czwartek, 24 grudnia 2015

304. Czemu mnie już nie kochasz, czyli Ostatnia Bitwa (Wojna Rodzin 4/4)

Drodzy czytelnicy!
Kładziemy Wam dziś pod choinkę ostatnią część przygód Węży, Szczurów i Gryfów. Ponieważ ostatnio mieliśmy z tym opkiem do czynienia dość dawno, na początek małe przypomnienie, kto jest kim:

Nazir - młody buntownik z rodu Węża. Ze swymi ludźmi wymordował niemal wszystkich członków rodu Wilka, za co został uwięziony i skazany na śmierć. Uwolnił się jednak, zabił własnego ojca i stanął na czele rebelianckiej armii.

Ocarian - przywódca rodu Szczurów. W pierwszej części ewidentnie podkochiwał się w Nazirze, zachowując się przy tym jak rasowy ukeś, ale potem odmieniło mu się i ożenił się z niejaką Arią (a król Kanir wyprawił im wielkie, składkowe weselisko).

Airen - wnuk króla; ścigał Nazira, co źle się dla niego skończyło.

Aron i Aran - bracia bliźniacy z gwardii Nazira. Trudno powiedzieć, który z nich jest prawdziwy, a który jest tylko literówką.

Indżojcie!

Analizują: Sineira, Jasza i Kura.



Rozdział XIV
„Dziwne… spotkania…”
Czyta Lord Vader, bo Krystyna Czubówna jest na urlopie.

Łyżeczka odbiła się echem od jednego z przewróconych krzeseł.
*podejrzliwie przygląda się łyżeczce* O kurczę, a moja ma tylko trzonek i miseczkę!
Nic ino magia.

Airen wciąż wrzeszczał nad straconym okiem, czując ogromny ból zwijał się w stanie zbliżonej agonii.
Do czego zbliżonej? Do orgazmu?
Aaaa, to dlatego orgazm nazywa się “małą śmiercią”!
Agonii zbliżonej do echa? Do półmiska, a może zbliżonej do łyżeczki?!

W tym samym momencie, do Sali wszedł Ocarian. Zielonowłosy natychmiast kazał wyjść Aronowi wraz z Airenem, i już po chwili byli sami.
Gryf musiał być dosłownie ciągnięty do innego wyjścia. Wąż z niedowierzaniem zrobił kilka kroków w stronę przyjaciela, który twarz miał nie bardziej zdziwioną co (niż!) on sam.
- Nazir…?
- Już nie darzysz mnie taką miłością jak dawniej...
– zaczął tak płaczliwym i cichym tonem, jakiego nikt wcześniej nie słyszał. – Nazir… - powtórzył robiąc krok do przodu.
- Nazir, dlaczego trzymasz na stole oko w kuflu?

- Nie spodziewałem się ciebie… - przyznał dość szczerze. – (Dość) Szczerze nie spodziewałem się ciebie zobaczyć do końca mojego życia…
Szczerze przyznał szczerze szczerząc się.
A to szczeżuja.

- Ocarian wtulił się w zielonowłosego, który wpierw zdezorientowany nic nie zrobił. Dopiero po chwili go odepchnął i spoliczkował. – bo czekałem na śmierć! Tą (tę) samą na którą mnie skazałeś wraz z Gryfami!
Pierwsze słyszę, że razem z Nazirem miały być stracone jakieś Gryfy.

Ocarian złapał się za swój policzek [przez chwilę miał zamiar złapać za czyjś, ale doszedł do wniosku, że Nazir nie ma ochoty na puci-puci bobasku] i padł na kolana. Zaczął płakać.
- Ja… ja nie chciałem…
- Nie chciałeś! To czemu mnie zdradziłeś!
- Byłem pijany… - kompletnie zapłakany Ocarian, któremu po drodze urwało od orzeczenia, pociągnął nosem i przełknął smarki.
A zdrada po pijanemu się nie liczy, nie wiesz o tym?

- Pijany…? – zapytał przypadkowy przechodzień tak sarkastycznie jak potrafił. – I co! Może jeszcze zrobiłeś komuś dziecko!?
Blondyn odwrócił głowę z lekkim rumieńcem.
- T…tak… - odpowiedział. Zielonowłosy kompletnie zaniemówił. Spojrzał z niedowierzaniem na dawnego przyjaciela.
- Spodziewasz się dziecka…?
Ocarian delikatnie ujął dłoń Nazira i przyłożył ją sobie do brzucha. - Dotknij, to już czwarty miesiąc.
Pisaku, no WEŚ, tylko bez mpregów!

- Co więcej, ożeniłem się… ale nie przyszedłem tu dlatego.
- To czemu!? – wąż ścisnął jego policzki, podnosząc go w górę. Po chwili go puścił i usiadł, wskazując mu miejsce ręką. Blondyn skrzywił się, ale usiadł.
Bardzo ostrożnie, bo na krześle nie było poduszki, a od konnej jazdy dupa go bolała srodze.
Nie zapominajmy, że młody Szczur w całym królestwie znany był jako Ocarian o Delikatnym Tyłku.

- Airen chciał wydać na ciebie wyrok śmierci.
Przecież, do stu tysięcy fur śledzi, wyrok już dawno został wydany przez króla!
Może Ocarianowi TEŻ pomerdała się władza ustawodawcza z wykonawczą…

Jego ludzie przecięli mi nogę na pół. – Nazir jak tak pomyślał, to rzeczywiście wydawało mu się że ten kuleje.
– Gonie go od cytadeli, z królewskim nakazem. Chciałem tym razem cię obronić… jak to ty zawsze robiłeś ze mną – ostatnie zdanie dodał ciszej.
Jakoś tego nie zauważyliśmy, ale wierzymy ci na słowo.

- Jak widzisz… - Nazir przytulił gnijącego trupa obok. - … radze sobie świetnie, i bez ciebie. Airen nic mi nie zrobi, to co tu jeszcze robisz?
- Ja… chce żebyś mi przebaczył! – krzyknął, na co jego rozmówca się zaśmiał.
vladimir-putin-laughing.gif

- „Chcesz” – mocno zaakcentował wyraz – I to jeszcze czego.
- Zawsze mnie broniłeś… zawsze przy mnie byłeś… choćby nie wiem co… a teraz…? Nazir, co się z tobą dzieje!? – znów przemawiał przez grube warstwy łez.
Łzy Ocka miały właściwości podobne do laki, dlatego Nazir przez wiele lat trzymał się blisko niego i pilnował, by skapywały na puzderka, tace, grzebienie i biżuterię, które potem sprzedawał z wielkim zyskiem.
Zakraplał mu też oczy różnokolorowymi substancjami, aby zasychające grube warstwy łez tworzyły piękne minerały - w ten sposób Nazir wynalazł naturalny fordyt ;)

- Co ze MNĄ się dzieje?! Miewam się świetnie. Oprócz tego że ktoś, kto był mi bliski jak brat mnie zdradził! Więc powiedz mi jak mam się czuć!
Czuj się tak wspaniale, jak wtedy, gdy wymordowałeś ród Wilka.

