czwartek, 27 października 2011

147. Kolacyjka u burmistrza, czyli Jak przygotować prawdziwie wytworne menu (2/2)


Drodzy czytelnicy! W poprzednim odcinku poznaliśmy Lisę i jej rodziców opętanych manią przeprowadzek oraz bladolicego Masona i jego wytworną rodzinę. Dziś dowiecie się natomiast, czego należy się obawiać, jeśli burmistrz zaprosi Was na kolację i nie, nie chodzi wcale o konieczność zachowania dobrych manier i prowadzenia inteligentnej rozmowy. Indżoj!

Analizują: Sineira i Kura.

http://wielka--tajemnica.blog.onet.pl/

Zastanawialiście się kiedyś czy na świecie naprawdę istieją różne demony i potwory?
Wystarczy, że istnieją aŁtoreczki.
Całkowicie! *struga kołek*
*zerka podejrzliwie* Ej no, weź się nie wygłupiaj!

Bo jak nie...może kiedyś ale krótko i tak w nie niewieżyłam (taaa, i niebaszciłam, zieew...) aż do wczoraj.Ja poprostu nie mogę w to uwierzyć (o, a jednak można?),jestem załamana a zarazem wściekła na Masona!Jest 5.30 nad ranem,a ja nie spałam cała noc,bo nie mogę sobie tego w głowie poukładać.Może zacznę od początku,od wczoraj rana.
No dobra, co całkiem ładny początek rozdziału. Tylko te błędy!

***
Rano obudził mnie dzwonek do drzwi,rodzice jeszcze spali ,więc poszłam zobaczyć kto to.W drzwiach stał listonos (Liścionos? Taki nietoperek?)
Nie, ja tu widzę raczej coś takiego:


z listem zaadresowanym do mnie.Wzięłam przesyłkę,otworzyła i zaczełam czytać.

Droga Liso!!!
Poniewż za kilka dni zbliża się kolejna rocznica założenia miasta.Chciłabym cię zaprosić na kameralną kolację,która odbędzie się dzisiaj w naszej posiadłości o 17.Oczywiście rodzce też są zaproszeni.Serdecznie zparaszam:
                                          Bruke Salvator.
Niby taka dystyngowana rodzinka, ą, ę, bułkę przez bibułkę, a nie wiedzą, że takie zaproszenie wypadałoby wystosować z nieco większym wyprzedzeniem?
Eeeeno, to podróbka i podstęp, widać od razu! Przecież dorosła, wykształcona kobieta nie napisałaby listu z takimi błędami, prawda?
Ty się ciesz, że nie zapraszała na obiaT.

List był od mamy Masona.Mąż Bruke Christpher jest burmistrzem,więc co roku wydają takie przyjecie.Chetnie do nich przyjdę,rodzcie napewno się ucieszą.
Już słyszę ten rozpaczliwy krzyk “nie mam co na siebie włoooożyyyć!”
Swoją drogą, po pierwsze - rocznica założenia miasta już minęła (4 września; jak pamiętamy, w poprzednim odcinku rodzice Lisy udawali się do Nowego Jorku na rocznicę zamachów z 11 września, więc mamy co najmniej połowę tego miesiąca), a po drugie - burmistrz takiej metropolii wydaje tylko “kameralną kolację”? Tak cienko z funduszem reprezentacyjnym?
Kryzys, proszę pani.

W trakcje śniadnia powiedziałam rodzicą
OM!!!! *wali aŁtoreczkę słownikiem* OM! Zapamiętaj to sobie!
Taaaa... a mówi się, że buddyści są tacy pokojowi.

o zaproszeniu przez burmistrza,ale po ich minach było wszystko wiadomo.
-Skarbie włśnie dzisja musiła wypaść tak kolacja?-zapytała mama,napewno musiało być jej smutno,że musiała mi odmówić.
-Tak,a co?Coś wam nie pasuje?
-Dzisiaj jedziemy z tatą po odbiór dekoracji na wesele klijentki (kijowej klientki, pozbawionej gustu) do Utha (drugiego syna Urizena),mówiłam ci o tym tydzien temu.
-Aha to tak,dobra to pójde sama,o którje wyjeżdzacie?
Świetnie się składa, prawda? Nie będą się plątać pod nogami i przeszkadzać w kontemplowaniu bladego oblicza Masona.
Moim zdaniem, oni po prostu mają nosa i przejrzeli podstęp. A córce nic nie mówią, bo... hm. Chcą się jej pozbyć cicho i bezwonnie?

-Ale nie gniewasz się na nas?,wiesz że to jest ważnie.
-No pewnie że nie mamo,jeszcze będzie mnóstwo takich kolacj więc jest ok,a to o której wyjeżdzacie?
-To super Lis,chcemy zjeść śniadanie i przed południem wyjechać.
Zaczynam podejrzewać, że rodzice Lisy dysponują helikopterem. Wedle Wujcia Gugla z L.A. do Utah jedzie się drobne jedenaście godzin.

Rodzic wyjechali o 11.Ja poszłam pogrzebać w szafie i znaleść coś na dzisiejszy wieczór,może zdajdę jakąs ładną sukienkę?
Jeśli szafa ma połączenie z Narnią, to faktycznie, można się w niej spodziewać nieznanych właścicielce sukienek.
Ewentualnie długiego, męskiego płaczu.
Nieużywanego.

Zawalona po czoło ciuchami usłyszłam,że ktoś puka do drzwiPobiegłam na dół i otworzyłam drzewi. [Drzewi - drewniane drzwi?]
Drzewi z głębi trzewi.

-Hej Mason.
-Cześć,chodż ze mną coś chcę ci pokazać.
Złapała mnie za rekę [ta Masona] i pociągnął za sobą,ledwo co zdąrzyłam [ż!!!] zamknąć zasobą drzwi. [od zasobnika]
Obok domu Masona znajdował się park Solar Night.
W L.A. parków jak mrówków, ale takiego akurat nie ma. Mason go zrobił w ramach lekcji stolarstwa.

Weszliśmy w głąb zrobiło się ciemniej i chłodniej jak w zimmny tunelu ,ale na końcu było widać przebyłyski promieni słonecznych i wyszliśmy z moroku.
I znaleźliśmy się w Maroku.
W otoczeniu... hmmm... czegoś w rodzaju mrocznych pokemonów ;)

-Boże jak pieknie-spojrzałam się na Masona.Odeprało mi dech w piersiach,widoki były tak piekne.Przednami widniał kilku metrowy wodospad,bo bokach był obsadzony skałami a na nich roślinnoś nie do opisania.
Sadzonki skał pochodziły z najprzedniejszej szkółki, sam Pożeracz Skał dbał o ich prawidłowe nasłonecznienie i nawożenie.
Zaczynam podejrzewać, że opkowi trólawerzy mają zawsze ze sobą przenośne, kieszonkowe wodospady do zamontowania w pięć minut, by olśnić wybrankę.

Woda błyszczała od słońca i było słychać ten szum,który szedł wdal i wdla.
Szum wody w szum wiatru się wdał
I w dal szum ten lecąc tak trwał
I wdzierał się w uszy i grzmiał
A kto go posłuchał, ten mdlał.
“Wdal i wdla” to coś jak “w tę i wewtę”?

Za nami był wspaniały widok na miasto i dolni porosnięte drzewami i rozmajtą rolślinnością
Kto tam tak majta tą roślinnością?
Majtek olśniony widokiem dolni.
Porośnięte dolnie - piękne, poetyckie określenie na owłosione genitalia. Mówiłaś coś o majtkach?
Kolejny kroczu-włosy?
Chodzi Mason koło drzewa
Któż tu futra się spodziewa?
Lis, Lis, dolnię ma
Nie wiadomo, komu da!
Piękny i zdrowy warkocz łonowy.

[Mason wspomina, że spędzał w tym miejscu wiele czasu ze swoim bratem, Dylanem. Następnie obdarowuje Lisę wisiorkiem w kształcie “kuleczki lub piłeczki”.]
-Mam go odkąd pamietam i nigdy nie chciałem nikomu go ofiarować.Chciałbym,żebyś go nosiłą,na szczęsice.
Wisiorek do noszenia na szczęce? Takiego jeszcze nie widziałam.
Jestem niemal pewna, że nie chcesz zobaczyć, no ale...

Wziełam go bliżej twarzy i poczułam ładny zapach,dochodził zewnątrz wisiorka.
-Pachnie różą?
-Jakimś ziołem,ładnie nie?
Czy tylko mi wisiorek z pachnącym zielskiem w środku kojarzy się z “Dzieckiem Rosemary”?
Róża, czy zioło - to jedna swołocz.
*nuci* “Wtulona we włosów płaszcz, wonna DOLnią swą, teraz okryta snem.”

Odwróciłam się placami do Masona w ręce wziełam włosy i podniosłam on zapiął naszyjnik,delikatnie dotykajac mojej szyji.Odwróciłam się do niego,objełam go za szyję i nasze usta się napotkały.Ten pocałunek był wyrazem czystej miłości.
Taaa, znowu miłość instant, wielka i czysta, po tygodniu czy dwóch znajomości.
Oj Sine, jakbyś nigdy nastolatką nie była!
To było dawno i nieprawda;)

Poczułam słodycz i błogość,ale musiła zakończyć tą przyjemną chwilę.
Gdyż albowiem okrutna to była niewiasta i nie dała spocząć kochankowi na swej dolni.

