czwartek, 18 kwietnia 2019

372. Góru kelnerek, czyli bogini z amnezją (1/2)

Drodzy Czytelnicy!
W związku ze zbliżającą się premierą Avengers: Endgame postanowiliśmy wprowadzić Was w odpowiedni nastrój i poszukać jakiegoś opka z uniwersum Marvela. Znaleźliśmy cudowną, mroczną Mary Sue, która sama jedna jest w stanie powstrzymać koniec świata, ale nie zrobi tego, bo nie, i foch. Poza tym w opku będziemy mieli dużo alternatywnej medycyny i jeszcze bardziej alternatywnej anatomii (o alternatywnej składni nie wspominając), tajemnicze przepowiednie, przewrót pałacowy i tatuaże znienacka.
Indżojcie!


Analizują: Kura, Vaherem, Kazik i Haszyszymora.




The Last Goddess
xhystxeriax


„Ostatnia będzie pierwszą, a gdy świat spowinie mrok ona powstanie i uratuje lud przed mocą wygnanej Pierworodnej.
Ostatnia stoczy walkę o pokój w dziewięciu światach.
-Zaraz, zimnokrwisty. To ma chodzić o mnie? Ktoś, kto to spisywał nie pomylił się przypadkiem w druczku?"
Och, już widzę, co nas czeka. Wyszczekana bohaterka z Ciętą Ripostą na każdą okazję <3
Z pretensjami o druczek to do zecera.

Blair Mitchell po ucieczce ze swojego rodzinnego miasteczka zamieszkuje w Nowym Jorku. Jak na początku myślała, nie uciekła tym również od swoich problemów.
Bezsenność, rozkojarzenie, ciemne postacie pojawiające się na każdym kroku…
A to akurat normalny nowojorczyk wśród innych nowojorczyków, nic dziwnego tu się nie dzieje.

Gdy na jej ciele swoją wędrówkę zaczynają niezrozumiałe dla Blair znaki, miarka się przebrała. Dziewczyna za wszelką cenę chce uzyskać pomoc z zastosowania aspektów, może to uspokoi ciągłość czasową (ze związków zgody, rządu i przynależności też by jej się przydały korepetycje).
Na swojej drodze spotyka dwóch tajemniczych mężczyzn, jeden z nich od razu wzbudził jej zaufanie, a drugi obudził niebezpieczną nienawiść. Od tamtego momentu życie dziewczyny staje do góry nogami, a wszystko co do tej pory wiedziała okazuje się być kłamstwem.
To ona, Córka Nocy musi wydobyć z siebie pełną moc i zwalczyć nie tylko groźną Pierworodną, jednak [lecz] również swój strach, skrywane od lat problemy oraz pewnego idiotę o paskudnym wnętrzu, który podobno ma jakieś uczucia.
Zegar tyka, a upadek się zbliża.


Chapter 1: Prolog
-Uwaga, samolot do Nowego Jorku wylatuje za 20 minut z portu lotniczego w Minneapolis. Powtarzam, samolot... - usłyszałam kobiecy głos dochodzący z głośników na lotnisku. Gdy przyswoiłam informację, z powrotem włożyłam jedną słuchawkę do ucha i wstałam z twardego krzesła, z którego miałam idealny widok na płytę lotniskową.
Jeśli samolot odlatuje za dwadzieścia minut, to ona powinna już w nim siedzieć, a nie dopiero leniwie podnosić się z miejsca.
Mnie najbardziej podoba się podkreślenie, że samolot odlatuje z lotniska w Minneapolis. Generalnie ludzie w olbrzymiej większość zdają sobie sprawę, w jakim mieście się znajdują i nie potrzebują przypomnienia. A może samolot odlatuje z Minneapolis, a bohaterka jest w Chicago?

Spojrzałam na szarą walizkę leżącą spokojnie na ziemi i zamknęłam oczy, aby móc się uspokoić. Wdech, wydech, Blair.
Wdech, wydech. I powtarzać.
Otworzyłam powieki, a następnie zdecydowanym ruchem złapałam za uchwyt walizki podręcznej, która była moim jedynym bagażem nie licząc małego plecaka.
Nie wrócisz do tamtego życia, teraz jesteś bezpieczna. Zdana jedynie na siebie.
Zauważyłam, jak inni również kierują się do wyjścia, a dla mnie wejścia do nowego życia. Wyjęłam z kieszeni moich czarnych, dżinsowych spodenek bilet [chyba kartę pokładową nie, bilet ulgowy, ważny po pokazaniu pani stewardesie legitymacji szkolnej] i spojrzałam na niego jakby chcąc się opanować.
Nowy Jork, wielkie miasto z dala od problemów.
Niedługo później mogłam już spokojnie usiąść na swoim miejscu w samolocie. Na szczęście było wystarczającego wolnych miejsc, żeby nikt nie musiał usiąść obok mnie. Może to ze względu na godzinę, ponieważ dochodziła dziesiąta wieczorem.
Bo w samolocie to każdy siada jak chce, nie ma przydzielonego miejsca.
(Ok, no dobra, jeszcze parę lat temu w Wizzairze właśnie tak było…)

Wyjrzałam za okno, podziwiając wszystkie światła na zewnątrz. Od zawsze preferowałam noc nad dniem, sama nawet nie wiem dlaczego. Być może dlatego, że z nie wiadomych powodów miałam duże problemy z zaśnięciem w nocy, a udawało mi się to dopiero o świcie. Już przywykłam do takiego stylu życia, jednak będę musiała się odzwyczaić.
Z tego wnioskuję, że nie ma lat nastu i szkołę raczej za sobą.

Tam nikt nie zapłaci za mnie rachunków, ani nie zrobi zakupów. Będę musiała znaleźć tymczasową pracę, dzięki której będę mogła znaleźć mieszkanie oraz żyć w przystępnych warunkach.
W przystępnych warunkach za godną cenę.

Samolot w końcu wystartował, a ja mogłam odetchnąć. Czułam, że moja więź z tym miejscem została przerwana z momentem, w którym maszyna oderwała się od ziemi.
Witaj w nowym życiu, Blair.




Miesiąc później
Weszłam do mojego miejsca pracy przez tylnie (!) wejście i od razu uderzył mnie zapach kawy, do którego już przywykłam. Podeszłam do szafki, która była przeznaczona dla mnie i otworzyłam ją kluczykiem. Niechętnie wrzuciłam do niej swoją torbę, a następnie szybko związałam włosy w wysokiego kucyka, przewiązałam przez pas czarny fartuszek i przypięłam do koszuli plakietkę ze swoim imieniem.
Rany borskie, jeśli wszystkie jej czynności w tym opku będą tak szczegółowo opisywane… *szczęka analizatorskimi nożycami*


Nasz mundurek w pracy składał się z czarnej spódnicy, białej koszuli i oczywiście fartuszka, chociaż nie wiem czy ktokolwiek chodzący rano do kawiarni po kawę potrzebną im do normalnego funkcjonowania o tak wczesnej godzinie zwracał uwagę na nasz wygląd.
Och, zdziwiłabyś się, jak bardzo nieraz.


Po pierwsze, najchętniej przychodziłabym tu wieczorem, a po drugie ubierała się w dres.
Och, taka jestem Inna i taka Ponad.


-Nowa! – usłyszałam krzyk naszej „szefowej". Była ona góru kelnerek,
Wręcz Kilimandżóru.


chociaż nie wiem czy ktoś tak naprawdę dał jej ten tytuł [Doktor Johann Ludwig Krapf, jak sądzę]. Była po prostu wrzodem na tyłku, który ciągle chodził na skargi do prawdziwej szefowej. – Znowu spóźniona. Jeśli zdarzy ci się to następny raz, idę z tym do szefowej.
Przewróciłam oczami na jej wypowiedź i głęboko westchnęłam, aby zachować spokój.
Ale tak, żeby cała kawiarnia słyszała.


Zamknęłam szafkę, odwróciłam się od niej i schowałam kluczyk w kieszeni.
-Pracuję tu już dwa tygodnie. Miło by było, gdybyś w końcu zapamiętała moje imię, zwłaszcza że codziennie widzisz je na mojej plakietce, Rachel – powiedziałam zatrzymując się obok niej zanim wyszłam z szatni. Rzuciłam dziewczynie sarkastyczny uśmiech celując między oczy i przeszłam obok.
To uczucie, gdy regularne spóźnianie się do roboty nie jest jak wtaczanie się pięć minut po dzwonku na matmę.
Kelnerka. W kawiarni. W Nowym Jorku. Ma na imię Rachel.
Czy tylko ja z oddali słyszę motyw z czołówki serialu “Przyjaciele”?


Na zapleczu pracownice obgadują “góru”:


(...)
-Do ciebie też już miała problem? – zapytała, zgadując dzięki komu weszłam tutaj w takim humorze. – Do mnie się przypitoliła, że pożyczam sobie drobne z kasy i że pójdzie z tym do szefowej, Jezu, co za skarżypyta. Planuję na pauzie zamknąć ją w kiblu. – Słyszałam od Masona, że ma nowego chłoptasia. Stawiam, że jest słaby w łóżku, a ona się rozczarowała.
On dochodzi za wcześnie, wy przychodzicie za późno.
(...)
– Daj spokój, ona nie wygląda na taką osobę. Jest po prostu wcielonym złem, w dodatku zapewne jedynaczką.
No tak, to wszystko wyjaśnia. Współczynnik słodyczy charakteru wzrasta wraz z liczbą rodzeństwa (za Instytutem Danych z Dupy).


(...)


-Dzień dobry, mam na imię Blair i będę dzisiaj państwa obsługiwać – powiedziałam na pamięć wyuczoną formułkę.
Uczyła jej się w pocie czoła przez bity tydzień.


Położyłam przed dwójką mężczyzn karty i wyjęłam notes, cierpliwie czekając na ich wybór.
Nauczyłam się, żeby nigdy nie przyglądać się klientom, jednak jak zwykle nie mogłam się powstrzymać.
To znaczy, że się jednak NIE nauczyła.


Jeden z nich był rosłym blondynem, którego włosy związane były w niskiego kucyka.
Kucyki z zasady nie są zbyt wysokie.
(Związane w co? – w kucyk, inaczej można się domyślać, że miał na głowie na przykład…)
https://1.allegroimg.com/s512/03d61f/b8c1c1f1402f8d2ac59b5cd34901/Naklejki-Pokoj-DZIECKA-My-little-Pony-Kucyk-PONY


Był dosyć opalony jak na tutejszą pogodę, miał ciemnoniebieskie oczy i było w nim coś...nietutejszego.
Bo może, skoro był opalony, jest w Nowym Jorku od niedawna? Hmm? Poza tym, słyszałaś o takim wynalazku jak solarium?
A może był na wakacjach? Na przykład w Australii.  


Musiałam go jednak skądś kojarzyć, ponieważ wydawało mi się, że już gdzieś widziałam jego twarz. Ubrany był w zwykłą koszulkę, bluzę i ciemnozieloną rozsuniętą kurtkę oraz dżinsy. Za to drugi z nich był jego idealnym przeciwieństwem. Ubrany w niezwykłą koszulkę i bluzę oraz jaskrawoczerwoną, zapiętą kurtkę. Gdy blondyn wydawał się być sympatycznym towarzyszem do wypicia piwa w barze, do drugiego wolałabym nigdy nie podejść, zwłaszcza w nocy.
Był niezmiernie blady, jednak coś o tym wiedziałam. Moja karnacja również należała do tych, przy których ciągle słyszysz „mogłabyś się trochę opalić" lub „wyglądasz na chorą, może pójdziesz do lekarza?". Miał długie włosy, ale jego były rozpuszczone, lekko falowane i czarne.
Snape!?
Nie, głupi jestem. Tommy Wiseau!
Co jest ze mną nie tak, że ostatnio w każdym bohaterzę widzę Tommy’ego?
Masz obsesję.


