsze są dziwne.  


Była ciemna gwiaździsta noc. Ania tej nocy była sama w domu ponieważ jej rodzice pojechali do pobliskiej miejscowości na wesele.
Sami, co im się będzie smarkula pod nogami plątać.
Nie chcieli narazić jej na demoralizację wskutek słuchania pieśni płodnościowych.


Miała ona w domu dwa kotki które zawsze w nocy hałasowały dlatego Ania czuła się z nimi bezpiecznie.
Już kiedyś linkowałam “Paranormal Cativity” ale dobrego nigdy dość.


[Tu mamy dłuższy fragment o tym, że coś hałasuje, dziewczynka myśli, że to koty, ale koty siedzą przy niej, znów coś hałasuje itd. itd.]


Bała się nawet odwrócić w stronę drzwi. Lecz wyszła z pokoju i cicho stała za drzwiami kuchennymi. Na kafelkach gdzie stała, obok jej stopy zobaczyła małe plamki krwi zaczęła za nimi iść. Na futrynie drzwi zobaczyła powieszonego swojego kotka a na dole jego krwią było napisane : „Gdy zobaczysz ślady krwi nigdy nie idź w ich stronę bo to co się później stanie od twojego czynu zależeć będzie…”
A gdy zobaczysz światełko w tunelu, idź w przeciwną stronę.
Wtedy przynajmniej nie będziesz widziała tego pociągu, gdy będzie cię rozjeżdżał.


Dziewczynka wystraszona wybiegła z domu lecz światło nie działało, wróciła się do domu po latarkę, nie mogła jej znaleźć coś ją tknęło jednak, by zajrzeć jeszcze raz do pokoju… zobaczyła a tam obydwa kotki siedziały na półce tak jak dawniej i się przyglądały jej i zarazem też co chwilę patrzyły w podłogę obok drzwi. Już nie wiedziała który kot jest jej, już nie mogła się nawet nad tym zastanawiać ponieważ była taka zdenerwowana że nie mogła nawet znaleźć latarki… spojrzała ostatni raz w podłogę pod szafą… zobaczyła krew zaczęła się wpatrywać, już chciała iść i spojrzała na kotki dwa jak dawniej siedziały na półce ale na lampie wisiał drugi [raczej już czwarty] na dole było napisane : „Plamy krwi niech nigdy nie przykłówają twojej uwagi, nie zapominaj o sprawach ważnych dla siebie…”
P. S. Słownik ortograficzny jest na drugiej półce od góry.


Dziewczynka wybiegła z domu i od tamtej pory nikt nie wiem kim ona jest kim była i co się jej stało że zamknęła się w sobie…
Wybiegnięcie z domu skutkuje natychmiastową utratą tożsamości.


a jej rodzice nie zjawili się na weseli i nigdy ich nie odnaleziono…     Autor: Juliett
Pewnie nagle uznali, że nie mają ochoty brać udziału w zabawach typu przeciąganie jajka przez nogawkę.


Czarna róża


Pewna kobieta miała trzy córki i nie miała męża(zmarł).
Terefere.


Najstarszą-Magdę, średnią-Iwoną i najmłodszą-Pauliną.
Najstarszą - Magdę biła co dzień średnią Iwoną i najmłodszą Pauliną?


Na Dzień Matki Magda kupiła (w imieniu wszystkich córek) bukiet składający się z dwunastu białych róż i jednej czarnej.
Bukiet składający się z trzynastu róż, w tym jednej czarnej, na Dzień Matki? Dziewczę, prosisz się o kłopoty!
Jeszcze większe?


Bukiet stał w sypialni. Rano Magda miała podcię gardło. Nie żyła.
Bo jakoś trudno jest żyć z podcię-tym gardłem.
Z podcię gardłem. Czymkolwiek ono jest.
Gardło podsiębierne?


Za rok, na Dzień Matki Iwona kupiła taki sam bukiet jak siostra. Bukiet stał w sypialni. Rano Iwona miała podcię gardło. Nie żyła.
Ojej.
Zabił ją straszny demon Kontrol Fał.