-Musimy się już zbierać za dwie godziny uroczysta kolacja,a my wogóle nie przygotowani-powiedziłam do Masona.
-Tak masz rację chodźmy.
Chwycił moją rękę i poszliśmy w stronę miasta.
L.A. to nie Pcim Dolny, przez dwie godziny możecie nie zdążyć dotrzeć do... a właśnie, w której części Miasta Aniołów mieszkają bohaterowie?
W tej bliższej ;)

***

Założyłam mała czarną(sukienkę) (dzięki za przypis, bo myślałam, że kawę) na kolację z niewielką biała kokardą w tali (Kolacja z kokardą w talii to coś w rodzaju Body Sushi?) na białym pasku do tego baleriny i cienki sweter.W garażu czekało na mnie moje osobiste auto,którego od przyjazdu wogóle nie używałam,czemu?
Bo w L.A. cholernie ciężko o miejsce parkingowe, ale mają całkiem sprawny zbiorkom (nie to, co u nas!) i nie ma sensu się tarabanić autem?
Bo aŁtorka dopiero teraz wpadła na pomysł, że Lisa powinna mieć samochód?

sama nie wiem wolałam chodzić pieszo do szkoły,a jak miałam jakąś większą wyprawę to wieżli mnie rodzice lub jechałam z Masonem.
Kuro, ile oni się znają? Dwa tygodnie, trzy może?
A bo ja wiem? Czasoprzestrzeń tu się rozciąga jak guma do majtek.

On chyba myśli,że ja nie mam auta,ale się zdziwi.Wsiadłam do auta,włożyłam kluczyk do stacyjki,ale nie odpaliłam.Oparła się wygodnie w siedzeniu i zaczęłam rozmyślać,a zarazem wspominać.Przypomniało mi się jak pierwszy raz spotkałam Masona,pomógł mi dojść do domu.
Materiału na wspominki ma tyle, że hoho, gotowa zemrzeć z głodu w tym aucie.

Pamiętam też,że się strasznie cieszyłam,że będe jego sąsiadką,a tu się okazało że on wogóle gdzies indziej mieszka,dziwne!chyba coś mi się pomyliło.
O! Ałtorka zdaje sobie sprawę ze swej sklerozy, zdumiewające!
Uszczypnij mnie, bo nie wierzę!

Odruchowo zerknęłam na zegarek.
-O jejku-jeknełam-dochodzi 17.
Załączyłam silnik i ruszyłam.
Zajechałm pod dom burmistrza.Spodziewałam się mnóstwa aut i ludzi,a tu dwa może trzy auta i spokojnie.Oczywiscie w liście pisło (i kwikło),że to kameralna uroczystość,ale myślałam,że to taki podtekst tylko.
Boję się pisać otwartym tekstem
Więc ci powiem pod pretekstem
Napisania tej pokracznej rymowanki,
Że w zaproszeniu podteksty
Mają zupełnie inne konteksty
Niż goszczenie synowskiej koleżanki.

Zaparkowałam auto i podeszłam do drzwi.Zapukałam.Otworzyła mi Bruke.
-Witaj Lis.
-Dzień Dobry pani Salvatore.
-A gdzie rodzice?-zapytała posmuniałA Bruke.
-Nie mogli przyjść,bo pojechali po materiały ślubne do Utha,ale bardzo przepraszją że nie mogli sie tu zjawić.
-Dobrze,jeszcze bedzie okazja,już wszyscy czekają,wchodź prosze.
Weszłam do środka,ściągłam (łojezu) sweter i powiesiłam go na wieszaku.Bruke zaprowadziła mnie w głąb domu do salonu,ale nie było w nim ponuro tak jak ostatnio,kominek się palił nie było kanapy z białej skóry tylko ogromny stół na środku z krzesłami a nanim różne pysznośći.Przy kominku stał Christopher i rozmawiałm Eleną i moim nauczycielem od niechcinego stolarstwa(Oliver).To on też był zaproszony?
Fi donc, co taki prosty cieśla robi na salonach?
Skąd wiesz, kim taki prosty cieśla może zostać po trzydziestce?
Ach, no tak, stolarz... Powinnam była się domyślić, że skojarzysz z TYM stolarzem:D

Obok,w kuchnił Bruke kończyła przystawki razem z żoną mojego nauczyciela(Sofia) i Jimem.
Ejno, to pan burmistrz Los Angeles nie ma kucharki, ani nie wynajmuje firmy organizującej przyjęcia?

Na lewo od kominka przy oknie które ciągło się (i ciągło, aż padło i zdechło) od sufitu,aż po samą podłogę stał Mason z......(wow).
Goście czekają, a ten nawala w World of Warcraft, mógłby się czasem opanować, doprawdy!

-Witaj Liso.To mój brat Dylan a to Lis.Mason przedstawił nas sobie.
-Cześć-powiedziałam
-Cześć-wziął moją rękę i mnie w nia pocałował.Dylan był o rok starsyz od Masona,ale wygladał na wiecej.W jednym słowie można by ująć jego wygląd "ciacho",ale ja już znalazłam swojego królewicza na białym koniu.
Ojtam, zawsze można założyć stado ogierów.
Ihahahahaha! Byle nie Ogierów Charona.

Dylan miał mroczną urodę,wdzięk i zmysłowość,która przyciągała kobiety jak płomien ćmy.
Oceniła to na podstawie jednego cmoknięcia w łapkę? To faktycznie musiało być z niego piorunująco zabójcze ciacho. Napis “homme fatale” miał wytatuowany na czole. Czarnym brokatem.

Usiedliśmy wszyscy przy stole i zaczeliśmy się roskoszować potrawami i pięknym wieczorem.Nagle Bruke wstała od stołu.
-Przepraszam ale zapomniała zapalić miodowych świeczek,pójde po zapałki.
Dylan rozmawiła z Oliverem,Elena przekomażąła się z Jimem a Mason opowiadł coś ojcu.Czułam się trochę niezręcznie [też bym się czuła widząc, jak pozostali wykonują jakieś dziwne czynności] przy przstole [Przstół - stół do prztykania?], więc pomyślałam że ja pójdę po zapałki.
-Nie wstawaj,ja pójde Bruke.
Masona i Dylan spojrzeli na mnie podejrzliwym wzrokiem.
Podejrzewali boChaterkę o chęć podprowadzenia srebrnych sztućców po przodkach.

-No,jak chcesz?
-Pewnie,a gdzie są?
-Jak wejdziesz do kuchni to pierwsza półka z lewej w ostatniej szufladce.
-Dobrze.
Weszłam do kuchni sięgnełam do szuflady,wyciągając zapałki usłyszałam dzwięk tuczonego szkła dobiegającego z salonu.
Foie glass, hit ostatniego sezonu, poleca Magda Gessler!
Mody się zmieniają, te kulinarne też. Teraz,zamiast torturowania gęsi, do dobrego tonu należy torturowanie gości.

Jak najszyciej tam pobiegłam  i zobaczyłam to.
-O mój Boże-krzynełam.Zapałki wypadmi z ręki.
Cały pokój był jak po przejściu tornada,nikogo nie było,tylko Sofia leżała na stoletwarzą do niego.Podbiegłam do niej.Wziełam lekko jej ramię i obróciłam ją na plecy.Była cała w krwi.Widziałm jak z jej szyji wypływa mały stumyczek krwi.Przesunęłam wzrok dalei i zobaczyłam ,że żródłem tej krwi była rana.nie! dwie rany,jaby dwie kropki po ukąszenki jakiegoś zwierzecia.
Z “kropek” jucha nie ma prawa cieknąć strumykiem...
Ja wiem? Pijawki mają w ślinie środek przeciwzakrzepowy, może wampiry też?
Nietoperze - wampiry mają, owszem. Ale nie sądzę, by by;o to opko chiropterologiczne. A poza tym, co za wampir zostawia niedojedzony posiłek?
Zresztą - patrz niżej.

Dwoma palcami sprawdziłam jeje tętno.Ale ona już nie żyła.
… zwłaszcza już PO zgonie.

ycofałam się odniej i stanełam tam gdzie upuściłam zapałki.Przez głowę przechodziło mi sto myśli na minutę.Nie wiedziłam co zrobić.Miałam tyle pytan.Co się tu stało?Gdzie są wszyscy?Co zapiło Sofię?
Krasnoludzki spiryt, ani chybi.
Ej no, aŁtorko, znowu spojlerujesz!

W tej chwili pomyślała,że najlepszym rozwiązaniem bedzie ja zadzwonię po policję albo pogotowię.
Ciocia Sine ostrzega: zanik instynktu samozachowawczego może doprowadzić do śmierci lub kalectwa.

Nachyliła głowe i sięgnełam po telefon do kieszeni suienki.I nagle niewiadomo skąd ktoś dosłownie na mnie skoczył i mnie złapał.Uwięziona w czyjiś ramionach znlazłam się pod pod niski stolikiem z obrusem,wiec nie było mnie widać z pod niego,ale ja miałam dobry widok na cały salon.
Albo stolik nie był taki znowu niski, albo napastnik był plaskaty jak naleśnik.

Zaczęłm się szarpać,ale ucisk był tak mocny,że nie dałm rady.Mięśnie napstnika co ruch bardziej trwadniały.
Jesteś pewna, że to były mięśnie??? (Niemaskojarzeńniemamskojarzeńniemam... Ech, kogo ja chcę nabrać? Mam.)

Obróciłam się do tyłu i zobaczyłam Dylana.Nie miał przyjemnej miny.Pomyślała sobie "Co to ma być do cholery?Jakieś szardy?".
Gra w żywe obrazy. Trup, stół... “Lekcja anatomii doktora Tulpa”!
Ewentualnie okładka do LIFAD.

Cały czas patrzałam w stronę Dylana.
-Mo....-gdy nagle Dylan swojim palcem wskazujacym dotkną(ł) mi ust co miało znaczyć"bądź cicho".Potem pokazła bez słów,że jeżeli będe cicho to mnie puści.Oboje położyliśmy się na brzuchu i opserwowaliśmy salon.A ja nadal niewiedziałam o co chodzi,zaczęła bacznie obserwować Dylan.
Obserwacja salonu nic nie dała, więc Lisa zatonęła w mrocznych oczach Dylana, licząc, że znajdzie w nich całą prawdę.
Dylan zmieniła płeć z wrażenia.