Gdyby nie fakt, że moje sięgały do piersi zaczęłabym się bać tego podobieństwa między nami.
To mój zaginiony bliźniak, który częściej chodzi do fryzjera!
Tak moi drodzy, bohaterka nie ma pojęcia o tym, że włosy rosną i można je obcinać.


Jego twarz przybrała nieprzyjemny wyraz, a szmaragdowe oczy wręcz odbijały się przy całym mroku, jaki go otaczał. Totalnie widzę Lokiego w chmurce smogu. Ubrany był elegancko, w (jakże by inaczej) czarny garnitur, który dodawał mu charakteru.
Dobra, chyba nie mamy wątpliwości, o kogo chodzi…?


https://cdn1-www.superherohype.com/assets/uploads/2017/02/thor3set1-1.jpg


Wyglądał jak męska wersja mnie, jedyne co nas różniło to długość włosów oraz kolor oczu. Moje były jasnoniebieskie, które pałały zimnem, a jego zielone. Oczywiście można by dostrzec też inne różnice, ale sam fakt był lekko przerażający.
Dla Specjalnego Płatka Śniegu nie ma nic straszniejszego nad odkrycie, że ktoś wygląda podobnie. Nawet, jeśli chodzi tylko o karnację.
W sytuacji przypadkowego spotkania swego sobowtóra chyba zeszłaby na zawał.
Ja jestem blada i on jest blady! Ja mam dwie ręce i on ma dwie ręce! I nosimy spodnie! Co tu się wyprawia?!


(...) Podeszłam do Emily, która stała w dokładnie tym samym miejscu i patrzyła się na naszych klientów.
-Nieźli są, nie uważasz? – zapytała przyciszonym głosem.
-Raczej dziwni – mruknęłam. – Na pewno nie są tutejsi.
-Turyści? – spytała nie odrywając od nich wzroku.
Serio, to nie wiem, co musieliby mieć w sobie obaj goście, żeby zostać uznanymi za nietutejszych w Nowym Jorku.
Loki mógłby znów założyć ten hełm a’la galaktyczny żuk gnojarz.


Ha, nikt nie poznał Lokiego aka gościa który prawie rozwalił Nowy Jork, bo rozwalał to miasto w kiczowatym hełmie, który zasłaniał jego długie, czarne i przetłuszczone włosy!


Ja również spojrzałam w ich stronę i dostrzegłam, że albo się kłócą albo prowadzą bardzo żywą rozmowę. Mimo ciszy jaka panowała w lokalu nie mogłam usłyszeć ani słowa. Albowiem wydzierali się na migi.


Do środka weszli kolejni klienci, jednak tym razem to rudowłosa do nich podeszła. Zostałam sama, czekając na to, żeby dostać ich zamówienie. Po chwili ułożyłam na tacy dwie filiżanki kawy wraz z ciastkami (wepchniemy do zamówienia, może się nie kapną) i podeszłam do mężczyzn.
Ci od razu zaprzestali swoją rozmowę, a kiedy podałam im wszystko co chcieli odeszłam. Zajęłam się kolejnymi klientami, starając się nie zaprzątać sobie myśli tą dziwną sytuacją.
No fakt. Rano w kawiarni zjawiają się klienci i chcą kawy. WEEEEEEEEIIIIIIIRD!!!


Dzień mija jak zwykle, Blair kończy pracę wieczorem, bo zasuwa na dwie zmiany – samodzielne życie okazało się bardziej kosztowne niż przewidywała.


(...)
Gdy tylko poczułam na twarzy zimny powiew powietrza, a na skórze poczułam blask księżyca w pełni (ta to ma wrażliwą skórę, mogłaby się przy księżycu opalić), na mojej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Kilka razy słyszałam, że z takim zachowaniem mogę zostać uznana za wampira (oł jes, oczywiśśśście!), ale ignorowałam te przytyki. Prawdą było, że w nocy czułam się o wiele lepiej, miałam więcej energii i najzwyczajniej w świecie czułam, że żyję.
Dlaczego upiera się pracować w dzień? Nowy Jork nigdy nie zasypia, z pewnością znalazłaby gdzieś pracę na nocną zmianę.


(...)
Moje przemyślenia przerwała postać, którą zobaczyłam przy zmrużonych powiekach.
No jak znajdował się przy powiekach, to tylko Ant-man.


Momentalnie otworzyłam szeroko oczy i spięłam się. Mój puls przyspieszył, czułam jak zbliża się atak paniki.
Wracamy do szarej rzeczywistości.
Noc niosła za sobą nie tylko większą chęć do życia, ale też rzeczy, których nie rozumiałam. Prześladowały mnie znaki i postacie, które wciąż widziałam kątem oka, jednak za każdym razem po prostu znikały. Robiłam już wszystkie badania, ale jestem okazem zdrowia, chociaż w rzeczywistości jest zupełnie inaczej.
Eeee… czy ona się spodziewała, że choroba psychiczna wyjdzie jej w badaniach krwi albo na prześwietleniu?
Bo psychiatra po tym opisie raczej nie uznałby jej za okaz zdrowia…


Wdech, wydech Blair. Wdech, wydech.
Ścisnęłam powieki i dłonie w pięści, a mój puls zaczął zwalniać. Otworzyłam oczy, postać zniknęła.
Zawsze jest ona taka sama. Ciemna o ludzkiej budowie, jednak to na pewno nie jest człowiek. Ma duże, czerwone oczy, a jej skóra wygląda jakby była w stanie rozkładu. Jest zdecydowanie wyższa od zwykłego człowieka oraz doskonale widać jej wszystkie kości.
Kiedy tylko udaje mi się zasnąć widzę rzeczy, które nawet jak na sny wykraczają poza normę. Najczęściej jest to dokładnie to samo wydarzenie. Leżę na zimnej trawie, a mój brzuch jest przebity przez długi miecz. Czuję stalowy zapach krwi i jej lepką konsystencję pod palcami. Wykrwawiam się patrząc na księżyc ukryty za ciemnymi chmurami, a w tle słyszę śmiech kobiety i krzyki innych ludzi.
No fakt, jak ona ma takie rzeczy na co dzień, to już się nie dziwię, że podanie kawy gościom w barze uznała za dziwne wydarzenie.
Kiedy leżysz z mieczem w brzuchu, twoim największym problemem jest lepkość krwi, temperatura trawy i kosmiczna harmonia.
Jak na razie ta creepypasta jest do bani, daję pięciu Jeffrey Killerów na dziesięć.


Bohaterka dociera bezpiecznie do domu…
(...)
-Wczorajszy atak terrorystyczny w Londynie przyniósł wiele szkód, jednak grupa Avengers znowu uratowała życie tysiąca ludzi – powiedziała kobieta ze sztucznym uśmiechem. Nie tylko ten uśmiech był sztuczny, ale jej piersi i usta również.
No, nie to co ty, Panno Naturalna, która masz prawdziwe usta, prawdziwe cycki i absolutnie szczery brak uśmiechu na wiecznie skwaszonej tró mrocznej buźce.
Kto się uśmiecha donosząc o ataku terrorystycznym?!
A skąd pewność, że te piersi były sztuczne? Bohaterka żyje w jakimś alternatywnym seksistowskim świecie, gdzie prezenterki telewizyjne muszą prowadzić programy z wywalonymi na wierzch cycami?


Na ekranie pojawiło się nagranie z ataku, na którym widoczni byli nasi superbohaterowie. Jeden z nich wyjątkowo przykuł moją uwagę.
O mój boże, już wiem skąd kojarzyłam tego blondyna.
Ten facet to pieprzony superbohater!
Bullshit, nikt nie pozna Thora bez młota i peleryny.




Przez cały następny tydzień mężczyzna o czarnych włosach pojawiał się w kawiarni, w której pracuję. Zawsze o tej samej godzinie, zawsze zamawiał dokładnie to samo. Siedział przez pół godziny, przyglądał mi się, a następnie wychodził. Przestał pojawiać się ze swoim przyjacielem-superbohaterem, co zainteresowało mnie bardziej niż sama jego obecność.
Supervillaina w telewizji nie pokazywali, więc nie miała szansy go rozpoznać.
Oj tam, nie poznała bez rogów.


Bla bla, po skończonym dniu pracy bohaterka wraca do domu, zasypia, znów śni jej się koszmar…


(...)


Obudziłam się na kanapie zlana potem i przyspieszonym pulsem.
Puls ściekał mi po skórze i tworzył małe bajorka na podłodze.
A obudzili ją dobijający się do drzwi sąsiedzi z zalanego mieszkania.


(...)
Z moich ust wydobył się głośny krzyk.
Od razu puściłam się blatu jak poparzona i z przerażeniem spojrzałam na moje ręce. Znajdowały się na nich niezrozumiałe dla mnie czarne napisy i znaki. Podniosłam rękawy bluzy, dokładnie to samo było na przedramionach. W końcu całkowicie ją zdjęłam i wręcz pobiegłam do łazienki, jednak to była prawda.
Całe moje obie ręce pokrywały tatuaże. Obejrzałam swoją twarz i resztę ciała, jednak nigdzie indziej się nie znajdowały. Nie wiedziałam w tej chwili co robię, działałam pod impulsem. Włożyłam na siebie koszulkę z krótkim rękawem [żeby dokładnie było widać moje Tajemnicze Tatuaże] i spodnie, założyłam buty i po prostu wybiegłam z mieszkania. Kilka chwil później byłam na zewnątrz, zmierzając w kierunku centrum miasta. O tej godzinie prawie nikogo nie było, tylko czasem przejechał jakiś samochód lub przeszedł ktoś pijany, naćpany albo idący kogoś zabić.
Na przykład sąsiadka w ciąży leciała do nocnego sklepu, myśląc, że mogłaby zabić za kanapkę z masłem orzechowym.


Zimno na dworze mnie nie ruszało, ponieważ w moich żyłach buzowała adrenalina, a w głowie przerażenie.


A ponieważ opko bez próby gwałtu nie może zyskać certyfikatu tró opka...


-Hej, laleczko! – usłyszałam za sobą, jednak nie zatrzymało mnie to. Nauczyłam się już, że na takie komentarze nie warto nawet reagować. – Nie jest ci może za zimno? Mógłbym cię szybko rozgrzać!
Po tym komentarzu nastąpił głośny śmiech kilku osób, czyli nie był jeden. Mój mózg wysłał mi bardzo ważną, krótką wiadomość.
Uciekaj.
Niestety, miałam go zablokowanego na liście kontaktów i wiadomość nie dotarła.


-Nie słyszysz, jak się do ciebie mówi? Może suka jest głucha? – powiedział inny mężczyzna. Moje nogi przyspieszyły, ale wiedziałam, że grupa mężczyzn jest coraz bliżej.
Poczułam, jak jeden z nich łapie mnie za ramię i odwraca. Próbowałam się wyrwać, jednak było to bezcelowe.
Może beznadziejne, może niemożliwe, ale na pewno nie bezcelowe.


Było ich pięciu. Pięciu bardzo dobrze zbudowanych, wysokich mężczyzn przeciwko jednej słabej dziewczynie.
-Buzię masz ładną, ale tyłek jeszcze lepszy – zaśmiał się kolejny, a koledzy mu zawtórowali. – Jesteś głucha, czy głupia? A może języka w gębie ci zabrakło?
Byłam za bardzo przestraszona, żeby im nawet odpowiedzieć, a co dopiero się ruszyć. Poczułam uścisk dłoni na moim tyłku, co jednak trochę mnie obudziło.
Ziewnęłam i przetarłam oczy. – Co ssię zzzieje…? – wymamrotałam.


-Zostaw mnie, idioto! – krzyknęłam i uderzyłam go w twarz.
Ten splunął na ziemię i spojrzał na mnie zdenerwowany.
Dżizas. Zdenerwowany to mógłby być, jakby mu drobnych na piwo zabrakło; w tej sytuacji raczej wkurwiony.