Dwa lata po śmierci Magdy na dzień Matki Paulina kupiła bukiet taki sam jak siostry. Jej matka zoriętowala się, że coś jest nie tak.
Trochę czasu jej to zajęło…
Już zaczęła się przyzwyczajać, że co roku ma o jedno dziecko mniej.
Co rok - minus prorok?


Całą noc stała przy łóżku córki. dokładnie o północy z czarnej róży „wyszła” ręka z nożem.
Jak ona się tam zmieściła?
Tak jak rekin-widmo w zlewozmywaku...


Matka ja ucieła. Rano poszły do kwiaciarni, w której Paulina kupiła różę. Dowiedziały się, że właściciel, podczas przycinania czarnych róż przypadkowo ucią sobię ręke która wpadła pomiędzy nie.
Ręka ta miała zwyczaj obcinać także końcówki czasowników. Swoją drogą, kwiaciarz musiał mieć nieziemskie zdolności manualne, skoro obciął sobie tę rękę, w której trzymał nóż.


Zabrakło odważych do włożenia ręki w róze o potwornie wielkich kolcach. co do własciciela, zmarł, zakarzenie.
Zakatarzenie.
Zakorzenienie?



Nawiedzony dom….


Pewna rodzinka wprowadziła się do duzego domu na wzgórzu. Po kilku dniach w nocy słyszeli tam bardzo dziwne odgłosy. Jak by płaczącego dziecka. Odgłos ten był bardzo niewyraźny jak by przytłumiony.
Poduszką.


Małżeństwo coraz bardziej się tego bało. Tim (mąż) postanowił dowiedzieć się więcej na temat tego domu. Idąc ulicą usłyszał, że na tym wzgórzu był kiedyś cmentarz. Poszedł na policje a tam powiedziano mu, że cmantarz wraz z ciałami przeniesiono w inne miejsce.
Bo cmentarz to tylko nagrobki. Ciała zmarłych to jakiś dodatek.
Wkładka mięsna.
Pierożek drewniany, zimnym mięsem nadziewany...


Tim nie dał za wygraną i postanowił poszukać przyczyn.
Praprzyczyn wszystkiego?


Zaczął kopać. Kopał i kopał cały tydzień. Aż w końcu natknął się na mały czarny worek. Otwożył (otwo-żył, czyli przeciął sobie żyły) go a w środku zobaczył pochlastane małe dziecko.
Doprawdy można się pochlastać!



Ciało jeszcze się nie zaczęlo nawet rozkładać więc mężczyzna pomyślał że mord ten musiał odbyć się niedawno.
Będzie ze dwa tygodnie - jeden na zakopanie ciała, drugi na odkopanie.


Zaraz potem stwierdził, że wraz z żoną muszą się stąd jak najprędzej wyprowadzić.
A na policję tym razem nie poszedł.
Byłby pierwszym podejrzanym o pochlastanie.


Wspólnie postanowili, że następnego dnia już ich tutaj nie będzie.
Opkowa wyprowadzka - jest!


W nocy Suzi (żona) usłyszała ponownie płaczące dziecko. Próbowała dobudzić męża ale jej się nie udało.
Spał snem sprawiedliwego. Czyli jak suseł.


Wystraszona podeszłą do okna. W ogródku zauważyła czarną niewyraźną i zniekształconą postać która zakopywała coś w ziemi. Postać ta zwróciłą się ku kobiecie. Ogromne czarne oczy mignęły czerwonym blaskiem. Kobieta zemdlałą stała się.
Histeryczka.


Tim słysząc łomot upadającej żony szybko zerwał się z łużka.
“Łomot Upadającej Żony” - świetna nazwa dla undergroundowej kapeli. Coś jak Szelest Spadających Papierków, tylko ostrzejsza.
I tak jego żona stała się kobietą upadłą.


Wyjżał przez okno ale nic tam nie zobaczył. Nagla coś mocno go ogłuszyło. Już się nie obudził.
Sen śmiertelny go zmorzył.
I noc mu oczy zakryła.
Doch der Abend wirft ein Tuch aufs Land...


Przerażona kobieta wybiegłą jak szalona z domu.
Ona się budzi, mąż śpi. Ona mdleje - mąż się budzi. On umiera, ona ożywa. Huśtawka zdarzeń dla ludzi o stalowych nerwach.