Spojrzałm na jego rękę,miał identyczny pierścien jak Mason i Christopher.
Christopher kłamał, kiedy mówił o dwóch pierścieniach, czy aŁtorka znowu o czymś zapomniała?
Chińczycy produkują już takie w tysiącach.

Na czole zaczeły mu sie pjawiać (wić jak pijawki) małe krpelki poty (a ta pota była zimna i robiła karpika),był tak czuny (Inczu - czuny?) i skupiony jak by zaraz coś miało się zdarzyć.Usłyszałam trzask.
Kropelka potu z trzaskiem spadła na dywan. A był to pot kryształowy, występujący w tym opku zamiast kryształowych łez.
Musiałaś wspomnieć o Inczu-czunie, musiałaś? *oddala się, śpiewając w głos*

Przed nami padło ciało Olivera.A na niego skoczyła niby człowiek,ale bestja i wgryzła się w jego szyję.Głowa obróciła mu się w moją stronę.Widziałm,że jeszcze żyje (ta głowa),ale gdy bestja zakończyła się nim "żywic" tak to mogę nazwać.
Komuś tu urwało od zdania.
Nie no, Lisa chce powiedzieć, że dopiero, gdy bestia skończyła się pożywiać, ona była w stanie zdefiniować widziane przed chwilą zjawisko.

Odszedł.Oczy mu zamrły (zamarzły),a ja jęknełam.Bestja się rozejrzał (niepewna/y własnej płci) zkąd dochodzi ten dźwięk,i wtedy Dylan zacisną(ł) mocno dłoń na moich ustach.Bo dalsze wydarznia ni były wcale lepsze.
Na bestię wyskoczyli rycerze, którzy mówią “ni”.
No i wiemy już, po co zaproszono sora od stolarstwa. “To nie lista gości, to menu!”.

Na bestje skoczył Mason i zaczął ją dusić,wtedy Christopher wbił jej drewniną dogę [suczkę doga?][jogę dla psów, podobno bardzo modną] od stołu zakończoną ostrym szpicem prosto w serce.Bestja przestał się ruszać jej skóra straciła kolor po wbiciu drewnianej nogi.
Niezawodna metody usuwania opalenizny, tylko u nas! Noga od stołu w pakiecie!
I niech Was nie zmyli “jej”. Bestia ewidentnie jest rodzaju męskiego.

Wtedy Mason wstał oczepał się (założył gumowy czepek) i zaczął krzyczeć.
-Lis gdzie jesteś?Lis!! Lis!!.Dylan gdzie jesteście?
Mason zerkną(ł) pod niski stolik.
-Witaj bracie,własnie sobie ucinałem pogawedkę z Lisą,a ty nam tak nieładnie przerywasz?
-Przestan Dylan,nie teraz!-warkną(ł) Mason
Podał mi rękę,żebym się wydostał z podstolika.
Jakiś bezczelny narrator chyłkiem zastąpił boChaterkę. Może chciał załapać się na darmową nogę od stołu.
Albo wątróbkę w szklance.

-Słońce już sobie idziesz?-powiedział ironicznie Dylan
-Dylan!-krzykła Bruke.
Oraz skrzekła i walła go w łeb.

Podniósł się z podstolika i staną kilka kroków za mną.
Podstolik, bliski kuzyn podstoliny, otrzepał się i pokazał Dylanowi język.

-Lis,ja ci to wszystko wytumaczę.
Nie odezwałam się.W tej chwili potrzebował spokoju,samotności.
Kto, podstolik???

-Lis słyszysz mnie?
Nadla nic.Patrzałam jak wryta nic się nie odzywając.Obejrzałam się za siebie i co zobaczyłam?Na stole leżła martwa Sofia,a na podłodze martwy Oliver.A obok niego bestja z drewnianą nogą w sercu.Poprostu nie wiedziłam co powiedźieć.
Możesz zacząć histerycznie wrzeszczeć, większość bohaterek horrorów tak właśnie robi.
Ewentualnie rzucić uniwersalne “Może zaparzę herbatki?”.

Popatrzałam się na Masona przerażonym wzrokiem,potem na Bruke,Christophera i Dylana.Odwróciłam się od nich,podeszłam do wieszaka wzięłam sweter,założyłam go i wyszłam.
Wyrażając tym gestem głęboki niesmak. Zwłoki na uroczystej kolacji? Fuj, to stanowczo w złym guście.

-Lisa nie!!Zaczekaj!!Słyszysz zaczekaj!!-krzyczał Mason,ale ja się nawet nie obróciłam.
-Daje jej trochę czasu niech ochłonie-powiedźiał Dylan,trzymając Masona za ramiona żeby mu się nie wyrwał.
-Ale ona....Boże-mówił płaczący głosem Mason.
Normalny człowiek płacze oczami.

-Dylan ma rację,poczekajmy niech ochłonie-powiedział zmartwiony Christopher i zamkną drzwi wejściowe.
Nie no, super reakcja, panna wychodzi w ciężkim szoku, gotowa wpaść pod samochód albo polecieć na policję, a oni tak po prostu pozwalają jej odejść!

Dylan póścił Masona.
-Co robimy z ciałami?.
-Spalimy je w lesie,Dylan chodź ze mną,a ty-wskazał na Masona,przemyśl co chcesz jej powiedzieć-rozkazał Christopher.
Ten huk, który właśnie usłyszeliście, to moje czoło, czule (lecz gwałtownie) przytulone do biurka. Nauczyciel i jego żona znikną i nikt się tym nie zainteresuje? I nikt nie będzie pamiętał, że poszli do burmistrza? A Lisa? Skąd rodzinka burmistrza ma pewność, że nic nikomu nie opowie?
Nie wspomnę o problemach przy transporcie i paleniu TRZECH ciał...
I o tym, że prędzej czy później na miejscu spalenia pojawią się mili panowie i panie z napisami FORENSIC na plecach, otaśmują taką elegancką, żółtą taśmą i zaczną zadawać strasznie upierdliwe pytania.

***

Do domu wróciłam na pieszo auto zostało..tam.W głowie miał różne myśli,próbowałam sobie to wytumaczyć,co tam zaszło,ale niewiedzłam jak.
Niewiedzłam i całkiem od tego zgłupłam.

Weszłam do domu ukradkiem,żeby mnie rodzice nie usłyszeli,weszłam do pokoju i się zamknęła.Miałam łzy w oczach,ale nie chciały popłynać.Siadłam przy oknie.Gapiła się przez szybę i pomyslałam "Co się tak naprawdę stało?To napewno jest jakiś okropny koszmar,z którego się zachwile obódźe"
Zacznie bóść siebie samą rogami. Zaiste, koszmar.

-Taa...kogo ja chce okłamać-krzyknęła głośno,ale nie obódziła rodzciów.
"To będzie ciężka noc,oby do ranka
To JEST ciężkie opko. Aż mam ochotę poszczuć aŁtoreczkę kozą, żeby ją “obódziła” oraz obudziła w niej chęć sprawdzania tekstu przed publikacją.

Zostawiamy więc naszą boCHaterkę we łzach i pomieszaniu... Opko ma jeszcze jeden rozdział, ale straciłyśmy ochotę na przedzieranie się przez ten okraszony błędami jak ruskie pierogi skwarkami miks motywów z serialu “Pamiętniki Wampirów”.
Poza tym czytać hadko, bo dostajemy kolejne stwory wampiropodobne, które są odporne na wszystko, łącznie ze światłem słonecznym. Co prawda nie sparklą, ale i tak stanowią obrazę dla mojego wewnętrznego Gangrela.


Z kolacyjki u burmistrza pozdrawiają: Sineira majtająca roślinnością, Kura, tucząca wątróbkę w szklance oraz Maskotek-listonos z drewnianą nogą.




czwartek, 20 października 2011

146. Dyskretny urok stolarstwa, czyli zgubne skutki nałogu przeprowadzek (1/2)

Drodzy  Czytelnicy! Opko, które dziś Wam prezentujemy, hmmm... nie byłoby nawet wcale takie złe. Ałtorka ma dryg do pisania, trafiają jej się całkiem niezłe scenki, radzi sobie z opisami, ale...
ale...
ALE!!!
Ale wszystko, co dobre w tym opku, ginie przytłoczone masą błędów wszelkiej maści, ortografów i zwykłych, upierdliwych literówek, które przyprawiały analizatorów o zgrzyt zębów i ekspresowe siwienie. Niech więc ta analiza będzie przykładem na to, jak wygląda historia zamordowana brutalnie przez niedbalstwo i brak korekty. Indżoj!

Analizują: Sineira, Kura i Murazor (co pojawił się i znikł jak meteor)

http://wielka--tajemnica.blog.onet.pl/
Czyli o tym, jak brakiem jakiejkolwiek korekty można zakamuflować dryg do pisania.

Z ostatniej chwili: aŁtorka zrezygnowała z kontynuowania tej historyjki, zaczynając następną pod tym samym adresem. Niestety, napisaną równie niechlujnie jak poprzednia...

Cześć!Nazywam się Liz niedawno z moimi rodzicami przeprowadziałam się z Nowego Yorku do Los Angeles.Protestowałam przeciw temu pomysłowi,
Już to widzę...
Strzeliła focha i tupnęła nóżką, wszystko w normie.

ale rodzice nie zwracali na mnie uwagi, a po za tym to był wyjazd zwiazany z pracą taty i musieliśmy tak czy siak przeprowadzić się do LA.Zawsze tak było!, nie przejmowałam się tym zbyt długo, najpierw była Australia ,potem Europa czyli Francja,Niemcy,Włochy.Nawt przez kilka lat z tego co pamiętam mieszkalismy w Tunezji,no i potem był Nowy York (w międzyczasie jeszcze New Targ oraz Old Sącz) a teraz LA.Sam nie wiem czy się z tego powodu cieszyć!?,
Sam? Czyżby narrator męski?

no niby zawsze chciałam pojechać na zachodnie wybrzeże
… E, nie, to tylko literówka (albo opkowa zmiennopłciowość).