Spróbowałam im uciec, ale w odpowiednim czasie zauważyli, co chcę zrobić i mnie złapali, aby chwilę później rzucić o ścianę jednego z wielu zaułków.
Starannie wybrali czas zauważenia, a także, po długich debatach, zaułek, którego ściany odpowiadały im pod względem estetycznym i funkcjonalnym.


Od razu (a nie po godzinie) poczułam ból w plecach, ale nie miałam czasu żeby się o to martwić.
Pomartwię się tym jutro!


Kolejny z grupki mocno kopnął mnie w brzuch, co spowodowało u mnie atak kaszlu krwią.
No nie, bez przesady. Chyba że napastnik miał takie buty:


Chciałam krzyczeć, ale nie miałam siły. Nie pozwoliliby mi na to.
To nie miałaś siły, czy nie pozwolili?


Poczułam, jak zaczynają zdejmować mi spodnie i w tym momencie zauważyłam dziwne zielone światło Avada kedavra!, które zaczęło się do nas niebezpiecznie zbliżać. Może nie do mnie, a raczej do moich oprawców. Promień ugodził najdalej wysuniętego na wschód mężczyznę, na co ten krzyknął i upadł na ziemię, a jego twarz przybrała wyraz bólu. Zdezorientowani mężczyźni odwrócili się do swojego kolegi, jednak nie spodziewali się takiego obrotu spraw.
Pośród nich pojawił się mężczyzna, którego dłonie świeciły zielonym światłem lub tak mi się wydawało. Spokojna o to, że mam chwilę spokoju, nikt mi dupy nie zawraca próbami gwałtu  zamknęłam oczy próbując opanować ból, jaki odczuwałam. Słyszałam krzyki i odgłosy walki, a zapach krwi unosił się w powietrzu. Chciałam zobaczyć, co się dzieje i kto jest moim wybawcą, ale ból był za silny. Czułam się jakby ktoś przewiercał mój żołądek oraz płuca, coraz bardziej nie mogłam oddychać.
Ten facet jej chyba z rozpędu wykopał żołądek przez żebra. To by wyjaśniało, czemu po ciosie w brzuch kaszlała krwią zamiast  rzygnąć.
Piękny zabieg narracyjny autorko! Bohaterka zamyka oczy, a ty nie musisz męczyć się z opisami. Ostatni raz takie wrażenie “mam na was wywalone i nie chcę mi się pisać” miałem czytając jedno z opowiadań Andrzeja Pilipiuka, w którym to bohater zemdlał w kulminacyjnym momencie i wszystko skrótowo zostało mu później opowiedziane.  
A nie przy “365 dniach”? ;)


W końcu odgłosy ustały i usłyszałam, jak mężczyzna, który mnie uratował podszedł do mnie. Nic nie powiedział, tylko podniósł moją koszulkę i położył na moim brzuchu swoje zimne dłonie. Po kilku sekundach zimno ustało, a zastąpiło je gorąco.
Ho, ho, ho szybko poszło!
Przepraszam, przepraszam, ale po przygodach Laury Biel wszystko mi się kojarzy, przepraszam, przepraszam...


Momentalnie poczułam się lepiej, a do moich płuc mogło dostawać się więcej powietrza.
Plecy również przestały boleć i nabrałam więcej sił, dzięki czemu mogłam w końcu otworzyć oczy i przestać zaciskać dłonie.
-Ostatnia bogini po cholerze, że daje się pobić Midgardzkim osiłkom – warknął mężczyzna Trochę nie po naszemu, ale kosmicie można wybaczyć cudaczną składnię.


Poznałam ten głos, a nawet w takiej ciemności mogłam dostrzec długie, czarne włosy.
Były tak czarne, że aż docierały do bieli od drugiej strony.


To stały klient w naszej kawiarni uratował mi życie.
Zielonooki wstał i zaczął iść do wyjścia z zaułku, a ja byłam na tyle sparaliżowana, że nie mogłam wstać z zimnego betonu.
-Ruszysz się, czy mam ci wysłać zaproszenie? Myślałem, że w nocy masz więcej energii, czy może to jedno wielkie kłamstwo? Nie, kłamstwo wyczułbym na kilometr dlatego potrzebowałem tysiąca lat, by się zorientować, że jestem adoptowany rusz się, bo nie mam na to czasu! – krzyknął do mnie z daleka.
Od razu wstałam i podeszłam do niego nie wiedząc co się dzieje i jak mam się zachować. Zaraz, skąd on wie...Kim on tak naprawdę jest i co robił niedaleko mojego mieszkania o tej godzinie?
Pomyśl. No pomyśl. Siedział z Thorem, nie? I nosi garnitur, tak? To chyba oczywiste…
...koleś jest agentem S.H.I.E.L.D.!


Mężczyzna złapał mnie za rękę i zaczął iść w kierunku mojego domu.
(...)


Loki zaciąga bohaterkę do jej domu. Fakt, iż ma klucz, zna kod i najwyraźniej od dawna ją stalkował, budzi w Blair taką pewną nieśmiałość, ale nic więcej.
Nasz heros natomiast zachowuje się jak gimnazjalista, który wie, ale nie powie.


Usiadłam obok niego nie będąc pewna, jak się zachować. Położyłam szklankę na stoliku przed nim i spojrzałam na niego. Jeszcze nie miałam okazji być tak blisko niego.
-Egheg – odchrząknęłam, na co podskoczył i na mnie spojrzał. – Może powiesz mi chociaż, jak masz na imię?
-Oh, ty tu dalej jesteś – mruknął jakby zawiedziony tą myślą.
-To moje mieszkanie – odparłam niepewnie. – Co robiłeś w tym miejscu o tej godzinie?
-Śledziłem cię, a następnie uratowałem – odpowiedział nie bawiąc się w żadne wymyślanie historii. – Nie powinnaś była wychodzić, zwłaszcza, że jesteś na celowniku.
-Zaraz, jakim znowu celo...
-Loki.
-Loki?
-Na wasze Midgardzkie standardy nie jest to normalne imię, wiem – warknął,
Eeee tam, Amerykanie miewają takie pomysły w tej kwestii, że nazwanie dziecka imieniem nordyckiego bóstwa nie powinno powodować nawet drgnięcia brwi.
Oho, drażliwy temat. Pewnie polskojęzyczne midgardzkie smarki dokuczały naszemu bożyszczu wierszykami typu “Loki, Loki, podobny do kwoki, jego stary jednooki!”.
Ja myślę że ta reakcja to jedynie wściekłość wywołana tym, że ciągle go nie rozpoznała.


po czym sięgnął po szklankę i upił z niej trochę wody. Następnie wstał i założył marynarkę. – Uważaj na siebie, Ostatnia. Do zobaczenia.
Po tych słowach wyszedł, nie wyjaśniając mi ani jednej rzeczy.
Czy ktoś mi wyjaśni dlaczego, skoro nie chciał nic zdradzać, nie ulotnił się natychmiast po odstawieniu Blair do domu?
Bo musiał rzucić kilka Tajemniczo Brzmiących Uwag.
Bo musiał się napić.


Tego, czym są znaki na moich rękach, co tutaj robił oraz dlaczego do cholery nazywa mnie Ostatnią? Zastanawiając się nad odpowiedzią na chociaż jedno z tych pytań spojrzałam na szklankę, z której pił Loki.
Woda w niej była zamrożona.
_
Mimo wszystkich wydarzeń zeszłej nocy nie miałam zamiaru opuszczać dnia w pracy. Zwłaszcza, że wiedziałam o ponownym spotkaniu z Lokim. Gdy tylko weszłam do środka wiedziałam, że ten dzień nie zapowiada się dobrze. Zdjęłam kurtkę, pod którą miałam koszulę z podwiniętymi rękawami. Nie miałam możliwości zakrycia tatuaży, niestety.
Nosiła koszulę z betonowej tkaniny; raz podwiniętych rękawów w żaden sposób nie dało się opuścić z powrotem.

-Blair, musisz dzisiaj pracować za Em...O mój boże, co ty masz na rękach?! – krzyknęła dziewczyna, wchodząc do szatni.
(...)
Dostrzegłam zdziwione spojrzenie i mojej współpracowniczki, na co wywróciłam oczami.
-Uznajmy, że byłam pijana i zrobiłam sobie tatuaże. Taka wersja wydarzeń jest najlepsza – burknęłam. (...)
– Blair, jak pijana byłaś, żeby to zrobić?
Spojrzałam na nią jak na idiotkę i nie powiedziałam nic więcej.
Taka jestem mroczna, wyobcowana i Odpierdulta-Się-Wszyscy-Co-Się-Gapicie, ale jakby co, to tatuaże oczywiście wyeksponuję.
No ale co można więcej powiedzieć, co zdanie, to wpadka.  
Zwłaszcza, jak niby to wymyśla (względnie) wiarygodne wytłumaczenie, ale podaje je w taki sposób, żeby jednak wzbudzić wątpliwości.


Odeszłam od niej i dostrzegając Czarnowłosego siedzącego na swoim stałym miejscu od razu do niego podeszłam. Gdy ten mnie zauważył, wstał i skierował się do wyjścia.
Co tu się…


-Już wychodzisz? Niczego nie zamówiłeś – powiedziałam zestresowana.
-Wychodzę, bo upewniłem się, że nic ci nie jest – odparł otwierając drzwi.
Macie weneckie szyby, więc nie mogłem zajrzeć. Poza tym zmiennokształtność wyłącza mi się w każdy pochmurny wtorek.


Stanęłam przed nim, blokując mu tym przejście.
-Musimy porozmawiać o tym, co się wczoraj stało – oznajmiłam przyciszonym głosem. – Oraz o tym.
Wskazałam wtedy na swoje ręce, które na pewno będą dzisiejszym tematem rozmów. Już ja się o to postaram. Loki westchnął i przez chwilę pomyślał, aby po chwili westchnąć i przesunąć mnie z drogi.
-Będę u ciebie dzisiaj jak skończysz pracę.
Po wypowiedzeniu tych słów już go nie było.
Thanos zrobił “pstryk!”


Przez cały dzień byłam myślami w zupełnie innym miejscu, co pięć minut patrzyłam na zegar wiszący na ścianie i modliłam się o to, żeby w końcu pokazał koniec mojej pracy. Ignorowałam każde dziwne spojrzenia na moje ręce i komentarze za plecami, ale napawałam się wrażeniem, jakie robię i tym, że mogę żywić bezbrzeżną pogardę dla tych obgadujących mnie plotkar, tego dnia nic się dla mnie nie liczyło oprócz spotkania z Lokim. Gdy w końcu wybiła dziewiąta wieczorem, wręcz biegiem opuściłam kawiarnię i poszłam na przystanek. Dwadzieścia minut później, podczas których trzęsłam się ze zdenerwowania, znalazłam się pod moją kamienicą. Jak zwykle wpisałam hasło i wbiegłam na odpowiednie piętro. Nie musiałam wyjmować kluczy, ponieważ drzwi były już otwarte.
Włamywacz, zajęty właśnie plądrowaniem sypialni, w panice wczołgał się pod łóżko. Trzy godziny później modlił się do wszystkich bogów w podzięce za to, iż idiotce nawet nie przyszło do głowy wzywać policji.


Oczywiście zgadnijcie, kto na nią czeka…?


