czwartek, 18 lutego 2016

308. Koncert na gruzach cywilizacji, czyli RO(TF)L rządzi!




Drodzy czytelnicy!
Opko, które się tu dziś przed Wami pojawi, nie jest żadną świeżynką. Jest raczej perełką odnalezioną w lamusie, wśród zakurzonych staroci… Jak mogliśmy nie skorzystać? ;)
Zapraszamy więc do świata postapo, w którym trwa dzika walka o władzę, a ludzkość, choć nie ma chleba, chętnie uczestniczy w igrzyskach. Poznamy bardzo tajne sekrety bardzo tajnych organizacji… a w roli głównej zobaczymy naszych ulubionych chłopców ramsztajnowców!
Indżojcie!


Analizują: Sineira i Kura



1. Wszystko gra?


Till obudził się i zerknął na zegarek. Dochodziła piąta rano. -Pora wstawać- pomyślał i zwlókł się z ciepłego łóżka. Kolejny dzień w trasie, ale już niedługo. Jeszcze tylko kilka koncertów i będzie mógł wrócić do domu. Dzień zapowiadał się tak samo jak zawsze.
Czyli jak?
...ujowo?


Życie muzyka nie było łatwe, ale cieszył się ze swojej pracy.
Ciężkie jest życie muzyka,
życie muzyka to łza.
Co wieczór kolejną bzyka,
Co wieczór z kumplami chla.


Nie mógł wymarzyć sobie niczego lepszego zwłaszcza, że żył w nowych czasach i musiał dostosować się do nowych zasad panujących na świecie. Przemysł rozrywkowy nie miał się nigdy tak okropnie, ale Till z zespołem nadal mogli na tym zarabiać i cieszyć się z tego co robią.
Czy ja dobrze rozumiem, że Till z zespołem zarabiali na radosnym rozwalaniu przemysłu rozrywkowego?
Wygryzali konkurencję?


Ludzie potrzebowali rozrywki szczególnie, że przyszło im żyć w tak okropnych czasach. Till dokładnie pamiętał ten moment, kiedy nastąpił początek wielkiej wojny. Wojna nie trwała długo, ale zakończyła się tragicznie dla całej ludzkości. Wielki wybuch.
Tylko jeden? Eeee tam, to nawet nie ma o czym mówić.


Do teraz nie wiadomo kto stoi za tym nieszczęściem, ale jedno jest pewne: Doprowadziło to prawie do zagłady ludzkości. Till i jego zespół przetrwali (pewnie dawali akurat koncert w jakimś bunkrze atomowym) (albo w metrze!), a Richard uważał to za znak dany od Boga.
Wow, Rychu uwierzył?


Teraz mają cel: Muszą pomóc ludzkości przetrwać te ciężkie chwile.
Śpiewając “Bück dich”. Nic tak dobrze nie wpływa na morale, jak ładna piosenka, którą można nucić podczas odbudowywania cywilizacji.
E, to lepsze będzie “Zerstören” :)


Ale tak serio, sam pomysł, że popularne zespoły są wykorzystywane aby podnosić morale ocalałej ludzkości, nie jest zły.


Till podreptał do pokoju Richarda.
Hm, w odniesieniu do faceta postury Tilla słowo “dreptać” wygląda… dziwnie.
O tak, zwłaszcza jeśli po czymś takim Till wizualizuje się czytelnikowi jako duuuża gejsza.


Jak na te czasy żyją w niezłych luksusach i jedzą też nie najgorzej.

-Richard, wstawaj- Till podszedł do jego łóżka i usiadł przy swoim przyjacielu- stary, znowu miałem koszmary. – Zaspany Richard zaczął ziewać i wybudzać się ze snu. -Słuchaj, jest po piątej, a ty już zaczynasz zrzędzić.
No ja mu się nie dziwię, budzenie o tej porze to barbarzyństwo.


Głowa do góry i daj mi jeszcze parę minut – odpowiedział Tillowi, ale ten patrzył zamyślony w ścianę i nic już nie powiedział.
Powietrze nie było zbyt czyste, wszystko było oblepione kurzem i brudem. Każdy kto wychodził na zewnątrz musiał ubrać specjalne maski, żeby choć trochę uniknąć tego syfu. Till nie lubił wychodzić, ale był do tego czasem zmuszony.
Zwłaszcza że był właśnie “w trasie”. A tak w ogóle, to same maski to trochę za mało, przydałyby się kombinezony, w dodatku radziłabym je założyć, a nie ubrać. Na ciele są skuteczniejsze.


Razem z Richardem szli właśnie do Wielkiego Centrum Naukowego , który był teraz [które było teraz] jednym z najbardziej cennych miejsc na ziemi. To w nim znajdowały się wszystkie rzeczy, które przetrwały wojnę.
Wszystkie. Zostały tam zwiezione z całego świata przez Świętego Mikołaja.
A-aha. Znaczy, na całym świecie ludzie latali nago i boso, spali na ziemi i jedli rękami, bo ubrania i wszelkie sprzęty znajdowały się w Centrum? A jak Rammstein chciał dać koncert, to wypożyczał sprzęt za pokwitowaniem?


Zaczynając od książek, cudach techniki, a kończąc na rzeczach codziennego użytku.
Co to, muzeum? Rozumiem, że mają tam jakąś bazę wiedzy, ale po co im te sprzęty? Czy nie powinni raczej starać się odbudowywać produkcji, zamiast tylko przechowywać i magazynować?


Richard skarżył się na potworne bóle brzucha i właśnie szli po następną rezerwę leków dla niego.
Jak powszechnie wiadomo, najlepszym lekiem na chorobę popromienną jest wódka. Na bóle brzucha też, tylko pieprzu trzeba dodać.


– Wszystko jest zakurzone. Nie dziwie się, że ludzie nie czują się dobrze - Till zwrócił się do Richarda
Pedanci w ząbek czesani, francuskie pieski, kurz im przeszkadza!
Uznajmy, że ma na myśli “pełno radioaktywnego syfu lata w powietrzu”.


- Na ile może starczyć leków? Ludzie chorują teraz jeszcze bardziej. Dopiero teraz widać skutki promieniowania. Ludzie dostali różnych mutacji. Czasem się tak zastanawiam Rich dlaczego to my przetrwaliśmy… to jest straszne.
...że przetrwali?


– zakończył Till i uniósł wzrok do góry ku niebu- Nawet słońca nie widać. Czy słońce nadal istnieje?
Aha, czyli mamy do czynienia z tzw. zimą nuklearną? Po JEDNYM wybuchu?


– Stary, istnieje - zaśmiał się gorzko Richard - inaczej byłoby po nas. Zobaczysz wszystko się ułoży.
Się ułoży, a potem się rozłoży.


W końcu po coś tu jesteśmy. Dzisiaj mamy koncert o 21. Musimy się spieszyć. Mamy masę rzeczy do przygotowania. – Richard wiedział, że  nie mogą się załamać w takim momencie. Żyją teraz w nowych czasach i muszą się dostosować do nowej sytuacji. Najgorsze było to, że to co się działo na Ziemi, to jest czysta anarchia. Minęło kilka lat od Wielkiego Wybuchu, ale nadal nie uformował się nowy rząd.
Nic dziwnego, kilka lat po Wielkim Wybuchu trwał jeszcze proces nukleosyntezy, w wyniku której powstałe protony i neutrony dopiero zaczynały się łączyć ze sobą.
Serio? Nie było nikogo, kto przejąłby władzę, żadnej chociażby grupki ambitnych wojskowych?
Może to był Wielki Wybuch Hoplofobii?


Władza należała teraz do Prezesa Miedwiełowa, który zaraz po wybuchy założył Wielkie Centrum Naukowe.
Aha, czyli jednak jakaś władza jest, a nie czysta anarchia.


Zbierał tam wszystkie materiały, które przetrwały, a także co najważniejsze cenne surowce.
Miło byłoby wiedzieć, GDZIE właściwie jesteśmy, bo jeśli np. na Islandii, to kiepsko widzę to zbieranie.


Jednak Prezes ograniczał się tylko do zbierania materiałów. Nie zrobił w tym czasie nic co pomogłoby choć trochę polepszyć sytuację ludzi. A ludzie żyli w nędzy i ubóstwie.
Oraz w biedzie i niedostatku, a nawet w mizerii i dziadostwie.


