czwartek, 18 stycznia 2018

346. Średniowieczne spa, czyli rozrywki w plenerze i pod dachem (Klątwa przeznaczenia 5/?)



Drodzy Czytelnicy,
Po krótkiej wycieczce do odległej Galaktyki wracamy na tereny pewnego Cesarstwa i do siedziby przewspaniałych Miszczów. Odbębniliśmy już pobyt w mrocznych kazamatach Ravillonu, a teraz jest Wolność, czyli wyjście boChaterów na targowisko, gdzie kramarze podbijają ceny owoców w kosmos. Truskawki w koszach gniją, ale zawsze się znajdzie zakochany, który je kupi, bo czego nie robi się dla miłości.
Są też wilki wyjęte z miejsca, gdzie słońce nie dochodzi.
I bardzo straszy tur.
I tura gry planszowej.

Indżojcie!

Analizują: Kazik, Kura, Jasza i Vaherem.


– Milady Taida, niech tylko sprawdzę… To, co zwykle. Zestaw 3, powiększony, z sosem łagodnym. – Niski, szpakowaty mężczyzna w wieku około pięćdziesięciu lat małymi oczami uważnie studiuje pieczęcie przybite w rubrykach grubej księgi leżącej na mahoniowym biurku.
Arienne i jej przyjaciółka znajdują się obecnie w niewielkim pałacu, który w zamierzchłych czasach [nie tak bardzo, mniej niż 20 lat temu] należał do stronników Cesarza Gerharda, straconych po zmianie władzy na tronie. Wykupiony od monarchii budynek, położony nieco na północ od Fos, został przystosowany przez burmistrza miasta na potrzeby zamożnych podróżników. Przedstawiciele szlacheckich rodów, zachęceni atrakcyjną ofertą odrestaurowanego dworku, mieli częściej odwiedzać zapomniane miasteczko i tym samym zapewnić mu stały dochód.
A na ścianach dworku umieszczono w widocznych miejscach tabliczki z napisem:

Burmistrz miasta Fos
realizuje projekt współfinansowany z funduszy Cesarstwa Fenian pt.  
“Rozwój turystyki w gminie Fos”
w ramach Regionalnego Programu Operacyjnego dla Południowych Wybrzeży
za lata 210 - 220 Ery Czarnego Koguta.

Kobiety stoją teraz w przedsionku, którego podłogi wyłożone są szaro-białym marmurem. Jasnobłękitne ściany ozdobiono licznymi portretami. Pod nimi ustawione są wykonane z kamienia rzeźby przedstawiające wizerunki nimf i faunów skrywających się pod licznie ustawionymi donicami z pnącymi się ku górze palmami i cytrusami.
Zastanawiam się skąd burmistrz “zapomnianego” miasteczka miał środki na te wszystkie cuda. Niby jesteśmy w średniowiecznym settingu, ale opis bardziej przypomina rzymskie termy niż średniowieczną łaźnie. Powiedzmy jednak, że był dość obrotny i może znał się z cesarskimi urzędnikami i wspólnie namieszali w papierach… co by tłumaczyło dlaczego dworku nie dostał jakiś lojalny wobec nowego cesarza szlachcic. Druga sprawa: podobnie jak Kura mam skojarzenia z dzisiejszymi czasami. Znacie pewnie przypadki miast, które stawiały aquaparki na kredyt, licząc na przypływ turystów? I tak się zastanawiam czy ten Dworek Spa ma szansę odnieść sukces i czy bogatej szlachcie chciałoby się jechać przez kilka dni by spędzić w nim trochę czasu. I trzecia sprawa: wyobraźcie sobie, że jesteście szychami, które jadą na studniówkę bal do Ravillonu. Dojeżdżacie do Fos, robi się ciemno, nie bardzo macie ochotę płynąć przez jezioro i zatrzymujecie się w dworku. Wszędzie marmury, dzieła sztuki, splendor i chwała. A następnego dnia trafiacie do wilgotnego, zimnego Ravillonu z dziurami w oknach i grzybem na ścianach. Jak słabo wypada wielki Związek w porównaniu z burmistrzem z zapomnianego miasteczka.

– Tak. Dla mnie kąpiel w mleku i miodzie
Nie chcę się czepiać, ale po wyjściu z takiej kąpieli będzie się strasznie kleić.
Mleko, bo w nim kąpała się Kleopatra, miód bo autorki chciałby być jeszcze bardziej cool.
W porównaniu ze spa Elżbiety Batory, ich oferta to cienizna.
oraz masaż skroni – potwierdza młoda dziewczyna, po czym mężczyzna odznacza coś piórem w księdze i skinieniem głowy wskazuje kierunek, w którym ma się udać. Taida jednak pozostaje przy Arienne. – Znów strasznie boli mnie głowa. Do tego już ponad tydzień jestem bez masażu. Te zabiegi naprawdę pomagają.
Czy to znaczy, że one tam jeżdżą co tydzień?
Mają karnet.
I oto odpowiedź na pytanie, dlaczego Związek popadł w tarapaty finansowe.

A ty? Co weźmiesz? [wiertarkę] – z ciekawością zerka do księgi i zdaje się w niej czegoś szukać, by po chwili wykrzyknąć z rozbawieniem: – Ha! No proszę. Severo i tym razem nie szczędził pieniędzy na ciebie. Możesz wybierać to, co ci się tylko spodoba.  [no jasne, że wiertarkę.] – Przenosi pełne uznania spojrzenie na towarzyszkę. – Bałam się o ciebie wczorajszego wieczoru, gdy przyszedł do mnie z prośbą o pomoc, ale chyba spisałaś się nieźle. Musiał być naprawdę zadowolony.

– Ach, Milady Arienne, wobec tego? Witaj, pani! – przerywa Taidzie szpakowaty mężczyzna przy biurku. – Wszystko już zostało przygotowane na twój pobyt. Kąpiele, masaże, pielęgnacja ciała i włosów.
Nie wiem dlaczego przypomina mi to starania właścicieli psów, kiedy to z normalnego kudłacza robią futurystyczny żywopłot.

Ustawiliśmy dla ciebie szezlong w Błękitnej Komnacie, jeżeli będziesz chciała dołączyć do pozostałych dam i posłuchać koncertu. Dziś występuje u nas słynny Duet Klarysy i Hugona przy akompaniamencie pięcioosobowej orkiestry. Zapewniliśmy ci także, pani, wygodny fotel w Amarantowej Sali (na którym nikt w tym czasie nie siądzie, położyliśmy na nim drukowaną karteczkę “REZERWACJA”), gdybyś zdecydowała, że masz chęć pograć w karty. Oczywiście, jeśli pragniesz odpocząć w samotności, na ostatnim piętrze czeka na ciebie nasz najlepszy apartament. Z wszelkimi wygodami.
I znów wychodzi bardzo dzisiejsze myślenie autorek. Najlepszy apartament w świecie bez wind nie ma prawa być na ostatnim piętrze. Może to SPA ma tylko parter.
Może chodzi o wi-fi? Niejedna księżniczka dała się zamknąć w wieży, bo tam był najlepszy zasięg.

Powiedz tylko, proszę, czego chciałabyś skosztować, a nasi kucharze dołożą wszelkich starań, aby przyrządzić danie pod twój gust [w twoim guście] Naturalnie w twym pokoju, według wskazówek wielmożnego Mistrza Severa, czeka już na ciebie półmisek owoców leśnych.
Anturyjczyk kazał to wszystko dla mnie przygotować? Zakłopotana nie bardzo wiem, co wybrać. Czy ja naprawdę potrzebuję którejś z tych rzeczy?
I tak Arienne wymyśliła minimalizm.

(...)
Po dłuższych rozmyślaniach na temat siebie, Severa i przeznaczenia, Arienne wraca do rzeczywistości i wyjawia, co chciałaby na kolację:

– Łosoś w sosie koperkowym z dodatkiem papryki i z zapiekanymi ziemniakami.
Nie znasz się, Arienne, teraz w wielkim świecie zamawia się “łososia w towarzystwie papryki i zapiekanych ziemniaków”.

Ale to dopiero wieczorem poproszę. Teraz zaś dołączę do Milady Taidy.
Mężczyzna przywołuje służkę, która prowadzi nas schodami w dół. Podążając oświetlonym licznymi kandelabrami, przestronnym korytarzem, zrównuję się w końcu z mą towarzyszką.
– Bóle głowy, na które się skarżysz, są zapewne efektem ubocznym zażywania tej mieszanki zawierającej dziurawiec.
Dziewczyny rozmawiają o swoich ziółkach antykoncepcyjnych. Pierwsze słyszę, żeby dziurawiec wykazywał takie właściwości. Ba, znalazłam informację, że wchodzi w interakcje z lekami anty, OSŁABIAJĄC ich działanie!
Dziurawca dodają dla smaku. Pewnie zastąpienie go czterolistną koniczyną miałoby większy wpływ na działanie.

Arienne zachwala inne zioła, te, które kupiła podczas poprzedniej wyprawy do Fos; obiecuje podzielić się z Taidą. Ta wzdycha, że te zioła są drogie, ale oczywiście Arienne jako jedyna spośród Miladies nie musi martwić się o pieniądze. Następnie obie dołączają do pozostałych Miladies w komnacie kąpielowej. Wywiązuje się rozmowa – no zgadnijcie, o czym? Oczywiście, o rozmiarze oraz łóżkowych umiejętnościach Severa.

– Uważam, że to wielce niestosowne, co teraz mówicie. Nie życzę sobie, abyście omawiały sylwetkę mego Mistrza czy jego wyczyny w łożnicy. Teraz to ja jestem jego Milady i te tematy powinny was już nie interesować.
Straszny z niej psujak. Przecież wszystkie rozmowy dotyczą tylko istoty rzeczy Severa. Nawet gdyby wyrwano języki boChaterom, to pokazywaliby na migi.

(...)
***
– Amatorzy! – fuka pod nosem Gavin. Leży na brzuchu wśród jesiennego, pożółkłego listowia i z pagórka, na którym się znajduje, obserwuje, jak trzech Mistrzów stara się powalić potężne zwierzę. Eston i Gritton ostrzeliwują [!] tura ze swych łuków, Tarlen zaś podkrada się od tyłu, by zadać mu ostateczny cios, wbijając sztylet w bok, prosto w jego serce.
Ze sztyletem na tura??? I jak, zachodząc od tyłu, zamierza sięgnąć jego serca?
Skutecznie!
*niepewnie* Baaardzo długim sztyletem?
Może podprowadził Severowi jego katowski miecz?

Nieno, totalnie widzę Tarlena, jak zakrada się i dziab! dziab! sztylecikiem. Dziab! dziab!

– I to ma być Mistrz Łowiectwa? Idioto! Podejdź jeszcze kilka kroków, a to wielkie krówsko zdzieli cię kopytem przez durny łeb! O, proszę! A nie mówiłem? – Zaczyna się śmiać, widząc, jak młodzieniec ląduje na pniu pobliskiego drzewa pod wpływem silnego kopnięcia zwierzęcia.
Kop od kilkusetkilowego, przerażonego zwierza posyłający na pobliskie drzewo nie brzmi jak coś, po czym się kiedykolwiek wstaje... Gavin musiał naprawdę nienawidzić Tarlena.
Oczywiście Tarlen jest tak głupi, że nie pomyślał o tym, by wziąć włócznię.
“Pod wpływem” to on może być, jak się narąbie, nożeż murwa w kadź!

Tur zaś, raniony po raz kolejny w plecy strzałą Estona, wpada w szał.
Najbardziej wściekło go to, że dostał w część ciała której nie posiada. Tur miał grzbiet, nie plecy.
Weźmy pod uwagę, że przez dłuższą chwilę tura “ostrzeliwano”. Pewnie tak jak Leningrad w czasie blokady…

Z nozdrzy bucha mu para, a przekrwione ślepia wychodzą na wierzch. Rycząc przeraźliwie, zrywa się do biegu, prawie tratując strzelców.
To znaczy, że oni z bliska szyli do niego?

Na oślep pędzi przez knieję. – Dobra nasza! – Gavin zaciera dłonie i powstaje. Strzepuje z rzemiennej kurtki liście i jednym susem dosiada swego wielkiego konia. – To zdobycz godna mego żołądka! [ten koń?] – Wbija strzemiona w boki zwierzęcia i rusza pędem ze wzgórza [nie czyń koniowi, co tobie niemiłe, jasne?]
– Niedojdy! Już ja wam pokażę, co to znaczy prawdziwe polowanie! – Przejeżdżając obok trzech poturbowanych Mistrzów, macha im dłonią ze śmiechem, kierując się za uciekającą zwierzyną.
Tymczasem Severo zeskakuje ze swego wierzchowca i brodząc w butwiejącej ściółce, podchodzi do łani. Rażona bełtem z jego kuszy
On z kuszą pojechał na polowanie? Co za upadek.

leży na boku na środku rozświetlonej słońcem polany, rzężąc i ryjąc kopytami ziemię.
I nawet z kuszy porządnie jej nie zabił.

Czarnowłosy przyklęka przy niej i chwilę gładzi dłonią jej lśniące futro.
Był to specjalny gatunek sarny futerkowej, występującej tylko na bardzo zimnych terenach.

Potem sięga do cholewy wysokiego buta i wyciąga z niej sztylet. Jednym szybkim cięciem podrzyna gardło pięknego zwierzęcia, by ukrócić jego mękę. Podnosi zdobycz i przez moment uśmiecha się do siebie. Ta sarna jest taka lekka. Waży zapewne tyle, co jego Milady.
Sarna europejska waży przeciętnie od 15 do 35 kilo. Nic nie słyszeliśmy, żeby Arienne była anorektyczką. Z kolei łania, samica jelenia (samica sarny nazywana jest kozą) potrafi ważyć od 70 do 130 kilo :)
Wreszcie wiemy, że  Arienne to nie chucherko..

Gdy przywiązuje zwierzę do siodła, przy którym wisi już przytroczone upolowane ptactwo i kilka szaraków, jego uszu dolatuje zew rogu.
Gavin! Musiał dopaść coś wartego uwagi. Anturyjczyk dosiada rumaka i rusza w stronę, z której dobiegł go dźwięk.
I na grzbiecie jednego nieszczęsnego konia mamy łanię, kilka zajęcy i niewiadomą ilość ptactwa.W środku tej martwej natury rozsiadł się jeszcze Severo.

Na szerokiej, piaszczystej drodze wiodącej przez liściasty las leży potężny tur.
Tego też przytrocz do siodła, a co!
Piaszczysta droga mogłaby ewentualnie iść przez las iglasty, w liściastych gleby są żyźniejsze.

Z jego pleców i boków wystaje kilkanaście strzał, których lotki sugerują przynależność do Mistrzów nieobjętych sojuszem przyjaźni z Severem.
Tur został oznakowany przez wrogie plemię! Łapy z daleka, Severo!
To… każdy mistrz ma inne lotki w strzałach? A może lotki mistrzów starego porządku są bardziej tru? Kolejna ravillońska zagadka…
No w sumie tu się nie dziwię, może każdy ma inne ubarwienie pierza w lotkach, żeby faktycznie można było rozróżnić, który co ustrzelił… tylko że czemuś wyobrażam sobie strzały ozdobione wizerunkami ich “herbowych” zwierząt ;)

Gdy czarnowłosy podjeżdża bliżej, widzi też olbrzymią pikę, którą Mistrz Siły ostatecznie powalił zwierzę, wbitą centralnie w jego rozwartą paszczę.
Za wikipedią:
Pika, staropol. darda - dawna broń drzewcowa piechoty, używana przede wszystkim przeciwko kawalerii. Piki osiągały 5,5-6 metrów długości.
Gavin to taki kozak, że zamiast oszczepem rzuca piką. Poza tym… serio? Wbita w rozwarty pysk? Tak można ubić jakiegoś drapieżnika, ale nie tura. Tur to dziki byk. Widzieliście kiedyś matadora próbującego zabić byka wbijając mu szpadę w pysk?
Zwłaszcza, że matadorzy raczej nie czytują Pana Tadeusza.
No przeca pika, oszczep, włócznia, kopia – jeden czort. Ważne, że długie i na końcu ostre.

Mężczyzna zeskakuje na ziemię i ciągnąc swego rumaka za lejce, podchodzi do zdobyczy.
Lejce? To on tam bryczką zajechał? I dlaczego ciągnie tego biednego konia, zamiast go po prostu prowadzić?
Koń już swoje wie i wcale się nie spieszy.
Nie dość, że robią z wierzchowca szkapinę pociągową (lejce! Ja ci dam lejce!), to w dodatku jest obładowany jak osioł.

Z obu stron leśnego duktu słychać już tętent i nawoływania nadjeżdżających myśliwych. No, to teraz się zacznie – przelatuje przez myśl Anturyjczykowi. Tamci przygotowali zwierzynę do uboju, olbrzym zaś ją zabił. Awantura murowana.
Na normalnym polowaniu byłyby psy i ludzie w nagonce, którzy zmęczyliby zwierzę i ci, którzy by je zabili. Polowanie to współpraca. Ale tu jesteśmy w opku.
A “ubojem” nazywamy zabijanie hodowlanych zwierząt w rzeźni.
I to ostrzeliwanie.

Pięści z całą pewnością pójdą w ruch, gdyż Gavin nie popuści. Nie odda takiego łupu, zwłaszcza gdy jest głody. A jako że głodny jest stale [bo jak ustaliliśmy w poprzednim odcinku, Ravillon nie ma żadnego zaplecza gospodarczego, mieszkańcy żywią się tylko tym, co upolują, więc na co dzień muszą głodować], z całą pewnością dojdzie do bójki.

Eston, Gritton i Tarlen nie będą skorzy do obejścia się smakiem, gdyż tur jest okazały – młody, spasiony i zdrowy.
I podziurawiony jak sito przez te wszystkie sztylety, oszczepy, piki, strzały i inne celne “szczały”. Szkoda, że jeszcze granatem w niego nie rzucili.

Może Arienne, gdyby kucharze z Twierdzy przygotowali mięso wedle wskazówek Severa, zasmakowałaby w strawie, która jemu tak pasuje?
Czy jest jakaś rzecz, której Sevcio nie umie?

W sumie nadal nie zna jej gustów prócz tego tahitańskiego deseru, który był jego strzałem w sam środek tarczy. Stojąc nad zdobyczą, mężczyzna czeka na pozostałych.
– Odsuń się od tego truchła, anturyjski psie! – krzyczy do czarnowłosego Eston.
– Wara od zwierza! Jest nasze! – Gritton jeszcze z siodła wymierza w Severa z łuku, jednak jego strzała przelatuje daleko od Mistrza Walk, gdyż prawa dłoń niewielkiego Związkowca nadal nie jest w pełni sprawna od czasu pamiętnej uczty.
– Jak zawsze żałosny strzelec. Aż dziw, że widzę kilka twoich lotek w grzbiecie tego tura. Chyba stał tuż obok, skoro w ogóle udało ci się w niego trafić. – Severo patrzy z pogardą, jak syn Wilbura stara się zgrabnie zsiąść ze zbyt wysokiego jak dla niego wierzchowca. – Co? Drabinka by się przydała? – szydzi.
Echhhh… Zamarzył mi się fanfik, w którym ten WIEEEEEELKI Miszcz spotkałby się z panem Wołodyjowskim.