Po kilku minutach biegu wpadłą w ramiona stróża prawa. Był on wysoki i w ciemnych okularach. Kobieta wszystko mu opowiedziała. Przypapdkowym ruchem ręki strąciłą mu z nosa okulary.
Mniemam, że musiała strasznie gestykulować.


W tym czasie jego oczy mignęły czerwonym blaskiem…
Przeciwmgielne włączył, no!



Niewyjaśnione morderstwo…




Kolejna historia. Prawdziwa!!! Anna Roskoszewska, była 18 letnią sierotą. Rok temu poznała Andrzeja i zgodziła się za niego wyjść.
Dżizas, do matury by przynajmniej poczekała...


Była wigilia ich ślubu. Wracała z odległego miasteczka.
Z wieczoru panieńskiego.


Jej rodzice zmarli gdy miała osiem lat. Miała dwóch braci i jedną siostrę. Najstarszy brat od dawna nie dawał znaku życia. Któregoś dnia, gdy żyli jeszcze ich rodzice odszedł z domu i nie wrócił. Młodszy w wieku trzech lat wpadł po wóz, który go zmiażdzył. Siostra Ani zginęła przeddzień swego ślubu w niewyjaśniach…
I od tamtej pory widuje się ją raz w roku w Skiroławkach.


Ania stanęła na mostku i zaczęła wpatrywać się w wodę.
Po wieczorku panieńskim tak szła i szła z miasteczka do domu.


Za nią świecił księżyc i odbijał się w lustrzanej powierzchni mrocznej toni rzeki. Ale oprócz odbić księżyca i Ani, było jeszcze czyjeś odbicie… kobiety w średnim wieku, z ciemnymi włosami spiętymi w kok i poważną, surową twarzą.To była mama Dziewczyny. Anna krzyknęła postać uśmiechnęła się dobrodusznie i pogroziła wskazującym palcem.
Oj titi!


Dziewczyna obróciła się na pięcie lecz nikogo niezauważyła.


Usłyszała za sobą szept: Aniu nie próbuj zmieniać nazwiska!!! Jesteś ostatnią z naszego rodu… Pamiętaj!!! Nie posłuchasz, to będziesz żałować!!! Dziewczyna pamiętała że matka zawsze tak do niej mówiła.
To znaczy, że matka była nieźle zafiksowana na tym punkcie.
Co ciekawsze, musiała w takim razie wiedzieć, że jej najstarszy syn nie żyje.


Po śmierci obu synów zawsze upominał córki [ten matek] że muszą zostać przy tym nazwisku.
Myślę, że “odszedł z domu i nie wrócił” to tylko taka bajeczka, a naprawdę trzeba by dokładnie sprawdzić piwnicę w rodzinnym domu...


Ania uciekła do domu swojego narzeczonego. W nocy śniła jej się mama. Rano opowiedziała wszystko pani Helenie, mamie Radka jej narzeczonego.
A co stało się z Andrzejem, za którego ma wyjść?
To był Andrzej Radek, ten z “Syzyfowych prac”.
Jasne.


Pani Helena pocieszyła ja i zapewniła że to tylko sen. Ale gdy jechała do kościoła zobaczyła tą postać jeszcze raz. Znowu na mostku. Dziewczyna pokręciła przecząco głową. Postać wpadła w furię. Powiedziała o tym Radkowi.
Postać powiedziała, że wpadła w amok?


Ledwo jednak dojechali do zakrętu, a zemdlała.
Chodzi oczywiście o tę marę.


Chwilę póżniej stwierdzono zgon. Zmarła od rany zadanej najprawdopodobniej tasakiem.
Drużbowie musieli być świetnymi lekarzami sądowymi, skoro tak od razu określili narzędzie zbrodni.
Nie widzę przeszkód, żeby lekarz był drużbą.