,ale tylko tak krajoznawczo, a nie na zawsze!!!.
Zaraz tam zawsze. Przy tej namiętności do przeprowadzek nastaw się na jakiś rok-dwa.
Co chcesz, całkiem uzasadniona tęsknota za stabilizacją.
Ale ona właśnie NIE CHCE na zawsze.
Chce, tylko sobie nie uświadamia.

Spokojnie mam jeszcze kilka dni,dzisiaj jest czwartek a my wyjeżdżamy w niedziele rano może uda mi się coś wymyśleć ,chociaż sam nie wiem.
Że tak zapytam: CO można tu wymyśleć?!
No, gdzie się zabunkrować, żeby jej nie wywieźli!
Ojeeeej, ale głupoty piszecie. Wymyślić, do której walizki upchnąć prostownicę do włosów!

***
No i klops! dzisiaj jest sobota,a ja nic nie wymyśliłam,wątpie żeby mi się coś udało do jutra,ale może to jest znak,żeby zacząć wszystko od nowa?
Reset mózgu bywa przydatny.

.Smutno mi trochę bo w Nowym Yorku już się udomowiłam, [a nawet wyhodowałam] jak by nie było to mieszkam tu prawie 10 lat,wprowadziliśmy się tu w 2000r.
Albo źle oszacowałam wiek boCHaterki, albo znów się nam tu jakieś pętle czasowe wiją.
Albo jedno i drugie.

Dobra!!!Plan jest taki wychodzę teraz z domu i idę się pożegnać z przyjaciółmi.przecież to nie koniec świata,na pewno się jeszcze zobaczymy:).
* * *
W LA byliśmy tak gdzieś po południu.
No dobra, przyjmijmy, że pisząc “wyjeżdżamy” aŁtorka miała na myśli “wylatujemy”.

To piękne miasto,nie wyobrażałam sobie że tu jest tak..tak mnóstwo ludzi?!.Niby w Nowym Yorku też jest ich pełno ale tu taj to dopiero!
Z tego, co wiem, Nowy Jork jest sporo bardziej zatłoczony niż Los Angeles.
Za to w LA jest więcej Tajów.

Naprawdę mi się tu podoba,bo tak naprawdę to ja strasznie lubię mieszkać w dużych miastach z mnóstwem osób,jest ok! nawet jakoś to przeboleję.
Lubię, ale jakoś to przeboleję. Nie ogarniam.
Masochistka?

O Boże!!! nie pomyślałam o tym wcześniej,ale przecież ja tu będę chodzić do szkoły no i to wszystko nowi kumple,szkoła,dom,sąsiedzi i wogóle.
No proszę... We wszystkich opkach główną troską panny w obliczu przeprowadzki jest konieczność pójścia do nowej szkoły, w której nie ma jeszcze wyrobionej pozycji w stadzie, a tutaj... powiew oryginalności!
***
No nareszcie dojechaliśmy do domu,jest super!, strasznie wielki i ma wszystko co każdy chciałby mieć,dwoma słowami to nawet spoko.
Serio wszystko? Erica Northmana w sypialni też???
W Hogwarcie mieli Pokój Życzeń, ona ma cały Dom.

A teraz najlepsze,nadszedł początek tygodnia a to oznacza poniedziałek czyli szkołę!!.Szkoła jak szkołą...klasy,uczniowie,nauczyciele i oczywiście święty,wieki podział na grupy:popularni,sportowcy,kujony itd.Normalaka.., tak jak każda szkoła,ale jakoś przeżyłam ten dzień.
Moja szkoła była nienormalna, buuu.
Ten podział to jakiś święty Serialowy Schemat, nie sądzicie?

[A teraz robimy głębooooki wdech i czytamy na głos.]
W drodze do domu powiedzmy,że troszeczkę się pogubiłam,ale szedł taki jeden(nie wiem jak miał na imię),był wysoki,szczupły o czarnych włosach,gdy bliżej do niego podeszłam zauważyłam,że ma dziwnie bladą twarz (hell yeah) i piękne turkusowe oczy,w których można się zanurzyć na wieczność,nagle chyba coś do mnie powiedział ale nie wiedziałam co,byłam wpatrzona w jego nienaturalnie piękne oczy,i czar błysną......
Hmmm. Prysnął, jak mniemam. Przerażający słowotok, ona tak zawsze?

nadjeżdżające auto za zakręty jechało tak szybko,że wjechało wprost na wielką kałużę...jak chlapneło!! to pomoczyło mi całe plecy i byłam cała przemoczona,ale wróćmy do tego,że się troszeczkę zgubiłam i jak podeszłam do tego chłopaka to on mi pomógł mi dojść do domu,ponieważ miał po drodze.
Nie jestem pewna, czy po sześciokropku miało być nowe zdanie, czy tylko dalszy ciąg poprzedniego, tego bardzo długiego i pełnego zachwytu nad turkusowymi oczyma, które tkwiły w twarzy bladej i pociągającej, co wywarło na boChaterce tak wielkie wrażenie, że zupełnie się zamotała i gdyby nie zbawcza dłoń losu zsyłająca samochód, który idealnie wcelował w kałużę i ochlapał plecy panny, wpatrzonej wciąż w twarz młodzieńca i trwającej w stuporze, więc gdyby nie to auto i gdyby nie ten zbawczy prysznic to nigdy nie doczekalibyśmy się końca tamtego zdania!

W czasie drogi gadaliśmy o różnych rzeczach tak jak byśmy znali się od ładnych paru lat,i wreszcie nadszedł ten czas,że doszliśmy do naszych domów .. tak! on mieszkał koło mnie!!!(o tak).
Ogrom tej niespodzianki wbija nas w fotele. O tak.

Mam nadzieje że jeszcze poznam jego imię :).
Tylko pod warunkiem, że dasz mu dojść do słowa. Sądząc po próbce możliwości, jakie zaprezentowałaś wyżej, będzie ciężko.


Rozdział pierwszy-"Ignoruje mnie!!!"

I pierwszy tydzień szkoły miną:), [BUM!] chociaż na razie lekcje są luźne,bo to dopiero początek września.
Bardzo proszę polonistkę tej dziewczynki, żeby popracowała nad dykcją.

Idę teraz do centrum zapisac się na dodatkowe lekcje rysunku,bo rodzice poweidzilei,żebym sobie coś znalazła,ponieważ cały czas siedzę w domu i nigdzie nie wychodze (i plączę się im pod nogami i żyć nie daję),ale ja im mówię,że jeszcze tu nie mam rzadnych znajomych,żeby z nimi gdzieś wychodziła na miasto.
Po tygodniu w nowej szkole? Szczyt aspołeczności. Zresztą chrzanić towarzystwo, ale żeby nastolatka nie wybrała się na plażę albo do Griffith Park?

Kręciłam się trochę pomieście,
Pomieście, Bartoszu, w tej tam dzieży, pomieście!

aż wreszcie znalazłam kolorowy budynek z nazwą "The Great Secret".
Ohoho, przybytek wolnomularzy albo innych Iluminatów?
Raczej przybytek Bardzo Tajemniczych Zajęć Pozalekcyjnych.

Weszłam do środka,na podłodze były białe kafelki z małymi wzorkami w środku i podeszłam do okienk.
-Dzień Dobry,czy mogłabym się zapisac na wybrany kurs?-zapytałam się
Pani w okienku podejrzliwie spojrzała na dziewczynę gadającą do siebie. “Kolejna wariatka” - pomyślała z niechęcią - “Czas zmienić robotę.”

Pani w okienku podała mi formularz,żebym go wypełniła i zaznaczymła (tła, tła) na co chcę uczęszczac,bo do wyboru było dużo:taniec,śpiew,rysowanie,balet,gra na przeróznych instrymetach (instra-meta, czyli instrukcje do instrukcji) stolartwo,sprto (picie Spirte’a na czas),zajęcia informatyczne,zajęcia przyrodnicze i zajecia medyczne.Wypisałam wszystkie dane i zaznaczyłam wybrane przez siebie zajęcia(oczywiscie taniec!).
Dlaczego nie stolarstwo?!?
Dlatego że... a zobaczysz.

-Proszę bardzo!-podałam i się usmiechnełam
-Dziekuje,zajecia rozpoczynają się od nastepnego piątku i są co tydzień o 17-powiedziła
Wzieła odemnie formularz i popatrzała się taka zdziwiona jakbym niewiadomo co tam zaznaczyła i wypisała.
Panią po prostu oszołomił nadmiar literówek i totalne olewanie interpunkcji.

Wychodząc zauwarzyłam na korytarzy mojeo niezanaego z imienia kolegę,prawie już wychodziłam kiedy ktoś zaczą(ł) do mnie wołac Lisa!Lisa!.
Liz czy Lisa, niby to samo, ale miło by było, gdyby aŁtoreczka była konsekwentna, bo jak tak dalej pójdzie, w następnym rozdziale będą na nią wołać “Elka”.
Albo Betty.

Przez chwilę myślałam,że to ten chłopak,ale kiedy się obróciłam zobaczyłam przed sobą miłą pania z okienka.
Zastanawiam się, czy to pani mówiła basem, czy chłopak falsetem.

Powiedziła,że potwierdzenie o zapisaniu się na kołko zostanie przysłanie listem,i żeby je rodzice podpisali,a ja żebym przyniosła je przy najbliższym spotkaniu.Idę już do domu,teraz to marzę o prysznicu i mojim wygodnym łóżeczku.
- powiedziała pani z okienka, wyczerpana odcyfrowywaniem gryzmołów na formularzu.

