Drodzy Czytelnicy!
A zatem Numa szczęśliwie wyszła za Pompiliusza; cóż jeszcze może się zdarzyć? Czy od tej pory dni państwa Massimostwa będą upływać spokojnie na seksach, zakupach i strojeniu się u Prady? I co zrobi Zły Brat Bliźniak? Ano, przekonajmy się...
Zaraz po ślubie Massimo i Laura lecą w podróż poślubną na Karaiby, gdzie spędzają beztroskie dwa tygodnie. Olga, Domenico i reszta towarzystwa zostają na Sycylii. Po powrocie Laura dowiaduje się wstrząsających rzeczy…
[Olga opowiada]
– Zabijesz mnie za to, co zrobiłam, ale i tak się dowiesz, więc ci powiem. Siedziałam sobie i ćpałam z dwoma bez wątpienia mafijnymi typami, którzy zgarnęli mnie z korytarza. Byli chyba z Holandii. Wtedy do pokoju wszedł Adriano. Wiedziałam, że to on, bo mieli z Massimem różne garnitury i tylko po tym byłam w stanie ich rozpoznać.
Adriano się źle przygotował do roli, naprawdę, powinien był zadbać o identyczny garnitur!
Jakby nie patrzeć, miał identyczną fryzurę i zarost, a zawalił coś tak trywialnego jak garniak.
Rzucił coś do ludzi siedzących ze mną i tamci wyszli, zamykając za sobą drzwi. Wtedy on wstał, podszedł do mnie i chwycił za barki, sadzając na stole. Laura, on był silny jak koń! – krzyknęła Olga, kolejny raz waląc czołem o drewno. – Jak mnie posadził na tym blacie, to już mi się gorąco zrobiło, wiedziałam, że jak tylko będzie coś ode mnie chciał, to mu się nie oprę.
– Olo, czy ty na pewno chcesz mi o tym dalej opowiadać? – zapytałam, pocierając oczy.
Znieruchomiała, przez chwilę się zastanawiała nad tym, co usłyszała, po czym zaczęła rytmicznie walić głową w stół.
– Wydymał mnie, Lari, ale byłam naćpana i nawalona [też mi nowość]. Nie patrz tak na mnie – jęknęła, kiedy ją obrzuciłam spojrzeniem pełnym dezaprobaty. [Serio? Jak to się człowiekowi zmienia charakter po ślubie] – Wyszłaś za mąż za jego klona po trzech miesiącach znajomości i zrobiłaś to na trzeźwo.
Trzeźwo czy nietrzeźwo, ale za wiele do gadania to przy tym nie miała.
Pokręciłam głową i odstawiłam kubek.
– A jaki to ma związek z nagłym wybuchem miłości z Domenikiem?
– Następnego dnia, kiedy wyjechałaś, ocknęłam się, a przede wszystkim wytrzeźwiałam. Chciałam opuścić tamten pokój, ale nie mogłam się z niego wydostać. Ten skurwysyn Adriano najpierw nafaszerował mnie jakimś gównem, a potem wydymał jak szmatę. Bo panowie, z którymi się wtedy bawiłam, jak się okazało, byli jego ludźmi, narkotyki też były jego, a to, że się tam znalazłam, nie było przypadkiem. No i kiedy wściekałam się, do pokoju wszedł Adriano i zapragnął powtórki z nocy. Byłam tak wkurwiona, że wyjebałam mu taką bombę w twarz, że o mało zębów nie stracił. I to był mój błąd, bo on nie jest jak twój Massimo i oddaje.
No cóż. Olga raczej nie ma szans na Nobla, więc postanowiła wygrać przynajmniej Nagrodę Darwina.
W tym momencie podniosłam się z krzesła, bo czułam, że jeśli się nie ruszę, to eksploduję.
– Olga, kurwa, co się stało? – warknęłam, łapiąc ją za barki i potrząsając.
Wtedy rozsunęła sweter i zobaczyłam ogromne sińce na barkach. Na tych samych, które Laura właśnie wytrząsnęła jak lód w shakerze. Zaczęłam nerwowo rozbierać ją i oglądać.
– Ja pierdolę! Co to ma być, Olo?
– Przestań. – Wciągnęła znów sweter. – To już nie boli, normalnie bym ci o tym nie mówiła, ale i tak się dowiesz, więc nie ma sensu ściemniać. Trochę mnie skatowało to bydlę, ale nie pozostałam mu dłużna i dostał w czaszkę ze dwa razy, raz lampą, a raz butelką.
Trzeba było mu tę lampkę w dupę wcisnąć. Razem z butelką.
No i teraz odpowiedź na twoje pytanie: Domenico, który usiłował mnie znaleźć całą noc, zakończył mój koszmar, wpadając do apartamentu. Wywiązała się między nimi bójka, którą klon przegrał. Zaskakujące co? – Uśmiechnęła się z satysfakcją.
Kura w poprzedniej analizie zastanawiała się, czy Adriano będzie nazywany “przystojnym Włochem”. Zanosi się jednak na to, że będzie po prostu “klonem”.
– Domenico trenuje sztuki walki od dziewiątego roku życia, Adriano powinien cieszyć się, że żyje. Jak skończył go tłuc, rycersko chwycił mnie na ręce, wyniósł i zabrał do lekarza. Zaopiekował się mną. No i nagle okazało się, że nie jest tylko kutasem na dwóch nogach. – Wzruszyła ramionami i przeniosła wzrok na palce, którymi się bawiła.
Laura, wściekła, leci szukać Massima, żeby mu o wszystkim opowiedzieć. Zastaje go w bibliotece, rozmawiającego… no z kim, jak myślicie?
Weszłam do środka, z hukiem otwierając drzwi. Już miałam wziąć oddech, żeby zacząć wrzeszczeć, gdy stanęłam jak wryta. Przy wielkim kominku stali Massimo i Adriano. Zaślepiona złością nie miałam pojęcia, który jest który, ale wiedziałam, że jeden z nich zaraz będzie miał problem. Ruszyłam w ich stronę, mijając ciężkie półki z książkami.
– Massimo! – krzyknęłam, obserwując pilnie obu.
– Tak, Mała? – zapytał mężczyzna stojący bliżej ściany.
Te słowa mi wystarczyły, wiedziałam już, który z nich jest obiektem mojej nienawiści.
Ależ to było sprytne, mujeju!
Niewiele myśląc, podeszłam do Adriana i z całej siły walnęłam go pięścią w twarz, po czym zamachnęłam się, by zrobić to ponownie.
– Zasłużyłem sobie, wal – powiedział, wycierając wargi.
Tak mnie zaskoczyła jego reakcja, że opuściłam ręce w geście kapitulacji. Nie rozumiałam całej sytuacji ani tego, co się działo w tej chwili.
Nie jesteś sama, Lauro, my też nie rozumiemy.
– Jesteś zwykłym, pierdolonym śmieciem! – wrzasnęłam.
Poczułam, jak dłonie Massima obejmują mnie, a ja przytulam się do jego potężnego ciała. Chciałam krzyczeć dalej, ale obrócił mnie i zatamował krzyk pocałunkiem. Kiedy poczułam jego ciepło, poddałam się, a z uspokajającego rytmu jego języka wyrwał mnie dopiero dźwięk zamykanych drzwi. Mlask, wdech, ślurp, wydech.
– Nie denerwuj się, Mała, panuję nad sytuacją.
Te słowa znów wyprowadziły mnie z równowagi.
– A jak to bydlę katowało mi przyjaciółkę, to też panowałeś? Co on w ogóle robi w tym domu? – Wściekłam się na dobre. – Ona tu jest, ja tu jestem, twoje dziecko tu jest – we mnie. Gdzie on, kurwa, wyszedł?
– Posłuchaj, Lauro, mój brat ma problem z panowaniem nad sobą – powiedział spokojnie Massimo, siadając na kanapie.
No to akurat u was rodzinne. Tylko że Massimo jest na razie na etapie intensywnego patrzenia się i jeszcze bardziej intensywnego dyszenia. A nie. Czekajcie. *Przypomina sobie jak Massimo w szale przestrzelił dłonie jednemu kolesiowi w pierwszym tomie*. Myliłem się, ten etap ma już jednak dawno za sobą.
– A po narkotykach bywa nieobliczalny, dlatego na naszym weselu kazałem go pilnować. Ale moi ludzie nie ingerują w życie seksualne rodziny, więc w pewnym momencie się wycofali. Nikt nie mógł wiedzieć, że tak się to skończy.
Nie no, wcale. Było to absolutnie nie do przewidzenia.
– No, jakoś Domenico mógł – obruszyłam się, stając przed nim z rękami splecionymi na piersiach.
– Adriano jest niegroźny, póki jest czysty. Rozmawiałem z Olgą po całej tej sytuacji, prosiłem ją o wybaczenie i choć wiem, że to nic nie zmieni, nadal będę prosił.
Aż w końcu Olga powie “okey, okey” bo będzie miała tego dość.
Aha, czyli Massimo wiedział od samego początku? No, ładnie.
Massimo zapewnia, że brat “jeszcze dziś wyjedzie z wyspy”.
(...)
– Jak mogłeś mi nie powiedzieć, co się dzieje z moją przyjaciółką?
Czarny głęboko westchnął i przycisnął moją głowę do piersi.
– To by nic nie zmieniło, a zepsułoby tylko nasze wakacje – odparł. – Wiedziałem, że się zdenerwujesz, a będąc tak daleko od niej, bałem się twojej paniki. Zdecydowałem, że tak będzie lepiej.
Po co Laurę denerwować, niech się Laura cieszy.
Poza tym ona była tego samego zdania, co ja.
Hm, mam niejasne wrażenie, że wiem, jak mogła wyglądać rozmowa Massima z Olgą… “Nie waż się kontaktować z Laurą, bo twoja rodzina zginie!”
Po cichu przyznałam mu rację, uświadamiając sobie, że niemoc, która by mną owładnęła, byłaby zbyt wielkim ciężarem.
I… nie mogli o tym porozmawiać z tobą razem?
Oj, jak Ty nic nie rozumiesz. Jakby się przejęła, zasmuciła losem przyjaciółki, to jeszcze przestałaby dawać Massimowi dupy na każde żądanie I CO WTEDY???
Wróciłam do Olgi.
– Olo – powiedziałam, siadając obok niej na białej leżance. – Jak ty się czujesz?
Moja przyjaciółka obróciła ku mnie głowę i pytająco popatrzyła.
– Dobrze, a czemu miałabym się źle czuć?
– Kurwa, no nie wiem, jak się czuje ktoś po gwałcie.
Olo wybuchła śmiechem i przekręciła się na brzuch.