Przez kogo? Kiedy? Niewiadomo. Jednak pani Helena upierała się że widziała na drugim brzegu kobietę w średnim wieku która trzymała zakrwawiony tasak i zwijała się ze śmiechu, a chwilę póżniej rozpłynęla sie w powietrzu…
Analizatorzy biorą zakrwawione tasaki i idą szukać logiki. Upiornej matce tak zależało na tym, aby przetrwało nazwisko rodowe, że zabiła ostatnią córkę.
Natomiast ani upiorzycy, ani jej córce nie przyszło do głowy, że przecież ślub nie musi oznaczać automatycznie zmiany nazwiska...
Taki Paul Landers przyjął nazwisko żony, na przykład.
Albo weźmy małżeństwo Dzikowskiej i Halika.


Okrutny mord-opowiadanie


Monika wracała właśnie od swojej siostry Agi która mieszkała 2 dzielnice dalej. Zamyślona nawet nie zauważyła tajemniczego mężczyzny idącego za nią już od bloku Agi. Cały czas dręczyła ją myśl jak Tomek chłopak jej siostry mógł zostawić Agę godzinę po tym jak urodziła jego dziecko.
Świnia, powinien był odczekać trzy godziny.


Nagle Monika poczuła zimny powiew na karku i niezdarnie tłumiony odgłos kroków.
Czy chodzi o buty niezdarnie owinięte szmatami?


Odwróciła się, w tej okolicy grasowała szajka napadająca na osoby zapuszczające się tu po zmroku.
I dlatego Monika tamtędy wracała.
Lubi czuć na karku kosmaty dotyk przerażenia.


Ale to nie był bandyta… … to był Tomek. Rozchylił czarny płaszcz który miał na sobie
To nie był bandyta, lecz ekshibicjonista.
Tomasz, ach Tomasz
ach powiedz skąd ty to masz!


i wyciągnął z jego wewnętrznej kieszeni myśliwski nóż o połyskującym niebezpiecznie ostrzu.
To nie błysk jest niebezpieczny, to cięcie.


Monika krzyknęła ale nikt nie słyszał. Tomek zaciągnął ją w pobliskie krzaki. Dziewczyna nie mogła się bronić . Powolnym ruchem wbił nóż w jej brzuch. Kolejnym ruchem przeciągnął go dalej i głębiej. Krew zaczęła sączyć się z rany cienkimi stróżkami.
Jak wezmę toporek...


Dziewczyna umierała w męczarniach. Kiedy Tomek upewnił się że nie ma nikogo w okolicy,
Jak ją filetował, nie uznał za konieczne tego sprawdzić.


pochylił się nad ciepłym jeszcze ciałem i zaczął pić jej krew.
Zarzynanie ludzi jeszcze należało do zachowań akceptowanych w tej okolicy, picie krwi już niekoniecznie.



Po to żeby przeżyć!!! Był wampirem…………………… ..
Ale takim bez zębów, dlatego musiał użyć noża (a kropki pokazują, że taaaak się rozbryznęło!).
Był na diecie, lekarz zabronił mu pić prosto z żył.


12 lat później jego syn krążył tą uliczką w poszukiwaniu swej ofiary. Później wypije jej krew tam gdzie można zobaczyć gdzie niegdzie nie zmytą przez deszcz krew jego ciotki.
Z tego wynika, że wampiry stołują się w tych samych miejscach, na podobieństwo psów obsikujących ten sam obiekt.
I że cholernie rzadko tam pada.
Oj, pada, pada, ino na sucho!




Straszna śmierć…


Pewnego dnia gdy byłam sama w domu znalazłam pod drzwiami pozostawioną paczkę. Okazało się, że to pudełko z puzzlami. Nie myślałam o tym i zostawiłam paczkę tak jak była.
Przewróciło się, niech leży…
Zapakowane były te puzzle w przezroczyste opakowanie, skoro nie biorąc paczki wiedziała, co w niej jest?
Poznała po grzechocie.


Później, w nocy, kiedy byłam już w łóżku usłyszałam hałas za oknem. Przestraszona, postanowiłam ułożyć dziwne puzzle żeby upiorne hałasy zostawiły mnie w spokoju.
Istnieje jak najbardziej logiczny związek między hałasami zza okna a układaniem puzzli, nie wiedzieliście?
Jak zajmie czymś umysł, to nie będzie słyszeć hałasów, to oczywiste.
Znaczy co, poszła otworzyć drzwi i zabrać tę paczkę?