[Uwaga, znowu głęboki wdech!]
Dobra załatwiłam sobie nawet całkiem przyjemne zajęcia pozalekcyjne,ale jedno mnie zastanawia widział mnie,a nawet nie powiedziła głupiego "cześc",przeciesz jak mnie odprowadzał to rozmawialismy jak "starzy przjaciele",w szkole też się jakoś tak dziwnie zachowywał,naprzykład na szkolnej stołówce sięgałam po sok jabłkowy(mój ulubiony),byłam lekko nachylona,ale kątem oka widziałam jak stoi niechlujnie poarty o sciane z założonymi rekami na klatce i mnie obserwóje,kiedy się podniosłam i obróciłam szłam w jego stronę,a on szybko odwrócił zwrok,głupia myślałam,że coś się do mnie odezwie,ale wielkie nic! i przeszłam dalej.
Nastoletnie zakochanie w klasycznej postaci, przy czym tym razem strzała Amora musiała być nasączona skopolaminą.

Z centrum do domu idzie się jdzieś około 20 mim.i to jeszcze niekedy podgórę wiec trochę się zmeczyłam,o nareszcidoszłam!!, mój nowy dom,jak to dziwnie brzmi "nowy",może powinnam powiedziec kolejny?tak! to by było dobre.Wchodzę do domu a tam...nikogo,rodzice pojechali po odbioru reszty mebli.
Wydawało mi się, że firmy przeprowadzkowe są od tego, żeby meble przywieźć na wyznaczone miejsce, ale widocznie w L.A. działają one niczym Poczta Polska.

Nagle zadzwonił telefon,szybko pobiegłam go szukac,znalazłam go dopiero na pietrze pod stertą pudeł z jakimiś rzeczami.Odebrała a tu ciocia Christina z Chicago,powiedziła że wpadnie do nas w środe zobaczyc jak się urządzilismy w LA,i żebym przekazała to rodzicą.
OM!!! Do jasnej cholery, rodzicOM!!! [wali ałtoreczkę słownikiem]
Co ciekawe, “rodzicą” Word podkreśla, w przeciwieństwie do np. “koleżanką”. Dobrze, że jej autokorekta nie poprawiła na “Bogarodzicą” ;)
(ok, nie poprawiła, bo ona nie używa autokorekty, gdyby używała, nie byłoby tu połowy tych literówek)
Word nie podkreśla koleżanki, bo można iść “z koleżanką”, ale nie da się iść “z rodzicą”.

Z tego co wiem to się wprosi i zostanie na noc no cóż tak ciotka;D.
No już, nie panikuj, jakoś to zniesiesz, w końcu to duży dom, nie będziesz musiała spać z ciocią w jednym łóżku!
No wiesz, jak już przyleciała z drugiego końca Stanów, to raczej zostanie na parę dni, nie?

Rozdział Drugi-"To nie może byc prawda"

Dziś środa,przyjeżdza ciocia Christina.W domu takie zamiesznaie,mama i tata biegają jak opętani,ponieważ ciocia to kobieta,która uważa się za lepszą od wszystkich!taa..
Aha, rozwijają dla niej czerwony dywan?

Mama przygotowała dla niej pokój,bo jak mówiłam wczesniej zostanie napewno na noc. (...) Cały pokój jest pomalowany na kolor beżowy w kwiaty,a jego wystrój przypomina wiek XVIII,ale Christinie nie będzie to przeszkadzało,ponieważ ona ma tak urządzony cały dom ,i wogóle się tak zachowuje jak z XVIII wieku.
Mam rozumieć, że ciocia udaje, że jest Hiszpanką, która w roku 1781 zakładała misję franciszkańską na miejscu obecnego L.A.?
Ja wyobrażam sobie raczej, że nosi krynolinę i trzypiętrową, pudrowaną perukę.
I fikuśne pantalony:D

Oprócz cioci mama zaprosiła swojego brata Willa,a tata swoją siostrę Jennifer oczywiscie z całą rodziną.
Cała rodzina, zupełnym przypadkiem, mieszkała właśnie w Mieście Aniołów.
Może dlatego rodzice Lisy przeprowadzili się po raz kolejny, chcieli tym razem być bliżej swoich?

Na tą okazję mama przeszła smą siebie i zrobiła wykwintne jedzenie.(...) Danie gówne to
Nie, naprawdę nie chcemy wiedzieć!
Jedzcie dorsze, g*** gorsze.

paczuszki z pieczonego łososia bałtyckiego (Nota bene zagrożonego wyginięciem. Smacznego.) w białym winie z masłem i garniturem warzyw, podawane z ziemniakami, brokułami i pieczoną papryką,a na deser pavlova z bitą śmietaną, ze świeżymi owocami i syropem pomarańczowym.
Deserek nieco nieświeży, Anna Pawłowa zmarła w 1931 r.
Nie, to jest deser Pawłowa - na samą myśl zaczynasz się ślinić!

Jak dla mnie to wystarczyłaby pizza albo zestaw z McDonaldsa :).Teraz idę sie przygotowac..jakaś ładna sukienka,fryzura,makijaz,perfumy i takie tam.
A nie wystarczyłby dres, trampki i czapeczka bejsbolowa?
IMHO wystarczyłyby “takie tam”, byle pod kolor.

Nagle wchodzi mama do pokoju.
-Kochanie mogłabyś iść do skrzynki i wziąźć pocztę?-daje mi mały srebny kluczyk.
WziąĆ!!! *głuche wycie i łomot wydobywanego spod biurka topora dwuręcznego*

-Ok :)-odpowiedziłam i poszłam.
Otworzyma skrzynkę,wyciągłam listy i zaczełam czytać.
Bądź konsekwentna. Skoro “wyciągłaś”, to potem “zaczłaś”.

-No dobra co my tu mamay,rahunek za wode (przez samo “h”, bo bez cytrynki? nie, bo niechlorowana!),reklama poscieli,kredyt na auto,potwierdzenie przyjęcia do The Great Secret,dieta+fitness za 1$-a to coś nowego!
-Wróć!!!-powiedziałam.
-Yaaa..potwierdzenie że zostałma przyjęta.!,zaczęłam krzyczeć ...będe tańczyć,tańczyć,tańczyć(skakłam z radości i skakłam jak nienormlana po trawniku)
No, nie “zaczła”, ale przynajmniej “skakła”.
Rrrrany, nie sądziłam, że w Stanach zapisanie się do kółka zainteresowań to taka poważna sprawa...

-Witaj Liso-Ktoś powiedziła z oddali.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam ciocie Christine,stałam na demną [gdy pacjent oddalał się po gumnie...] zdziwiona,jakby zobaczyła UFO,ubrana w kremową sukienkę siegającą do kolan ,na grubych ramiączkach (z liny okrętowej),która odsłaniała jej opalone ramiona i ręce.W tali był zawieszony jakby złoty łańcuszek (albo jakby srebrna niteczka) imitujacy pasek,od którego odblaskiwało słońce.Na głowie miała ogromny biały kapelusz z mała czarną kokardką.
I to ma być XVIII wiek?! Pffff... Wystarczy kapelusz jak z Dynastii, a nastolatkom już się wydaje, że to Bór wie jaka staroć.
No... Słońce odbijało się od złotego paska. A słońce to Król Słońce. A Ludwik XIV zmarł dopiero w 1715 r., czyli masz ten XVIII wiek.

Chociaż była już grubo po 50-ące to jej twarz i figura wygladały na 20 lat.
Ma dobrego chirurga, ot i wsio.
Oraz osobistego trenera i dobrą makijażystkę.

Zaprosiłam ją do środka,żeby sobie usiadła w salonie ,a ja odłożyłma listy i szybko pobiegłam na góre,żeby się przebrać,po kilkunastu minutach dołaczyli do nas wójek (wÓjek, bo wujOstwo?;)) Will z żoną i córką oraz ciocia Jennifer z mężem.
Wtrąciłam sie do rozmowy pomiedzy ciocia Christiną a wójkiem Willem
-No to jak tam idzie ci szefostwo nad własnym biznesem-Will jest szefem Hollywood Records.
Szefostwo idzie na kawę - odpowiedział Will.
Łał. No to czekamy na przewijającą się w opku całą stajnię gwiazdek Disneya.
Mam tylko nadzieję, że fabuła nie będzie nadmiernie disneyowska, bo słodkie pioseneczki o kolorowym życiu gimnazjalisty to trochę za wiele na moje nerwy.

-A powiem Ci,że całkiem nieźle-mówiąc to zaśmiał się
-Och Will Will,czy ty zawsze musisz się tak chwalic?-zapytał Christina
-Ja!?przecież ja się niczym nie chwaliłem!
Dobra! poszłam dalej,bo zaczeło się robić trochę nie zręcznie i zaczynali się powoli kucić.
Moje Skłócone Kucyki. Ihaha!

(...) pomijamy opis następnego poranka, śniadanka, krótkiego z ciotką spotkanka.

Spózniłam sie 10 min na pierwszą lekcję(biologię),ale nie dostałam nagany(na szczęście!).Szybko zajełma wolne miejsce obko nieznjomej mi dziewczyny.Miałam krótkie,ciemnobląd (wielbłąd?) włosy upięte w kucyk z tyłu (z przodu byłoby trudno),kilka kosmuków opadało jej na twarz.
No to nieźle zamiotła tym kucykiem, skoro kosmyki opadły aż na twarz sąsiadki.

Miała bardziej ciemniejszą karnacje.Ochłonęłam trochę po tym biegu i zerknełam na stół,a tam martwa żaba przywiazna za  kończyn do jakies twardej płachty,mielismy zrobić sekcje zwłok.Dziewczyna obok miała dziwną mine jakby zaraz miała zwymiotować.Wzięłam skalpel i....zamytałam jak ma na imie.
Skalpel się zmieszał i lekko zaczerwienił.
- Janusz - odpowiedział cichutko.