– Że po czym? Po jakim gwałcie, Lari? Przecież on mnie nie zgwałcił, tylko… że tak powiem… zwiotczył narkotykami. To nie była tabletka gwałtu, tylko MDMA, więc ja wszystko pamiętam. Ale też przyznaję, miałam na niego zwyczajnie ochotę. No, może większą, zdecydowanie większą niż w rzeczywistości, ale dobrego, porządnego dymania nie nazwałabym gwałtem.
https://media.giphy.com/media/PrCKC4buWwpsQ/giphy.gif
Dość. Poddaje się, na trzeźwo nie dam rady. Potrzebuję odrobinki alkoholu.
Byłam już tak skołowana, że nie nadążałam za całą sytuacją i to chyba było po mnie widać.
– Lauro, zobacz. Massimo wygląda niemal identycznie, czy wyobrażasz sobie, że nie chcesz iść z nim do łóżka?
STOP. PRZESTAŃ. SIĘ. POGRĄŻAĆ. AUTORKO. TY… TY…
La, la, la, na, na na. Przerwa techniczna na leki uspokajające Vaha.
Zakładamy aspekt czysto fizyczny. Jest gorącym towarem, przyznaj, ma boskie ciało i cudownego kutasa. Z jego bratem jest tak samo i pewnie, gdyby nie był pojebanym skurwysynem, a ty byś nie była z jego bratem bliźniakiem, wzięłabym się za niego. Rozumiesz?
Spoko. No to podsumujmy przesłanie płynące z tej rozmowy. Gwałt nie jest gwałtem, jeśli:
a. ofiara była na tyle przytomna, żeby wszystko pamiętać,
b. gwałciciel jest przystojny, a ona i tak wcześniej miała na niego ochotę.
c. a w ogóle to było dobre, porządne dymanie!
Wiecie, wszystko mi opadło – ręce, cycki, libido…
Powiem teraz coś, co, mam nadzieję, dla większości tu zgromadzonych będzie oczywistością: nie ma tu żadnego znaczenia, czy Olga miała chrapkę na Klona i że po wszystkim stwierdza, że w sumie fajnie było, fantazja o zaliczeniu Massimo zaliczona. Znaczenie ma to, że typ celowo doprowadził Olgę do stanu, w którym nie mogłaby powiedzieć “nie” nawet, gdyby chciała. Jeżeli buchniecie komuś srebra z domu i przypadkiem okaże się, że ta osoba jest zachwycona, bo nie wiedziała, co z tym złomem zrobić - sorry, wciąż kradzież.
(...)
Massimo wzywa Laurę i oznajmia jej, że ponieważ jemu przez ten urlop nawarstwiły się sprawy, to najlepiej byłoby, żeby wyjechała z Olgą na parę dni, zarezerwował już im apartament w hotelu, a później spotkają się w Paryżu. Laura snuje rozważania na temat swojego związku…
Rzym, Wenecja, Paryż. Według autorki życie codzienne dona musi być podobne do życia modeli i celebrytów.
To zadziwiające, jak różni bywają mężczyźni i jak różnie działają na kobiety. Nigdy nie byłam szczególnie łatwa i chętna, mama wychowała mnie tak, że nie wklejałam się w epokę ani aktualne obyczaje.
iM nOt LiKe ThE oThEr GiRlS, urodziłam się w złej epoce, ja to ręce w buzię, małdrzyk w ciup xD
W buzię to akurat całkiem co innego…
(...)
Po godzinie byłam już gotowa, spakowana, wykąpana i przebrana w seksowne brązowe leginsy. Ciąży nadal nie było widać, a jedynym jej objawem były rosnące w zastraszającym tempie piersi. Ich wzrost idealnie dopełnił całości mojej sylwetki – wciąż miałam smukłe i wysportowane ciało, a do tego nowe cycki, które wprost kochałam.
Fajna ta ciąża, każda by taką chciała!
Dzień 59. Piersi nie przestają rosnąć. Ciężarna zniknęła pod ich, cóż, ciężarem. Wciąż nie wiemy, co się urodzi - ale z pewnością to nie będzie człowiekiem.
(...)
Laura i Olga wyjeżdżają do luksusowego hotelu położonego kilkadziesiąt kilometrów od posiadłości, ale Laura nie może usiedzieć spokojnie na miejscu…
– Wiesz co, Olo, mam pomysł. – Odłożyłam konspiracyjnym ruchem telefon. – Zrobię mu niespodziankę i pojadę wieczorem na chwilę do domu. Wyrwę go podstępem ze spotkania, obciągnę mu i wrócę.
Znając Laurę, podstępny podstęp będzie się sprowadzał do akcji w stylu “wbijam na spotkanie biznesowe męża i na cały głos oświadczam, że juuuhuuu, skarbie, ale jestem napalona!”.
(...)
Przed wyjazdem pierwszy raz skorzystałam z zainstalowanej w telefonie aplikacji śledzącej miejsce pobytu Czarnego. Faktycznie był w domu; choć nie było to urządzenie jak z Batmana, które prześwietlając ściany, pokaże mi, gdzie dokładnie się znajduje, miałam jednak przeczucie, w którym pokoju go znajdę. Za każdym razem, kiedy miał oficjalne spotkania, przyjmował swoich gości w bibliotece, w której także ja widziałam go po raz pierwszy po tym, jak mnie porwał. Uwielbiałam ten pokój, był dla mnie zwiastunem czegoś nowego, nieznanego i podniecającego.
Istotnie, biblioteka dla Laury mogła być miejscem nowym, nieznanym i tajemniczym.
(...)
Chwyciłam za klamkę i najdelikatniej jak zdołałam, nacisnęłam ją, robiąc sobie w drzwiach niewielki prześwit. W pokoju palił się jedynie kominek i nie słychać było żadnych rozmów. Uchyliłam drzwi nieco szerzej i wtedy zalała mnie fala gniewu i rozpaczy. Na moich oczach mój mąż posuwał swoją byłą kochankę Annę, rżnął ją dokładnie jak mnie jeszcze wczoraj na swoim dębowym biurku. Stałam tam, nie mogąc złapać tchu, a serce niemal mi zamarło. Nie wiem, ile czasu minęło, czy minuty, czy sekundy, ale kiedy poczułam ukłucie w brzuchu, oprzytomniałam. W chwili, gdy chciałam odejść od drzwi i uciec na koniec świata, Anna popatrzyła na mnie, uśmiechnęła się ironicznie i przyciągnęła Czarnego do siebie. Uciekłam.
Czy ktokolwiek z czytelników nie wpadł na to, że to Adriano gzi się z Anną, a nie Massimo?
Vahu, no jak tak możesz z miejsca zdradzać najpodstępniejszy plot twist tej książki!
Mam nadzieję, że czytelnicy mi wybaczą!
Rozdział 5
Laura postanawia uciec – z samochodu dzwoni do Olo, żeby znalazła najbliższy samolot do Warszawy. Wymknięcie się ochronie nie stanowi problemu – jeszcze wieczorem, planując wycieczkę, Laura naściemniała, że źle się czuje i wcześniej idzie spać, wobec czego oni też poszli. Ciekawe, ile głów poleci za DWUKROTNE w ciągu jednego wieczoru niedopilnowanie, że na łóżku Laury jest Laura, a nie poduszki przykryte kołdrą.
Rozłączyłam się i przycisnęłam gaz. Łzy nadal nie przestawały płynąć mi po policzkach, ale dawały ukojenie, więc cieszyłam się, że są.
Nigdy w życiu jeszcze nie nienawidziłam człowieka tak bardzo, jak w tej chwili Massima. Chciałam zadać mu ból, chciałam, by cierpiał tak jak ja, by rozpacz – tak jak teraz mnie – rozdzierała go na pół. Po wszystkich rozmowach o lojalności, po wyznaniach miłości i przysięganiu przed Bogiem, on zwyczajnie postanowił zrzucić z krzyża, kiedy na chwilę wyjechałam. Przed Bogiem, z krzyża, atmosfera Wielkiego Postu sprzyja umartwianiu. Nie obchodziło mnie, dlaczego to zrobił, nie miało to już żadnego znaczenia. Mój sycylijski sen był zbyt piękny, by mógł trwać wiecznie, ale nie sądziłam, że skończy się tak szybko, przeradzając w koszmar.
(...)
– O której mamy samolot?
– Za dwie godziny z lotniska w Katanii, lecimy do Rzymu. Do Warszawy mamy następny dopiero o szóstej rano. Powiesz mi, do cholery, co się stało?
– Miałaś rację, ta niespodzianka to nie był dobry pomysł.
Siedziała bokiem, wpatrując się we mnie w ciszy.
– Zdradził mnie – szepnęłam i na nowo wybuchnęłam płaczem.
– Zjedź na pobocze, ja będę prowadzić.
Nie miałam siły się z nią sprzeczać, więc zrobiłam, co kazała.
– Ja pierdolę, co za złamas jebany – wycedziła, zapinając pas. – Co za skurwysyn. Widzisz, mówiłam ci, że lepiej nie jechać. Tak byś o niczym nie wiedziała i wszystko byłoby w porządku. I co teraz? Przecież on znajdzie cię szybciej niż najszybciej.
– Przemyślałam to, jadąc – powiedziałam beznamiętnie, wpatrując się w przednią szybę. – W Polsce wypłacę pieniądze w banku jako jego żona, mam takie samo prawo do kont jak on.
Oj, żebyś się nie zdziwiła.
W Polsce, dopóki nie dopełniłaś formalności i twojego ślubu nie wpisano do ksiąg stanu cywilnego, jesteś nadal po prostu Laurą Biel, która nie ma nic wspólnego z panem Torricelli i jego kontem.
Ba, należałoby się zastanowić, czy ten ślub jest w ogóle ważny, czy nie było to przypadkiem jakieś przedstawienie, by oszukać naiwną Laurę – przecież w nawet w przypadku ślubu zawieranego w kraju, a co dopiero z cudzoziemcem i za granicą, potrzebne jest w pytę papierów, między innymi zaświadczenie z USC o braku przeszkód do zawarcia związku małżeńskiego. Ślub kościelny też ma swoje procedury – nauki, świadectwo chrztu, formalności w przypadku ceremonii poza rodzinną parafią… Tymczasem jedyne przygotowania Laury to był wybór sukni.
Wyjmę tyle, by wystarczyło mi na jakiś czas, wrócimy do Warszawy i wyciągnę ten pierdolony implant. Jak się postaramy, zorientuje się dopiero jutro w dzień, że wyjechałam, zanim zdąży mnie namierzyć, już go wywalę. A później wyjadę, gdzieś, gdzie mnie nie znajdzie. A później to nie pytaj mnie, Olo, bo aż się boję myśleć.