Pisaku, nie opisujesz bezgrzesznego kwiatuszka, niesprawiedliwie skazanego na rok aresztu domowego, ale faceta, który wymordował ¼ arystokracji.
Ocarian też nie popisuje się inteligencją, najpierw wsadził gościa do więzienia, a potem “czemu już mnie nie kochasz?!”.

– to co zrobił teraz Nazir było czymś dziwnym nie tylko dla niego, ale pewnie i dla każdej osoby która by teraz stała obok nich.
Dla narratora też, dlatego chwilowo zgłupiał i przestał być wszechwiedzący.

Nazir płakał. Sam z niedowierzaniem dotknął swojego mokrego policzka. Podszedł do Ocariana i wtulił jego głowę w swoją pierś, łkając tuż nad nim. Blondyn wtulił się w Nazira robiąc dokładnie to samo co on.
A Nazir się cieszył, że niebawem będzie mógł przyszpanować lakowanym napierśnikiem.

        W cytadeli królewskiej, każdego szlachcica pilnowało kilku strażników. Wszyscy byli zdenerwowani.
Nie dziwota, skoro musieli robić za niańki zamiast, jak zwykle, grać w kości po kątach.
O, to mieli lepiej niż w tym miasteczku, w którym “na każdego mieszkańca jeden szeryf przypadał”.

Nie dość że przed chwilą walkę prowadziły Gryfy ze Szczurami, to jeszcze rozniosła się wieść o śmierci Lurda. Aria w obawie o potomka, wraz z kilkoma gwardzistami.
…szukała zagubionego orzeczenia.

Starała się uspokoić, siedząc na (przystosowanych pod tyłek Ocariana) krzesłach.
I nagle… Nagle jej całe jestestwo przeszyła myśl genialna, a nad głową rozbłysnął kandelabr oświecenia, albowiem zrozumiała, że produkcja takich krzeseł to biznes stulecia. Zerwała się przeto z miejsca i pognała do króla, aby błagać go o wyłączność na dystrybucję Zgoła Niemagicznych Krzeseł Miękkiego Siedzenia.

Hm, jeśli ona wraz z kilkoma gwardzistami uspokajała się na miękkich, wyściełanych poduszkami krzesłach… to jednak doradzałabym uspokajać się na kanapie.

Starała się wyciszyć, zaczytując się w kolejną książkę (zaczytując się kolejną książką), jaką przyniesiono dla niej z królewskich zbiorów. Nie były to jakieś książki wojenne, polityczne ani strategiczne, lecz normalne nowele.
Król kolekcjonował Harlequiny i rozwlekłe skandynawskie sagi rodzinne.
Aria nie czytywała powieści, bo te były długie i nudne, ale nowele - to tak w sam raz (kiedyś tylko wkurzyła się, jak jej przynieśli “Naszą szkapę” i “Janka Muzykanta”).

Zdarzało się jej jeszcze pośmiać, mimo zmartwienia o męża. Do pokoju, praktycznie bez pukania wszedł król, nie był wesoły jak zwykle.
Tak, tak. Bo królowie najpierw dyskretnie pukają w drzwi komnat swoich zamków, a potem cicho wchodzą.
Pisaku, jeśli nie stworzyłeś innego świata niż nigdy-nigdy-ale-jednak-średniowiecze, to trzymaj się zasad rządzących dworem królewskim. Król najpierw wysyła posłańca (pazia) z wiadomością, że chce odwiedzić żonę krewnego w jej komnacie.

Król płacze. Ciach.


        Zaledwie godzinę później rozeszły się po cytadeli trąby,
Jedna w prawo, druga w lewo, a trzecia za nimi.
- O zaraza, znów potknąłem się o jakąś łażącą trąbę! - Zaklął strażnik,  idący ciemnym korytarzem do kordegardy.
To nie były trąby, to były gigantyczne pierwotniaki.

sygnalizujące powrót jednostek. Aria zerwała się z krzesła. Miała cichą nadzieje, że to jej mąż wraca. Spojrzała przez okno, ale zobaczyła tylko około pięćdziesięciu konnych z jej nabytym drogą kupna herbem Szczura, gdzieś koło dwudziestu związanych w pęczki piechurów i ku jej zdziwieniu, na jednym koniu było dwóch dwunastoletnich chłopców, a za nimi wóz z jakimś grubszym mężczyzną. Nigdzie nie widziała Ocariana.
Chłopcy byli w promocji (“Kup dwóch w cenie jednego!”), a mężczyznę dorzucono gratis.

Kanir wyszedł na przywitanie kawalerii. Jeden z rycerzy Szczura zeskoczył z konia i skłonił się przed obliczem króla. Ten obejrzał całą karawanę i spojrzała na mężczyznę w pełnej, płytowej zbroi.
Nagła zamiana płci - atak pierwszy.

- Gdzie twój pan, i reszta wojska?
- Mój pan wraz połową chorągwi wyruszyła za Anirem.
Nagła zamiana płci - atak drugi. Robi się niebezpiecznie.
Hu de fak is Anir???

My z jego rozkazem przywieźliśmy wszystkich pojmanych w mennicy.
Rozkaz był na piśmie, w dodatku na wielkiej płachcie pergaminu, dlatego musiał zostać przywieziony razem z pojmanymi.

- No właśnie, co tam się działo? Gdzie jest Julin!
- Tutaj bracie… - wyszedł przed szereg związanych ludzi. Popatrzył na zbrojnych pełnym nienawiści wzrokiem. – Ci ludzie mnie aresztowali!
- Co to ma znaczyć!? – oburzył się król, ale rycerz od razu go uspokoił. – Julin de Colo, przyjął łapówkę z rąk Artura de Volpe w imieniu Nazira… - odetchnął i zdjął hełm ukazując swoje spokojne lice.
Nie dość, że przyjął łapówkę w imieniu Nazira, to na dodatek mu tej forsy nie przekazał, złodziej jeden!
A Narrator Wszechwiedzący polatywał nad nimi wszystkimi i sypał informacjami, jakby go sam Borewicz przesłuchiwał. O ile pamiętam bitwę w mennicy, to o zdradzie Julina nie miał pojęcia nikt oprócz de Volpe’a (który zginął).