Kiedy układałam je, zrozumiałam, że przedstawiają moją sypialnię. Przestraszyłam się, jednak z ciekawości składałam je nadal, dopóki nie ujrzałam siebie na tych puzzlach, układającej puzzle, a za oknem stał szczupły, ciemny mężczyzna z nożem!
I czekał… czekał… czekał...


Totalnie zszokowana powoli obejrzałam się i spojrzałam na oknp, a tam był mężczyzna z puzzli i patrzył na mnie! Krzyczałam tak głośno jak tylko mogłam i pobiegłam na korytarz aby powiedzieć mamie co się stało. Mama zignorowała mnie, jakbym była niewidzialna albo co. I wtedy dotarło do mnie że ona NIE MOŻE mnie zobaczyć.
Dobła dobła, chciała mieć chwilę spokoju od małej histeryczki.


Przerażona wybiegłam z domu chciałam zapalić światło aby zejść ze schodów ale nie działało. Tylko śwatło księżyca świciło jasnym światłem i w tym momęcie poczułam ostrze na swoim brzuchu…Było tak ciemno że widziałam tylko sylwetkę mężczyzny który stał przedemną i z szyderczym uśmiechem powiedział do mnie : „Czasami warto wierzyć w sprawy dla nas niebanalne…”
Albo to kolejny aforyzm Coelho, albo tak niebanalny bełkot, że aż ociera się o mądrość starego, jakuckiego przysłowia.
Przytoczysz?


i wbił mi ostrze w brzuchczułam jak wolnym ruchm ręki przesuwa je coraz dalej i głębiej nie mogłam nic zrobić… Z jednej strony byłam spokojna a z drugiej… moja odbytnica wrzeszczała “Ratunku!!!”
Mężczyzna wyjął ostrze z mojego ciała i pobegł w ciemnościach schodami w dół. Ja jako była umierająca wróciłam do domu i ostatnie słowa jekie wypowiedziałam brzmiały ” Kocham was i zawsze ochałam, och, och, och!!!…, nie zapomnijcie o mnie…” Author: Juliett




WIEDŹMA


Ta straszliwa historia wydarzyła się naprawdę w roku 1995.Opowiada ona o trójce studentów:Heiczer, Joszu i Miku, którzy postanowili sprawdzić czy legendarna wiedźma z Bler istnieje.
Pytanie za sto punktów: wariacją jakiego imienia jest “Heiczer”?
Ja wiem, ale nie powiem.


Podobno wiedźma zabijała dzieci w dziwnych okolicznościach w pobliżu lasu Blaurvisswile.Ostatnim razem zabiła 7dzieci, a było to w roku 1268.Ludzie niechętnie chcą o tym mówić ,do dziś wszyscy się boją.
Najstarsi Indianie drżą ze strachu, gdy o tym opowiadają.
A archeolodzy, którzy znaleźli kości ofiar, zapili się z przerażenia.


Tylko jedna osoba widziała wiedźme.Mówiła że wyglądała okropnie.Całe ciało miała porośnięte końskim włosiem, twarz miała całą w bliznach a na ramionach miała zarzucony szal.
Equestria Girl w morderczym szale. A właściwie szalu.


Wyruszyli razem do lasu, i wędrowali całymi dniami.Zmęczeni drogą rozłożyli namiot.Przaspali całą noc.
Przesapali?
Do rana!


Kiedy się obudzili przed namiotem lerzało 7 kupek kamieni.
To wystraszyło całą trójkę.
A zza tych kupek groźnie spoglądał Wielki Byk Ortograficzny, który już puszczał parę z pyska.


Mieli mapę.Szli 11 godzin i doszli do miejsca, gdzie na gałęziach porozwieszane były laleczki WUDU.
Wojewódzkiego Urzędu Dostarczania Upierdliwości.


To przeraziło ich doszczętnie.Połorzyli się spać.
Tylko niech potem nie mówią, że nie zmrużyli oka aż do rana!


W nocy obudził ich płacz dziecka ( nikt nie wiedział o ich wyjściu do lasu gdyby ktoś wiedział, to obudziłby ich śmiech świnki morskiej ) i coś nagle zwaliło się na ich namiot.
To był zaspany łoś.