Olga ma całkiem rozsądne pomysły, jak uciekać – pozbyć się samochodu Laury, pozbyć telefonów i poruszać w obrębie strefy Schengen, tak, aby nie trzeba było używać dokumentów na granicy. Szczęśliwym przypadkiem w Budapeszcie mieszka jej były facet, Istvan, który na pewno z przyjemnością im pomoże.
A ponieważ Laura uciekła jak stała, w jednym dresie, koniecznością są nowe zakupy!
Po wejściu do środka najpierw poszłam do salonu operatora komórkowego, kupiłam dwa telefony i startery. Zapłaciłam gotówką, bo wiedziałam, że po transakcjach z karty może z łatwością namierzyć urządzenia, które kupiłam. A później pojechałam na piętro do salonu Versace.
Ekspedientki popatrzyły na mnie z pobłażaniem, kiedy weszłam ubrana w bladoróżowy dres Victoria’s Secret.
Mam dziwne skojarzenia z “Pretty Woman”.
Przekopałam wieszaki, czując, jak w mojej torbie nieustannie wibruje telefon, i znalazłam śliczny komplet, spódnicę z kremową koszulą. Do tego wybrałam czarną kurtkę ze skóry i czarne czółenka. Przymierzyłam całość i uznałam, że będę wyglądać dostatecznie bogato.
Tak, te szczegóły są w tej chwili najważniejsze. Zwróćcie uwagę jak autorka uspokaja akcję, jak po pełnych napięcia fragmentach… dobra, kogo ja oszukuje, tu nie ma żadnego napięcia.
Podeszłam do kasy i położyłam ubrania na blacie. Pani popatrzyła zdziwiona, kiedy wyciągnęłam kartę kredytową i podałam jej.
Pretty woman yeah, yeah, yeah...
Za ciuchy spokojnie mogłam zapłacić z konta, Massimo już i tak na pewno wiedział, że jestem w Polsce, choć w tej chwili nic nie mógł zrobić z tą wiedzą.
No bo przecież nie przyszłoby mu do głowy zadzwonić do swoich ludzi, choćby tego Karola, i kazać schwytać Laurę.
A do kompletu mógłby się zezłościć, że za hajs męża baluje.
Spora suma, która wyświetliła się na kasie, nie zrobiła na mnie wrażenia – traktowałam te zakupy jako jego pokutę, należne mi zadośćuczynienie, mimo że zdawałam sobie sprawę, że on i tak jej nie odczuje. Kobieta, która przyjmowała płatność, zrobiła minę, którą chciałabym mieć w telefonie na poprawę humoru. Coś jak połączenie srającego kota i zdumienia białego ojca, kiedy rodzi mu się czarne dziecko.
Albo Laury, gdyby się okazało, że jej małżeństwo jednak jest nieważne.
– Dzięki – rzuciłam nonszalancko, biorąc paragon, i wyszłam. Nie zapomniałam uśmiechnąć się z wyższością i machnąć ekspedientkom przed nosem złotą kartą, proszę, niech powąchają trochę luksusu. Biedaki-robaki zarabiające pińć złotych na godzinę, nawet mi tych frajerek nie żal.
Udałam się do łazienki i przebrałam. Z jasnej torebki Prady wyciągnęłam błyszczyk i po kilku minutach byłam gotowa. Popatrzyłam w lustro – w niczym nie przypominałam zapłakanej jeszcze kilka godzin temu zranionej kobiety. Wsiadłam do BMW. Czarny nadal nie dawał za wygraną, na wyświetlaczu było trzydzieści siedem nieodebranych połączeń. Kiedy wrzuciłam bieg, zadzwonił ponownie. W końcu odebrałam.
– Ja pierdolę, Lauro! – wrzasnął rozjuszony. – Gdzie ty jesteś, co ty wyprawiasz?
Nigdy w stosunku do mnie nie używał takich słów, a tym bardziej nie krzyczał. Milczałam. Nie miałam mu nic do powiedzenia, a tak naprawdę nie miałam pojęcia, co mam właściwie mu powiedzieć.
– Żegnaj, Massimo – wykrztusiłam wreszcie, kiedy poczułam, jak fala łez zalewa moje oczy.
– Mój samolot startuje za dwadzieścia minut, wiem, że jesteś w Polsce, znajdę cię.
Chciałam się rozłączyć, ale nie miałam na to sił.
– Nie rób mi tego, Mała. Inaczej będę musiał zabić całą twoją rodzinę. Ahaha, ha, ha, nie spodziewałaś się, że wyciągnę takiego asa z rękawa, co?. Za cztery godziny masz być z powrotem na Sycylii i grzecznie wytłumaczyć mi o co ci znowu chodzi, capisci?
W jego głosie słyszałam rezygnację, ból i rozpacz. Musiałam odepchnąć od siebie współczucie i miłość. Pomógł mi w tym ciągle obecny obraz wczorajszego wieczoru i Anny rozłożonej przed nim na biurku. Nabrałam głęboko powietrza i ścisnęłam mocniej kierownicę.
– Jak chciałeś ją rżnąć, to trzeba było mnie nie ściągać do swojego życia. Zdradziłeś mnie, a ja, tak jak ty, zdrady nie wybaczam. Nie zobaczysz mnie już nigdy, ani mnie, ani swojego dziecka. I nie szukaj nas, nie jesteś tego wart, by być w naszym życiu. Żegnaj, donie. Aha, i jeszcze jedno: mała to jest twoja pała! Ciao!
To powiedziawszy, wcisnęłam czerwoną słuchawkę i wyłączyłam telefon, po czym wyszłam z auta i wyrzuciłam go do kosza obok jednego z wejść.
– Koniec – szepnęłam do siebie, wycierając oczy.
Wchodząc do banku, poczułam się jak złodziejka. Nagle przypomniały mi się wszystkie sceny z gangsterskich filmów, jakie oglądałam. Brakowało mi tylko broni, kominiarki i tekstu: „Ręce do góry. To napad”. Mimo że miałam pełne prawo do pieniędzy, które chciałam wyjąć, rosło we mnie przekonanie, że okradam Czarnego.
No, prawo jak prawo – wspólnota majątkowa obejmuje to, czego dorobiliście się w trakcie trwania małżeństwa, a wasze trwa ile? Trzy tygodnie?
Więc tak, okradasz Czarnego.
Ale w szlachetnym celu! Zabrane bogatemu pieniądze pójdą na podstawowe kosmetyki dwóch uchodźczyń szukających penthouseowego azylu na Węgrzech.
Jednak nie miałam absolutnie żadnego wyjścia – gdyby nie fakt, że oczekiwałam dziecka, nie posunęłabym się do tak desperackiego kroku. Dziecko! Ale czy ktoś pomyślał o dziecku?! Podeszłam do jednego z okienek i oświadczyłam pani, jakiego rzędu kwotę chcę podjąć, i że awizowałam tę wypłatę w nocy na infolinii. Kobieta siedząca naprzeciwko zrobiła przedziwną minę, po czym poprosiła mnie o chwilę cierpliwości i zniknęła za drzwiami.
Usiadłam na kanapie, która stała nieopodal, i czekałam na dalszy ciąg wypadków.
– Dzień dobry – przywitał się grzecznie jakiś mężczyzna, stając przede mną. – Nazywam się Łukasz Taba i jestem dyrektorem banku, zapraszam.
Spokojnym i eleganckim krokiem poszłam za nim i usiadłam na fotelu w jego biurze.
– Chce pani podjąć sporą gotówkę, poproszę o numer konta i dokumenty.
I tu nastąpiła wtopa stulecia, bo jakie właściwie dokumenty mogła mieć ze sobą Laura? Aktu ślubu przecież ze sobą nie wzięła, jakieś upoważnienie do dysponowania kontem – haha, już widzę, jak Massimo coś takiego podpisuje (a gdyby nawet, to wracamy do punktu wyjścia i faktu, że Laura uciekła z tym tylko, co zabrała na weekend w SPA).
Jedynym, co mogłoby uratować tę scenę, jest założenie, że wypłaca te pieniądze ze SWOJEGO WŁASNEGO konta – jak pamiętamy, jeszcze przed ślubem dostała od Massima apartament, kilka samochodów i “konto z siedmiocyfrową zawartością”. Tyle, że nigdzie nie pada ani słówko na ten temat, przeciwnie, Laura cały czas mówi o kontach Massima i jego pieniądzach.
Kuro, dla autorki to są pierdoły z poprzedniego tomu, których już pewnie nawet nie pamięta. Poza tym poczytałbym krótkiego ficzka w którym okazuje się, że Laura nie ma prawa korzystać z konta i ze wstydem opuszcza bank.
Po kilkudziesięciu minutach leżała przede mną cała kwota. Zapakowałam ją do kupionej wcześniej torby, pożegnałam się z uprzejmym panem i ruszyłam w stronę wyjścia.
(...)
– Domenico do mnie napisał – oznajmiła Olga, otwierając mi drzwi. – Wysłał mi wiadomość na Facebooku.
– Nie mam ochoty tego słuchać, rozmawiałam z Massimem, powiedziałam mu wszystko, co zamierzałam powiedzieć. Proszę, to twój nowy telefon. – Wręczyłam jej pudełko. – I bardzo cię proszę, skończmy temat Sycylijczyków, okej? Mam ich dość. I przez najbliższy czas pamiętaj, że niestety nie możesz logować się na portale, pocztę ani nic, po czym mogliby nas znaleźć. Aha, lecą tu, są w połowie drogi, więc musimy spadać, chodź.
– Laura, kurwa, ale on napisał, że Czarny cię nie zdradził.
– A co miał napisać, do cholery?! – wrzasnęłam, zirytowana tą rozmową. – Przecież on nam teraz powie wszystko, co zechcemy usłyszeć, żeby tylko mnie zatrzymać. Jeśli chcesz, zostań, gwarantuję ci, że za trzy godziny będą w tym domu. Tylko że ja nie mam zamiaru słuchać tych bzdur, bo wiem, co widziałam.
Podejrzewam, że w tym momencie nawet najbardziej bezkrytyczne wielbicielki talentu pani Lipińskiej uniosły brwi w takim “seeeeeerio?”
(...)
Laura dzwoni jeszcze do matki (z nowego telefonu) i wciska kit, że rozstała się z Massimem i przeniosła do innego hotelu (jak pamiętamy, w wersji dla mamy Massimo jest przede wszystkim jej szefem w sieci hoteli).
– Myślisz, że Klara łyknęła kit? Twoja mama nie jest taka głupia, jak ci się wydaje, wiesz o tym?
– Olka, kurwa, a co ja mam jej powiedzieć? Cześć, mamo, wiesz co, będę z tobą szczera, porwali mnie parę miesięcy temu, bo jednemu gościowi się przyśniłam, a później zakochałam się w swoim porywaczu, ale luz, bo nie jestem jedynym na świecie przypadkiem syndromu sztokholmskiego. On jest szefem mafii i zabija ludzi, ale to nic, wiesz, bo zrobiłam sobie z nim dziecko i wyszłam za niego za mąż w tajemnicy przed wszystkimi, i tak żyliśmy sobie szczęśliwie, wydając jego fortunę zarobioną na narkotykach i handlu bronią, póki mnie nie zdradził, a teraz uciekam przed nim na Węgry.