– Celem łapówki było przejęcie mennicy, jeszcze nie wiemy w jakim celu…
W celu przejęcia, to oczywiste.

- Co to ma znaczyć! – odwrócił się w stronę brata. – Straże do lochu z nim!
Za karę, dla towarzystwa, czy żeby go lepiej pilnować?

A reszta? – zwrócił się znów do zbrojnego.
- To są ludzie Airena i Artura de Volpe. Oraz postronny Michał z herbu Knura i Harp, dawny giermek Wilka.
- Dobrze… a gdzie ten cały Artur?
- No, już nie jest cały.
- Ocarian kazał go zabić. Jego zwłoki przywieźliśmy wraz z ojcem pana Michała.
Ale po co?
Tłusty był, na pieczeń się nada.

Król zdziwił się (bo też nie wiedział, po co), ale próbował tego nie okazywać. Podszedł do chłopców i przyjrzał im się. Na widok giermka zrobiło mu się żal tamtej rodziny, ale gdy jego tęczówki zastygły na Michale, coś go ukuło.
Jakaś orgia metaloplastyki się tam odbywa. Tęczówki spływają jak zegary na obrazach Dalego, a król został ukuty z bliżej nieokreślonego metalu przez tajemne szujstwo. Pisaku, dobrze Ci radzę, odstaw ayahuaskę.

Gdzieś widział podobnych do niego, ale nie mógł sobie przypomnieć gdzie. Westchnął rozżalony.
Też byście byli rozżaleni na jego miejscu. Skleroza to przykra sprawa.


- Rycerze, możecie się rozejść. Gwardia! Ludzi Artura wysłać do lochów, dowiedzieć się wszystkiego. A Gryfy puścić. One raczej nikomu nie winne… raczej… - powtórzył pod nosem i złapał chłopców za plecy, lekko ich popychając.

Rozdział XV
„Szczurza noga chorągwią jeździecka”
Armia Radziecka z tobą od dziecka.


        Nazir po kilkunastu minutach odepchnął znowu głowę blondyna.
Dopiero po kilkunastu minutach… Hm.

Ten spojrzał na niego niczym zbity pies. Zielonowłosy przetarł łzy [ściereczką] i znów usiadł, tym razem obok Ocariana. Spojrzał na odrażające otoczenie, po czym wrócił na Szczura (sic!), zatapiając się w jego niebieskich tęczówkach.
Tym razem to nie Miazmat, tym razem to Pisak!
Poczekaj, jeśli on był na nim, a potem odepchnął jego głowę… 69?

- Chciałbym ci wybaczyć… żeby było jak dawniej. Jesteś… byłeś moim oczkiem w głowie. – uśmiechnął się, widząc że blondyn znów szykuje się do płaczu. – Ale nie potrafię…
- Rozumiem… - skomentował jego wypowiedź. - … jest coś… cokolwiek, co mógłbym dla ciebie zrobić…?
- Zabij króla…
A po drodze zrób mi herbatkę i podaj krakersy.


Ocarian natychmiast wstał, zrzucając za sobą krzesło [ze schodów] i spiorunował wzrokiem Nazira. Ten lekko się speszył, nigdy nie widział u niego takiego zachowania, nikt chyba nie widział.
- Nigdy! – odpowiedział. – Nigdy nie zdradzę króla!
Przecież nie chodzi o zdradę, ale o morderstwo.

Choćbyś miał przebaczyć mi wszystkie moje winy, a nawet ocalić świat! Obiecałem wierność koronie!
- No to nic nie możesz zrobić… - podsumował. – Chcesz zostać na noc, dwie, trzy?
Boru, to zabrzmiało jak propozycja pożegnalnego bzykanka.

Ocek nie chce zostać, za to chce dostać Airena, Nazir się zgadza i…

- Oczywiście… - uśmiechnął się smutno i klasnął w słonie.
Taka mała literówka, a tyle radości. :D

Za bocznych drzwi wyłonił się Aron, trzymając pod pachą Airena.
Który w międzyczasie zmniejszył się do rozmiarów krasnoludka (a może to Aron urósł do wielkości słonia?).

Jego czerwony strój doskonale maskował znajdującą się na niej krew.
Na tej pasze?

Którą zresztą w tym momencie blokował opatrunek.
To brzmi tak, jakby mu tę ranę zakorkowali.

...ostrzega Ocka przez de Volpem, a następnie przeżywa szok srogi, gdy Ocek chwali się, że kazał go ukatrupić, bla, bla, ciach.

        Ocarian usadowił młodego Gryfa na koniu, prowadzonego przez jednego z najbardziej zaufanych jeźdźców, Karna. Mężczyzna ten był albinosem, kolejnym jakiego blondyn znał. Mimo iż siedział w pełnej zbroi, a przy ręku cały czas trzymał główkę miecza, miał bardzo charakterystyczne i spokojne lice.
Wniosek z tego taki, że zbroje w owym państwie były zazwyczaj bardzo kiepsko dopasowane, skoro od siedzenia w nich ludziom się lica wykrzywiały.
Z drugiej strony mam miazmatyczną wizję faceta, który z kamienną twarzą siedzi na koniu i… khem… trzyma “główkę miecza” wystawioną spomiędzy taszek i nabiodrków. Oj, jak. się koń znienacka spłoszy, to może być duuuża przykrość!

Jeździec przywiązał jednookiego do siebie i uśmiechnął się do swego pana. Ocarian odwzajemnił uśmiech. Blondyn często bawił się z Karnem za młodu, a teraz? Jeden jest głową, panem, a drugi, jego mieczem.
A Airen będzie teraz robił za pochwę?

We dwoje (troje) wyjechali naprzeciw reszty chorągwi i zaczęli ich prowadzić spokojnym tempem. Spojrzeli na swoje konie, co zawsze ich śmieszyło.
Zupełnie jak dwóch nastolatków nad pisuarem.

Mimo iż nie spotykają się tak, jak zza młodu, to ich konie to rodzeni bracia.
A jaki związek ma jedno z drugim?
Braterstwo koni…

Dwa piękne orzechowe ogiery, a na ich grzbietach dwóch, równie pięknych jeźdźców i Airen.
Trochę mniej piękny, bo mu Nazir zrobił kuku.

- Cieszę się że tu jesteś… - powiedział blondyn.  – …nie widziałem cię już dobre kilka miesięcy. - I nic, jestem może trochę bledszy, trochę śpiący, trochę bardziej milczący…
- Zawsze jestem przy panu, taka rola miecza. – odpowiedział z uśmiechem.
Aha, czyli przez ostatnie kilka miesięcy był niewidzialny.