Wszyscy wybiegli a na zewnątrz nikogo nie było.Wszyscy poszli spać.
Bo o co się zamartwiać?
Najwyraźniej wszyscy troje cierpieli na narkolepsję lękową: zasypiają z przerażenia.


Kiedy się obudzili zobaczyli że Josz zginął z namiotu.Kiedy Heiczer chciała wziąść mapę dopiero wtedy spostrzegła że jej nie ma.
Ale to nie Hejczer zniknęła, prawda?


Po całym dniu poszukiwań przed namiotem znaleźli zawinięte w koszule palec serce i język Josza.
Cały dzień szukali mapy, a dopiero wieczorem zdumieli się na widok zakrwawionego tobołka, leżącego przy wejściu do namiotu.
Ale skąd wiedzieli, że ten palec, serce i język to Josza? Miał na języku jakieś bardzo charakterystyczne pypcie?
Może Heiczer była w stanie rozpoznać…
Kuro, jesteś frywolna!!!
Z palcem to akurat prosta sprawa - linie papilarne.
Zwłaszcza na wycieczce pod namiotem :-P


Wtedy załamali się psychicznie.W nocy ktoś zaczął wołać głosem Josza.
Znaleźli podroby z kolegi i mimo to jeszcze zostali tam na noc?!
Może lubili podroby.


Wtedy wybiegli z namiotu i dobiegli do starego domu.
Który akurat uprzejmie się tam znalazł.


A tam na ścianach były poodciskane krwią dziecinne rączki.Nagle kobieta została sama.Zeszła w dół ( a to wszystko było kamerowane a duch kamery unosił się ponad planem) i zobaczyła osobe lerzącą [wiecie co? Podoba mi się ta konsekwencja w pisaniu “leżeć” przez rz] na ziemi a przy niej drugą,rzuciła kamerą i….tyle wiemy o ich losach.Policja wszczęła poszykiwania.
Z szykiem, panowie, z szykiem!


Do dzis nie odnaleziono ich ciał znaleziono tylko materiał filmowy o nich. Wiedźma z Bler istnieje do dziś może przemieszczać sę gdzie chce, kto wie może dzisiejszej nocy przyjdzie do ciebie…..
Wrzucenie w wyszukiwarkę nazwy “Blaurvisswile” pokazało, że ta historyjka jest opublikowana na piętnastu różnych blogach ze strasznymi historyjkami. Ciekawe, jak tam z prawami aŁtorskimi.
W ogóle, to jest streszczenie filmu. A straszne historyjki mają to do siebie, że mnożą się metodą kopiuj-wklej.



Opowiadanie „Zaginoina”
Zagnojona?




Oto historia, która przydarzyła się naprawdę mnie i moim przyjaciółkom: Sarze i śp. Justynie. Chciałaby, żeby została umieszczona na Waszym blogu :) Pozdrawiam serdecznie.


——————————————————————————


W Łodzi (nie podam dokłądnej lokalizacji) na poboczu stoi duży, opuszczony dom z cegły.
Proszę bardzo, lokalizacji do wyboru, do koloru.
Ale chyba niewiele z nich stoi na poboczu. Jeszcze nie daj Bór to pobocze autostrady - i co zrobimy?


Ludzie z pobliskich domów twierdzą, jakoby był on nawiedzony. Razem z koleżankami: Sarą i Justyną postanowiłyśmy popytać tych ludzi o jakieś szczegóły, gdyż byłyśmy tym zainteresowane. Pewna pani powiedziała, że kiedyś w oknie około 23:50 paliła papierosa, gdy zobaczyła, że w Tamtym domu sama zamyka się stara okiennica.
Ależ te ludzie strachliwe, byle wiatr powieje, a oni już widzą duchy.


Z kolei starszy pan (już po 80-tce) opowiedział nam, że kiedy był jeszcze chłopcem w wieku przedszkolnym, w owym domu mieszkała rodzina. Małżeństwo z trójką dzieci, ale także siostra kobiety. Między siostrami wiele razy dochodziło do sporów. Najczęściej ich powodem była chorobliwa zazdrość tej drugiej o szczęśliwą rodzinę pierwszej. Pewnej nocy, po najgłośniejszej i chyba, zdaniem opowiadającego, najpoważniejszej kłótni, z domu dochodziły sąsiadów rozdzierające krzyki i jęki.
Widać, że po awanturze lokatorzy godzili się z przytupem i fasonem.