(...)
-Razem z Thorem uważaliśmy, że nie powinnaś niczego wiedzieć lub dowiedzieć się o wszystkim jeśli będzie to naprawdę konieczne – zaczął.
-Thor, ten blondyn? – spytałam cicho, czego od razu pożałowałam. Loki zgromił mnie wzrokiem, czyli jest typem człowieka, który bardzo nie lubi gdy mu się przerywa.
Czarnowłosy pokonał przestrzeń między nami w dwóch krokach i pochylił się nade mną, opierając o stolik przed kanapą. Nasze twarze dzieliło tylko kilka centymetrów, a wyraz jego twarzy oraz cała jego postawa zaczęła mnie denerwować.
-Posłuchaj, Ostatnia. Nie będę owijał w bawełnę, ani starał się ograniczyć szok. Twoje słodkie życie, jakie do tej pory prowadziłaś to kłamstwo. Nie jesteś tym, za kogo się uważasz. Twoja rodzina jest tylko zastępstwem, którzy postanowili wziąć cię w opiekę kiedy zostałaś zesłana do Midgardu. Jesteś córką Odyna, Wszechojca i byłego króla Asgardu.
Abdykował? ;)
Obaliła go proletariacka rewolucja, teraz Thor i spółka szukają sposobu na restaurację monarchii.
(W czasie akcji opka Odyn już nie żyje, tymczasem “były” sugeruje, że owszem, żyje, tylko zajął się czymś innym. Na przykład hodowaniem małych Yggdrasilków w formie bonsai)


Thor jest twoim bratem, a całe twoje życie i przeznaczenie jest spisane w Asgardzie od tysiącleci. Tak, jesteś boginią, ja również nic jestem [skąd taka skromność u ciebie, Loki?], tak samo Thor.
A, że Thor jest boginią, to już nawet Marvel się zorientował!
https://absolutecomics.files.wordpress.com/2014/10/photo-7.jpg
Już wkrótce w kinach Thor: Gender World.


Po śmierci Odyna okazało się, że dawno temu prowadził bardzo ciekawe życie, z którego wyszła dwójka dzieci, czyli ty i Hela, bogini śmierci.
August II Mocny tylko uśmiechnął się z politowaniem
Wychodzi, że Asowie są wręcz purytańsko cnotliwi, skoro dorobienie się przez króla dwóch bękartów podpada pod “bardzo ciekawe życie” .


Hela jest Pierworodną, czyli ma pełne prawo do Asgardzkiego tronu i to ty, Ostatnia masz ją powstrzymać od tego jak i od rozpoczęcia Ragnaroku. W skrócie mówiąc do końca świata – wyjaśnił.
Cnotliwi i o instynkcie samozachowawczym lemingów. Mają zapisane, że Hela jest ichnią Antychrystą, Odyn ją specjalnie wykasował zewsząd i uwięził, a mimo to zamierzają uznać jej ewentualne rządy za w pełni legalne.
Swoją drogą, to chyba pierwsza w galaktyce przepowiednia tak otwarcie nakłaniająca do przewrotu pałacowego. :D


Gdy skończył, nasze oddechy nie mogły się uspokoić.
Nie, ja nie mogę tego analizować, ciągle mam skojarzenia!


Mój ze względu na szok, jaki przeżywałam a jego ze zdenerwowania oraz szybkości, z jaką wszystko mówił.
W tempie lektora w reklamie, wygłaszającego formułkę o skontaktowaniu się z lekarzem lub farmaceutą?  


-Czego jesteś bogiem, Loki? – zapytałam cicho, nie wiedząc czy mi wypada.
-Jestem bogiem kłamstw i zawsze kłamię, nawet w tej chwili oraz lodowym olbrzymem z lodowym gigantem. Jeśli zamierzasz się zapytać dlaczego jestem olbrzymem, skoro wyglądam jak zwykły śmiertelnik to oszczędź sobie otwierania ust– powiedział.
To bardzo… metaforyczne określenie. Tylko, eeee…  wybrane osoby wiedzą, do czego nawiązuje. Być może i ty się dowiesz… niedługo…




Oparłam się o sofę i schowałam twarz w dłoniach, nie wiedząc jak powinnam zareagować na wiadomość o tym, że inny świat zależy ode mnie i że jestem boginią.
-Mam tyle pytań, że nawet nie wiem od czego zacząć – zaśmiałam się smutno. Odetchnęłam głośno i spojrzałam na zielonookiego, który stał w dokładnie tej samej pozycji. Co do milimetra. – Dlaczego nazywasz mnie Ostatnią? Tego chyba najbardziej nie rozumiem. Bo poza tym inne światy, boskość – spoko, normalka. Ale te tematy nie stawiają jej w centrum, wuj z taką nudną mitologią! Poza tym to, że jesteś lodowym olbrzymem wszystko wyjaśnia. Wczoraj gdy ode mnie wyszedłeś zostawiłeś zamrożoną wodę.
-Zdarza się – mruknął, po czym podszedł do mnie i usiadł obok. W jego dłoniach zmaterializował się kawałek starego papieru, czemu towarzyszyło lekko widoczne zielone światło. Podał mi je, a ja zaczęłam je z przejęciem czytać.


„Pierworodna i Ostatnia z prawego łoża Wszechojca,
PRAWEGO? O matulu, jest jeszcze gorzej. Te niebożęta uważają seksy z małżonką za oznakę “bardzo ciekawego życia”. Asgard to czy Roosevelta 5?
Asgard, ale pod żelazną pięścią Myszki Miki.
Czy w Asgardzie używają alfabetu łacińskiego?


bogini śmierci Hela oraz bogini nocy Siv. Jedna żądna władzy, zimnokrwista i bezwzględna, druga waleczna, pragnąca pokoju. Po wojnach i walkach w dziewięciu światach obie wygnane i objęte hańbą, jedna zamknięta w czeluściach Zaświatów, druga zesłana na Midgard. Gdy śmierć obejmie Wszechojca, będą mogły powrócić i rozpocząć walkę o tron Asgardu, a wtem zabrzmi róg Heimdalla i rozpocznie się Ragnarok. Ostatnia będzie pierwszą, a gdy świat spowinie [spowije] mrok ona powstanie i uratuje lud przed mocą wygnanej Pierworodnej. Ostatnia stoczy walkę o pokój w dziewięciu światach, pragnąc śmierci swej okrutnej siostry."
Mhm, Hela to ta zła ludobójczyni, Siv-Blair to ta dobra heroska. To teraz nasuwa się pytanie, co takiego ta dobra odwaliła, że ją “objęto hańbą” i zesłano razem z Helą.
“Nie interesuje mnie, kto zaczął! Obie macie szlaban!”


-Zaraz, zimnokrwisty. To ma chodzić o mnie? Ktoś, kto to spisywał nie pomylił się przypadkiem w druczku? Jeśli miałabym siostrę o imieniu Hela, a sama nazywała się Siv to raczej bym to pamiętała, tak samo wojny o pokój w Asgardzie i innych tam światach – powiedziałam, na co Loki przewrócił oczami i zabrał mi przepowiednię, po czym zniknęła ona w jego dłoniach.
-Jesteś głupsza, niż się spodziewałem. Usunięto ci pamięć i dano jakiegoś śmiertelnika, a rodzina z Midgardu postanowiła się tobą zaopiekować – oznajmił. – Nazywam cię Ostatnią, ponieważ teoretycznie jesteś ostatnią boginią i córką Odyna. Aczkolwiek nie wiadomo, co tam jeszcze zmajstrował na lewo i ilu chętnych do spadku jeszcze się pojawi. Najstarsza z was jest Hela, następnie jest Thor, a ty jesteś najmłodsza. Ja jestem ten adoptowany, dlatego się nie liczę. I z dobroci serca oraz wrodzonej wspaniałomyślności pomagam odzyskać wam dziedzictwo, nie próbując nic urwać dla siebie.
Hej, to Thor został wydziedziczony? Jako środkowy powinien być w kolejce po Heli a przed Siv. Chyba że w Asgardzie zaprowadzono prawo kobiet...


Btw, w tym zestawieniu to raczej Thor wygląda na adoptowanego…
A bo to Frigga nie mogła mieć swojego nieprawego łoża?


Wstałam z kanapy chcąc to rozchodzić, chociaż najprawdopodobniej wędrówka stąd do Europy przez ocean nic by nie dała. Jestem boginią. Jestem cholerną boginią!
-Mógłbyś mi wyjaśnić jak ja mam ją pokonać? Walka mieczem i te sprawy? Ja nawet nie umiem się bić, czego byłeś wczoraj świadkiem! W dodatku dlaczego jestem na celowniku? – kolejne pytania płynęły z moich ust, co musiało go powoli męczyć.
-Jesteś na celowniku, ponieważ ścigają cię podwładni Heli, co na pewno zdążyłaś zauważyć. Nie mogą cię jednak zaatakować, tutaj ich moc jest bezużyteczna. Jest to tylko forma zastraszenia. Niektórzy nie chcą twojego powrotu, tak samo powrotu Heli. Uważają, że jeśli ty nie wrócisz do Asgardu to Hela również. Nie wiedzą jednak, że jest to nieuniknione – wyjaśnił. – Powinnaś zasięgnąć nauk z magii i walki, ale nad tym możemy popracować.
-Co takiego zrobiłam, że tyle osób mnie nienawidzi i zostałam wygnana? – spytałam smutno. Świetnie, nie dość, że tutaj jestem ledwo co tolerowana, to na planecie o której nie miałam pojęcia również.
XDDD
Przepraszam, ale ten zaskok nastoletniego angstu po heroicznym fantasy mnie rozbroił.


-Nie wiem, Blair. Chciałbym o tym wiedzieć, ale to tajemnica i jest ona bardzo strzeżona – powiedział.
Westchnęłam i podeszłam do blatu w kuchni, na którym usiadłam i przez chwilę oboje siedzieliśmy w ciszy, czekając na kogoś, żeby się odezwał.
Niestety nikt nie przyszedł.


-Czyli...Czyli to wszystko jest nieuniknione? Mam zabić Helę, żeby uratować wasz świat? – mruknęłam z twarzą schowaną w skulonych nogach.


-Nasz świat – poprawił mnie, na co lekko się zaśmiałam. – Tak, a zabranie cię do Asgardu i zaczęcie ćwiczeń to tylko kwestia czasu. Jak już mówiłem, razem z Thorem odkładałem tą chwilę jak tylko mogłem, jednak od twojej ucieczki z domu wiedziałem, że ta chwila się zbliża. W sumie czemu tak z tym zwlekać? “Ragnarok-śmarok, jak będzie dedlajn to zaczniemy się tym martwić, to dopiero za kilka lat, a dzisiaj jest piątek wieczór i mam za sobą ciężki tydzień no”.
A nie mogą jej np. trenować w zajebistej bazie Avengersów? Po co brać ją do Asgardu, skoro może tam wywołać panikę?
Co tam śmierć Odyna, to ucieczka Blair z domu zapoczątkowała lawinę wypadków!


-Możesz przewidywać przyszłość? – zapytałam zaciekawiona.
-Nie, ale byłaby to na pewno przydatna umiejętność. Potrafię różne inne, równie ciekawe rzeczy – powiedział i wstał z kanapy, aby podejść do mnie i spojrzeć mi w oczy. – Ty również masz różne moce, ale odkrycie ich w sobie będzie równało się z cierpliwością i długim czasem.
A czasu mamy teraz, że ho ho.


(...)
Czy to nie jest chore? W takiej sytuacji powinnam panikować jak głupia, a ja przyjmuję to z takim spokojem. Po prostu od zawsze czułam, że coś jest nie tak, że nie pasuję do tego świata i w końcu w jakiś sposób to ujawnię. “Zdolna, ale leniwa”, wyjątkowo specjalna i specjalnie wyjątkowa. Po co na wielkość pracować, skoro się czuje, że sama z siebie jest ci pisana.
Mary Sue z mocami działają trochę jak te baśniowe królewny. Nie muszą nic robić, wystarczy leżeć i pachnieć, a książę przybędzie/zdolności uaktywnią się same.


Nie sądziłam jednak, że to będzie na tak dużą skalę.
Z drugiej strony jednak lubię życie, które teraz prowadzę. Jest spokojne, może trochę nudne, ale w końcu samotne i bezproblemowe.
Zerwać z całym poprzednim życiem, wyjechać do innego miasta z bagażem podręcznym, wynajmować w pojedynkę mieszkanie w Nowym Jorku utrzymując się na luzie z kelnerowania…  Wznoście modły do bogini Blair, patronki realiów sitcomowych!