*ponuro* Zaraz zjawi się jakiś kolejny random, o którym nikt wcześniej nie słyszał i oznajmi, że to on jest najlepsiejszym przyjacielem Ocka, zawsze przy nim, osłania go jak tarcza!

Wyjechali z terenów które były jeszcze w zasięgu wzroku rezydencji Węży i mijali puste, zielone pałacie terenu.
Skoro rezydencja Węży miała wzrok, to musiała przypominać Barad-dûr:
Co to jest pałacia?

Zapewne dawne pastwiska. Wypędzono pasterzy, ich zwierzynę zabrano a tu powstaną obozy wojskowe Wilków. To wszystko były już chyba zaplanowane przez Nazira i jego ludzi.
Kurde, Narratorze! “Zapewne”? “Chyba”? A kto ma to wiedzieć, jak nie ty?

Szczurza chorągiew jedzie, wszyscy sobie słodzą, przyjaźń, miłość, braterstwo, ciach.

Chorągwia [chorągiew] jeźdźców zatrzymała się dopiero przed wjazdem do lasu, a raczej zostali zatrzymani. Stary pasterz machał w ich stronę kijem, i nie chciał ich wpuścić.
- Czemu nie pozwalasz nam przejść!? – zapytał blondyn, obserwując siwobrodego mężczyzny. Uderzył swoją laską w ziemie i krzyknął.
You shall not pass!

- W lesie są demony! Zrzucając konnych! Zabijają ich! To kara Boska! – wykrzykiwał w niebogłosy. – Te szatańskie pomioty was pozabijają!
Nie wiem, kim był Bosek, ale musiał nieźle narozrabiać.

- Nikt nie umrze! –
ŻEBYŚ SIĘ NIE ZDZIWIŁ.

Karn spojrzał na mężczyzn w pełno płytowych zbrojach, siedzących za nim.
“Pełnopłytowe” to mogą być zbroje paladynów w kiepsko przetłumaczonych grach komputerowych. Rycerze IRL mieli pełne zbroje płytowe.
Nie nie, aŁtor ma na myśli, że tam było pełno mężczyzn w płytowych zbrojach!

– Jest nas pięćdziesięciu dwóch, w tym większość ma ciężkie zbroje. Demony musiały by mieć pazury ostrości najdroższych mieczy, a i tak nie zabiją! – co prawda, chorągwią szczura miała wypchane jedne z najlepszych zbroi w całym państwie. Ich tereny wbrew pozorom były bardzo bogate, dlatego mogli sobie pozwolić na takie jednostki.
Choćby te zbroje były z mithrilu, to żaden z nich pożytek w starciu z demonami. Przecież dziadek  wyraźnie powiedział, że demony zabijają zrzucając konnych (z koni? w przepaść?) i nic nie wspominał o pazurach.

- Biada wam! – krzyknął starzec, kiedy szczury przejechały obok niego. – Biada wam! – powtórzył, ale jego krzyki nie docierały już do uszu blondyna i albinosa.
Zachowali się bardzo nierozsądnie. Powszechnie przecież wiadomo, że starzec krzyczący “biada” to ostatnie ostrzeżenie, ostatni przejaw litości ze strony Mistrza Gry. Potem następuje płacz, zgrzytanie zębów i masakra.
Zawsze.
Btw, dlaczego oni wracają jakąś okrężną drogą? Jak jechali w tamtą stronę, nie przejeżdżali przez żaden nawiedzony las… Jakieś dwa słowa wyjaśnienia, wrogie wojsko po drodze, albo może rzeka wylała, cokolwiek?

- Jedźmy już… - syknął blondyn, ale przerwał mu jeden z jego ludzi wysuwający się na przody. (wszystkie naraz)
- Panie, ludzie są przemęczeni, konie też.
- Ech, dwie godziny odpoczynku… albo zostajemy na noc!
Wybór pozostawiam wam, bo nie chce mi się decydować.

Pięćdziesięciu dwóch mężczyzn zeszło z koni i zaczęło budować małe obozowisko.
Bo nie można było tego zrobić chwilkę wcześniej, przed wjechaniem w nawiedzone krzaczyska, po których demony hulają.
Ależ Sine, myślisz, że udałoby im się tak łatwo przechytrzyć Mistrza Gry?

Wokół drzew pojawiły się namioty, a na miejscu starych spróchniałych konarów, stanęły [na baczność] ogniska. Ogień był tak dobrze kontrolowany, że nie rozchodził się po okolicznych roślinach, a dokładnie palił się w miejscu do tego wyznaczonym.
Zawsze mi się wydawało, że sztuka budowania ogniska polega właśnie na tym, żeby się paliło w konkretnym miejscu.
Może to nie ogniska, może to kanisterki z benzyną…?

Wojownicy podzielili się na wartowników, opiekunów koni, tych którzy mieli odpoczywać i zmianę dla warty.
Bardzo skomplikowany system. Rozumiem, że “zmiana dla warty” nie odpoczywała, tylko trwała w gotowości, a koniom trzeba było czytać bajki i trzymać je za kopytka przez całą noc.

Ponieważ Airenowi ma się na zdych, Ocek i Karn (wśród orgii literówek i zjedzonych ogonków) postanawiają się rozdzielić.
- Jeśli pośle z min ciężkozbrojnych to mogą nie dojechać na czas. A z kolei lekkie jednostki są narażone na… - jego głos zadrżał lekko - … te demony.
-Niech pan i dziesięciu jeźdźców pojedzie z Gryfem… - spojrzał na umęczone ciało mężczyzny. – Ja pojadę z resztą chorągwi.
Zaraz się przekonamy, jak bardzo to nie miało sensu.
Jak to nie ma. Są demony, znaczy jest horror, a co zawsze robią bohaterowie horroru? Rozdzielają się! Z Imperatywem nie pogadasz...

Komplikacje - komplikacjami, ale są rzeczy ważniejsze. Na przykład pogaduchy o zdobycznej szabli oraz...
[Karn] Złapał swoją sakwę i zaczął z niej wyjmować różne rzeczy. Buteleczki z jakimiś płynami, skrawki papieru. Aż w końcu wyciągnął poduszkę pod „delikatny” tyłek Ocariana. Podał ją mu, a blondyn kompletnie zaniemówił. Wziął fioletowy przedmiot i usiadł na nim.
- D…dziękuje… - zarumienił się ze wstydu.
- Pamiętam, że od dziecka masz delikatne siedzenie. – zaśmiał się, a niebieskooki był coraz bardziej zażenowany.
Ja też jestem zażenowana, bo powtarzanie tego “dowcipu” już dawno przestało być śmieszne. Czy Ocek, gdy zostanie królem, obejmie tron pod imieniem Ocariana I Delikatnodupego?
Proponuję raczej: Ocarian I Miękkotyłki.