– Zniedołężniałeś i wyliniałeś ze starości, mości Lwie! – Tarlen podchodzi do potężnego wojownika, rzuciwszy cugle swego rumaka Skarbnikowi. – Zaakceptuj swą porażkę. Tym razem cię pokonałem. Zwyciężyła nad tobą moja młodość, dziadku.
– Wypadałoby po tylu latach – prycha czarnowłosy, patrząc na mężczyznę z góry. – Ja na twoim miejscu spaliłbym się ze wstydu. Tytuł w końcu do czegoś zobowiązuje, a to pierwsze twoje udane polowanie, odkąd jesteś Mistrzem Łowiectwa.
Czy Wy też się zastanawiacie, na jakiej zasadzie właściwie przydzielane im są te tytuły?
Tak samo jak w Najwyższym Porządku! *Ciągnie za wajchę i następuje zwolnienie blokady*

I to jedynie częściowe, gdyż to Gavin ostatecznie dobił zwierza. Będziesz musiał pogodzić się z myślą, że połowa łupu przejdzie ci koło nosa.
– Niedoczekanie! – Eston również staje naprzeciw Severa. – To mięso jest dla nas niczym kobieta.
A dla Portnoya - wątróbka.

Wy nie dzielicie się z nami swymi, więc i my nie pozostaniemy wam dłużni. Tur jest nasz. Nie dałeś nam zakosztować swojej dziewiczej zdobyczy na uczcie, nie licz więc na to, że my damy ci skosztować naszej dzisiejszej.
Gdy łza zwilżyła mu lica
Sevcio ujął dłońmi skronie
i wśród szlochów jęknął: “Estonie,
czy to jest Tur - Dziewica?”

– Bacz na słowa, młokosie. – Mistrz Walk mruży brzydko oczy, w których pojawia się niebezpieczny karmin. – Jeszcze jeden przytyk do mojej Milady, a wpakuję ci bełt w sam środek rzyci! Rozumiesz, psie?
– Ale będzie wyżerka! – Gotującym się do walki mężczyznom przerywa tubalny głos Mistrza Siły. Olbrzym, który właśnie nadjechał, zsiada z rumaka i podbiega do powalonego tura. – To był cios! – Przykuca i z dumą ogląda przebitą paszczę zwierzęcia. – Myślałem, że będę musiał powtarzać starcie, bo bydlę zwiało mi w knieję, ale jak widać, tylko po to, by zdechnąć.
Jak miało ci zwiać z sześciometrową piką w pysku!?
Niespodziewanie.

Przywiążmy je za końmi i pociągnijmy. Aż mi ślina cieknie, jak widzę ten dorodny udziec, antrykot i rostbef przyrządzony niedościgłymi dłońmi mojej Zoe.
Najpierw spuśćcie krew i wypatroszcie. I odetnijcie mu jaja. A już na pewno nie ciągnijcie końmi. Czym ten biedny tur zasłużył sobie na los Hektora?  Nie mam pojęcia co robiono z upolowanym turem. Mogły ważyć nawet 1000 kilogramów, wiec podejrzewam, że mięso dzielono już na miejscu by łatwiej było je przenieść.
Tur był dość spory.

Dzielono – i miało to cały swój rytuał. Khę, khę, panowie, podobno macie tu Mistrza Łowiectwa…
(ok, jak pamiętamy, Mistrz Łowiectwa woli oprawiać zdobycz w zamku, na marmurowym stole na środku auli, podczas ceremonii przyjmowania nowych adeptów)
Chce zobaczyć jak wsadza tego tura do łódki. Oczywiście po zaciągnięciu go końmi na miejsce.
Wystarczy nadmuchać tura i wtedy sam robi za łódkę.
Jak pierdnie, to nawet za odrzutową.

(...)
Gavin wdaje się w bójkę z Mistrzami, którzy chcą mu odebrać tura.

Severo zaczyna się śmiać. Głodny Gavin nie daruje im tej zdobyczy. Prędzej powybija Mistrzów stojących na drodze do zaspokojenia potrzeb jego bezdennego żołądka, niż pozwoli im uszczknąć choć połać z takiego okazu.
Połać. Tę, co to na niej całej śnieg, zapewne.

– Nie będziesz nas bezkarnie okładał, wielkoludzie! – krzyczy Gritton i, o dziwo, tym razem strzela celnie. Jego strzała wbija się w ramię Mistrza Siły, którego wrzask niesie się echem po lesie, płosząc ptaki.
– Zabiję sukinsyna!
Tak to widzę:


Olbrzym wyrywa sobie grot z ręki i rzuca się na Skarbnika, który z piskiem przerażenia zaczyna uciekać. Po chwili wspomaga go cały pokłuty od igieł krzewu, rozsierdzony Tarlen. Eston zaś, uśmiechając się wyzywająco, zwraca się do Severa:
– Zostaliśmy tylko my, staruszku. Z chęcią znów przefasonuję ci tę śliczną twarzyczkę. A gdy już będziesz leżał nieprzytomny w swej krwi i plwocinie, jak ostatnim razem, zajmę się tą twoją dziwką i sprawdzę, czy nadal ma dziewiczo ciaśniutką pochewkę, czy też już zdążyłeś ją całkiem rozwalić swym kutasem!
– Wyrwę ci ten jęzor z niewyparzonej gęby, gówniarzu! – Czarnowłosy rzuca się na Mistrza Jeździectwa, a karminowy ogień spowija jego źrenice.
I nie wiem, czy ta bójka to był Element Komiczny, czy nie…

Przepychankę w piasku [powiedzmy nawet - w piaskownicy] przerywa jednak niespodziewany krzyk Tessiego sprawiający, że bijący się mężczyźni zamierają w bezruchu. Severo trzyma za kaftan wijącego się Estona, Gritton z Tarlenem zaś odskakują od olbrzyma, który kotłował się z nimi w pobliskim rowie.

Mistrz Szpiegostwa, który dojechał do pozostałych, zwabiony podniesionymi głosami awanturujących się i wrzaskiem Gavina, właśnie zgrabnie zsiadał z Barona, by dołączyć do radującej jego serce bijatyki, gdy nagle wprost z przydrożnych zarośli wyskoczył na niego wilk. Potężne, białe zwierzę o oczach w kolorze krwi i gabarytach dogów należących do jego olbrzymiego przyjaciela. Drapieżnik od razu rzucił się na mężczyznę.
Gdyż każdy opkowy wilk to dzika bestia od razu rzucający się na ludzi. Ale spokojnie, nie ma powodów do paniki. Za chwilę z lasu wyjdzie Jon Snow i przeprosi za Ducha. A potem zdziwi się, że on i Severo są do siebie tak bardzo podobni.

– Tessi! – Anturyjczyk przestaje dusić Mistrza Jeździectwa i natychmiast rusza biegiem w stronę kompana. W tym momencie biały wilk, od którego nie może opędzić się Wielki Szpieg, wyje przeraźliwie i zaraz po tym z kniei wychodzi całe stado jego pobratymców. Wszystkie zwierzęta w sforze są nienaturalnie duże, mają też potężne kły i pazury, jakimi nie dysponują zwykli przedstawiciele tego gatunku.
Wilki szablastozębne!

– Co to za zawszone kundle? – Tarlen kryje się za plecami Gavina, ze strachem w oczach obserwując bestie otaczające ich coraz ciaśniejszym kręgiem.
– Sam powinieneś to wiedzieć! Wszak to ty znasz się na lesie, idioto! My wszyscy pozostali ni huhu, nie odróżnimy wilka od stokrotki! – Mistrz Siły już chce go odepchnąć od siebie, gdy nagle po kolejnym zawyciu białego przywódcy następuje atak ze strony jego stada.
Po kolejnym zawyciu
Wilk powiedział “A w życiu!
Spierdalam już z tego opka.
Mnie tu nie było. I kropka.”

Severo chwyta za miecz i zaczyna odpędzać przedziwne stwory, których oczy płoną rubinową magią. Jest ich ze dwadzieścia, nalicza pospiesznie podatek. Za plecami słyszy rozdzierający krzyk Skarbnika, którego właśnie ugryzł któryś z napastników. Anturyjczyk dopada do Tessiego w chwili, gdy przewodnik sfory skacze ponownie na niego z zamiarem wbicia olbrzymich kłów w jego serce.
Poprawka. Ekhem. Wilki sztyletozębne!
Albo atakują z piką w pysku, jak ten tur nieszczęsny.
Po prostu mają tak krzywy zgryz, że zęby sterczą im do przodu pod kątem prostym.

Czarnowłosy bez namysłu rzuca się na wilka, spychając go z przyjaciela w piach. Szamocze się z zajadłym zwierzęciem, a gdy po długiej walce wreszcie udaje mu się zrzucić drapieżcę z siebie, ten, jakby zupełnie nie odczuwając zmęczenia, jednym skokiem dopada na powrót do zmordowanego mężczyzny, chcąc rozszarpać jego krtań na strzępy. W ostatniej chwili Anturyjczyk, któremu niedane było nawet powstać na nogi, osłania głowę, a zęby bestii zamiast w szyję wpijają się z całej siły w prawe przedramię wojownika, rozrywając materię rękawa. Co za ból!
Mój najlepszy kaftan!
Mankiet mi rozerwał, o! Co za ból!
A przez ten cały czas szamotaniny wilk grzecznie trzymał zamknięty pysk i nie używał pazurów?

Wymierzywszy agresorowi solidne kopnięcie w podbrzusze, Mistrz Walk czuje, jak robi mu się słabo, choć to przecież tylko ugryzienie dzikiego zwierzęcia. Co to dla niego, już nie takie go gryzły. Z oddali dobiegają go wrzaski pozostałych Związkowców, walczących i kotłujących się z resztą stada. Severo cofa się w piasku przed przeciwnikiem, kątem oka widząc, jak Tessi odrywa od swojej łydki szarego olbrzyma, z którym właśnie się zmaga.
Wraz z połową rzeczonej łydki.  

Czarnowłosy zaczyna szukać miecza, który wypadł mu z dłoni po skutecznym ataku zwierzęcia. Krew spływa mu obficie ze świeżej rany po nadgarstku i palcach rozpaczliwie przeczesujących podłoże w poszukiwaniu broni.
Tak na moje, to powinien mieć tę rękę już dawno odgryzioną.

Biały wilk, warcząc, ponawia atak, tym razem ciężarem powalając Anturyjczyka i przygważdżając go do ziemi. Wspiera olbrzymie przednie łapy na torsie mężczyzny. Potężne kły po raz kolejny dążą do jego gardła, gdy Severo znów osłania się rękoma przed atakiem.
Nieno, serio, to już autorka “Dziewczyny wilkołaka” miała więcej pojęcia o skutkach ataku wilka...
WTEM!
I nagle dzieje się coś niespodziewanego. Przywódca zamiera w bezruchu, a jego wilgotny nos dotyka odsłoniętego nadgarstka Związkowca. Przez chwilę bestia obwąchuje jego prawą dłoń, po czym ją liże. Mężczyzna wznosi zdumione spojrzenie na zwierzę, które wydaje cichy skowyt i zostawiając go, znika w kniei. Za nim natychmiast podąża reszta stada.

– Żyjecie? – dolatuje go słaby głos Grittona leżącego po przeciwnej stronie powalonego tura.
– Tak, a wy? – Tessi stara się podnieść, lecz nie jest to łatwe, gdyż wilk solidnie poharatał mu prawą nogę, inny zaś poranił jego bok.
– Nie, tak sobie gadamy po śmierci!

– Co to, do cholery, było?! – Gavin, cały w piasku, krwi i w porozdzieranym odzieniu, pomaga powstać swym dotychczasowym antagonistom. Skarbnik nie ma połowy nogawki spodni, a z rany na udzie sączy się krew. Tarlen przypłacił starcie z wilkami rozszarpanym uchem. Posoka strumieniem zalewa mu szyję. Najgorzej jest z Estonem, który stracił przytomność po tym, jak jedno ze zwierząt odgryzło mu mały palec i część lewej dłoni.
Zemdlał na widok krwi.
Jak na starcie ze stadem dwudziestu ponadprzeciętnie wielkich wilków, ewidentnie wywodzących się z Ciemnej Strony Mocy, to można powiedzieć, że wykpili się zadrapaniami.

(...)
– Nie wiem, lecz z całą pewnością nie były to zwykłe wilki. Takie nie atakują ludzi bez przyczyny. Wszak mamy ze sobą tyle martwego zwierza, którym mogłyby się nasycić, a one z niewiadomego powodu wybrały sobie nas za cel. – Tarlen przykłada do ucha zdjęty z szyi szal, by zatamować krwotok.
– Bo to my byliśmy dla nich zwierzyną – odzywa się Anturyjczyk, wyciągając z niewielkiego woreczka przytroczonego do pasa maleńki flakonik z solami trzeźwiącymi i środkiem przeciwbólowym.
Naraz?

– Co to za wilki, które polują na ludzi i których nie da się pokonać mieczem?!
No nie mówcie, że wszyscy pozostali też tłukli się z wilkami na gołe pięści?

– Syn Wilbura podtrzymuje głowę Estona, gdy Severo aplikuje mu specyfik.
– Nie z Naszego Świata, Grittonie.
– Skąd więc pochodzą?
– Nie wiem, ale z całą pewnością mają coś wspólnego z Schatten – wypowiada cicho Severo, a wszyscy Mistrzowie wykrzykują słowa niedowierzania, patrząc na niego szeroko otwartymi ze zdumienia oczami.
Wszyscy wiemy, że ta wataha wyłoniła się z Ciemnych Zakątków Narracji, by nie powiedzieć - z innego, równie mrocznego miejsca.

***
Po odprężającej kąpieli Arienne rozstaje się z Taidą. Ta wybiera się jeszcze na masaż, czarodziejka zaś udaje się z powrotem do wyżej położonych partii dworku i tam w obszernej sali przysiada wyprostowana na przygotowanym dla niej szezlongu.
Szezlong to mebel przeznaczony do tego, by się raczej na nim kłaść we wdzięcznej pozie niż siadać prosto, ale co kto lubi.
https://www.weranda.pl/cache/989-547/bfe41a533e4ae75fe529cc4ccb6c5a63/5496_12514559031.jpg

Muzycy dostrajają instrumenty, a para śpiewaków właśnie odpoczywa, nawilżając [zwilżając] gardła trunkami z kryształowych kielichów. W Błękitnej Komnacie, która swą nazwę zawdzięcza niewątpliwie [!] kolorystyce ścian i podłóg, przełamanej bielą i złotem mebli, oprócz Milady Severa i artystów znajdują się jeszcze trzy kobiety. Jedna z nich – dosyć pokaźnych rozmiarów szatynka w wieku około czterdziestu lat – prowadzi uprzejmą konwersację z muzykami, wypytując ich o miejsca, w których już grali, i o utwory, które spotkały się z najlepszym przyjęciem.
Jak dobrze, że to fantasy. W realnym świecie grajków się nie zauważało, tak samo jak innej służby.

Pozostałe dwie – sądząc po ich wyglądzie – muszą być jej córkami. Starsza od Tahitanki o jakieś pięć lat ciemna blondynka, ubrana w bladoróżową suknię, odpędza od siebie małego chłopca, każąc mu zająć się płaczącym bratem.
Szlachcianka podróżuje bez niańki, która zajęłaby się jej dziećmi?
Blondynka ubrana na bladoróżowo. Opko nawet w klimatach średniowiecza nie może obejść się bez Zuej Barbie.

Urywa nagle, gdy spotyka wzrok magiczki.
– Chyba pomyliłaś sale, wywłoko! Tu przebywają jedynie przyzwoite damy, a nie ladacznice takie jak ty! – syczy, groźnie błyskając świeżo nałożonymi tipsami.
Ale skąd ona od razu uznaję Arienne za ladacznicę? Nasza bohaterka ma taki napis na czole czy jak?
Ma znak lwa na szyi, więc od razu widać, że jest kobietą któregoś ze związkowców.

– Ależ, Lavinio! – Starsza kobieta odwraca pulchną twarz w stronę Arienne. – Zważaj na dobre maniery! Przecież to jeszcze dziecko! Może być w wieku twojej siostry! Ile masz lat, kochanie? Czternaście? Piętnaście?
– A co nas to obchodzi, matko? Odkąd miesiąc temu mój Henryk zobaczył tu przypadkiem jedną z tych bezwstydnic przechodzącą z jednego ogólnodostępnego pomieszczenia do drugiego bez żadnego odzienia na sobie, w ogóle już nie nawiedza mnie w łożu!
MINISTER ZDROWIA OSTRZEGA: gapienie się na nagie kobiety skutkuje trwałym uwiądem fiuta!

– Może za mało się starasz o niego – chichocze jej młodsza siostra odziana w zwiewne zielenie.
Pewnie ruda.
– Nie wtrącaj się, Rebeko! Nie możesz mieć nic do powiedzenia, bo jeszcze nie dałaś potomka biednemu Rudolfowi. Rok po ślubie i jeszcze nawet nie jesteś brzemienna!
Yyy… to jest ta czternastoletnia siostra?

A ja, jako matka, mam prawo się wypowiadać, bo nie chcę, aby moje dzieci przebywały w towarzystwie kogoś tak niskich obyczajów.
To po wuj zabierasz je w miejsce, gdzie takie osoby bywają?
Niańka w ostatniej chwili się pochorowała i na tylne siedzenie karocy trzeba było zapakować dzieciaki zamiast torby ze strojami kąpielowymi.

– Córko, przynosisz wstyd naszemu stanowi. Przecież nie godzi się tak zwracać do obcej osoby. Nawet jeśli pochodzi z nizin społecznych. Poza tym nie przyjrzałaś się naszemu gościowi. Ona w ogóle nie wygląda jak te pozostałe kurtyzany z Ravillonu, grzecznie podsumowała Wytworna Dama.
W tych wytwornych szatach, z taką urodą prędzej można by ją było wziąć za szlachciankę, którą Los rzucił nieszczęśliwie za mury Czarnej Twierdzy, niż za przedstawicielkę plebsu (Leila, ucząca się akurat ósmego języka, kichnęła gwałtownie). Zgadza się, kochanie?

Oczami Arienne:
Tak pragnęłam przez chwilę poczuć się jak wczoraj. Skupić się jedynie na dźwiękach i zapomnieć o całej reszcie. A tu spotyka mnie przykrość za przykrością. Przyjaciółki Taidy dopiero co zarzucały mi bycie zbyt dworską i oficjalną, a tu z kolei wmawiają mi prostactwo i wyuzdanie. Marszczę brwi.
– Chciałam po prostu posłuchać muzyki, pani.
– A co ona w ogóle może wiedzieć o muzyce? Czego wy tam w tym Ravillonie słuchacie? Jedyne zapewne, na czym potraficie grać, to fujarki waszych Związkowców. – Zaróżowiona od emocji Lavinia pozostaje głucha na uwagi matki.
– No wiesz, siostro! Chyba zabiorę stąd twoich chłopców. – Zdegustowana jasnowłosa Rebeka zgarnia dzieci i opuszcza z nimi komnatę.
No fakt, nie trzeba im wcale “przebywania w towarzystwie kogoś tak niskich obyczajów”, mamuśka całkowicie wystarczy.

– Przesadziłaś – karci kobietę jej rodzicielka. – Przecież to nie wina tej młodziutkiej dziewczyny, że rodzice nie znaleźli jej odpowiedniego męża. W tym wieku powinna być już dawno mężatką, jak twoja siostra, więc najwyraźniej coś jej się nie powiodło w życiu. Bo winić za to jej urody na pewno nie można.
Niby taka słodziutka, a szpilkę to umie wetknąć!

