czwartek, 24 lutego 2011

112. Kariery i bariery, czyli strzykawkę marychy poproszę! (2/2)


Drodzy Czytelnicy!
Z radością witam Was na nowym blogu. Sztorm, który przetoczył się nad Analizatornią, nie zatopił nas - płyniemy dalej po wzburzonych morzach grafomanii i jak zwykle, będziemy co czwartek zawijać do portu ze świeżym opkowym towarem.
Chciałabym bardzo podziękować wszystkim, którzy przyczynili się do tego, że Niezatapialna Armada może działać dalej - tym, którzy pomagali mi kopiować archiwalne analizy, którzy wciąż przenoszą komentarze, aby nic nie zginęło. A także tym, którzy czekali, wyrażając swoją sympatię i poparcie dla Analizatorów. Nie zawiedziemy Was!

A teraz  - rozbijamy butelkę szampana o burtę, przecinamy wstęgę i leciiiimyyyy!!!

W poprzednim odcinku poznaliśmy Ellen, która przeprowadziła się do Niemiec i poznała braci Kaulitz, dwie klasowe ofermy. Truloff z DeBillem zagrażała między innymi mama boCHaterki, dziwnie pojechana na punkcie dymorfizmu płciowego oraz klasowy kolega. Ellen pomogła ukochanemu założyć Tokio Hotel, napisała kilka ich największych przebojów, mimochodem założyła swoją własną kapelę, przespała się z Billem i została wywieziona przez matkę z powrotem do Polski, jak ta zhańbiona panienka na Rivierę. Czy prawdziwa miłość pokona wszystkie przeszkody? O tym dowiecie się już w dzisiejszym odcinku! Enjoyen Marsch, bitte!


Analizują
Kura, Mikan, Dzidka, Szpro, oraz dawno nie goszczący na pokładzie - Gabs i Murazor!!! Łiiiiii!!!


Drugą część rozpoczynamy od wywiadu, kompletnie głupiego i od czapy.

Siedziałam na kanapie z dziewczynami. Naprzeciwko nas siedziała dziennikarka, która na kolanach miała kartkę z pytaniami.
Pełna profeska!


Było ich całkiem sporo.
-No dobrze myślę, że możemy zaczynać. Nazywam się Sophie Chanel.- Powiedziała dziennikarka.
(...)


-No dobrze. Skoro już jesteśmy przy Tokio Hotel. Ten niemiecki zespół jest bardzo popularny w Europie.
A raczej "wśród aŁtoreczek".


Czujecie może, że zagraża on waszej karierze?
- Zagraża - odparłyśmy chórem. - Dlatego planujemy uśmiercić naszą wokalistkę, to dobrze robi na popularność zespołu.
- E tam uśmiercić. Dolejmy jej kwasu do napoju, jak Iwonce W.

O mój boże. Czy ta dziennikarka nie miała innych pytań?
Na przykład: "Być albo nie być?"
Raczej: "W której galerii najchętniej robicie zakupy i dlaczego?"

-Uważam, że Tokio Hotel nam nie zagraża. Przecież ludzie nie ograniczają się do jednego zespołu.
Z opek wynika, że nieraz się ograniczają.


 Mogą lubić milionów wykonawców, więc jak już mówiłam Tokio Hotel nam nie zagraża.- Odpowiedziała Laura.
-Podoba wam się, któryś z chłopaków?- Zapytała prowadząca wywiad.
Haloooo, pani dziennikarko! O kim właściwie to ma być rozmowa?
O TH, a o kim?


[Dziennikarka nadal drąży temat TH, łamiąc zupełnie wszelkie zasady dobrego, rzeczowego wywiadu.]

Przyszłam odpowiedzieć na jakieś ciekawe pytania, a ta kobieta akurat musiała pytać o nich.
-Ja pewnie wybrałabym Billa.- Odparłam.
-Billa? A dlaczego akurat jego?
A dlaczego ludzie wolą pomidorówkę z makaronem zamiast ryżem? I dlaczego dziennikarka myli wywiad z plotkami na kawie?
Bo to Magda Mołek?
Prawda, zapomniałam o standardach wyznaczanych przez telewizję śniadaniową.

-Bo jest fajny.
-Co rozumiesz przez słowo fajny?
- Co rozumiesz przez frazę "o gustach się nie dyskutuje", droga dziennikarko?
Czy dziennikarka wie, co to jest "fraza"?


-Po prostu fajny i już.- Odpowiedziałam trochę nieuprzejmie.
Sophie zorientowała się, że mnie zdenerwowała, więc zmieniła temat na naszych ulubionych muzyków.
To ci przeskok tematyczny!
Łoj, pogubić się można.

 Ten temat również mi nie pasował. Dziewczyny wypowiedziały się już na ten temat. Teraz była moja kolej.
-A ty Ellen czego słuchasz?
-Ja słucham… Tokio Hotel.- Oznajmiłam cicho.
I z pewnym, co tu kryć, wstydem.
"Z pewną taką nieśmiałością."
Tych amatorów? Pffff...


-Tokio Hotel? To już chyba wiemy czemu tak bardzo ubóstwiasz Billa.
-Chyba jednak nie wiecie…- Zaczęłam odpowiadać już dosyć chamsko. Wkurzały mnie te pytania i docinki dziennikarki.
-Nie denerwuj się. Złość piękności szkodzi, a po za tym jak byś była brzydka to by cię Bill nie chciał.
Dobrze gada! Polać jej wódki!
Serio? Dla mnie to było taaaakie gimnazjalne. Pojechanie po brzydocie jest słabe.
Szpro - tam stoi wiadro zjadliwości. A za nim jeszcze ze trzy :)
Jak sobie wyobrażę taki tekst na wizji, w ustach dziennikarki...

Popatrzyłam na nią już nieźle wkurzona. Wstałam z kanapy. Czułam, że jak za chwilę nie wyjdę z tego pokoju to się rozryczę.
-Skoro Bill by mnie nie chciał to może Justin Bieber by się nade mną zlitował!- Krzyknęłam i wyszłam z pomieszczenia trzaskając drzwiami.
W sumie Justyś jest już dużym chłopcem i kto wie, może za jakiś czas nawet przejdzie mutację.
Na razie nie ma czasu na dziewczyny, bo Grammy nie dostał i jest w rozpaczy.
I miał rozpięty rozporek.
Za dużo czasu poświęca układaniu fryzury, nie ma szans.

Czy wszyscy musieli robić mi na złość?
Jak się bierze wszystko do siebie, to tak już się ma.
Problem wewnątrz leży, nie na zewnątrz.



Mało wycierpiałam już w życiu?
Znaczy, masz na myśli światowy, błyskawiczny sukces i luksus zarabiania na tym, co się lubi?
Może uważa, że sukces przyszedł za szybko. Nie czułabyś się przytłoczona, gdyby nagle miliony zaczęły cię uwielbiać?
I miliony zaczęły ją zarabiać!
Jakby nie spojrzeć i tak źle, i tak niedobrze.

 Poszłam na postój taksówek. Zawsze chodził ze mną mój ochroniarz, ale teraz chciałam być sama. Wiedziałam, że mogło być to niebezpieczne, ale i tak nic nie miałam do stracenia.
Eeee... Cnotę? Już nie. Życie?


Kazałam taksówkarzowi zawieść mnie do hotelu, by wziąć z pokoju moje bagaże.
Taksówkarz zawiódł tęskną pieśń mijających się wielorybów i zawiózł.


Kiedy znalazłam się na wybranym przeze mnie miejscu szybko się spakowałam po czym razem z taksówkarzem włożyliśmy moje walizki do bagażnika.
Sama dygała walizki, hehe!
Nie sądzę. To chyba tak, jak w szkole z tym nauczycielskim "dziś nauczymy się o energii kinetycznej". Zawsze miałam ochotę spytać: to ty nie umiesz?


Następnym punktem było lotnisko.
Zastanawiałam się gdzie mogłabym polecieć.
Już na lotnisku. Prawie jak Nadia, dziewczyna Boskiego Ronaldo.


Nie chciałam lecieć do Polski, ponieważ wiedziałam co mnie tam czeka. Do Niemiec też wolałam nie wędrować. Wybrałam Stany Zjednoczone.
Immigration już tam czekało na nią.


Zapewne nikt nie znał tam naszego zespołu, więc mogłabym tam spokojnie żyć. Zdecydowałam się na Los Angeles. Wiedziałam, że ta ucieczka jest dosyć niestosowna...
No nie uchodzi, moja panno, nie uchodzi!
Fi donc!


***
Minął tydzień. Siedziałam w nowo zakupionym przeze mnie domu. Byłam już pełnoletnia, więc nie musiałam pytać się o wszystko mamę.
Bo wcześniej, jak rozumiem, codziennie przy śniadaniu prosiła mamę: -Mamo, noaleweś, kupię sobie dom w LA!


 Siedziałam sobie wpatrując się w ekran mojego laptopa. Naszła mnie myśl by sprawdzić pocztę. Kiedy ją otworzyłam zobaczyłam zabójczą ilość wiadomości. Na samym początku otworzyłam tą od Laury.


Aha, już teraz wiemy, czemu wcześniej nie korzystała z internetu. Nie miała jeszcze 18-stu lat.
W sumie - jak tak czytam to opko, to stwierdzam, że wpuszczanie do internetu osób pełnoletnich ma pewien sens. Ach, żeby tak jeszcze specjalne pozwolenia...?
A kto miałby je wydawać? My? ;]
Interneterlaubnisgabsschprokommando! ;)


(...)
Kolejna wiadomość również była od Michaela.


ELLEN!!!
NIE WIEM GDZIE JESTEŚ, ALE PAMIETAJ, ŻE JAK CIĘ DORWĘ TO CIĘ ZABIJĘ. NO CHYBA, ŻE WOLISZ BYM ZABIŁ TEGO IDIOTĘ KAULITZA!!! WIEM, ŻE Z NIM JESTEŚ. JA TO CZUJĘ. WIEDŹ O TYM, ŻE JESTEŚ JUŻ MARTWA.
Zakochany po tobie w uszy Michael.
Z krwiożerczymi pozdrowieniami, ponury krwiożerca.
WIEDŹmo!


Ta informacja przeraziła mnie nie na żarty. Co on chciał zrobić Billowi?
Przeczytaj jeszcze raz. Kochana, skup się.

 Z zamyśleń wyrwał mnie temat innej wiadomości. Brzmiał „Prawdziwa miłość jest chyba samą tęsknotą i pragnieniem.”
Przypominam to sobie zawsze, gdy brakuje mi fajek. Tak. To jest miłość.
Ja bym jednak dołożyła jeszcze łyżkę radości, pół szklanki namiętności...


Kliknęłam w ten wątek.
Oho, mamy konto na gmailu!


Przed moimi oczami ukazało się:


Ellen,
Dzisiaj doszedł do mnie list od Ciebie. Michael to świnia. Nie wierze, że mógł posunąć się do takiego czynu. Jak zobaczyłem to zdjęcie w gazecie mocno mnie to zabolało, a w szczególności ten wasz pocałunek, ale nie mam do ciebie żalu, bo to nie twoja wina. Jedyne o co mam do ciebie żal jest to, że uwierzyłaś mu. Jak mogłaś w ogóle pomyśleć, że mógłbym mieć dziewczynę. [Chłopak to już lepszy pomysł] Tyle razy ci mówiłem, że będę na ciebie czekać. Jeżeli się boisz to spotkajmy się. Ze mną nic ci nie grozi. Nie pozwolę ci zrobić krzywdy. Teraz jestem w Los Angeles. Jak wrócę do Europy [Ooo, jaki światowy on ci - nie do Niemiec, nie do Paryża, tylko do EUROPY!] to się umówimy.
Tęsknię,
Bill.


On był w Los Angeles?
No, a gdzie? Imperatyw narracyjny, musiał być tam, gdzie BoChaterka.
Ona pisze do niego list tradycyjny, a on jej wysyła mejla?
Typowo męskie zagranie. Powinien w ogóle tylko oddzwonić.


Rzuciłam się w trybie natychmiastowym za odpowiedź.
Ujrzawszy to zdanie, rzuciłem się za szafę, by uniknąć porażenia odłamkami.
Tryb natychmiastowy on - uszy na sztorc i oczy w słup.
Odpowiedź, zwolniona z konieczności rzucania się, wyszła z pokoju załamana konwencją opka.