Pierwsze promyki oświetlały teren obozowiska, kiedy to Airen już dawno był przywiązany do konia Ocariana.
Tłumacząc z pisaczego na nasze: bardzo go polubił w ciągu tej nocy.

Szczur przeleciał wzrokiem po swojej mieszanej grupie. Trzech ciężkozbrojnych i siedmiu lekkozbrojnych jeźdźców.
Geniusz. Ciężkozbrojnych zabrał, żeby go spowalniali, a lekkozbrojnych po to, żeby ich coś zeżarło.
Tzw. samobójstwo rozszerzone.

Posłał łagodny uśmiech albinosowi i ruszył. Do Karna podbiegł jeden z wartowników.
- W nocy było słychać jakieś ruchy w lesie…
- Jakie ruchy!? – uniósł się.
Frykcyjne.

- Zwierzyna, watacha … dużych stworzeń…
Przez “ch”, bo z cukrem.

- Co to znaczy dużych…? Czemu nie mówisz mi takich rzeczy wcześniej?
- Nie mogłem was znaleźć, a potem przypisano mnie do opieki nad końmi…
schmidlak-Facepalm.gif
Można by się dziwić, jakim cudem pięćdziesięciu paru mężczyzn wybudowało tak wielkie obozowisko, że aż się w nim gubili. Na szczęście druga połowa wypowiedzi wartownika pokazuje nam jasno, że po prostu mamy do czynienia z półgłówkiem.

Szczury zostają napadnięte przez ogromne wilki (takie prawdziwe, futrzaste). Nie demony, znaczy? No paczciepaństwo, a to ich starzec oszukał! Kilku żołnierzy ginie.

Teraz jedenasto konna grupa zamieniła się w ośmiokonną jednostkę.
Taki tam silniczek, w sam raz do napędzania niewielkiej łodzi.

Ocarian wsłuchiwał się w coraz słabszy oddech Gryfa.
Podczas dzikiej galopady? Skubany, miał cholernie czuły słuch!

Nie chciał tutaj skończyć. Widząc jego roztargnienie (sic!), trzech ciężkozbrojnych zjechało na tyły. Rozejrzeli się i zawrócili konie.
- Za Szczury! – krzyknęli i popędzili na białego potwora. – Za Ocariana!
- Wracać tu! Idioci! – Blondyn powiedział to bardzo płaczliwym głosem. – proszę… - dodał po chwili ciszej. Jednak oni nie zareagowali.
Po prostu - nie usłyszeli tych posmarkiwań. O ile się nie mylę, właśnie dość dużo się dzieje.

Już po chwili wjechali w wilki, za co one zareagowały tak samo.
Też w nich wjechały.

Niedobitki watahy nadal ścigają Ocariana i jego ludzi. Niedobitki dziesięciu małych bałwanków nie mają wyjścia, muszą stanąć do walki.
Cięcie.

- Na mój znak! Nawracamy i atakujemy je! – Ocarian wciągnął szablę i spojrzał na swoich ludzi.
Nieładnie. Przecież jak już się nawrócą, to nie będzie trzeba ich atakować.
Ocek widać jest zwolennikiem nawracania ogniem i mieczem.

Ci z przerażeniem skinęli mu głową.
Jedną, wspólną. Pozostałe im wilki odgryzły.

Biały wilk jakby zrozumiał co się dzieje, spojrzał na niedobitków (niedobitki!) swej grupy, po czym jakby chciał coś powiedzieć, warknąć, ale blondyn podniósł rękę. Rozległ się dźwięk rogów, jakich ludzie zazwyczaj używali przy polowaniach, a konie zawróciły.
A te rogi to skąd? Bogowie postanowili uczcić męstwo Ocka podkładem muzycznym?

Ocarian już znajdował się na samym przodzie szyku, tym samy rozpoczynając go.
Bo gdyby był na samym tyle, to by go kończył, to elementarne, drogi Watsonie.

Gdy znajdował się z oddziałem tuż przed wilkami, w ślepiach wilka zobaczył coś jak…starach.
Starachowicki strach.

Rozdział XVI
„Ta dziwna dziewczynka”

Taki trochę Walentynkowy Special, dodany minute przed północą!
Już się boję.

Zdenerwowany Nazir siedział przed trupem swego ojca. Wpatrywał się w martwe, zaropiałe oczy dawnego węża.
Ooo, to węże po śmierci zmieniają się w coś innego?
W proch się obracają.

Cóż miał zrobić, dotychczas opiekował się Ocarianem, a on? Dorósł. To już nie jest ten chłopiec który trzymał go za rękę, gdy tylko się bał. Zielonowłosy wstał, zawołał po słoik do którego postanowił przelać oko gryfa. Doskonała pamiątka.
Słoik. Aha. Systemu Wecka czy Masona?

Służący węża ukłonił się i już chciał wyjść kiedy Nazir go zatrzymał.
- Zabrać te truchła, spalić je a popiół zasadzić! – rozkazał wychodząc z pomieszczenia.
Zasadził Nazir popiół w ogrodzie
Chodził ten popiół oglądać co dzień
Nic nie wyrosło, N. dostał bzika
I woła: Dawać tu ogrodnika!
Przyszedł glebodłub, spojrzał na grządki
I skrytykował takie porządki
Potem udzielił takiej nauki:
Sieje się sypkie, sadzi się sztuki!

Pamięta jak dziś, gdy po raz pierwszy spotkał blondyna. A było to gdy mieli dwanaście lat…
*
        - Nazir, podejdź tutaj. – Powiedział Kellan, siadający przy ognisku. Dwunasto letni chłipiec (chłipiec - chlipiący chłopiec) dzielnie stanął przy swoim ojcu i uśmiechnął się tak, jak to potrafią tylko dzieci. – Jutro przyjedzie mój przyjaciel Orian di Ratto… umarła jego żona i matka jego dziecka. Chce żebyś zaopiekował się…
Orian musi być w naprawdę kiepskim stanie, skoro chce, żeby dwunastoletni chlipiący chłopiec się kimś zaopiekował.

        - Panie! – zaraportował jeden z żołnierzy. Ogień słabo go oświetlał, ale Nazir doskonale widzuał jego zakrwawioną kolczugę. – Szpiedzy przy pańskim dworze!
        - Zabrać Nazira!
        - Ale tato…
        - Bez dyskusji!
        - D…dobrze…
Ratunku, atakuje nas cała dywizja szpiegów! Chrońcie kobiety i dzieci!