(...)
– Czy jest jakiś problem, pani? – pyta Arienne zarządca dworku, który bezszelestnie wyrasta u jej boku.
– Nie – odpowiadam, mimo że wszystko we mnie kipi ze złości. – Czekam tylko na muzyków, aż wznowią swą grę.
Kiedyż się zacznie ta druga połowa!

– To dobrze. Gdyż słudzy donieśli mi, że spotyka cię tu, pani, obraza. – Szpakowaty mężczyzna, pochylony w stronę czarnowłosej dziewczyny przy rozmowie, prostuje się nagle i protekcjonalnym tonem zwraca do pozostałych kobiet: – Pobyt i spokój tej damy w naszym dworze zostały sowicie opłacone.
Tym samym potwierdził, że ona jest damą negocjowalnego afektu.

Nawet sam Hrabia van Attur nie wyłożył takiej kwoty na atrakcje dla waszmości. Jeżeli więc zajdzie taka potrzeba, Milady Arienne wysłucha koncertu w pojedynkę. – Po tych słowach skłania się i wychodzi, a zaraz za nim urażona Lavinia.
– Musisz mieć bardzo wpływowego patrona. – Hrabina przygląda się Arienne z ciekawością.
Potakuję głową, po raz pierwszy czując się wdzięczna Severowi za wyłożenie tych wszystkich pieniędzy dla zapewnienia mi komfortu.
Tak, Sevcio wyłożył jakąś nieprzeciętną ilość kasy za wszelkie rozrywki dla jego Milady. Ale to tylko jeden klient. (Pozostali Miszczowie, jak wiemy, nie zarabiają za dużo.) A jeśli po królestwie rozniesie się wieść, że w tutejszym spa nie tylko przyjmują ladacznice i rozbójników na równi ze szlachetną klientelą, ale jeszcze obrażają tę klientelę, no to… nie wróżę przybytkowi wielkiego ruchu. I sam Sevcio nie wynagrodzi im strat, choćby posyłał tam Arienne co dzień.
Na nieprzychylne oceny wywieszane na lokalnych tablicach właściciel odpisywał, że niezadowoleni klienci mają nieślubnych synów, nosy czerwone od pijaństwa i wilki atakujące polujących gości.

Arienne prowadzi z hrabiną wytworną konwersację na temat sztuki. Ta jest zachwycona i oferuje jej gościnę u siebie, gdyby kiedykolwiek przyszło jej do głowy opuścić Ravillon.
***
Severo siedząc w kąpieli wspomina walkę z wilkami. Dwóch Mistrzów (Eston i Gritton) zostało dość poważnie rannych, wobec czego wrócili do Ravillonu, by zajęli się nimi Harold z Venem, pozostałych opatrzył sam Severo. Ku jego zdumieniu, jego własne rany goją się niebywale szybko i właściwie już przestały mu dokuczać.
Przygląda się uważniej pogryzieniu na swym przedramieniu. Gdyby nie nagłe wycofanie się białej bestii, ta leśna droga stałaby się jego mogiłą. Co takiego się stało, że tamten wilk tak nieoczekiwanie zrejterował? Co takiego zobaczył, że podkulił ogon i uciekł, zabierając ze sobą swą mroczną sforę? Mężczyzna odtwarza w pamięci walkę ze zwierzęciem i wznosząc ręce, zakrywa twarz ramionami, jak to uczynił, gdy wilk chciał go zagryźć, rozszarpując gardło.
Lepiej niech mi rozszarpie gardło, niż miałby uszkodzić moją piękną twarz!

Do teraz czuje jego lodowato zimne łapy na swym podrapanym pazurami napastnika torsie. Potężny ciężar, który odebrał mu dech w piersiach. Opuszcza dłonie i przygląda się im. Wilk polizał go w nadgarstek, uświadamia to sobie nagle. W znamię!
W szczepionkę.
Tak, Severo ma na nadgarstku znamię “przypominające  profil  oblicza  wilka” (tak!), co w jednej z wcześniejszych (wyciętych) scen oznajmia nam Arienne.

Gwałtownie siada w wannie, trzymając się za rękę i patrząc na wilczy znak na swej skórze. Zwierzę zrodzone z magii Ciemności zlękło się piętna, które czarnowłosy nosi, odkąd sięga swą ograniczoną do ravillońskich wspomnień pamięcią. Ale dlaczego? Czy to ma coś wspólnego z jego mocą? Te płonące krwistym płomieniem źrenice wilka wydały mu się także bardzo znajome. Tak bliskie.
Braciszku! To ja, Mowgli!

– Henryku, widziałeś? – Do pokoju kąpielowego wkracza dwóch młodych mężczyzn dobrze przed trzydziestką wraz z kilkoma służącymi, którzy od razu zaczynają szykować dla nich kąpiel w sąsiadujących ze sobą wannach, naprzeciw Anturyjczyka.
Szczupły, długowłosy blondyn zwraca się do swego wyższego towarzysza – ciemnowłosego, barczystego osiłka:
– Rufus znów podejmuje tych morderców z ich dziwkami.
– Tych ze Związku?
Burdeltata robi co może, aby interes szedł jak się patrzy.

– Mhm. Może znów będzie wśród nich ta twoja złotowłosa piękność ze swym klejnocikiem w pępuszku. Ta, która wywarła na tobie takie wrażenie, że teraz zrobisz wszystko, nawet potowarzyszysz znienawidzonej rodzinie małżonki w podróży, byleby tylko znów ją ujrzeć.
– Rozbawiony blondyn zrzuca ręcznik z chudych bioder [oczywiście!] i wskakuje do wrzącej wody, wrzeszcząc przy tym niemiłosiernie którą właśnie nalał sługa. Widząc na sobie spojrzenie czarnowłosego, którego ze względu na świetne rysy twarzy [oczywiście!] bierze za innego szlachcica, skłania mu się lekko głową. Severo, oderwany od własnych myśli, z zaciekawieniem przysłuchuje się rozmowie.
– Tamta to nic przy tej, którą dziś zobaczyłem, Rudolfie!
No niech zgadnę… Arienne? Poza tym Henryk i Rudolf, pewnie Niemcy.

Poszedłem zaglądnąć [zajrzeć! Popatrzeć, kuknąć, zapuścić żurawia] do Błękitnej Komnaty, czy skończyło się już to rzępolenie, w którym tak lubuje się to grube babsko.
– Masz na myśli naszą czcigodną teściową? – Jego towarzysz wybucha śmiechem.
My też wybuchamy śmiechem na każdy żarcik o teściowej.

– Owszem. – Ciemnowłosy mężczyzna ściąga szlafrok i zajmuje miejsce w wannie obok. – Chciałem sprawdzić, czy Lavinia tam jest i czy mam w związku z tym jeszcze trochę czasu wyłącznie dla siebie. Myślałem, żeby zaliczyć tutejszy burdelik [aha, spoko, i do takiego miejsca przyjeżdżały też szlachcianki z dziećmi], lecz okazało się, że tej hetery nie ma na koncercie. Zobaczyłem za to cudo, o którym nie mogę zapomnieć. Mówię ci! Gazela! Czarnowłosa. I ta cera! Biała niczym mleko! A jakie oczy! Kolor chabrów! A te paznokietki! Semilac Dark Violet Dreams, jeżeli się nie mylę! Chyba w podobnym wieku do twojej Rebeki. Taka młódka, ale co za wygląd.

Opis Arci oczami któregoś z zięciów. Jakby Czytelnicy jeszcze nie ogarnęli, że ona jest najpiękniejsza:
Leżała na szezlongu z wyrazem niezwykłej nostalgii i rozmarzenia na twarzy. Szkoda tylko, że nie jest zwykłą podróżną, którą można ot tak zaczarować miłą gadką i zaciągnąć do łoża pod nieobecność [jej?] żony. Niestety, to także własność jakiegoś Związkowca, a sądząc po jej szatach, wysoko postawionego w hierarchii. Całą suknię miała w perłach i rubinach układających się we wzór olbrzymiego Lwa (pomijając lwa tak olbrzymiego, że aż pisanego wielką literą - co to musiało być za nowobogackie paskudztwo!) (i jakie ciężkie!).
Phi. Tam olbrzymi lew. Autorkom daleko do wyobraźni ludzi średniowiecza. Zobaczcie jaką szatę sprawił sobie Karol Orleański przed bitwą pod Azincourt: “zużyto na nią dziewięćset sześćdziesiąt pereł czystej wody, na rękawach wypisane były haftem na całej długości słowa piosenki: <<O pani radość mą postradałem>>, wraz z nutami wzdłuż rzeczonych rękawów”
Tak więc Sevciu musisz się bardziej postarać by zrobić na mnie wrażenie.
W tak jaskrawym stroju musiała być wzięta za nierządnicę.

Sevcio niby taki biedny, całą kasę mu zajumali, do zaskórniaków nie może się dobrać, bo Wilbur odkryje jego schowki, a na szaty haftowane od góry do dołu drogimi kamieniami jakoś go stać.
Chyba że ten cały przepych to na kredyt...

Ponoć zwierzęta coś tam znaczą w tym całym Ravillonie.
– Nawet jeśli jest ze Związku, to co z tego? Musisz koniecznie mi ją pokazać. Ja tam nie boję się żadnego Związkowca. Co mi taki zrobi? Przecież nie tknie szlachcica, który nie jest jego celem.
No cóż, po uwiedzeniu jego kobiety możesz właśnie stać się celem.
Coś chyba nie halo ze sławą Sevcia, że go nie kojarzą.

A te ich kobiety to zwyczajne kurtyzany. Bierzesz taką i obracasz do woli.
Za odpowiednią opłatą, wielki znawco lokalnych burdeli. Właśnie, że też żaden biedujący Mistrz nie wpadł na to, żeby reperować budżet przez “wypożyczanie” swoich nałożnic...

Z chęcią sobie oglądnę [obejrzę!] tę twoją lwią kurewkę! Opłacę Rebece zabiegi na skórę dłoni i stóp na ten wieczór, a ty zajmij jakoś czas Lavinii. Może uda nam się zwabić ravillońską dziwkę do naszej alkowy.
– Z tego, co mówił Rufus, niektóre z nich mieszkają w najdroższych apartamentach, więc może to być trudne. Sam wiesz, że wszystko, co mamy, w tym pieniądze, i tak należy do naszego teścia.
– I co z tego? – prycha ze wzgardą Rudolf.
Teść obejrzy wyciągi z konta i wyciągnie wnioski?

– Co więcej może zaoferować taki Związkowiec dziewczynie, prócz zasobów swej kiesy, którą zasila zbrodnia? To my jesteśmy szlachtą Cesarstwa i bywamy na dworze Saula (chyba na wycieraczce przy wejściu dla służby, skoro nie kojarzycie Sevcia), w dodatku jesteśmy wykształceni i mamy doskonały, wyrafinowany gust! I wyrażamy się pięknym, wytwornym językiem! A kim są członkowie Związku? Hołotą. To zwykli prostacy i chamy. Nieokrzesani rozbójnicy. (W sumie to z tym opisem związkowców trzeba przyznać mu racje) Pozbawieni dobrego smaku. Nijak się mają do nas! Taka młódka posika się z podniecenia, gdy zobaczy nasze zainteresowanie jej osobą. I szacunek, jakim zawsze otaczamy kobiety.
Severo nie wytrzymuje. Wychodzi z wanny, a strużki zimnej już wody spływają po jego idealnym ciele. Wyżyma długie loki, z pełną premedytacją stając tyłem do rozmawiających i eksponując spory tatuaż na plecach, gdy odgarnia z nich włosy do przodu. Wolnym krokiem, nie zarzucając ręcznika na biodra, wielki, wyprężony, nagi i dumny zmierza ku drzwiom. Aż do jego wyjścia w pokoju kąpielowym panuje cisza.
Bo też miał bindarz tak dostały…

– Widziałeś, co ten gladiator miał na łopatce i medalionie na piersiach?! – wykrzykuje, nie mogąc uwierzyć własnym oczom, jasnowłosy szlachcic.
– A co mnie jego łopatki obeszły!
– Tak! – Henryk wciąż patrzy na drzwi, za którymi zniknął hojnie obdarzony przez naturę mężczyzna. – Lwa! To co tam jeszcze masz do powiedzenia, drogi Rudolfie, na temat tych nieokrzesanych Związkowców? Bo jeśli masz zamiar wygłosić coś o wielkości ich przyrodzeń, to, choć wstyd przyznać, nawet będąc kwiatem fenianijskiej szlachty, pozostajemy za nimi daleko w tyle.
Nie myli się długo i jechali tym chutniej.

Czytelnicy, nie wzdragajcie się przed lekturą Kochanowskiego.

Powiadam wam, gdy Severo umrze, jego penis zostanie zakonserwowany w formalinie i w czasie świąt będzie wynoszony w lektyce, by wziąć udział w procesji ulicami stolicy.  
Ciekawostka: starożytni Grecy uważali dużego penisa za oznakę głupoty i prostactwa, dlatego – zwróćcie uwagę! – herosi w sztuce antycznej mają przyrodzenia wręcz mikroskopijne, za to w komediach bohaterowie występowali w kostiumach z naszytymi wielkimi genitaliami.

***
Tymczasem Arienne udaje się do swej komnaty, gdzie ma otrzymać masaż.
Po pewnym czasie do apartamentu wkracza służka, by wykonać zlecenie. Jest zadowolona, gdyż towarzyszący jej mężczyzna szczodrze ją opłacił, a przecież jej zadanie to błahostka – ma poprowadzić konwersację na wstępie, a leżącą na szezlongu półnagą kobietą zajmie się on sam.
Dzięki za spoiler *wywraca oczami*
(...)
– Domyślam się, że taki masaż musi cieszyć się popularnością. A jakie zabiegi wybierają najczęściej pozostałe Milady?
– Ach, to zależy już od ciężkości sakiewki ich Mistrza i od jego gustu oczywiście. Na przykład Milady Blanka lubi masaże ujędrniające piersi, a Milady Letizia maseczki na twarz. Milady Karla zaś, która do tej pory najczęściej i najobficiej korzystała z naszych usług, regularnie zmienia kolor włosów, aby zakryć siwe pasemka na skroniach.
No ba.
Gritton jest niski, a Blanka składa się tylko z cycków.

Choć z tobą, pani, żadna inna Milady nie może się teraz równać.
Wieeeeemy...

Żadna bowiem do tej pory nie miała opłaconych wszystkich atrakcji przez cały dzień - koncertu, basenu z piłeczkami, przejażdżki kucykiem, występu klauna....
– Służka kieruje rozmarzone spojrzenie na Severa.
– Tak, mój Mistrz chyba lubi pokazywać innym, że jest od nich lepszy i może więcej.
I ma większego!
(...)
– Och, tak. Mistrz Walk w ogóle z wielu rzeczy słynie. Już tyle się na jego temat nasłuchałam. Surowy i bezwzględny, Kat i morderca, w dodatku bywalec dworów, no i najprzystojniejszy ze wszystkich Mistrzów! Sama nie wiem, co gorsze! Pogłoski, których jeszcze nie miałam okazji dokładniej zweryfikować. Choć z tym ostatnim stwierdzeniem trudno się nie zgodzić. Rzeczywiście, spośród wszystkich Mistrzów prezentuje się najlepiej. Moim plecom chyba na razie starczy. – Czując się zrelaksowana przyjemnym masażem i swobodną rozmową, dodaję: – Może teraz łydki?
Przymykam z lubością oczy i zaczynam zastanawiać się na głos nad cechami mego Mistrza:
– A do tej pory jeśli czymś mnie zaskoczył, to nie okrucieństwem, lecz poczuciem humoru i talentem muzycznym.
Bo że jest ostatnim sukinkotem to ja wiem od początku, w tej kategorii nie może mnie już niczym zdziwić.

Ciekawe, dlaczego na przykład nikt nie mówi o nim, że jest najbardziej pracowitym z Mistrzów? Lojalnym swej Organizacji? Najskuteczniejszym? Chociażby w zdobywaniu pieniędzy! Ale ich trwonieniu także.
No weś… Chłop z taką pytą? Kto pyta o lojalność?!

– Śmieję się z ostatniego, zdając sobie sprawę, że przecież dopiero co Severo musiał zapłacić ogromną kwotę za jeden mój niewinny czar, a teraz funduje mi ten cały zbytek.
(...)
Gestem głowy mężczyzna odprawia służkę. Jest ukontentowany rozmową, lecz chce więcej i to jak najszybciej.

Zwłaszcza że dopiero co usłyszał z ust swej Milady pierwsze komplementy. Dziewczyna właśnie przyznała, że jednak lubi jego dowcip. Poza tym wymieniła też sumienność, wierność, a przede wszystkim wygląd.
Borze zielony, znowu to robicie, znowu! Nie wiem, czy to jest jakiś nawyk ze szkoły, gdzie nauczycielka prosiła “A teraz powtórzcie własnymi słowami, co przed chwilą przeczytaliście”?
A Arienne nie wyczuła, że zamiast dłoni służki masują ją wielkie łapy mistrza walki?

Sevcio ujawnia się, po czym kontynuuje masaż, już bardziej erotyczny...

Otacza ramionami maleńką czarodziejkę i zbliża usta do jej warg. Zaledwie kilka centymetrów dzieli go od złożenia na nich…
I w tym momencie przed oczami staje mu obraz z przeszłości.
Nie, to nie jest Geralt z Rivii, to tylko podróbka.

Zlepione potem i krwią włosy wciąż nachodzą mu na oczy, gdy po raz setny przemierza niewielki dziedziniec. Stara się biec, choć nogi same odmawiają mu posłuszeństwa, mdlejąc ze zmęczenia. Wie jednak, że każdy upadek, potknięcie czy jakikolwiek inny przejaw poddania się własnej słabości zostanie surowo ukarany, dlatego niestrudzenie brnie dalej. Na środku żwirowego podworca stoi Mistrz Walk. Frygill, już wówczas siwy, lecz niezwykle sprawny, o prostej niczym struna posturze i ciele wyćwiczonym do granic doskonałości. Obok niego Mistrz Siły i Równowagi, Filon, bawi się batem służącym do poganiania bydła, czekając na znak swego towarzysza.
– Kanon sto pięćdziesiąty piąty Świętego Kodeksu Związku! – krzyczy siwowłosy Mistrz do swego ucznia.
– Moje ciało, serce i umysł należą do Świętej Organizacji – odpowiada mu Severo, wciąż biegnąc i walcząc o każdy oddech.
Tego bym się spodziewał gdzieś na początku, nie na sto pięćdziesiątym piątym miejscu.
Oj wiesz, może na samym początku były szczegółowe instrukcje co do kroju kaftanów i kształtu guzików. A także kategoryczny zakaz noszenia bielizny pod skórzanymi spodniami.

– Kanon sto pięćdziesiąty szósty Świętego Kodeksu Związku – pada znowu.
– Jedyną kobietą, jaką znam, jest Święta Organizacja. Jest mą matką, kochanką, żoną i córką. – Odgarniając włosy z twarzy, Anturyjczyk w ostatniej chwili łapie równowagę, by nie wywrócić się na jednym ze śliskich od jego potu kamyków.
Jakie to szczęście, że Kanon napisano po polsku, bo przecież w innych językach “Organizacja” mogłaby nie być rodzaju żeńskiego i byłby kłopot.