Bill,
Ja jestem teraz w Los Angeles. Błagam spotkajmy się dzisiaj.
Ellen.


Po wysłaniu tej informacji poczułam ukłucie w brzuchu. Zabolało mocno. Ból z sekundy na sekundę stawał się coraz bardziej mocny. Jeszcze nigdy brzuch mnie tak nie bolał, nawet wtedy kiedy zbliżał mi się okres. Właśnie co do okresu to spóźniał mi się i to dosyć długo. Położyłam się na łóżku i zaczęłam masować bolące miejsce. Po następnych trzydziestu minutach zwijałam się z cierpienia. Wzięłam dwie tabletki przeciwbólowe, które i tak mi nie pomogły. Po jakimś czasie udało mi się usnąć. Spałam dopóki nie obudziły mnie odruchy wymiotne. Czułam się jak bym miała jakiegoś nietypowego kaca. Kręciło mi się w głowie, a po za tym mimo, że się źle czułam miałam ochotę na coś słodkiego.
Panna chce nam dać do zrozumienia, że jest w ciąży, ale i że nie jest, jednocześnie.
Znaczy, jest trochę w ciąży?

Nie wiem co mi się działo. Usłyszałam jakąś melodie z mojego komputera. Podeszłam do niego obolałym krokiem
Krok obolały powodował, że kiwała się na boki i rzęziła.
Raczej szła na szeroko rozstawionych nogach. C'mon, nigdy nie miałaś obolałego kroku? ;-)
Hmm... Rzeczywiście, zdarzało się... :)


, by zobaczyć, że… Bill napisał do mnie. Ten chłopak to bez wątpienia promyk słońca na sztormowym niebie.
...oświetlający Krakena wyłażącego z odmętów fal.

Kiciuś,
Nawet nie wiesz jak się cieszę, że jesteś tak blisko mnie. Gdzie się spotkamy?
Bill.


Odpisałam mu:


Promyczku,
Byłabym Ci wdzięczna gdybyś przyszedł do mnie. Źle się czuję i nie jestem w stanie nawet wyjść z domu. Adres to Sunset Drive 12/4.
Środkowa klatka, drugie piętro, drzwi na prawo od zsypu.
Czekam,
przy trzepaku,

Ellen.


Położyłam się na brzuchu patrząc na moją pościel.
Fajna ta moja pościel. Taka bawełniana. I kolorki niczego sobie. O, nawet guziczki ma, nie wiedziałam!
W atłasach nie sypia?
Niekanoniczna jakaś, nie?

Nie miałam siły.
-Skoro nie masz ochroniarza to mogłabyś zamykać chociaż drzwi.- Usłyszałam za swoimi plecami.
Skoro leżała na brzuchu...
...to miejmy nadzieję, że lubi takie niespodzianki.
"Ale najbardziej się zdziwił Niewidzialny Człowiek!"

Odwróciłam się i zobaczyłam go w całej okazałości. Ekhm. Rozebrał się przed wejściem? Zapomniałam o bólu. Rzuciłam mu się na szyję zaczynając płakać.
-Nie zostawiaj mnie już.
-Ja? Przecież to ty mnie zostawiłaś.- Rzekł wokalista Tokio Hotel.
Spojrzałam na mój promyczek karcącym wzrokiem.
Cholerny promyczek schował się za pieprzoną chmurką.


On jednak uśmiechnął się szeroko, a następnie delikatnie pocałował moje wargi. Kiedy nasze usta oddaliły się od siebie, moja mina z uśmiechu bardzo szybko przerodziła się w wielki grymas. Zachwiałam się.
-Kochanie, nic ci nie jest?
-N…- Nie zdążyłam dokończyć mojej wypowiedzi gdyż zemdlałam.
Zatruł ją! Ukąsił jadowitym kłem!
Wyssał z niej siły życiowe.

***
Zakładamy kapoki, bo teraz będzie głębia.
I zamęt grubymi nićmi szyty.


Świat niczego od ciebie nie potrzebuje, ale ty musisz mu coś dać. Dlatego żyjesz. Jeśli się teraz zabijesz - niczym się nie różnisz od miliardów innych czaszek, które leżą pod ziemią. Jeśli dasz coś światu, nawet coś nietrwałego, wygrasz.
Ja się nie znam, ja prosta baba z maturą jestem, ale mnie to wychodzi, że światu, pomijając garść moich bliskich, jest absolutnie ganz egal, czy coś mu daję.
Tylko że ty nie musisz powalać świata na kolana. BoChaterka ma to wpisane w zestaw obowiązków i nie ma, że boli.


***
Obudziłam się w szpitalu.
Fuckyeah! Czymże byłoby opko bez tego zdania.
A jakby tak znaleźć opko, w którym wszystko byłoby w jednym zdaniu... *marząco*: "Obudziłam się w szpitalu, wykonałam poranne czynności, zeszłam w spodniach rurkach na śniadanie, a po policzku spływała mi samotna łza."


Nie wiedziałam co tutaj robię.(Leżysz. Prawdopodobnie.) Poczułam, że ktoś trzyma mnie za rękę. Był to Bill. Patrzył na mnie zasmuconymi oczami.
-Jak się czujesz?- Zapytał.
-Bill co się ze mną dzieje?
On tylko spojrzał na podłogę i nic nie powiedział.
-Bill?- Powiedziałam ostrożnie.
-Powinnaś porozmawiać o tym z lekarzem, a nie ze mną.
W tym momencie do pokoju wszedł lekarz.
-Dzień dobry, obudziła się panienka? Chcę byś poszła do mojego gabinetu, muszę z tobą szczerze porozmawiać.
-Dzień dobry.- Wstałam z łóżka.
-Dasz radę iść samodzielnie?- Zadał pytanie doktor.
Ja aŁtoreczce życzę zdrowia, ale widać, że nigdy nie leżała w szpitalu po omdleniu. Pierwsze, co lekarz woła do pacjenta, gdy nieprzytomny wcześniej pacjent samodzielnie gdzieś lezie, to "GDZIE PANI IDZIE? PROSZĘ LEŻEĆ!"


-Tak.
Kiedy znalazłam się w gabinecie lekarz wskazał bym usiadła na kanapie.
-Czy przed zemdleniem miała pani jakieś objawy?
-Bolał mnie brzuch, miałam zawroty głowy oraz nudności.
-Czy ostatnio współżyła pani z mężczyzną.
-No, można powiedzieć, że tak.
 - Trochę współżyłam z mężczyzną, a trochę... no wie pan, jak to jest na afterkach.
 Wie pan, ten chłopak jakoś dziwnie śmierdział capem.
I jak w tym dowcipie: synku, taka była impreza, że ciesz się, że nie szczekasz?


[Ellen poddaje się badaniu ginekologicznemu, z któego wynika, że ma pochwę w strasznym stanie, i przyznaje się lekarzowi, że była gwałcona.]


-Musimy zrobić jeszcze kilka badań na sprawdzenie czy nie jest Pani przypadkiem w ciąży.
-A czy to musi być ciąża? Te objawy nie wskazują na coś innego?- Zapytałam z nadzieją.
-Jest coś innego, co zdarza się bardzo, bardzo rzadko, nawet powiedziałbym raz na milion, ale nie mogę Pani gwarantować, że nie jest to ciąża. Badania zrobimy za pół godziny, dobrze?
Podsumowując: albo ciąża, albo niezwykle rzadkie schorzenie, które mimo wszystko i tak się może ciążą okazać. Przerąbane.


[Jednak nie ciąża.]


-Widzi Pani… Te wszystkie bóle głowy, brzucha i wymioty spowodowane są tym, że gwałciciel bardzo mocno uszkodził Panią wewnątrz. Ścianki popękały i niestety nie jest to dobra wiadomość. Nie wiem jak ten ktoś to zrobił, ale uszkodził Pani coś jeszcze.
Móóóózg!




Coś co opóźnia Pani okres, a raczej owulację.
Przysadkę jej zepsuł i dziewczątko nam się rozregulowało?
Przysadka zepsuta penisem to może być to, co "zdarza się bardzo rzadko, nawet raz na milion".
*zalicza fejspalm* okres, owulacja, wsio rawno.
No co? To w końcu boChaterka. Wszystko może być możliwe. Tak jak to, że w ciążę zachodzi się z basenem.

-Ja chyba wiem dlaczego owulacja nie następuje.- Oznajmiłam.
Lekarz spojrzał na mnie, pokazując ręką bym kontynuowała.
-Brałam jakieś tabletki antykoncepcyjne.
- Uff - odetchnął doktor - to część naszych przypuszczeń możemy wyrzucić do kosza.
Podczas wywiadu nie zapytał o piguły? Na bora, toż nawet rodzinny o to pyta, a co dopiero gin!!!


-Ma je Pani przy sobie?
-Mam je w torebce.
-Proszę je przynieść.
Kiedy je przyniosłam lekarz zaczął czytać receptę.
-No tak to wiele wyjaśnia, ale teraz musi je Pani odstawić. Musimy coś zrobić by z ran w Pani pochwie przestała lecieć krew. Może dojść do zakażenia dlatego trzeba je szybko zabliźnić. No dobrze, a teraz może iść Pani odpocząć.
Widzicie? Antykoncepcja jest ZUA! Przez antykoncepcję rany się nie goją i można dostać zakażenia! Pamiętajcie dzieci, żebyście nigdy nie sięgały po żadne pigułki!

(...)
-Myślę, że powinniśmy coś zrobić z tym…- Bill przerwał swoją wypowiedź.
Wiedziałam co chce powiedzieć, ale na samą myśl o tym psycholu robiło mi się słabo.
-Bill… ja nie dam rady. On wie, że ja jestem z tobą. Jeżeli wrócę do Polski to on mi coś zrobi, a jeżeli nie mnie to tobie. Nie mogę pozwolić by coś ci się stało.
Dlatego nie wrócę, w ten sposób nigdy nas nie znajdzie.

-Ellen, nic mi nie będzie. A ten idiota musi zapłacić za to co ci zrobił. Nie chcę byś całe życie żyła w strachu.
-Przy tobie się nie boję.
-Cieszę się, ale nie jestem w stanie zapewnić ci ochrony przez cały czas. On musi zostać ukarany.
-Ale ja nie mam na niego dowodów.- Oznajmiłam.
Poważne obrażenia wewnętrzne po gwałcie, to naprawdę zbyt mało.
Obrażenia i owszem, ale skąd wiadomo że to on je zadał ? Może obrażenia na przykład nie pasowały do niego kształtem?
Wyobrażam sobie wizję lokalną ;)


-O to się nie martw.
-Kocham Cię.- Szepnęłam.
Czarny uśmiechnął się i przytulił mnie.
-Niedługo wyjeżdżamy. Zostaniesz tutaj czy pojedziesz z nami?- Zadał pytanie Czarny.
-Jeżeli nie macie nic przeciwko to mogę jechać z wami.
-Oczywiście, że nie mamy nic przeciwko. Chodźmy teraz do mojego domu.- Powiedział i obejmując mnie w pasie wyszliśmy z domu.
-Daleko mieszkacie?- Zapytałam.
-Nie. Otóż mieszkamy tutaj.- Rzekł i wskazał ręką na dom, który stał na wprost mojego.
Bo w LA jest jak w Luboszowie.


Kiedy weszliśmy do jego środka, zobaczyłam Toma stojącego przy wejściu do salonu. Uśmiechnął się do mnie przyjaźnie, a ja go odwzajemniłam. Dawno go nie widziałam. Wyładniał, ale i tak mój Billosz [ciągle czytam "mój Bambosz"] był przystojniejszy. Podeszłam do Toma i pocałowałam go w policzek na przywitanie. On uśmiechnął się jeszcze szerzej. Kątem oka widziałam niezadowoloną, a raczej zazdrosną minę Billa, z której chciało mi się śmiać.
-Jak tam? Już zdrowa?- Zapytał starszy bliźniak.
-Jeszcze nie do końca zdrowa, ale jest lepiej niż było miesiąc temu.
-Bill, kiedy idziemy spuścić temu popaprańcowi łomot?- Zapytał Tomy.
-Ja mogę nawet i teraz.- Odpowiedział.
Popatrzyłam na mojego chłopaka spod opadającej mi na oczy grzywki. Chciałam ją poprawić, ale Billy był szybszy. Chłopak odgarnął je, a następnie pogładził mnie po policzku patrząc prosto w oczy.
I niskim głosem rzekł: musisz iść do fryzjera.