Pisaku, odstaw Bonda, szpiedzy naprawdę nie tym się zajmują…

*
        Zielonowłosego ojcobójcę powrócił do aktualnych wydarzeń, gdy do jego komnaty wszedł Aran.
Zdaniu urwało od podmiotu i możemy tylko zgadywać, że to przeciąg przywrócił Nazira do rzeczywistości. Ale mógł to być również cios w kark, zapach sera pleśniowego lub - kto wie? - dyskretne chrząknięcie Narratora.

Uśmiechnął się przepraszająco i wprowadził za sobą jakąś grupę rycerzy. Mieli pełno płytowe zbroje, a ich przywódczyni, jak ustalił Nazir po długim i wnikliwym śledztwie, miała żółty płaszcz.
Mujborze, dedukcja godna Holmesa!

Jej włosy koloru jasnego blond, falowały i tonęły w kolorze jej peleryny.
I już wiemy, że się z kreskówki urwała, bo prawdziwy blond niewiele ma wspólnego z żółtym.

Uśmiechnęła się, tak strasznie znajomo dla Nazira… Jakby już to kiedyś przeżył.
- Jestem Beeria, z rodu Ape. Oddajemy chorągwie w twoje ręce…
Z tej “strasznej znajomości” nic nie wynika. Beeria się już w tekście nie pojawi.
Z rodu Ape… czyli małp?

*
        
Retrospekcji ciąg dalszy. Dwunastoletni Nazir nie był chyba dzieckiem zbyt bystrym, bo po całym dniu zabaw i rozmów z “blondynką” (oraz po tym, jak “ją” pocałował!) nie zauważył, że coś tu nie gra.
- Ojcze… czy mogę się z nią ożenić?
- Z kim? – zdziwił się.
- Z córką twojego przyjaciela…
- Okrim ma syna, to był Ocarian. – zaśmiał się Kellan,
Hu de fak is Okrim? Ojciec Ocariana nazywał się Orian.

a cały czerwony Nazir zniknął gdzieś na korytarzu, wybiegając z komnaty.
Nie no, spoko, jasne. Powtarzam: po całym dniu zabaw i rozmów.
Czyli: Ocarian się nie przedstawił i nigdy w rozmowie nie użył męskiej formy. Również ubrany i uczesany był jak dziewczynka. Hm, to miałoby sens, gdyby założyć, że ojciec chce go ukryć przed wojną (jak Tetyda ukrywała Achillesa), ale obawiam się, że wcale o to nie chodziło.

*
- Witaj Beerio… - podsumował Nazir patrząc na rycerzy…
Nie, nic nie wycięliśmy. Nazir “podsumował” wypowiedzi lub zdarzenia, których nie było.

W dodatku retrospekcja wrzucona akurat w ten moment sugeruje, że Beeria ma coś wspólnego z przeszłością Nazira. Jeśli nawet, to nie dowiemy się tego, pomysł został zarzucony i zapomniany. Nie tylko ten jeden zresztą - co na przykład z Michałem z rodu Knurów, który obiecywał zabić Airena?


Rozdział XVII
„Odór śmierci”

Przenosimy się do królewskiej cytadeli, gdzie Gryfy i Szczury mają bronić się przed armią Węża.

     W całej cytadeli było słychać trąby. Bębniły dzwony.
Zaś bębny z całej siły szarpały swe struny.

Wszyscy żołnierze biegali bo zamku, zabierając innych ludzi bądź też ekwipunek.
Ekwipunek rozumiem, ale ci inni ludzie po co? Jako żywe tarcze?


     W jednej z komnat, czterech rycerzy pomagało założyć królowi piękną płytową zbroje. Żołnierze z nich miał kolczugę z narzuconą na nią szatą. Złoty gryf przyodziewał każdą.
Zrozumiałam, że złoty Gryf zakładał każdą zbroję płytową na kolczugę, która była zrobiona z żołnierzy i na którą narzucona była szata. Tak mniej więcej.
No, taka wielowarstwowa zbroja, byle czym jej nie przebijesz. Tylko poruszać się trochę trudno.

Z trudem nałożyli każdy element zbroi. Król osobiście na plecy doczepił czerwony płaszcz.
To była tak ważna czynność, że nie mógł je powierzyć żadnemu słudze.

Spojrzał po swoich ludziach, którzy schylili głowy na znak oddania czci. Wyszedł wraz z nimi. Na korytarzu do Kanira podeszła Aria.
- Panie, co się dzieje?
- Moje dziecko, wojna!
No shit!

- Co z Ocarianem? Co z nim?
Król się zatrzymał i złapał kobietę za ramiona. Spojrzał chwile w jej zapłakane oczy. Westchnął ciężko i pocałował jej czoło.
- Pilnuj dworu. Zostajesz nadzorczynią zamku i wszystkich jego mieszkańców. Akses Dynajd! – zwrócił się do jednego z rycerzy. – Zawiadom o tym cały dwór!
Mężczyzna odpowiedział „tak jest!” pokłonił się i obiegł od nich.
Czyli oddalał się od nich, jednocześnie ich obiegając, a więc poruszał się po spirali.

Król po chwili oddalił się zostawiając Arie w całkowitej niewiedzy. Kobieta mogła sobie pozwolić tylko na łkanie.
Było przecenione, bo termin przydatności do spożycia się kończył.

Nikt nie wiedział gdzie Ocarian i jego chorągiew. Wyruszyli tydzień temu, od tego momentu wiedzieli tylko że był w mennicy. Dalej słuch za nim (o nim!) zaginął. Jakby nigdy nie istniał. Cicho załkała, co mogła innego zrobić?
Och, cokolwiek. Na przykład mogłaby wycinać hołubce. Miałoby to dokładnie taki sam (czyli żaden) wpływ na losy Ocariana.

     Król wraz z kolejnymi rycerzami wyszedł z głównego budynku. Spojrzał na zgromadzonych wojowników. Dziedziniec liczył dokładnie dwa tysiące piechurów i ośmiuset zbrojnych.
A armia liczyła tysiąc pięćset metrów kwadratowych.

Piechota była głównie mieszkańcami, chcącymi bronić swoich racji, praw bytu i po prostu oddający swe życie królowi.
Bezinteresownie, z miłości do majestatu.
Tak jak wcześniej oddawali mu żarcie, żeby mógł urządzić składkowe weselisko :)

Zbrojni, byli wyszkolonymi rycerzami, jako jedyni poruszali się konno.
Chwila, skoro Pisak czyni rozróżnienie na “zbrojnych” i “piechotę” to mamy rozumieć, że piechota była nieuzbrojona? To dość… ekstrawagancka wersja armii.