To najbardziej niepokoiło Tilla i Richarda. Nic się nie rozwijało. Istnieje Centrum Naukowe, ale nikt z niego nie korzysta należycie.  
Nie wydaje mi się, żeby to był najważniejszy problem człowieka, który na co dzień musi walczyć o przetrwanie.


Na ulicach co krok można było spotkać malunki na ścianach. Były to najczęściej kaczki.
A cóż to za prowokacja polityczna, hę?


Malowane zapewne na samo życzenie Prezesa, który pławił się w luksusie i pragnął by usłyszał o nim każdy, kto przetrwał.
To jest opko z 2012 roku, serio.


- Co za idiota- Mruknął Richard wskazując na jeden z malunków - mam tego dosyć.
Nie dziwię się, bo dyktator, którego główną troska jest malowanie kaczuszek na murach, musi być duchowo spokrewniony z rodziną Kimów, a to zawsze źle wróży.


Myślałem o tym długi czas Till i mam pewien plan na nasz ostatni koncert. Trzeba zwołać resztę.
No raczej. Trudno będzie im dać koncert tylko we dwóch.


Myślę, że Flake i jego zamiłowanie do siania zniszczenia się przydadzą.
To prawda. Flake lubił „bawić się” środkami wybuchowymi, ale nie tylko tym.
Na przykład pontonami też.


To on częściowo planował ich występy i pokazy pirotechniczne. Wyglądało to zawsze niesamowicie efektownie. Till jednak zastanawiał się o co też dokładnie chodzi Richardowi. Bał się o niego, bo był jedną z niewielu bliskich osób, które przeżyły. Nigdy nie powiedział głośno o swoich uczuciach, ale był przekonany, że jego przyjaciel czuje do niego tą samą sympatię.
*niuch niuch* *podejrzliwie* Węszę yaoi alert?


Swoją drogą, to opkowe przekonanie, że zespół zawsze, wszędzie jest razem i jego członkowie są dla siebie nawzajem najważniejsi na świecie. Panowie mieli rodziny, co z nimi? Zginęły, żyją? Nic nie wiemy, tyle tylko, że jeśli oni sami ocaleli, to już wszystko w porządku i nic więcej nie trzeba.


Tilla wyrwał z zamyślenia głos ochroniarza. Właśnie dotarli na miejsce i znajdowali się przed Wielkim Centrum Naukowym. Trudno byłoby się tam przedostać normalnemu śmiertelnikowi, ale grupa Rammstein miała pewne swobody. To oni nakręcali interes Prezesowi, ale też mieli pewne wpływy, bo w tej chwili byli jedną z najbardziej rozpoznawalnych grup na świecie. Miedwiełow nie mógł się ich tak po prostu pozbyć.
Y, dobra, ale dlaczego symbolem Prezesa Miedwiełowa jest – kaczka?! Niedźwiedź, to bym zrozumiała…
Bo kaczka jest żarłoczna i wpieprza jak głupia wszystko, co dziobem zagarnie.
Ale to byłby symbol krytyczny, a tu mamy otwartym tekstem, że sam Prezio życzył sobie malowania tych kaczek.
Widocznie Prezio jest dumny ze swojej żarłoczności, i co mu zrobisz?


To Till głosił dobrą nowinę na koncertach i ludzie za nim podążali, wierzyli mu i słuchali.
Banda grajków na smyczy dyktatora - kurczę, jestem w szoku, to się trzyma kupy!
Ogólnie tak, ale jak zwykle wykłada się na szczegółach. Ale owszem, sam pomysł wporzo, Kura aprobuje.  
(pomijając ten drobny szczegół, że nie bardzo sobie wyobraża Rammstein jako zespół, nazwijmy to, państwowotwórczy – raczej pogłębiający ogólny chaos…)


Ochroniarz wpuścił ich od razu, ale musieli pokonać jeszcze parę punktów kontrolnych. Pobrali leki i już mieli wychodzić, kiedy jeden z ochroniarzy ich zatrzymał. – Prezes chciałby się z państwem zobaczyć- Till kiwnął głową do ochroniarza i powiedział tylko: – prowadź.
Droga do miejsca gdzie przesiadywał Miedwiełow nie była prosta – Rany ile tu jest pomieszczeń. Z zewnątrz nie wydaje się to takie wielkie – Richard był szczerze zdziwiony, ale ochroniarz szybko wyjaśnił – Mamy tu też pomieszczenia pod ziemią jak i również przejścia podziemne do innych kwater.
Dobra, ja zdaję grabki i od tego miejsca już nie poprawiam zapisu dialogów. Kto, co i do kogo mówi wie tylko osoba, która to opko spłodziła.


Till zastanowił się dlaczego akurat ochroniarz wspomina mu o takich rzeczach (bo durna papla z niego?), ale szybko z zamyśleń wyrwał go sam Miedwiełow, który czekał na nich przed wejściem.
- Uszanowanie moi drodzy. Ciesze się niezmiernie z tego spotkania. Coś do picia może podać? – Zwrócił się do Tilla i Richarda, ale Ci [ghrrr!] zgodnie pokręcili głową [jedną, wspólną] – Nic nie chcemy -odrzekł Till- chcemy wiedzieć co właściwie tutaj robimy?
Przyszliście po leki dla Ryśka.
Nieno, co robią tu, u samego Prezesa. Leki już pobrali.


- Proszę usiądźcie- wskazał im miejsca koło wielkiego biurka – Otóż hmm to delikatna sprawa. Jak to najlepiej ująć hmm nie podobają mi się państwo.
Te fryzury, takie niechlujne jakieś, te stroje wywołujące niezdrowe emocje, te wasze brzydkie twarze, a fuj!
Ten sprzęt, którego używacie na scenie...


Mają państwo za duże wpływy – Walnął prosto z mostu Prezes. – Jesteście zbyt niebezpieczni i najlepiej będzie jeśli się Was po prostu pozbędę. Raz na zawsze.
Kwiiik! Standardowy czarny charakter, który gada  zamiast zrobić szybkie ryziu-ryziu.
Poza tym dlaczego on znienacka wymawia “Was” pa wielikoj bukwie, a “państwo” było małą? Niekonsekwentny facet, ot co.


Till i Richard popatrzeli na siebie w przerażeniu. Każdy z nich teraz obawiał się o swój los, a w głowie trwała tylko jedna myśl „Co teraz będzie?”.
Hmmm, zamiast tego spotkania powinna być dyskretna kulka w łeb, trucizna lub zręcznie zaaranżowany wypadek, ale jesteśmy w opku, więc…
Muszą wiedzieć, że zginą, jak zginą, kiedy i za co. Ze szczegółami. Takie są reguły, nic nie poradzisz.


2. Nowe Rządy
Ludzie Miedwiełowa prowadzili Tilla i Richarda do ich celi w podziemiach Centrum Naukowego.
Nie jestem pewna, czy to miała być cela chłopców Rammsteinowców, czy cela ludzi Prezesa.


Till starał się zapamiętać każdy szczegół budynku i drogę jaką pokonali od wyjścia z biura Miedwiełowa- Jakby chciał nas zabić, już by to zrobił- przemknęło mu przez myśl. Popatrzył na Richarda, ale i on intensywnie nad czymś myślał. Ochroniarze wrzucili ich do osobnych cel, a na straży zostało dwóch mężczyzn.
Niekonsekwentni jak ich szef - prowadzili do celi, a wrzucili do dwóch.
Usłyszeli dobiegające gdzieś z Przestrzeni Poza Opkiem podekscytowane piski yaoistek i trochę się przestraszyli.


-Jedno jest pewne. Nie dam się tak łatwo zabić- mruknął Till i starał się znaleźć jakieś w miarę wygodne miejsce do siedzenia. W celi było tylko jedno rozwalone krzesło, mały stolik i materac, który był już doszczętnie zużyty.
Że materac może być zniszczony i zasyfiony  - to rozumiem, ale zużyty? To nie jednorazowa chusteczka.
Wiesz, spotykałam się z określeniem “przerżnąć na wylot przez materac”, więc…
Ale to i tak byłaby tylko JEDNA dziura, zawsze można celować obok.
Bida jest, nic nie ma, a wszystkie sprzęty zabrano do Centrum Naukowego, więc jak już został ten jeden materac, to zużywają go do końca ;)


Till nie miał pojęcia jak się miewa jego przyjaciel, ale wiedział, że z każdą minutą tracą szansę na przeżycie.
A wiedział to, bo…?
Sępy się gromadziły pod celą i patrzyły tęsknie w jego stronę.
… i chrapliwymi głosami wołały “Kierowniku, daj na fajki!”.