-Już niedługo to się skończy. On dostanie nauczkę, a zaraz po tym zamieszkamy razem i już nic nas nie rozdzieli. Będziemy zawsze razem, choćby nie wiem co się działo. Kocham Cię i nie pozwolę by coś ci się stało. Jesteś najważniejszą dziewczyną w moim życiu.
Przyłożyłam palec do jego ust, dając mu znak by zamilkł. Nie mogłam słuchać dalej jego wypowiedzi. Zaczęłam wylewać z siebie łzy.
Zaczerpnęłam po wiaderku i ziuuuuuu...
Wiaderko to mało. Dla podkreślenia powagi chwili potrzebne są lepsze efekty: KLIK

 On zawsze na mnie tak działał.
Nielicho się musiała napłakać w jego towarzystwie.
Mówiłam.


[BoCHaterka wraz z bliźniakami wraca do Polski, zgłasza na policji gwałt, i razem z policjantami obmyślają pułapkę na Michaela-Gwałciciela. Michael zostaje ujęty i aresztowany.]


***
Weszliśmy do mojego domu. Był dosyć mały, ale nie potrzebowałam większego. Nie mieszkałam z mamą, więc spokojnie mogłam zapraszać tutaj kogo tylko chciałam. To był tylko mój dom.
Znaczy kupiła także dom w Polsce? Ja wiem, że showbiznes oznacza pieniądze. Ale mimo wszystko... przebrzmiała, szybko zgasła gwiazdka kupująca sobie dom w Hollywood, a potem w Polsce...


-To gdzie mamy spać?- Zapytał Tom.
-Chodźcie pokażę wam.
Poszliśmy na piętro, na którym były trzy sypialnie. Jedna moja i dwie dla gości.
Rzeczywiście, dosyć mały ten domek. Takie niekomfortowe warunki posiada, tylko 3 sypialnie.
Tak się tylko zastanawiam, czy Kaulitze nie mogą spać u siebie, w domu naprzeciwko?
Pewnie  boją się ciemności i potrzebują towarzystwa.

[Tom idzie do "swojego" pokoju, a boCHaterka, po krótkich krygowaniach i przekomarzankach ląduje w łóżku z Billem.]


Myślałam, że nie ma nic tak przyjemnego jak pieszczenie łechtaczki i oczywiście się pomyliłam.
No przecież! A mleczna Lindta, z nadzieniem waniliowo-jagodowym?!
Hmmm. Nie. Jednak łechtaczka wygrywa. Ale inaczej pogadamy, gdy podsuniesz mi milkowe ptasie.
Usiłuję wyobrazić sobie okoliczności podsuwania Ci milkowego ptasiego :-P
*Patrzy na Szprotę, na Dzidkę, na monitor, wzdycha ciężko i idzie po czerwony kwadracik*


Mój chłopak poruszał się bardzo energicznie. Billy przewrócił mnie na plecy w ten sposób, że teraz on na mnie leżał.


Cicho pojękiwałam do je jego ucha.
Je, je, je! I tak razem do rana.


 Poczułam w sobie jak jakiś płyn.
Jakiś płyn. Pewnie do płukania tkanin.
Współżycie z Billem to same niespodzianki.
Bumtarara chlapie fala.


Właśnie teraz zorientowałam się, że się nie zabezpieczyliśmy.
-Nie zabezpieczyliśmy się.- Powiedziałam.
"Rosła groza. `Niewątpliwie rośnie groza!' - przemknęło Konopce przez myśl." (J. Domagalik)


Oczy Billa zrobiły się duże jak pięciozłotówki.
Nasze też! Zobaczymy, jak z tego wybrną.

-Jak to? To niemożliwe zawsze pamiętałem to tym. Przy każdej dziewc…- I urwał.
-Słucham?- Zapytałam zaskoczona.
-Nic nic.
-Przy każdej dziewczynie? To chciałeś powiedzieć?
Bill tylko na mnie patrzył i nic nie mówił.
-Mówiłeś, że byłam pierwsza!- Krzyknęłam.
-Bo byłaś.
Chyba w tygodniu owym!


-Chcesz powiedzieć, że mnie zdradziłeś?!- Zapytałam ze szklącymi się oczami.
Szklącymi jak cebula?


-Ellen nie płacz, proszę.
-Jak mogłeś? Mówiłeś, że mnie kochasz. Kto to był?
-Kocham Cię, ale ciebie nie było przy mnie. Bałem się, że nigdy cię już nie spotkam, a ona mi tak bardzo ciebie przypominała.
-Mówiłeś, że będziesz na mnie czekać. Kto to był?
"Imię, nazwisko i numer ubezpieczenia" - zażądała nabijając Glocka.


-Pokojówka.- Odrzekł cicho.
Bo Mary Sue nie można zdradzić z Miss Universe, ewentualnie z Britney Spears. Najwyżej z pokojówką.
Mój boru, Milenka! Przecież Milenka była pokojówką, nie pamiętacie?
Tylko jedna? Mowa o dziewczynach jest. :)




-Pięknie, po prostu bosko.
Odepchnęłam go od siebie i zaczęłam się ubierać. Chłopak założył bokserki i do mnie podszedł.
-Ellen nie chciałem cię zranić. Kocham Cię.
-Gdybyś mnie kochał to byś mnie nie zdradził!- Wrzasnęłam i pobiegłam do mojego pokoju, trzaskając za sobą drzwiami.
***


[Zraniona Ellen w szale pakuje najpotrzebniejsze drobiazgi i opuszcza dom, nakazując Billowi wynieść się przed jej powrotem.]


.
Weszłam do jakiegoś klubu. Było bardzo głośno. Usiadłam przy barze. Zamówiłam drinka, na którego patrzyłam z dziesięć minut zanim go wypiłam. Zamówiłam jeszcze dwadzieścia takich.
To chyba z wody i coli były te drinki.
Ja bardzo przepraszam, ale dwadzieścia? Nawet gdyby to była woda i cola...
To był klub szkocki. Drinki podawali w naparstkach.

Po dwudziestym dosiadł się do mnie jakiś chłopak.
Był jakiś taki rozmazaaaanyyyy... hep....
Rutinoscorbinu nie wziął.


-Cześć jestem Marek. Jak tam?
-Jestem Ellen. Jest okropnie. Życie jest do dupy. Kochasz kogoś, przeszliście już dużo razem, a w następnym momencie dowiadujesz się, że najukochańsza ci osoba cię zdradziła. Mam ochotę zasnąć i już nigdy się nie obudzić.
-Też coś takiego przeżyłem, ale coś mi pomogło.
-Co?
-Chodź na zaplecze pokażę ci.
No, idź, idź. I nie zapomnij go potem za to przeprosić.


Usiadłam na fotelu i patrzyłam na Marka, który ukucnął naprzeciwko mnie.
-Właśnie to mi pomogło.
W jego ręku znajdowały się strzykawki.
-Co to?
-Heroina, Kokaina, Marihuana, LSD.
"Brać, wybierać, decydować - i niczego nie żałować!"
Nie, wiozę tylko herbatę.


Mam tego jeszcze więcej, ale i tak nie weźmiesz wszystkiego na raz.
Nie odrobiła lekcji nasza aŁtoreczka - marihuany nie wstrzykuje się dożylnie. To samo z LSD.
Ale weź, w sumie, jeśli rozpuścisz LSD i wciągniesz do strzykawki...?
*wlazła w googla, znalazła fora dla narkomanów, próbuje wymacać gałki oczne, bo jej z wrażenia wypadły i turlają się po podłodze*


To, które chcesz?
-Nie chcę narkotyków.
-Ale to ci naprawdę pomoże.
-Nie chcę.
-Ale to nie jest takie złe jak o tym mówią. Popatrz ja brałem te używki milion razy i nic mi nie jest. Tobie też nie będzie.
Nie byłam pewna czy to wziąć, ale stwierdziłam, że i tak gorzej być już nie może.
-Dobrze. Poproszę Marychę.
Marycha, do ciebie!


-Proszę cię bardzo.
Myślałam, ze nie ma Marihuany w strzykawkach, ale jak widać się myliłam.
Ta, ciocia Stasia czaju naparzyła, a on zabrał jej czajniczek i teraz naiwnym kit wciska.
Buożesz Ty mój!


Kilka minut po wstrzyknięciu poczułam taką dziwną radość.
Bo to była Irving Tea :-P


-Chcesz zapasy do domu?
-Chcę.- Powiedziałam szeroko uśmiechnięta.
Chłopak zapakował w torebkę foliową bardzo dużą ilość strzykawek.
- I nie musisz mi płacić. Akurat mam promocję i darmowe próbki.

-Lepiej będzie jak wsadzisz to do plecaka. Lepiej nie chodzić z tym w ręce.
-Dziękuję- Szepnęłam i pocałowałam go w szyję.
-Ej mała, ty chyba za dużo wypiłaś.
-Chcę się pobawić.
-Jutro będziesz tego żałowała.
-Wcale nie.
-A twój chłopak?
-To zdrajca. Nie wrócę do niego. On zachował się bardzo egoistycznie. Chcę kogoś innego.
Rozumiesz, jakiś nowszy model z mniejszym przebiegiem.


-Niestety ze mną się nie pobawisz, ale jeżeli nie masz nic przeciwko to wiesz, jesteśmy w burdelu, a tutaj jest bardzo dużo dziewczyn.
-Dziewczyn? Ale ja nie chcę dziewczyn.
-A co to za różnica i tak zrobią ci dobrze.
-Ale ja chcę z tobą.- Zakręciło mi się w głowie i upadłam prosto na Marka.
-Mała to nie jest dobry pomysł.
-To jest bardzo dobry pomysł.- Mruknęłam i zaczęłam rozpinać chłopakowi koszulę.
-Ellen nie.
-Dlaczego?
-Ja mam dziewczynę. Jesteś bardzo atrakcyjna, ale nie chcę jej zdradzać.
Mawiano kiedyś o honorze kieszonkowców. Tu mamy honor dealerów.


-Rozumiem…- Odparłam ze smutkiem.
Popatrzyłam na plecak i powiedziałam.
-Ja już pójdę.
Wstałam i podeszłam do drzwi. Zanim jednak je otworzyłam chłopak przyciągnął mnie do siebie.
-Wiesz co jak raz się zabawię z kimś innym to nic się nie stanie.
Jednak kieszonkowcy górą!


Popatrzyłam na niego osłupiała.
A cóż Cię tak osłupiło?
Honor mu wcięło.


Chłopak położył mnie na podłodze. Bawiliśmy się świetnie. Tym razem już pamiętałam o zabezpieczeniu. Wiedziałam, że jestem okropną suką, ale to wszystko wina tego zdrajcy Billa.
Znaczy, upił Cię, zbakał i kazał bzyknąć dealera? Myślałam, że tylko zdradził.


Kiedy kończyliśmy naszą zabawę. Na pożegnanie wstrzyknęliśmy sobie heroinę.
No to mają niezły koktajl!


Do domu zataczałam się.
Potem już szłam prosto.
Jechałam taczanką.


 Kiedy weszłam obydwaj bliźniacy jeszcze tam byli.
-A co ty tutaj robisz? Mówiłam chyba, że ma ciebie tutaj nie być.
Chłopak podszedł do mnie
Nic ci nie jest?
-Nie!- Krzyknęłam.- Nie udawaj, że się mną interesujesz.
-Co ci się stało z oczami?- Ciągnął dalej.
-Eee… co?- Nie skontaktowałam.
Znaczy - zapomniała soczewek kontaktowych.


-No masz takie duże źrenice.
I pionowe. I czerwone tęczówki. Wiem! Jesteś córką Voldemorta, to dlatego nie ma nigdzie mowy o twoim tacie!
A ma nos? Jak ma, to nie jest Voldzim pomiotem, tylko nędzną podróbką.