Nie chciałabym tego psuć dla czegoś, o czym dowiedziałam się kilka minut wcześniej. Nie chcę z nikim walczyć, a co dopiero z własną siostrą, o której istnieniu nie miałam pojęcia. Może tak naprawdę nie jest taka zła? Nie może być, przecież ma rodzeństwo! Poza tym jak mogę to sobie wyobrazić, ja walcząca z kimś na miecze, magię i inne dziwactwa. To się nie uda. Oni na pewno musieli mnie z kimś pomylić...lub będę to sobie po prostu wmawiała.
-Nie, Loki – odezwałam się nie odwracając do mężczyzny. – Nie mogę tego zrobić, nie potrafię. Jestem pewna, że dacie sobie z nią sami radę. Macie na pewno świetnych ludzi w Asgardzie, a ktoś taki jak ja nie jest wam potrzebny.
Ach, klasyczny motyw z wyprawy bohatera: sprzeciwianie się wyzwaniu.


-Żartujesz sobie, prawda? – odparł. Odwróciłam się, co może i było wielkim błędem. Widziałam na jego twarzy wściekłość, jakiej u nikogo jeszcze nie widziałam. – Idiotko, skoro piszą o tobie w przepowiedni to musisz to zrobić! Nawet nie wiesz, jaką moc w sobie skrywasz. Jesteś silniejsza od całej Asgardzkiej armii, a ty sobie mówisz, że nie możesz tego zrobić?! Od ciebie zależy życie tysiąca ludzi, Ostatnia. [Tylko tysiąca? Taka coś biedna ta wasza Apokalipsa, trzeba dokupić DLC?] Przemyśl to, bo inaczej źle to się skończy. Hela nie poprzestanie na zdobyciu Asgardu, dlatego lepiej jest zapobiec jej na samym początku.
Loki wyjął z kieszeni kartkę i położył ją na blacie.
-Lepiej się nad tym zastanów, bo niedługo poczujesz na sobie to, że Asgard cię wzywa. Długo tutaj nie pożyjesz, Blair.
Mężczyzna po tych tajemniczo brzmiących słowa wyszedł z mojego mieszkania, przy okazji niesamowicie głośno trzaskając drzwiami.
A Blair nadal nie widzi powodu, by wiać przed tym świrem.


Blair ma koszmar, w którym morduje swoją przyjaciółkę Emily. Budzi się w szpitalu; okazuje się, że naprawdę zostały zaatakowane.

(...)
W końcu zdecydowałam się otworzyć oczy i moje podejrzenia się spełniły, leżałam w szpitalu. W moim pokoju panowała jak zwykle biel, która każdemu kojarzy się z tym miejscem. Usłyszałam w końcu dźwięk maszyny, która obserwowała mój aktualny stan i puls.
Maszyna robiąca PING! :D


Z powrotem się położyłam i poczułam bolesne ukłucie w ramieniu, a gdy tam spojrzałam okazało się, że mam je zabandażowane. Wspaniale.
Nagle drzwi do pomieszczenia otworzyły się, a wszedł przez nie mężczyzna w średnim wieku, który na pewno jest lekarzem z pielęgniarką u boku.
Pielęgniarka wyrastała mu z boku jak dodatkowa kończyna.


-W końcu się pani obudziła, panno... - zaczął, spoglądając na kartę, którą ze sobą niósł.
-Mitchell – uprzedziłam go beznamiętnym głosem. – Jak długo spałam?
-Stosunkowo niedługo, jak na taką utratę krwi. Straciła pani przytomność podczas ataku, a odnaleziono panią i pani...znajomą już o świcie, gdy pierwsze osoby zaczęły wychodzić do pracy. Dochodzi godzina ósma wieczorem następnego dnia – wyjaśnił. – Przykro mi to mówić, ale będzie pani musiała...
-Zeznawać? – mruknęłam, ponownie przerywając lekarzowi. Ten słabo się uśmiechnął i pokiwał głową.
-Owszem, policja już tu jest. Czekali tylko, aż się pani wybudzi.
Tak czekali od wielu godzin?


Był to naprawdę brutalny atak i muszą złapać winowajcę – powiedział doktor.
Problem w tym, że nigdy ich nie złapią. Są nieuchwytni.
-Przykro mi, ale nie pamiętam twarzy sprawców. Wiem na pewno, że było ich kilku. Dwóch, może trzech. Byłam pijana. Nie czuję się na razie na siłach, aby zeznawać.
-Oczywiście to rozumiemy i uszanujemy – odparł i podszedł do jednej z maszyn. – Wygląda na to, że jest pani stabilna. Zrobimy dodatkowe badania, założymy szwy na ranę [dopiero teraz???] i będziemy mogli panią wypisać za dwa, może trzy dni.
Po tym czasie znów będę narażona na niebezpieczeństwo.
-Czy ona...Czy ona długo umierała? – zapytałam łamiącym się głosem. Emily, droga Emily. Niczym sobie na to nie zasłużyłaś. Zwłaszcza na tak okrutną śmierć.
Lekarz wymienił spojrzenie z pielęgniarką, oboje jakby nie wiedzieli, czy mogą przekazać mi jakieś informacje. Zaczynałam się denerwować.
-Może to być dla pani szok, w dodatku nie wiemy... - zaczęła kobieta.
-Po prostu mi to powiedzcie – warknęłam zniecierpliwiona.
Mężczyzna westchnął i stanął bliżej mnie.
-Nie odnaleźliśmy jej głowy – wyjaśnił. – Ludzie, którzy zgłosili to policji znaleźli jej ciało bez głowy. Miała połamane połowę kości i znaczny ubytek krwi.
Znaczny ubytek krwi po dekapitacji jest jednak ździebko oczywisty.
Natomiast ździebko nieoczywiste jest udzielanie takich informacji osobie trzeciej, nawet jeśli jest ofiarą tego samego napadu. Zresztą kurnać! Nie obawiają się, że dozna szoku po takich rewelacjach? Jak można tak sobie spokojnie przyjść i oznajmić, że “pani koleżance ktoś urwał głowę i sobie zabrał”?!
Poza tym stwierdzenie “nie odnaleźliśmy” sugeruje, że personel szpitala biegał po mieście i szukał tej łepetyny.


Spojrzałam na doktora i nie mogłam w to uwierzyć. Przecież...Nie, po prostu nie.
-Dobrze. Dziękuję za szczerość.
Mój głos był słaby, nawet nie wiedziałam jak powinnam zareagować. Płaczem, złością? A może smutkiem i zamknięciem się w sobie?
Co wybrać, co wybrać, co?


(...)
Wyjść ze szpitala i wrócić do normalnego życia? Zbyt niebezpieczne, bolesne i podejrzane.
Wyjść ze szpitala i nie wychodzić z domu? Świetny plan, do momentu aż ktoś mnie nie wyrzuci z mieszkania za niepłacenie czynszu.
Przystanie na propozycję Lokiego...?


Tymczasem Loki, wzięty na spytki przez Thora, tylko bezradnie załamywał ręce nad tym ach, jakże tragicznym zbiegiem okoliczności. Po czym dodał, że skoro tragedia - niestety! - już się stała, mogliby w sumie ponowić propozycję, bo może Blair - biedactwo! - już zmieniła zdanie?


Nawet nie wiem, czy wciąż go obchodzę lub jak mam się z nim skontaktować. Nie, zaraz. On zostawił u mnie swój numer, kładł na blacie kartkę. Poza tym sam prędzej czy później spróbuje się ze mną skontaktować.
W momencie, w którym o tym pomyślałam poczułam przeraźliwie palący ból w kostkach, który z każdą chwilą się nasilał. Z moich ust wydobył się krzyk, a sekundę później odrzuciłam kołdrę na ziemię i spojrzałam na moje nogi. Nikt nie zainteresował się tym wrzaskiem. Zaczęły pojawiać się na nich tatuaże podobne do tych, które mam na rękach. Rozpoczynały się na kostkach i powoli tworzyły się w górę przez łydki.
Ból, jaki temu towarzyszył był nie do opisania.
Ciekawe, że przy tatuażach na rękach nic nie czuła, po prostu obudziła się i one już tam były.
Tatuaże odsłoniły się po ekspresowej wylince. Ponoć wylinka dla gadzin nie jest bolesna, ale wprawia w podły nastrój, co by wiele tłumaczyło.


Chciałam wezwać pielęgniarkę, jednak było to bezmyślne. Nie mogłaby tego powstrzymać.
Tak, wezwanie pielęgniarki w chwili, gdy dzieje się coś niepokojącego, to szczyt bezmyślności.


Zacisnęłam powieki oraz dłonie i starałam się ponownie nie krzyczeć. Nagle światło w pokoju zapaliło się, a do pomieszczenia wkroczyła inna kobieta, również pielęgniarka. Gdy spojrzałam na nią, ta upuściła kartę i długopis, po czym zaczęła przyglądać się moim nogom. Dokładnie w tym momencie zakończył się proces powstawania nowych tatuaży.
Idealne wyczucie czasu.


Sięgały one do połowy bioder. Ból momentalnie zniknął, a ja mogłam się uspokoić. Opadłam bezsilnie na łóżko i zaczęłam spokojnie oddychać, chociaż wciąż odczuwałam lekkie palenie.
Odwróciłam głowę w stronę kobiety, która wciąż stała w progu drzwi z zszokowaną miną oraz trzęsącymi się dłońmi.
-Masz...Masz... - zaczęłam, jednak nie mogłam wydusić z siebie niczego sensownego. – Masz o tym nikomu nie mówić, rozumiesz?
Wiedziałam, że jej praca tego zakazuje i musi o tym kogoś powiadomić, jednak jakaś część mnie mówiła, że dotrzyma tajemnicy.
– Siostro, co się działo z tą pacjentką spod trójki, czemu tak wrzeszczała?
– Eee… nic takiego… a poza tym nie mogę powiedzieć, to sekret!


W dodatku ktoś na pewno to niedługo zauważy.
I cała konspiracja psu w buty.


Pielęgniarka kiwnęła głową, podniosła z ziemi swoje rzeczy i już jej nie było. Zostałam sama ze swoim kolejnym problemem.
_
Przez całą noc męczył mnie natłok myśli i strachu przed ponownym uśnięciem. Bałam się, że znów mogę mieć ten sam sen, jednak na szczęście tak się nie wydarzyło. Spałam jedynie trzy godziny, a obudziłam się w południe.
Pierwsze co zarejestrowałam to fakt, że nie jestem sama w pomieszczeniu, a mogłam to zauważyć bez otwierania oczu. Przez chwilę leżałam bez ruchu i udawałam, że wciąż śpię.
-Nie udawaj, Blair – usłyszałam znany mi głos. Laufeyson.
Skąd znasz jego przydomek? Nie podał go wcześniej, a ty nie szukałaś.


Momentalnie otworzyłam oczy i dostrzegłam mężczyznę siedzącego obok mojego łóżka. Był ubrany w swój klasyczny strój, a w ręku trzymał nieznaną mi książkę, która wygląda na bardzo starą. Gdy spojrzałam na swój stolik nocny zarejestrowałam dwie butelki wody, kanapkę zapewne ze szpitalnej stołówki oraz mały stos książek podobnych do tej, którą trzymał czarnowłosy.
-Ty to wszystko przyniosłeś? – zapytałam wciąż zaspanym głosem. Podciągnęłam się i wstałam do pozycji siedzącej i zrobiłam stójkę w zwisie, a następnie spróbowałam jakoś poprawić moje włosy przeczesaniem ich ręką. Zapewne jedynie pogorszyłam sprawę.
Loki nic nie odpowiedział, jedynie lekko skinął głową. Przez dłuższą chwilę siedzieliśmy w ciszy, nie wiedząc, które ma się odezwać jako pierwsze.
-Nie musiałeś tego robić – oznajmiłam go.
-Jak się czujesz? – zapytał w dokładnie tym samym momencie.
Cicho parsknęłam na nasze zachowanie, a zielonooki lekko się uśmiechnął. Niezwykłe, jeszcze nie widziałam, żeby Loki się uśmiechał. Powinien to zdecydowanie częściej robić.
Mam odległe skojarzenia z Laurą Biel, która też w każdej sytuacji zwracała uwagę wyłącznie na urodę Massima.