-Alex-odpowiedziła nie spokojnym głosem.
Zaczełam rozcinać brzuch żabie i pokoleji wyciagac wnętrzności.Alex wyglądał marnie,ale warto było bo dostałysmy 5 minus(o tak!).
O nie. W amerykańskiej szkole mogłaś dostać co najwyżej A-.

Po szkole poszła do TGS(The Great Secret).Weszłam do środka podeszłam do okienka i podałam list.Pani w okienku powiedizła,że te zajęcia odbywaja się w pokoju z nr 7.Spoko,weszłam do środka,a tam zamiast parkietu,luster i muzyki były ławki,dużu- mnóstwo drewna,przeróżne narzędzia ,których nawet nie znam nazwy.
Kwiiik, a jednak stolarstwo:D

Potem przesunełam wzrok dalej,przy biurku siedział nauczyciel.Siwy z lekką łysiną na przodzie głowy (to się nazywa “czoło”!),z okularami na nosie ,ubrany w czarne spodnie i w polowkę.Obok niego stało troje uczniów i nagle się odcknełam ,podzeszłam do nauczuciela.
A potem się za-cknęłam i nad-zeszłam.

-Przepraszam,ale to chyba pomyłka i pomyliłam pokoje-powiedziłam niespokojnym głosem.
-Pokaż ankiete-powiedizła do mnie nauczyciel.
“Powiedizła” brzmi jak imię przewodniczki diabełków z ruskiej bajki.

Ok,sięgnełam do plecka i mu ją podałma.
Miała ankietę przyczepioną na pleckach?

-Nie,to nie pomyłka!na ankiecie jest wyraźnie podkreslone STOLARSTWO-powiedziła spokojnym głosem.
Spokojnie zmieniając przy tym płeć, zgodnie z nieśmiertelnym opkowym kanonem.

Na chwilę zamarłam.
-To nie moze byc prawda-wykrzyczałam.Jestem pewna,że podkreślałam taniec.
-Prosze popatrzec-podał mi ankiete.
A jadnak to była prawda było podkreslone stolarstwo :(
(ale jak to sie stało)
Normalnie, przeznaczenie. O, przepraszam, Przeznaczenie;)

A czy da się teraz jakoś z tego wypisac?-zapytałm.
W tej chwili jest to juz nie możliwe-odpowiedziła,patrząc dziwnie na grupke stojącą obok niego.
Stolarz, stolarz, niech żyje, żyje nam! - zaśpiewała grupka.

Proszę siadać,a ty tu zostan!-powiedziła do mnie,i zaczął mowić.
Dzien Dobry wszystki!jest to pierwsza lelcja stolarstwa w tym roku szkolnym,wiec poswięce ją na sprawy organizacyjne.
Chwila. Przecież była mowa o zajęciach POZAlekcyjnych, o co kaman?

Otóż w tym roku zawitała do nas nowa uczennica Lis Helfrich.
Wrong. Albo Liz, albo Lisa. Lis ma rude futerko i mieszka w lesie.
Etam, to Hameryka, tu możesz nazwać dziecko Oprah (zamiast Orpha), bo ci się po pijanemu literki pozajączkowały, i nikt złego słowa nie powie.

-A teraz ci przedstawię pozostałych uczniów-popatrzał sie na mnie.
O to Chris,wskazał na czarnego chłopaka po lewej,tutaj Wendy,siedziła w środkowym rzedzie,dziewczyna z urody podobna do chinki,a może japonki,coś w tym stylu (z urody podobna zupełnie do nikogo),miała długie czarne włosy,a tu Mason wskazał na chłopak z prawej strony i... BUUUUM!!był to mój nieznajomy kolega,który ostatnio coŚ mnie olewa!Nauczyciel mówiła dalej.
… płynnie przechodząc z formy męskiej w żeńską i na odwrót.
Takie falowanie formy, lekko rozmigotane na krawędziach.
Tylko polowka, czymkolwiek by nie była, trzeszczała co jakiś czas na piersiach.

-No to teraz jak juz się znacie to przejdę do przpisów BHP,a ty Lis gdzieś sobie znajdź miejsce-powiedział do mnie i zaczła o czymś powiadać,ale ja go juz nie słuchałam.
Bo kto by tam się interesował instrukcją, jak NIE urżnąć sobie palca.

W klasie były trzy rzędy.Pierwsze ławki z każdego rzędu były juz zajete przez Chrisa,Wendy i Masona(nareście znam jego imię :*),więc siadłam w lewym rogu,w ostatnim stoliku,dwie ławki za Chrisem.
Żeby obiekt swych westchnień mieć po skosie i bez przeszkód kontemplować jego blady profil.

Sobota(11.09.2010)rano,rodzice pojechali do rodziny do Nowego Yorku z powodu rocznicy tragedi na World Trade Center.
Cztery i pół tysiąca kilometrów. Ot tak sobie pojechali, z nudów.
Jakby nie mogli poczekać z przeprowadzką ten tydzień - dwa dłużej.

Nie pojechałam z nimi,ponieważ jestem zdołowana,że bedę uczęszczać na jakieś cholerne stolarstwo,a nie na taniec(wiem to samolubne),ale rodzicą (OM, na macki Wielkiego Cthulhu!) powiedziałam,że strasznie mnie boli głowa i źle się czuję.Nie wiem co ze sobą zrobić,jest sobota powinnam się spotkać z przyjaciółmi (taa..jakimi przyjaciółmi?).
Obowiązek obowiązkiem jest, sobotnie spotkanie z przyjaciółmi musi się odbyć, nawet jeśli chwilowo nie mam żadnych przyjaciół.

Dobra wstaje i ide zjeść jakieś śniadanie,a potem pomyślę co dalej.Co my tu mamy?O!wezmmę płatki z mlekiem,to pożywne i szybkie śniadanie:D.
IMHO to puste kalorie, po których jest się głodnym, zanim się zdąży umyć miseczkę. Nawiasem mówiąc, cereals stanowią tylko jeden ze składników amerykańskiego śniadanie, które zazwyczaj jest obfite i urozmaicone.

Wzięłam miseczkę z płatakimi właczyłam telewizor i usiadłam na kanapie.Nagle ktoś zadzwonił.Wstałam i poszłam otworzyć drzwi.Otworzyłam a tu odziwo... Mason!
I jak tu nie wierzyć w teorie spiskowe...
A tych dwóch za nim, to...?
Ten po lewej to na pewno cyklista, a ten po prawej?

-Cześc :)-powiedział jakby nigdy nic.
-Hej-powiedziałam spokojnie,ale w myślach krzyczałam(O Boże!Jaka ja nie ubrana,rozczochrana w piżamach i jeszcze nadodatek nie wyspana).
Jak rozczochrana w piżamach, to jeszcze pół biedy. Ważne, że głowa uczesana.
Mason postanowił wziąć byka za rogi i OD RAZU sprawdzić, jak wygląda jego wybranka w porannym negliżu. Co się będzie potem rozczarowywał.
W sumie całkiem rozsądnie.

-Chciałem się zapytać,czy masz dzisiaj wolny wieczór-spojżał mi głeboko w oczy,aż poczułam dreszcze. w okrężnicy.
-Chyba tak,a co ?-zapytałam.
-Chcielibyśmy cię zaprośić na wieczorne ognisko na plaży.
-My?-zapytałam ze zdziwnienia.
- No my. Masoni i cykliści.
Elfy i wozacy bawią się na wzgórzach.

-Tak,ja,Chris i Wendy-odpowiadając miał dziwny grymas twarzy.
Bo na samą myśl tej imprezie czuł, że mu się dupa marszczy.
Nie no, co chcesz, impreza znajomych z kółka stolarskiego, czad! Będą cały wieczór piłować, heblować i rżnąć ;)
Już chciałam napisać, że dobre rżnięcie nie jest złe, ale tak się zastanawiam, czy Ty aby na pewno miałaś na myśli stolarstwo?;>
Ależ Sine. Toż to niewinna młódź.

-Ok,a o którje.
-To wpadnę po ciebie o 20.
-Dobra-uśmiechnełam się.
-To dozobaczenie-odwzajemnił uśmiech.
Odrobaczenie? Dziwne rozrywki ma amerykańska młodzież.

-Pa:D.
O rany!co to było?,osłupiałam
No... Kolega ze szkoły to był. A co, miał rogi i błoniaste skrzydła?
To było błyskawiczne rozwiązanie problemu niemania przyjaciół na obowiązkowe sobotnie spotkanie.
Aaaa, to TEN rodzaj sensacji.

Spoko,obejrze sobie coś w telewizji i dokończe śniadanie.
Leci mój ulubiony serial(Grey's Anatomy).W trakcje ogladania zadzwonił mój telefon (mama)
-Tak?
-No hej kochanie,jak tam?,nie zapomnji podlać kwatów w ogrodzie dziennym.
… i nakarmić ciem w ogrodzie nocnym.
- Ciem?
- Kapciem.

-OK mamo,nie zapomnę.
-My z tatą będziemy dopiero w niedzielę późnym wieczorem.
-Dobra:)pozdrów odemnie tatę.
-Dobrze,to do niedzieli.
-Ok,pa pa:)
Tak sobie uświadomiłam,że ja to mam jednak super rodziców,bo kto by zostawił swoją córkę samą w domu i pojechał na drugi koniec kraju?.
No. Jakby jeszcze kartę kredytową zostawili, to już by w ogóle byli super-super.
Najlepiej, gdyby jeszcze po drodze dali się zabić, prawda?

Kurde!!!nudzi mi się a niewiem co mam robić.Wiem!Przygotuje sobie strój na wieczorne ognisko.
Gustowny ognioodporny kombinezon barwy pomarańczowej odważnie skontrastuję z różowymi balerinkami. Jako kontrapunkt zastosuję błękitną bandankę, wystającą figlarnie spod strażackiego kasku.