- Coś ci się pomyliło. No tak pomyliłeś mnie z tą pokojówką. Idź już bo chcę mieć spokój i nie chcę patrzeć na ten twój wredny pysk.
Poszłam do mojego pokoju. By spokojnie usnąć wzięłam jakieś pigułki, które ulepszały sen.
Drinki, marycha, heroina, piguły - i wyżyła?
Mary Sue przecież. W weekendy ciągnie paliwo lotnicze. Nie w ciągu tygodnia, bo przez cały następny dzień hepie jej się czteroetylkiem ołowiu ;)
Nylonowe, nie do zdarcia.

 Usnęłam bardzo szybko. Nie myślałam nawet, że narkotyki dają taką swobodę.
Tośmy się pośmiali!


***
Kiedy się obudziłam bliźniaków już nie było. Teraz kiedy Czarny wyjechał poczułam jak bardzo mi go brakuje, ale sama tego chciałam. Nie pamiętałam nic z wczorajszego wieczoru. Jedyne co przedzierało mi się przez głowę to, to iż wzięłam narkotyki. Żałowałam tego. Byłam wściekła, że wzięłam to świństwo.
Usiadłam przed telewizorem włączając vivę. Kilka razy leciały nasze piosenki. W końcu jednak trafiłam na Rette mich. Na widok Billa poczułam ucisk w żołądku. Tak bardzo chciałam wrócić do czasów, kiedy chodziliśmy do szkoły. Kiedy dopiero się poznawaliśmy. To były piękne czasy. Żyliśmy tak bezproblemowo. No dobra, nie licząc szkoły i mojej kochanej mamusi.
Zaskakująco dojrzałe spostrzeżenie... Jak człowiek wieku nabierze i doświadczenia życiowego, to szkolne problemy jakieś takie maluśkie się zdają.


Kiedyś byliśmy nierozerwalni. Kochaliśmy się, a teraz?
A teraz, podczas wizyty w szpitalu, podano wam środek rozkurczowy, i zakleszczenie pochwowe ustąpiło. 


Teraz właściwie też się kochaliśmy, ale czy to było to samo co kiedyś?
W momencie poczułam ból. Czułam, że czegoś mi brakuje.
Yay, galopujące uzależnienie!


Miałam na coś okropną ochotę. Dostałam drgawek. Czułam się taka bezradna. Podniosłam się chcąc iść na górę, ale na schodach nogi osunęły mi się i upadłam. Resztę drogi musiałam przebyć na czworakach. Sprawiało mi to okropny ból. Męczyłam się. Doczołgałam się do plecaka, z którego wyciągnęłam pierwszą lepszą strzykawkę. Wstrzyknęłam sobie jej zawartość w żyłę.
Nie przejmując się ani specyfikiem, ani jego dawką. Ona naprawdę jest nie do zdarcia.


Wiedziałam, że to tego mi trzeba. Po kilku minutach poczułam się lepiej. Usiadłam na podłodze patrząc przez otwarte drzwi do jednej z sypialni. Weszłam do niej. To była sypialnia, w której spał Czarny. Na łóżku leżała jakaś kartka. Wzięłam ją do ręki i zaczęłam czytać to co było na niej napisane.
Ellen,
Wiem, że jestem potworem, ale uwierz mi, że nie chciałem cię skrzywdzić. Kocham cię. Pewnie nie chcesz mnie znać, ale jeżeli tak nie myślisz to proszę odezwij się do mnie.
Twój Billy.


Kochałam go na pewno, ale teraz, po tym co zrobiłam nie mogłam tak po prostu do niego zadzwonić. Czułam, że umieram. Te narkotyki prędzej czy później mnie zabiją. Chyba lepiej by było gdybym umarła pokłócona z Billem. Tak by było najlepiej.  Tylko, że ja nie chciałam przez to umierać. Nie wiem po co to brałam.
Niezły opis delirium. Obawiam się jednak, że wyszedł przypadkowo.


Położyłam się i włożyłam rękę pod poduszkę. Tak zawsze wygodniej mi się leżało. Pod poduszką coś było. Usiadłam i wyciągnęłam ową rzecz. Przed oczami ukazało mi się nasze zdjęcie. Moje i Billa. To zdjęcie było robione na próbie. Pamiętam to dokładnie. Czarny obejmował mnie w pasie patrząc w obiektyw, a ja patrzyłam szczęśliwa na Billa. Na widok tej fotki uśmiechnęłam się pod nosem. Wstałam i potknęłam się o coś. Ową rzeczą była koszula. Ona na pewno należała do młodszego Kaulitza. Założyłam ją na siebie czując jego zapach. Kochałam ten zapach chociaż właściciela tego zapachu bardziej. Zakręciło mi się w głowie. Poczułam, że zaraz zwymiotuje.
Bill zapewne nie zmieniał tej koszuli przez tydzień.
Jego zapach miał własną osobowość, jak zapach Paskudnego Starego Rona.
Pobiegłam jak najszybciej mogłam do łazienki. Wymiotowałam przez równe pół godziny.
Z zegarkiem w ręku.
A czy boChaterki umieją inaczej?!


-Boże, co te narkotyki robią z ludźmi.- Powiedziałam sama do siebie.
Do końca dnia zwracałam jak… jak nie wiem co… Obiecałam sobie, że nie wezmę więcej tego świństwa, ale ta obietnica prysła w momencie kiedy poczułam, że za chwilę umrę. W żyłach czułam ogień.
W tętnicach wodę, w śluzówce ziemię. Ot, życie rokendrolowca.


Miesiąc później poszłam do studia nagrywać piosenki, które miały być nagrane wcześniej, ale z powodu mojej ucieczki nagranie zostało wstrzymane. Śpiewałam moje ulubione piosenki, które nie należały do najłatwiejszych.
-Co się z Tobą dzieje?- Zapytał menager.- Fałszujesz i to okropnie już nie mówiąc o wyciąganiu. Palisz papierosy? Czy może bierzesz jakieś inne świństwa?
Nic nie odpowiedziałam. Byłam wykończona. Codziennie musiałam brać po kilka dawek używek by nie mieć drgawek.
Po kilka dawek - ye ye ye!
By nie mieć drgawek - ye ye ye!
Lecz wskutek tych strzykawek - ye! ye! ye!
Nie zgarnie już brawek - ye! ye! ye!


Poczułam jakiś ból pod brzuchem.
Znowu?


Dawno nie miałam okresu. Może to dlatego bolał mnie coraz częściej brzuch.
Mówiono mi, że są lekarze od takich rzeczy. Ale co ja tam wiem.


Ale w tym momencie zabolał potwornie mocno. Skuliłam się z bólu. Tak mocno jeszcze mnie nie bolało. Zaczęłam głęboko oddychać, ale nic to nie dało. Straciłam przytomność.
***
Obudziłam się w szpitalu. To chyba normalne, że jak mdleję to następnym miejscem jest szpital. Jakby nie mogli poczekać aż obudzę się na miejscu, w którym zasłabłam.
Tia, akurat. Jakby ją tak zostawili, to znów przeklinałaby swój parszywy los.


 Mniejsza o to. Na fotelu stojącym naprzeciwko łóżka spał chłopak… mój chłopak. Ta jego słodka mina poprawiła mi humor. Do pokoju z wielkim hałasem wszedł lekarz. Bill szybko  otworzył oczy.
-Ellen wstałaś.- Powiedział Czarny z uśmiechem.
-Jak widać wstała, a czy Ellen wie, że jak jest się w ciąży to nie bierze się narkotyków? Właściwie to nawet jak się nie jest to się nie bierze, ale skoro już trzeba to trudno, ale w ciąży mogła sobie Pani darować.- Oznajmił lekarz.
I w ogóle, pal sześć zdrowie pani, ale embrion!


-W ciąży?- Powiedziałam cicho.
Czułam jak żołądek mi się skręca. Popatrzyłam wystraszona w oczy Billa, który pusto patrzył gdzieś w dal.
-Jak to w ciąży?- Zapytałam.
-Była Pani w ciąży od pięciu tygodni. Nie wiedziała Pani o tym?
-Byłam?
-Przykro mi , ale Pani poroniła.
-To wszystko przez te cholerne używki!- Zaczęłam krzyczeć przez łzy.- Ja nie wzięłam ich specjalnie.
Tylko tak niechcący!
Pomyliło mi się z rutinoscorbinem, buuuuu!

-Co się stało to się nie odstanie. Jedyne co mogę w tej sytuacji zrobić to Panią od uzależnić.- Oznajmił lekarz, a następnie wyszedł z sali zostawiając mnie i Billa sam na sam.
OD UZALEŻNIĆ???
Tak. Włączyć wsteczny, fast rewind i sprawić, że Ellen nigdy nie zaczęła brać.

[Tu Ellen z płaczem relacjonuje Billowi skąd wzięła narkotyki. Bill otrzymuje obietnicę, że nigdy więcej i wszyscy są szczęśliwi]


Dwa miesiące późnij mogłam wrócić do domu.
Najwyraźniej nikomu z nas nie znane oduzależnianie okropnie długo trwa.


 Bill i Tom znowu u mnie mieszkali. Obydwaj robili wszystko bym zapomniała o ciąży. Niestety nie byłam w stanie o niej zapomnieć. Codziennie przed snem płakałam. To uczucie, że mogłam mieć córeczkę lub synka sprawiało, że nie wytrzymywałam emocjonalnie.


Chłopcy pocieszali mnie jak tylko umieli najlepiej, ale nic to nie dawało. Tom kupił mi nawet chomika bym nie myślała o dziecku,
W końcu mała różnica... A chomiczek tak fajnie popierdziela po tym kółeczku!


ale niestety chomik długo nie przeżył gdyż po dwóch dniach go nadepnęłam co doprowadziło, że co noc płakałam nie tylko z powodu zabitego dziecka, ale również z powodu rozdeptanego chomika.
*wstawia próbkę do refraktora* Tak. Element Komiczny.
Raczej tragiczny.


[Pewnego ranka boChaterka schodzi na śniadanie i podsłuchuje rozmowę zmartwionych jej stanem bliźniaków. Żeby ich uspokoić, grzecznie daje się nakarmić]
Brunet wycelował we mnie widelec z nabitą na niego papryką. Zdjęłam ją ustami z widelca i szybko zjadłam.
Kiedy zjadłam już cały półmisek z warzywami poszliśmy w trójkę do sypialni Toma, w której graliśmy w Scrabble. Przynajmniej oni nie byli już zasmuceni przeze mnie.
W nagrodę odpuścili jej porę leżakowania.


***
Obudziłam się w ramionach Billa, który już nie spał.
-Dzień dobry śpiochu.- Powiedział.
-Cześć.
-Jak tam?
-Bill…- Rzekłam cicho.
-Tak?
-Kup mi psa.- Odpowiedziałam z uśmiechem.
Pies - jest!
Mój Billuś nabył psa,
bo ma depresja trwa,
drżą więc obaj, Bill i pies,
czy to powstrzyma potoki mych łez?


Chłopak popatrzył na mnie niepewnie. Pewnie bał się, że tego szczeniaka też zabiję.
Ja za to tutaj wietrzę element. Tragikomiczny.


-Jesteś tego pewna?- Zapytał.
-Nie bój się, nie zabiję go.
-Skoro tak to okej.
-Bill jeszcze jedno.
-Tak?
-Chcesz tutaj mieszkać?
-Tutaj?- Zapytał zdezorientowany Czarny.
-No w Polsce. Chcesz tutaj mieszkać?
-Obojętnie gdzie ważne, że z tobą.- Odparł Bill.
-Widzę, że się tutaj męczysz. Wolałbyś mieszkać w Niemczech.
Chłopak nic nie powiedział. Wiedziałam, że byłby szczęśliwszy w swoim rodzinnym kraju. Musiałam coś z tym zrobić.
Po południu Bill z Tomem gdzieś wyszli. Usiadłam przy komputerze i zaczęłam przeglądać strony z domami do kupienia w Niemczech. Znalazłam kilka całkiem fajnych ofert. Najbardziej spodobał mi się dom w Hamburgu. Zadzwoniłam do osoby sprzedającej dom i umówiłam się z nią na jutro.
Ona nadal jest w Los Angeles?
Ona ma na ten dom pieniądze?
Po przygodzie z narkotykami i odwyku?