Siedział w celi już dobrych kilka godzin, a przynajmniej tak mu się wydawało, bo powoli tracił poczucie czasu. Nagle z rozmyślań wyrwał go głos strażnika – Otworzyć cele!- Krzyknął i zwrócił się do Tilla- Panie Lindermann, proszę za mną. – Nigdzie nie idę. Nie poddam się bez walki!- Till miał ochotę plunąć mu prosto w twarz, ale cudem się powstrzymał, bo w tejże chwili zobaczył za strażnikiem Richarda.
Richard działał na Tilla uspokajająco, jak kocyk bezpieczeństwa. Swoją szosą z tego strażnika niezły ryzykant - w przypadku wielkiego, wyrywnego więźnia lepiej byłoby najpierw wytłumaczyć, co jest grane, a potem dopiero otwierać celę.
Może wiedział, że jedyny akt agresji, na jaki stać Tilla, to plucie...


- Co się dzieje?- zapytał. -Till,spokojnie. Zbieraj się, wyjaśnie Ci wszystko po drodze – pospiesznie odpowiedział Richard (starannie wymawiając dużą literkę) – To jest w tej chwili nasza jedyna nadzieja – wskazał na strażników. – Oni są z nami? – zapytal zdziwiony Till.
A co, masz jakąś organizację, którą mogliby wspierać?
Fanklub?


– Na wyjaśnienia musi Pan jeszcze poczekać- przerwał im strażnik  - Teraz nie ma na to czasu.
Dobra, miejmy to za sobą: wielką literą piszemy (piszemy, nie wymawiamy!!!) zaimki (np. Ci, Wam) oraz formy grzecznościowe (Pan, Panu) odnoszące się do osób, do których się zwracamy. Robimy to  wyłącznie w listach i podaniach, a nie w rozmowie czy opku.


Na razie musimy wydostać was bezpiecznie z budynku.
Budynek opuścili bardzo szybko. Nikt ich nie zatrzymywał i Tillowi przeszło przez myśl, że wszyscy strażnicy są w zmowie, dlatego nie wznoszą alarmu.
Zamiast tego milcząco wszczynają ramiona i budowle z zapałek.


- Musimy przejść teraz kanałami. Tak, żeby nie rzucać się w oczy. Lindermann, dasz rady?-
Dam mnóstwo rad, a wszystkie dobre! Taki ze mnie Wujek Dobra Rada!


Zwrócił się do Tilla strażnik, wyjął z kieszeni kilka masek i zaczął rozdawać wszystkim obecnym. – Jasne. Mam jeszcze na to siły- odparł ten.
...a dlaczego miałby nie mieć? Nic złego przecież z nim się nie działo, przesiedział tylko kilka godzin samotnie w celi.
No właśnie - taki duży facet i tyle godzin o suchym pysku. Zgłodniał, to i z sił opadł.


Szli jeszcze dobrych kilkanaście minut. Wszystko w około (wokoło!) wydawało się być zakurzone i ponure.
Ale tak naprawdę było czyściutkie i wesolutkie.


Zanim dotarli do miejsca przeznaczenia byli już oblepieni kilkucentymetrowym brudem.
Przy tej grubości sam odpada ;)


Tajna baza strażników była dobrze ukryta i nie rzucała się w oczy. Żeby wejść do środka trzeba było przejść drogę kanałami. Kiedy dotarli do środka Tillowi ulżyło -przynajmniej nadal żyjemy- pomyślał. Strażnik kazał się jemu i Richardowi umyć i przebrać.
Till marzył, żeby wreszcie pobyć z kumplem sam na sam i wyciągnąć od niego jakieś informacje.
...więc poszli razem pod prysznic?


- Kruspe co to za ludzie?- Zapytał prawie natychmiast gdy strażnicy zostawali ich na osobności. – Pomagają nam. Sam nie mam zbyt dużo informacji, ale z tego co mi wiadomo to jest Ruch Odrodzenia Ludzkości.
Już bardziej pretensjonalnej nazwy nie mogli wymyślić? I skrót jakiś taki nieudany - ROL.
Tylko wstawić w środek “Tajna Frakcja”...


Chcą obalić rządy Miedwiełowa i zaprowadzić nowy porządek- Till jeszcze przez chwilę patrzył Richardowi prosto w oczy i odpowiedział pospiesznie- To by miało sens. Po co nas ratowali?. – Mamy wpływy i Prezes się nas boi.
No ale właściwie… czy oni nie stoją po stronie Prezesa? Ot, parę akapitów wyżej – “Nakręcali interes Prezesowi”, “Till głosił dobrą nowinę” – rozumiem, że głosili to, co Prezes sobie życzył, a nie podburzali do buntu.
A trzymać ich w garści też było łatwo – wystarczyłoby zagrozić Ryśkowi odcięciem dostępu do leków...


Na tę chwilę te informacje musiały mu wystarczyć. Till szybko się przemył i przebrał i razem z Richardem teraz czekali na przyjście tajemniczego strażnika.
Lekko pośmierdując, bo po spacerze w kanałach Till ograniczył się do przemycia, zamiast się porządnie wyszorować.


- Szykuje się coś dużego – Richard zwrócił się do przyjaciela. Dla Richarda (niech żyją regionalizmy...) cała ta sytuacja wydawała się szalona. Jeszcze tak niedawno po prostu grali koncerty i dobrze sobie żyli.
Tak jakby sytuacja, w której grają koncerty w świecie postapo, dla ocaleńców po wojnie nuklearnej, była mniej szalona.
A czemu nie? W “Metrze” jest stacja, której mieszkańcy utrzymują się z przedstawień teatralnych. Chleb i igrzyska, proszę pani, to potrzeby najbardziej podstawowe.
Mnie chodzi o to, że ogólnie świat postapo jest raczej szalony i nie trzeba dodatkowo rewolucji.


- Przepraszam, że się panom wcześniej nie przedstawiłem- Z zamyśleń [znowu w liczbie mnogiej, dlaczego one ZAWSZE występują w liczbie mnogiej?!] wyrwał Richarda strażnik, który właśnie wszedł do pomieszczenia. To był ten człowiek, który pomógł im się wydostać z Centrum Naukowego- Jestem Alonso Tompke. Dowodzę Ruchowi Odrodzenia Ludzkości.
Dowodzę Ruchowi, że ma rację, a czynię to poprzez rozumowanie uzasadniające to twierdzenie.


- Co to jest właściwie Ruch Odrodzenia Ludzkości? – Till od razu przeszedł do zadawania pytań i Alonso przyjął to z uśmiechem
- Aaaa, taki tam klub filozofów z dobrym bajerem:
11215529_487419811432452_4815832269103885808_n.jpg


– Ruch przeciw panowaniu Prezesa. Zacznijmy jednak od początku. Na początku nie byliśmy tacy przeciwni jego polityce, jeśli oczywiście można by to nazwać polityką. Gość zbiera stare graty i nic z tym nie robi.
Nie “stare graty” tylko materiały i cenne surowce. To zasadnicza różnica.


Ostatnio jednak doradcy Prezesa zaczęli nim manipulować i wywierać na nim wpływ.
Nie wiadomo jednak, na kogo wywierali ów wpływ i dlaczego musieli w tym celu siedzieć na Prezesie.


Zrobiło się to bardzo niebezpiecznie szczególnie, że jego ludzie to niezłe dranie. Chcą wprowadzić rządy totalitarne i podporządkować sobie wszystkich ludzi.
Okeeej, tylko może najpierw przydałoby się zdefiniować, co to znaczy “wszystkich”, jak wygląda sytuacja geopolityczna, gdzie właściwie się znajdujemy i jaki potencjalny zasięg mogą mieć źli chłopcy, bo zaraz się okaże, że chodzi o panowanie nad dwiema wiochami i przysiółkiem...


Rozpocznie się  nowa wojna nie mówiąc, że już zaczynają pozbywać się wszystkich mutantów i ludzi, którzy głośni sprzeciwiają się Prezesowi. Widzieliście te namalowane kaczki w różnych miejscach? To czysta akcja propagandowa, a to dopiero początek.
Myślę i myślę, w jaki sposób malowanie kaczek miałoby dodawać dyktatorowi punktów zajebistości, i jakoś nic nie mogę wymyślić. Chodzi o ocieplanie wizerunku?
Dla ocieplenia wizerunku najlepszy jest pies (patent sprawdzony przez amerykańskich reżyserów). Dla oziębienia – kot, a w szczególności biały pers.
http://www.counter-currents.com/wp-content/uploads/2015/11/Cat-makes-its-first-appearance-in-From-Russia-With-Love-1963.png


Miedwiełow już zbiera swoją małą armię.
- Czyli wy jesteście tymi dobrymi, którzy uratują świat?- Zapytał Richard. Teraz wszystko zaczęło się trzymać kciuki, ale nadal nie bardzo ufał nowo poznanym ludziom
Mimo to trzymał kupy za powodzenie tego planu.