To zacznę od góry biała bluzka z krótkim rekawem a na to ciemna jensowa kamizelka,a teraz dół,ciemne jensy w niektórych miejscach podarte i białe trampki za kostki.
Łeeee, ale słaaaboooo...

Do tego pierścionek,na którym jest wąż,który owija się dookoła palaca i wisiorek z małym krzyzekiem,który dostałam od mnicha jak byłam w Tybecie(ale o tym to kiedyś indziej opowiem).
Ależ prosimy, opowiedz już teraz! Bardzo byśmy się chcieli dowiedzieć, jacy to tybetańscy mnisi rozdają krzyżyki.
Ci z projektu “Chrześcijaństwo w każdym uniwersum”.

Dochodzi 20,jestem ubrana,jeszcze kilka kropli perfum i już :).
Jak wiecie, proces ubierania
w dżinsy i bluzkę oraz trampki
chociaż się mieści w cztery zdania,
to czas zajmuje od śniadania
aż do wieczornej randki.
Proces to skomplikowany,
znaczący jak jasna cholera,
wymaga szczególnej uwagi,
bo człek niemodnie ubrany
nie ma szans u trulawera.

Podejdę do okna i zobaczę czy już jest.
Okno? Cały czas tkwi w ścianie, spokojnie.

O rany! już jest i idzie do drzwi(spokojnie).Zadzwonił do drzwi,ok poczekam trochę i nie otworzę,żeby sobie nie pomyślał,że już czekam pod tymi drzwiami cały dzień.
No przecież nie miałaś czasu czekać, bo się ubierałaś, c’nie?
Wdech - wydech, wdech - wydech. Nie ekscytuj się tak, bo się spocisz.

Idę otworzyć.Imprezę czas zacząć!!!!!
Party time!!!

[Impreza, jak to było do przewidzenia, wygląda dokładnie tak, jak to pokazują w hamerykańskich serialach dla młodzieży. Znaczy: wielkie ognisko i coś koło setki bawiących się osób. Nuuuuda!]

Liz rozmawia z Alex, koleżanką ze szkoły.

-Czy ty coś piłaś?-zapytałam(ale nie o to miała się zapytać)
-Ja?może...jedno piwo!
-Taaaa(zaśmiałam się).
Ty się tak nie śmiej, w szanującym się serialu wypicie jednego piwa to już moczymordyzm pełną gębą i zgroza przeraźliwa. A w L.A. został wynaleziony Rosyjski Muł.

-Ok... może troszeczkę więcej(roześmiała się i przytuliła się do mnie szepcząc mi do ucha:"naprawdę jesteś fajnja,jeszcze nigdy nie poznałam takiej  przyjaciółki.
Kurde czy ona powiedziła"przyjaciółki"?czy mi się przesłyszało?(super!)
Po pijaku człowiek różne głupoty gada.
Nic tak nie zbliża, jak wspólne krojenie żaby.

-Podejdźmy do ogniska,bo zaczyna robić się chłodno-wzieła mnie za ręke i pociągła żebym wstała.
-Masz rację,szkoda,że nie wziełam sobie żadnej bluzy.
Ojtam ojtam, przeca wiadomo, że zaraz się znajdzie jakiś uczynny dżentelmen. Brak bluzy to podstawa podrywu, no!

Podeszłysmy do ogniska,w trakcie jak zaczynali spiewać.Po mojej lewej stała Alex z Chrisem dalej Wendy z jakimś chłopakiem ,z którym się migdaliła,a pomojej prawej stał Mason.
Czy “pornojej” mamy potraktować jako spoiler i przygotować czerwony kwadracik?
Oj, Sine, Sine, tam jest “M”, a nie “RN” ;)
[przeciera monitor] O w mordę, faktycznie... To przez to stolarstwo, na oczy mi się rzuciło.

Wszyscy patrzelismy na płomienie,które jakby tańczyły do muzyki,granej przez jakiegoś chłopaka na gitarze.Obok niego stało kiklka dziewczyn,które śpiewały.
Płonie ognisko i szumi morze
Paru chłopców jest wśród nas.
Trólavera daj nam, Borze
Póki jeszcze jest na to czas.

Zaczeło mocniej wiać,ognisko lekko przygasało,skrzyżowałam ręce na piersiach i zaczełam pocierać dłońmi o ramiona,żeby się rozgrzać.
-Zimno Ci?-zapytał Mason.
-Tak trochę.
-Masz,załóż to:)-dał mi swoją bluzę.
Kurde, idę zagrać w totka, bom prorok.

-Ok,dziękuję-powiedziałam i założyłam ją na siebie.Była tak ciepła i głupio to zabrzmi pełna miłości?tak!to najlepsze okreslenie"pełna miłości"
Bluza pełna miłości, kapelusz pełen nieba... Nie, słonko, wcale nie nadinterpretujesz, WCALE.
Cieszmy się, że to nie jest opko autorstwa Milenkomarlenki...

-Zbliża się już północ,mógłbyś mnie odwieść do domu?
Mógłobyś ją też odwieŚĆ od pomysłu pisania opka, przynajmniej do momentu zakupu słownika ortograficznego. Oraz zawieŹĆ do księgarni, kupić słownik i dopiero wtedy odwieŹĆ do domu.

-Pewnie,ja też już wracam.
-Nara Chris!-powiedziła,i spojrzał na mnie a to spojrzenie oznaczało"chodź ze mną".
Mistrz Podrywu w natarciu, kryć się!
*fałszuje* A teraz chodź tu do mnie, szybko ściągnij spodnie...

Za kilkanaście minut byliśmy pod mojim domem.Wysiadłam z auta a Mason do mnie...
- Będę brał cię (gdzie?) w aucie (mnie?) cię (ee) ehe...
Khe, khe.

-To...dozobaczenia(uśmiech).
Tak napewno :).
Nawet buzi nie dał? Lamer.

Rozdział Czwarty

Obódźiłam się nad ranem,a najlepsze jest to,że nie na łóżku tylko koło niego.Ubrana nadal w ten sam strój co na ognisko plus do tego czyjaś bluza!nie pamiętam zabardzo czyja,jednak było coś w tym soku,strasznie boli mnie głowa.Muszę się ogarnać dzisaj niedziela idę z rodzicami do kościoła.
A to rodzice już zdążyli wrócić z Nowego Jorku?
No jasne, przecież to tylko rzut beretem. Atomowym.

***
W szkolnym korytarzu spotkałam Alex,ale nie chciałam do niej podchodzić i jej przeszkadzać w flirtowaniu z Chrisem.Więc szłam dalej,po drodze wpadłam do łazienki.
Łazienka wyskoczyła znienacka zza winkla.

Wchodząc do niej słyszałm jakby jęki dziewczyny,zakradłam się dyskretnie i zaglądałam od dołu drzwi do każdej ubikacjiczy ktoś w niej jest.Pierwsza nic,druga też i w kolejnej zauważyłam dziewczęce nogi,wiem,że to głupie,ale przez chwilę pomyślałam,że poprostu ktoś uprawia sex,
Em... takie skojarzenia na widok JEDNEJ pary nóg?
Onanizm to też seks, tylko taki bardziej samowystarczalny;)

gdy naglę zobaczyłam kropelkę krwi spadającą na białe kafelki,a potem jeszcze jedną i jeszcze jedną.Oderwałam się od podłogi jak najszybciej i wybiegłam z łazienki.
No tak, bo pytanie, czy wszystko w porządku, byłoby przecież nietaktem. To znieczulica czy tylko głupota?

Wybiegając słyszałm jak na ziemię spada jakiś metalowy mały przedmiot,ale nie widziałam co to.Na korytarzu oparał się o ścianę przy dzwiach łazienki dla dziewczyn,ale tak że osoba wychodząca z WC nie będzie mnie widziała.Drzwi się otworzyły.O Boże!to Wendy.Ok to było troszeczkę dziwne,co ona mogła tam robic?
No co mogła robić Wendy w damskiej łazience, co? Oprócz cięcia się, oczywiście. I uprawiania seksu.
Zmieniać tampon. Przecież nastolatki się nie tną, no co Ty.

Narazie nie zawracam sobie tym głowy bo idę na lekcję i przypomniała mi się czyja na bluza,Masona!muszę mu ją oddać po lekcjach ,ale teraz to sie muszę pospieszyć,bo nie zdążee na biologię.
Aha, młodzieńczy tumiwisizm. A kij w oko koleżance, niech się tnie, skoro lubi.

Po biologi,bo była to moja ostatnia lekcja zaczepiłam Wendy,która wychodziła z klasy.
-Hej Wendy!poczekaj!
-O Cześc Lis.
-Podasz mi adres Masona?
-Ok Lis,a więc ul.Darkfly 1266,to niedaleko takie lasu Solar Night.
Niech zgadnę: wymyślając ten adres, aŁtoreczka oglądała właśnie reklamę lampki słonecznej w Mango Telezakupach?
Nie, oferty wyposażenia pokoi dziecinnych.
A w ogóle, to po kij od mietły jej ten adres? Już zapomniała, że Mason mieszka koło niej?
To tylko pretekst, by DYSKRETNIE zaznaczyć, że (ojeju, ojeju!) dał jej bluzę.

Na lewym nadgarstu Wendy zauważyłam bandaż...
-O Wendy,co ci się stało w nadgarstek?
Dając czytelnikowi wskazówkę o podwyższonym stopniu nachalności trzeba uważać, by z boChaterki nie zrobić kretynki. Czasami się nie udaje.

-Yyy...mi?Przewróciłam się w domu i zwichnęłam go.
-Aha ok,to niej zdrowieje i dozobaczenia.
Albo nasza boCHaterka jest idiotką, która nie potrafi powiązać ze sobą faktów, albo też miłość ją zaślepiła na amen. 

Albo jedno i drugie.