No cóż, dobrze wiedzieć, co Laura uważa za prawdziwą zbrodnię.
(...)
Olga zajrzała do czarnej torby i skrzywiła usta.
– Tak wygląda milion? Myślałam, że będzie tego więcej.
Ciekawostka: milion dolców w banknotach studolarowych waży 10kg, a w pięcio - aż 200kg.
Zamknęłam suwak i popatrzyłam na nią z dezaprobatą.
– A ile miałam wziąć? Uważasz, że to mało? Ja chcę iść do pracy po urodzeniu dziecka, a to ma być nasza polisa – jego i moja – do czasu porodu. Nie mam zamiaru żyć na koszt Massima (powiedziała po wypłaceniu sobie miliona euro z jego konta), a przynajmniej nie na takim poziomie jak na Sycylii, udając burżuazję.
Skończyły się szanele i dolczegabany, zostały sieciówki…
Nawet ta specjalnie kupiona torba miała logo Biedronki.
– Bo głupia jesteś, Lari. Kurwa, ty zupełnie nie myślisz w kategoriach korzyści. Popatrz, zrobił ci dziecko, zasadniczo bez twojej zgody i wiedzy. – Pokręciła głową, sama jakby nie zgadzając się z tym, co mówi. – No dobra, wiedziałaś, to znaczy, no, nie wiedziałaś, ale chuj z tym. I w ogóle co to za różnica, sama chciałaś, czy wrobiono cię podstępem. Zrobił ci dziecko, tak? Pozbawił faceta, sprawił, że wyszłaś za niego, a na koniec zdradził. Ja bym temu kutasowi wszystko zabrała, tak wiesz, za karę, dla przykładu, a nie z pazerności.
Dla przykładu wyczyścić konto szefowi potężnej mafii. No, po tym na pewno by was nie szukał.
– Idź, Olo, już zatankuj, wiesz, bo pierdolisz głupstwa. Nie możemy użyć kart, bo Massimo nas namierzy, a przynajmniej dowie się, w którą stronę jedziemy. Więc nie ma co rozbijać gówna na atomy, nie będzie więcej kasy i koniec.
Rozwalają mnie te jej powiedzonka.
(...)
Dziewczyny docierają do Budapesztu, gdzie Laura poznaje Istvana i jego syna, Atillę.
Olga miała absolutną rację, twierdząc, że István nie wygląda na swój wiek. Był niezwykle zmysłowym facetem, odrobinę przypominał Turka skrzyżowanego z Rosjaninem.
Czyli jak? Bo jestem sobie w stanie wyobrazić wielu Rosjan, którzy wyglądają bardzo różnie. I z którym z nich skrzyżowano tego Turka? Hm?
W oczach miał chłód, a w obyciu nonszalancję. Czuć było, że to silny mężczyzna, który uwielbia, gdy wszystko dzieje się tak, jak on chce. Do tego był niezwykle dobry, ale tego uczucia nie potrafiłam wyjaśnić. Miał w sobie coś takiego, co powodowało, że zaufałam mu od pierwszej sekundy.
Ciekawe, czy w tej książce zdarzy się jakiś… może nie brzydki, ale po prostu przeciętny facet, który będzie po prostu miły? Pamiętam, że pisząc recenzję pierwszego tomu Dory Wilk stwierdziłem, że jednym z głównych wątków jest “festiwal facetów”: opowieść idzie od jednego przystojniaka do drugiego, a towarzyszą temu ochy i achy narratorki. No więc teraz mam flashbacki z Wietnamu.
Może się trafi gdzieś w trzecioplanowej roli. O ile pamiętam, to doktor Ome nie był szczególnie przystojny (co prawdopodobnie ocaliło mu życie w kontakcie z Massimem).
Ale tak poza tym, to przecież mamy tu od początku do końca po prostu przelaną na papier fantazję aŁtorki: o koncie bez dna, kozaczkach od Givenchy i otaczającym ją haremie przystojniaków.
– Osobliwe masz podejście do sytuacji, ale rozumiem je – powiedziałam z uśmiechem.
Węgier raz jeszcze rzucił okiem na Olo i krzyknął coś, a po schodach zbiegł młody przepiękny mężczyzna.
– To Atilla, mój syn – powiedział. – Ola, zapewne go pamiętasz?
Btw, Węgrzy zapisują to imię “Attila”.
Obydwie stałyśmy jak zaczarowane, patrząc na młodziutkiego Węgra stojącego przed nami. Widać było, że bardzo lubi ćwiczyć; jego wylewająca się spod niewielkiego T-shirtu [materiał trzeszczał przy każdym oddechu] muskulatura sprawiała, że trudno się było skupić na czymkolwiek w jego obecności. Miał śniadą karnację, zielone oczy i równiutkie białe zęby, a kiedy się uśmiechał, w policzkach robiły mu się dołeczki. Był tak słodki i śliczny, że nie sposób było oderwać od niego oczu.
– Olo, mam zawał – powiedziałam po polsku z idiotycznym uśmiechem.
Pasuje ci ten uśmiech, Lauro. Czy po zerwaniu z kimś kto jest dla ciebie całym światem, kogo nieziemsko kochasz i jesteś świeżo po ślubie, po tym jak ta osoba niewiarygodnie cię zraniła, ktokolwiek jest w stanie tak szybko się do kogoś ślinić? Jeśli tak to zazdroszczę. A może to po prostu dowód na płytkość relacji bohaterów?
Myślę, że dla niej największą traumą była jednak konieczność rozstania się z ukochanymi kozaczkami.
Moja przyjaciółka stała jak zahipnotyzowana, nie mogąc wydusić słowa.
– Cześć, jestem Atilla. – Uśmiechnął się. – Wezmę wasze walizki, bo wyglądają na ciężkie.
– Ciekawe, czy mnie może wziąć? – wypaliła Olga, kiedy trochę oprzytomniała.
Młody Węgier tymczasem błyskawicznie wniósł ogromne walizy i zniknął za progiem. A my stałyśmy, wciąż się śliniąc na wspomnienie jego umięśnionego ciała.
Przestały dopiero, kiedy z dołu przylecieli wściekli sąsiedzi, których zalewało.
– Przypominam ci, że jesteś w ciąży i cierpisz po zdradzie – powiedziała Olga z głupkowatym wyrazem twarzy.
– Oj tam, oj tam!
– A ty podobno jesteś szaleńczo zakochana w Domenicu? – odparowałam bez wahania. – Poza tym on jest od nas chyba sporo młodszy.
– Owszem, kiedy widziałam go ostatni raz, był jeszcze dzieckiem, miał jakieś piętnaście lat, czyli teraz ma koło dwudziestu. – Przeliczywszy szybko w pamięci, kiwnęła głową. – Już jako nastolatek był ładny, ale to, co wbiegło po schodach, to już lekka przesada. Jak ja mam mieszkać z nim pod jednym dachem... – jęknęła.
Niestety, okazuje się, że młode węgierskie ciacho nie jest do wzięcia…
(...)
– Dziękuję, Atilla, pewnego dnia jakaś kobieta będzie z tobą bardzo szczęśliwa.
Młody Węgier przekręcił się i oparł na łokciu, wpatrując we mnie.
– Oj, szczerze wątpię – odparł rozbawiony. – Jestem stuprocentowym, zdeklarowanym gejem.
Wy też słyszycie dźwięk dwóch pękających serduszek?
Wytrzeszczyłam oczy i zapewne zrobiłam najgłupszą minę na świecie, bo Atilla wybuchnął niekontrolowanym śmiechem. Gej?! Przystojny?! Kto pozwolił mu tak biegać luzem, i to jeszcze na Węgrzech?!
– Boże, co za strata! – jęknęłam, układając usta w podkówkę.
– Prawda? – Uśmiechnął się z przekorą. – Nawet kiedyś próbowałem być bi, ale to nie dla mnie, waginy zupełnie mnie nie interesują. Jesteście oczywiście piękne (wy, waginy) i nosicie ładniejsze buty (pussy in boots), ale ja wolę facetów. Wielkich, muskularnych…
Mimo wszystko dziewczyny zaprzyjaźniają się bardzo z Atillą, Laura traktuje go jak młodszego brata, a on bardzo przejmuje się jej stanem.
W Budapeszcie spędzają w sumie półtora miesiąca (nic się nie dzieje, nanananana… za to mamy dużo opisów stylizacji Atilli), aż do grudnia, kiedy to ni z tego, ni z owego dochodzą do wniosku, że trzeba wracać, i to do Warszawy.
– Lari, czas wracać do Polski albo wyprowadzić się – powiedziała Olo, siadając obok przy kuchennym blacie, kiedy jadłam śniadanie. – Z dzieckiem jest już wszystko dobrze, ty się czujesz świetnie, nikt nas nie goni, nie szuka, a minęło ponad półtora miesiąca. Wracajmy.
A wiesz, że nikt was nie szuka, stąd, że…?
Na wieść o powrocie Atilla znienacka dostaje wściku i głośno protestuje.
– No już, Godzilla, nie wściekaj się – powiedziałam. – Jedź z nami, jeśli chcesz, ale my musimy wracać.
No, autorka wrzuciła tu jeszcze mojego ulubionego filmowego potwora, żeby bardziej mi dowalić.
“Musimy” wracać? Ale dlaczego, po co? Rozumiem, że nie chcą dłużej siedzieć na głowie Istvanowi, no ale mają przecież ten milion euro, nie mogą urządzić się gdzie indziej?
Poklepałam go po plecach i poszłam na górę. Tak jak się spodziewałam, nie czekałam długo, a mój przybrany brat gej ( -_- ) popędził za mną. Wpadł do pokoju jak burza i zamknął drzwi. Podszedł do mnie, objął mnie dłonią za szyję i przycisnął do ściany. W żołądku poczułam znajome mrowienie; tylko Massimo traktował mnie w ten sposób. Niespodziewanie jego język brutalnie wdarł się w moje usta, a całe ciało przywarło do mnie.
No dobra, po tym całym wywodzie o tym, jakim to Atilla jest stuprocentowym gejem, to jest plot twist, który mnie zaskoczył.
Ten wątek jest tak poprowadzony, że ten plottwist chyba zaskoczył nawet autorkę. Fabuła sfiksowała, bo dawno chłopa nie miała.