-Być może, ale musicie nam w tym pomóc – odpowiedział Alonso.- Musimy powstrzymać Prezesa i jego ludzi.
Zrobiło się już późno i Tompke przesunął rozmowę na następny dzień.
No bez jaj, jak są ważne sprawy do omówienia, to się obraduje całą noc!
Obraduje, uchwala, podpisuje...


Kazał strażnikom zaprowadzić Tilla i Richarda do pokoi, żeby Ci wypoczęli.
Mi?


- Ciekawe co się dzieje z Lorenzem i całą resztą- powiedział Richard kiedy znaleźli się już w pokoju – i zastanawiam się czemu nas trzymają pod kluczem. Chętnie bym się rozglądnął.
- Ja też, ale na razie lepiej zostawić sprawy takimi jakie są. Zobaczymy jak się to rozwinie, ale szczerze, to mam złe przeczucia- odparł Till i położył się do łóżka.
Till zapewne znał tekst ponadczasowej piosenki Młynarskiego  “A wójta się nie bójta” i przewidywał, że koniec tej awantury może być podobny.


– I tak nie zasnę. Klepnij sobie koło mnie jeśli chcesz- zaśmiał się. – Jasne, że chce. Wole być z tobą niż sam w pustym pokoju. – odrzekł Richard.
Och, jak słodko!


W nocy jeszcze długo nie mógł zasnąć rozmyślając o tym co przyniesie nowy dzień.  


3. Alonso


Dochodziła osiemnasta. Flake zaczynał się martwić o Tilla i Richarda, którzy jeszcze nie powrócili z Centrum Naukowego. – Powinni się z tym ogarnąć wieki temu. Za trzy godziny koncert, tłum się zbiera, wszystko przygotowane, a oni się ślimaczą- myślał rozzłoszczony.
Na litość, oni tam poszli bladym świtem! Jest osiemnasta, przez tyle godzin nikomu nie przyszło do głowy, żeby się przejść i sprawdzić, co jest grane?


Flake był dobrym i mądrym facetem. Nie mówił dużo o swoim życiu prywatnym i przez to zawsze nazywali go najbardziej tajemniczą osobą w grupie. Kochał to co robił, a klawisze były całym jego życiem. Jego inną pasją była chemia, a w szczególności materiały pirotechniczne.
Ten fragment wygląda jak przepisany z “Bravo”.


Teraz znajomość tych rzeczy była w cenie, a w tej dziedzinie był niekwestionowanym mistrzem. Dorabiał sobie sprzedając na boku to i owo, ale nie mówił o tym nikomu z zespołu.
Zapamiętajmy - dorabiał, sprzedając na boku.


Wiedział, że jego „dorywcza” praca nie idzie na marne. Co jakiś czas krążyły plotki o wysadzonych tajnych bazach należących do Miedwiełowa. – To na pewno dzieło mojego sprzętu- myślał Lorenz i uśmiechał się w duchu.
Na jakiej podstawie zakładał, że to, co sprzedawał na boku, było wykorzystywane akurat przez wrogów Miedwiełowa, a nie np. przez pospolitych bandytów?
Wychodzi na to, że w samym zespole był spory rozłam, bo tu Till wyśpiewuje “dobrą nowinę” ku chwale Prezesa, a tam Flake sprzedaje trotyl jego przeciwnikom…
A Schneider i Riedel w ogóle się nie pojawiają w opku.
Bębniarz i basista, takie tam nieważne tło.


Tymczasem wśród technicznych zaczęły krążyć plotki o zatrzymaniu Tilla i Richarda w Centrum Naukowym. Flake najbardziej tego właśnie się obawiał
I dlatego czekał biernie przez cały dzień, aż techniczni zaczęli plotkować. Ciekawe, skąd techniczni mieli informacje - z tajnych kanałów komunikacyjnych Bractwa Ślusarzy, Stolarzy i Elektryków?


-Zaczęło się- pomyślał i czym prędzej udał się do reszty ekipy, żeby im przekazać wieści.  
- Musimy coś wymyślić. Tłum robi się coraz większy i może dojść nawet do zamieszek jeśli nie wyjdziemy i nie zagramy koncertu- Zaczął Paul i zwrócił się do Flake’a – Jakieś pomysły?.
Ano właśnie - wstrzymanie koncertu grozi zamieszkami. Dlaczego więc dyktator aresztował dwóch członków zespołu PRZED koncertem? Nie lepiej było ich zwinąć po afterku?


– Czekamy – odparł – nie mamy wyjścia. Poza tym w Centrum Naukowym są ludzie po naszej stronie. – Jak to? Kto taki? – Paul uniósł brwi ze zdziwienia. – ROL czyli Ruch Odrodzenia Ludzkości. Są po naszej stronie.
Aha, czyli Flake współpracuje z ROL. To miło z jego strony, że podzielił się tą informacją z kolegami, szkoda tylko, że dopiero teraz.


Nic się naszym chłopakom nie stanie, jeśli ROL są w środku, a są na sto procent.
A co by to dało, gdyby Till rzucił się na Prezesa i został przez niego zastrzelony?


– Skąd ty bierzesz te wszystkie informacje? Nadal szlajasz się po ciemnych uliczkach? – zaśmiał się, ale z pewną niepewnością Paul. Bał się, bo chociaż wiedział, że Flake jest nieobliczalny i niełatwo było go wystraszyć, to nie był ze stali. Łatwo można było stracić życie w tych czasach. Zbyt łatwo.
Tja, i dlatego należy knuć coś na boku, a najlepszych  kumpli traktować jak pieczarki.


Kolejne godziny upłynęły w napięciu i stresie. Trzeba było zapanować nad rozszalałym tłumem. Niewiele grup kontynuowało działalność koncertową. Rammstein byli jednymi z nielicznych, którzy się na to zdecydowali. Na ich koncerty przychodziły teraz tłumy, bo ostało się naprawdę niewiele form rozrywki. -Sprowadź jakieś wsparcie – mruknął Paul i zwrócił się do reszty zgromadzonych – zapowiada się pracowita noc panowie.
Ale… Ale że oni… Że niby zagrają bez Tilla i Ryśka?
Tak, zastąpią ich Sandra i Judy.


Noc była długa i męcząca, ale nad ranem przyszła fantastyczna wiadomość, która na chwilę uspokoiła zmartwionych kolegów Tilla I Richarda.
“Noc była długa i męcząca”? Dżizaskrajt, to jest tekst kalibru słynnego  “potem była wielka bitwa i Voldemort zginął”. Rozszalały tłum czeka na koncert, wokalista i gitarzysta znikają i NIC SIĘ NIE DZIEJE?
No jak się nie dzieje. Męczą się.


– Przynajmniej wiemy gdzie są – Powiedział z ulgą w głosie Flake- Dobrze, że ROL się nimi zajął. Pojadę tam do nich na zwiady i sprowadzę ich z powrotem do nas. – Nie wiem czy to taka dobra opcja Flake – odpowiedział Paul- Musimy znaleźć coś bezpieczniejszego. Teraz pytanie z innej beczki: odwołujemy dalsze koncerty? Wiesz, muszę wiedzieć, bo kupa roboty z odwoływaniem będzie.
Bo trzeba będzie posłać zmutowane szczurogołębie pocztowe?
To nieco irytujące, że nie znamy skali zniszczeń i nie wiemy,  czy Wielki Wybuch przyniósł coś poza mutacjami i wszechobecnym “kurzem”.


– Na razie nic nie rób. Gadałem z menadżerem i najlepiej będzie jak sprawa z aresztowaniem się wyjaśni i jak chłopaki będą bezpieczni. – Flake starał się nie panikować, ale w jego glosie dało się wyczuć lekkie drżenie- nasi fani też mogą wyczuć, że coś nie gra. Nie chce mieć rewolucji pod nogami.
Żegwiazdkaco?!? Fani się jeszcze nie zorientowali, że coś nie gra? Koncert się odbył, a oni nie zauważyli braku Tilla i Ryśka?!?
No wiesz, pirotechnicy postawili taką ścianę ognia, że nic spoza niej nie było widać, a muzykę puścili z playbacku.