– Kanon sto pięćdziesiąty siódmy Świętego Kodeksu Związku.
– Moje usta nigdy nie zniżą się do pocałowania ust niewiasty, gdyż należą one wyłącznie do Świętej Organizacji. Tylko jej imię i cześć nimi opiewać będę.
Tak się zastanawiam… Kodeks Świętej Organizacji stanowczo i wyraźnie zabrania kontaktów z kobietami, ok. Ale wśród Miszczów jest też homoseksualny Moru. Byłoby zabawnie, gdyby nawet za Starego Porządku on jeden mógł sobie legalnie brać kochanków, bo twórcom kodeksu nawet nie przyszło do głowy, że istnieją związki inne niż hetero, a w konsekwencji nie pomyśleli, aby ich zakazać.

– Starczy! Reszta za kwadrans! – Frygill rusza z miejsca, Severo zaś pada na żwir, dysząc i jęcząc z wycieńczenia i bólu mięśni. – Pięć pomyłek i pięć zacięć w recytacji. – Mistrz Walk przystaje nad klęczącym uczniem, przez chwilę na niego patrzy, po czym zwraca się do Filona: – Dziesięć batów!
Severo zagryza do krwi wargi, bo wie, że jeśli w swej złości i poczuciu krzywdy powie cokolwiek, spotka go jeszcze większa kara, gdy nagle słyszy znów nad sobą głos Frygilla:
– I dodaj jeszcze dziesięć, by sobie szczególnie przyswoił ostatni Kanon.
Już wtedy wiedzieli, że Sevcio jest pies na baby.

Mistrz Walk otwiera szerzej oczy, patrząc na Arienne i zdając sobie sprawę, że to, co właśnie zamierzał uczynić pod wpływem porywu chwili, jest zasadą, której złamać nie może, której hołduje i dla wierności której wylał morze krwi. Nie. Nie może tego zrobić, nawet jeśli jego ciało wyrywa się naprzeciw kobiecie, która tak bardzo mu się podoba. Te kilka centymetrów dzielących go od jej warg to przepaść, której nie wolno mu przekroczyć. Nigdy!
Opuszcza głowę i zamiast w usta całuje swą Milady namiętnie w szyję, wilgotną od olejku dłoń wsuwając między nogi czarodziejki.
Khyyyyhahaha. Więc nasz Sevcio ma straszne wizje, gdy chce pocałować kobietę w usta i które powstrzymują go od tego strasznego czynu, ale nie ma takich problemów, gdy do akcji ma wkroczyć jego lodowy gigant? I czy będąc rozchwytywanym przez damy cesarkiego dworu też nigdy żadnej nie pocałował?
*nuci* Tak jak żadna prostytutka nie całuje nigdy w usta…
No w sumie, Miszczowie jakoś muszą odróżniać, co jest zwykłym, dozwolonym seksem, a co Zakazanym Uczuciem, za które można zarobić czapę.

***
Za namową Taidy i Tessiego późnym wieczorem Arienne i Severo udają się w towarzystwie przyjaciół do przestronnej sali, której ciemnoróżowe ściany zostały przełamane bielą i granatem posadzki.
Oczopląs gwarantowany.

W zadymionym [zaraz, ale z czego szedł ten dym? z lędźwi rozpalających się do czerwoności na widok Sevcia i Arieśki] ozdobionym jukami [z początku pomyślałem o takich dla konia], dracenami i palmami pomieszczeniu [hał słit! Estetyka pierwszych lat ‘90] znajduje się kilkanaście osób ubranych w eleganckie wieczorowe kreacje.
Kobiety i mężczyźni zgromadzeni są osobno. Podczas gdy panowie rozmawiają ze sobą, popijają wino i grają w przeróżne gry, robiąc przy tym sporo hałasu, panie czytają tomiki poezji lub spoczywając na szezlongach, słuchają delikatnej muzyki dobiegającej z końca sali.
Przy czym delikatnej muzyki nie byli w stanie zagłuszyć ani gracze, robiący sporo hałasu, ani rozmowy, ani nawet papugi. Mam wrażenie, że to jakiś death metal.

Niektóre z nich, zajęte konwersacją, podrygują lekko w takt skocznych melodii lub karmią znajdujące się w złotych klatkach papugi i kanarki. Gdy przybysze przekraczają próg drzwi, strojne damy odwracają na nich spojrzenia i zakrywając usta wachlarzami, szepczą coś między sobą. Wśród nich Tahitanka rozpoznaje tylko trzy – hrabinę van Attur i jej córki.
– Chodź, Arienne! – Taida ciągnie dziewczynę za rękę, odłączając od Anturyjczyka. – Żona Rufusa, tutejszego zarządcy, miała na dziś przygotować degustację herbat. Ponoć niektóre z nich wpływają pobudzająco zarówno na mężczyzn, jak i na kobiety. Może dzięki nim twój Mistrz wyda ci się tej nocy znośniejszy, ha, ha.
Autorki, miejcie litość! Dajcie choć na sekundę wyjść tym kobietom spod czerwonej latarni! Czy nawet herbata z 2/10 w kategorii “erotyzm” musi kojarzyć się z ryćkaniem???
Nie, dla nich nie ma ratunku. Jak również dla Miszczów, okolicznej szlachty i samego cesarza. Wszyscy gadają wyłącznie o dupach, wszystkim wszystko się kojarzy jak napalonym gimnazjalistom...

(...)
Gdy i ja kieruję spojrzenie w tę samą stronę, nie mogę nie poczynić spostrzeżenia, że Związkowcy naprawdę wyróżniają się z pozostałego towarzystwa. Nie tylko przez czarną barwę swego stroju, ale przede wszystkim za sprawą wyglądu. Zdają się także górować wzrostem nad obecnymi tu szlachcicami.
No tak, ranny Gritton odjechał do zamku i nie zaniża średniej.
Najwidoczniej w Cesarstwie zakończyła się epoka rycerzy, przeszli na zawodową armię i szlachta może już mieć gdzieś sztukę wojowania.

Strojnie ubrani arystokraci są pochyleni podeszłym wiekiem, zaokrągleni dobrobytem lub też nadmiernie wychudzeni brakiem treningu ciała.
O widzicie! Brak treningu też odchudza.
Opatentujmy to! A potem będziemy wydawać płyty z najskuteczniejszym brakiem treningu i zarobimy kupę kasy! Zdeklasujemy Chodakowską!

Przy nich wszystkich Mistrzowie prezentują się naprawdę znakomicie – postawnie zbudowani, odziani w proste ubrania, które fasonem jedynie podkreślają ich wyćwiczone sylwetki (och i ach!). Nie dziwi mnie więc, gdy mych uszu dobiegają komentarze stojących nieopodal młodych kobiet:
– Widziałaś go? Tego z Wężem na plecach! Ach, chciałabym, aby taki przystojniak nawiedził mnie dziś w alkowie.
To Tessi tak bez koszuli lata, czy może te kobiety wpatrywały się w plecy mistrza szpiegów tak intensywnie, że aż wypaliły dziurę w kaftanie?
Nie, po prostu Tessi ma taką kurtkę, a Severo taką.

– A co powiedziałby na to twój małżonek? Na pewno dostałby szału, gdyby zobaczył obcego gada w jego grocie! – niby oburzona, śmieje się młodsza towarzyszka rozmówczyni.
W jego grocie? Hmmmm… ^^

– Ależ skąd! Wszak Albin zawsze zamawia tu podwójny apartament, przydzielając mi mniejszą komnatę, w której muszę spać i słuchać, jak zza ściany dochodzą mnie odgłosy jęków jego kochanek. Gdybym sobie wzięła takiego Związkowca do łożnicy, byłabym cichutka niczym myszka i mój mąż wcale by się nie zorientował.
To najpierw zaknebluj kochanka. Tak na wszelki wypadek. (I upewnij się, że pokój ma osobne wejście.)

Szlachcianka jako pretekstu do zapoznania się z Severem używa swojej tresowanej małpki – udaje, że uciekła z jej kolczykiem i ach, cóż za przypadek, pobiegła prosto do Miszcza. Jednak Sevcio wcale nie ma zamiaru zawierać bliższej znajomości z właścicielką małpki – co więcej, tak się tłumaczy Arienne:

– Nie obawiaj się. Nigdy nie gustowałem w blondynkach. Zoe i Nukki to wyjątek z nudów i braku innych opcji. Bo w całym zamku nie ma ani jednej brunetki. Byłem miły, bo chciałem pokazać ci z bliska figlarne zwierzę, którego nie ma w Tahitanii, a z którym nie wiem, czy miałaś już do czynienia. – Kładzie dłoń na ramieniu swej Milady, a małpka zwinnie na nie przeskakuje.

(...)

– Widziałeś? Ten zabijaka ze Związku wzgardził umizgami twojej Sandry. – Młodzian, stojący obok fotela jednego z graczy niezwykle popularnej wśród feneryjskiej szlachty strategicznej gry, trąca towarzysza w bok.
Arystokrata, którego jasne niegdyś włosy przerzedziła już łysina, zwraca przelotnie obojętne spojrzenie na niezadowoloną blondynkę i ciężko wzdycha.
– Szkoda. Miałbym jeden spokojny wieczór na lekturę przy kominku, a tak znów będę musiał ujeżdżać tę niezaspokojoną młódkę, udowadniając jej, że jestem jeszcze w pełni sprawny. Ona chce mnie wykończyć! Niech będą przeklęte ustawiane mariaże!
A z nimi dopiski drobnym druczkiem, że za odmówienie małżonce seksu należy się rozstrzelanie na miejscu!

– Ha, ha. W istocie wielka szkoda. I to dosłownie – śmieje się siedzący naprzeciw niego po drugiej stronie kolorowej planszy otyły, szpakowaty mężczyzna. – Z tego, co mówili dziś moi zięciowie, miałbyś problem z głowy. Ponoć ten Anturyjczyk z Lwem na kaftanie jest zbudowany jak rozpłodowy ogier.
Wyobrażacie sobie rozmowę z teściem na takie tematy? “A właśnie, proszę taty, w łaźni był facet z taaaaaaaakim penisem, prawie tak dużym jak ten szczupak, którego złowiłem na wakacjach! Uff, aż mi się gorąco zrobiło!”
Może tatko do tej pory chlubił się posiadaniem największego zaganiacza w okolicy i kpił ze słabiej wyposażonych zięciów? Ba, może w Cesarstwie tytuły i zaszczyty przyznawane są wedle rozmiaru?

(...)

– Słyszeliście najnowsze wieści? – Do trzech Mistrzów podchodzi Tarlen, który dotychczas zajęty był rozmową z zarządcą i kilkoma szlachcicami. Pomiędzy jego długimi włosami można dostrzec pokaźny opatrunek zabezpieczający jego rozerwane ucho.
– Jakie? – mruczy Gavin, odchylając się w fotelu.
– Saulo daje dwa miliony fenów dla znalazcy jego zguby.
(...)
– Saulowi wymknęła się sprzed nosa narzeczona i to jej nakazał szukać po całym Fenian, a ponoć nawet i dalej.
– Czyli jego poselstwo wysłane na Północ wróciło z niczym – zastanawia się na głos Anturyjczyk, wyraźnie wiedząc, o czym mówi ich towarzysz.
– Trudno się dziwić, że panna czmychnęła sprzed ołtarza. Zwłaszcza jak się zna paskudny charakterek Sinistera – śmieje się Tessi, który będąc mistrzem szpiegostwa nawet nie pomyślał, że tyran może mieć swych agentów w najbardziej popularnym wśród szlachty przybytku w okolicy.
– Musi być wyjątkowo cenna, skoro Saulo daje za nią taką fortunę – stwierdza Tarlen.
– Tak jak Arienne dla naszego Severa! – wtrąca rozbawiony Gavin. – Widzisz, Lordzie? Płacisz za swą kobietę z rozrzutnością godną Cesarza.
Właśnie! Arienne!
Anturyjczyk kieruje czarne źrenice na swą Milady, która, wykorzystując przerwę w koncercie, zaintrygowana toczącą się nieopodal partią Tronu Południa, podchodzi do grających mężczyzn i przygląda się z zainteresowaniem ich poczynaniom.

UWAGA! Słyszycie ten zgrzyt obracających się z trudem zardzewiałych trybików? SEVERO ZACZYNA MYŚLEĆ…


Pochodzi z Północy, z której uciekła, zaczyna się zastanawiać Severo. Podobnie jak zaginiona narzeczona Cesarza jest z Tahitanii. Jako powiernik Sinistera i stały bywalec na jego dworze Mistrz Walk doskonale zna historię ich mariażu per procura jeszcze w wieku dziecięcym. Saulo jest starszy od niej zaledwie o dwa lata. Dziewczyna powinna mieć zatem jakieś… szesnaście lat! Białą cerę i ciemne włosy, bo to cecha tamtejszej ludności. Imię też dziwnie podobne.
Czarnowłosy zaciąga się fajką, lustrując coraz uważniej swą kochankę.
Księżniczka Ariadna. Córka króla Randona i królowej Amarylis. Tej Amarylis. Jego Amarylis. Czy to możliwe, że przez jakiś okrutny żart Przeznaczenia przygarnął córkę swej dawnej chlebodawczyni? Jednak co takiego tahitańska dziedziczka robiłaby w Ravillonie? Czego by tam szukała? Po co miałaby się kryć przed niedoszłym mężem akurat w Czarnej Twierdzy?
Bo to ostatnie miejsce w którym szukano by księżniczki i narzeczonej cesarza?

No i musiałaby mieć mocno nie po kolei w głowie, żeby trafić do niej zdana tylko na siebie, przybrawszy tak niefortunne i naiwne imię. Tak pokrewne i znaczące. Choć z drugiej strony te sfałszowane akta Arienne, no i jej szlacheckie pochodzenie…


Nie! To niemożliwe. To śmieszna, irracjonalna myśl, którą należy natychmiast wyrzucić z umysłu. Królewna krwi jako jego Milady. Zabawne.
AAAAAAAAAAA!!!
Severo, ty tępa szczało…

Drogie autorki, naprawdę, tworząc postać wszechzajebistego Mistrza, największego, najpiękniejszego, najbogatszego, najbardziej pożądanego i w ogóle, co to nie on – wypadałoby zadbać też choć odrobinkę o jego IQ...
A tak jeszcze przypomnę, że najlepszym kumplem Sevcia jest Tessi, Mistrz Szpiegostwa…


Mężczyzna uśmiecha się do siebie, przenosząc ponownie spojrzenie na swych towarzyszy i słuchając dalej ich rozmowy.
– Ponoć nie do końca wiadomo, jak ona wygląda – mówi Tarlen.
– Tak mu niby zależy, a nie wie, jak wygląda jego wybranka? – śmieje się Tessi. – To jakiś absurd. Jednak Severo ma rację. Ten cały Saulo jest niespełna rozumu.
– CO? NIE DOSŁYSZAŁEM! MOŻNA GŁOŚNIEJ? - dobiegł mistrzów głos ze ściany.
(...)
Severo oznajmia, że z chęcią przyjmie zlecenie cesarza.  Arienne przygląda się graczom.

(...)

– Pani. – Wyrwana z zamyślenia, przenoszę na chwilę wzrok na grajków, a potem z powrotem na stolik z grą, której wmontowana w mebel plansza uformowana została na kształt mapy Fenian, z dokładnym odwzorowaniem rzeźby terenu Cesarstwa,
Ach, czytało się G. R. R. Martina, jak miło. Tyle, że to pisane we dwójkę opko nie jest niczym innym jak opkiem.
po czym decyduję, że spędziwszy dużą część dnia na wsłuchiwaniu się w dzieła muzyczne, teraz wolę skupić się na innej czynności.
Nie mów.
– To nie jest takie skomplikowane, jeśli pojmie się reguły gry. Przede wszystkim trzeba pamiętać, że głównym celem jest doprowadzenie monarchy na tron. I to najczęstszy błąd, który popełniają gracze. Próbują jako władcy w pojedynkę zdobyć zamek Fenis, zapominając o tym, że dysponują do tego całą armią. O, zobacz na przykład tam. Rubinowy jeździec powinien właśnie chronić swego pana z lewej flanki, a tymczasem dumny władca sam podąża do celu i… zaraz polegnie!
Wow i przez lata nie spróbowali inaczej, tylko najcenniejszym pionkiem do przodu. uuuUUURAAAAAA!!!
Bo gupi som. A teraz przyjdzie mądra Arienne i ich oświeci.
Obstawiałbym, że skoro ta szlachta nic nie robi, tylko tyje z dobrobytu i chudnie z powodu braku treningu ciała, i gra w tron południa, to już dawno któryś z nich, obdarzony pisarskim zacięciem, napisałby poradnik do tej gry.

Dokładnie w momencie, w którym czarodziejka wypowiada ostatnie słowa, najważniejszy pionek gracza o przerzedzających się włosach zostaje odcięty od bliskiej zdobyczy i otoczony złotymi wojownikami.
Łysiejący pionek? Może jeszcze z fryzurą “na pożyczkę”?

– Nie uwierzysz, Alfredzie – zdumiona hrabina odwraca się do drugiego gracza – ale ta młoda dama właśnie przewidziała twoje zwycięstwo.
– Naprawdę? A co taka młódka może wiedzieć o wojnie i strategii? Lepiej niech nie zajmuje sobie ślicznej główki męskimi sprawami, bo jeszcze ją rozboli! – powiedział Frank Kennedy do swej małżonki Scarlett.
Poruszanie tematu seksizmu: robisz to niedobrze. Bardzo niedobrze to robisz.

– Panie. – Skłaniam się lekko przed szpakowatym mężczyzną, który okazuje się mężem mej towarzyszki. – Wybacz moją śmiałość, ale wiem na przykład, że w tej rundzie były dwa momenty, gdy przeciwnik mógł cię bez problemu pokonać. Raz, gdy wyrzuciwszy kostką szóstkę, pchnąłeś wszystkich magów i dowódców pod Fenis, nie zauważywszy, że zostawiasz wolną przełęcz w Smoczych Górach, przez którą wróg mógł łatwo dojść do anturyjskiego władcy, a czego na szczęście twój przeciwnik nie zauważył. I drugi raz, kiedy schroniłeś władcę w jaskini i dałeś mu tylko jednego obrońcę. Dobrze, że Feneryjczyk nie podszedł cię drugim wylotem prowadzącym do wnętrza groty.
Nie mówiłam?
W ogóle.. jak szczegółowa jest plansza gry, że są na niej jaskinie? I ile zajmuje miejsca? Bo wydaje się, że powinni mieć dla niej oddzielne piętro.

Bla, bla, szlachta kpi sobie z Arienne, zachęcając ją, że skoro taka mądra, to niech zagra sama – jest tylko jeden niewielki szkopuł, jest to gra hazardowa, hazard mogą uprawiać  tylko mężczyźni, a stawka wynosi obecnie dziesięć tysięcy fenów. Arienne postanawia poprosić o pomoc Severa.