-Fizycznie, czy psychicznie? Fizycznie w miarę dobrze, oprócz zdobycia nowych ozdobników na ciele, tym razem na moich nogach. Psychicznie o wiele gorzej, bo nie wiem co ze sobą zrobić po wyjściu stąd – odparłam. Laufeyson zmrużył oczy, jakby się nad czymś zastanawiał.
-Mogę je zobaczyć? – spytał, na co mruknęłam krótkie „mhm".
Wysunęłam nogi spod kołdry i udało mi się je położyć na kolanach mężczyzny, ponieważ siedział wystarczająco blisko mnie. Ten od razu zaczął je oglądać i studiować każdy znak.
-Możesz mi powiedzieć, co one oznaczają?
Czarnowłosy spojrzał na mnie, a ja zabrałam nogi i ponownie ukryłam je pod kołdrą.
-To pismo runiczne, niedługo cię go nauczę. Każdy znak oznacza inne zaklęcie, ale nie wiem co je łączy. To nie ma żadnego sensu – wyjaśnił.
Na kostce masz zaklęcie wzywające Wielkich Przedwiecznych, a na wewnętrznej stronie łydki – przepis na budyń waniliowy.


Przewróciłam oczami na pierwszą część jego wypowiedzi i ponownie się położyłam.
-Wyraziłam swoje zdanie na ten temat, nie zamierzam niczego się uczyć, ani z nikim walczyć. Nie chcę czarować, nie chcę żyć na żadnej innej planecie. Jest mi dobrze tak, jak jest – powiedziałam.
Wymienię zamki, przyszyję Emily głowę, będzie cacy.


Widocznie znów udało mi się go zdenerwować, gdyż ten odłożył książkę na półce i wstał.
-Dobrze ci tak, jak jest? Blair, oni rosną w siłach [w siłę]. Mogą już atakować, co oznacza, że nie jesteś bezpieczna – powiedział twardo. – W końcu zabraknie im osób, na których ci zależy i zaatakują ciebie.
Sensowne. Masz supersilną przeciwniczkę w uśpieniu, zajętą parzeniem kawy w Midgardzie - zamiast ją olać bądź zabić, zacznij straszyć, dręczyć i wszelkimi sposobami prowokować do walki.
Ale jak widać, zawsze możesz liczyć na to, że przeciwniczka zamknie oczy, zatka uszy i zacznie powtarzać “lalalalalalalala!”.


Zaśmiałam się smutno na to, co powiedział.
-Świetnie, to oznacza, że niedługo po mnie przyjdą. Na nikim mi nie zależy, Loki.
A na swojej głowie ci zależy?


Zrozum, że ja nie chcę mieszać się w wasze sprawy. Jeśli zostałam wygnana z Asgardu i dostałam życie, które aktualnie prowadzę to nie sądzisz, że jest to jakiś znak? Powinnam tutaj zostać, a ty powinieneś się z tym pogodzić.
Zielonooki westchnął i zaczął chodzić po pokoju, starając się coś wymyślić.
Kurde, kto jej tam jeszcze został do ubicia? A może wystarczy wysadzić kawiarnię w powietrze?


Loki wymusza na Blair obietnicę, że spróbuje przeczytać książki, które jej przyniósł. Są one pisane runami, ale jeśli Blair faktycznie jest boginią z Agardu, powinna sama z siebie zacząć je rozumieć. Jeśli nie zacznie – Loki obiecuje, że odczepi się i da jej spokój.


(...)
Ciągle zaczynałam go od nowa, jednak nic z tego. Po piątym razie przejrzenia połowy lektury i zaczęcia jej od nowa zaczęłam się denerwować, a po siódmym przestałam liczyć. Po obchodzie lekarza i oznajmienia mi, że wszystkie badania wyszły dobrze i jutro rano założą mi szwy ponownie zaczęłam, lecz ponownie była to klęska.
Zaraz, to ona wciąż ma rany nadające się do szycia i tak sobie z nimi leży czekając aż ktoś się nimi zajmie?
Taaak, leży i tak sobie krwawi wolniutko.


Gdy w pewnym momencie spojrzałam na zegarek wskazywał on siódmą, a słońce już dawno zaszło. Zmęczona tym wszystkim postanowiłam jednak się nie poddawać i sięgnęłam po drugą książkę.
Teraz coś się zmieniło. Poszczególne wyrazy zaczęły nabierać dla mnie sensu, a kiedy te wyrazy zaczęły zamieniać się w zdania nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Ja to rozumiałam, ja rozumiałam kompletnie obcy mi język. Cholera, może Loki jednak ma rację?
Całą noc spędziłam na czytaniu i podziwianiu faktu, że jestem w stanie wszystko zrozumieć.
Loki zacierał łapki i gratulował sobie pomysłu podrzucenia jej elementarza.


Po odłożeniu ostatniej lektury dochodziła godzina ósma rano.
Tak, dochodziła do siebie po tej składni.
Ale co takiego było w tych książkach, tego się nie dowiemy. Może mhroczne przepowiednie, może mitologia w wydaniu dla szkół podstawowych, a może asgardzkie harlequiny albo dane techniczne Mjollnira. Przeczytała to przeczytała, na wuj drążyć temat.
Asgardzkie książki. “50 cieni Odyna” na przykład.


W końcu postanowiłam pójść do łazienki, wróciły mi siły dlatego nie widziałam w tym żadnego problemu. Wyszłam z łóżka i ruszyłam do jednych z drzwi w pomieszczeniu, przez które nikt nie wchodził i nie pomyliłam się, była to toaleta.
Proszenie o basen uwłaczałoby godności Mary Sue, toteż pęcherz Blair usłużnie wyłączył się aż do czasu odzyskania władzy w nogach.


Podeszłam do umywalki oraz małego lustra wiszącego nad nią, a to co zobaczyłam w odbiciu przeraziło mnie. Moje oczy zmieniły swój kolor.
Nie były już jasnoniebieskie, a czerwone. Przybrały bardzo mocny, krwistoczerwony kolor. Dokładnie taki, jaki mają podwładni mojej siostry.
Tak się kończy czytanie po nocach!
Potwierdzam z własnego doświadczenia!


Miałam wyjątkowe szczęście, że Loki zostawił mi torbę z ubraniami, ponieważ ułatwiło mi to ucieczkę ze szpitala.
Nie żeby Loki coś tym sugerował, no skąd.


Blair dociera do domu, pisze do Lokiego smsa, że uciekła i potrzebuje pomocy, i czeka.


(...)
Nie mogłam się opanować, chodziłam w kółko po salonie próbując wymyślić jakieś sensowne wyjaśnienie tej sytuacji, jednak żadne nie istniało. Wyrywałam sobie włosy z głowy, ponieważ ból rany w ramieniu z każdą chwilą się nasilał. Zdenerwowana zdjęłam bluzę, a następnie odwinęłam bandaż. Rana była mocno zaczerwieniona co mnie nie dziwiło, ale to, co zwróciło moją uwagę był fakt, że sam jej środek był siny. Nagle zaczęła z niej lecieć krew, co przez kilka minut próbowałam zatamować chusteczkami.
Ah, czyli zwiała ze szpitala nim ją pocerowali? Sprytnie! I trochę słabo, że Loki w szpitalu nie podleczył bohaterki swoją magią, tak jak miało to miejsce przy próbie gwałtu.


-Cholera jasna – mruknęłam, gdy krwawienie nie ustawało.


Załamana osunęłam się przy ścianie na podłogę i przez dłuższą chwilę wpatrywałam się bezczynnie w ścianę. Zaczęłam odczuwać niesamowite gorąco, którego źródła nie mogłam zlokalizować. Zwłaszcza, że w moim mieszkaniu zawsze jest zimno.
Albo zalewa ją krew, albo Loki pod jej nieobecność odkręcił grzejniki.


W końcu usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi, a kroki mojego gościa momentalnie skierowały się do salonu. Gdy spostrzegłam, że siedzę cała zakrwawiona na podłodze w samym staniku było już za późno. Pogrzeb zaplanowany na piątek.
-Blair? – odezwał się, gdy mnie zauważył. – Czy ty zwariowałaś? Co ty wyprawiasz?
-Wody – powiedziałam tracąc energię, której wcześniej nabrałam.
Laufeyson zrozumiał (!!!) i podał mi zmrożoną butelkę wody z lodówki, a ja zanim ją otworzyłam przystawiłam ją do czoła co chociaż na chwilę mi pomogło. Następnie wypiłam całą jej zawartość w kilka sekund i rzuciłam pustą butelkę w kąt [ale fleja]. Mężczyzna pomógł mi wstać i doprowadził mnie do sypialni, w której posadził mnie na łóżku i przyjrzał się ranie. Zauważyłam na jego twarzy zainteresowanie jak i zmartwienie, co nie polepszyło mojego stanu.
-Otruli cię, podwładni Heli – wyjaśnił. – Wiedziałem, że prędzej czy później to wyjdzie. Masz jednak szczęście, że byłem na to przygotowany.
Mam dziwne wrażenie, że podwładny Heli to ten gość:


Nie rozumiałam ani jednego słowa, które wypowiadał do mnie zielonooki, ponieważ z każdą chwilą coraz bardziej słabłam i nie mogłam się skupić nawet na tym, co robił mężczyzna.
Zza mgły dostrzegłam jednak, że czarnowłosy odszedł. Słyszałam też słowa podobne do „przywieźć", „idiota", „Thor" i „chora", jednak nie mogłam ich złożyć w spójną całość.
– Pieprz się, Loki - warknął Thor po drugiej stronie słuchawki. - Jak masz czas na bluzgi, to masz czas na ratowanie jej samemu.


Opadłam bezsilna na łóżko i zamknęłam oczy, aby móc w spokoju zasnąć.
-Nie! – usłyszałam krzyk Laufeysona, który uniemożliwił mi uśnięcie. Wzdrygnęłam się i spojrzałam na idącego do mnie mężczyznę. – Nie wolno ci zasnąć, Blair.
-Co...O co chodzi? – spytałam słabo. – Czemu?
-Jeśli nie chcesz się już kiedykolwiek obudzić to droga wolna – parsknął. – Thor znajdzie odtrutkę i nam ją przywiezie,
Spoko, luz, przygotowałem się na to, o wszystkim pomyślałem… THOOOOR, RATUNKU!
Na szczęście przeciwnicy są jeszcze głupsi i podali bohaterce truciznę, która działa w tempie melancholijnego ślimaka.


chociaż jeśli twoje życie zależy teraz od niego to radziłbym ci pisać testament. Chodź, muszę cię mieć na oku.
-Żebym nie zasnęła? Loki, zimno – mruknęłam czując nagłą zmianę temperatury. Mężczyzna momentalnie zamknął okna w całym mieszkaniu i pomógł mi się ponownie ubrać, a następnie okrył grubym kocem. – Nie dam rady wstać.
Czarnowłosy westchnął i nie mogąc nic na to poradzić wziął mnie na ręce, a następnie zaniósł do salonu, położył na kanapie i usiadł obok mnie. Później włączył telewizor i oboje zaczęliśmy się w niego wpatrywać.
W samą porę, właśnie zaczynał się program “Ręce, które leczą”.


-Musisz tam wrócić – odezwał się po dłuższej chwili ciszy. – Nawet, jeśli dostaniesz lekarstwo. Blair, to jest twoje przeznaczenie.
Nie robiąc sobie nic z jego słów przytuliłam się do niego w poszukiwaniu ciepła, którego niestety nie znalazłam.
Genialny pomysł, szukać ciepła u lodowego olbrzyma.


Spojrzał na mnie z góry, kiedy ja trzęsłam się z zimna i próbowałam skleić chociaż jedno sensowne zdanie.
-Nie jestem... - szepnęłam starając się uspokoić trzęsącą szczękę. – Potrzebna.
Rany, ależ się uparła.