Wielki wybuch miał miejsce bardzo daleko od tego miejsca.
Ale gdzie? Na ziemi czy np. w górnych warstwach atmosfery?


Miał jednak potężną siłę rażenia. Praktycznie jedna strona półkuli (czyli ćwierćkula) jest niezdatna do życia, a część lądów zostało zalanych przez ocean. Z drugą półkulą jest lepiej, ale i tutaj dało się wyczuć w tym katastrofalnym dniu trzęsienie ziemi.
Aha, czyli jesteśmy na tej ocalałej półkuli, którą tylko zatrzęsło. A co z impulsem elektromagnetycznym? Zakładam, że tu nie dotarł, bo jakoś nie ma mowy o jego efektach.


Nikt jeszcze precyzyjnie nie określił strat, chociaż minęło już parę lat od tego wydarzenia. Być może niektórzy nie chcą przejrzeć na oczy i boją się, że ludzkość czeka zagłada całkowita.
Czyli nie chcą zaakceptować faktu, że zagłady na razie nie będzie. Ech, te królowe dramatu.


Ulubionym i jedynym przysmakiem dostępnym w każdym miejscu są zwierzęta. Nie jest to zdrowy przysmak, ale w takiej sytuacji nie ma innego wyjścia. Ludzie zaczęli hodować roślinki, warzywa, owoce, ale też nie smakują one jak dawniej, a większość żywności wyprodukowanej była zainfekowana przez promieniowanie i trzeba było ją wyrzucić.
No dobra, to może wyprostujmy chociaż to, co się da.
Był jeden wielki wybuch, w dodatku na drugiej półkuli, a więc promieniowanie przenikliwe, powstałe w momencie wybuchu, możemy pominąć - tutaj nie dotarło. Być może dotarł opad promieniotwórczy, ale minęło już kilka lat, więc najprawdopodobniej jest już niegroźny (taki np. jod-131 zanika całkowicie już po miesiącu). Opowieści o mutantach włóżmy więc raczej między bajki.
Pyły i dymy w atmosferze blokowały część światła słonecznego, a więc w pierwszym roku mieliśmy solidne ochłodzenie klimatu i skrócenie okresu wegetacyjnego. Nie, nie nastąpiła epoka lodowcowa, nie przesadzajmy. Już w drugim roku niebo zaczęło się oczyszczać.
Opad i zanik warstwy ozonowej mogłyby zabić większość dużych zwierząt, ale zwierzaki żyjące pod ziemią i nocne  przetrwały bez problemu.
Kilka lat po wybuchu sytuacja powinna już być stabilna, plony wystarczające, dzika zwierzyna odrodzona.  
Dla zainteresowanych: największa dotąd zdetonowana bomba (Царь-бомба) miała moc 58 megaton. Poczytajcie sobie, jakie skutki wywołała detonacja i jaka praktyczna w użyciu była ta wielka krowa.
A zakładając, że jednak było tak, jak tu opisano, i rośliny wyginęły – to i ze zwierzętami byłoby krucho. Łańcuch pokarmowy i tak dalej.


-… każdy był załamany. Dosłownie każdy – Paul opowiadał coś głośnym tonem paru kumplom, którzy byli technicznymi w zespole. Każdy kogoś stracił i teraz trzeba było trzymać się razem-.. a Till do mnie mówi „grajmy dalej”. Najpierw się zaśmiałem, a potem stwierdziłem „stary to nie taki zły pomysł!”…- Flake szykował się teraz do drogi i nie miał zamiaru słuchać do końca opowiadanej już setny raz historii  przez Paula. Miał zamiar wyciągnąć Tilla i Richarda z rąk ROLu dlatego czym prędzej wskoczył do swojego mercedesa, który choć już się rozpadał, nadal jeździł i słuchaj swojego pana.
Podobno ROL to sprzymierzeńcy, więc co to za nagła akcja z wyciąganiem kumpli?
Może sprzymierzeńcy, ale tacy, którym lepiej patrzeć na ręce...


-No odpal złociutki- Flake starał się „ugłaskać” pojazd, żeby ten szybciej zapalił. Nagle odpalił i Flake ucieszony popędził w stronę budynku ROLu.
Hohoho, tajna organizacja ma własny budynek. Ciekawe, czy ma tez wielki neon na fasadzie.


Jeden z technicznych powiedział mu jak dojechać do ich tajnej bazy, ale droga nie była taka prosta i Flake musiał uważać, bo mógł być śledzony.
Eee tam. Jak widać, położenie “tajnej bazy” wcale nie było takie znowu tajne.
To jest jeden z moich ulubionych motywów, nie tylko opkowych niestety – tajne informacje, które wszyscy znają, ewentualnie wszyscy przekazują sobie bez żadnej krępacji i żadnych ograniczeń (hej, w moim droidzie jest ukryta mapa miejsca przebywania Luke’a Skywalkera i muszę ją teraz dostarczyć do tajnej bazy Ruchu Oporu!).


Musiał więc zaparkować parę kilometrów przed budynkiem i przejść kawałek piechotą.
Jak mówię “parę kilometrów”, to mam na myśli przynajmniej pięć. Zgaduję, że tutaj chodzi najwyżej dwa. ;)
A jak wysiądzie z samochodu, to już nie będzie śledzony…?


Do budynku wpuszczono go od razu. Od razu też zaprowadzono go do jego przyjaciół.
Żadnych pytań, przeszukania, nic – ot, co znaczy być VIP-em!


Ci na widok Flake’a bardzo się ucieszyli. Nie mieli jednak dużo czasu by pogadać na osobności, bo dołączył do nich Alonso. -Witam, jestem Alonso Tompke – podał rękę Lorenzowi, a ten odpowiedział tylko: – Wiem kim pan jest. -Doprawdy?- Zdziwił się, ale Till i Richard też byli zaskoczeni. – Jestem zawsze dobrze poinformowany – zaśmiał się Flake. – To zapewne wie pan też co to za organizacja?
Tak, wiem. TAJNA.


– Flake kiwnął na potwierdzenie głową. – Ah, ciesze się i miło mi pana poznać!
To fajnie, że każdy może się o nas wszystkiego dowiedzieć!


Usiądźmy może panowie.
A może panie, w tych ciuchach trudno rozpoznać.


Wszyscy posłusznie usiedli na wskazanym przez Tompke miejscu i ten zaraz przeszedł do konkretów. – Panowie, mamy niewiele czasu, jak się zapewne domyślacie. Wtajemniczyłem pana Lindermanna i pana Kruspe’a w pewien plan…
-W nic konkretnego nas pan nie wtajemniczył- natychmiast zareagował Till.
Oj, Till, przeca wyraźnie powiedział, że wtajemniczył nie ciebie, a jakiegoś LindeRmanna!
(i Kruspego, nie Kruspe’a)


Flake nagle wszystkich zaskoczył wyjmując schowaną w bucie małą laskę dynamitu i zwrócił się do Alonsa – Nie dam się nabrać na te marne sztuczki.
I co zrobisz z tą jedną laską dynamitu, urwiesz SOBIE rączkę?


Wiem bardzo dobrze jak wyglądał Alonso Tumpke. Ty nim na pewno nie jesteś!
- Zgadza się, ja jestem Alonso Tompke. Pan Tumpke pracuje piętro niżej.


W pomieszczeniu zapanowała śmiertelna cisza. Wszyscy w tym strażnicy pilnujący wejścia byli bardzo zaskoczeni tym co powiedział Flake. Alonso natomiast starał się nie okazać szoku i strachu, który teraz nim zawładnął – Jestem Alonso! Co to za bezpodstawne oskarżenia. Jakie masz dowody na to, że nim nie jestem?
- Znałem go bardzo dobrze. Robiliśmy razem interesy. – Odparł Lorenz- Mówił mi o swoich planach założenia ROLa. Wiem wszystko. Dowiedział się, że jesteś bratem Prezesa i dlatego musiał cię zabić!
Matkoświnto, Flake gada z zombiakiem!
Myślałaś, że jesteśmy w Metrze, a to Resident Evil!