– Mistrzu? – Cała spięta staję naprzeciwko czarnowłosego. – Do tej pory nie prosiłam cię jeszcze o nic…
Na bogów! Dlaczego jego towarzysze przerwali właśnie w tym momencie rozmowę i wpatrują się we mnie, jakbym była jedyną osobą na sali?! Stremowana nabieram głębiej powietrza.
– Jest tu taka gra… Tron Południa, w której chciałabym wziąć udział, ale potrzebuję dwóch rzeczy. Żeby do niej przystąpić, trzeba wyłożyć dziesięć tysięcy fenów. – Widząc osłupienie na twarzach pozostałych Mistrzów, prędko dodaję: – Oczywiście jeśli zechcesz mi pożyczyć taką kwotę, to zwrócę ci ją w całości albo i z nawiązką jeszcze tego wieczora.
Arienne szybciutko wypisała ceny na kolejnych rycinach Mistrza Penna.

(...)
– Nawet jeśli dam ci te pieniądze, nie będziesz mogła grać, Arienne. Niewiastom nie wolno zajmować się hazardem. To zabronione w Fenian.
– Wiem, Mistrzu. – Czuję, jak moje oburzenie na pozostałych, że tak mylnie interpretują moje słowa, ustępuje. Za to pojawia się nadzieja, bo w końcu Anturyjczyk nie powiedział nie. – Z tym właśnie wiąże się moja druga prośba. Chcę, abyś zajął moje miejsce za stołem. Nie wiem, czy znasz zasady tej gry, ale nawet jeśli nie, to w niczym nie przeszkadza, bo przecież ja wskażę ci, jak się poruszać.
– Ha, ha, ha. A to dobre, Severo! – Tarlen aż wije się ze śmiechu. – Twoja Milady chce cię uczyć, jak się ruszać! – Mężczyzna powstaje z fotela i czyni do przodu ruch bioder niepozostawiający wątpliwości, co Mistrz Łowiectwa ma na myśli. – To do tego potrzebowałeś takiej małej dziewki? Żeby pokazała ci wreszcie, co i jak, abyś potem z większą pewnością mógł stanąć przed okazalszą w kształtach?
Patrz, Tarlen, a na tym stole stoi szklanka. Stoi, rozumiesz? STOI! Hahahahahahaha!!!

Marszczę brwi, upokorzona, ale i zbulwersowana. Nie będę cały czas pozwalać im się poniżać! Zwracam się ponownie do czarnowłosego:
- Nie będzie ani mnie, ani tobie, Mistrzu, nikt urągał, jak już zwyciężę! A po tym, co zaobserwowałam w sposobie gry hrabiego, jestem przekonana, że pokonanie jego armii zajmie mi mniej niż kwadrans! Możesz poświęcić mi więc tyle swego cennego czasu?
Rozwalę go w kwadrans! W dziewięćset sekund (jeśli oczywiście w tym fantasy czas płynie w rytm czasu ziemskiego).
A jakże by inaczej? System metryczny też przecież znają.

– Ależ ona cię krótko trzyma, Severo! – śmieje się Gavin. – Taka kruszyna, a tak się rządzi!
– No, idź z nią! Przecież od razu widać, że wolisz jej towarzystwo i aż rwiesz się do niej. My jesteśmy przewidywalni, znasz nas bowiem tyle lat. No i nie mamy aż tak zjawiskowych nóg jak ona – dołącza do przyjaciela rozbawiony Wielki Szpieg.
Jak to się stało, że od mrócznego fantasy z publicznymi gwałtami w ponurym zamczysku przeszliśmy do wczasów w sanatorium, gdzie dawno żonaci kumple rechoczą ze świeżo upieczonego małżonka?

Severo patrzy na stojącą przed nim Milady jeszcze przez chwilę w milczeniu. To może być całkiem zabawne. Arienne wygląda na bardzo pewną siebie, a od takiej strony jeszcze jej nie zna. Stanowcza, wojownicza i pewna zwycięstwa. Podoba się mu w tej chwili jeszcze bardziej. Nie zdradzi dziewczynie, że grał w Tron Południa już setki razy i jest w tym całkiem niezły. Ta nieszczęsna gra bowiem wciąż cieszy się niebywałą popularnością zwłaszcza na dworze w Fenis, gdzie zdarzyło mu się nawet stanąć do walki kilkakrotnie z samym Cesarzem. Wówczas nie mógł jednak nigdy pokazać pełni swych umiejętności, gdyż od samego rozpoczęcia partii jasne było, że tylko Saulo ma ukończyć zabawę z sukcesem. Zwycięstwo nad Władcą Fenian byłoby równoznaczne z wydaniem na siebie wyroku śmierci.
Khę. “Tron Południa” jest grą strategiczną, w której na planszy będącej dokładnym odwzorowaniem terytorium Fenian prowadzi się do walki armie będące odzwierciedleniem rzeczywistych sił władców ościennych państw oraz miejscowych książąt. Na miejscu Saula nakazałabym szpiegom nader uważnie obserwować wszystkich graczy i prewencyjnie ścinała zbyt biegłych.
Mój headcanon: Saulo wie, że Severo mu się podkłada, więc z premedytacją stosuje taktykę “tylko królem i tylko do przodu”, z satysfakcją patrząc jak mistrz walk zmuszony jest robić z siebie jeszcze większego idiotę.

– Spełnię twój kaprys. – Po namyśle odkłada fajkę do popielniczki i powstaje z fotela, po czym zwraca się do towarzyszy: – Zaspokoiła mnie w to południe pięciokrotnie. Niech każdy podwojony tysiąc otrzyma zatem ode mnie jako zapłatę za jedną mą rozkosz.
Fak ju, Severo, jak ty coś powiesz…

(...)

– Wyjaśnij mi zasady. – Robiąc niewinną minę, czarnowłosy uśmiecha się do swej Milady, czekając, co mu powie.
- Dobra, każdy gracz porusza się zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Gra polega na kupowaniu obiektów, jeżeli staniesz na cudzym polu, musisz zapłacić haracz. Jak staniesz na polu więzienia, to możesz wyjść tylko po zapłaceniu kaucji...

Zaintrygowany, pragnie zweryfikować jej wiedzę. To wręcz nie do pomyślenia, by kobieta znała skomplikowane reguły rządzące tą grą. To czysta strategia, wymagająca logicznego myślenia oraz znajomości wojskowej taktyki i terminologii. Skąd niewiasta z dalekiej Północy miałaby znać się na męskiej zabawie rodem z pola bitwy?
TahitiTylkoŻeNie to niewielkie królestwo wiecznie skute lodem, z dosłownie garstką rycerzy, leżące rzut beretem od Krainy Mroku, gdzie głównym źródłem pożywienia jest łowiectwo. Nie brzmi to na warunki, w których posiadacze wagin głównie leżą, pachną i zajadają się igliwiem.

(...)
– No proszę. Myślałem, że wy tam, w Związku, macie zakaz brania udziału w podobnych zabawach!
– Czcigodny teściu – zwraca się do starszego mężczyzny ciemnowłosy osiłek zwany Henrykiem, którego Severo kojarzy z pobytu we wspólnym pokoju łaziebnym.
– Wybacz, że się wtrącam, lecz z tego, co mi wiadomo, tylko szlachta może grać w Tron Południa. Związkowiec, nawet zajmujący wysokie stanowisko w Świętej Organizacji, nie może w niej uczestniczyć z racji swego niskiego urodzenia.
Planszówka, w którą mogą grać tylko bogaci posiadacze penisów z rodowodem. Pewnie specjalne oddziały straży przeszukują karczmy i pałują tych, którzy śmią grać bez licencji, na planszy narysowanej na stole kredą, figurkami z kasztanów.
To w sumie trochę ma sens, że to tylko dla bogaczy. Biedoty pewnie nie stać na figurki, a już na pewno nie na planszę będącą dokładnym odzwierciedleniem kontynentu.
Ograniczenie z powodu finansowych - rozsądne (choć zawsze można grać w wersję uproszczoną, nie trzeba pięknych figur do grania w szachy), ograniczenie z powodu niskiego pochodzenia - głupie.
Bo ja wiem? Szlachta miewała różne przywileje, których jedynym celem było zaznaczenie różnicy pomiędzy nią a plebsem (np. prawo do noszenia czerwonych butów), to po prostu jeden z nich.

– Zresztą – wtóruje drugi zięć hrabiego o imieniu Rudolf [kto na imię Rudolf, zięć czy hrabia?] – wątpię, by stać go było na wyłożenie takiej sumy, by się z tobą zmierzyć, ojcze.
– Niestety. – Szlachcic rozkłada ręce. – To prawda. Musisz, panie, opuścić swe miejsce. Takie są reguły.
– Wy, z Ravillonu – dodaje z wyższością w głosie Henryk – nie jesteście godni, by zasiadać przy jednym stole ze szlachtą Fenian.
Ile razy jeszcze autorki będą tłuc schemat według którego para naczelnych bohaterów jest obrażana, wyśmiewana i pogardzana przez paskudnych typów tylko po to by bohaterowie mogli ich za chwilę oślepić swą zajebistością w stylu jakim zrobił to Gandalf?

Severo mruży złowieszczo oczy. Zebrana wokół spora grupa widzów i pozostałych chętnych do gry mężczyzn zaczyna wytykać go palcami i podśmiechiwać się z niego.
Łehehehehe, biedota! Nie stać go! Ale jego dama chodzi obszyta od stóp do głów w perły i rubiny, więc może…? Ojtam ojtam!

– Chciałaś, pani, zagrać nie swymi rękoma, co? – Gaston, którego poczynania w grze śmiała skomentować dziewczyna, podchodzi do Arienne stojącej za krzesłem swego Mistrza. – Niestety, nie wyszło. Hołota nigdy nie zasiadała i zasiadać nie będzie z panami.
Jednak nie udaje mu się skończyć zdania, gdyż w tym momencie Anturyjczyk wyciąga z poły wamsu skórzany woreczek i wykłada z niego na blat przed hrabią dziesięć monet. Ich blask przyciąga uwagę wszystkich zebranych wokół planszy.
– Złoto!
– Prawdziwe złote monety!
– Taki rarytas!
– Uważaj, Alfredzie. – Gaston natychmiast ostrzega van Attura. – To pewnie fałszywki. Od lat nie widziałem pieniędzy bitych w tym kruszcu. Od śmierci Gerharda złoto to unikat. Obecny Cesarz gromadzi je wyłącznie dla siebie i na własne potrzeby.
Gromadzi i nie wydaje. Pewnie są mu potrzebne do tego:

W obiegu prawie nie ma już takich monet i to w tak wysokim nominale.
Szlachta chcąca skorzystać z dworkowego SPA wiezie ze sobą pewnie cały wóz miedziaków.
Może już wynaleźli banknoty?

– Sprawdź zatem, panie. – Severo rzuca mu jedną z nich ze stołu, a gdy ten gryzie brzeg złotego krążka i otwiera z niedowierzaniem oczy, stwierdzając, że ten w istocie nie jest podróbką, Mistrz Walk zwraca się do pozostałych: – Jeśli zaś chodzi o kwestie tytułów i szlachectwa… – Unosi czarne pierścienie loków znad ucha i pokazuje hrabiemu niewielki tatuaż tuż nad małżowiną.
– Szlachcic! – krzyczą zebrani, ze zdumieniem patrząc na Cesarski Herb na skórze Anturyjczyka.
Interesujące. W naszym świecie tatuażem oznaczało się raczej niewolników…
Niech się cieszą, że Sinister nie wpadł na pomysł wypalania herbów gorącym żelazem. Najlepiej na czole, żeby od razu było widać kto kim jest.

– Owszem. – Severo opuszcza włosy. – Jestem Lordem [ale lordem czego? Tak bez żadnego ziemskiego nadania?] z nadania Jego Cesarskiej Mości Saula Sinistera.
Skoro więc wszystko już sobie wyjaśniliśmy, czy możemy przystąpić do gry, czy nadal jako Związkowiec będę zmuszony coś jeszcze udowodnić, by wykazać, że jestem godny udziału w tej waszej wielce arystokratycznej zabawie?

Zamiast tatuażu widziałabym tu raczej jakiś magiczny znak z certyfikatem niepodrabialności, bo zwykły tatuaż to sobie może zrobić każdy.
Zapamiętajmy - Mroczny Znak to nie tatuaż.
W cesarstwie zapewne roi się od fałszywej szlachty. To raz, a dwa – czyż Sevcio nie jest najbliższym kumplem cesarza? Szlachta, nawet jeśli nie zna go osobiście (powiedzmy, że to szaraczkowie, co na dworze nie bywają), powinna przynajmniej słyszeć, że jeden z Mistrzów Związku jest cesarskim ulubieńcem, został uszlachcony itd.
Autorki po prostu nie pomyślały jak to było w naszym średniowieczu - gdzie potwierdzeniem szlacheckiego pochodzenia mógł być dokument. Ach, taka okazja przeszła autorkom koło nosa: scena, gdy Sevcio wyciąga papiery z cesarskiej kancelarii opatrzone osobistą pieczęcią Saula!

Widok złota zdumiewa nawet mnie – monety bite w tym kruszcu są rzadkością, a w Tahitanii praktycznie nie występują. Jeśli zaś dostał je od samego Pana na Wyspach, to ile to o nim mówi? Nie zdążył na pewno zrealizować żadnego zlecenia, gdyż był tam za krótko [gdyż wyjęcie miecza i pochlastanie kogoś trwa co najmniej trzy dni], otrzymał więc tę kwotę w dowód albo przyjaźni, albo wdzięczności za coś zrobionego w przeszłości. I do tego Lord z nadania Saula. Zdaje się, że mój Mistrz rzeczywiście potrafi się wkupić w łaski możnowładców. A jeśli tak Cesarz, którego musi znać, zleciłby mu znalezienie mnie…? Nie! – odrzucam zaraz tę możliwość. Przecież wnuk Mityleny ma setki ludzi, których do tego zatrudnił, po co miałby w takim razie angażować Mistrza Walk?
Ma też pewnie prywatnego ginekologa, a kogo wezwano do przeprowadzenia aborcji? Sev jest wołany do roboty przez cysorza nawet wtedy, gdy zamówiony na urodziny klaun nie może dojechać na czas.

Przecież to nie starcie, do którego potrzeba miecza, tylko poszukiwania ukrywającej się księżniczki. Nie, nie muszę się niczego obawiać. W Ravillonie, u boku czarnowłosego, jestem bezpieczna.
Fakt. W życiu nie domyśli się, że jesteś księżniczką, nawet jeśli pokażesz mu koronę wytatuowaną na tyłku.
(...)

Bla, bla, po dłuższej rozgrywce Severo oczywiście wygrywa (dłuższej, bo chcąc się podroczyć z Arienne nie stosuje się dokładnie do jej poleceń i kilka razy omal nie doprowadza do klęski, zmuszając ją do niezłego kombinowania).
A mogłoby się okazać, że przeciwnicy prezentują wysoki poziom. A można było wprowadzić postać szlachcica, który jest tak dobry w te klocki, że o włos przegrywa ze zbyt pewną siebie Aryśką. A można było założyć, że Sev nie zna Tronu Południa i mało nie kładzie partii, bo on wie lepiej. Ale przecież czytelnik mógłby się przypadkiem przejąć fabułą.

W tym samym czasie, gdy oburzona Lavinia podąża za nieudolnym mężem, żeby zrobić mu awanturę za roztrwonienie ich oszczędności, Rebeka z podziwem patrzy na dziewczynę w czerni, która zapewne jest jej rówieśniczką.
– Kto cię tego nauczył, pani? Ależ ta walka była niezwykła! Też bym tak chciała umieć stawić czoła mężczyznom! Musisz być niezwykle mądra i oczytana.
Nie, po prostu jestem Mary Sue.

– Ależ, kochanie! – karci córkę hrabina van Attur, która podchodzi wraz z mężem do stołu gry, zaintrygowana poczynaniami młodej melomanki. – Damie nie przystoi nawet myśleć o starciach z płcią przeciwną. W końcu ktoś musi odpowiadać za pokój na tym świecie.
Kobiety nie mogą grać w gry z mężczyznami, bo oni wyginą?

Arienne udowodniła jedynie, że posiadła umiejętność właściwą dowódcom i strategom, ale ona przecież nie ma takiego domu jak ty.
A jedno do drugiego ma się tak, że…?
Że nie?

Ty na szczęście jesteś szlachcianką i nie musisz nikomu nic udowadniać. Szkoda, że dla tak inteligentnych kobiet Los bywa niekiedy okrutnym.
Tymczasem wciąż śmiejący się Anturyjczyk zwraca się do swej Milady po tahitańsku:
I nikogo nie zdziwiło, że używają języka królestwa zaludnionego przez kilkadziesiąt osób? Języka ojczystego najbardziej poszukiwanej osoby w Cesarstwie, której rysopis pasuje do Arienne?
Że niby kogo, Miszczów? Te orły intelektu nawet jakby usłyszały Arieśkę przedstawiającą się “Jestem Ariad… Arienne, córka kró… krupiera z cesarskiego kasyna”, to pomyślałyby co najwyżej, że dostała zadyszki, tak ją Severo zwyobracał.

– Myślałaś, że oddam cię temu szczeniakowi, co? Po twej naburmuszonej minie sądząc, byłaś o tym przekonana i strasznie mnie teraz nie lubisz. Ha, ha, ha… Zapomniałaś jednak o najważniejszym, Arienne. Miałem cię chronić. Gdybym nie był pewny twoich, ale i swoich umiejętności w tej grze, nigdy bym nie przystał na taki układ. Poza tym nawet jakbyśmy przegrali, od czegoś mam swój miecz! Jedno cięcie i po kłopocie. Musiałbym być idiotą, by się tobą dzielić. A zwłaszcza z kimś, kto ma męskość wielkości naparstka. Ha, ha!
Idę o zakład, że gdy w tym świecie odbywa się rozprawa sądowa, to przedstawiciele stron ściągają portki i wygrywa ten z większym penisem. To by też tłumaczyło słabą pozycję społeczną kobiet.
A nieustanne dyskusje o prąciach byłyby zrozumiałe o tyle, o ile zawsze obgaduje się sołtysa, że sobie nową furę kupił.

Tessi wtóruje przyjacielowi:
– Nie rozumiem, co teraz mówisz, Severo, ale pewne jest jedno. Powinieneś w końcu mi podziękować za to, że ci ją wskazałem, bo teraz, zamiast przyjmować jakieś durne zlecenia od Cesarza, możesz na dobre zadomowić się w Ravillonie.
Cesarz też pewnie będzie zadowolony.

Wystarczy, że weźmiesz tu Arienne raz w tygodniu, zagracie parę razy i zdobywając w łatwy i przyjemny sposób pieniądze, wyżywicie nie tylko siebie, ale i całą Twierdzę! Ha, ha, ha.
E tam, po kilku takich numerach dostanie zakaz wstępu do kasyna i tyle.

(...)
Arieśka się wkurzyła, że Sevcio znów się z niej nabija.