W królewskiej cytadeli pozostawił jeszcze dwustu rycerzy, na wszelki wypadek. Stu spod sztandaru Szczura i tylu samo spod Królewskich flag. Król zasiadł na konia o czekoladowej maści. Miał na sobie narzucony skurzany pancerz. Kanir delikatnie poklepał go po pysku i wyciągnął miecz ku niebu.
W pierwszej chwili się zastanawiałam, dlaczego jakiś Kanir poklepał króla po pysku. Na szczęście sobie przypomniałam, że król ma tak właśnie na imię.

- Jak wiecie nie rzucam słów na wiatr! Nie wiem ilu z was wróci, ale na pewno ktoś to zrobi!
Piękna przemowa motywacyjna! :D

Nie będzie niedobitkiem wojska! Będzie zwycięzcą!
To już kwestia interpretacji, ale dobra, dobra, motywacja ponad wszystko.

Podwajam żołd każdego z tu zebranych! - rozległy się wiwaty i okrzyki zadowolenia. – Ruszajmy więc gdzie węże będą z wilkami gnić!
     Aria stanęła na balkonie głównej komnaty. Uważnie obserwowała jak około trzech tysięcy ludzi opuszcza mury cytadeli. Nie trwało to krótko, albinoska uświadamiała sobie w dość przykry sposób, jak to miejsce jest przerażająco puste. Gdy zabrakło roześmianych ludzi, wspaniała królewska cytadela zamieniała się w ruinę. To było okropne.
Cytadela była zbiorowym omamem, podtrzymywanym jeno przez wspólny umysłowy wysiłek obecnych.

Król wyznacza dowódców poszczególnych oddziałów, przy okazji poznajemy kolejne ciekawe rody tego królestwa:
Dowodzenie nad nimi przejął Frikar z rodu spalonych wąsów

Rozdział XVIII
„Bitwa pod Gallą”

    
Obie strony konfliktu gromadzą się pod wsią Galla, zakładają obozy i szykują się do bitwy. I ględzą przy tym niemiłosiernie, co wycinamy, bo nie chcemy, by Czytelników spotkało to, co zaraz spotka Nazira:

Zielonowłosy wstał, i położył się na kozetce obok tronu. Spojrzał na sufit.
- Ocarianie… - wyszeptał. - …dlaczego chcesz ze mną walczyć? – uronił jedną łzę i… zasnął.
Najbardziej spektakularny przypadek opkowej narkolepsji, jaki w życiu widziałam.

Tymczasem do króla przychodzi jeden z dowódców…

    - Co chciałeś Frikarze? – zapytał Kanir, gładząc swoją brodę.
     - Mój panie, powinniśmy zaatakować z zaskoczenia. Teraz.
     - Frikarze… nie dostałeś pod dowodzenie chorągwi, za głupie pomysły…
     - Ale panie! – Frikar wstał, zaciskając pięść na swojej piersi. – Moglibyśmy wygrać niemal natychmiast!
     - Frikarze! – krzyknął król, jego rozmówca natychmiast zamilkł i uklęknął, zatapiając wzrok w ziemi. – Jakim prawem mnie pouczasz! – Kanir wstał, wyjmując z pochwy miecz. – Już nie pamiętasz kto ci dał tytuł?
     - Ty panie… - wąsacz poczuł zimną stal na swoim karku.
     - No właśnie. Więc jakim prawem mnie pouczasz? Kto wygrał bitwę z wilkami? Kto prowadzi ten kraj? Kto jest królem? Ja, czy ty?
     - Ty panie… - głośno przełknął ślinę. - …wybacz mi panie.
     - Odejdź. Odpocznij. Jutro mamy nasz dzień próby.
Wychodzi na to, że atakowanie z zaskoczenia jest złe, bo…? Bo ambicja króla została urażona tym, że ktoś inny wpadł na ten pomysł?

Rano boChaterowie dalej ględzą, a Pisak raczy nas szczegółowymi opisami obozów, oddziałów, strojów i wąsów, więc znowu wycinamy kawałek, bo nawet Nazir zdążył zapomnieć, po co tu przyszedł:


- Ludzie czekają…
- Ach tak… bitwa…
Oj, ale mi się nie chce...

Nazir wyszedł z namiotu, od razu przytoczył wzrok wszystkich tam obecnych.
Zwizualizował mi się Nazir, toczący wielką gałkę oczną niczym żuk gnojowy.
Może tak, którą trzymał w kuflu, tak urosła?

Uśmiechnął się, gdy usłyszał że Aran zapina mu pelerynę.

Chwycił miecz i dosiadł konia.
- No chłopcy! Zobaczymy kto z was jest mężczyzną a kto babą! Czas oderżnąć łeb gryfom! Na śmierć im!
- Na śmierć! – krzyknęli wszyscy dookoła niego. Po czym ruszyli na rozstawienie przed bitwą.
Rzucili kostkami sześciościennymi. Kanir wykulał najwięcej, więc jako pierwszy mógł rozstawić swoje jednostki i budynki. Potem rozstawiali się kolejni gracze. Ostatni miał przerąbane, bo wszystkie najlepsze lokacje były już zajęte.
Potem wzięli kostki dziesięciościenne i kulali na inicjatywę.

Nastało samo południe, kiedy oba wojska były rozstawione.
Długo im zeszło, bo niektórzy pogubili kostki w trawie i trzeba było powtarzać rzuty.

Król obejrzał się wśród swoich ludzi. Uśmiechnął się, myśląc że wielu z nich to jeszcze dzieci. Ledwo po przeszkoleniu, i to przyśpieszonym. Wojsko bez siły.
Dziwny sobie znalazł powód do radości.

Ale musiał poprowadzić tych ludzi do zwycięstwa. Po to przecież tutaj przyszli. Dobrał miecza.
Dobrał też stanik, fryzurę i karty akcji, a potem zaszalał i dobył dźwięk ze skrzypiec.

- Owca, Wąsy i Orły! Na przód! – wydał polecenie.
Baran, Plereza i Reszka  - na tył!

Wojska ruszyły marszem, mocno trzymając broń. Nie mogli przecież zginąć, wielu z nich miało żony i dzieci.
Bo żony i dzieci dodają punkty pancerza.
Tak. Jak biegną przed armią.

Po przeciwnej stronie również wyruszyła sama piechota. Nie można było rozpoznać kto jest włócznikiem, a kto strzelcem przez ich habity.
Eeee? Bo trzymali pod nimi broń???
A w ogóle to kto to jest “strzelec przez habity”?
Bo ja wiem, może jakiś ichni zakon rycerski…

Król i Nazira z niecierpliwością oglądali skutek marszu.
W napięciu liczyli posiadane punkty ruchu i przebyte heksy.
Mówiąc po ludzku - gapili się na wydeptaną ziemię (i obliczali, ile odszkodowania będą musieli wypłacić miejscowym chłopom).