Laufeyson przewrócił oczami, co najpewniej już weszło mu w nawyk.
-Każdy w Asgardzie zna inną wersję ciebie – zaczął. – Jedni z historii uważają, że jesteś potężną boginią o magicznych umiejętnościach, którym nikt nie potrafi dorównać. Myślą, że ktoś tak wspaniały i silny jak ty potrafi ich uratować od końca, który niedługo nastąpi. Będą gotowi cię czcić i wielbić, nawet nie wiesz ilu ludzi marzy o tym, abyś wróciła do Asgardu. Drudzy za to...Z nimi nie jest już tak kolorowo. Znają historie o twojej drugiej, gorszej stronie. Uważają, że jesteś bezwzględna i brutalna, a jednym ruchem ręki możesz zabić setki ludzi i to bez żadnego zmęczenia. Widzisz, oni uważają, że wykorzystujesz swoje moce tylko przeciwko innym. Wokół nich chodzi historia (jak lisek wkoło drogi), że kiedyś zabiłaś kogoś w jego śnie tylko dlatego, że krzywo na ciebie spojrzał.
No ale zaraz. Jeśli Blair/Siv jest najmłodsza, to Thor i Loki powinni ją znać za jej asgardzkich czasów i doskonale wiedzieć, jaka naprawdę była, a nie opierać się na jakichś krążących pogłoskach.


Rozumiesz o co mi chodzi, Blair? Musisz tam wrócić aby pokazać im, jaka naprawdę jesteś. Pokazać im tę trzecią wersję siebie – upartą jak osioł małolatę, tego jeszcze nie znają, będą zachwyceni!


Przez cały czas, jak Loki mówił nie mogłam spuścić wzroku z jego oczu. Czułam się zahipnotyzowana samym sposobem, w jaki mi opowiadał i w tym momencie nie liczyło się nawet to, że mówił to tylko po to, abym się zgodziła. Mężczyzna w końcu spuścił wzrok z telewizora, w który się wpatrywał i na mnie spojrzał. Przerażenie, jakie ujrzałam w jego oczach mnie zdziwiło, ponieważ nie wiedziałam o co może mu chodzić.
-Blair, możesz wstać? – zapytał poważnie.
Nie zauważyłam nawet kiedy ponownie wróciła mi siła i przestałam odczuwać zimno.
Czy ktoś mi rozrysuje działanie tej trucizny? Jak ona ma działać, zabijać przez huśtawkę nastrojów?


Faktycznie, mogłam bez problemu wstać z kanapy. Laufeyson podszedł do kuchni, z której wziął chusteczki i podał mi je, a następnie zaciągnął do łazienki.
W swoim odbiciu dostrzegłam, że z mojego nosa oraz oczu leciała krew.
https://66.media.tumblr.com/f3eddc239b54634a65137112728e4af6/tumblr_inline_p722r6caee1s50qig_540.gif?fbclid=IwAR1wxVxGTMJlrKbRcA-zVJxqV9XEfGhh9eYXDZojFdfpYl193ss52SViJ-w


Mam teorię. Blair znalazła się w uniwersum Marvela przez jakiś tajemniczy fenomen, który wyrwał ją z filmowego uniwersum Quentina Tarantino. Jak wiemy u tego ostatniego ludzie składają się tylko ze skóry i kości, a wszystko inne wypełnia krew. I teraz ta krew szuka po prostu ujścia. To tłumaczy też, dlaczego po kopie w brzuch bohaterka kaszlała krwią.


Natychmiast zaczęłam ją wycierać czując zażenowanie faktem, że tego nie poczułam. Li i jedynie, nie że tam jakiś strach o własne życie.

-Nie chcę tam wrócić, ponieważ po raz pierwszy czuję, że panuję nad swoim życiem, mam nad nim pełną kontrolę. W końcu jestem szczęśliwa, Loki – powiedziałam.
Loki skinął głową z uznaniem; zawsze lubił czarny humor.
Już zdążyłam zakonserwować truchełko Emily, kupić dla niej ciuchy i znaleźć kącik do spania, więc rozumiesz.
I zaprzyjaźniłam się z tymi upiorami, które pojawiają się, gdy tylko zamknę oczy.


– Moje życie znów diametralnie by się zmieniło.
-Jesteś potrzebna tym ludziom, nie czujesz tego? Próbuję ci to od kilku dni wmówić. Znaczy, eee… przekonać, oczywiście miałem na myśli przekonać! Jeśli teraz tam nie wrócisz to niedługo poczujesz tego skutki – odparł. Spojrzałam na jego odbicie w lustrze, stał oparty o framugę drzwi i wpatrywał się we mnie z beznamiętną miną.
-Nie, nie czuję tego.
Po czym wykrwawiła się do reszty, padła i umarła, koniec opka. Jeżu borski, jak ta dziewczyna mnie denerwuje!


_


Kilka godzin później zaczęło się robić jeszcze gorzej. Nie mogłam nad sobą zapanować, energia, która mnie rozpierała była nie do wytrzymania. Zaczęłam kaszleć krwią, co również nie wróżyło mi dobrze.
Kiedy już po raz prawdopodobnie setny raz z rzędu przemierzałam całe mieszkanie, ponieważ nie mogłam usiedzieć na miejscu Laufeysonowi zadzwonił telefon. Ten natychmiast poderwał się z miejsca i go odebrał.
-Masz to? – odezwał się.
Przez kilka chwil ktoś mu coś tłumaczył, jednak jego zdenerwowana mina mówiła wszystko. Jest już po mnie.
A Loki przez cały ten czas siedział, oglądał telewizję i nawet nie próbował użyć swoich uzdrowicielskich mocy (działają tylko w godzinach transmisji Big Brothera).


Loki stwierdza, że jedynym ratunkiem dla Blair są teraz asgardzcy uzdrowiciele.


(...)
-Jak śmiesz mówić mi, asgardzki robalu, co mam robić? Jeśli tak bardzo tęskno ci za domem i mamusią to proszę bardzo, leć do swojego ukochanej planety [co za urocze zamieszanie dżęderowe!] i zostaw mnie w końcu w spokoju! – krzyknęłam.
Jeżu. Ała. Nie, proszę, nie. Jej głupota zakrzywia czasoprzestrzeń i tworzy czarne dziury we Wszechświecie.
A dajta spokój, gdyby rzeczywiście została otruta, zamiast biegać po domu padłaby już wiele godzin temu. Sługusy Heli niechcący podały jej środek na przeczyszczenie.


Nie minęła nawet sekunda, a poczułam na twarzy mocne uderzenie, które wręcz odrzuciło mnie do tyłu. Nie mogłam w to uwierzyć.
Okej, cofam to o oglądaniu telewizji. Jeśli Loki tak wyobraża sobie pierwszą pomoc, lepiej już, żeby siedział na dupie.


Wytarłam krew z rozciętej wargi, a wściekłość jeszcze bardziej wzrosła. Poczułam nieoczekiwany przypływ siły i podeszłam do Laufeysona, któremu złożyłam propozycję nie do odrzucenia takie samo, a nawet mocniejsze uderzenie prosto w nos. Niestety ten domyślił się moich zamiarów i zrobił unik, jednak nie przestawałam. Kolejne uderzenie wycelowałam w brzuch i tym razem trafiłam. Kiedy Loki skupił się na odczuwanym bólu, namyślił się, dobrał rymy, napisał o nim poemat ponownie uderzyłam w twarz, a następnie kolejny raz w brzuch. Nie mogłam się opanować, czułam że muszę to robić.
Wiecie, on chyba lubi być wbijany w podłogę.
https://i.pinimg.com/originals/1a/b0/c7/1ab0c74d64adbaafcc5dd82f7ca46e93.gif


Nagle zamiast zielonych oczu widziałam czerwone i tym razem poczułam nie złość, nie siłę, a znane mi uczucie palenia. Tym razem na udach.
Taak, to był wyjątkowo mocny środek przeczyszczający.


Zaatakowałam potwora, którego widziałam zamiast czarnowłosego i w końcu czułam nad nim przewagę, jednak nie na długo. Poczułam silne uderzenie w brzuch, które na dobre mnie otrzeźwiło i upadłam na podłogę.
I skonałam, ponieważ po dłuższym kiszeniu w truciźnie miałam z bebeszków gąbkę, a kopniak przerobił je na papkę.


Z moich ust wydobył się krzyk spowodowany paleniem
To krzyczały płuca potraktowane nikotyną czy mózg potraktowany maryśką?


ale jak zwykle nie mogłam tego powstrzymać. Poczułam jak mężczyzna klęka obok mnie, jednak nic nie robi.
Ta karalusza odporność Blair zaczynała go fascynować. Zastanawiał się, czy dałaby radę żyć bez głowy.


Tworzenie nowych tatuaży trwało dłuższą chwilę niż zwykle, Gdy proces się zakończył otworzyłam oczy, a pierwsze co dostrzegłam była krew na twarzy Lokiego.
-Przepraszam – mruknęłam.
- To nie moja krew. – odparł – Po prostu miałaś atak kaszlu.
-Ja również – odparł. – Nie powinienem był podnosić ręki na kobietę.
Zaśmiałam się cicho na jego skruchę i zaczęłam podnosić się z podłogi.
-Daj spokój, poniosło mnie. Poza tym miałam halucynacje – powiedziałam. – Przez chwilę zamiast ciebie widziałam podwładnego Heli.
Gdy wstałam, uniosłam bluzę i zobaczyłam kolejne znaki, których oczywiście nie mogłam zrozumieć. Świetnie, niedługo całe moje ciało będzie nimi ozdobione, Została jeszcze twarz i szyja.
-Co teraz zrobimy? – zapytałam.
-Już wyraziłem swoją opinię na ten temat. Muszą cię zobaczyć uzdrowiciele.
Ale Thor na Mjolnirze  pogubił się w smogu, Heimdall ma focha i nie skieruje tutaj Bifrostu, a ja chcę obejrzeć do końca teleturniej, więc musisz poczekać.
No co, wielki finał “Jednego z dziesięciu” to ważna rzecz!


Przez chwilę oboje staliśmy w ciszy, aż ja nie wpadłam na pewien bardzo głupi pomysł. Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę w pół do ósmej wieczorem.
-Wiesz co, na naszej planecie również mamy uzdrowiciele i nazywamy ich lekarzami – westchnęłam. – On na pewno mi pomoże, zwłaszcza że mamy tutaj tak zwane leki.
Powiedz mu jeszcze, że macie tu kije miotające pioruny. Ona go traktuje jak dzikusa z dżungli. Pewnie była hiszpańskim konkwistadorem w poprzednim wcieleniu.


-Zwariowałaś? – powiedział.
Wiecie, zaczynam się o niego martwić. Ile czasu minie, nim siądzie mu psychika i przez naszą Mary Sue załamie się, popadnie w alkoholizm i narkotyki?


-Najwidoczniej – odpowiedziałam. – Jeśli on mi nie pomoże zgodzę się i przeniesiemy się do Asgardu.
Spoko, już widzę minę lekarza, któremu opowiada o znienacka pojawiających się tatuażach.



Blair ma sen, w którym przechadza się po pięknej łące, jednak szybko zamienia się on w standardowy koszmar z kaszlem i pluciem krwią.

Przechadzałam się po łące, której trawa sięgała mi do łydek. Dookoła rosło mnóstwo pięknie pachnących kwiatów, a z daleka można było dostrzec duży, tajemniczo wyglądający las. Ten zapierający wdech w piersiach widok wieńczyło niebo, którego kolor zabarwiał się na różowo, wraz z zachodzącym słońcem.
Blair na permanentnym wydechu, świszcząc jak przebity balonik, odleciała w dal.


(...)