– Wypowiadam ci, Mistrzu, wojnę. Nie o pieniądze jednak będziemy toczyć bój, gdyż nie chcemy tu łamać prawa, ale o życzenie. Jeśli wygram, spełnisz jedną moją prośbę.
– Ależ to skandal! Kobieta nie może brać udziału w takiej grze! Ponadto ty także musiałabyś być szlachcianką, a nie jakąś utrzymanką Związkowca! – wykrzykuje oburzony Gaston. Według niego, jak i wielu innych zgromadzonych na sali, zachowanie młodej kobiety jest bulwersujące i graniczy z wulgarnością. Nie dość, że śmie stawiać wyzwania mężczyznom, to jeszcze z nimi wygrywa!
– Wy w tym Ravillonie, choć mienicie się najlepszymi wojownikami i zabójcami na Kontynencie, w ogóle nie potraficie krótko trzymać swych kochanek. To się nie mieści w głowie, żeby pozwolić niewiaście tak sobą rządzić i tak sobie urągać! – W tłumie słychać głosy niezadowolenia.
Tak się zastanawiam. Jak bardzo by to nie oburzało Arienne, to jednak pozycja jej jako Milady bezpośrednio zależy od pozycji jej Mistrza. Skoro w tym rządzonym przez mężczyzn świecie jawne pokazanie przez kobietę swej przewagi nad mężczyzną jest dla niego hańbiące, to Arienne właśnie bardzo skutecznie niszczy reputację Severa. Mistrzyni gierczanej strategii nie bardzo ma pojęcie o strategii w rzeczywistym świecie…
(Z drugiej strony, to bardzo pasuje do hardej nastolatki. Tu akurat Sevcio powinien wykazać się rozumem.)

– Jeżeli chodzi o moje pochodzenie – z ironią w głosie odpowiadam na zarzuty zebranych – to przecież będąc związana z samym Lordem, bardzo słusznie określa się mnie szlacheckim mianem Milady.
Ach, a wszystkie kochanki i nałożnice Saula to od razu cesarzowe. Czy skoro inni mistrzowie też mają swoje miladies, to znaczy że z automatu są lordami?

Przeciwko temu, że jestem kobietą, rzec mogę jedynie, że nie widzę tu mężczyzn garnących się do stawienia czoła Mistrzowi Walk. – Przenoszę spojrzenie z powrotem na Severa, by nie odrywając oczu od jego źrenic, spytać go z powagą: – Przyjmujesz me wyzywanie, Mistrzu?
(...)

Severo oznajmia Arienne, że w razie wygranej życzy sobie realizacji ryciny nr 422 z dzieła mistrza Penna, natomiast jeśli ona wygra, nie może sobie życzyć zwolnienia z roli Milady.

– Co on jej powiedział? – szepcze otaczająca graczy szlachta.
– Zapewne, że spuści jej niezły łomot, gdy już zostaną we dwoje – z szyderstwem śmieje się Gaston. – W końcu jako właściciel tej bezczelnej dziewuchy powinien surowo ją ukarać za jej zachowanie względem innych mężczyzn oraz za pośmiewisko, jakie z niego uczyniła, stając przeciw niemu samemu!
Mimo że zewsząd dochodzą okrzyki kwot, jakie kto na kogo łoży [wrzeszczące kwoty, doskonale], oraz niewybredne komentarze na temat dziwnych układów damsko-męskich panujących w Ravillonie, czarnowłosy skupia się wyłącznie na rozgrywce.
(...)
– Moja… pani – z naciskiem wypowiada drugie słowo, patrząc prosto w oczy swej Milady – właśnie przemieniła drapieżnego Lwa w bezbronne kocię. Popełniłem błąd, wystarczy jeden ruch, by pokonać feneryjskiego władcę. Wygrałaś, Arienne. Spełnię twoje życzenie.
Po tych słowach otaczający planszę ludzie zaczynają krzyczeć z radości lub gniewu, w zależności od tego, na którego z graczy postawili zakłady.
– Idiotka! – stwierdza do pozostałych faworyt Miranda. [nie stwierdza się “do kogoś”] – Chyba słabo ją wyszkoliłyście. Mistrz nigdy nie powinien przegrać ze swą Milady. Mój Tarlen rozniósłby mnie, gdybym go tak publicznie ośmieszyła i poniżyła.
Właśnie – właśnie – właśnie.
Ale tego najwyraźniej nie rozumie i sam Severo. Hint: poddał walkę, celowo wykonując ruch, który wystawił jego króla na niebezpieczeństwo. (“Jemu do zwycięstwa wystarczą cztery ruchy, gdyż atakując w emocjach jego morskie siły, Tahitanka całkiem odsłoniła dostęp do zamku w Fenis. Mimo to mężczyzna nie sięga po pionek władcy, by dotrzeć nim do zwycięskiego tronu, lecz rozstawia dowódców i szeregowych żołnierzy na pozycjach przy rzece, wystawiając tym samym swego króla na pastwę Arienne. Całkiem stracił chęć do dalszej walki.”)
Poza tym totalnie widzę, jak Sevcio, który raptem kilkanaście dni temu z obawy przed ośmieszeniem w oczach innych Mistrzów zgwałcił Arienne, teraz tak bardzo ma w nosie cudzą opinię, że pozwala publicznie się pokonać.

Zresztą po minie Severa sądząc, ten również nie pozostawi tego bez konsekwencji.
Tymczasem wśród braw i okrzyków Anturyjczyk podchodzi ku czarodziejce i szarmancko wyciąga dłoń, by pomóc jej powstać. Po tahitańsku zaś poważnym głosem mówi:
– Gdybym spotkał cię w innych okolicznościach, nie zawahałbym się, Arienne. Jednak, jak sama przyznałaś, jestem lojalnym sługą Związku. Gdybym cię pocałował, stałoby się dokładnie to, co zapowiedział mi Tessi. Runąłby cały świat, w którym trwam od szesnastu lat i z którego nie ma dla mnie ucieczki, nawet jeśli jej pragnę całym sercem. Upadłyby wszystkie wpajane mi batem wartości, którym hołduję od tak dawna, że aż zacząłem je traktować jako jedyny znany mi system norm.
Jak rany… Coś takiego mógłby powiedzieć narrator, ale nie Severo sam o sobie.

Byłbym zgubiony, jak Mistrz Szpiegostwa przez Taidę. Nie popełnię jego błędu. Za wiele mnie kosztowało osiągnięcie pozycji, którą mam. Nie utracę jej przez kobietę.
Właśnie to robisz.

I nawet gdybym pokochał cię kiedyś najżarliwszym z uczuć, nigdy, ale to nigdy, jako Mistrz Związku i Starego Porządku nie przyznam się do tego przed nikim, nawet przed samym sobą. I tak niczego to nie zmieni, gdyż miejscem mego życia nadal pozostanie Ravillon. No, może prócz tego drobnego faktu, że znajdę się wraz z tobą w śmiertelnym niebezpieczeństwie, a tego nie chcę dla żadnego z nas. A teraz powiedz: co mam uczynić? – pyta po fenianijsku, uśmiechając się znów szeroko.

Arienne zamierzała życzyć sobie ośmiu dni i nocy bez towarzystwa Severa, jednak zbita z tropu jego wyznaniami, zmienia życzenie – chce, aby Sevcio sprowadził dla niej “Tron Południa”, by mogli grywać wieczorami. Sevcio oczywiście się zgadza, a także, ku zdumieniu wszystkich, przekazuje jej całe wygrane pieniądze.

(...)
Severo pracuje w Archiwum, gdzie pomaga mu również Arienne, porządkując akta.
Pochyla głowę nad dokumentami, udając głębokie zamyślenie. Teczki, które ma przed sobą, opatrzono srebrnymi Znakami kolejnych Domen. Tajne akta Związku, które teraz są dla niego w pełni dostępne.
Scena taka, jakby dorwali się do akt IPN.
“Pochować teczki, pochować teczki, KONIECZNIE trzeba pochować te tajne teczki, zanim Sev dostanie klucze do sekretariatu!”, mruczał Wilbur przygotowując się do uczty, na której planował mianować mistrza walki naczelnym gryzipiórkiem. Ale po uczcie przyszły korekty faktur za przewóz więźniów i jakoś wyleciało mu to z głowy.
Wychodzi na to, że każdy sekretarz przed Sevciem mógł sobie zajrzeć do tajnych akt i poznać przeszłość kolegów. Widzę tu pewne niedopatrzenie…

– No proszę! Tessi był szlachcicem! – stwierdza zaskoczony, gdy wyciąga pergaminy z pierwszej z brzegu. – Musiałeś nieźle nabroić, wielmożny Wężu, skoro pozbawiono cię tytułu i skazano na Podziemia Czarnej Twierdzy.
Okazuje się, że przestępstwem Tessiego było zbałamucenie dziewiczej kapłanki, Ven był gorliwym stronnikiem cesarza Gerharda, zaś Gavin – handlarzem niewolników. Nie dowiadujemy się, co przeskrobała reszta Miszczów, gdyż...

Następna teczka, na którą Severo natrafia, sprawia, że jego serce na chwilę zamiera. Na jej froncie widnieje bowiem Znak Lwa. Chłód, który zmraża w tej chwili ciało mężczyzny, sprawia, że w miejscach, gdzie skórzany materiał oprawy akt styka się z jego palcami, pojawia się szron.
Jego przeszłość… Jego dawne życie… To, kim był, jego rodzina i wszystko, co sprawiło, że trafił do Ravillonu, jest tutaj. W zasięgu dłoni.
Pospiesznie otwiera teczkę. Jakże wielkie jest więc jego zdumienie, gdy w jej środku nie ma całej sterty zwojów, jak w przypadku akt pozostałych Mistrzów. Jedynie sfałszowana lojalka. Nie ma też skróconej wersji biografii, zawsze dołączanej do dokumentów dotyczących członków Związku. Zamiast tego czarnowłosy znajduje w niej tylko jeden pergamin. Gdy go rozwija, jego oczom ukazuje się następująca treść, opatrzona pieczęciami wszystkich Domen:
Osoba Mistrza Walk, Lorda Severa, stanowi osobistą własność Arcymistrza Związku. Akta o najwyższym stopniu utajnienia – tylko do wglądu Jego Świątobliwości.
Jak to? Dlaczego? Czemu akurat jego przeszłość została uznana za tak ważną, że jedynie sam Najwyższy Związkowiec ma do niej dostęp?
Nie jego przeszłość, ale osoba jest wyłączną własnością Arcymistrza. Znaczy to tylko tyle, że ty, najpiękniejszy, najzdolniejszy i inne naj- jesteś jego własnością.
Gdzie twoja obroża z adresówką, hę?

(...)
***
Arienne w laboratorium Vena, zamiast nad listą składników do kolejnego eliksiru, zastanawia się nad menu na spotkanie z Mistrzami, które w tym tygodniu, zgodnie z harmonogramem, urządza u siebie Severo.
Zamiast listy składników sporządzam więc nieco inną notę, skierowaną do Anturyjczyka:
Arienne, Asystentka Mistrza Magii i Wielkiego Sekretarza Związku do Mistrza Walk, Lorda Severa,
Pomna na Twój wyszukany gust, Mistrzu, postanowiłam skonsultować z Tobą wybór potraw, jakimi zamierzam uraczyć gości podczas jutrzejszej wieczerzy w Twej komnacie. Czy kaczka z ananasem w mleku kokosowym, podana po paluszkach krabowych z pomidorami i oliwkami, a na deser mus z truskawek zadowolą Twe wyrafinowane podniebienie?
Choć mam wielką ochotę skosztować tego nowego przysmaku, placka drożdżowego z sosem pomidorowym i serem żółtym. Ponoć robi furorę na południowych dworach.

Echhhh… Już wcześniej przy opisach potraw brwi trochę mi jechały do góry, ale teraz to wystrzeliły pod sufit. Ananas, mleko kokosowe i kraby. Oraz truskawki późną jesienią. Okolice Ravillonu nie wyglądają mi na położone w tropikach, więc skąd…? Hodują w magicznych szklarniach? Teleportują? Pewnie, czemu nie, kupiłabym nawet takie rozwiązania, tylko kurnać, trzeba by o nich napisać, co nie? A nie wymyślać świat w realiach niby-średniowiecznych, ale z supermarketem za rogiem, gdzie dostaniemy żarcie z każdego zakątka świata, zapakowane w eleganckie puszeczki 400 ml.
Ciekawi mnie, skąd Aryśka w ogóle zna takie frykasy. Po zagranicznych dworach nie jeździła, na stołówce w szkole magii kaczki w mleku kokosowym raczej nie serwowali, a lodowe królestwo nie brzmi jak miejsce, gdzie ludzie zajadają się pomidorami z oliwkami. To wygląda tak, jakby Aryśka zrobiła listę “jak mała arystokratka z prowincji wyobraża sobie wystawne przyjęcie”, a Sev odśmiewa sobie tyłek przy czytaniu tego menu (“paluszki krabowe!, może jej wyłowię z tego bajora otaczającego twierdzę!”).

Raczej aŁtorki próbują  oszołomić odbiorców wyliczeniem wykwintnych potraw. Felicjańska za szczyt elegancji uważała sałatę z rukolą, więc każdemu jego porno.

Zresztą, pamiętajmy bójkę w piaskownicy o upolowanego tura. Chłopcy poprztykali się na samą myśl, że ktoś mógłby wyciąć kawał mięsa. Z tura...  
Podanie kaczki z ananasem w mleku kokosowym zrobi na nich piorunujące wrażenie. Że o paluszkach krabowych nie wspomnę.
No a nie? O ile pamiętam, na uczcie u Gavina obgryzali po prostu pieczone udźce, a za dodatek mieli rzepę. Arieśka jest wielki świat, nie to co oni, zapyziali prowincjusze i prostaki!

Każę Akinowi zanieść liścik Mistrzowi Walk i znów zasiadam do pracy, przy której jednak ciężko mi się skupić, gdyż wciąż zastanawiam się, czy mój pomysł spodoba się Severowi.
Anturyjczyk bez namysłu ściąga zakrwawiony kaptur z głowy i pospiesznie zbiega po schodach podwyższenia, przerywając egzekucję.
I tak narodził się Prawie Bezgłowy Nick.

Szybkim krokiem zmierza w stronę swego drugiego oficera, który przystaje przy biurku z siedzącym za nim Jovenem zajętym odnotowywaniem w Wielkiej Księdze Podziemi danych statystycznych z kolejnego przepełnionego pracą dnia.
Piątego dnia miesiąca Pękniętego Księżyca roku Wściekłego Psa ścięto:
12 rudych
1 łysego
8 grubych
24 chudych
Zużyto 45 worków na zwłoki, 6 koszy na głowy, 248 szmat do ścierania podłogi i 40 kadzi wody. Miecz ostrzono 4 razy. Dyby kamienne uległy zużyciu w 12,8%. Odnotowano jeden wypadek przy pracy, gdy strażnik Hafran pośliznął się w kałuży krwi i uderzył głową o podest.
W obliczeniach średniej statystycznej wszystko padło.

– Czy coś się stało z Arienne? – pyta czarnowłosy z napięciem w głosie, nie zważając na jęczącego i błagającego o litość skazańca, który zakuty w dyby czeka na ścięcie, przytrzymywany dodatkowo za ramiona przez Hafrana i Xana, by zbytnio się nie wyrywał i nie wierzgał.
Bo same kamienne dyby nie wystarczą, tak nim miota adrenalina.
“Żeby nie wierzgał”, to powinni trzymać go za nogi, a nie za ramiona.

(...)
Gdy Akin bez słowa podaje mu maleńki, złożony pergamin, Mistrz Walk natychmiast rozwija go, patrząc ze zmarszczonym czołem na stojącego przed nim oficera i szukając w jego oczach odpowiedzi na nurtujące go pytania. Jednak gdy jego wzrok przebiega po liście, ogarnia go najpierw dogłębne zdziwienie, a potem wesołość. Mężczyzna wybucha donośnym śmiechem, po czym przerywa zajęcie Jovenowi, biorąc mu z rąk pióro i wyrywając czystą kartę z Wielkiej Księgi, by następnie napisać:
Lord Severo, Mistrz Walk do Arienne, Asystentki Mistrza Magii i Wielkiego Sekretarza Związku,
Dobór dań wyśmienity, godny stołu samego Cesarza, lecz zapytać Cię raczę: kto zapłaci za owe frykasy?
Zgadnij, buhahahaha.

Bla bla bla, wymieniają kolejne liściki (jednej z recenzentek skojarzyło się to z wymianą maili między Aną i Greyem, mnie z kolei – z karteczkami podawanymi z ławki do ławki na nudnej lekcji), Akin śmiga tylko po schodach z wieży Vena do Podziemi w tę i nazad (wyrazy współczucia), wreszcie ustalają, że zrobią zakupy następnego dnia w Fos. Oczywiście sami, gdzieżby tam posłać jakieś sługi.

Mężczyzna prowadzi czarodziejkę kamiennymi, zapiaszczonymi schodami wiodącymi z plaży ku Fos, którego mieszkańcy lustrują nowo przybyłych zaciekawionym wzrokiem, odrywając się od swych codziennych zajęć, bo choć widok Związkowców i ich faworyt nie jest im obcy, to dzisiejsi goście z Ravillonu prezentują się niezwykle.

Severo jest tu powszechnie znany i każdy z miasteczka wie, kim jest sławetny Lew, jego Milady zaś, ze względu na swą niespotykaną urodę i filigranowe kształty, zwróciła już podczas wcześniejszej bytności na lądzie uwagę niejednego mężczyzny oraz zawistne oczy niewiast (smutna wioska bez lesbijek :<). Niektóre kobiety udają brak zainteresowania przybyszami, starając się nie gapić na pięknego wojownika oraz królewskie szaty jego towarzyszki, świadczące niezbicie o przynależności do niego. Niejedna z nich chciałaby znaleźć się na miejscu Tahitanki (drogie panie, zapisy do Twierdzy są każdego miesiąca, śmiało, marzenia są na wyciągnięcie ręki!).

Co odważniejsze obciągają znacząco bluzki i sukienki, by obnażywszy się, lepiej wyeksponować swe ponętne kształty, tak konkurencyjne dla zabiedzonej w ich mniemaniu dziewczynki kroczącej obok Mistrza Walk.
Inne bez żenady zadzierają spódnice, wypinając się kusząco nad baliami pełnymi prania, a kolejne nader sugestywnie ubijają masło w maselnicach.

Przedstawiciele przeciwnej płci zaś za wszelką cenę starają się zwrócić na siebie uwagę Arienne, robiąc przedziwne miny i wykonując prowokacyjne gesty, jednak czynią to wyłącznie wówczas, gdy są pewni, że czarnowłosy ich nie widzi.
Czy Wy też widzicie kaczora Daffy i królika Bugsa, jak drepczą za Elmerem Fuddem, przedrzeźniając go, i chowając się za drzewo, kiedy ten się odwraca?

On jednak, zajęty opowieścią o tutejszych terenach i ich znaczeniu w przeszłości, nim obecny Cesarz pozbył się tutejszej szlachty wiernej swemu poprzednikowi [znaczy, poprzednikowi tej szlachty], nie zwraca najmniejszej uwagi na otoczenie, ignorując także kilka namolnych kwiaciarek, które starają się zarobić na nim i sprzedać mu bukiety jesiennych kwiatów dla jego wybranki.
Gdyby wiedziały, że Seva na zbędne zakupy można złapać hasłami typu “patrzcie go, jaki centuś, paru groszy mu na głupiego kwiatka dla dziewczyny szkoda”, to Arieśka mogłaby te sprezentowane kwiaty w snopki wiązać.
W pewnym momencie, gdy Tahitanka zajęta jest sprawunkami, a Severo posłusznie przyjmuje kolejne torby zakupów,


starając się nie liczyć, ile właśnie wydała,
W tym czasie słudzy w Ravillonie leniwie wstają z wyrek, ziewają, drapią się po tyłkach i zastanawiają, czym zapić kaca.

jego wzrok przyciąga kupiec sprzedający towary spoza Fenian, którego kram umieszczony jest w rogu targu. Przepychając się przez tłum, który ustępuje z szacunkiem przed potężnym wojownikiem, mężczyzna pospiesznie podchodzi do niego, zostawiając Arienne na chwilę samą przy stoiskach z artkułami [artkuł - artefakt wykonany przez kowala o artystycznych zapędach] spożywczymi. Gdy wraca, zachodzi kobietę od tyłu i zarzuca na jej ramiona miękką materię, którą następnie dokładnie owija dookoła jej szyi.
Uduś ją! Uduś!