Chciałam jak najszybciej kupić nowy dom. Mój dom był świetny, ale miałam z nim złe wspomnienia. Chciałam zacząć wszystko na nowo. Nie wiedziałam tylko co będzie z moim zespołem. Jeżeli wyprowadzę się do Niemiec to wtedy nie będę mogła nagrywać w Polskim studio, a na pewno dziewczyny nie będą chciały się przeprowadzić. Musiałam z nimi poważnie porozmawiać.


[Zespół się rozpada, boChaterka zasmucona wraca do domu, w którym zastaje wymarzonego psa]


***
Siedziałam na łóżku i zastanawiałam się nad imieniem dla mojego pupila.
-Co sądzisz o Geschenkuś?- Zadał pieskowi pytanie.
Heksenszus?


Szczeniak jednak gdy usłyszał to imię odwrócił się do mnie tyłem.
-A może Traumerek?
Po polsku Szkodnik?


Pies nie reagował.
-Humanoidek?
Hemoroidek?
Szkorbucik?
Lumbadziunio, Lumbadziunio?

Pies nadal się nie ruszał.
Dostał zawału słysząc, jakie imiona wymyśla jego pani.


Do pokoju wszedł Tom.
-Masz już imię dla psa?
-No właśnie wybieramy razem jakąś nazwę, ale moje pomysłu mu się nie podobają.
-To może Scotty.
 Beam us up out of here. NOW!


Piesek podszedł do Toma i zaczął go drapać po ręce.
A Tom pieska - po jajkach.


-Chyba mu się spodobało.- Powiedziałam.
Tom pogłaskał pieska po główce i popatrzył na mnie.
-Zostawiłaś dzisiaj włączony komputer. Wyprowadzasz się?
-Słucham?
-Bo w komputerze były strony z domami na sprzedasz.
Sprzedasz, kupisz, potargować się warto.


-Ehh… chciałam byśmy przeprowadzili się do Niemiec. Widzę, że wam nie pasuje Polska.


-Nie przeczę, bo faktycznie lepiej by mi było w Niemczech. Spotkałbym się z moją dziewczyną.
-Masz dziewczynę?- Zapytałam zdziwiona.
-Tak. Ona jest cudowna. Jest bardzo mądra. Ma poczucie humoru i jest trochę nieśmiała. Ma piękne niebieskie oczy i kręcone, blond włosy. Tęsknię za nią. Poznałem ją kilka miesięcy po tym jak się wyprowadziłaś do Polski.
I puściłem ją w trąbę, bo wszędzie muszę się szwendać za moim bratem. A ona tam leży i czeka...
I może jeszcze pachnie.




-Mam nadzieję, że ją poznam.- Powiedziałam z uśmiechem.
Dobra pani!


Tom uśmiechał się patrząc na mnie.
-Przypominasz mi ją trochę.- Rzekł.
Z pięt. Tak samo nie używacie pumeksu.


W pokoju zapadła cisza, którą szybko przerwałam.
-Jutro jadę obejrzeć ten dom, jeżeli chcesz możesz pojechać ze mną.
-Jeżeli chcesz to z miłą chęcią.
Wstaliśmy wcześnie rano. Bill jeszcze spał. Nie chciałam go budzić, więc napisałam mu kartkę.
Billy,
Jadę z Tomem na zakupy. Zaopiekuj się pieskiem.
Ellen.

Gdybym się nie podpisała, kołek nie domyśliłby się, że to wiadomość ode mnie.


Położyłam ją na mojej poduszce i na pożegnanie pocałowałam nosek Czarnego.
Był zimny i mokry, jak zwykle.


[BoCHaterka jedzie z Tomem do Hamburga, gdzie w ciągu kilku minut kupują dom. Teraz trzeba o tym poinformować Billa.]


Usiedliśmy w trójkę przy stole.
-Kochanie…- Zaczął mówić Tom.- … mamy dla ciebie wspaniałą nowinę. Otóż mój skarbeczku dzisiaj z Ellen kupiliśmy dom w…?
W kuchni zapadła cisza.
-W Hamburgu koteczku.- Dokończył Dred.


"Misiu - czemu z ciebie taka ciapa jest?..." 


-Czy puchaty niedźwiedź może tak do mnie nie mówić?- Powiedział Bill do Toma.
-Jak ty do mnie powiedziałeś?
-Puchaty niedźwiedź.
-Osz ty żabciu jedna. Pożałujesz tego. Ześlę na ciebie bogów gilgotek.
Czy tak rozmawiają ze sobą dziewiętnastoletni bracia?
Nie. Pięcioletnie siostrzyczki, być może.


-Co?- Powiedział Czarny.
-Właśnie to.- Mruknął Tom zaczynając łaskotać mojego chłopaka.
-Ellen ratuj!- Krzyczał Bill powstrzymując się od śmiechu.
Łaskotki - są. AŁtorka uparcie usiłuje stworzyć kanoniczne opko. Niestety, boChaterowie są zbyt ciapciarapciowaci. Choć kanoniczność aŁtorce wychodzi teraz nieco lepiej niż w pierwszej części. O raju! Powiedziałem "lepiej"?!
Czy ty się dobrze czujesz? Za dużo opka na raz po powrocie?
*wachluje Murazora* Proszę się rozejść! Ten pan zaraz wróci do siebie.


Bill zleciał z krzesła na podłogę, a Tom razem za nim. Pociągnęłam Toma w pasie do góry. Jednak to co się stało chwilę później postawiło mnie w dosyć niezręcznej sytuacji. Tom przygwoździł mnie swoim ciałem do ściany patrząc znad mojej głowy głęboko w moje oczy.
Kolejna akrobacja Człowieka-Gumy.


Zrobiło mi się gorąco.  Nie wiedziałam co mam zrobić. Na szczęście Bill mi pomógł. Złapał Toma za nogę i wywrócił go z powrotem na podłoże zaczynając go łaskotać. Oczywiście Czarny nie zauważył tego jak jego brat mnie potraktował. Szybko pobiegłam do sypialni biorąc ze sobą Scotty’ego. O co chodziło Tomowi?
W przygwożdżeniu do ściany? Pewnie nic, chciał się trochę poocierać.


***
Stałam naprzeciwko mojego nowego domu. Jacyś ludzie wnosili do niego meble.
Nie wiem wprawdzie, co to byli za ludzie, i skąd wzięli te meble, ale czy to takie ważne.


Kiedy tylko tu przyjechaliśmy Tom pojechał do swojej dziewczyny co oznaczało, że zostałam sama z Billem.
Przez pięć godzin oglądaliśmy razem jakieś filmy w salonie.
A sprzątanie po przeprowadzce zrobi się samo.
Na to akurat to każdy ma nadzieję.


[Tom jest w szoku, bo dziewczyna, zamiast leżeć i czekać, zdradziła go. A czego się spodziewałeś, Tom?]


Zrobiło mi się go żal. Chciałam by mu się ułożyło. Przytuliłam go do siebie mówiąc:
-Będzie dobrze. Znajdziesz sobie inną, która nie zrobi ci takiego świństwa.
-Już znalazłem.- Odrzekł.
Popatrzyłam na niego zaskoczona.
-Szybki jesteś.
Chłopak uśmiechnął się do mnie.
-Nie wiem tylko czy ona by mnie chciała.
-Na pewno będzie chciała. Kto by nie chciał?- Odparłam i za chwilę pożałowałam tego.
Dred uśmiechnął się jeszcze szerzej, a następnie wbił swoje usta w moje.
Miał dziób dzięcioła, czy co?
Buzi! 
:)


Wytrzeszczyłam oczy. Tom z sekundy na sekundę całował mnie coraz bardziej namiętnie. Podobało mi się to jak całował, ale przecież miałam Billa. Delikatnie go od siebie odsunęłam.
-Tom… nie chcę cię ranić, ale ja jestem z twoim bratem. Nie możemy robić takich rzeczy. Bill jest moim chłopakiem i ja go kocham. Oczywiście ty też jesteś świetny, ale nie chcę by przeze mnie znowu cierpiał.
-Wiedziałem. Nikt mnie nie chce. Wszyscy tylko Bill i Bill. Co wy wszyscy myślicie, że ja nie potrzebuje odrobiny miłości.
-Nie mów tak.
-Ale tak jest. Kiedy mi na kimś zależy to się okazuje, że albo tej osobie podoba się mój brat, albo mają mnie za chłopaka na jedną noc.
-Tom… Przestań.
Nie wiem dlaczego, ale kiedy to powiedziałam w moich oczach ukazały się łzy. Tom spojrzał w moje załzawione tęczówki i spytał:
Czy one nie mogą napisać np. "w moich oczach ukazały się łzy. Na ten widok Tom...", tylko sugerować, że tęczówki mokre, a na białku pustynia?
Tak prosto? Czytelniczki byłyby zawiedzione, a my nie mielibyśmy nad czym się pastwić.

-Dlaczego płaczesz? Ty nie masz powodu do płaczu… masz chłopaka, z którym wspaniale ci się układa. Masz psa, który cię uwielbia. Może niedługo będziesz miała dzieci.. nie wiem. A ja? A ja nie mam nic.
-Tomy masz nas. Mnie i Billa. Przecież wiesz, że możesz zawsze na nas liczyć.
-No i co z tego, że mogę, jeżeli nie mogę w pełni okazać moich uczuć do ciebie.
Moje serce waliło coraz mocniej. Każda komórka mojego ciała nakazywała bym zlitowała się nad nim, tylko nie wiedziałam dlaczego.
Na litość ją bierze.
Jeszcze nie bierze, ale nie uprzedzajmy faktów.

Przecież Bill ewidentnie był moją drugą połówką jabłka, więc dlaczego wszystko we mnie prosiło bym nie była taka bezlitosna dla Toma. Popatrzyłam w te dobrze znane mi czekoladowe oczy i pochyliłam się nad nim. Delikatnie dotknęłam wargami jego usta. Chłopak objął mnie w pasie, a ja usidłam na jego kolanach pogłębiając pocałunek.
Staje mi przed oczami wizja tego gościa, który grał na brzytwie i uśmiechał się coraz szerzej i szerzej...


 Z czułością gładziłam jego policzek. Dred ostrożnie położył mnie na łóżku, a następnie sam położył się na mnie. Jego za duża bluza była taka miękka i tak ładnie pachniała. Tomy zaczął składać pocałunki na mojej szyi. Nie wiem czemu, ale podobało mi się to. Gryzło mnie jednak sumienie.
Czy jakby Tom ją gryzł, to sumienie by ją całowało?


 Czułam się okropnie. Doskonale wiedziałam, że zdradzam Billa i to jeszcze z  jego własnym bratem. Wolałabym nie wiedzieć co by się stało gdyby Czarny teraz stanął w drzwiach.
***
Po jakimś czasie usiedliśmy wtuleni w siebie na łóżku.
-Tomy mam do ciebie prośbę.
-Jaką?- Zapytał gładząc moje włosy.
-Nie mów nic Billowi.
-Ehh… no dobrze. Skoro tak bardzo ci na nim zależy, ale obiecaj mi, że od czasu do czasu pozwolisz mi wyładować swoje uczucia.
Hał romantik.
Soory vietu, biznes.
Mógłby jej przynajmniej za to płacić.


Tom objął mnie ręką w pasie i oparł brodę o moje ramię. Odwróciłam głowę w stronę Dreda, który popatrzył w moje niebieskie oczy. Zabolało mnie to, że nie mogę dać mu prawdziwej miłości. Jednak starałam się zrobić wszystko by przestał uważać, że nikt go nie kocha.
Killmi.




Delikatnie zaczęłam bawić się jego kolczykiem w wardze. Chłopak powoli rozchylił swoje usta. Chciałam go pocałować, ale nagle usłyszałam dźwięk trzaskających drzwi.
-Już jestem!- Krzyknął Bill.
Coś mi się zdaje, ze jednak wiedział.