-Taa...Pa.
Nieopłaca mi się iśc do domu,więc pójde odrazu do Masona.Bluze mam w plecaku,a niespotkał się z nim w szkole.
No jak się miał biedny plecak z kimkolwiek spotkać, skoro tkwił zamknięty w szafce?
***

To chyba doszłam,jak to ten dom to niezły pałacy renesansowy,tak to bym nazwała.
Taka tam chałupka, nic specjalnego.

Podeszłam do drzwi i zapukałam.Otworzyła mi drzwi wysoka o długich blad włosach i o bladej cerze jak Mason Kobieta (baba jak murarz, taka wielka!),miała miły wyraz twarzy(mama Masona Bruke).
-Dzień Dobry-powiedziałam najmilej jak potrafiłam.
-Dzień Dobry,ty to zapewnie Lisa Halfrich?
-Tak to ja,czy jest Mason w domu?
-Jest,proszę wejdź,Mason na sporo o tobie opowiadał.
-Dziękuje,naprawdę sopro opowiadał?
Od rana sopranem piał o niej peany.
Aż się matka czuła jak na dworcu w Łodzi.

-Tak tak,porszę usiądź,a ja go zawołam.
Niech podjedzie swoim Porsche.

Weszłam do środka i usiadła na kanapie z białej zimnej skóry,w salonie panował półmrok,ale nawet było miło.Może było trochę niezręcznie,bo było mnóstwo portretów na ścianach z każdej stronie i było takie głupie uczucie jakby wszystkie oczy były skierowanie na ciebie.Po lewej był wielki kominek,w którym nie paliło się ognisko,a nad nim zawieszone były proże jelenia.
Pomijając literówki, całkiem zgrabny opis. Plus dla aŁtorki, że nie zadowoliła się linkiem do zdjęcia. Będą z niej ludzie!
Będą - jak się nauczy sprawdzać, co napisała, przed opublikowaniem! Świat się naprawdę nie zawali, jeśli rozdział ukaże się te pół godziny później!

[Lisa oddaje Masonowi bluzę i zostaje zaproszona na kolację.]

Wchodziliśmy z Masonem na góre po schodach,i szliśmy,i szliśmy jakby nigdy te schody się nie kończyły.Weszliśmy do pokoju odłozżyłam plecak i ściągałam sweter podchodząc do wielkiego regału z mnóstwem książek znanych autorów.Czy on je wszystkie przeczytał?
Nie, no coś Ty, przecież tylko zboczeńcy czytają książki! On je tylko kupił i postawił, żeby ładnie wyglądały.
Trzeba by sprawdzić, czy nie przycięte piłą pod rozmiar półek...

Obróciłam się tak że dotykałam plecami książek,a tu przedemną Mason był tak blisko że czułam jego oddech na skórze.
-Przestraszyłeś mnie-powiedziłąm troche zmieszana.
Hmmm, widzę tu Bellę i Edka, Wy też?
*odgłos pospiesznego strugania osinowego kołka* Gdzie? Gdzie?!?

-Przepraszam-powiedział i podniósł reckę, [recenzję?] oparł ją o regał [uhm, to musiał być gruby tom tych recenzji] jednoczesnie przysuwając się bliżej do mnie,a drugą dotkną mnie w policzek i przesuną ją dalej tak że jego palce wplątały sie w moje włosy.Pomatrzał mi głęboko w oczy [pomacał jej głęboko w oczach? paluchami?] i zbliżył głowe do mojej głowy,stykalismy sie czołami,ręka kórą operał [Kura Cię zaraz opierdoli za te błędy!] się o regał znalazła się na moim biodrze.Nasze usta już się stykały,ale przeszkodziła nam Bruke,a my gdy tylko usłyszelismy otwierajace się drzwi szybko oderwaliśmy się od siebie.
Mlask!

[Lisa i Mason schodzą na kolację (muhihi), gdzie nasza boCHaterka poznaje resztę rodziny (ojciec - Christopher, siostra - Elena, narzeczony siostry - Jim) oraz zostaje zaproszona na ślub Eleny i Jima. Szybko ją zaakceptowali, nie?]

Zaczeliśmy jeść wykwintne dania zrobione prze Bruke.Siedziałam dość blisko taty Masona ,żeby zauważyc na jego prawej ręce srebny sygnet z wycieciami.Mason też taki nosi,ale nigdy nie pytałam co to .
Zamiast kastetu. Jaki może być inny powód noszenia sygnetu?

-Przepraszma że pytam,ale co to za pierścienie na waszych dłoniach-zapytałam.
Bruke wypadł widelec z ręki na podłogę,a reszta spojrzała nam nie jakby zobaczyła ducha.
Upadł widelec - ktoś przyjdzie. Rodzina się przeraziła, że żarełka nie wystarczy dla wszystkich.
Skoro pytanie o pierścienie
Wzbudza w nich takie przerażenie
Znać pierścień to nie byle jaki!
Może tajemne na nim znaki
Wróżą nadejście dnia zagłady
Lub bezlitosny cios Armady?
Albo uciążliwą wycieczkę do Mordoru.

-To bardzo stara osiemnasto wieczna pamiątka rodzinna.Dwana z pokolenia na pokolenie.
Dwana? Tego od pokera internetowego?

-Dwa idetyczne pierscienei?
-Tak,w naszej rodzinie Salvatore zawsze nosi jeden głowa rodziny czyli ja i jego syn czyli Mason.
-To naprawe fajne ,taka pamiatka rodzinna.
-Tak tak.
- A co robicie, kiedy głowie rodziny urodzi się córka?
- Zabijamy ją i próbujemy jeszcze raz.
- Aha.

-Któa godzina?-zapytałam Masona.
-Dochodzi 21.
-To ja juz sie będe zbierać.
-Nie zostaniesz jeszcze z nami na deser?-zapytał posmutniał Bruke.
-Nie muszę juz wracać do domu,bo rodzice bedą się martwić,ale jedzenie było pyszne i bardzo dziekuje.Mason odzwieziesz mnie do odmu?
No tak, obfite jedzenie o takiej porze może spowodować konieczność odwiedzenia Ośrodka Diagnostyki Medycznej.
W którym to ośrodku ją od - zwierzą, żeby jadła jak człowiek, a nie żarła jak prosię.

Wyszliśmy z domu i szliśmy w kierunku auta.
-Może przejdziemy się na nogach do mnie to niedaleko?-zaproponiwałam.
Zazwyczaj chodzimy co prawda na rzęsach, ale po takiej kolacji byłoby to zbyt ryzykowne.

-Tak masz rację wieczór dzisaj jest dobry na mały spacer-zaśmiał się i poszliśmy.
-Ufff...,miłą masz rodzinę.
-Tak można tak powiedzić.
Te dzisiejsze wampiry zawsze mają miłe rodziny. Czyżby istniały jakieś odgórne wampirze wytyczne, dotyczące zasad kamuflażu? Cholera, jestem zapóźniona...
Co prawda w opku nie padło jeszcze ani słowo o wampirach, ale doskonale wiemy przecież, KTO mieszka w wielkich domach, ma na ścianach portrety przodków, a na półkach mnóstwo książek (i całą wieczność na ich czytanie!).
Oraz jest romantycznie blady, nie zapominaj.

-I jak wypadłam?
-Jak dla mnie doskonale.
Chwiciła mnie lekko zarkęke [ochwaciła jej zakrętkę?] i wplótł swoje palce w moje.
-Przed kolacja twoja mama pokazywała mi twoj zdięcie z dziecinstwa takie w paskownicy, [paskownica to urządzenie do malowania w paski?] strasznie stare jaby nie z tej epoki.
Istotnie, Jabba jest dość wiekowy.
I mieszka w takiej wieeeelkiej piaskownicy. Po sąsiedzku z Sarlaccem.
Btw, aŁtoreczkę dopadła skleroza, albo czasoprzestrzeń się znów pętli - przecież Lisa wcale nie rozmawiała przed kolacją z mamą Masona!

-A tak coś sobie przypominam.
-Obok ciebie stała Elena(śliczna) i jeszcze taki chło...
-To mój brat-powiedział zimno.
-Nigdy nic mi nie wspominałes o nim.
-Nie mamy ze soba dobrych kontaktów.
-Ok rozumiem.
Powiedziała jedynaczka, aha.

-Już jestesmy-powiedział patrząc na mnie.
-Tak zauważyłam-zaśmiałam się.
-Dziękuje za kolacje i powiedz wszystki że są bardzo mili...i chyba ich polubiłam-uśmiechnęłam się.
Gdyż droga do serca wiedzie przez żołądek. Też czuję sympatię do tych, co dobrze karmią.

-Dobra ja lece
-Pa
Na pożegnanie usisną mi mocno dłoń ja jemu też i poszłam w stronę dzrzwi.Odwróciłam się w jego stronę,żeby coś jeszcze mu powiedzieć,ale Masona już tam nie było.
Zwiewał, aż się za nim kurzyło.

***
(W domu Salvatore).
-Czy to był dobry pomyś żeby ją zapraszać Eleno?-zapytał Mason
-Przecierz nic jeje niegrozi-powiedziła Bruke.
Przecież nic  - oł jeje - jej  nie grozi,
Ochroni ją Wielka Macierz,
Przecież nikt - oł jeje - jej nie zeżre,
Wystarczy, że zmówi pacierz.

-Miejmy nadzieję-odpowiedział Christopher,patrząc się na wszystkich w pomieszczeniu zimnym wzrokiem.
Sookie Is Mine!”

I tym dramatycznym akcentem kończymy na dziś, a w przyszłym tygodniu dowiemy się, co konkretnie wcale nie grozi naszej boCHaterce. Stay tuned!

Z Tajemnego Kółka Zainteresowań pozdrawiają: Sineira z piłą, Kura z heblem, Murazor z młotkiem i gwoździami
oraz Maskotek, co przez pomyłkę zapisał się na kółko baletowe.