- Co to za oszczerstwa! – Alonso w tym momencie gotował się ze złości. Till powiedział tylko cicho: – Flake jesteś absolutnie pewien? Wiesz, że ci ufam..
- Tak, Till nie okłamałbym Cie.
- No dobra – Odezwał się Alonso- To ja zabiłem twojego przyjaciela, ale nie miałem wyjścia. Był zbyt niebezpieczny i do tego chory psychicznie.
Ale to nie koniec! Jego największą zbrodnią było to, że miał katar i nagniotki!


Jednakże – ciągnął dalej- nie jestem żadnym zdrajcą. Jestem tylko przeciw polityce mojego brata.
“Hahaha!” - dodał na stronie - “A teraz sam sobie interpretuj moją mistrzowsko niejasną deklarację!”


Richard był już od początku pełen obaw co do Alonsa, a teraz już kompletnie stracił do niego zaufanie – był jednym ze strażników, którzy nas uratowali – myślał- Prezes na pewno go widział i wiedział o jego planach. Richard miał jednak nadzieje, że jego myśli się nie sprawdzą.
Ale które myśli - te,  że Prezes widział braciszka?


- Sporo będą cie kosztować te niedomówienia- Kipiał gniewem Flake na swój zabawny sposób- Till co z nim zrobimy?
Flake okazywał swój gniew poprzez tupanie nóżką i grożenie paluszkiem.


- Najpierw zwołaj straż, że od teraz to my przejmujemy dowodzenie – I zwrócił się do brata Prezesa – A Tobie darujemy życie do czasu wyjaśnienia sprawy.
Tak, już to widzę - Flake zwołuje strażników i oświadcza, że od dzisiaj Rammstein tu rządzi, strażnicy klaszczą w rączki, brat Prezesa idzie do kąta i wstydzi się za grupę.


Powiedz swoim ludziom kogo od teraz mają słuchać i najlepiej, żebyś nie był w zmowie ze swoim braciszkiem – Till pogroził mu.
O, następny machający paluszkiem.


-Zaparkowałem kilka kilometrów stąd. Musimy się zbierać- Ponaglił Flake i wszyscy udali się w stronę wyjścia.
No fajnie, przejęliśmy władzę, a teraz musimy iść. Tajna organizacja niech sama sobie pozałatwia te pierdoły związane z przejęciem władzy. A potem ci, co przeżyją, niech posprzątają i zameldują, że wszystko gotowe.


4. Ostatni Koncert


Od ostatnich wydarzeń minęło już kilka dni i całe miasto ogarnęły plotki jakoby ktoś z zespołu miał przejąć władzę. Faktycznie nie było nikogo innego kto miałby takie poparcie wśród ocalałej ludności.
Chciałam coś napisać na ten temat, ale przypomniałam sobie wyniki wyborów i już siedzę cicho…


Ludzie cieszyli się, że ktoś przejmie stery i liczyli na poprawę swojego losu. Miedwiełow z każdym dniem coraz bardziej popadał w niełaskę ludu, a kiedy plotki objęły cały ocalały od wojny teren musiał szybko podjąć działania, które pomogłyby mu zatrzymać swoje stanowisko.
Dopiero zamach na Rammstein spowodował popadnięcie w niełaskę ludu. To, że Prezio grabił zasoby, nikogo nie ruszało.


Sam Miedwiełow wiedział, że nie jest stworzony do panowania, ale przez naciski swoich współpracowników i przez świadomość, że o mało co nie skończyłby w jakimś rynsztoku jedząc szczury i żyjąc wśród poczwarek i innych zmutowanych ludzi, nie mógłby ot tak sobie oddać swojego stanowiska.
Zwłaszcza te cholerne poczwarki budziły jego skrajne przerażenie. Nigdy nie wiadomo, w co się taka przepoczwarzy!
Nie chciał, ale musiał, biedaczek.


Poza tym zaczął mu się podobać taki stan rzeczy. Wszyscy go słuchali, żył w luksusach i mógł powoli pozbywać się mutantów. Brzydził się wszystkiego co nie było „normalne” i dlatego po cichu się ich pozbywał.
A normę normalności sam ustalił, bo tak.


Najpierw „po cichu”, ale miał w planach wdrożyć dekret, który pozwoliłby mu robić to legalnie.- W końcu to się są w pełni ludzie- myślał i tak właśnie usprawiedliwiał swoje działania.
Znamy takich, znamy. Zadziwiające, że w każdej epoce się tacy lęgną.


Miedwiełow wydał rozkaz wszystkim swoim ludziom, żeby wytropili Tilla i Richarda i kazał też ich od razu rozstrzelać. Widział w nich dużą konkurencję. Żałował, że nie zabił ich wcześniej, a to wszystko przez jego brata Alonsa, który powiedział mu, żeby nie podejmował pochopnych decyzji.
Nawet bąka nie potrafił puścić bez konsultacji z bratem. Swoją drogą… Alonso Tumpke to był facet, pod którego podszywał się brat Prezesa.  I co, dziwnym zbiegiem okoliczności mieli tak samo na imię? Alonso Miedwiełow, serio???
Może “Alonso” to taki pseudonim przechodni, każdy przywódca opozycji na czas pełnienia funkcji nazywa się Alonsem...


Teraz Miedwiełow miał wielki problem, bo dość, że Till I Richard [Till Pierwszy Richard?] zwiali mu sprzed nosa, to do tego nie mógł też nigdzie znaleźć swojego braciszka.
A czuł, że jeśli dłużej będzie powstrzymywać bąki, to go rozsadzi!


Od swoich tajnych agentów dowiedział się, że jego wrogowie mają tajny plan, który mają tajnie wdrożyć za kilka dni. Miedwiełow miał więc kilka dni na to, żeby dowiedzieć się o szczegółach tego planu i żeby temu zapobiec.
Tymczasem zaufani ludzie Tilla ciężko pracowali nad tym, żeby cały ich wielki plan doszedł do skutku. Chociaż tak naprawdę wszyscy omijali najważniejszy punkt planu „kto miałby przejąć władzę po przewrocie?”, to każdy miał świadomość, że to Till jest najbardziej odpowiednim kandydatem.
Jakoś mi się to kojarzy z sytuacją, kiedy na półmisku został już ostatni kawałeczek przysmaku i wszyscy czekają, aż światło zgaśnie.


Otóż właśnie taki był plan: grupa Rammstein po raz ostatni zagra swój koncert i podczas tego  koncertu ma dojść do przewrotu. Miedwiełow musiał stracić władzę i co do tego nie było żadnych wątpliwości. Jedynie Richard miał obiekcje co do tego planu.
Nie wiadomo dlaczego marudził, że przewroty polityczne nie polegają na zadeklarowaniu przejęcia władzy nad światem przez wokalistę jakiegoś zespołu (choćby nie wiem jak bardzo popularnego) podczas koncertu.


Powtarzał Tillowi, że nigdy nie byli stworzeni do polityki i że nie powinni godzić się na taką wielką odpowiedzialność. – To nas zmieni. Na zawsze – Mówił Richard. I wtedy właśnie myślał o tym, że to będzie ich ostatni występ na scenie i że po tym zespół będzie musiał zakończyć swoją działalność. Rammstein przestaną istnieć.
Nieno, dlaczego? Trasa koncertowa niewiele się przecież różni od sposobu sprawowania władzy przez takiego na przykład Karola Wielkiego. ;)


Richard także najmniej udzielał się i pomagał. Był za to ciągle przy swoim przyjacielu, bo czuł, że jest mu potrzebna jego bliskość. Ten jednak jakby w ogóle go nie zauważał. Ciągle zestresowany, nie mógł spać, bo musiał zarządzać swoimi ludźmi i dopilnować, żeby wszystko było zapięte na ostatni guzik. – Czy tak teraz miało wyglądać ich życie?- Myślał Richard – Ciągle zabiegani, bez chwili wytchnienia.
Jakbym czytała wynurzenia żony pracoholika. Czy aŁtor/ka sugeruje, że między Rysiem i Tillem jest “coś więcej”?


Czuł, że to może się źle skończyć dla zdrowia psychicznego Tilla.
Iiii tam, Wielki Wybuch spłynął po nim jak woda po kaczym kuprze, to i trochę stresu w pracy mu nie zaszkodzi.