Popatrzyłam wystraszona na Toma i dałam mu całusa w jego ciepłe usteczka, a następnie powiedziałam:
-Lepiej będzie jak już pójdę.
Popatrzyłam na zegarek. Dochodziła już dziesiąta. Ten czas bardzo szybko leciał.
-Gdzie jesteście?!-  Wołał Bill.
Chłopak był gdzieś na schodach. Musnęłam szybko wargi Dreda i powiedziałam:
-Dobranoc.
Pomachałam mu jeszcze otwierając drzwi.
-O tu jesteście.- stwierdził Bill.
Czarny pocałował mnie w policzek. To uczucie było straszne. Sumienie mnie coraz bardziej gryzło.
Gryzie przy każdym całowaniu. Obojętnie, przez którego Kałlica.


Który by ją nie całował, to sumienie ją gryzie. Lepiej niech przestaną.
Może niech zaczną ją gryźć?


 Wolałam nie wiedzieć jak teraz czuł się Tom.
-Co ty taka sztywna?- Zapytał mój chłopak.
-Sztywna? Wydaje ci się.- Odpowiedziałam.
-Co robiliście jak mnie nie było?- Spytał Billy.
Sztywnieliśmy.


Dyskretnie spojrzałam na Toma, który odpowiedział:
-Bawiliśmy się z psem i rozmawialiśmy.
-Tylko?- Zadał pytanie zaciekawiony Billosz.
-A co mieliśmy więcej robić?- Postawił pytanie Dred.
-Hmm… no nie wiem co ci sprośnego przyjdzie do głowy. Może się na nią rzuciłeś z pocałunkami albo ona sama zaczęła cię całować. Chociaż tego by nie zrobiła prawda?
Prorok jaki czy co.


Żołądek podszedł mi do gardła.
-Bill, dajmy odpocząć Tomowi. Dobranoc Tom.- Powiedziałam i wyszłam razem z Czarnym z pokoju.
***
Rano kiedy się umyłam od razu poszłam do pokoju Toma. Musiałam mu wszystko wytłumaczyć. (...)
-Myślałam nad tym co się wczoraj stało i doszłam do wniosku, że to jest niesprawiedliwe względem Billa. Nie mogę mu tego zrobić. Powinieneś to zrozumieć, w końcu jesteś jego bratem.
-Nie chcesz mnie?
-Tom dobrze wiesz, że nie o to chodzi. Po prostu chcę być wierna Billowi.
- Czyli nie chcesz mnie.


-On nie był.- Rzekł z oburzeniem Tomy.
Ona też. A dealer?!


-Było minęło.
-Skoro on nie był to ty też nie musisz.
-Nie chcę się na nim mścić. Kocham go i powinieneś to zrozumieć.
-Ależ ja rozumiem. Znowu zostałem wystawiony.
-Przestań… dobrze wiesz, że tak nie jest.
-To pozwól mi się tobą nacieszyć chociaż przez chwilę.


Wiedziałam, że tak się to skończy. Zawsze jak mnie ktoś tak ładnie prosił to nie potrafiłam temu komuś odmówić,
Hej, kochanie, jesteś taka śliczna, pożycz stówkę!
Tomuś pięknie Ellen prosi,
strasznie żal Tomusia Ellen...


 a po za tym ja sama do końca nie chciałam tak tego skończyć. Wstałam i zeszłam na śniadanie.
Żeby choć raz to był podwieczorek!...


 W kuchni siedział Bill. Pocałowałam go na dzień dobry w czoło. Jak nobliwa babunia, Przygotowałam sobie kanapki z serem i usiadłam naprzeciwko mojego chłopaka. Do kuchni znienacka wszedł Dred. [przeczytałam Zgred] Wziął do ręki butelkę z wodą i odwrócił się w naszą stronę opierając się o blat.
-Co tam?- Zapytał.
-O właśnie dobrze, że mi przypomniałeś. Za trzy dni jadę do Berlina, więc zostajecie sami w domu. Tylko nie puśćcie domu z dymem.- Powiedział Czarny.
Się też nie, jeśli łaska. A swoją drogą: czym mu ten Berlin przypomniał?

-Jak sobie życzysz żabeczko.- Mruknął Tom.
-A ty znowu zaczynasz?- Zadał pytanie młodszy bliźniak.
Dred zaczął się śmiać i usiadł obok swojego brata. Objął go w pasie i szepnął:
-Tak myszko.
Bill klepnął Toma w głowę mówiąc:
-Ja ci dam myszkę ty erotomanie jeden.
-No daj dzióbka.- Powiedział pieszczotliwie Tomuś.
-Jak chcesz to mogę za chwila ci dać w dzióbka.
-Ale ty jesteś nie miły kwiatuszku.
-Chcesz mieć we mnie wroga?
-Ależ skąd.- Rzekł Dredziasty i pogładził Billa po policzku.
Czarny się wkurzył i pociągnął go za dreda.
-Aua… to boli.
-Ma boleć.
-Za chwilę stracisz tą piękną szopę, którą masz na głowie.
-Szopę? Jaką szopę?- Zapytał zaskoczony Billuś.
-Właśnie tą.
"Tą" szopą to ja ci mogę najwyżej lutnąć, maleńka.
*podsuwa Dzidce szopę na narzędzia*


Tom zwalił Billosza z krzesła i zaczął wichrzyć jego lwią fryzurę.
Wichrzyć? Dał radę tam w ogóle rękę wsadzić?!
Wsadzić, jak wsadzić. Dziwne, że był w stanie wyjąć.

-Zostaw. Tom puść! Układałem tą fryzurę przez godzinę!- Krzyczał Billy.
Patrzyłam na nich i się śmiałam. Zachowywali się jak takie małe dzieci, a mieli już po 19 lat.
 No właśnie.


-Dobra, a teraz oznajmiam wam, że dzisiaj idę pozbyć się moich dredów.
-Dlaczego?- Spytałam.
-Bo już nie pociągają mojego brata.
Za to brat za nie pociąga.


-Złaź ze mnie kupo mięsa.
-Jak ty do mnie mówisz… Wstydziłbyś się.
Chłopaki popatrzyli na siebie i wybuchli śmiechem. Bez nich byłoby nudno. Byli tacy idealni i tacy piękni. Ehh… i obydwoje byli we mnie zakochani.
Obydwoje. Zmiennopłciowość Kałliców powoli wpisuje się w opkowy kanon, nieprawdaż?
Prawdaż, misiaczku.

***
Przez następne trzy dni Tom prawie w ogóle mnie nie opuszczał. Szczerze mówiąc nie przeszkadzało mi jego towarzystwo. Czułam, że zaczynam darzyć obydwóch chłopców tym samym uczuciem.
Bill z samego rana pojechał do Berlina. Tom zrobił na obiad spaghetti. Nie lubiłam tego jeść ponieważ zawsze makaron spadał mi z widelca.
Nie mógł jej świderków nagotować?


-Dać ci śliniaczek?- Zapytał uśmiechnięty tym razem już Warkocz.
Tom miał teraz takie bardzo ładne czarne warkoczyki. Nie wiem czy teraz bardziej pociągał Billa, ale mnie na pewno.
-Nie dziękuję.- Odburknęłam.
-Daj ten widelec.- Powiedział chłopak podchodząc do mnie.
Podałam mu widelec, a on szepnął mi do ucha:
-Wstań na chwilę.
Wstałam, a on usiadł na moim krześle. Pociągnął mnie w dół. W ten właśnie sposób siedziałam mu na kolanach.
Byłam przekonana, że usiądzie na widelec, trzymany przez Tomusia na sztorc.


Tom nadział spaghetti na widelec i odezwał się do mnie:
-A teraz Ellen dostanie papu.
Popatrzyłam na niego karcąco, a on rzekł:
-Ellen otworzy buzie i zje ładnie za Tomusia.
Rozchyliłam usta i patrzyłam na niego jak na idiotę.
My też rozchyliliśmy i popatrzyliśmy. Muszą być jakieś granice żeny, prawda?


On nic sobie z tego nie robił tylko się głupawo uśmiechał. Kiedy już zjadłam te wszystkie: za mamusie, za Tomusia, za Billusia, za Scotty’ego, mogłam iść do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i włożyłam słuchawki do moich uszu. Ze słuchawek wydobyła się piękna muzyka. Słucham jej z zamkniętymi oczami. Po kilkunastu piosenkach poczułam, że coś łapie mnie za nogę i ciągnie w dół. Oczywiście to był Tom.
-Co chc…- Nie dokończyłam, bo Tom złączył nasze usta.
Za pomocą szybkozłączki.
Kiedyś na paragonie widziałam napis SZYBKOZLACZKA. Skonałam w sklepie.




Przytulił mnie bardzo mocno do siebie. Zatopiłam się w jego puchatej bluzie. Chłopak wsadził rękę pod moją bluzkę.
-Chcesz tego?- Spytał z błyskiem w oczach.
Miałam mętlik w głowie. On patrzył na mnie tak czule, ale również ze strachem. Jak zahipnotyzowana odpowiedziałam:
-Chcę.
Tom zatopił swoje usta w mojej szyi.
On naprawdę ma coś dziwnego w tym miejscu, w którym wszyscy mają wargi.
Ssawkorurkę.
Szczękonogogłaszczkę.


Po jakimś czasie zaczął energicznie zrzucać z nas ubrania.
-Łagodnie czy ostro?- Spytał.
-Tak jak lubisz najbardziej.
-A jak lubię najbardziej?- Zapytał uśmiechając się do mnie.
Mamo, czy ja to w ogóle lubię?


Popatrzyłam na sufit i stwierdziłam z uśmiechem:
-Ostro…
-Jak ty mnie dobrze znasz.- Powiedziawszy to rzucił mnie na podłogę.
ŁUPS.


Usiadł na mnie, brutalnie we mnie wchodząc.
No jak bym tego nie wizualizowała: nie wiem, jak to zrobił. Chyba, że tam też ma ssawkorurkę.


Chwilę później chłopak odwrócił mnie tyłem i wszedł we mnie mocno. To było takie podniecające. On poruszał się bardzo energicznie co doprowadzało mnie do szaleństwa. Tom położył się na łóżku rozkraczając nogi. Chłopak pokazał palcem, że mam się do niego zbliżyć.
-No dalej kurczaczku. Zrób to. Obliż go.
Dziobnij go! Dziobnij!


Uklęknęłam przed łóżkiem i zaczęłam dotykać jego męskość. Kiedy zaczęłam ssać jego główkę chłopak naprężył się mrucząc.
Jak mogła ssać główkę Toma? Ten wielki, spocony łeb z dredami i czapką?
Ciućkała daszek, moim zdaniem.


-Wsadź go całego.
Posłusznie włożyłam sobie go do ust zaczynając go stymulować.
Łaskotał mnie nieco w migdałki i prowokował odruch wymiotny, ale Kałlic każe, boChaterka musi.


Chłopak objął moją głowę w ręce i zaczął poruszać nią coraz szybciej. Nagrodą było to, że mogłam się na niego nabić.
Widać wpływ oglądanych pornoli.


Podskakiwałam w górę i w dół, do przodu i do tyłu.[i dookoła] [i skłon na bok, pogłębić, pogłębić!] W końcu opadłam z sił i położyłam się na jego nagim torsie. Teraz mogłam zobaczyć jego kaloryfer.
To było duże rozczarowanie. Te nitki brudu i kurzu zwisające pod spodem... Klimatyzator w biurze mamy prezentował się lepiej.


Tom bardzo różnił się od Billa, co oczywiście nie oznaczało, że mi nie zależało na Czarnym.
Gruszka różni się od jabłka, co nie oznacza, że jutro będzie padać.
Blacharz Pokorny z Budziejowic mawiał: „Nie jadłem tego roku grzybów, ale ten nowy sułtan marokański ma być podobno bardzo porządnym człowiekiem.”


Warkocz delikatnie przygryzł moje ucho.
...i wtedy sumienie mnie ucałowało!
Z przyzwoitości nie dodamy, gdzie.