Zamknęłam oczy i przez chwilę wydawało mi się, że cofnęłam się w czasie. Nasze języki tańczyły ze sobą w idealnym leniwym rytmie, podczas gdy ogromne dłonie czule obejmowały moją twarz. Miękkie wargi otulały moje usta, były ciepłe, namiętne i dzikie.
– Atilla, co ty wyprawiasz? – wyszeptałam oszołomiona, odwracając głowę na bok. – Przecież mówiłeś…
– Naprawdę uwierzyłaś, że jestem gejem? – zapytał, przesuwając językiem po mojej szyi. – Lauro, jestem stuprocentowym heterykiem. Pragnę cię niemal od chwili, gdy weszłaś do tego domu, uwielbiam to, jak pachniesz i jak wyglądasz, kiedy się budzisz. Kocham to, jak podnosisz jedną nogę i lejesz na drzewko opierasz ją o drugą, kiedy myjesz zęby, jak czytasz książkę i zagryzasz wargi, kiedy się nad czymś zastanawiasz – westchnął. – Boże, ile razy chciałem cię wtedy mieć.
Mujborze, Laura taka seksowna, każdy chłop na jej widok dostaje małpiego mózgu, żodyn jej się nie oprze, żodyn! Nawet gdyby faktycznie był gejem!
...no właśnie, czy ktoś jest w stanie mi wytłumaczyć, po jaką cholerę młody chłopak udaje geja przed kobietą, która mu się podoba…?!
Ja chyba wiem. Po to, by Olga się do niego nie przystawiała.
Byłam w takim szoku, że w pierwszej chwili nie zrozumiałam tego, co do mnie mówił. A sprawy nie ułatwiał jego liżący mnie wciąż język.
https://media.giphy.com/media/feiKddPIfXvR7rIwoH/giphy.gif
– Ale ja jestem w ciąży i jestem żoną stuprocentowego mafiosa. Czy to do ciebie dociera?
Mało to rozwodów na tym świecie? Ale na serio, ona ma jakie skrupuły z powodu tego, że jest żoną Massima? Po całym tym melodramatycznym rozstaniu, żegnaj, nie zobaczymy się już nigdy?
– Odepchnęłam go. – Młody, traktuję cię jak brata, a ty odstawiłeś całą tę szopkę, że niby jesteś ciotą, żeby mnie wydymać? Jezu, to obrzydliwe. – Wściekła otworzyłam drzwi. – Wypierdalaj! – Kiedy nie reagował, wrzasnęłam: – Wypierdalaj, Atilla!*
Wow, chciałbym usłyszeć jak rzuca taką wiązanką do Massima, gdy okazało się, że skutecznie ją zapłodnił i okłamywał.
No to nie usłyszysz. *wraca do początku książki* Na wieść o dziecku Massimo płacze z radości, Laura też zaczyna szlochać, wzruszona jego wrażliwością, a potem to już tylko jęczą do rana.
*Cytat ze słów rzymskiego wodza Aecjusza, wypowiedzianych po pokonaniu Hunów w bitwie na Polach Katalaunijskich, 451 rok n.e., koloryzowane.
Wracając do Warszawy dziewczyny dochodzą do wniosku, że starczy już tych ucieczek i właściwie to dlaczego by nie dogadać się z Massimem? [Oho, milion chyba już prawie wydany] W Warszawie najpierw przez tydzień siedzą w hotelu, a potem wynajmują mieszkanie, płacąc z góry od razu za pół roku, żeby tylko właściciel nie domagał się od nich żadnych dokumentów. Następnego dnia Olga jedzie odwiedzić swoją matkę, a Laura zostaje sama w domu i postanawia wybrać się do kina. Kiedy z niego wraca…
Przekręciwszy klucz w drzwiach, usłyszałam telewizor. Olga już wróciła?, pomyślałam zdziwiona. Zamknęłam je i skierowałam się tam, skąd dobiegały dźwięki. W mieszkaniu było całkiem ciemno, mrok rozświetlała jedynie poświata z telewizora.
Spojrzałam na ekran i serce mi stanęło: śniłam na jawie po raz któryś ten sam koszmar. Obraz w telewizorze podzielony był na pół – po jednej stronie nagrania z monitoringu była scena zdrady Massima, a po drugiej jakieś spotkanie w ogrodzie. Usiadłam na kanapie i poczułam, że robi mi się słabo. W pewnym momencie ktoś wcisnął pauzę, a film się zatrzymał. Wzięłam głęboki wdech, wiedząc, że on tu jest. Zamknęłam oczy.
– Massimo?
No co za niespodzianka, kto by pomyślał!
Teraz moje zdziwienie idzie poniekąd dwoma torami: po pierwsze, jak on ją namierzył w tym mieszkaniu? Akurat tam, gdzie postarała się nie zostawić śladów, wynajmując je “na gębę”? (Dobra, sama mogłabym wymyślić z pięć wyjaśnień, np. właściciel opowiadał na prawo i lewo o nietypowej klientce, aż doszło to do uszu ludzi Massima, którzy przecież są wszędzie. Ale nie, nie dostajemy żadnego wytłumaczenia, ot, znalazł ją i tyle). Dlaczego nie dorwał jej wcześniej, gdy mieszkała w hotelu? Przecież musiała się zameldować, używając jakichś dokumentów (nie, nie ma informacji, że zatrzymała się w jakiejś spelunie, gdzie nikt by o to nie pytał – zresztą kto, Laura? W spelunie? W życiu!).
Po drugie (i w pewnym sensie sprzeczne z pierwszym): a dlaczego właściwie Massimo nie namierzył jej wcześniej? Podobno ma swoje macki w całej Europie, swego czasu w godzinę potrafił zdobyć wszystkie istotne informacje na jej temat, a tutaj nagle przez półtora miesiąca nic? Budapeszt to taka biała plama na końcu świata, że Massimo nawet nie bierze go pod uwagę?
– Jeśli przyjrzysz się dokładnie temu, co jest po lewej stronie, zobaczysz na pośladku mojego brata pieprzyk, którego ja nie mam – odezwał się. – Jeśli popatrzysz na prawą stronę ekranu, zobaczysz, że w tym samym czasie siedziałem z ludźmi z Mediolanu w ogrodzie.
Tak, bo we wzburzeniu, kiedy wydawało jej się, że nakryła go na zdradzie, akurat miała głowę do tego, by przyglądać się pieprzykom na jego dupie.
Jestem ciekaw jak długo Massimo przyglądał się dupie własnego brata, aż triumfalnie znalazł na niej pieprzyk w miejscu w którym on sam żadnego nie ma. I czy robił to sam czy z całym sztabem, na którego czele stał jego consigliere. A jeszcze bardziej jestem ciekaw jakim cudem Anna znalazła się w tak dobrze strzeżonej posiadłości Massima. Niby zakopali topór wojenny, ale i tak…
Mnie też zastanawia rozdzielczość tego obrazu; zobaczyć pieprzyk na dupie na scenie nagranej w ciemnym pomieszczeniu...
Słysząc jego głos, o mało się nie rozpłakałam – był tu, czułam jego zapach, ale zupełnie nie słuchałam tego, co mówi.
Standard. Któregoś dnia oznajmi “zabiję cię, Lauro”, a ona tylko będzie się ślinić do seksownego brzmienia jego głosu, w ogóle nie rejestrując treści.
– Lauro, kurwa, wstań i popatrz, a potem wyjaśnij mi, do cholery, co się z tobą działo przez te wszystkie tygodnie! – wrzasnął z opuszczonymi spodniami i wypiętym dupskiem, kiedy nie reagowałam. – Chcesz ode mnie odejść, to powiedz mi to w twarz, a nie uciekaj i nie chowaj się przede mną. Potraktowałaś mnie jak najgorszego wroga, a nie męża. A jakby tego było mało, uznałaś, że jestem idiotą, który zdradziłby cię z kimś, kogo szczerze nienawidzi.
No cóż, w przypadku Massima nie byłabym niczego pewna; skoro mogło znienacka się okazać, że ma bliźniaka, o którym zapomniał powiedzieć, to może zapomniał też wspomnieć, że pogodził się z Anną...
W tym momencie światło w salonie zapaliło się, a don wstał z fotela i stanął przede mną. Podniosłam wzrok i spojrzałam mu prosto w oczy. Był najpiękniejszym facetem na ziemi. Ubrany w czarne spodnie i golf w tym samym kolorze wyglądał oszałamiająco. Stał i przeszywał mnie lodowatym wzrokiem; dawno już nie czułam na sobie tego arktycznego lodu. Zmusiłam się, by oderwać od niego oczy, bo jego widok aż bolał. Przeniosłam wzrok na telewizor. Massimo znów wcisnął play. Wszystko, co mówił, miało sens i cała sytuacja nagle stała się jasna. Przewinął kilkanaście minut do tyłu i wyraźnie zobaczyłam, jak wstaje od stołu, a po kilku chwilach zjawia się w bibliotece, w której jego brat posuwa Annę.
Było mi źle. Tak potwornie, jak w tej chwili, nie czułam się chyba jeszcze nigdy w życiu. Zjebałam, zwyczajnie, po ludzku, pomyliłam się i zjebałam.
No i tak o. Tak wygląda najważniejszy plot twist u Blanki Lipińskiej. Od początku wiemy, że Massimo ma identycznego bliźniaka, wie o tym Laura, wie Olga (aż za dobrze), a mimo to żadnej z tych dwóch tytanek intelektu nie przyszło do głowy, że A MOŻE to był Adriano? Nieeeee, nigdy mu nie wybaczę, przecież WIEM, CO WIDZIAŁAM!
Massimo informuje, że Adriano wyjechał wraz z Anną. Spoiler: więcej go nie zobaczymy, zginie gdzieś poza kadrem. Państwo Torricelli wracają natychmiast na Sycylię, razem z nimi oczywiście Olga i Domenico. Po wejściu do samolotu Laura bierze pigułę na sen, budzi się już na Sycylii w swoim łóżku. Massimo gdzieś zniknął, a ona odbywa poważną rozmowę z Olgą.
– Cześć – rzuciłam, zamykając drzwi i wślizgując się do niej pod kołdrę. – Massimo jest taki wkurwiony, że nie odzywa się do mnie, wydaje tylko polecenia. Wkurza mnie to.
– Dziwisz mu się? Nic nie zrobił, a został oskarżony o zdradę, a przy tym odebrałaś mu to, co kocha najbardziej na świecie. Możliwość kontrolowania każdego laurowego kroku? Wybacz, kochanie, i powiem to tylko tobie, ale uważam, że ma rację. Ja na jego miejscu bym cię chyba zabiła, serio. – Zamknęła klapę komputera. – Mówiłam ci, że on tego nie zrobił, ale nie chciałaś mnie słuchać. Może nauczy cię to wyjaśniania sytuacji, a nie uciekania przed nią.