W dzień przed ich ostatnim koncertem miała się odbyć ostatnia narada, gdzie miały zostać podane ostatnie szczegóły. Till postanowił zaprosić do współpracy Alonsa, bo potrzebni mu byli jego wykwalifikowani ludzie i broń. Było to bardzo niebezpieczne, bo mogło się okazać, że Alonso współpracuje ze swoim bratem. Pomimo tego Till postanowił zaryzykować.
Szkoda tylko, że skacze na główkę bez sprawdzenia, co jest na dnie. A wystarczyłoby choćby w dwóch zdaniach zasugerować, że przynajmniej próbowano sprawdzić wiarygodność “Alonsa”.
Ja już WOGLE nie rozumiem tych kombinacji. Była sobie organizacja o nazwie ROL, pod wodzą Alonsa Tompke, która chciała z pomocą chłopców ramsztajnowców przejąć władzę i strącić Prezia z tronu. Aż tu wtem! okazuje się, że Alonso Tompke nie żyje, a zabił go i podszył się pod niego rodzony brat Prezia. No, po czymś takim RO(TF)Lowcy powinni gościa co najmniej uwięzić, jeśli nie wykończyć na miejscu, a tu nic, nadal mu ufają, nadal jest ich wodzem…
Alonso najwyraźniej także jest pod opieką potężnego bóstwa Bo Tak.


Alonso miał przybyć do kwatery Tilla kilka godzin przed spotkaniem, żeby jeszcze się z nim spotkać i pogadać.
W praktyce okazało się to niewykonalne, bo gdy się spotkali, to się już spotkali, więc - chociaż próbowali usilnie - nijak nie mogli się spotkać przed spotkaniem.


- Witaj, Alonso. Chociaż nie wiem czy tak powinienem do Ciebie mówić- Przywitał się Till, kiedy to Tompke przybył do jego Kwatery.
O, a jednak ktoś to zauważył. Brawo Till!


– Niech tak zostanie. Przyzwyczaiłem się do tego imienia- Uśmiechnął się szeroko do Tilla i podał mu rękę. – Miło Cię tu widzieć. Miałem nadzieje, że przybędziesz. – Nie przepuściłbym takiej okazji. Chciałbym odkupić swoje winy i pokazać wam, że nie słusznie mnie osądziliście .
I weź się tu Czytelniku domyślaj, kto co mówi i dlaczego to wygląda jak dość absurdalny monolog Alonsa...


– To się okaże- Powiedział Till – Zależy jak się spiszesz, bo mam dla ciebie zadanie.
Alonso ucieszył się, że będzie mógł uczestniczyć w nadchodzących wydarzeniach i że będzie ich częścią.
Bo do tej pory tylko biernie oczekiwał aż pewien muzyk, dość przypadkiem w to wszystko wplątany, łaskawie da znak jemu, przywódcy podziemnej organizacji.


Zawsze był po stronie silniejszych, a teraz wiedział, że jego brat nie ma najmniejszych szans by utrzymać swoją dotychczasową i do tego nielegalną jeszcze władzę.
Jeszcze była nielegalna, ale lada moment miała być zalegalizowana przez zasiedzenie.
Alonso najwyraźniej kręcił na wszystkie możliwe strony – panu Bogu świeczkę, diabłu ogarek, a bóstwu Bo Tak całą latarnię morską z reflektorami halogenowymi.


Till zapoznał Tompke z częścią planu, ale ten nie był do końca zachwycony.
Odmiana nazwisk to zUo. Zapoznał kogo? Tompkego.


- Mówisz więc, że mam wrócić do Centrum Naukowego, do swojego brata i mam udawać, że jestem po jego stronie? – Rzekł zdziwiony- Co mam mu niby powiedzieć. Nie było mnie dobrych kilka dni.
I to mówi facet, który od jakiegoś czasu działa w tajnej organizacji.


– Na pewno coś wymyślisz – odrzekł Till- Będziemy musieli znać każdy jego krok w dzień koncertu, bo inaczej cały plan pójdzie w łeb. Wiem, że jest to bardzo niekomfortowa sytuacja, bo to twój brat, ale… – Nie jest moim bratem – przerwał mu Tompke- Po tym wszystkim nie mogę go tak nazywać.
Po czym wszystkim? Jakoś do tej pory nie poznaliśmy żadnych strasznych czynów Prezia, wiemy tylko, że z niego chorobliwy zbieracz. Czyżby “Tompke” cierpiał na zaawansowaną anatidaefobię i malowanie kaczek na rozkaz brata go wykańczało?


Zrobię to dla ciebie Till. Wierze, że nam się uda.
Boru, toż to brzmi jak deklaracja miłosna!


- No to do dzieła- Till uśmiechnął się. Do przewrotu zostało już tylko kilkanaście godzin.


5. Przewrót
Alonso obawiał się tego jak przyjmie go brat po tylu dniach milczenia. Okazało się jednak, że Midwiełow jest tak zdenerwowany tym co się wokół niego dzieje, że stracił zdolność logicznego myślenia i nawet nie wypytywał go zbytnio o to gdzie był. I tak oto powitał Alonsa jak gdyby nigdy nic.
-Gdzieś ty się podziewał? Nie wiesz, że jesteś mi tutaj potrzebny?!- Krzyknął do swojego brata- Nie mogę znaleźć tych gości z Rammsteina, więc musisz mi z tym pomóc!
Och, a gdzie się podziali liczni szpiedzy i osławieni doradcy Prezia, którzy sterowali nim jak kukiełką? Nagle ogłuchli, oślepli i ocipieli?
Wyczuli, że okręt Prezia tonie, i zwiali jak szczury? A może byli tylko wytworem jego imaginacji?


-Ok, przepraszam musiałem zniknąć na parę dni i …- Alonso próbował się jakoś wytłumaczyć, ale Miedwiełow w ogóle nie chciał go słuchać, tylko od razu wyszedł zajmować się swoimi sprawami.


Alonso miał za zadanie pilnować swojego brata i informować ludzi z ROLa o tym co się dzieje w Centrum Naukowym. To co zobaczył przeraziło go. Miedwiełow najwyraźniej tracił panowanie nad całą tą sytuacją i zaczął panikować. Był już na przegranej pozycji i Alonso wiedział już, że przejęcie władzy to będzie pikuś.
I to właśnie go przeraziło. Nie lubił mieć zbyt łatwo.
Przestraszył się, że żaden przewrót nie będzie potrzebny, a on sam straci okazję do zrobienia czegoś dla Tilla.


Nadchodzi ostatni koncert… (opis przygotowań wycinamy).


[Till] Powoli przesuwał się na scenę, aż w końcu dotarł do swojego mikrofonu. Zapaliły się światła i zaczęło się wielkie show.
I tyle w temacie rzekomej apokalipsy - skoro maja tyle prądu, żeby obsłużyć “wielkie show”, to znaczy, że nie tylko elektrownie działają, ale i sieci elektroenergetycznej nic się nie stało.


Oszalały tłum ciągle krzyczał i śpiewał razem z wokalistą, a ten próbował dać z siebie wszystko. ...niestety, na przeszkodzie wciąż stawała uparta żarówka, która dławiła go niczym kłaczek.


Chciał, żeby ten ostatni raz został zapamiętany. Ich show zawsze było niezwykle oryginalne i przyprawione o pokazy pirotechniczne. Fani byli tym zachwyceni.
To były bardzo ogniste przyprawy.


Tymczasem ludzie z ROL otoczyli Centrum Naukowe i powoli przedostawali się do środka. Do Alonso (do Alonsa) należała bardzo ważna misja: musiał aresztować swojego brata. Poszedł więc do sypialni swojego brata, gdzie ten teraz się tam znajdował.
A nie do kuchni, gdzie tamten wtedy znajdował się tu.


- Braciszku?- Alonso wszedł i zastał tam swojego Brata siedzącego w wygodnym fotelu z butelką jakiegoś trunku w ręce.
Tymczasem Ojciec, Opat i Przeor już się zdążyli ulotnić.


Prezes prosi Alonsa o jeszcze pięć minut w samotności, zanim zostanie aresztowany – i strzela sobie w łeb.


Wieść o samobójstwie Prezesa Miedwiełowa rozprzestrzeniła się w błyskawicznym tempie. Trwała teraz prawdziwa rzeźnia na ludziach Prezesa i nikogo nie oszczędzano.
Rzeźnia na ludziach - mobilny zakład uboju i przetwórstwa mięsa, zbudowany na platformie i przeznaczony do przenoszenia przez grupę wykwalifikowanych tragarzy.


Zaraz po zakończeniu koncertu Till pobiegł do Centrum Naukowego, żeby spotkać się z Alonso (z Alonsem).
-Trzeba zaradzić jakoś całej tej sytuacji. To co się teraz dzieje na ulicach to prawdziwy krwawy poniedziałek i twoi ludzie zabijają nawet cywili- Powiedział do Tompke(go)
– Co ty robisz?! To nie tak miało być! Jesteś u pani!