Wybudzona ze snu otworzyłam oczy i wstałam do pozycji siedzącej,
Z wrażenia usiadłam w pozycji stojącej.


a następnie przez chwilę siedziałam sparaliżowana starając się unormować puls siłą woli.
Zaraz, nie. Coś jest nie tak.
Ostatnim wspomnieniem, jakie pamiętam była umowa z Laufeysonem. Byliśmy wtedy w moim mieszkaniu, a teraz przebywam w zupełnie innym miejscu. Poczułam pod sobą jajko na  miękko materaca, a przykryta byłam granatową pościelą. Łóżko, na którym spałam było wielkie, chociaż nie miało nic w porównaniu do wielkości pokoju, w którym przebywałam.
Pomieszczenie było wielkości co najmniej całego mojego mieszkania. Meble znajdujące się w środku wykonane były z ciemnego drewna, tak samo jak podłoga. Kolorystycznymi akcentami tutaj był ciemnoniebieski oraz złoty, którym pokryte były niektóre zdobienia. Odsunęłam od siebie pościel i podeszłam do okna, które zakryte było za ciemnymi zasłonami. Z trzęsącymi się dłońmi chwyciłam za zasłonę i odciągnęłam ją wiedząc, jakiego widoku mogę się spodziewać.
Wiedziałam, bo oglądałam wszystkie filmy MCU.
Headcanon: BBC nakręciło dokument o Asgardzie z Thorem jako przewodnikiem. W polskiej wersji lektorem była Krystyna Czubówna.


Na pewno nie takiego, do jakiego przywykłam.
-O mój boże - mruknęłam załamującym się głosem
– Który? – zapytali chórem Asowie.


Widok był nie z tej ziemi, dosłownie jak i w przenośni. Przebywałam w wysokim budynku, który jak się domyśliłam musiał być pałacem. Wybudowany on był na wzgórzu, a pod nim rozciągały się łąki, lasy i pola, a także plac, na którym przebywało mnóstwo ludzi.
Natomiast żadnych budynków; cała ludność Asgardu żyła w namiotach rozstawionych w lesie.
Po rewolucji ogłoszono powszechną równość, domy zburzono, a cała ludność przeniosła się do pałacu.


Z daleka dostrzegłam długi most, który mienił się kolorami i prowadził do małego budynku, którego nie byłam nawet w stanie opisać.
To Asgard, nie muszę się nawet oszukiwać. Nie mam pojęcia jak ująć w słowa wygląd tego miejsca...Jest ono po prostu magiczne, potężne.
Nagle drzwi do pokoju otworzyły się bez pukania, a do środka wkroczyła nieznana mi kobieta.
-Lady Siv! - powiedziała i nisko się ukłoniła, co wywołało u mnie zdezorientowaną minę. Hm, kłania się, więc pewnie służąca, ale z drugiej strony – wchodzi bez zaproszenia i bez pukania jak do siebie, więc chyba nie służąca? Kim ona jest?
Salową.
- Jak dobrze, że już pani wstała. Wciąż wszyscy o panią wypytują i się martwią. Jak się pani czuje?
Kobieta zasypywała mnie pytaniami, gdy ja mogłam jedynie stać z nieodgadnionym wyrazem twarzy i przyglądać się jej. I zgrywać taką tajemniczą, wyniosłą i w ogóle nie słuchać, co ta plebsiara papla, i rety, co ona ma na sobie, czemu ten Anonimowy Statysta #3 zajmuje czas antenowy TruLoffowi?
Jej strój był podobny do mojego, którego wcześniej nawet nie zauważyłam. Byłam ubrana dokładnie tak samo jak we śnie, czyli w długą, niebieską suknię.
A może to koszula nocna?
No chyba, że już ją ubrali do trumny.


Teraz jednak mogłam więcej zauważyć, na przykład to, że w niektórych jej miejscach znajdowały się złote zdobienia oraz nitka tego samego koloru. Dotknęłam moich włosów i pod palcami poczułam, że ich górna część jest zapleciona w warkocza i ma smaka na torta, a reszta wolno rozpuszczona. (...)
-Lokiego. Sprowadź mi tutaj Lokiego - powiedziałam beznamiętnie, nie mogąc pomyśleć o niczym innym.
-Oczywiście, za chwilę go tutaj przyprowadzę - odparła z uśmiechem i wyszła, a ja zostałam sama.
Wypuściłam z siebie powietrze i zaczęłam nerwowo chodzić po pomieszczeniu. To niemożliwe, coś musiało się stać, a ja tego po prostu nie pamiętam. On nie zabrałby mnie tu siłą...Prawda?
Nie no, była cała akcja, poszłaś do lekarza, ten po usłyszeniu twojej opowieści wezwał natychmiast pogotowie psychiatryczne, panowie przyjechali na sygnałach z gustownym kaftanikiem dla ciebie, a wtedy Loki zorientował się, że coś jest niehalo i zrobił taką rozpierduchę, że ta reszta Nowego Jorku, która ocalała po ataku Chitauri, eeee… noo… w każdym razie jesteś teraz tutaj. Tylko nic nie pamiętasz, bo dostałaś głupiego jasia.


Przez czas oczekiwania na czarnowłosego zmusiłam się do zwiedzenia pokoju, aby chociaż trochę odciągnąć się od myśli. W szafie, która nie była zwykłych rozmiarów znalazłam jedynie ubrania podobne do tego, które miałam na sobie. Nic z moich starych ciuchów.
Szafa z ciuchami musi być! <3


Drugie drzwi, które znajdowały się w środku prowadziły do toalety, która również jak na "Ziemskie" standardy była zupełnie inna.
Fascynuje mnie ta inność. Sławojka z czarną dziurą w środku?
Sedes z klapą ozdobioną wikińskimi rogami?


W końcu usłyszałam, jak drzwi ponownie się otwierają i zerwałam się z łóżka, na którym ponownie usiadłam. Stał w nich Laufeyson,
Loki teleportował się do łóżka, bohaterka wstaje, wcześniej nie usiadłszy, ale to toaleta jest tutaj nieziemska.


który po raz pierwszy nie był ubrany w czarny garnitur. Właściwie to...Wyglądał naprawdę dobrze.
Jego strój składał się z dwuczęściowego, skórzanego stroju w kolorowych kolorach głębokiej, ciemnej zieleni i nieodłącznej czerni. Podobnie jak w mojej sukni, w niektórych miejscach jego stroju znajdowały się złote ozdobniki.
Cekiny? Brokat? Zalotne frędzelki?


Loki wyjaśnia, że Blair spała przez dwa dni i jest już wyleczona, może za jakiś czas spróbują przywrócić jej pamięć, ale jeszcze nie teraz.


(...)
Laufeyson wyciągnął do mnie rękę, którą po chwili namysłu złapałam. Pomógł mi on wstać, a już po chwili znajdowaliśmy się za moim pokojem.
-Moja komnata jest tuż na końcu tego korytarza w lewo - wyjaśnił, wskazując na jeden z końców niekończących się korytarzy.
Wszystko tutaj było takie pełne przepychu, wręcz przesadzone.
Sorry, w Asgardzie dopiero odkryli co to jest barok.


Ktoś na pewno chciał, aby wszyscy wiedzieli, że jest to miejsce należące do potężnego człowieka.
Kiedy architekci przedstawiali mu plany pałacu, Odyn pienił się, wrzeszcząc: “To za tanie! Więcej złota! I diamentów! A te wieżyczki zrobić mi trzy razy wyższe!”


Nie miałam nawet czasu, aby dobrze się wszystkiemu przyjrzeć, ponieważ Loki gnał jak szalony, a nawet mimo moim długim nogom [moich długich nóg] nie mogłam za nim nadążyć.
Rany, dawno nie widziałam, żeby ktoś był aż tak na bakier z przypadkami.


Za jednym z licznych zakrętów minęliśmy dwóch mężczyzn, którzy ubrani byli w dziwne zbroje, a w rękach ściskali długie, na pewno bardzo ostre miecze. Ci nawet nie odezwali się do nas słowem, jedynie lekko skinęli głową.
Jedną, wspólną.


-Czy możesz przystopować? - zapytałam z zadyszką. - To miejsce jest ogromne, jak ja mam się tu codziennie nie gubić?
-O nic się nie martw - odpowiedział i nawet mnie nie posłuchał, ponieważ jeszcze bardziej przyspieszył.
Kiedy Blair potknęłą się o skraj kiecki i padła na twarz, dzielnie ciągnął ją za sobą.


W końcu doszliśmy do miejsca, w którym znajdowały się wielkie drzwi, najpewniej prowadzące na zewnątrz. Laufeyson w końcu się do mnie odwrócił jakby przypominając sobie, że w ogóle istnieję.
Ojej, cały czas za mną biegłaś, naprawdę?


Złapał mnie za ramiona i przybliżył się do mnie, a następnie pochylił tak, że nasze twarze dzieliło kilka centymetrów.
-Nigdy więcej tak nie rób - burknęłam czując coś, czego jeszcze nigdy nie doświadczyłam. Ponownie zatapiałam się w jego szmaragdowych oczach, co stało się już moim nawykiem gdy tylko na niego patrzyłam.
Nie tylko twoim nie tylko… *przypomina sobie opko o pięknym Donarze i znerwicowanym prezesie*


-Nigdy więcej nie biec? - zapytał z cichym śmiechem.
-Nie. Nigdy więcej nie podchodź tak blisko mnie. To mnie dekoncentruje - odparłam, starając się zachować neutralny głos.
-Mam to uznać za komplement?
Nie mogłam się powstrzymać, zaśmiałam się.
-Coś się w tobie zmieniło - powiedziałam z powagą jak już się wyśmiałam. - Czy coś się wydarzyło od tamtego momentu?
-Nie, Blair. To Asgard tak na mnie działa. Na ciebie również niedługo zacznie - odparł. - A teraz mnie posłuchaj. Zaufaj mi, nie panikuj i staraj się nie oddalać z pola mojego widzenia. Do póki nie przyzwyczaisz się do tej sytuacji chcę ciągle mieć cię na widoku.
Zaniemówiłam od tonu jego głosu, a jedyne co mogłam zrobić to posłusznie przytaknąć głową.
Okej, to już któryś raz, kiedy Blair pokornie/posłusznie dostosowuje się do dziwnych zachowań Lokiego. Bogini, jak cię mogę.


Wtedy on odsunął się ode mnie i kiwnął na strażników, którzy otworzyli przed nami drzwi.
Gdy wejście zostało przed nami otwarte zobaczyłam tłum ludzi, którzy żywo ze sobą dyskutowali, śmiali się i po prostu swobodnie zachowywali. Każdy był podobnie ubrany, najwidoczniej panował tu taki styl.
A ja najchętniej włożyłabym dres!


W pewnej chwili ktoś zauważył, że się zbliżamy i zaczął o tym powiadamiać innych, aż w końcu wszyscy byli w nas wpatrzeni.
A potem wybuchły brawa i okrzyki, a małe dziewczynki zaczęły rzucać kwiaty.


Czułam, jak ręce coraz bardziej mi się trzęsłam ale wmawiałam sobie, że jestem silna. Jakby na wydaną przez kogoś komendę, wszyscy się przed nami skłonili, chociaż mogłam się mylić.
Może komuś upadł pieniążek, może Thor zgubił szkło kontaktowe. A może zgięło ich ze śmiechu, bo Loki wystąpił w hełmie.
Nie, zgięło ich ze śmiechu po tym jak dowiedzieli się jaki Loki ma nowy pomysł na biznes.


To wszyscy patrzyli na mnie, każdy kłaniał się przede mną.
Czyli to wszystko prawda? Najwidoczniej. Myliłam się, przez cały ten czas się myliłam. Jestem boginią, jestem następczynią Asgardzkiego tronu.
Jestem silna. Jestem zgrabna.
Wiotka, słodka i powabna.
A w dodatku, daję słowo
mam rodzinę – wyjątkową!


Z pięknych nie do opisania komnat w Asgardzie pozdrawiają Analizatorzy,

a Maskotek zapomniał o bożym świecie, oglądając “Ręce, które leczą”.