Powiedziała ta, która od początku aktywnie pomagała jej w ucieczce i też na śmierć zapomniała o istnieniu Adriana.
(...)
Laura chce jechać lekarza, ale okazuje się, że ma ban na opuszczanie posiadłości.
I wielki don Massimo zamiast usiąść, porozmawiać i zrozumieć w jak wielkim szoku była Laura (o tym że nie jest zbyt lotna umysłowo powinien już dawno się przekonać), woli dalej się fochać. Nawet mi was nie żal, frajerzy.
Przepraszam, a widziałeś w tym opku choć jeden moment, w którym on przejmuje się jej uczuciami?
– Do dupy na raki, a nie na sanki.
Muszę przyznać, że podoba mi się absurdalność tego powiedzonka.
Jesteśmy uziemione, nie wolno nam wyjść, kluczyków od auta nie ma, brama jest zamknięta, łodzi przy pomoście brak, a mur dookoła rezydencji jest za wysoki.
No nie mów, że wszystkiego próbowałaś!
Poproś nowych ochroniarzy o podsadzenie cię przy przechodzeniu przez ten mur. Jeżeli są tak samo kompetentni jak ich poprzednicy, to może nawet pomogą ci wykopać tunel bez zbędnych pytań.
Przez resztę dnia dziewczyny się nudzą, umilając sobie czas zabiegami fryzjerskimi i kosmetycznymi (ekipa oczywiście przyjechała do domu). Wreszcie wieczorem pojawia się Massimo.
– Jestem na ciebie wściekły, Mała. Jeszcze nikt nigdy nie doprowadził mnie do takiej furii. Chciałbym, żebyś wiedziała, że przez ciebie musiałem pozbyć się najlepszych ludzi, którzy was nie upilnowali.
Najlepszych… ludzi…
https://otvet.imgsmail.ru/download/257246058_8a5d2074b77a2ddfaa356d5c31ad8a48_800.gif
Laura usiłuje przeprosić Massima w jedyny znany sobie sposób, ale ten odrzuca jej awanse. Jednak kiedy wymyka jej się informacja, że ciąża była zagrożona (fakt, połowę pobytu w Budapeszcie spędziła w łóżku), dostaje ataku szału i rycząc z wściekłości leci gdzieś do piwnicy. Laura go śledzi.
Po cichu podeszłam do kolejnej ściany i wychyliłam się zza niej, by zobaczyć, co się dzieje. Moim oczom ukazało się coś na kształt klatki, a w środku niej Massimo i jeden z naszych ochroniarzy. Okładali się pięściami, a raczej to Czarny niesamowicie go tłukł. Mimo że różnica wagi między nimi była znaczna, don nie miał najmniejszego kłopotu z rozerwaniem go na strzępy.
Wiecie co, to strasznie nudny i płaski opis jak na kogoś, kto pracuje przy KSW i może się przyglądać walkom z bliska.
Cała para idzie tu w opisy ciuchów i seksu, reszta nie jest warta aŁtorczynej uwagi.
Kiedy jego przeciwnik podnosił ręce w geście kapitulacji, do klatki wchodził kolejny człowiek, a Massimo zaczynał od nowa.
Najwidoczniej Massimo to nadczłowiek o niesamowitej wytrzymałości albo jego ludzie boją się oddawać. Za tym drugim zdaje się przemawiać to, że nigdy nie widzimy Massia choćby z siniakiem na twarzy.
Ot, takie żywe worki treningowe.
Nie miałam pojęcia, że potrafi się bić, byłam przekonana, że ma od tego ludzi. Jak widać, nie myliłam się.
Tak, NIE myliłaś się, to jego ludzie tłuką się teraz między sobą.
Jego ciało faktycznie było niesamowicie rozciągnięte,
miał doskonałą kondycję, ale nigdy nie przypuszczałam, że zawdzięcza to walce. Wykonywał bardzo wysokie kopnięcia i efektownie wykorzystywał klatkę, by pokonać przeciwnika. Nie powiem – ten widok był dość seksowny i nawet to, że Massimo był skrajnie wściekły, nie robiło mi różnicy.
Massimo ślizgał się na podłodze mokrej od krwi, chrzęst łamanych szczęk przeplatał się z cichym stukotem wybitych zębów, ludzie zwijali się z bólu. “Mrau”, pomyślała Laura.
Kiedy sparringpartnerzy Massima odchodzą, Laura wychodzi z kryjówki, kusząc skąpą koszulą i koronkową bielizną; tym razem gałązka oliwna zostaje przyjęta.
(...)
– Tak bardzo cię kocham... – wyszeptał. – Uciekając, wyrwałaś mi serce i zabrałaś ze sobą na te wszystkie tygodnie.
Szkoda, że to tylko przenośnia.
Gdy to usłyszałam, dalsze słowa uwięzły mi w gardle, a do oczu napłynęły łzy. Mój cudowny silny mąż obnażał się teraz przede mną, karząc mnie szczerością. Jego dolna warga wycierała każdą płynącą po moim policzku kroplę.
– Umrę bez ciebie – powiedział, a jego kutas znów zaczął poruszać się we mnie. – Poważnie, bez posuwania cię minimum dwa razy tygodniowo padnę trupem, tak powiedział lekarz.
Nie chciałam dochodzić, poza tym nie miałam na to zupełnie ochoty po słowach, jakie usłyszałam. Chciałam tylko, by nasycił się tym, czego tak brutalnie pozbawiłam go kilka tygodni temu.
– Nie tutaj – wydyszał, unosząc mnie z maty i biorąc na ręce. Nagi przeszedł przez pierwsze pomieszczenie i mijając drugie, chwycił jeden z ręczników leżących na półce. Postawił mnie na moment, a kiedy owinął nim biodra, ponownie wziął mnie na ręce i ruszył schodami na górę. Niósł mnie korytarzami bez słowa, skręcając co chwilę w jakieś drzwi. W końcu dotarł do biblioteki i ułożył mnie na dywanie obok ledwo już tlącego się kominka.
Mam nadzieję, że Laura została tu przyniesiona w roli pniaczka.
A teraz… Rzygaliście już dzisiaj? Nie? No to lecimy po wiaderka, szybciutko, szybciutko!
– Pierwszej nocy, kiedy chciałaś uciec i powaliłem cię dokładnie w tym miejscu, myślałem, że nie dam rady. – Zrzucił ręcznik i powoli zaczął wsuwać się we mnie. – Kiedy twój szlafrok rozchylił się, jedyne, o czym marzyłem, to to, aby w ciebie wejść. – Jego wielki kutas zanurzył się do końca, a ja jęknęłam, odrzucając głowę w tył. – Pragnąłem cię wtedy do tego stopnia, że zabijając człowieka, miałem przed oczami to, jak cię pieprzę.
Wow, jeśli chodzi o zabijanie, to Massimo wpadł już w niezłą rutynę.
– Ciało Czarnego poruszało się coraz szybciej, a w moim zaczęło narastać napięcie. – Później, kiedy straciłaś przytomność i przebierałem cię…
– Kłamca – przerwałam mu, głośno dysząc. Pamiętałam, jak powiedział, że przebrała mnie Maria.
E tam, a żeby to pierwszy raz cię okłamywał…
Ta Maria, której nikt nigdy nie widział?
– …zanurzyłem w tobie palce, byłaś taka mokra. I mimo że nieprzytomna, jęknęłaś z rozkoszy, kiedy poczułaś je w sobie.
Wiecie co, te leki uspokajające naprawdę działają, czuję się… NA LITOŚĆ BOSKĄ, KSIĄŻKO!!!. Nawet nie będę tracił czasu na tłumaczenie, dlaczego to wyznanie jest paskudne i dlaczego nie ma w tym nic podniecającego. Nie, dość. Dawaj mi to wiadro Kuro, tylko żeby było duże.
– Zboczeniec – wyszeptałam.
Nie, Laura nie dała mu w ryj, nie oburzyła się ani odrobinę, przeciwnie, była przeszczęśliwa, że znów może się z nim seksić. Ech, ałtorko, ałtorko…
(...)
Rozmawiają; Massimo szaleje z niepokoju na każdą wzmiankę, że ciąża mogła być zagrożona ze względu na chore serce Laury (o którym jakże wygodnie właśnie sobie przypomniała), chce natychmiast wzywać lekarza, wreszcie ona jakoś go uspokaja. Wydaje się mieć absolutnego świra na punkcie swojego dziecka, rozmawia z brzuchem Laury (“Opowiadam mojemu synowi, ile niezwykłych rzeczy go tu czeka, na kogo będzie musiał uważać, a kogo może się pozbyć.”), ale gdy przychodzi co do czego…
Czarny opadł na kolana i wtulił głowę w mój brzuch.
– Odchodzę od zmysłów na myśl, że tobie albo dziecku coś się może stać. Chciałbym, żeby już się urodziło i żebym mógł…
– …oszaleć do reszty – dokończyłam za niego. – Kochanie, przestań ciągle się zamartwiać, ciesz się tym, że masz mnie na wyłączność, bo za kilka miesięcy będę zajęta bieganiem za śliczną małą istotką.
Podniósł głowę i popatrzył na mnie. W jego spojrzeniu czaiło się coś całkiem nowego.
– Sugerujesz, że nie będziesz mieć czasu dla mnie? – zapytał oburzony.
– Kochanie, pomyśl, będę matką małego dziecka, ono wymaga atencji cały czas, jest całkowicie zależne ode mnie, więc odpowiadając na pytanie: tak, będę mieć dla ciebie mniej czasu. To naturalne.
– Będzie miało niańkę – obruszył się obrażony, wstając z kolan i idąc w stronę drzwi, do których ktoś pukał. – Jeśli będę miał ochotę zerżnąć cię, żaden człowiek, nawet nasze dziecko, nie przeszkodzi mi w tym.
Priorytety.
No ba. I pewnie zaraz po porodzie też będzie chciał.
Zaraz, na szpitalnym łóżku, gdy pielęgniarka jeszcze nie zdąży wynieść noworodka z sali.
– Panie Torricelli, co pan robi, jeszcze łożysko!
– ZEJDŹ MI Z DROGI, PYLE MARNY. Bang, bang.
(...)
Rozdział 7
Rano Massimo i Laura zaczynają rozmawiać o walkach MMA, a ona wspomina faceta, z którym kiedyś się spotykała (oczywiście wspomina wyłącznie w myślach):
Kiedyś Olga spotykała się z jednym takim, który to trenował, i wymyśliła, że fajnie by było, gdybym na te randki chodziła razem z nią. Więc znalazła mi chłopaka – miał na imię Damian, i zdecydowanie był gorącym towarem. Ogromny łysy zawodnik MMA wyglądał jak gladiator.