-Dobrze, dobrze-Alonso kiwnął głową- Zaraz znajdę ludzi z ROL i spróbujemy opanować sytuację. Niedługo wszystko się ułoży i znajdzie się pod kontrolą.
Podsumujmy: był sobie Alonso Tompke, szef ROL, który okazał się Alonsem Miedwiełowem, nadal szefem ROL (choć uzurpatorem). A teraz jacyś “jego ludzie”, którzy najwyraźniej nie są z ROL, robią rzeź wśród cywili, a on chce znaleźć tych z ROL, żeby tamtych spacyfikować. Już wszystko rozumiecie, prawda?


- Przykro mi z powodu samobójstwa Twojego brata. Nie sądziłem, że to zakończy się w ten sposób – Dodał Till, ale Alonso tylko wstał i wyszedł.  
Till się trochę uspokoił. Wiedział przynajmniej, że może ufać temu człowiekowi.
http://pl.memgenerator.pl/mem-image/bo-tak-pl-ffffff-7


Wiedział też, że w tej chwili jego życie zmieni się nie do poznania i właśnie tacy zaufani ludzie jak Alonso będą mu potrzebni.
Hmmm, hmmm, jakoś nie widzę powodu, dla którego “Alonso” sam nie miałby sięgnąć po władzę, ukatrupiwszy dyskretnie naiwnego Tillusia. Ba, nawet i dyskrecja byłaby zbędna - mógł wysadzić cały Rammstein w powietrze podczas koncertu, a potem wmówić ludowi, że to był zamach zorganizowany przez agentów Prezia, ogłosić żałobę narodową i uroczyście obchodzić rocznice, półrocznice czy nawet kwartalnice śmierci. Ciemny lud by to kupił.


6. Pół roku po przewrocie
Till siedział w wygodnym fotelu, a w jego lewej ręce spoczywała szklanka whiskey. Czuł się wielki, niezwyciężony, potężny.
Till Oswobodziciel:
Conan_the_Liberator.jpg


Minęło już pół roku od przewrotu i sprawy układały się lepiej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.
Zapamiętajmy.


Ludzie go wielbili, ale nie tak jak to kiedyś robili fani jego zespołu. Teraz klękali przed nim, nazywali go panem i władcą oświeconym i dobrym.
Please don’t. Till ma chyba za wielkie poczucie obciachu na takie coś...


[Till rozmyśla nad tym, jak to stał się dyktatorem, choć wcale tego nie chciał oraz jak to wszyscy, z Ryśkiem włącznie, spiskują przeciw niemu]

Z rozmyślań wyrwało go pukanie do drzwi. -Wejść- Powiedział stanowczym, grubym głosem.
Przemawianie władczym basem trenował kilka razu dziennie, starannie zamykając się w tym celu w kibelku, żeby nikt nie widział.


W drzwiach ujrzał jednego ze strażników. – Co cie sprowadza?
-Panie, głównodowodzący ROL pragnie przekazać, że znaleziono miejsce, gdzie przebywają anarchiści i czeka na dalsze instrukcje- Strażnik stał na baczność i nie odważył się nawet mrugnąć, kiedy patrzył na swojego szefa i władcę.
To normalna reakcja w obliczu władcy oświeconego i dobrego, prawda?


-Dziękuje -Till skinął do niego głową- To bardzo dobra informacja. Przekaż Alonso, żeby przygotował się do przechwycenia anarchistów. Chce mieć ich wszystkich żywych, a przynajmniej na razie, na czas przesłuchania.
A potem się zobaczy. Dawno żadnej egzekucji nie mieliśmy, nudno się zrobiło, hehehe.


Od miesiąca męczył się z anarchistami, którzy niszczyli całe miasto, a mianowicie budynku rządowe.
Till zarządził nacjonalizację i innych budynków w mieście po prostu nie było.


Byli przeciwni władzy Lindermanna, bo uważali go za władcę okrutnego i nie przejmującego się losem najbiedniejszej warstwy społeczeństwa.
A podobno lud go wielbił?
Wielbił LINDEmanna, a był przeciwny uzurpatorowi - LINDERmannowi.
(bogowie! Pisać opko o ulubionym – chyba? – zespole i nie umieć poprawnie zapisać nazwiska wokalisty!)


Nie byli bardzo groźni(na razie jeszcze nie zabijali), ale Till wolał wcześniej zapobiegać temu typu zjawiskom.
Oczko mu się odkleiło, temu typu.


Do pokoju teraz wszedł Richard i zaczął od razu ostrym tonem. Był wściekły i roztrzęsiony
-Co ty znowu wyprawiasz?- Prawie krzyknął mu do ucha- To tylko niewinne dzieciaki, co chcesz im zrobić?
Rysiu, kochanie, podsłuchiwałeś pod drzwiami? Fe, to brzydko!


-Uspokój się Richard- Skarcił go Till. Od samego początku Richard miał do niego jakieś „ale” i nie mogli się ze sobą porozumieć- Na razie chce ich tylko przesłuchać i zobaczyć czy nie szykowali czegoś gorszego.
-Zawsze tak jest!- Przewrócił oczami przyjaciel- najpierw przesłuchanie, a potem kulka w łeb.
Albo Till jest tyranem i mordercą, albo Rysiek histeryzuje. W obu przypadkach wypadałoby to jakoś szerzej pokazać, ale aŁtor/ka to leniuszek, woli się streszczać.


Do czego to doszło! Za moich czasów tak nie było! Ta dzisiejsza młodzież! - Richard nie mógł ukrywać oburzenia- Słuchaj, to nie tak miało wyglądać.
“Przecież miało być tak pięknie! Wywiady miały być...”
(Seksmisja)


-Przestań!- Till był cały czerwony na twarzy- Nie wiesz co mówisz. Robię to co do mnie należy!
-Te dzieciaki nic nikomu nie zrobią. Nie pamiętasz już jak my byliśmy młodzi i gniewni?
Pamiętam, i właśnie dlatego spodziewam się najgorszego.


-Bronisz ich? A może sam do nich należysz?
-Co ty wygadujesz Till?- Richard tracił już resztki cierpliwości. Był zły na przyjaciela, że ten [p]osądza go o spiskowanie.- Musisz odpocząć, zastanowić się nad sobą i przede wszystkim przestać pić i ćpać.
Wz2SqCE.jpg


Till już nic nie odpowiedział, tylko ponownie zatopił się w myślach.
Niedługo potem Richard widział wchodzącego Alonso do pokoju Tilla.
Oraz wychodzącego Mistrza Yodę z budynku.


Nie wiedział jak długo jeszcze będzie mógł znosić decyzje przyjaciela, ale nie mógł patrzeć na śmierć kolejnych niewinnych ludzi.
Aha. Ale “sprawy układały się lepiej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać”, a lud wielbił dobrego władcę Tilla.


Kiedy Alonso wychodził od Tilla, Richard natychmiast do niego podbiegł.
-Co się dzieje? -Zapytał, ale Alonso nie był zbyt chętny do zwierzeń
-Słuchaj, to są sprawy ściśle państwowe i nie mogę ci udzielić żadnych informacji.
- Protestuję! - Richard z oburzeniem zamachał rękami. - Ustawa o dostępie do informacji publicznej gwarantuje mi dostęp!


-Wiem co się dzieje- Richard nie dawał za wygraną- Macie tych anarchistów, ale interesuje mnie to, co z nimi zrobicie.
-Znasz nasze procedury.
- Tak, i wiem, że są niezgodne z normą ISO 9001.


-Nie wierze, że Till się na to wszystko godzi. Manipulujesz nim!- Richard miał już wszystkiego dość. Teraz widział wszystko jasno i wyraźnie.
Że Till dobry, tylko bojarzy źli.


-Słuchaj, nie mam czasu na głupie rozmowy z podlotkami. Mam pracę do wykonania. – Alonso odmaszerował szybkim krokiem zostawiając Richarda z głową pełną pytań.
I tym obrazem Ryśka jako podlotka żegnamy się z Wami :D
I zostawiamy Wam Ryśka w sukience komunijnej:
images


Z siedziby Tajnego Centrum Sterowania Wszechświatem pozdrawiają Prezes Sineira i Nadszyszkownik Kura,

a Maskotek poszedł malować na murach kaczki.