-Nie mów mi, że Bill cię tak wyszkolił.
-A kto inny miałby mnie szkolić. –Powiedziałam z akcentem na „szkolić”.
-Nie wierze, że zrobił to mój brat. Nie ta cnotka.
Tom przewrócił mnie na plecy. Teraz on leżał na mnie. Chłopak zaczął zjeżdżać rękoma z moich pleców na pośladki,
Jak, skoro przygniatała mu te ręce?
Opkowa anatomia.


całując przy tym moją szyję i ucho. Nagle zadzwonił mój telefon. Chciałam się podnieść by go odebrać, ale Tom stawiał opory.
-Nie odbieraj. Później oddzwonisz teraz nacieszmy się sobą.
-Może to ważne.
Tom odpuścił. Złapałam za telefon i powiedziałam:
-Słucham.
-Dzień Dobry tutaj Judith Luft. Czy dodzwoniłam się do Pani Ellen Linn?
Nazwisko też ma bardzo polskie.
Ha! Miło mi się ono kojarzy!




-Tak.
-Chciałam powiadomić, że Bill Kaulitz miał wypadek. Jego samochód wpadł w poślizg. Pan Kaulitz leży teraz nieprzytomny w szpitalu przy ulicy Silberstein straße w Berlinie.
Od samego wpadnięcia w poślizg nikt nie traci przytomności, chciałam subtelnie zauważyć. A "Straße" pisze się z wielkiej litery.


-Dobrze już tam jadę.- Wyjąkałam zaczynając płakać.
Teraz właśnie zrozumiałam swój największy życiowy błąd.
Ona zdradziła chłopaka, Tom - własnego brata, a pokarało Billa. Kaczki zjadły proso, a bociana powiesili.


***
Jechaliśmy około dwóch godzin. Kiedy dojechaliśmy, wpadłam do szpitala jakby ktoś mnie wyrzucił z procy. Zaczepiłam jakąś pielęgniarkę i zaczęłam pytać dysząc:
-Gdzie on jest? Gdzie jest Bill Kaulitz?
-Kim Pani jest?
-Jestem jego dziewczyną.
-Jest w sali numer 89.
Pod drzwiami paparazzo przystanął i chichocząc ściągnął perukę i buty na obcasie.


Pobiegłam do tego pomieszczenia jak najszybciej mogłam. Tom po jakimś czasie mnie znalazł. Staliśmy obydwoje pod tą salą.
-Na pewno chcesz tam wejść?- Zapytał starszy bliźniak.
Ja tylko spojrzałam na niego wściekle i weszłam do pomieszczenia gdzie leżał mój chłopak.
Wygląda na to, że jakby pytanie nie padło, stałaby pod salą jeszcze długo.
Działała na pych. Trzeba było coś do niej powiedzieć, żeby zareagowała.


Usiadłam na jego łóżku i złapałam go za rękę powstrzymując się od płaczu.
-Bill przepraszam za wszystko. Kocham Cię. Bill proszę obudź się.
Poczułam jak ręka Czarnego lekko ściska moją. Do pokoju wszedł lekarz.
-Co z nim?- Zadałam pytanie.
-Nie odniósł jakichś poważnych obrażeń. Mocno uderzył się w głowę, ale wyjdzie z tego. Myślę, że niedługo powinien się obudzić. Przyda mu się teraz trochę ciepła rodzinnego, by mógł dojść do siebie.
Lekarz wyszedł z sali zostawiając jakieś papiery przy łóżku Kaulitza.
A to ciekawa praktyka. U nas nawet zerknąć nie dadzą, bo durny pacjent się nie zna. Oczywiście rodziców Kałliców diabli wzięli.

Przyłożyłam do mojego policzka rękę Billa. Mimowolnie z moich oczu poleciały łzy.
-Nie płacz.
Popatrzyłam na Czarnego. Miał lekko otwarte oczy.
-Bill…- Powiedziałam i objęłam go.- … ale mnie wystraszyłeś. Jak się czujesz?
-W miarę dobrze.
-Potrzebujesz czegoś?
-Pocałuj mnie.
Zrobiłam to o co mnie poprosił. Do pokoju ktoś wszedł.
-A wy już się całujecie.- Żachnął się Tom.
-A co przeszkadza ci to?- Warknęłam.
Wiem, że byłam wredna, ale byłam zła na siebie za to, że pozwoliłam się omotać Tomowi.
Jak dobrze, że winny znalazł się w porę.


-Zostawię was samych.- Oznajmiłam i wyszłam z pomieszczenia.
Udałam się do bufetu na jakąś kawę. Wiedziałam, że to już koniec z Tomem.
Ponieważ jednak aŁtorka, jak się zdaje, straciła wenę, akcja czyni gwałtowny zwrot i okazuje się, że to nie z Tomem koniec.
Trzymajcie się poręczy i uchwytów! Zwrot! Bom leci!




Minęły trzy lata. Siedziałam na ławce przed czarnym nagrobkiem. Obok mnie siedziała jasnowłosa dziewczynka i Tom. Patrzyłam na srebrne napisy na pomniku:
Bill Kaulitz
1.09.1989r.-13.06.2012r.
Brak nam Ciebie, nasz Aniołku
*tu miejsce na twój suwaczek*


Ostatnie  jego chwile w domu były trudne. Na początku czuł się dobrze. Wykorzystaliśmy to. Nie opuszczaliśmy siebie na krok. Nie zdradzałam go z Tomem. Zaszłam w ciążę i wtedy stan Czarnego się pogorszył. Bill miał raka płuc. Z każdym dniem było coraz gorzej. Pewnej nocy miał przerzut do mózgu.
 Ciach, i nagle miał przerzut do mózgu. W ciągu jednej nocy.  Raczek wtem! zrobił wziuuuut i się przerzucił i umarł Billa.
Wykończył go szybciej, niż choroba popromienna.


Nie dało się go odratować. Umarł. Jego choroba nie była powiązana z wypadkiem. Lekarze stwierdzili, że to przez nadmierną ilość papierosów, które palił.
Tak? A może przez coś innego?


Dziewczynka siedząca obok mnie była moją córką. Miała dwa latka. Była bardzo śliczna. Urodę na pewno odziedziczyła po swoim tatusiu. Nazwaliśmy ją Isabell.
Powinni ją nazwać Isabill.
A aŁtorce wręczyć licence to kill.
I tak dobija swoją pisaniną.

Po śmierci Billa, Tom był załamany. Cały czas powtarzał, że nie ma po co żyć, że jego życie skończyło się 13 czerwca. Starałam się go jakoś pocieszyć, ale nie było to łatwe.
Na cmentarz przychodziliśmy prawie codziennie. Isabell była jeszcze za mała by zrozumieć co się stało. Bawiła się ziemią rozsypaną przy grobie.
Bill od czasu do czasu próbował wyleźć?
Czasem na widok zdjęć to wydaje mi się, że właśnie wylazł i postanowił nie wracać.


Tom siedział obok mnie i obejmował mnie w pasie. Było nam ciężko, więc nie chciałam być niemiła.
-Jak myślisz, byłby zły gdybym miała chłopaka?- Zapytałam.
-Myślę, że chciałby byś była szczęśliwa.- Odpowiedział Tom.
Oparłam głowę o jego ramię.
-Ellen…
-Tak?
-Chcę cię przeprosić.
-Za co?- Zapytałam zdziwiona.
-Za to, że doprowadziłem do tego iż zdradziłaś Billa. Zachowałem się bardzo nieodpowiedzialnie.
-Tom, było minęło. Nie warto do tego wracać.
Ścisnęłam dłoń Warkocza.
-Będziemy jeszcze kiedyś razem?- Spytał.
-Kto wie co przyniesie przyszłość. Teraz chodźmy na obiad, bo Isabell musi coś zjeść.
Tylko Isabell? To oni już nie muszą?




Chłopak wstał i wziął na ręce swoją bratanice, po czym objął mnie z powrotem w pasie. Poszliśmy do samochodu, w którym jedyną osobą, która wydawała dźwięki była moja córeczka.
Popiskiwała jak gumowa kaczuszka?
Przerobili ją na klakson!


 Chciałam by wreszcie w moim życiu się ułożyło i miałam nadzieję, że Tom mi w tym pomoże.
KONIEC


Z ławeczki przed czarnym nagrobkiem serdecznie pozdrawiają: Kura z butelką szampana i nożycami do przecięcia wstęgi, Dzidka kupująca dom w Ułan Bator i w Czadzie Górnym, Szpro wstrzykująca sobie czekoladę, Mikan naciskająca klakson, Gabs żonglująca szybkozłączkami i dobity pisaniną Murazor
oraz pusty wazonik czekający na maskotkę Armady :-)



36 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Jak miło zobaczyć Was całych, zdrowych i niezatopionych po tym nieprzyjemnym incydencie :)

Wywiad był przekomiczny. Miałam przed oczyma rodem z "Dzień dobry TVN", gdzie pseudogwiazdki z "Tańca..." spowiadają się ze swojego życia prywatnego. BO ZAWODOWEGO NIE MAJĄ.

"Za dużo czasu poświęca układaniu fryzury, nie ma szans." - ostatnia wizyta Justina u fryzjera była droższa niż cały mój dom, tak btw.

"Zakochany po tobie w uszy Michael." - kurczę, ten bełkot pobił całe opko :)

"Typowo męskie zagranie. Powinien w ogóle tylko oddzwonić." - smsa napisać wystarczyłoby.

Marihuana w strzykawkach. Nie no, tego jeszcze nie grali...

"A teraz, podczas wizyty w szpitalu, podano wam środek rozkurczowy, i zakleszczenie pochwowe ustąpiło. " -XD (chociaż nie... powinno być iks de!)

"I puściłem ją w trąbę, bo wszędzie muszę się szwendać za moim bratem. A ona tam leży i czeka...
I może jeszcze pachnie." - a może już zaczyna cuchnąć...

"-W Hamburgu koteczku.- Dokończył Dred." - TAK! Czekałam na to od początku opka. Tom nazwany Dredem. Szczęście, że moi znajomi jeszcze na tą megazajebistą ksywkę nie wpadli.

Cud, miód i gorące malinki. Powodzenia na nowej drodze żyć... analizowania?
Adelaar.

Dzidka pisze...

Adelaar, jesteś pierwszym komenciatorem w naszym nowym życiu :) Jak miło! *zakłada na szyję Adelaar wieniec laurowy*

Anonimowy pisze...

Witam moją ulubioną analizatornię w nowym miejscu! Cieszę się, że wróciliście (i do tego tak szybko). Miejsce nowe, ale analizatorzy jak zawsze w znakomitej formie.
Ałtoreczkowa medycyna bije w tym opku na głowę wszystko. Tajemnicze zatrzymanie owulacji i przerzut do mózgu „pewnej nocy”.
A do tego płyn do płukania tkanin, córka Voldemorta i Isabill i od razu czwartek staje się przyjemnym dniem.
Życzę wielu wspaniałych opek do analizy i nadal tak obezwładniających skojarzeń.
Płyń Armado!

Pozdrawiam
Zielona Ziuta

Anonimowy pisze...

To wspaniale, że znów jesteście! ;] Analiza przednia, zwłaszcza przerzut raka do mózgu w jedną noc i ciućkanie daszka... Znacznie wygodniej się teraz czyta.
Pozdrawiam bardzo serdecznie, niech Armada leci długo i daleko!
Kivi

jasza pisze...

Skąd Wy macie aż tak psujące skojarzenia?

-A czy to musi być ciąża? Te objawy nie wskazują na coś innego?- Zapytałam z nadzieją.
-Jest coś innego, co zdarza się bardzo, bardzo rzadko, nawet powiedziałbym raz na milion, ale nie mogę Pani gwarantować, że nie jest to ciąża. Badania zrobimy za pół godziny, dobrze?
> Podsumowując: albo ciąża, albo niezwykle rzadkie schorzenie, które mimo wszystko i tak się może ciążą okazać. Przerąbane.

-Widzi Pani… Te wszystkie bóle głowy, brzucha i wymioty spowodowane są tym, że gwałciciel bardzo mocno uszkodził Panią wewnątrz. Ścianki popękały i niestety nie jest to dobra wiadomość. Nie wiem jak ten ktoś to zrobił, ale uszkodził Pani coś jeszcze.

> Móóóózg!

Coś co opóźnia Pani okres, a raczej owulację.
> Przysadkę jej zepsuł i dziewczątko nam się rozregulowało?
>> Przysadka zepsuta penisem to może być to, co "zdarza się bardzo rzadko, nawet raz na milion".
>>>*zalicza fejspalm* okres, owulacja, wsio rawno.