Dwóch Damianów walczących w MMA pasuje do tego opisu i myślę, że jeden z nich mógłby się poczuć nieswojo czytając ten fragment. Tym bardziej, że opis pasuje też w sumie do Martina, byłego Laury...
Niebieskie oczy, duży, złamany nos i niewiarygodnie ponętne usta, którymi wyczyniał cuda. Wspaniale się bawiliśmy; w ogóle był świetnym człowiekiem, dobrym i zaskakująco mądrym. Zaskakująco, bo stereotyp o tych ludziach podpowiadał troglodytę bez szkoły, natomiast on był o wiele inteligentniejszy niż ja i lepiej wykształcony.
Nie żeby miał jakoś szczególnie wysoko zawieszoną poprzeczkę…
Gadka szmatka, Laura stwierdza, że chętnie zobaczyłaby taką walkę na żywo i cóż się okazuje! Za kilka tygodni gala MMA odbędzie się w Gdańsku, wobec czego państwo Torricelli postanawiają się na nią wybrać, a przy okazji odwiedzić brata Laury, który najwyraźniej tam mieszka. Tymczasem właśnie jest 6 grudnia, więc Massimo postanowił zabawić się w Mikołaja i obsypać wszystkich prezentami, włącznie z rodziną Laury (która, przypomnę, nadal nie wie, że jest on jej mężem). Nie szkodzi, że jako Włoch powinien raczej zaczekać do 6 stycznia i pobawić się w Befanę; najwyraźniej poznał już doskonale polskie zwyczaje.
Mama Laury dostaje wypasioną torebkę z ostatniej kolekcji Fendi, tata teleskop, a brat bilety na mecz Manchesteru United. Skąd Massimo wiedział, co kupić i co się będzie podobało? Ano, jego ludzie sprawdzili jej konto i na co wydaje pieniądze… Dzwoni mama Laury, podziękować jej za prezenty; ta plącze się w zeznaniach, skąd miała tyle kasy (w wersji dla rodziny wciąż jest po prostu pracownicą hotelu, a Massimo jej szefem), Massimo przejmuje rozmowę i uspokaja mamuśkę, ta jest przeszczęśliwa, że znów są razem.
(...)
Rozdział 8
Całe towarzystwo jedzie do posiadłości niejakiego don Matteo, gdyż Massimo doszedł do wniosku, że dobrze by było, gdyby Laura nauczyła się strzelać, a ten ma w swej posiadłości strzelnicę.
Jakiś don ma na chacie coś, czego w swojej willi nie ma Massimo!?
Po kilkunastu minutach i kilku głębszych wdechach stałam ze słuchawkami na uszach, obserwując, jak Czarny bierze do ręki broń. Don Matteo stanął obok, przytrzymując moje ramię, jakby się bał, że będę potrzebowała wsparcia.
Massimo stanął na szeroko rozstawionych nogach i załadował naboje do pistoletu Glock kaliber 9 mm.
Zdaje mi się tylko, czy autorka podała kaliber tylko po to, by brzmieć mądrze? No i co to za włoski gangster strzelający z glocka, pffff #teamberetta.
Nie miał na sobie słuchawek, a zamiast ochronnych okularów miał na nosie aviatory Porshe.
Maczo mężczyzn nie obowiązuje żadne BHP czy inne przepisy ochronne.
A bestsellerowych autorek – ortografia.
Pistolet austryjacki, aviatory “Porshe” z Niemiec, mało włoski ten Massimo. Pewnie jeszcze od pizzy i pasty woli sznycla i wurst.
Wyglądał męsko, cudownie, zniewalająco i tak seksownie, że byłam gotowa uklęknąć przed nim i zrobić mu laskę.
Nowość.
Nagle jego dzisiejszy strój nabrał zupełnie nowego sensu i złożył się w całość, kiedy trzymał w rękach broń. Już nie przerażał mnie ten widok, tylko kręcił i odbierał zdolność logicznego myślenia.
Logiczne myślenie. Laura. Wybierzcie jedno.
Niebezpieczny, władczy, brutalny i mój; w podbrzuszu tańczyły mi motyle, a w głowie szumiała krew, byłam napalona.
Może to dzieciak kopie, bo mu się hałasy strzelnicy nie podobają? Serio, który facet świrujący na temat przebiegu ciąży, która była zagrożona, zabiera swoją partnerkę na strzelnicę?
Boże, jakie to proste, pomyślałam, nie musi robić nic, a ja patrzę na niego i nogi mam jak z waty.
Jak Izabela Łęcka zakochana w posągu Apollina. W sumie, to było zdrowsze…
(...)
Laurze zbiera się na filozofowanie:
– Massimo, to jest wielka odpowiedzialność trzymać broń w dłoniach. Świadomość, że można zabić z tego żywą istotę, zmienia zupełnie sens tej czynności. Jej siła, moc, potęga… Przeraził mnie respekt, jakiego wymaga strzelanie.
Czarny stał, kiwając głową, a jego spojrzenie zdawało się zdradzać dumę.
– Imponuje mi twoja mądrość, Malutka – szepnął, całując mnie delikatnie. – A teraz wracamy do lekcji.
Mam nadzieję, że w ekranizacji po każdym takim tekście Massimo mrugnie porozumiewawczo do kamery.
(...)
– Wierzysz w przeznaczenie, Olo?
– Wiesz, że myślałam o tym samym. Zobacz, jakie to niesamowite, jeszcze pół roku temu nasze życie było takie spokojne, poukładane w swoim chaosie i zwyczajne. A teraz leżymy ogrzewane promieniami grudniowego słońca na Sycylii. Nasi mężczyźni to mafiosi, alfonsi i mordercy. – Poderwała się z miejsca i usiadła, niemal spadając z leżanki. – Kurwa, jakie to wszystko posrane, no bo zobacz, oni są złymi ludźmi, a my kochamy ich za to, jacy są, więc my także jesteśmy złe.
Skrzywiłam się, słysząc te słowa, ale zasadniczo było w nich wiele prawdy.
Jak one czasem mają te przebłyski… tylko, kurnać, nic z tego nie wynika.
– Ale my ich przecież nie kochamy za to, co robią złego, tylko co dobrego.
Czyli za te wszystkie kozaczki, białe samochody i mieszkania. Ciekawe, ilu ludzi było torturowanych, a ilu zabito, żebyś ty mogła się zachwycać się, jak cudowny jest Massiu.
Żeby jeszcze był jakimś filantropem, przynajmniej na pokaz, albo łożył na sieroty po zabitych żołnierzach mafii, czy cuś.
Jak można kochać kogoś za to, że kogoś zabił? Poza tym każdy robi coś złego, tylko skala jest inna. Weźmy na przykład mnie. Pamiętasz, jak w piątej klasie kopnęłam w twarz Rafała, tego blondyna, bo dzióbał cię szpilką? To też nie było dobre, a kochasz mnie wciąż.
– Ja pierdolę. – Olga przewróciła oczami.
No i się Oldze nie dziwię, bo nie wiem jak można porównywać kopnięcie kogoś w czasach szkolnych z mordowaniem, handlem narkotykami, bronią i ludźmi (o tym Massimo ostatnim pewnie nie wspomina, ale obecnie jest to bardziej opłacalne dla sycylijskiej mafii niż narkotyki i broń).
Ojtam, ojtam, mogą sobie być Hitlerem i doktorem Mengele do spółki, byleby nie rżnęli innych dup, bo tego im dziewczyny nie wybaczą!
W drodze powrotnej okazuje się, że hojny mężuś kupił Laurze nowe mieszkanie – ba, mieszkanie, od razu całą kamienicę w Messynie. Laura, oczywiście, wyraża wdzięczność w najbardziej naturalny dla niej sposób…
Btw, ciekawe co stało się z poprzednimi lokatorami.
– Mocniej – wyszeptałam niemal bezdźwięcznie.
– Nie prowokuj mnie, Mała. Wiesz, że nie mogę.
Tak cholernie brakowało mi agresywnego Massima. To było jedyne, czego nienawidziłam w ciąży – że od jakiegoś czasu nie mógł mnie zwyczajnie pieprzyć tak, jak lubiłam najbardziej. On także nie był w pełni usatysfakcjonowany, ale ważniejsze od dobrego rżnięcia było dla niego dobro dziecka.
Troskliwy, kochający tatuś.
(...)
Rozdział 9
Przy śniadaniu w posiadłości Olga i Laura licytują się prezentami:
– Dostałam rolexa – oznajmiła, machając mi przed twarzą ręką. – Różowe złoto, masa perłowa i diamenty. A ty co dostałaś?
– Dom – wymamrotałam między gryzami.
Ola zrobiła wielkie oczy i tak głośno przełknęła ślinę, jakby ktoś przyłożył jej do szyi mikrofon.
– Co do… sta… łaś…? – wyjąkała z niedowierzaniem.
– Dom, kurwa, głucha jesteś?
– Zajebiście, ja dostałam zegarek, a ty dom. – I gdzie tu sprawiedliwość?
– Zajdź w ciążę z mafiosem, wyjdź za niego za mąż, a następnie toleruj apodyktycznego dupka wymachującego bronią, to dostaniesz zamek, gwarantuję.
Obie zaniosłyśmy się śmiechem, przybijając w górze piątkę.
*Dograny sztuczny śmiech publiczności*
Następnie Laura wybiera się do lekarza, oczywiście w towarzystwie Massima. Wyniki ma świetne, ciąża nie jest w żaden sposób zagrożona, więc muszą zadać to najważniejsze pytanie:
– A seks? – Czarny ponownie przeszył Venturę wzrokiem mordercy.
Kogo? :D
Myślę, że nawet jeśli powinnam pościć do końca ciąży, w tym momencie lekarz nie odważyłby się powiedzieć mu tego.
No ba, jak będzie miał ochotę ją zerżnąć, to ją zerżnie, nic mu nie przeszkodzi, ani dziecko, ani stan jej zdrowia.
– Jeśli pyta pan, czy są przeciwskazania, to nie, nie ma.
– I każda intensywność, że tak powiem, jest dozwolona? – dopytywałam z oczami w podłodze.
A butem pewnie już wywierciła w niej dziurę.
Uniosłam wzrok i zobaczyłam, jak doktor wodzi wzrokiem, patrząc to na mnie, to na Massima.
Boże, pomyślałam, jeśli będziemy tak się pierdolić z tematem jak matka z łobuzem, to w życiu się nie dowiem i będę jeszcze przez prawie pół roku dymana należycie tylko w połowie. Wzięłam głęboki oddech.
– Panie doktorze, zapytam wprost: lubimy ostry seks, możemy go uprawiać?
Twarz Ventury poczerwieniała, on sam zaś wydawał się szukać odpowiedzi w papierach, którymi się zasłonił. Mimo że był ginekologiem i tego rodzaju rozmowy odbywał kilka razy dziennie, niezbyt często pewnie rozmawiał z głową rodziny mafijnej o tym, jak mocno chce pieprzyć swoją żonę.