– To tak na zgodę. Żebyś mi się nie rozchorowała przez dzisiejszy chłód. – Delikatnie wyciąga na wierzch i poprawia puszczone luźno włosy dziewczyny zaplątane w tkaninę, która okazuje się szalem z lenmarskiego jedwabiu. Materia ma kolor granatu, a na brzegach zdobi ją haft złożony z drobniutkich punkcików, które z bliska okazują się maleńkimi, przeplatającymi się, złotymi gwiazdkami. – Nasze tahitańskie niebo – wyszeptuje z uśmiechem, patrząc z zadowoleniem na swój zakup i delikatnie muskając dłonią zaróżowiony policzek swej Milady. – Tylko żeby nikt w zamku cię w tym nie zobaczył! Bo znów dostaniesz opierdol za nieregulaminowe kolory, a mnie Wilbur trzepnie po sakiewce!

(...)
Mój Mistrz nie ma za krzty praktycznego zmysłu.
“Ani krzty” albo “za grosz”.

Rozbawiona tym spostrzeżeniem stwierdzam, że chyba jednak nie potrafię długo gniewać się na Severa. Choć aż kusi mnie, żeby jeszcze trochę się podąsać i zobaczyć, na ile zbytków mężczyzna da mi się jeszcze namówić.
Hyhyhy. Pamiętacie, z jakim przerażeniem adeptki rozmawiały o Severze na samym początku? Że okrutny, brutalny, seks z nim to udręka, zostawia swe kochanki poniżone, pobite i poodmrażane… A tu proszę, wystarczy trochę się podąsać i już groźny lew je z ręki, patrząc pokornie w oczy swej pani.
(no i trzeba być filigranową Arienne o niespotykanej w tych okolicach urodzie…)

Z trudem powstrzymując się od odwzajemnienia uśmiechu i słów podzięki, silę się na obojętność względem miłego mi prezentu.
Niech sobie misiaczek nie myśli!

Nie patrząc mężczyźnie w oczy, z troską przyglądam się owocom w drewnianych skrzynkach.
– To już ostatni zakup, a ja nie mogę się zdecydować. Pierwotnie miały być truskawki, które tak oboje lubimy, ale ich cena o tej porze roku jest astronomiczna.
Teraz się zorientowałaś?
(A kokosy, ananasy i kraby pewnie kupiła w cenie przegniłej marchewki.)

(...)
– Kilogram za sto fenów?! – wykrzykuje Severo, patrząc z niedowierzaniem na cenę towaru zapisaną kredą na czarnej tabliczce. – Toż to wyzysk w biały dzień! I kto wam to niby kupuje za taki majątek? – rzuca ze złością do sprzedawcy.
Nieno, spoooko, w zadupiastym Fos, w którym mieszkańcy płacą Venowi za leczenie jedzeniem i starymi szpargałami, na pewno ustawiają się kolejki!
Obstawiam, że szczwany handlarz na widok Sevcia szybciutko dopisał do ceny dwa zera.

– Bogom dzięki, że mą klientelą nie są wyłącznie Związkowcy, bo wówczas musiałbym już dawno zamknąć swój interes – odpowiada otyły anturyjski kupiec, z wyższością patrząc na czarnowłosego wojownika, który może i jest rosły w barach, ale co z tego, skoro to tylko kolejny skąpiec z Ravillonu. – Na szczęście znajdują się amatorzy podobnych przysmaków jak te, które mam na straganie, wśród okolicznej szlachty lub przybyszów nocujących i korzystających z uciech Pod Skrzydłami Flaminga.
Dlaczego więc nie uda się z truskawkami prosto tam?
Nie wiadomo. Może nie chce pokazywać się w okolicach lupanaru, a może liczy, że goście tego przybytku o niczym tak nie marzą, jak o przebieżce po mieście w poszukiwaniu truskawek.
Tak, szlachta która liczy się z każdą wydaną monetą, na pewno rzuci się na truskawki za 100 fenów.

Dotychczas byłem jednak przekonany, że Lew to najbogatszy z Mistrzów Związku i nie cechuje go małostkowość niegodna tytułu Lorda, który posiada. Ale teraz widzę, że to wszystko tylko plotki, skoro żal ci, panie, wydać paru fenów na byle truskawki, mimo iż ta miła panienka wyraźnie ma ochotę ich spróbować. Prawda, dziecinko? – zwraca się z przymilnym uśmiechem do Tahitanki, szczerząc przy tym poczerniałe zęby.
DEFEKT URODY. BEEP BEEP. ODKRYTO CZARNY CHARAKTER. BEEP BEEP.

Severo czuje, jak ogarnia go złość.
– Dwadzieścia kilo! – dysponuje władczym tonem, wbijając wściekłe, błyskające karminem spojrzenie w zachwyconego jego reakcją kramarza. – Nikt nie zarzuci mi skąpstwa i oszczędzania na mej Milady i przyjaciołach! Nie jestem sknerą jak Eston! – Rzuca sprzedawcy w twarz dwa tysiące fenów w złotych monetach, które wprawiają mężczyznę w osłupienie, po czym wyrywa mu z dłoni olbrzymią skrzynię z owocami i rozeźlony rusza w stronę swych ludzi, by przekazać im stos pakunków i toreb z zakupami.
Aha. Więc Severo zabrał ze sobą służących, żeby przyglądali się, jak targa pakunki za Arienne. Spoko, kto bogatemu zabroni.

Stoję z szeroko otwartymi ustami i nie mogę się nadziwić, że mój mistrz nosi przy sobie tyle złotych monet jak łatwo mój Mistrz pozwolił wyprowadzić się z równowagi i zmanipulować zwykłemu kupcowi.
Właśnie. Ja naprawdę się dziwię, jak on przetrwał w Ravillonie, przecież takiemu Wilburowi zajęłoby pięć minut podpuszczenie go, żeby np. rzucił się na główkę z najwyższej wieży zamku.
Ale wtedy Zakon straciłby źródło utrzymania. Wilbur powinien podejść do sprawy inaczej. Wystarczyłoby powiedzieć “ach, Severo, założę się, że nie oddałbyś Związkowi wszystkich zarobionych fenów, boś biedak i skąpiec” a Anturyjczyk z karminowym błyskiem w oczach poleciałby po forsę.

(...)
Severo oznajmia, że będzie musiał udać się na jakiś czas poza Ravillon, poszukać zleceń i zarobić trochę pieniędzy. Pewnie uświadomił sobie, że idzie zima i jak wtedy jego pani zażyczy sobie świeżych truskawek...

***
Arienne, wracając z kolejnych zakupów, rozmawia z Taidą.
– Za to dzisiaj spędziłyśmy cały ranek razem i wydawało mi się, że już o wszystkim porozmawiałyśmy – próbuję protestować.
– Ale nie o tym, co najciekawsze! Gdyż ciągle miałyśmy towarzystwo pozostałych Milady, które zresztą uważają cię za największy autorytet.
Wow. Najmłodszą i wiekiem, i stażem.

– Widząc zdziwienie Arienne, dziewczyna kiwa twierdząco głową. – Tak, nie mów, że nie zauważyłaś! Ale przez cały czas kręcą się wokół ciebie. Nawet dziś Letizia, Uva i Vicka nam towarzyszyły, obserwując dokładnie, co kupujesz. A to dlatego, że chciałyby się do ciebie upodobnić.
I w ten sposób za chwilę Ravillon zostanie zasiedlony stadem klonów Arienne. W sumie, to szansa dla Karli (pamiętacie Złą Kobietę Karlę?). Jeśli upodobni się wystarczająco, to może któregoś wieczora Sevcio się pomyli...

(...)

Taida rozwodzi się nad tym, jak to Severo szanuje Arienne, np. nigdy nie użyczając jej innym Mistrzom, nie biorąc sobie innych kochanek, a także nie uczestnicząc wraz z nią we wspólnych igraszkach podczas uczt. Hm, czy to oznacza, że Tessi, podobno tak zakochany, jednak nie traktował w ten sposób Taidy i dopiero Arienne jest pierwszą, która ma swojego Miszcza na wyłączność?

Ale na pewno zauważyłaś, że zmieniły już trochę swój styl ubierania. I uwierz mi, że to nie dlatego, że zima nadchodzi i robi się coraz chłodniej.
Och, błogosławiona Arienne! Gdyby nie ty, to zima nie zima, biedactwa nadal musiałyby pomykać wilgotnymi korytarzami Ravillonu – półnagie.

Och, Taida naprawdę dobrze mnie zna – stwierdzam i uśmiecham się lekko, i tak nie bardzo mogąc uwierzyć w jej słowa.
– Z kroju sukni nie mogą zrezygnować, bo ich fasony są dyktowane gustami Mistrzów, jednak dostrzegłaś pewnie nowe szale zasłaniające ramiona lub zbyt głębokie dekolty? Poza tym Vicka i Letizia zaczęły regularnie uczęszczać na zajęcia do Moru! Słyszałam też, że i Uva planuje do nich dołączyć. Nagle zapragnęły być dystyngowanymi damami.
Tja, przyszła wielka dama i oświeciła prostaczki.
(Dziwne, że tego nie zrobiła sama Taida, przecież była szlachcianką. Poza tym – a może Mistrzowie właśnie lubią proste i nieco wulgarne kobiety? W końcu piękna, znająca siedem języków Leila wciąż kisi się wśród adeptek, nie mogąc zrobić kariery…)

(...)
– Ha, ha, ha. No, to nasz Severo naprawdę zmienił swoje wymagania wobec kobiet! I pomyśleć, że to za twoją sprawą. Jestem pewna, że na jedno twoje skinienie palcem byłby gotów zrobić wszystko.
*zieeeeeew*

(...)
Tymczasem na dziedzińcu Sevcio prowadzi zajęcia z uczniami, pojedynkując się osobiście z najbardziej zdolnymi.
Xan przyjmuje pozycję do ataku i po chwili obaj Związkowcy znów ścierają się na oczach tłumu. Nowicjusze patrzą na ten pokaz siły, talentu i wiedzy o technikach walki z szeroko otwartymi oczami i rozwartymi ustami. Bardziej doświadczeni od nich adepci wykonują w powietrzu gesty powtarzające ruchy ich Mistrza, jakby sami trzymali w dłoniach broń i ścierali się z przeciwnikiem.
Po prostu ćwiczą walkę synchroniczną.
Grupowe tai-chi to  fraszka.

Na wielkim dziedzińcu obecne są tylko trzy kobiety. Dwie młodsze uczennice, Franna i Bri, oraz Doris, adeptka wyższej od nich grupy wtajemniczenia. Ich ciała są niezwykle umięśnione i mogą stanowić konkurencję nawet dla co poniektórych mężczyzn obecnych na zajęciach. Wojowniczki mają krótko ostrzyżone włosy i stroje identyczne, jak pozostali. Skórzane spodnie, kurtki wiązane na rzemienne sznurki i buty do kolan, a wszystko w obowiązującej czerni, całkowicie pozbawione elementów ozdobnych – proste i skromne.
Omujborze, ktoś poszedł po rozum do głowy i nie każe im walczyć w sukniach! Czyżby to znowu wpływ Arienne?

– Jesteś dobry, a w przyszłości będziesz świetny, lecz na razie twoje umiejętności nie nadają się na przeniesienie cię na piąty poziom. Chciałbym to uczynić, przychylając się do twej prośby, lecz jeszcze nie jesteś gotów. Zgubiła cię twa młodzieńcza nieuwaga. Jesteś potwornie zdekoncentrowany. Przeszkadzają ci tak trywialne sprawy, jak strach przede mną, obecność gapiów, ich komentarze i to, co powiedzą o tobie twoi towarzysze po zajęciach. Zamiast bez reszty poświęcić się przeciwnikowi, skupiasz się na otoczeniu. Widziałem twe źrenice. Śledziłeś [tymi źrenicami] refleksy zachodzącego słońca, które odbiły się akurat w mojej zbroi i głowni twego miecza, a nie me ruchy.
WHUT???
Facet jest wrażliwy na piękno, a Sevcio kpi z niego.
Sorry Sevciu, ale w “Batman Begins” Liam Neeson każe obserwować otoczenie. Pozwolisz, że zaufam kolesiowi, który trenował Batmana i Obi-Wana Kenobiego.

(...)
Koncentracja jest bowiem dla mnie czymś kluczowym w czasie pojedynku i zawsze wam powtarzam, że bez niej każdy, nawet najlepszy, wojownik, rycerz czy Mistrz polegnie z kretesem.

Taida podpuszcza Arienne, żeby podeszła teraz, poprosiła o coś Severa i zobaczymy, czy potem będzie nadal taki skoncentrowany.

Wychodząc więc zza filarów, kieruję się w stronę Anturyjczyka.
– Mistrzu…?
(...)
– Arienne? Co ty tu ro… – Lecz czarnowłosy nie kończy, gdyż w tym momencie F(a)ramir, wykorzystując nadarzającą się okazję, błyskawicznie rzuca się na niego. Uderza go rękojeścią miecza w kark tak nieoczekiwanie, że choć sam cios nie jest mocny, mężczyzna traci równowagę i pada na klęczki przed nadchodzącą.
Ach, jak znacząco!
Widzisz Sevciu, warto obserwować otoczenie. Poza tym Arienne znów ośmiesza swojego mistrza.
(...)

Tymczasem autorki, swoim rozkosznym zwyczajem, muszą nam wytłumaczyć, co właśnie zobaczyliśmy, bo przecież sami nie zrozumiemy.

Młody mężczyzna cofa się z przestrachem, zdając sobie sprawę, że zadziałał impulsywnie. Chciał postawić wszystko na jedną kartę, by udowodnić, że nie jest aż tak słaby, jak mu to przed chwilą zarzucił Mistrz Walk. W istocie we wcześniejszym starciu zjadła go trema oraz strach przed autorytetem Anturyjczyka i opinią innych, ale wiedząc, że jego nauczyciel bywa nieprzewidywalny i w dodatku właśnie przypomniał podstawowe zasady koncentracji w czasie walki, samemu ulegając rozproszeniu, młodzieniec uznał, że trzeba wprowadzić je w życie i wykazać mentorowi, że umie je w pełni zastosować w praktyce. Teraz jednak, gdy niezwykłe źrenice czarnowłosego spotykają jego, a twarz mężczyzny przyjmuje surowy wyraz, chłopak czuje, jak górę nad nim bierze panika. Szeptem więc wypowiada:
– Wybacz mi, Mistrzu, nie powinienem… – I sam pada na klęczki przed Severem. Trzymając swój miecz za sztych, rękojeścią w stronę czarnowłosego, mówi: – Ukarz mnie, panie.
Severo powstaje, wspierając się na swym kiju. W tym momencie w jego stronę podbiega Aleksander.
– Już ja cię ukarzę, szczeniaku! – krzyczy z wściekłością. – Taki numer mi wywinąć! Wiesz, co właśnie zrobiłeś? Uderzyłeś samego Lwa! Nie daruję ci tego, patałachu! Idioto! Bezmyślny gówniarzu! – Podoficer rzuca się na młodzieńca, kopiąc go i bijąc.
Przepraszam bardzo, ale JAK adepci mają nauczyć się czegokolwiek od Severa, skoro nie wolno im skutecznie go zaatakować?

– Dość! – Mistrz Walk zwraca się do podwładnego, a gdy ten nie reaguje, nadal okładając pięściami kulącego się na płytach dziedzińca Framira, Anturyjczyk jednym ruchem laski powala go na ziemię obok ucznia. – Dosyć, mówię! On tylko zastosował się do mej uwagi i słusznie wcielił ją w życie, Aleksandrze!
Staje nad adeptem i zwraca się do niego, dotykając jego ramienia zdobionym czubkiem swego kija:
– Wykorzystałeś mój brak koncentracji. Gratuluję. Właśnie dołączyłeś do grupy Natana jako pełnoprawny uczeń piątego stopnia wtajemniczenia. – Odwraca się na chwilę ku Arienne z uśmiechem. Framir podąża za nim spojrzeniem, w którym miesza się wciąż jeszcze obecny przestrach z zaskoczeniem. – Podziękuj mojej Milady. To w dużej mierze jej zasługa.
– Dziękuję – wyszeptuje chłopak, wciąż nie mogąc uwierzyć we własne szczęście.
Pokłoń się Dobremu, Białemu Mzimu!

Arienne tłumaczy swą obecność tym, że chciała dać mu prezent – własnoręcznie wyhaftowaną wstążkę, którą związuje mu włosy.

Okrążam Severa i stając na palcach przodem do jego pleców, zdejmuję z nadgarstka tasiemkę skrytą pod długim rękawem sukni, a następnie zbieram włosy mężczyzny i obwiązuję je czarną, aksamitną wstążką, na której wyhaftowałam kilka słów. Prawie niewidocznych, gdyż wyszytych w tej samej barwie, co materiał. Wykonane z uczuciem i myślą o jej przyszłym właścicielu – uśmiecham się, wyobrażając sobie minę Anturyjczyka, gdy przeczyta napis:
Mistrz Walk, Mistrz Tańca, Mistrz Lutni, Mistrz Śpiewu, Mistrz Tronu Południa, Mistrz Dowcipu, Mistrz Dobrego Smaku, Mój Mistrz.
Masz tam literówkę. Pisze się “Mój gwałciciel”.

(...)
Teraz dopiero dostrzegam pytającą minę Taidy i przypominam sobie, że przecież miałam o coś poprosić mego Mistrza. Tylko o co? Przecież nie wyciągnę go z zajęć – tego na pewno nie spełni, zwłaszcza że właśnie dał mi do zrozumienia, iż powinnam już odejść. Szybko rozglądam się dookoła w poszukiwaniu pomysłu i wtedy mój wzrok pada na Doris, która wydaje się wręcz wstrząśnięta tym, co właśnie zobaczyła. Odwracam się prędko do Severa.

– Dobrze, nie będę cię już rozpraszać, Mistrzu, ale jest coś, o co chciałam cię prosić i dlatego tu przyszłam. Jeżeli spojrzysz za moje ramię, na prawo, trzeci balkon, to dostrzeżesz tam pewną dziewczynę. Doris. Znam ją i chciałabym jej pomóc spełnić marzenie. Już tyle czasu trenuje pod twą Domeną, a nie miała okazji poznać cię osobiście. Może mógłbyś teraz poświęcić jej nieco uwagi i na przykład sprawdzić jej umiejętności? W końcu nikt lepiej od ciebie nie potrafi ocenić stopnia opanowania kunsztu władania mieczem.
(...)
W tym momencie do czarnowłosego zbliża się około czterdziestoletni, śniady podoficer o długich za łopatki czarnych włosach. W ślad za nim podąża muskularna kobieta.
– Chwała Związkowi i tobie, Mistrzu. – Mężczyzna pochyla się przed Severem, przykładając pięść do serca. – Oficer Joven kazał mi przyprowadzić przed twe oblicze moją uczennicę.
– Dziękuję, Amesie. Możesz na razie nas zostawić. – Nie zwracając uwagi na zdumione i pytające spojrzenie trenera dziewczyny, Anturyjczyk obchodzi ją kilkakrotnie dookoła, uważnie się jej przyglądając, gdy ta oddaje mu należne honory.
Honory oddaje się wyłącznie twarzą do honorowanego. Nie ma więc możliwości, aby ten obchodził dookoła i oglądał go z każdej strony.
To jest Ravillon. Tu wszystko kręci się wokół dupy, więc kto wie, czym i jak oddają tam honory.
Wykluczamy obecność Światowida, prawda?