Od tamtej pory każdy, kto próbował wejść tam w jakikolwiek sposób w ciągu dnia, zastawał zatrzaśnięte drzwi i okna. Nie dało rady także ich wyważyć, choć były z drewna. Tylko w nocy drzwi okazywały posłuszeństwo. Jednak każdy, kto tam wszedł – od policjantów, przez zaniepokojonych sąsiadów po bezdomnych szukających ciepła – znikał bez śladu.
Po pierwszych pięćdziesięciu zaginięciach ludzie zaczęli podejrzewać, że coś tu jednak nie gra.


Nikt nie potrafił tego wyjaśnić. Mnie i Sarze jednak się udało. I ja i Sara byłyśmy chrześcijankami i nie kpiłyśmy ze swojej wiary. Natomiast Justyna – choć miła, sympatyczna i z poczuciem humoru – nie wierzyła w Boga.
Czyli także nie kpiła ze swojej wiary.


Pochodziła z pogańskiej rodziny.
Ciekawa jestem, czy autorka miała w tym momencie na myśli faktycznie pogan, czy - jak to się w Polsce utarło - ateistów.
Gdyby miała na imię Żywia, albo Dziwa, to by sugerowało pierwszą opcję, ale zakładam, że chodziło o ateistów.


Pewnego wieczoru ja, Sara i Justyna siedziałyśmy u mnie domu, gadałyśmy i śmiałyśmy się. Nagle Justyna wpadła na pomysł, żebyśmy przeszły się do tegoż podobno nawiedzonego domu. Ja i Sara zgodziłyśmy się, a ponieważ miałam dość niedaleko, wybrałyśmy się piechotą. Dochodziła północ, gdy dotarłyśmy pod drzwi domu. Sara nacisnęła klamkę i pchnęła drzwi.
Nie zauważywszy napisu “CIĄGNĄĆ”.



Zaskrzypiały przeraźliwie, aż dostałam dreszczy, i otworzyły się. Włączyłyśmy latarki. W środku panowały egipskie ciemności. Raz po raz podskakiwałam, bo światło mojej latarki odsłaniało spowite pajęczyną obrazy ludzi o upiornych twarzach,
na przykład takie:


czy jakieś koszmarnie wygięte przedmioty. Nagle Sara podskoczyła i krzyknęła. Razem z Justyną spojrzałyśmy na nią – stała wygięta w jakiejś dziwnej pozycji. Była bardzo blada. – Dziewczyny… – wychrypiała przerażona – zróbcie coś, nie mogę się ruszyć, jest mi zimno…! Obie z Justyną zaczęłyśmy ją szarpać.
I potrząsać jak szczurem.
Po prostu ją pogięło.


Muszę dodać, że przez cały czas od wejścia do tego domu modliłam się. Ale wracajmy do historii. W końcu Sara odzyskała władzę nad ciałem. – Uff…dzięki, dziewczyny… – zdążyła powiedzieć, zanim dom wypełnił rozdzierający, przerażający krzyk Justyny. Rozejrzałyśmy się nerwowo. Zaczęłam głośno się modlić, Sara razem ze mną. Justyny nigdzie nie było…
Poleciała do świętego gaju, modlić się do bóstw słowiańskich.


Uciekłyśmy z domu, ile sił w nogach i pognałyśmy do pierwszego lepszego domu… Tydzień potem po Justynie nie było ani śladu.
Oczywiście padło na pogankę.



Szukała jej policja, przyjaciele jej rodziny, ludzie z okolic strasznego domu… Nic, tak, jakby rozpłynęła się w powietrzu. Miesiąc później rozmawiałam z Sarą w jej domu. Dowiedziałam się, że Sara też modliła się w domu, ale nagle dostrzegła jkiś dziwny cień na ścianie oświetlonej jej latarką i przestała…
Modliła się przy latarce? Ale dlaczego, prąd w domu wysiadł?