Całkiem możliwe, że stresował go też Massimo celujący do niego z broni za plecami Laury.
– Możecie państwo uprawiać każdy seks, jaki chcecie.
I to była właściwa odpowiedź, doktorku! Wygrał pan życie!
Pewnie gdy tylko państwo Torricelli wyjdą z gabinetu, doktor Ventura otrze zroszone potem czoło, zadzwoni do domu i powie zdziwionej żonie, że się przeprowadzają. I to jutro. Jak najdalej, na przykład do Wenecji. Albo Argentyny. Lepiej dmuchać na zimne.
Massimo z gracją podniósł się z krzesła i pociągnął mnie za sobą w stronę drzwi tak szybko, że nawet nie zdążyłam się pożegnać. Niemal wybiegliśmy na ulicę, gdzie chwycił mnie i przyparł do pierwszej napotkanej ściany.
– Chcę cię pierdolić… teraz! – wysapał wprost w moje usta, zamykając je zachłannym pocałunkiem. – Zerżnę cię tak, żebyś poczuła, jak bardzo za tym tęskniłem. Chodź. – I ciągnąc mnie za rękę, pobiegł w stronę samochodu, po czym wrzucił mnie do środka, a sam się nieomal teleportował, tak że nim zdążyłam zapiąć pas, pędził już wąskimi uliczkami w kierunku autostrady.
Trochę odetchnęłam z ulgą, bo byłam przekonana przez chwilę, że faktycznie weźmie ją tam na ulicy, przyciśniętą do ściany, na oczach wszystkich przypadkowych przechodniów.
(...)
– Najpierw cię umyjemy – oznajmił, stawiając na podłodze w pięknej, klimatycznej łazience. – Nie mogę znieść zapachu innego mężczyzny na twoim ciele.
Wybuchnęłam śmiechem. Nie sądziłam, że gumowa prezerwatywa albo głowica od USG mają w ogóle jakiś zapach.
– Massimo, to tylko lekarz.
– To facet, podnieś ręce. – Pospiesznie zdjął ze mnie kaszmirowy sweterek, który miałam na sobie, a potem stanik, spódnicę i figi. Wszystko wylądowało na podłodze. – Moje! – mruknął, omiatając dzikim spojrzeniem moje nagie ciało.
Zdecydujcie się, czyje.
Ja się w ogóle dziwię, że przy takim nastawieniu on jej pozwolił pójść do ginekologa-mężczyzny. Czy na całej Sycylii nie praktykuje żadna ginekolożka?
(...)
Jadą do domu w Messynie, bo tam jest pusto, nikogo poza nimi, i nikt nie usłyszy ich wrzasków. Laura przypomina Massimowi, że pozostały jej do wykorzystania jeszcze 32 minuty z obiecanej kiedyś godziny. Massimo właśnie szykował się do tego, by ją przypiąć do łóżka, ale teraz to ona wykorzystuje te więzy.
Zbliżamy się do sceny, którą autorka w wywiadzie dla CKMu określiła jako najostrzejszą z punktu widzenia mężczyzny, sceny, która miała sprawić, że każdy czytający ją samiec zaciśnie zwieracze. Panie i w szczególności panowie, przygotujmy się!
Faktycznie, mechanizm był dość prosty, natomiast na tyle skomplikowany, że samodzielne uwolnienie się z więzów było niemożliwe.
– Sprytnie – powiedziałam, na powrót zapinając opaskę.
– Dziękuję, sam to wymyśliłem.
– Czyli znasz sposób, by się uwolnić?
Massimo zamarł, a przez jego twarz przebiegł cień niepokoju.
– Z tego nie da się uwolnić. Nigdy nie zakładałem, że będę tym unieruchomiony.
Haha. Hahahahaha. Ha!
Kilka sekund zastanawiałam się, czy mówi prawdę, ale spojrzawszy w jego lekko przerażone oczy, wiedziałam, że nie kłamał.
I po co ten stres? On chyba naprawdę myśli, że Laura odetnie mu to i owo. Albo założy męski pas cnoty i wyrzuci kluczyk do morza.
Ucieszyło mnie to i wystraszyło jednocześnie. Dobrze wiedziałam, co chce zrobić (on?), wiedziałam także, że Czarny w życiu się na to nie zgodzi, a kiedy go uwolnię – co było nieuniknione – zemści się srodze.
Ta cała scena wygląda, jakby Laura planowała zabójstwo.
Zabójstwo jak zabójstwo, w końcu wspomina też o jego uwolnieniu, ale przynajmniej jakieś srogie BDSMy.
– Czy jest coś, czego mi nie wolno? – spytałam, z wolna ściągając jego spodnie i w duchu modląc się, by nie wpadł na to, co zamierzałam zrobić.
Massimo myślał przez chwilę i kiedy nie przyszło mu nic do głowy, pokręcił nią przecząco.
– Doskonale. – Jego bokserki razem ze spodniami wylądowały na podłodze, a ja pochyliłam się nad nim.
(...)
– Massimo? – zapytałam szeptem. – Jak bardzo mi ufasz?
Czarny otworzył oczy i wbił we mnie owładnięte żądzą spojrzenie.
– Bezgranicznie. Weź go do buzi.
Ufam, że go nie odgryziesz!
Zaśmiałam się tylko szyderczo i przejechałam językiem jego wyschnięte wargi. Próbował złapać go zębami, ale byłam szybsza.
– Chcesz, żebym ci obciągnęła? – Prawą ręką mocno złapałam jego członek, a lewą chwyciłam za szczękę. – Poproś! – nakazałam przez zaciśnięte zęby.
– Nie przeginaj, Mała – warknął wprost w moje usta, nadal usiłując je złapać.
Fajna prośba, taka bardzo… prosząca.
Nikt was nie widzi, Massiu, już nie musisz grać ubermaczo.
– Dobrze, donie, to będzie najlepsza laska w twoim życiu.
Wypuszczając penis z dłoni, zaczęłam się wolniutko obniżać, aż znalazłam się głową tuż nad jego twardym jak stal fiutem, po czym objęłam go ustami i zaczęłam mocno ssać. Chyba jeszcze nigdy nie robiłam laski z taką prędkością.
Słychać było tylko świst!
Nie świst, a grom towarzyszący pokonaniu bariery dźwięku. Lepiej dla Massima, żeby jego stalowy fiut był dobrze przytwierdzony do reszty.
Czarny pojękiwał, mamrotał i szarpał za więzy.
ON WIE, ON JUŻ WIE, CO GO CZEKA!!!
Łaskotki!?
– Rozluźnij się, kochanie – powiedziałam, oblizując wskazujący palec i wsuwając go między jego pośladki.
Ciało Massima zesztywniało, a on sam przestał oddychać.
Umarł?
Zabiła go z palcem w dupie.
Moja ręka nie zdążyła się nawet zbliżyć o centymetr, gdy potężne dłonie Czarnego chwyciły mnie, obracając na plecy. Zaskoczona leżałam pod nim, patrząc na jego wściekłe czarne oczy.
Ale jak to? Przecież podobno z tych więzów nie można było się samemu uwolnić…?
Kłamał, znowu, najmniejsze zdziwienie świata.
Wisiał tak nade mną bez słowa, przeszywając mnie na wylot spojrzeniem. Głośno przy tym dyszał, a jego czoło rosił pot.
I to tyle. Jak tam wasze zwieracze?
– Nie podobało ci się, kochanie? – zapytałam słodko, robiąc głupiutką minkę.
Don nadal milczał, dysząc nade mną, a jego dłonie coraz mocniej zaciskały się na moich nadgarstkach.
Tak sobie myślę, co odstawi Massimo, gdy będzie musiał zbadać sobie prostatę.
Prawdziwi ubermaczo nie mają prostaty!
Zamknęłam oczy, nie chcąc już dłużej patrzeć na jego gwałtowną reakcję, i wtedy poczułam, jak zapina mi więzy. Po czym materac ugiął się i kiedy otworzyłam oczy, odkryłam, że jestem sama. Z łazienki dobiegał szum wody płynącej pod prysznicem. Zajebiście, w połowie akcji poszedł się umyć, pomyślałam. Czy aż tak bardzo przegięłam?
Aż popuścił z wrażenia.
Nie chciałam zrobić mu krzywdy, a jedynie udowodnić coś w dość niekonwencjonalny sposób. Czytałam kiedyś o męskiej anatomii (a co, myśleliście, że tylko poznaję ją w praktyce?) i dowiedziałam się, że pewne eksperymenty mogą być dla facetów równie przyjemne, co dla kobiet, a nawet bardziej. No, może nie dla najbardziej męskiego faceta na ziemi, ale większości pewnie sprawiłyby przyjemność.
Paradoksalnie – “najbardziej męski facet na ziemi” (kimkolwiek jest, bo z pewnością to nie Massimo) nie powinien mieć najmniejszego problemu z takimi eksperymentami. Mając spokojną pewność swojej męskości wie, że w ten sposób jej nie utraci (i nic nikomu nie musi udowadniać). Przeciwnie, nerwowa reakcja Massima świadczy, że ma pod tym względem jakieś problemy.
– Ostatni raz miałaś nade mną kontrolę – usłyszałam głos, który wyrwał mnie z rozmyślań.
No i tak się skończyła wielka scena męskiego anala, która miała zszokować czytelników i wyrwać ich z butów, być takim złamaniem tabu i co tam jeszcze nie. Ot, czubek palca Laury między pośladkami Massima.
W sumie to ciekawe, jak autorka rozpisuje się o łamaniu tabu, nudnogrzecznym Greju i chęci naruszenia granic… Po czym nie prezentuje nic ponad to, co można znaleźć w byle kioskowym harlequinie o panu i niewolnicy.
Aż się zaczęłam zastanawiać, jak dokładnie Massimo się myje… Bo na przykład (z pewnością chcieliście to wiedzieć) słyszałam, że istnieją grupy wsparcia dla kobiet, których partnerzy tak bardzo boją się zgejowacenia, że nawet nie myją tyłków. Własnych.
Kuro, byłaś chyba w dziwnych miejscach… Tak sobie myślę, że może za tą sceną kryje się jakaś analna trauma, którą ma Massimo? Zapowiedź wątku w kolejnym tomie? Może nasz super facet był kiedyś zmuszany do uległości?
No cóż, wieczór kończy się tym, za czym Laura tak tęskniła, czyli ostrym i brutalnym rżnięciem jej przez Massima. Nie przeszkadzajmy jej w wypełnianiu obowiązków małżeńskich.
Z wielkiej białej plamy w centralnej Europie pozdrawia mafia analizatorska,
a Maskotek zapuścił wąsa i smaży langosze, nucąc czardasza.