Skórzane odzienie doskonale podkreśla świetnie ukształtowane mięśnie, prostą sylwetkę oraz praktycznie płaską klatkę piersiową, gdyż Doris codziennie przed zajęciami bandażuje swój biust i wciska się w opinający gorset, by zgodnie z zaleceniami swego nauczyciela upodobnić się do mężczyzny.
A może nie tyle chodzi o upodobnienie do mężczyzny, co o ochronę tegoż biustu, khę?  
W bandażach i gorsecie jest gibka jak szafa.

Czarnowłosy w końcu przystaje naprzeciw niej i lwią rzeźbą, stanowiącą zakończenie jego kija,
Tak, tak, lew to symbol Severa, wiemy, pamiętamy, nie musicie go wszędzie wciskać.
unosi brodę Doris, by spojrzeć w źrenice, które kobieta opuściła pod wpływem jego roziskrzonego wzroku.
Nie no… oni tam robią sztuczki nieznane nigdzie indziej w świecie. Opuścić źrenice to nie w kij dmuchał.

Severo patrzy na ładną, szlachetną twarz, okoloną okropną fryzurą. Włosy przystrzyżone blisko głowy układają się w nierówne kępy niegdyś zapewne pięknych loków. Uczennica jest niższa o ponad głowę od Mistrza, ma różową, lekko piegowatą cerę i jasne, mądre spojrzenie.
– Na bogów! Kto cię tak zeszpecił, dziewczyno?! – Czarnowłosy dotyka jednego z zachowanych tuż przy skórze skroni pukla.
Na bogów! Kto cię tak skatował, składnio?!

Nie rozumiejąc, co się dzieje, Taida przenosi na Arienne pytające spojrzenie, gdy ta do niej powraca.
– To jakie było to twoje życzenie? Chciałaś, żeby przyjrzał się tej adeptce? Czy może wziął sobie ją do łoża?
Taido, murwa żeż w kadź, wyluzuj. Że też Tessi jeszcze z tobą wytrzymuje.

– Poprosiłam go jedynie, by sprawdził jej umiejętności. Ona naprawdę o tym marzyła. (...)
Ale gdybym absolutnym przypadkiem akurat nie szukała pretekstu do poprzeszkadzania Sevciowi w zajęciach, to guzik by z tego było.

– Ależ, Arienne! – W głosie Milady Tessiego przebrzmiewa nagana. – Przecież nie podsuwa się swojemu mężczyźnie innej kobiety! Nawet jeśli to tylko jego uczennica! Wiem, że może nie widzisz w niej zagrożenia, ale patrząc na to, jak to się między tobą i nim rozwija, to sądzę, że twój Mistrz potrafi dostrzec w każdej kobiecie coś więcej niż jedynie wygląd. A co będzie, jeśli się okaże, że ta adeptka zaimponuje mu wolą walki? Niezłomnym charakterem? Odwagą? Lub umiejętnościami nawet?
Taida pewnie nie pozwala swojemu misiowi nawet zapytać służki, która godzina (bo to okazja do odpowiedzenia “odpowiednia, by mnie mistrz wyobracał ;) ;) ;)” I CO WTEDY), a wspólne kolacje mijają na przesłuchaniach typu “a co to za jedna, po co z nią tyle rozmawiałeś, ty mnie już nie kochasz, znalazłeś sobie inną, prawda?”.
Severo poświęca dłuższą chwilę omawianiu fryzury Doris, wreszcie na tłumaczenia Amesa,  że ta z powodu długich włosów była zbyt wolna i nie mogła przejść na wyższy poziom, zapowiada, że sprawdzi teraz jej poziom osobiście, a jeśli okaże się dobra, to skróci włosy Amesa.

– Wyciągnij miecz i walcz ze mną – Anturyjczyk zwraca się ponownie do Doris, stając naprzeciw niej. Sam nie zmienia broni, trzymając obiema rękoma swój czarny kij.
Dziewczyna wyraźnie się waha, więc Severo pogania ją z irytacją:
– No? Dalejże. Nie mam tyle czasu, by trwać tu bezczynnie. I tak powinniśmy już kończyć zajęcia, by wpuścić na dziedziniec adeptów Mistrza Siły i Równowagi.
Klasa Vb, proszę natychmiast opuścić salę gimnastyczną!

Stawaj i udowodnij, co umiesz, albo od razu odejdź, żebym nie musiał cię w hańbie odprawiać publicznie.
Doris, słysząc te słowa, natychmiast sięga po swój oręż.
– Pozycja! – zwraca się do niej Anturyjczyk, a dziewczyna przyjmuje postawę bitewną.
Jeśli miała rozszczepioną osobowość, to mogła utworzyć falangę.
A jeśli miała jaźń jednolitą, to mogła przyjąć co najwyżej postawę szermierczą.

– Atak! – Po tym poleceniu uczennica rzuca się na Severa z szybkością i mocą niespodziewaną jak na słabszą płeć, której jest przedstawicielką.
Bo każda jedna kobieta to obowiązkowo słabsza płeć, niezależnie od tego, ile mięśni by na sobie miała.

Severo i Doris walczą – początkowo uzbrojeni, potem przechodzą do zapasów.

Przez dłuższą chwilę tarzają się we dwoje po kamiennym trotuarze.
Znaczy, mają tam jezdnię z chodnikiem?

Na dziedzińcu słychać teraz wyłącznie dwoje walczących – ich jęki, chrapliwe oddechy i odgłos przerzutów ciałem przeciwnika.
Oddechy obserwatorów przyspieszają.

Wszyscy zebrani w skupieniu patrzą na te niezwykłe zapasy, nie mogąc się nadziwić, że niewiasta jeszcze ma siłę się stawiać. Po chwili Severo siada na jej biodrach okrakiem, znów przyduszając ją do ziemi.
Tłum wydaje z siebie zbiorowy jęk.

– Zrzuć mnie! Powal, jak ci kazałem, a czego nadal nie zrobiłaś! Nie lubię nieposłuszeństwa!
– To niemożliwe, Mistrzu… Jestem zbyt słaba dla ciebie – wydusza dziewczyna.

Si petite aupres do toi" -
Czy pan widzi tę drżącą kobitę?
Jej bezbronność, co w tych słowach łka?
Całe serce masz przed sobą odkryte,
Wszystek lęk w sercu jej ścichł
Je me sens dans tes bras si petite
Jestem mała w ramionach twych

– Masz wolę walki mężczyzny. Rozłóż mnie na łopatki, to rozkaz. Jeśli nie siłą, to kobiecym intelektem! – z wyzwaniem w oczach czarnowłosy zwraca się do uczennicy.
Ale przecież oni nie wierzą w kobiecy intelekt!
Widocznie to była taka okrutna kpina.

Dziewczyna rozpaczliwie rozgląda się wokół siebie, czując, jak zacisk na jej szyi staje się silniejszy. I nagle dostrzega blisko swej dłoni kij treningowy Mistrza Walk. Nie wahając się, chwyta go i z całej siły uderza nim Severa w pierś oraz brodę, a gdy ten odskakuje od niej, dodaje mu jeszcze solidne uderzenie w krocze.
Yyy… na tym polega kobiecy intelekt?
RIP lodowy olbrzymie. I znów Severo nie obserwował otoczenia. Prawdziwy mistrz, niepokonany wojownik. Ha, przypomniało mi się jak w pierwszej analizie w ogóle nie zwrócił uwagi na nadejście Wilbura. Ten typ najwidoczniej tak ma.

Gdy mężczyzna upada z jękiem obok, Doris wskakuje mu na biodra, otacza jego lędźwie swymi udami, a dłonie zaciska na jego rękach, przygważdżając go do powierzchni. Dyszy, siedząc na nim i patrząc wprost w jego oczy. Krople potu spływają po jej twarzy i skapują na oblicze Mistrza z jej krótkich pukli.
– Wystarczy! – Severo łapie oddech, a na jego twarzy pojawia się lekki uśmiech.
W tłumie słychać trzaski krzesiwa i po chwili obłok dymu zawisa nad dziedzińcem.

– Ciosów poniżej pasa nie uznaję w walce,
Przypomnijmy walkę z wilkiem: Wymierzywszy agresorowi solidne kopnięcie w podbrzusze, Mistrz Walk czuje, jak robi mu się słabo
Nasz wielki mistrz będzie miał przesrane, jeśli kiedyś na jego drodze stanie dobry wojownik, który będzie chciał po prostu wygrać, zamiast wygrać honorowo.

ale zaliczę je na poczet pomysłowości niewieściego umysłu, której od ciebie żądałem.
*jebs* *jebs* *jebs* czołem o blat...

– Nigdy nie sądziłam, że kobieta może mieć aż tyle siły! – mówię z niedowierzaniem, przyglądając się ruchom Doris. – Widziałaś, co ona właśnie zrobiła? Zupełnie go zmiażdżyła! Jak ja we wczorajszej grze o tron Fenis. – Uśmiecham się na samo wspomnienie słodkiego smaku zwycięstwa i wspaniałej nagrody, którą po nim sprawił mi mój Mistrz.
Doris, co tam Doris, ważne, że JA.
Och, och przez chwilę na piedestale był ktoś inny niż naczelna parka, trzeba to szybko naprawić!

– Na bogów! Ależ ty patrzysz i nic nie widzisz, Arienne! – karcącym tonem zwraca się do czarodziejki Taida. – To wprost niewiarygodne! Naprawdę nie dostrzegasz, w jakiej pozycji ona siedzi? Jak nic ci to nie mówi, to pomyśl, co on czuje teraz na sobie. Którą z jej rozgrzanych walką, albo i nie tylko, wilgotnych części ciała ma na swych biodrach? I do tego pozwala jej publicznie leżeć na sobie i ocierać się o przynależnego tobie Olbrzyma! [No, Sevcio lubi publicznie, to wiemy.] Chyba tego jednak nie przeoczyłaś, prawda?
Taido, błagam, ZAMKNIJ SIĘ JUŻ.

Zastanawiam się przez chwilę nad przedziwnym sposobem rozumowania mej przyjaciółki. Czy ona zawsze we wszystkim musi czegoś się dopatrywać? Przecież ta scena nie ma w sobie nic ze zmysłowości! Czysta walka. I co z tego, że akurat przeciwniczką Severa jest kobieta, a nie mężczyzna?
W sumie fakt, co za różnica…?


(...)
Szkoda, że więcej kobiet nie jest takich jak Doris. Ona przynajmniej naprawdę chce coś osiągnąć, podnieść swoje umiejętności, podczas gdy znaczna większość przedstawicielek naszej płci w Ravillonie liczy wyłącznie na łaskę mężczyzn. – Milknę nagle, zdając sobie sprawę, co mogła pomyśleć Milady Mistrza Szpiegostwa. Dodaję więc zaraz pospiesznie: – Oczywiście nie ciebie miałam na myśli.
Scena awansu Doris jest dla mnie najsmutniejsza w książce. Kobieta latami haruje i znosi upokorzenia, gdy wtem!, pewnego dnia znienacka jej idol/obiekt westchnień zwraca na nią uwagę, testuje umiejętności i awansuje na prywatną uczennicę. Jeden z najważniejszych momentów w jej życiu, i gdzie są światła reflektorów? Na Arieśce. Arieśka robi zamieszanie na placu, Arieśka prosi o zwrócenie uwagi na Doris, Arieśka piękna (gdzie tam Doris do niej), Arieśka zdolna (jakże ona wygrywa w Tron Południa!), Arieśka Nie Jest Taka Jak Inne (i tylko po to jest Taida w tej scenie). Kamera na moment nie może spuścić oka z naszej gwiazdy i pozwolić, by inna postać kobieca miała swoje pięć minut.

Jednak ku zaskoczeniu magiczki dziewczyna nie obraża się, tylko uśmiechając się, kiwa głową z wyrazem bezradności na twarzy.

Mamy głębokie wyznanie, ale takie prawdziwe z głębi duszy:
– Och, Arienne. Myślisz, że to mnie rani? Już dawno nie. Na początku, gdy tu przybyłam, marzyłam o tym, aby uciec z Tessim, żeby pojął mnie za żonę, abyśmy mieli dzieci. Ale jak zrozumiałam, że tak się nigdy nie stanie, przepłakałam trochę nocy i w końcu zaakceptowałam swój Los, rezygnując z własnych ambicji. Może więc nie jesteśmy oficjalnie rodziną, jaką pragnęłam, abyśmy stworzyli, ale ja odnalazłam szczęście w byciu jego ostoją. Dbam o niego, żeby nigdy mu niczego nie brakowało, i to mi wystarcza. Nie potrzebuję walczyć czy czarować do tego, żeby czuć się kobietą spełnioną. Choć nie zmienia to faktu – Taida kontynuuje niezniechęcona – że i tak uważam, że jeśli nie zaczniesz lepiej dbać o swojego mężczyznę, to nawet twe zdolności magiczne mogą ci w pewnym momencie nie wystarczyć. Dlatego skup się lepiej na tym, żeby żadna inna nie zawróciła w głowie Severowi i aby twój Mistrz pożądał cię nieustannie. Z wizją twego ponętnego ciała w pamięci ma usypiać i budzić się każdego dnia, żądny i gotów do działania, bo jednak od jego łaskawości zależy twój Los w Czarnej Twierdzy. A po tej walce przypomnij tej nieokrzesanej dziewusze, że on należy wyłącznie do ciebie i że ma już Milady w łożnicy.
Na co Doris mogłaby spokojnie odrzec, że o ile jej wiadomo, Mistrz może mieć i cały harem, a Miladies nie mają w tym temacie nic do gadania.
Ale by było, gdyby Sev faktycznie nałożył swojej uczennicy znak lwa - skończyłby się miesiąc miodowy, Arieśka musiałaby radzić sobie z nową rywalką, wreszcie coś zaczęłoby się dziać.

(...)

– To nie jest ósmy poziom wtajemniczenia, Amesie. Chciałeś ją zatrzymać w swej grupie, bo nie tylko jest dobra w walce, ale po prostu ci się podoba! Pragniesz jej wyłącznie dla siebie w łożu.
I dlatego kazał jej obciąć włosy, a biust ukrywać “żeby się upodobnić do mężczyzny”. Ames najwyraźniej woli chłopców, lecz w opresyjnym środowisku Ravillonu nie może się ujawnić… oh wait.

Zataiłeś przede mną taki talent, ograniczając go i tłamsząc przez własne samcze zachcianki.
Bo OCZYWIŚCIE mógł mieć wyłącznie taką motywację. Nie można było napisać, że na przykład wystawia ją do pojedynków z uczniami z innych grup, zapewniając sobie w ten sposób łatwe zwycięstwa, czy coś.
Szczerze mówiąc, Ames to może trzymać na ławce rezerwowych całą gromadę samorodnych talentów i nie zawracać nimi głowy szefowi - przecież będący wiecznie w rozjazdach albo w lochach Sev odwiedza ten plac raz na świętego Nigdy.
Severo wypominający komuś innemu uleganie samczym zachciankom. Hah, szczyt hipokryzji.

– Mistrzu… Ale to niewiasta, myślałem więc, że już wyżej dojść nie może, chociażby z racji tego, kim jest…
Tak, wiemy, że w Ravillonie panuje seksizm do kwadratu, ale mujborze, jak to jest topornie przedstawiane…!

Severo degraduje Akina i odsyła do pracy w Podziemiu (oraz nakazuje dokładnie ogolić), zaś Doris przyjmuje na swą osobistą uczennicę.

– Ależ, Arienne! To zapowiada się naprawdę niebezpiecznie. Jeszcze żaden Mistrz nigdy nie wziął pod swoje skrzydła uczennicy. No, może za wyjątkiem ciebie, ale ty nawet się nie uczysz, tylko asystujesz Venowi i to za zgodą własnego patrona. Na twoim miejscu zaczęłabym się poważnie martwić o swą pozycję. Severo zacznie spędzać z nią więcej czasu i wiadomo, co się z tego narodzi? Zrób coś! Natychmiast! – Taida trąca rozmówczynię łokciem.
TWÓJ MISIACZEK CIĘ ZDRADZA, NIE WIDZISZ TEGO???!!!ONEONE!!!

Ja jednak jej nie odpowiadam. Przecież poniekąd znam moje Przeznaczenie i wiem, że nie muszę obawiać się tego, o co tak truchleje moja przyjaciółka. W tym momencie zaś zupełnie inne uczucia goszczą w mym sercu.
I w taki właśnie sposób zabija się napięcie w waszej opowieści, drogie autorki. Cokolwiek się nie zdarzy, wiadomo, że nikt nie rozbije już związku bohaterów, że przetrwają wszelkie próby, bo PRZEZNACZENIE.

To było piękne! Severo zachował się tak szlachetnie.
Szkoda, że nie zachował się tak szlachetnie w tę noc, gdy publicznie cię gwałcił. No ale teraz straszliwego lwa odmieniła miłoźdź.

Oferując uczennicy trening pod swoim okiem, jednocześnie przyznał kobiecie wyższość nad pozostałymi Związkowcami. Pchana radością i dumą, że mój Mistrz potrafi tak obiektywnie i sprawiedliwie oceniać swoich adeptów oraz doceniać ich umiejętności, opuszczam Milady Mistrza Szpiegostwa i kieruję się w stronę Severa.
Och tak, tak obiektywnie i sprawiedliwie, że gdyby nie ty, nigdy by się nie dowiedział o istnieniu Doris.
Arienne też tak bardzo chciała spełnić jej marzenie, że gdyby nie w-ostatniej-chwili-szukanie-pretekstu, nawet by się o niej nie zająknęła.

Gdy staję przed nim, kątem oka dostrzegam, jak wyraźnie zmieszana Doris pospiesznie oswobadza dłoń z uścisku mężczyzny. Wie, gdzie jej miejsce. Ja zaś chwytam go za drugą rękę i lekko pociągając za nią, zmuszam do schylenia się, niby chcąc mu powiedzieć coś na ucho, ale w ostatniej chwili zmieniając zdanie. Zamiast prawić zachwyty nad jego czynem, delikatnie, po raz pierwszy w swym życiu czyniąc to w stosunku do jakiegokolwiek mężczyzny, muskam ustami jego szorstki policzek, po czym odsuwając się nieco, spoglądam mu z uśmiechem w zdumione oczy i zwracam się po tahitańsku:
– A to już zupełnie bezinteresownie. A nie na poczet twego zwycięstwa w Tronie Południa, Mistrzu – po czym odwracam się i szeroko uśmiechnięta odchodzę.

My też szeroko uśmiechnięci, leniuchując w wytwornym spa, dziękujemy za czytanie opka,
a Maskotek je bardzo drogie truskawki.
Zostawmy go tak. Niech je.