Wtedy zostałą sparaliżowana.
Ot, pokarało ją za “lenistwo w służbie bożej” (jak mawiała moja babcia).


Justyny nigdy nie odnaleziono, ale zdażyło się coś gorszego: pół roku po tym strasznym wydarzeniu pod oknem Tego Domu znaleziono.. uciętą dłoń.
Mnie zaś bardziej ciekawi, czy paraliż Sary ustąpił, czy już tak biedaczce zostało...



Po pierścionku z czterolistną koniczynką poznałąm, że należała do Justyny…
Emblemat ewidentnie pogański, chrześcijańska koniczynka miałaby trzy liście, jak u św. Patryka.
Khę… policja publikowała zdjęcia odnalezionej dłoni, pytając “ktokolwiek widział, ktokolwiek wie”?
Może nawet chodzili od drzwi do drzwi pokazując nadgniłe znalezisko i pytając, czy ktoś tej ręki aby nie rozpoznaje.


Ta historia wydarzyła się naprawdę, parę lat temu, a kto w nią nie wierzy… jego sprawa. PS. Dom nadal stoi w tym samym miejscu, ale po odnalezieniu dłoni Justyny już nikt nie ma odwagi tam wejść
Cytuję: “Nikt nie potrafił tego wyjaśnić. Mnie i Sarze jednak się udało.”. No to gdzie to wyjaśnienie?


                                                                                      


Zgubiony czas?…


15 września 2000 roku o godz. 22.00 państwo K., mieszkańcy jednego w podwarszawskich osiedli, szykowali się do obejrzenia w TVN ich ulubionego programu „Nie do wiary”. Do rozpoczęcia pozostały zaledwie dwie minuty, już ukazała się plansza zapowiadająca program, i małżonkowie szybko pobiegli do kuchni zalać wrzącą wodą kawę, już wsypaną do szklanek.
Zalewajka w szklance, starym, dobrym PRL-owskim zwyczajem… A takie metalowe koszyczki na szklanki mieli?
Kawa o dwudziestej drugiej? Nie usną...


Zalanie kawy trwało może minutę, może dwie. Państwo K. pośpiesznie wrócili do pokoju, po to tylko, by usłyszeć, jak prezenter zza kadru zaprasza na kolejne „Nie do wiary” za tydzień. Z początku pomyśleli, że program został odwołany. Poruszeni, zadzwonili do studia TVN, z pytaniem – dlaczego?
Paczciepaństwo, a ja, jak mi coś pochachmęcą z programem, najwyżej ponarzekam w zaciszu domowym, a może powinnam od razu dzwonić do studia?


I tu się dowiedzieli, że przecież program został nadany – skończył się o 23.10. Państwo K. dopiero teraz, całkiem oszołomieni, spojrzeli na zegar. Rzeczywiście, było już po 23. A przecież daliby sobie głowy uciąć, że zalanie gotującą się już wodą dwóch szklanek kawy nie zajęło im godziny!
W sumie dwóch minut też by im to nie zajęło.
Niech się zdiagnozują, czy nie mają nerwicy natręctw. Ona niewiarygodnie rozciąga w czasie najprostsze czynności.


Gdzie się więc podział brakujący czas? Przeskoczył jak igła na porysowanej płycie analogowej? Ale prawdziwe cuda zaczęły się dziać dopiero teraz…
I na tym się skończyło? A akurat to opowiadanko mi się spodobało :)
Niestety, też szukałam dalszej części i nie znalazłam. Uznajmy, że państwo K. wyruszyli w poszukiwaniu utraconego czasu i zaginęli bez wieści...


Z zakurzonego strychu nawiedzonego domu odziedziczonego na wynajem pozdrawiają: Kura przyozdobiona girlandą dymiących flaków,  Gabrielle siekająca mięso na pyszne posiłki,  Dzidka z okrwawionym toporem w ręku, Jasza dzwoniący łańcuchami i Babatunde Wolaka cały od krwi tętniczej.


a Maskotek w proteście antyhalołinowym umieszcza sobie na Facebooku swojego patrona jako avatar.

(a święty Han naprawdę istnieje! A nawet jest ich dwoje)