Obydwa wojska niemal w jednym momencie się zatrzymały, a łucznicy spod chorągwi orła napięli swoje bronie. Lecz zanim oddali strzały, węże zrzuciły swoje stroje, niczym skóry.
A łucznicy obserwowali ten striptiz bezczynnie, bo ich tura się skończyła.
Nieno, gapili się z zaciekawieniem, gdyż w całym królestwie opowiadano legendy o wężach węży.

Pod spodem mieli zbroje z kolczug, z nałożoną szatą i symbolem węża. Zdecydowana większość z nich to byli łucznicy, a uzbrojeni w miecze ludzie dobrali broni (z koszyczków niesionych przez dziewczynki w strojach ludowych) i zaczęli biec w stronę wroga.

Piechociarze tłuką się chaotycznie i bez sensu, a tymczasem rycerstwo ma ich gdzieś i zabawia się w swoim gronie:

Kanir lekko się odchylił i zamachną[ł], przecinając ciało wrogiego jeźdźca. Siła uderzeniowa rozcięła kolczugę i przecięła skórę, uszkadzając organy.
Pisak nie sprecyzował, jakie organy, więc pozwolę sobie na śmiałe przypuszczenie, że administracyjne.

Kolejny z wrogów chciał go przebić dzidą, ale król szybko to dostrzegł. Odbił broń wroga w górę, niszcząc tym samym drewnianą pałkę.
Niestety, zajmując się pałką przepuścił był drzewce, na którym osadzone było ostrze, które wbiło mu się w bebechy.

Kolejne cięcie starca, przecięło gardło napastnika.
A co tam robi jakiś przypadkowy starzec???
Woła “biada”?

Spokój króla nie trwał długo.
E tam, król nawet w środku bitwy nie tracił zen.

Zatrzymał się, widząc swojego kolejnego przeciwnika. Jednooki Dexter, dzierżył potężny młot. Ruszył ku Kanirowi, zamachując się swoim młotem, i uderzając siwego mężczyznę, który w ostatniej chwili zasłonił się tarczą. Król, pod wypływem uderzenia, odleciał do tyłu, upadając na ziemi.
Wychodzi mi jakoś tak: Dexter walnął młotem jakiegoś siwego (pewnie tego przypadkowego starca), siwy poleciał na króla, król gruchnął o glebę.
Takie domino.

Odkaszlną krwią [kiedyś tam w przyszłości, kiedy dopadnie ich gruźlica] i lekko się kiwając wstał. Dexter uśmiechnął się, chcą wykonać kolejną szarżę, ale Kanir odskoczył od nadjeżdżającego konia, i przeciął go wzdłuż.
To już nawet nie są motywy gierczane, to kiepska kreskówka skrzyżowana z wuxią.
Przecięcie konia wzdłuż nie jest wykonalne nawet przy użyciu najzajebistszego wyrobu mojej ulubionej firmy:
https://www.youtube.com/watch?v=I0S3cjd-emk (ze szczególnym uwzględnieniem 0:47-1:30)
Może to była armia na konikach polnych…
http://www.kinopodbaranami.pl/images_lib/doc_5856_0.jpg
(o, wszystko się zgadza, nawet jakiś siwy starzec tu jest!)

Zwierzę przewróciło się na ziemi (no trudno, żeby się przewróciło na niebie), upadając wraz z jeźdźcem. Jednooki zaklną, wstając z ziemi.
W przyszłości zaklną. Przy okazji, te Jednooki to jacyś kuzyni Minionków?

- Poddaj się królu! A twoja śmierć będzie szybka i bezbolesna!
- Prędzej zginę niż się poddam!
W sumie bez różnicy, przecież Dexter sam powiedział, że jak się poddasz, to i tak zginiesz.

- Twój wybór! – wrzasnął Dexter wykonując wymach młotem. Atak ten wybił z rąk starca tarczę. Przy kolejnych zamachu, król odskoczył do tyłu, po czym z całą siłą ruszył do przodu.
No dobra, to może ja przypomnę, że Kanir ma 50 lat. Pięćdziesiąt. Pisaku, bój się Bora, przecież to nie jest żaden cholerny starzec! O, popatrz, co robi facet w tym wieku.
Z drugiej strony, w takich mniej więcej średniowiecznych warunkach… Adso z Melku tak pisał o bracie Wilhelmie: “Miał już z pięćdziesiąt wiosen, był więc bardzo stary”.

Jego miecz zagłębił się w brzuchu jednookiego. Dexter pluną krwią na twarz Kanira. Chwycił miecz i przybliżył się do napastnika.
Jak, nie przymierzając, rusałka Vereena do Nivellena.

Ostatkiem sił uderzył króla czołem. Obydwaj runęli na ziemie, nie przytomni.
Tłumacząc z pisaczego na nasze: obaj przeciwnicy runęli na ziemię, zaś świadkowie ich pojedynku* - nie runęli.
*przytomny - przest. obecny

Nazir dumnie obserwował, jak jego żołnierzy walczą. Wiedział że to co właśnie się dzieje, jest symbolem jego wygranej.
Nie, symbolem na pewno nie jest. Znakiem, owszem, może być, ale symbolem nie.

Przejeżdżał obok kilku trupów, kiedy na ziemi dostrzegł Dextera i króla. Zeskoczył z konia i zabrał koronę z głowy Kanira. Wskoczył na wierzchowca i wyciągnął ku niebu symbol władzy.
- Wasz król, nie żyje! – krzyknął, a rycerze królewscy zamarli.
I nikt się nie pokwapił sprawdzić, w jakim właściwie stanie byli Kanir i Dexter, w związku z czym cichutko i spokojnie się wykrwawili.

Morale padło na pysk, gdy WTEM! Pojawiła się jutrzenka nadziei i zbawienia za nią słońce…. tfu, chciałam rzec, że Ocarian się pojawił. Z posiłkami - i nie były to kanapki.
Ostatni rozdział sobie odpuszczamy, bo Pisak przez rok pisaniny zrobił postępy na tyle duże, że zamiast analizatorów wystarczyłaby mu dobra beta, która dałaby mu po łbie za takie kFiatki:
– Do boja! – zagrzał rycerzy w okuł.

Okuci rycerze ruszyli do boja (a potem pewnie do gerla), Ocek wygrał bitwę, zabił Nazira i został królem. Koniec.


Z pola bitwy pozdrawiają okuci w wielowarstwowe zbroje Sineira, Jasza i Kura,

a Maskotek kursuje w tę i wewtę, dowożąc posiłki w menażce.