I trzeba było zrobić sobie chwilę przerwy na odeśmianie się.

Adelaar pisze...

Haha, nawet nie zauważyłam! Inaczej dodałabym nieśmiertelne, trollowe "PIERWSZA!"
*dumnie przechadza się po pokoju z wieńcem na szyi*

Anonimowy pisze...

Ach, ach, to mój pierwszy wpis na nowym blogu!

Zwykle powalają mnie na ziemię Wasze komentarze, ale dziś uprzedziła Was aŁtorka i motyw narkotykowy. Chciałam fragment o od-uzależnieniu pokazać mojej mamci, pedagogowi od lat wożącemu dzieciaki na Detox, ale obawiałam się o jej wytrzymałość psychiczną....

Anyway, dobrze móc znów cieszyć się analizami. Życzę owocnej pracy przy kolejnych opkach - i obyście zostali z nami jak najdłużej!

Maryboo

Dzidka pisze...

Jeszcze raz do Adelaar:
"Zakochany po tobie w uszy Michael"

MATKO BORSKO - sześcioro analizatorów, a nikt z nas takiego pięknego kwiatka nie zauważył! :D

Szprota pisze...

@ Dzidka: mam do wpisania kod subbl. To wiele wyjaśnia, czemu przeoczyliśmy ;]

Adelaar pisze...

@Dzidka: toż to opko to jeden wielki kwiatek jest! Taki drobiazg łatwo przeoczyć :)

Anonimowy pisze...

A mnie zastanawia przerywanie wyrazów. Mdlejąc mówi N... Bill mówi z każdą dziewc... Czy nie powinno być ni oraz dziewcz? Sylabami chociaż?

Adwokat pisze...

Jeeej! Czwartki znów są piękne!
Dzisiejsza grupa analizatorów doprowadziła mnie do bólu brzucha ze śmiechu.
Fabuła opka jest mordercza... Każdy z każdym, trochę jak w Modzie na sukces.
Z niecierpliwieniem czekam na nową maskotkę. Czyżby jednak suseł?...
Jeśli chodzi o opkową medycynę, to prawie mnie ómarła. Prawie, bo ostatnio czytałam opko o tym, jak to krew do przetoczenia może być pobrana tylko i wyłącznie od ojczulka *facepalm*.
Dziękuję jeszcze raz i życzę pomyślnych wiatrów(?)!
Kod: dynceduo. Nowe zaklęcie Harry'ego Pottera? xD

Unknown pisze...

cudnie, że znów jesteście. a ja się jak zwykle popłakałam ze śmiechu :-D i wybuchami tegoż wystraszyłam kotę Kluskę, która obrażona poszła sobie z biurka!

Anonimowy pisze...

Jupijajej! Jak dobrze widzieć Was na swoim :) Ahoj!

A co do analizy - tylko komentarze pozwoliły mi dojść do samego końca. Pobiłam swój rekord - 4 razy zbierałam szczękę z podłogi. Natężenie głupoty mnie powaliło.
no i ARRRGH! Wiecie co mnie najbardziej wkurza? To spaczone postrzeganie miłość: 'kocham' DeBilla, ale co tam. Prześpię się z jego BRATEM. -.- No po prostu żenada. Brak mi słów na to. I potem się dziwić, że tyle rozwodów jak media karmią ludzi właśnie takim podejściem. To jakaś plaga.

Pozdrawiam ciepło i oczekuję kolejnego czwartku
Aartz

PS: Motyw piracki, zamiast kosmicznego bardzo, jak na mój gust barrrdzo przyjemny :)

Anonimowy pisze...

"W żyłach czułam ogień.
W tętnicach wodę, w śluzówce ziemię. Ot, życie rokendrolowca."

Albo Kapitan Planeta ;-)

podpisano: kot

ps. kod BELED. hmm?

chomiczka pisze...

Przybyłam-zobaczyłam-ze śmiechu zeszłam.

Pigmejka pisze...

Witajcie, kochani moi! :) Pierwsza analiza w Waszej Nowej Przystani wypadła przepięknie. Murazor i Gabs w formie, jakby nigdy od opek nie odchodzili. ^^
Zniszczył mnie wywiad, zniszczyły mnie tajemnicze następstwa gwałtu (Przez ucho ją gwałcił, ani chybi, skoro przysadkę uszkodził!), zniszczył wątek narkotykowy, a bardzo zUy opis seksu dobił (Ssawkorurka! Szczękonogogłaszczka! Ciućkanie czapki!:D).

Wielcy jesteście jak zawsze.

PS. Hasło: "sprowmni". Jak to kiedyś Kalevatar napisała: "Niepełnosprawni - pełnosprawni w blogaskach". ;)

Sineira pisze...

Piesek podszedł do Toma i zaczął go drapać po ręce.
A Tom pieska - po jajkach.

Wcześniej tylko pokwikiwałam z cicha, ale w tym momencie nie wytrzymałam. Zawyłam. Koledzy patrzą na mnie dziwnie...

Przeborska analiza, a stężenie głupoty w opku bije wszelkie rekordy. AŁtoreczka bredzi tak, jakby była pod wpływem opisanego przez siebie koktajlu Mołotowa z przypadkowych narkotyków.

Cyn pisze...

OMYGY. Opko rozniosło mnie całkowicie. Kanon, aż miło!

Dwie rzeczy mnie strasznie bolały. Pani Ellen radośnie uprawiająca seks zaraz po tym, jak się dowiedziała, że jej pochwa jest w strzępach, ciągle krwawiąc oraz ta sama pani wstrzykująca sobie marihuanę, po której wpadła w stan godny narkomana.

Dziękuję za zrobienie mi dobrze Waszymi komentarzami na nowy dzień. :3

Anonimowy pisze...

You made my day :)
Dzieki za dobry poczatek dnia :D

Dawno sie tak nie usmialam.

Swoja droga zastanawia mnie kwestia "gwaltu" w opkach.
Bo to nie pierwszy raz altoreczki poruszaja taki temat. Czy one sobie wyobrazaja, ze to takie cool? Romantyczne? Czy co?

Rittus

maruko pisze...

[chciałam wam tak ładnie życzyć powodzenia, ale składanie życzeń nie jest moją mocną stroną. nie jest żadną z moich stron, szczerze mówiąc.]
zmiana środowiska nieźle służy szanownej Załodze ~~ pierwsza część tej analizy była świetna [poświeciłam się i przeczytałam, choć musiałam znaleźc na to czas nocą], ale druga ją przerosła.

inwencja aŁtorki prawie do końca trzymała [jej właściwy] poziom. jakoś najbardziej położyła mnie zmiana fryzury Toma. był Dred, ciach-ciach, mamy Warkocza.

"Muszą być jakieś granice żeny, prawda?"
Chciałabym w to wierzyć, ale niestety - głupota wciąż jest legalna.

i jaki ładny mam kod do wpisania: "iness", w sam raz na opkowe imię.

Murazor pisze...

@ Rittus:

Zapraszamy na nasze forum. Tam prowadzimy debaty nad dziwnymi własnościami opkowego świata. Sprawy opkowych gwałtów też roztrząsamy.

Anonimowy pisze...

Ratunek podczas okienka na uczelni! Wzięłam obie analizy na raz i śmieję się do monitora tak szalenie że zaraz pojawi się brygada studentów psychologi w poszukiwaniu materiału na pracę semestralną.

Fil

hasło: thide. Chyba lepiej pójdę się schować.

Bestia Zua pisze...

"Isabell była jeszcze za mała by zrozumieć co się stało. Bawiła się ziemią rozsypaną przy grobie.
Bill od czasu do czasu próbował wyleźć?"
Dzidka aj low ju forewa po prostu. Choć cała załoga jest świetna i rozbrajająca, to czymże był(a)by SUS/NAKW bez Ciebie...

Anonimowy pisze...

jasne, że jesteście super, oczywiście - szczęście, że znów działacie. co do opka, uzależnienie po jednym wstrzyknięciu i to marihuany - no niesamowite!

Vespa pisze...

Bardzo ładne w ogóle, ale uszkodzenie przysadki penisem bije rekordy.
Z rozkoszą czytam Was w nowym wystroju.

Hasło: mingnino (to chyba to, co czuję po czytaniu dowolnych ałtoreczkowych wypocin.

SStefania pisze...

Przeprowadzka Wam sprzyja, ta część lepsza od poprzedniej, mimo, że opko to samo. Trzymajcie się, płyńcie po morzach i oceanach i nadal analizujcie z tak świetnymi pomysłami!

Anonimowy pisze...

W celu przetestowania komciania w gugielu dopisuję, iż piesek Heksenszus mię rozczulił;)

Shay pisze...

Marihuana w strzykawkach mnie rozczuliła. Jak tak dalej pójdzie, to niedługo będzie zupka z grzybków halucynków w strzykawkach.

Anonimowy pisze...

Uwaga, komĘtarz nieskładny.

Cudeńko. Cudne cudeńko. Na raz nie wytrzymałam, czytałam na raty. W pewnym momencie przyszedł mi do głowy motyw z filmu "Vicky Cristina Barcelona" (wiecie, że Ellen i Kałlice wszyscy razem zaczną robić TO ;D). Kupowanie domu w pięć minut, wywiady, pies i chomik, marihuana i heroina, ciąża, szpital i w o ghule kanon pełną gębą!
Kod imorte. Czy może to oznaczać, że aŁtorki są nieśmiertelne?

Dulce

Hybrydka pisze...

Trzy dni mi to zajęło, ale do końca doczytałam. Analiza cudna i gdyby nie ona, to w ogóle przez to opko przebrnąć nie dała. Łatwość bohaterki w przeprowadzkach i zmianach frontów emocjonalnych była dobijająco-rozbrajająca. Dzidkowe "Móóóózg!" zrobiło mi dzień :D

Gratulacje z okazji startu w nowe życie :D (i tak na marginesie, to rozważaliście zamiast Klepsydry mgławicę Kocie Oko tam u góry? Tak mi sie ona skojarzyła bardziej, jak przeczytałam podpis :) )

Anonimowy pisze...

Kocie oko tez jest ładne, ale Klepsydra przypomina Wazon!;)

Atle pisze...

"Pies nie reagował.
-Humanoidek?
Hemoroidek?
Szkorbucik?
Lumbadziunio, Lumbadziunio?"
To mnie Ómarło! :D

Analiza borska.Opku głupie, że aż boli. Musiałam sobie wszystko rozłożyć na kilka dni, bo moje ciało nie wytrzymałoby tych drgawek podczas mojego niemego śmiechu.

Życzę analizatorom powodzenia w analizowaniu na NAKW i by wytrwali w opkach do końca świata i o jeszcze jeden dzień dłużej :D.

Pest pisze...

Po pierwsze- przyprawiliście mnie wszyscy o stan przedzawałowy, gdy pewnego dnia weszłam na stronę Sierżant Und Saper i moim oczom ukazał się brzydki napis "Zamknięte".
Jednak Ryjbook się do czegoś przydaje.

Śledzę analizatornię niemal od początków, i za każdym razem zadziwia mnie niezwykła powtarzalność. Przy prawie każdej scenie miałam dziwne wrażenie że ałtoreczka poczytała wcześniej inne blogaski i napisała prawie to samo. Zmieniła niektóre okoliczności, imiona, i takie tam jej zdaniem mało znaczące pierdoły, po czym hulała sobie po edytorze tekstu jak wiatr po polu.
Jedno wielkie déjà vu odnośnie opka. Analiza jak zwykle spowodowała potrzebę wyczyszczenia monitora :)

Eunika pisze...

Wspomnę jedynie o moich rodzicach przylatujących co chwila do moejgo pokoju z pytaniem, czemu tak głośno płaczę o bracie drącym się wniebogłosy, bym wreszcie przestała się śmiać.
Kocham Was.

Blaugran pisze...

Niezła jazda. Ale ja wiem czemu kupiła dom w Hamburgu. Dzielnica St. Pauli! Mur betoną, to dlatego nie Brema, Dortmund, Lipsk czy inne Baden-Baden.

P. S. "Billosz" jako określenie dla tego pokraka obraża gracza, którego swego czasu ceniłem w Championship Managerze. Daniel Bilos - czyt. Bilosz.